kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Ehe ehe, totalnie, a do tego jesteś tak samo zimny jak ich posągi, zwłaszcza teraz - zauważyła, bo jednak pizgało złem na tej Syberii tu. - Uważaj żebyśmy nie porównywali tu różnicy między tobą, a statuami i ich innymi elementami, niż dłonie - uniosła brwi, chociaż doskonale wiedziała, że Luke jest lepiej wyposażony, Tam chyba był jakiś przesąd, że wielki człowiek, mały penis czy coś. Albo przynajmniej faceci tak sobie świat ukształtowali.
Cami musiała docenić też to, że nie wypytywał kiedy dokładnie były te śluby, nie próbował wartościować tych relacji przez długość trwania związków. A ona przecież miała osiemnaście lat w trakcie jej pierwszego ślubu z Coltonem, a to i tak tylko dlatego, że wcześniej potrzebowała zgody rodziców, której oni nie dali i przez większość czasu deklarowali, że na ślubie w ogóle się nie zjawią. Była młoda i głupia ale nie chciała się w ten sposób tłumaczyć przed Lukiem. Jak chciał ją poznać, to proszę, oto Cami i jej przeszłość. A potem słuchała nieco jego przeszłości.
- Impreza była z nią kiepska, że się tak spiłeś i zaćpałeś? - zapytała zaciekawiona, jak już przetrawiła sytuację. I była ciekawa co go ciągnęło do takiego stanu. Ona ćpała i piła żeby się dobrze bawić, ale zgonów nie miała aż tak często. - No na jej miejscu pewnie też byś się wkurwił… - mruknęła w odpowiedzi, z nieco nieodgadnionym wyrazem twarzy - i pewnie tylko trochę byś był pod wrażenie, że w takim stanie w ogóle mogła cokolwiek przeruchać… - i dodała, bo w sumie no nie może powiedzieć, że nie rozumie tej laski, co nie. - I co potem zrobiłeś? - zapytała, bo no ciekawa była jak to się potoczyło. Ostatecznie ona zwiała sprzed ołtarza, on zdradzał swoje laski, daleko im było do ideałów.
- Ich strata - podsumowała, bo no… co miała powiedzieć? Jego rodzice wydawali się nieco koszmarni. Lepiej mu bez nich. Tak jakby. - A ty przynajmniej masz dobre geny włosowe, ani trochę nie łysiejesz - dodała, szukając jakichś pozytywów… jakichkolwiek.
- Nie wiem, sprowadzasz wiele lasek - rzuciła., nie do końca chcąc roztrząsać to co wtedy czuła. - Ale ty nie jesteś rudy, nie farbujesz się? - zapytała, nieco podejrzliwie. - Tak ci się tylko wydaje. Dużo lasek czuje się spełnione albo tańcząc seksownie, albo pozując przed kamerką, czy pracując dupą. A striptiz może być całkiem zabawny, chociaż bolesny. Wiesz że wiele striptizerek ma złamane palce na tych wielkich obcasach? - uniosła brwi. Znała sporo ciekawostek - Poza tym lubimy jako świat udawać, .że pozowanie w bieliźnie i tańczenie do reklamy jest okej, ale na rurze już nie. Że seks na ekranie jest super, czy to w filmie, czy serialu, ale w porno i na kamerce już jest jakiś problem. Tymczasem jest popyt, jest podaż. Wiesz że pracownice seksualne są jedyną szansą na bliskość osób owdowiałych, czy z niepełnosprawnością? Tyle się mówi o wojakach, którzy chodzili na dziwki, a tak naprawdę wielu z nich chciało się przytulić do kogoś, dać się pogłaskać i tak dalej. A gdyby nie dawne kurtyzany, do dzisiaj kościół katolicki wymazywałby istnienie łechtaczki i orgazmu kobiety z książek, bo to było niewygodne i przecież nie warto tego badać. A za tym idą dalsze problemy, jak to że każdy lek jest testowany tylko na facetach, więc dawka podana kobiecie może być śmiertelna lub za mała - podsumowała się ze swoim wykładem. - Wstyd kończy się tym, że kobiety cierpią, dlatego wolę żyć bezwstydnie. I swoją drogą w krajach, gdzie kobiece sutki nie są tabu, jestem o wiele rzadziej zaczepiana niż tam, gdzie kobieta musi się zakrywać, a facet nie - wzruszyła lekko ramionami. Może i nigdy nie poszła na studia, ale o świecie wiele wiedziała. No i miała bardzo dobre, prywatne szkoły dla bogoli.
