anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
004 outfit

Bycie lekarzem jest ciężkie, jest piękne i w przypadku Leannie - pochłania większość jej życia. Headley była jedną z tych osób, które żyły by pracować, a nie pracowały by żyć. Kochała swoją pracę, kochała to uczucie, że jej się udało, że trafiła tu gdzie była, że po tylu latach ciężkiej pracy mogła z dumą nazywać się Panią doktor. Była jednak cholernie przemęczona. Co chwilę ktoś wzywał ją na nieplanowane zabiegi. Headley zawsze powtarzała, że może nie bawi się skalpelem na i pod skórą, ale je rola była równie ważna, gdyby pomieszała lekarstwa i kroplówki to inni lekarze nie mieliby już czego operować. Musiała być skupiona, musiała pamiętać wszystkie leki, które już podała i musiała działać szybko w kryzysowych sytuacjach, była wykończona.
A ten dzień nie zapowiadał się inaczej. Dwie planowe operacje i dziesiątki zabiegów do umówienia, ale z uśmiechem na ustach Leannie przemierzała szpitalne korytarze, chodziła z sali do sali, odpowiadała na setki prostych dla niej pytań, które dla pacjentów mogły wydawać się trudne i pół dyżuru jej minęło całkiem spokojnie, gdy w pewnym momencie usłyszała dość ostrą wymianę zdań. Umówmy się, brunetka nie wpychała nosa w nie swoje sprawy, a przynajmniej nie w pracy! Ale była ciekawska i nie byłaby sobą, gdyby nie zatrzymała się i nie sprawdziła co się dzieje i kto się tak wykłóca. Nie odezwała się oczywiście, po chwili odeszła będąc pełna mieszanych uczuć, bo w konflikty z ordynatorem, będąc dość młodym stażem lekarzem nie chciała się pchać, ale, gdy już jakiś czas później miała porozmawiać z pacjentem doktor Riseborough nie mogła siedzieć cicho, ale też nie zamierzała pytać wprost.
- Cześć, co będziemy robić? Potrzebujesz by był w całkowitej narkozie? Masz wyniki krwi? Ostatnio jest jakaś plaga ludzi z zakrzepowością, muszę wiedzieć czy przygotować leki na rozrzedzanie - zaczęła normalnie, bo nie zrzuci na nikogo bomby pod tytułem "słyszałam jak kłóciłaś się z ordynatorem". Nie chciała jej speszyć, poza tym przyjaciółkami kobiety nie były. Znały się, pracowały razem jakiś czas i może kilka kaw zdarzyło im się razem wypić, nie wchodziły jednak na bardziej prywatne tematy. Nie żaliły się sobie ze swoich problemów, jednak, czyż nie prawdziwe jest powiedzenie, że zawsze lepiej wygadać się komuś obcemu? A Lea jako osoba, która poniekąd chce zbawić cały świat, bardzo chciała być pomocna.
- Czy Ty też jesteś taka zmęczona ostatnio? Mam wrażenie, że mamy pacjentów dwa, albo trzy razy więcej. Wszyscy chodzą jacyś poddenerwowani, zwłaszcza ordynator - i tu oczywiście zmrużyła lekko oczy i wpatrywała się to w blondynkę, to w kartę pacjenta, którą chciała przeanalizować zanim do niego wejdą. Leannie dużo rzeczy zauważała, dlatego szukała najmniejszej oznaki smutku, zdenerwowania. Powoli, ostrożnie, ale musiała wybadać sytuację.



Desiree Riseborough
powitalny kokos
Liani
brak multikont
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Ostatnie tygodnie były… trudne. Cóż, pewnie każdy znalazłby lepsze określenie na to co właśnie przetaczało się przez jej życie, ale wiedziała (jako niezły lekarz, zresztą), że od pewnej pory zaczęła to wszystko dysocjować. W końcu jej mózg odnalazł narzędzie, by uchronić ją przed traumą. Tak było lepiej- skupiać się na pacjentach, nie na samej sobie, która jeszcze moment, a rozleciałaby się w drobny mak.