- Praca w biznesie nikogo nie czyni idealnym. Byś się zdziwił jakie trupy w szafach mieli goście w garniakach, którzy kręcili się wokół moich rodziców - przyznała szczerze, jak już skończył mówić. - A chciałbyś w ogóle pracować jako inżynier, prawnik, czy lekarz? - zapytała go całkiem serio, bo no musiała przecież to ustalić. O czym marzył Luke, co chciał robić w życiu?
- Co robili że się tak poczułeś? - zapytała nieco ciszej, podejrzewając, że paradoksalnie właśnie to sprawiło, że tak czuł, a nie że sobie to skądś wymyślał. Nie brzmiało to jak idealna rodzinka…
- Nie, królewskiej nie, ale oczywiście przybyli na Mayflower. I znają kilka królewskich rodów… - westchnęła ciężko. - U nas była rodzina idealna, a przynajmniej taka powinna wyglądać. Moja siostra się dobrze wpisała w milion zajęć pozaszkolnych, same najlepsze oceny, idealnie dopasowane sukienki i wyborną etykietę w trakcie dwunastodaniowego posiłku. Ja byłam tą, która się na tym nudziła, chciała żyć, albo chociaż trochę oddychać… i zawsze wszystko psułam. Nawet urodziłam się w trakcie ceremonii zaślubin, na dodatek błędnej, bo moja mama najwyraźniej zaraziła się ode mnie wtedy głupotą i pomyliła kościoły - uniosła brwi - a jak miałam 15 lat, razem z chłopakiem po raz pierwszy pojechałam do Europy i dopiero tam mogłam oddychać. Nie musiałam się ‘zachowywać’, robić tego co wypada, być grzeczną, posłuszną, właściwie niewidzialną. Wiesz jak wyglądały moje drugie urodziny? Nie było gościa z balonami, ani kolorowego tortu. Był brunch, wszyscy ubrani na biało i stado znajomych i współpracowników rodziców. Którzy oczywiście nawet wtedy prowadzili swoje interesy - podsumowała, a potem śmiechnęła cicho - nie martw się, to ci nie grozi raczej. Ona tu prawie nie bywa, a jak już, to nie w naszych dzielnicach - dodała, bo no taka prawda.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Wiesz jak mówią, zimne ręce - dobry w łóżku – wypalił od razu i bez żadnego uprzedzenia przyłożył dłoń do policzka Cami żeby zaprezentować jej, jak bardzo była ona lodowata. – Zawsze możesz mnie trochę rozgrzać – okej, okej, podpowiedziałaś mi żart. – Masz na myśli ich małe penisy? Pewnie mieli za to wielkie mózgi. Dobrze, że ja nie musiałem dokonywać takiego wyboru – wzruszył ramionami i zerkając na nią zaczepnie. TAK, BYŁ ŁASY NA KOMPLEMENTY.
Jego brak pytań nie wynikał z tego, że nie był ciekawy Cami. Był, był cholernie, ale to, czego też się o niej zdążył dowiedzieć to to, że była kurewsko skryta. I że z trudem przyszło jej powiedzenie mu czegokolwiek na temat swojej przeszłości. Choć to akurat było jego winą, bo gdyby nie zaczął jebać jej na wstępie za wszystko, co mówi, to może otworzyłaby się przed nim znacznie wcześniej.
– Nie, po prostu… kiedyś tak się bawiłem – odparł krótko. Nie czuł się w tym momencie na siłach, żeby powiedzieć jej wszystko o tamtym okresie jego życia. Zerknął na nią kątem oka, próbując wybadać, czy nim w tym momencie otwarcie gardzi, czy tylko udaje, że nie. – I tylko tyle? Żadnego „ty jebany zwyrolu” albo „o kurwa ty złamasie”? – teraz już otwarcie patrzył na nią z podejrzliwością. – Nie no, wkurwiła się tylko o to, że zniknąłem. Przecież jej niczego nie powiedziałem… Ta druga jej powiedziała, ale dopiero po jakimś czasie. W ramach zemsty, bo nie chciałem już więcej jej gównianego towaru – westchnął. Wtedy nie czuł wyrzutów sumienia – dopiero po tym jak wytrzeźwiał zaczął sobie przypominać tego typu historie ze swojego życia. I koszmarne wyrzuty sumienia często dopadały go wtedy ze zdwojoną siłą.
– No, racja. Lepiej mieć włosy niż rodziców – roześmiał się, a potem zerknął na nią. – Nie jestem, ale pewnie mam jakiś gen rudości. Jakbym miał dzieci, to na pewno one byłyby rude. Córka to tam pół biedy, ale syn miałby przejebane – wzruszył ramionami. No niestety, rudzi chłopcy nie mieli łatwo na tym świecie. A rude córki były hot, no ale wtedy trzeba było tylko kupić wiatrówkę. – Wcale nie tak dużo. A co, któraś była niemiła? Coś ci zajebała któraś? Trzeba było mówić – spojrzał zaciekawiony. Jakby wiedział wcześniej, to by się rozprawił z jedną i drugą.
– No okej, taniec to może być fun, ale dla niektórych to też ostatnia deska ratunku na to, żeby przeżyć – skomentował słowa o tańcu na rurze, a potem w ciszy wsłuchał się w wykład Cami. I tak na nią patrzył i patrzył i myślał sobie, że jest nie dość że śliczna, to jeszcze taka mądra i w ogóle. – Powinnaś wykładać na jakimś uniwersytecie – skomentował, próbując wymyślić się na coś mądrego. – Mnie twoje sutki nie oburzają – wypalił po chwili. Tak, tak się kończą próby zabłyśnięcia przed laską przez Luke’a. – Nie myślałem nigdy o tym pod tym kątem. Wiesz, że pracownice seksualne to nie tylko jakiś półświatek, ale też ważna społecznie rola – stwierdził w końcu. – Jesteś strasznie odważna, wiesz? Świat niby idzie do przodu, a dalej wystarczy wstawić zdjęcie tyłka na swoje konto, żeby grupa anonimowych ludzi zaczęła cię oceniać. A ty idziesz po swoje, pod prąd nawet i jeńców nie bierzesz – dodał, myśląc sobie w duchu, że jak wrócą to będzie musiał się doedukować, żeby miał z nią o czym gadać i zaimponować jej jakąś konkretną wiedzą na jakiś temat.
– Nie, nie chciałbym. Jestem barmanem, bo… nic innego nie potrafię. Niby skończyłem jakieś tam studia, ale… – pół życia przebalowałem i teraz nie umiem nic. – no, nie wiem. W niczym siebie nie widzę – dodał szczerze. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym, gdzie widzi siebie w przyszłości. A teraz wolał o tym nie myśleć, bo ta przyszłość nie była wcale świetlana. - Pół dzieciństwa spędziłem u psychologów, którzy próbowali dociec dlaczego się tak zachowuję. A ja byłem dzieckiem, niegrzecznym i bezmyślnym, ale wciąż dzieckiem. Nie miałem żadnego powodu, a oni oczekiwali że głupi bachor dokona jakiejś autoanalizy i im wszystko wyśpiewa – westchnął. – Czułem się tylko przez to jak problem, który trzeba rozwiązać – dodał, a potem posłuchał jej historii. Historii, co do których najwyraźniej sama poczuła, że czas z siebie przed nim wyrzucić.
– To nie głupota, po prostu od pierwszego dnia życia robiłaś zamieszanie – stwierdził z błyskiem w oku. – Przecież to chore, to nie wychowywanie dzieciaka, tylko jakiś chów klatkowy. To dopiero kwalifikuje się pod wizytę opieki społecznej – podsumował, a potem wsłuchał się w historię o chłopaku, o urodzinach i szczerze posmutniał. –Twoi starzy praktycznie ukradli ci dzieciństwo i zrobili z ciebie niewolnicę. Oni mają w ogóle świadomość, jaką krzywdę ci robili? No nie wiem, powiedziałaś im kiedyś to wszystko? Że chcesz żyć na wolności, a nie wegetować? – spytał, a na wzmiankę o siostrze wzruszył ramionami. – I dobrze. Na pewno bym jej nie polubił – no bo skoro była przeciwieństwem Cami, to jak miał to uczynić, prawda.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Kto tak mówi? - zapytała zdezorientowana, bo no nie widziała związku. Poza tym Luke nie może się tak puszyć, bo pęknie i kto to wtedy będzie sprzątać? A kiedy dotknął jej policzka, przez sekundę jej policzki się zaróżowiły. - żebyś tylko się nie spalił przypadkiem - mruknęła z rozbawieniem, a potem tylko wywróciła oczami. Yup, dość tego dobrego i komplementów! Przechodząc dalej…
- Wiem że wyglądam na mądrą, wszystko wiedzącą i zawsze mającą rację pod moją piękną twarzą, ale niestety szklanej kuli jeszcze nie posiadam i nie znam dokładnie waszej relacji z tego czasu - zauważyła, lekko unosząc brew. - Gdyby to była miłość twojego życia, to jednak inaczej byś historię opowiedział, z drugiej strony - dodała. bo np ludzie popełniają błędy, ale nie każdy błąd jest powodem do nazywania go zwyrolem. Jeśli ona nie kochała jego, a on jej, to lepiej żeby wyszło szybciej niż później, że nie są sobie pisani.