Nie miała kontaktu z Flannem, James o to zadbał i precyzyjnie odmierzał jej czas dyżurów. Na inne aktywności jej nie nie pozwalał- zakupy robił sam, na jej prośbę o spacer wskazał na ich ogromny ogród i basen mamrocząc coś o tym, że dawno jej nie widział w bieliźnie. Na jej buńczuczne i nie zobaczysz dostała w zęby tak mocno, że następnego dnia tłumaczyła dentyście jak doszło do tak obfitego krwotoku z dziąsła. Po części była z siebie dumna, że reagowała, a po części przeklinała własną głupotę, która doprowadziła ją do tego nieszczęśliwego wypadku. Wszystkie zdarzenia z panem doktorem były przecież tylko nieszczęśliwymi katastrofami, prawda?
Nadal pamiętała jego ręce na szyi i groźbę, że ją zabije. Nagle, przy jej nowym związku stała się ona tak realna, że trzęsła się na myśl o rozmowie, którą przecież obiecała swojemu nowemu partnerowi. Szkoda tylko, że nie miała odwagi, by mu powiedzieć prawdę i nadal Flann uznawał jej męża za niegroźnego furiata, który jedynie trzaśnie drzwiami.
Nawet w szpitalu Gordon miał taką opinię i choć kłócili się zażarcie tego dnia było to zaledwie preludium tego co czekało ją w domu. Wręcz czuła podskórnie tę groźbę, która między nimi zawisła i która sprawiła, że wyjątkowo długo doglądała swojego pacjenta. Starszy pan, trzydzieści lat z żoną, przerzuty do wątroby.
Szanse przeżycia były wręcz liczone w dziesiętnych i pewnie każdego innego dnia przyjęłaby to spokojnie, ale obecnie nie była w stanie. Podobnie jak faktu, że kolejny raz nie zobaczy Flanna. Jej telefon spoczywał, zresztą, zamknięty w biurku Jamesa i nawet nie wyobrażała sobie jak bardzo jej malarz panikuje, bo nie ma z nią kontaktu. To wszystko jednak traktowała jako karę za romans, jako grę, która miała skończyć się jej odejściem. Przecież musiał ją w końcu puścić i jeszcze naiwnie wierzyła, że pokrzyczy, że uderzy ją, ale pozwoli jej odejść. O tym myślała (i po części o domu, który wkrótce mieli urządzać), gdy podeszła do niej Leannie.
Nie znały się dobrze, ale to samo mogłaby powiedzieć praktycznie o wszystkich w szpitalu. James zadbał o to, by poza bratem nie miała tutaj nikogo i pewnie triumfował obserwując jej nieustanną samotność. Śmierć dziecka też nie była przepustką do bycia towarzyskim, więc mogła jedynie poruszać tematy stricte zawodowe.
- Resekcję wątroby w stopniu znacznym - odpowiedziała na jej pytanie. - Myślę, że tu już zakrzepica niewiele zrobi. Walczymy jedynie o kilka miesięcy i bezbolesne odejście - odpowiedziała spokojnie i bardzo metodyczne. Desiree właśnie taka była, choć ostatnio przyłapywała się na natłoku emocji, które zazwyczaj chowała głęboko. Podejrzewała, że ma w tym udział Flann- po raz pierwszy w życiu się zakochała i dopuściła kogoś do siebie, a potem już przestała być taką chłodną księżniczką.
Z tego też powodu nie kazała anestezjolog iść z tą prywatą do diabła. Wyczuła, że kobieta się martwi.
- James? - mówiła po imieniu, bo żadną tajemnicą nie był ich związek, którym lekarz, zresztą, epatował jak szalony. - Jest ostatnio dość przemęczony, pewnie dlatego się wszystkim udziela. Przepraszam, jeśli usłyszałaś coś czego nie powinnaś… - zaczęła, bo zdawała sobie doskonale sprawę, że tego typu konwersacje zawsze mają ukryte dno, a przecież musiała wyjaśnić, że nic złego się nie dzieje.
Gratulacje, Desiree.