- To prawda, dobrze że ty nie miałeś przejebane - wywróciła oczami, chociaż żarty o rudych też ją bawiły, dlatego zobaczył na jej twarzy rozbawiony uśmieszek.
- No weź, jeszcze umiem sobie poradzić z głupimi babami - wywróciła oczami. Kilka z jego lasek zasponsorowały jej jakieś piwo, czy inne bzdety, oczywiście nieświadome, że zwija im coś z portfela, kiedy spały. Trochę była alfonską Luke;a, on rucha, ona zbiera hajs, heh.
- To samo można powiedzieć o sklepie, w którym szef cię pizga, w biurze, gdzie molestuje cię i jebie po tobie każdy pracownik i oczywiście na kopalniach, gdzie tracisz palce i zdrowie, ale chociaż ładnie zarabiasz - zauważyła. To nie było takie czarno białe, normalna praca mogła być też upodlająca. I tak naprawdę w każdej pracy traci się zdrowie.
- Z czym, nigdy nie skończyłam żadnych studiów - zaśmiała się cicho, bo ona uczyła się w życiu, a nie na uczelni. Czasami się zastanawiała co by było gdyby jednak na nie poszła, ale wtedy chcieli tego rodzice. I naciskali na kierunki, które kompletnie jej nie interesowały, więc w ramach buntu wybrała życie nomada. A teraz było już trochę za późno na zastanowienie się, kim chciałaby być jak dorośnie.

- Musisz im to koniecznie kiedyś powiedzieć - mruknęła, zastanawiając się, czy to dobry pomysł tak otwarcie mówić o ich seksie. To mogło prowadzić do przerażających rzeczy!
- To wcale nie odwaga, tak powinno być. Co z tego, że będziesz grzeczną dziewczynką, która trzyma nogi razem, nigdzie nie chodzi sama, pilnuje swojego drinka i nie pije zbyt wiele? Statystycznie i tak najczęściej biją i gwałcą mężczyzn, których znasz. Oni też najczęściej cię zamordują. A rozpędzony samochód może cię rozjechać tak samo w Australii, jak i w Rumunii. Albo rak może ci zjeść mózg gdziekolwiek. Możesz się zamknąć w piwnicy i owinąć w folię bąbelkową, ale jedyne co ci wyjdzie, to zmarnowanie swojego życia. A ci ludzie w necie zgnoją cię za każdy twój wybór, bo nie chodzi wcale o to co robisz, a że robisz i oni chcą się dojebać - podsumowała krótko. Oczywiście ona nie zamierzała tego robić, żyła z myślą, że lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować że się nie spróbowało.
- Ale w roli barmana się widzisz? - zapytała zaciekawiona. - Co robiłeś przed barmanowaiem? - i zagadnęła, zaciekawiona. Tak, dała się wciągnąć w studnię zwaną Luke Winfield i zamierzała znaleźć dno.
- Ale co robiłeś niegrzecznego? - uniosła brew - tak wiem, dirty - dodała, mrugając do niego zaczepnie. - i któryś dociekł czegokolwiek? - zapytała, bo brzmiało to strasznie dziwnie. Jakiś program naprawczy.. ale w sumie czemu?
- Coś ty, ten rodzaj chowu dzieci ma tak długą tradycję w tych sferach, że inny sposób życia nawet nie wpadł im do głowy. A jak ktoś się wyłamuje z towarzystwa, to potem nie może do niego wrócić. A co to za życie, którym nie można pochwalić się na gali, czy wystawnej kolacji - wywróciła oczami - nie mówiąc o tym, że twój dom wypełniają antyki, które są cenne, ale na których nie można siadać ani ich używać, żeby ich nie uszkodzić. Oczywiście kilka z nich spłonęło w pożarze naszego domu… - uniosła brew, postanawiając, że na razie nie ujawni tego, że bardzo możliwe, że on był właśnie z jej winy. - i to chyba wypędziło część złych duchów, bo po nim zrobiło się nieco bardziej znośnie. Ale dla mnie wciąż było zbyt ciasno na wzięcie oddechu. I nie zrozum mnie źle, mówiłam im milion razy, ale ich nie obchodziło czego ja chce dla siebie. Nie dali mi zgody na małżeństwo zanim nie skończę 18 lat, a potem do samej ceremonii nie wiedziałam, czy w ogóle przyjdą… - dodała, marszcząc brwi, trochę czując się dziwnie, że to wypadło z jej ust. Jej ręce lekko zadrżały, nogi zresztą też, odchrząknęła, czując znajome kołatanie serca. Spróbowała skupić się drodze w idealnym momencie, bo przed nimi pojawiła się paskudna dziura, którą zauważyła ciut za późno przez rozmywający się wzrok przed jej oczami i atak paniki, ale i tak spróbowała ją wyminąć…. i właśnie tak wypadli z drogi. I chociaż nie zderzyli się z drzewem z impetem, to trochę w niego wgnietli przód samochodu. - Kurwaaa - rzuciła zirytowana i spróbowała znów odpalić samochód, ale on tylko chrząknął, pryknął i po chwili dym poleciał spod maski. - Niech to szlag - podsumowała, uderzając ze złością w kierownicę.. i zauważając, że w sumie to paliwo sięs kończyło.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Założę mundur strażaka i będę bezpieczny – dodał posyłając jej zaczepne spojrzenie, niech wie, że żadne płomienie mu niestraszne! Ciekawe, swoją drogą czy Cami lubiła przebieranki… Luke tam lubił tego typu kreatywności, o ile laska nie wyskakiwała mu w przebraniu muppeta. – Nie, nie była miłością mojego życia. Ani nawet miłością… – westchnął, bo co tu będzie czarował. Nie kochał jej, tak samo jak żadnej ze swoich dziewczyn tak prawdę mówiąc. W każdym razie był zdziwiony tym, że Cami nie wykazywała względem niego obrzydzenia. Aż w końcu uświadomił sobie, dlaczego w ogóle jej to powiedział i dlaczego taka właśnie była jej reakcja – Cami nie oceniała. Przyjmowała do wiadomości, brała poprawkę na to, że każdy popełnia błędy, ale sama do tej pory nie powiedziała mu nic, przez co choćby przez chwilę pożałowałby, że tak się przed nią otworzył. I było mu z tego powodu jeszcze bardziej głupio i źle niż przedtem.
– No dobrze, ze twoi fagasi zawsze byli wzorem elokwencji i bystrości umysłu… No dobra, niektórzy byli całkiem spoko – przyznał po chwili, bo z niektórymi przecież gawędził sobie rano, kiedy Cami brała tak tajemniczo długi prysznic, że aż sobie szli w jego trakcie. Ale za ich hajs nie balował, więc jednak spory minus.
Zgodził się z nią skinięciem głową. Nigdy nie powiedział złego słowa swojej siostrze, kiedy ta tańczyła w Shadow, ale też myślał że robi to z przymusu. Ta jednak nigdy na nic się nie żaliła, ba nawet czasem wydawało mu się że wręcz robiła to od urodzenia. No, Cami dała mu do myślenia, nie ma co.
– No i git, jestem najlepszym przykładem na to, że tym papierkiem można sobie tyłek podetrzeć i to jego najlepsze zastosowanie – wzruszył ramionami. Przemilczał jednak fakt, że przez dwa odwyki jakie przeszedł, skończył studia i tak dwa lata po swoich rówieśnikach. Ale i tak uważał, że lepiej nie studiować, niż robić to bo mama każe.
– Dzisiaj im to opowiem. I zaśpiewam nawet kołysankę na dobranoc – oznajmił pewnie, starając się zachowywać neutralnie, ale w końcu zerknął na nią posyłając zaczepne spojrzenie, zastanawiając się, czy go zbyje, czy podejmie temat. I czy właśnie umawiali się na seks.
– Jesteś zbyt dzika na to, żeby zamykać się w piwnicy. Albo dawać się zamykać komukolwiek – odparł zgodnie ze swoimi obserwacjami. – No i umiesz się bić, wiesz że musiałem jechać na nastawianie nosa kiedy mi go przestawiłaś w Shadow? Nauczyłaś się tego, bo miałaś kiedyś jakąś niebezpieczną sytuację? - już dawno miał ochotę o to spytać, ale raz, że nie było dobre okazji, dwa – przecież dostał wtedy, bo sobie zasłużył i to konkretnie.