Leannie Headley
anastezjolożka — carins hospital
27 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona pani anestezjolożka, niespełniona żona. ale wiecznie chodzi z uśmiechem na twarzy, bo życie jest piękne!
Leannie czasami załamywała ręce nad swoim życiem. Biła się w pierś powtarzając, że każdy jest kowalem swojego losu, że jeśli naprawdę jest nieszczęśliwa, to powinna cholera sama o to zadbać, coś zmienić. Po czym wracała do domu, oglądała oferty z adopcją psów i zasypiała, by rano powrócić do punktu wyjścia. Jej życie było nudne, przewidywalne, proste i zapominała zbyt często tego doceniać. W końcu mąż ją kochał, rodzice wspierali, miała piękny dom, czuła się szanowana, bezpieczna. Tak wiele rzeczy brała za pewnik, tak wiele rzeczy nie doceniała, że gdyby tylko znała historię swojej koleżanki to najpewniej walnęłaby czołem w ścianę by się opamiętać i zacząć cieszyć wolnością, którą posiadała. Headley przejmowała się innymi, lubiła pomagać, lubiła się angażować, gdy ktoś jej na to pozwalał, jednak głównie, na co dzień, była – jak większość kobiet, zapatrzona w czubek własnego nosa, więc wiele istotnych rzeczy jej umykało.
Wizyty na onkologii otwierały jej oczy na chwilę. Na co dzień nie spędzała na tym oddziale aż tak wiele czasu, co z resztą bardzo ją cieszyło. Serce jej pękało za każdym razem, gdy musiała iść na onkologię dziecięcą, ale i tutaj, wśród dorosłych czuła cholerną niesprawiedliwość i wszechogarniający ból i smutek. Gdyby, ktoś zapytał ją wprost, co by wolała, czy paść pod samochód i zginąć na miejscu, czy też mieć zdiagnozowany nowotwór, to ani chwili nie zastanawiałaby się nad wyborem tego pierwszego. Nie było nic gorszego.
- Cholera – jęknęła cicho, słysząc słowa blondynki dotyczące pacjenta. Jako lekarz powinna do tego przywyknąć, ale nadal było ciężko. Rozmawiając z chorymi, wypytując się ich o kwestie potrzebne by odpowiednio przygotować ich do zabiegu, czuła się jak skończona idiotka. W końcu dla takich przypadków nie było już ratunku, a Leannie uważała, że te parę miesięcy nie było warte krojenia się na stole. Spojrzała jeszcze na moment w kartę pacjenta i westchnęła ciężko. - Okej, to już wszystko wiem, zaraz z nim porozmawiam i będę przygotowywać – odpowiedziała starając się zabrzmieć równie profesjonalnie, aczkolwiek nie potrafiła ukrywać smutku. Nie była z kamienia, a mężczyzna, który znajdował się niedaleko ich, w Sali, powinien mieć zdecydowanie więcej czasu do przeżycia.
- Jego przemęczenie zdecydowanie nie udziela się wszystkim – odpowiedziała zdecydowanie za szybko, ale nie widziała nikogo innego, kto gdyby miałby jakiś problem z ordynatorem, to ten podnosiłby na niego głos i odzywał się w ten sposób, w który to uczynił w stosunku do Desiree. - Nic nie słyszałam takiego – zaczęła po chwili, bo nie chciała zdenerwować, albo nie daj Boże zawstydzić onkolożki, na jej miejscu sama nie chciałaby by ktoś poruszał ten temat, ale Leannie nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała dalej. – No dobra, coś usłyszałam, ale to nie było nic takiego… Nie starałam się podsłuchiwać, ani nic w ten deseń, nie szukam sensacji o której mogę rozpowiedzieć na cały szpital spokojnie. Po prostu, chciałam się zapytać, czy wszystko w porządku? U Ciebie? – nie powie przecież, że gdyby jej mąż tak na nią naskoczył to już składałaby papiery rozwodowe, ani, że odwróciłaby się na pięcie i nigdy więcej na niego nie spojrzała. Nie znała ich relacji, historii, ale na podstawie krótkiego fragmentu, który zobaczyła czuła, że nie jest ona zbyt dobra.