– Pytasz mnie, czy widzę siebie w tej roli teraz, czy za 20 lat? Bo jeśli to drugie, to nie. To praca z terminem ważności. Nikt nie będzie chciał trzymać za barem pięćdziesięcioletniego starucha – odparł szczerze. - A wcześniej… nic konkretnego. Jakieś dorywcze, studenckie prace. Kiedy byłem młodszy starzy zapisywali mnie na zajęcia sportowe, muzyczne, ale jak widać koncertowo to wszystko spierdoliłem – westchnął, czując się zażenowany samym sobą. No cóż, ta studnia miała dno… twarde, zimne i do tego pokryte mułem i wodorostami. I Luke bardzo pilnie strzegł tego, żeby nikt nie zapuścił się aż tam, bo nie mógł zapewnić tam odpowiedniej asekuracji.
– Raz jeden psycholog mi powiedział, że jestem taki głośny i atencyjny, żeby bardziej mnie było widać i żeby już nikt nigdy mnie nie zapomniał z żadnego sklepu. I że wynika to z patologicznego lęku przed kolejnym porzuceniem. Ale to wiesz, pierdolenie jakiegoś cepa, który mnie widział za dzieciaka parę razy i wydaje takie osądy – prychnął pogardliwie, trochę nie dopuszczając do świadomości tego, że psycholog mógł mieć wtedy rację.
– No to skoro nie mogłaś wrócić do tego stylu życia, to tym lepiej dla ciebie – zauważył, a następnie zmarszczył brwi słysząc ciąg dalszy historii. – Spłonął twój dom rodzinny? O chuj, to pewnie tym bardziej było ci ciężko traktować to miejsce jak dom, taki prawdziwy… – mógł tylko przypuszczać, że pożar miał wpływ na to, że nigdy nie czuła się tam do końca jak ‘u siebie’. A potem zmarszczył brwi, znowu, zerkając na nią. – Miałaś wtedy 18 lat? – zdziwił się, bo przecież była wtedy dzieckiem. – Nic dziwnego, że nie byłaś gotowa. Sam bym spierdolił – stwierdził po chwili. – Przyszli? – spytał jeszcze po chwili zerkając na nią, przez co sam nie zauważył dziury, do której się zbliżali. Tak samo, jak nie zauważył, że jej nagłe dziwne zachowanie było spowodowane zbliżającym się atakiem paniki. Dlatego kiedy nagle wypadli z drogi, złapał się deski rozdzielczej, próbując jednocześnie trzymać Harry’ego na kolanach. Przez moment na poważnie myślał, że to koniec ich podróży, ale takiej podróży na tym świecie. – Kurwa, Cami, nie widziałaś tej dziury?! – krzyknął spoglądając na nią z gniewem. – Ja pierdolę, to teraz albo zapierdalamy z buta albo łapiemy stopa. Kurwa! – warknął, a potem schował twarz w dłoniach, próbując ochłonąć. Następnie spojrzał na Cami, już nieco łagodniejszym wzrokiem. – Nic ci nie jest? Boli cię coś? – i nawet położył dłoń na jej udzie, jakby chciał się upewnić, że wszystko gra.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Cami była jak Samantha z SATC, miała motto, że wszystkiego w życiu spróbuje raz… a jak jej się spodoba, to znowu. Nie ma co się ograniczać, a przebieranki są przecież so much fun. Luke na pewno widział, że ma różne rodzaje bielizny, także takie sugerujące jakiś dress playing stuff. - A jakaś w ogóle była? - zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język. No ale trochę ją ciekawiło, czy Luke kiedykolwiek kogoś kochał… no kogo by to nie nurtowało? A no właśnie.
- Okej, daj kolejną historię - rzuciła, ciekawa co jeszcze miał na podorędziu. Ostatecznie wiedziała, że teraz nie był zachlany ani zaćpany w życiu, więc nawet nie kwalifikowała go w ramach uzależnionego. Po prostu lubił zabawić się na całego. Ona nie była lepsza.
- Wiesz jak to mówią, musi być mocny w gębie i języku, ale niekoniecznie w trakcie mówienia - wzruszyła lekko ramionami, bo nie ukrywała, że był to tylko seks. Miała wysokie libido, lubiła sprawdzać jak to jest z tym a tym człowiekiem. Czy kogoś tym krzywdziła? A no nie.
To w sumie lekko dziwne, że oglądał siostrę na rurze… swoją drogą! Dobrze, że nie próbował jej przelecieć. Bo… nie próbował… prawda….?
- A co to za papierek? - zapytała jeszcze, bo no ciekawiło ją, w którą stronę poszedł. A te posty są za długie żebym się upewniała, czy już jej to powiedział, czy nie. Zresztą patrz jak się staram skracać!