Desiree Riseborough
powitalny kokos
Liani
brak multikont
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Tak, spokój był towarem deficytowym dla Desiree i co gorsza, trwało to tak długo, że myślała, że ten niepokój to stan permanentny. Wprawdzie planowała odejść od Jamesa, ale dotąd nie starczyło jej odwagi. Nie rozchodziło się przecież tylko o nią, ale i o Dillona, który również pracował w tym szpitalu i miał na pieńku z Jamesem. To wszystko sprawiało, że było coraz trudniej. Dopiero poznanie Flanna uświadomiło jej, że można inaczej, że nagle związek nie polegał na strachu tak ogromnym, że aż brakowało jej powietrza.
Powinna być zapewne potępiona, skoro wdała się w romans i to z żonatym mężczyzną, ale czuła jedynie ulgę. Być może dlatego karma postanowiła zemścić się na niej dotkliwie i przy okazji James się o nich dowiedział manifestując swój sprzeciw tak bardzo, że czuła się jakby poruszała się po polu minowym.
Nie umiała jednak poruszać tego tematu z najbliższą jej osobą, więc tym bardziej trudno jej było otworzyć się przed kimś obcym. O pacjentach zaś mogła rozprawiać ciągle, choć na dźwięk przekleństwa spojrzała na dziewczynę uważnie. Sądziła, że już zdołała przywyknąć do strat, które doświadczały na tym oddziale.
Sama Desiree walczyła codziennie o każdy nowy dzień dla większości swoich pacjentów, więc była bardziej odporna. Przynajmniej tak wmawiała wszystkim nie okazując emocji.
- To dobrze, zależy mi na czasie - spojrzała na zegarek, egoistycznie chciała skończyć wcześniej, by wyrwać się do Flanna, choć wiedziała, że to mrzonki. Nie puści jej, nie, gdy wiedział gdzie znika i podejrzewał, że wreszcie się od niego uwolni.
Wiedziała również, że to powód, dla którego James wreszcie stracił panowanie nad sobą publicznie i zachował się dokładnie tak jak robił to za zamkniętymi drzwiami ich domu. Powinna triumfować i wtajemniczyć w to lekarkę, ale wiedziała już jak skończyło się to z Westonem. Dobrze pamiętała postrzał.
Westchnęła.
- Poza Dillonem, nigdy nie przepadali za sobą - napomknęła starając się jakoś topornie wytłumaczyć swojego partnera. Oczywiście, że użyła w tym celu starszego brata, bo ich awantury były znane na cały oddział. Zawsze było to lepsze niż tłumaczenie dlaczego jej partner nagle zwariował i wyzywa ją w ten sposób. Wiedziała jednak, że Leannie tak łatwo nie odpuści i usiadła w końcu w dyżurce stukając palcami o biurko.
- Dziękuję za dyskrecję. Wiesz, mamy z Jamesem problemy odkąd straciliśmy dziecko. Nie powinien zdecydowanie zachowywać się w ten sposób w szpitalu, ale najwyraźniej nie zawsze sobie z tym wszystkim radzi i… Nie chciałabym, żebyś zrozumiała mnie źle, ale to naprawdę nic takiego - tylko co zabawne, kluczyła wokół tematu, mówiła sporo, ale w żaden sposób nie odpowiedziała na jej pytanie o to czy jest w porządku.
Może i przez lata ukrywała porywczość swojego partnera, siniaki czy nawet połamane żebra, ale nie do końca potrafiła okłamać kogoś prosto w twarz, a już zwłaszcza osobę, która chciała jej pomóc i wypytywała ją z troski, a nie wścibstwa.
To chyba dlatego czuła, że nie wie, ile jeszcze wytrzyma i jak bardzo to ją boli, zwłaszcza teraz, gdy Flanna nie było obok.
- Widzisz, chciałabym od niego odejść - przyznała więc cicho i rozejrzała się bezradnie, zupełnie jakby bała się, że James nagle wyskoczy z szafy i ją zabije za to wyznanie.

Leannie Headley
ODPOWIEDZ