Nie skomentowała zaczepki, bo… jezu, za bardzo by tego chciała, więc nie dawała po sobie tego znać. Zwłaszcza, że przecież nic się między nimi nie działo, no zero stresu, zero… no nieważne.
- Zawsze lubiłam sztuki walki w dzieciństwie. Mogłam wyładować frustracje i przyłożyć komuś na legalu. Chodziłam też na lekcję szermierki i potrafię strzelać z różnych rzeczy, ale to już rekreacyjnie - dodała, bo w sumie co tu ukrywać, bogaci ludzie lubią w swoich szkołach uczyć dzieci sportu, który kiedyś był zaprojektowany żeby zabijać. Nic w tym przecież dziwnego…
- O kurde, widocznie naprawdę na to zasłużyłeś - zauważyła, bez cienia wyrzutów sumienia. - A niebezpieczne sytuacje owszem, w Lorne, poza Lorne. Wszędzie się zdarzają chujowi faceci - zauważyła, bo nie ma co udawać, że to kobiety próbują zgwałcić autostopowiczów, kobiety dosypują facetom pigułki gwałtu do drinków, nagrywają seks bez zgody, rozpuszczają męskie nagie zdjęcia po sieci, publikują revenge porn, prześladują, grożą, pobijają i mordują swoje eks. Przemoc ma płeć.
- Oooo pokaże ci w drodze, że się mylisz - uniosła brwi. Już nawet wiedziała, który berliński bar mu pokaże, żeby zrozumiał jak wspaniałe są miejsca z długą historią i ludźmi, którzy te historie mogą opowiadać.
- Nie pytam co spierdoliłeś, tylko co było spoko i co ci się podobało- poprawiła go, unosząc lekko brew. - Rozmawiasz z królową pierdolenia rzeczy w swoim życiu, nie ma nic czym mógłbyś mnie zaskoczyć lub przebić - przypomniała mu, bo halo, zjebala trzem facetom życie, zostawiając ich przed ołtarzem. Nawet jeśli wyszło im to na dobre, że nie byli z nią dłużej, to to wciąż bolesne wspomnienie. Zresztą dla Cami też.
- Czyli w sumie powiedział ci, że zachowujesz się jak absolutnie każde dziecko, które jest atencyjne i głośne? - zapytała nieco znudzona, bo no kompletnie tego nie rozumiała. - A na to że porzucone dziecko może się bać porzucenia to kurcze, pewnie musiał doktorat robić, żeby do takich wniosków dochodzić - uniosła brwi. - Okej, to chcesz mi powiedzieć, że przez to że zachowywałeś się jak typowy mały chłopiec, który musi być w centrum uwagi, nowa rodzinka wysyłała cię do psychologów, żeby cię naprawili i przez całe życie dawali ci odczuć, że nie jesteś dość dobry, ani naprawdę częścią tej rodziny|? I nikt z rodzeństwa nawet nie był po twojej stronie? - no nie rozumiała tego. WIadomo, że relacje każdej rodziny są skomplikowane, ale z tego co Luke mówił, to nie on był tutaj chujowy. I to raczej ta rodzina nie zasługiwała na niego, skoro tak się wobec niego zachowywali i nie widzieli, jak bardzo czuje się niechciany.
- To zawsze była złota klatka… ale… no… wiesz, nie wiem, no wybuchł pożar, nikt nie wie czemu i no, jest jak jest - podsumowała, machając ręką, zbyt zestresowana tym wszystkim. - Tak, przyszli, a potem się do mnie nie odzywali, bo zwiałam do Azji - podsumowała krótko, uznając że na tyle wystarczy jej weselnych zwierzeń na dziś. I faktycznie jej mózg najwyraźniej się zgadzał, bo postanowił wjechać w drzewo.
- A ty nie widziałeś?! NIE KRZYCZ NA MNIE - odpisnęła, bo jednak no musiała się uspokoić, musiała zacząć oddychać. A potem otworzyła drzwi, wylądowała w śniegu na kolanach i machnęła ręką na jego pytanie. - Daj mi spokój, wszystko okej - podsumowała, z tego wszystkiego nawet nie zarejestrowała, że dotknął jej uda. Chłód śniegu przyniósł małe orzeźwienie, więc była w stanie wstać, wziąć głębszy oddech i z przymkniętymi oczami się uspokoić. Spojrzała na auto, kopnęła dwa razy przednie koło, a potem schowała twarz w dłoniach. - Nie, żadnego stopa. Idziemy wzdłuż drogi, aż znajdziemy coś, co można ukraść i czym jechać. A potem przekraczamy granicę i jedziemy do Europy się wyżyć. I co się stanie w Europie, zostaje w Europie, nikt się o tym nie dowie, nie będziemy o tym gadać, ani tego analizować. Zgoda? - zapytała i dopiero potem odwróciła się w stronę Luke;a, wyciągając rękę, żeby przypieczętował ten deal.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- O jednej tak myślałem. A potem wytrzeźwiałem - parsknął śmiechem chcąc obrócić to w żart, choć tak daleko od prawdy to nie był. Związek z tą dziewczyną przypadał na okres kiedy już pukał do dna od spodu, a potem... Dziewczyna zmarła i od tamtej pory Luke faktycznie był czysty. I wtedy uświadomił sobie, że to nie była wielka miłość, tylko współuzależnienie.
- Kiedyś dla draki razem z kumplami ukradliśmy auto. Wcześniej wypiliśmy po parę piw... No i wpierdoliliśmy się w inne auto, stojące na poboczu. To był samochód żony jednego z policjantów w Lorne - zmarszczył brwi. - Mój stary dobrze znał ówczesnego komendanta więc sprawie ukręcono łeb - wzruszył ramionami. Tak, Luke zdecydowanie spadał w swoim życiu na cztery łapy… – Zarządzanie – odparł jeszcze odnośnie papierka. I FUJKA, nie próbował przelecieć siostry!! Chciał przelecieć Cami, od dawna, owszem, a siorki nigdy ok.
– Ja pierdolę, mogłaś od razu ostrzec, że lubisz od czasu do czasu wpierdolić typowi znienacka – stwierdził unosząc zaczepnie brew. Laski lubiące się bić były chyba jego kinkiem, bo info o tym że Cami lubi strzelać bardziej spowodowała, że ta dziewucha jeszcze bardziej go zaintrygowała. Nawet jeśli sam miałby być jej ofiarą… Co do niebezpiecznych sytuacji, ciężko mu było się nie zgodzić. On tam nigdy nie doświadczył żadnej ze strony kobiet (chyba, że jakaś była miała chęci mordu wobec niego), za to on w Shadow widział różne sytuacje z facetami w roli głównej i żadna z tych historii nie była przyjemna.
– Co mi się podobało? – musiał zastanowić się przez chwilę. – Chyba najbardziej ciągnęło mnie w stronę muzyki. Kiedyś starzy uziemili mnie na prawie całe wakacje i wtedy napierdalaliśmy z bratem w garażu na gitarach. Spoko to był czas – westchnął, a potem spojrzał na nią podejrzliwie, bo tak naprawdę nikt nigdy nie pytał go o takie rzeczy, więc nie wiedział do czego Cami dąży. – No jak widzisz nigdy nie zostanę fizykiem kwantowym ani nie wynajdę lekarstwa na raka. Nie jestem z tych zdolnych, ale leniwych, tylko z tych leniwych i kurewsko niezdolnych – od razu zapowiedział, żeby nie miała wobec niego większych oczekiwań!
– Nie no, to też nie było tak, że byli dla mnie źli. Momentami byli naprawdę spoko i chyba nawet mnie pokochali… Przynajmniej matka czasami tak mówiła, ojciec też, do pewnego czasu. Potem się tylko wkurwiał. Myślę, że to ich po prostu przerosło w pewnym momencie – wzruszył ramionami. Z czasem ojciec zaczął tracić chyba jakiekolwiek nadzieje, że Luke się ogarnie i zasłuży na jego nazwisko. – A rodzeństwo też mam spoko, tylko wiesz. Mówię o tym na głos pierwszy raz ever. Myślę, że nie mieli pojęcia o tym, jak się czuję, bo zawsze udawałem, że mam wyjebane – stwierdził, uświadamiając sobie że za dzieciaka był mistrzem w ukrywaniu prawdziwych emocji… i że ten tytuł dzierżył aż do dziś.
– No to też masz udanych starych. Ciekawe czy cię próbowali gumką wymazać z rodzinnych zdjęć – zmarszczył brwi i w sumie nawet nie zdążył dopytać więcej, bo rach ciach, drzewo. ALE SKRACAM.
– Rozjebałaś nam już drugie auto, kolejne prowadzę ja niezależnie od tego jak stare będzie – prychnął i sam również wysiadł z auta. Kiedy z Harrym na rękach przeszli na jej stronę auta, Cami prostowała się, więc teraz również nie odnotował potrzeby wzięcia kilku głębszych oddechów. A potem wysłuchał jej wnikliwie, patrząc podejrzliwie na jej dłoń. Aż się wyprostował, spojrzał jej bezczelnie w oczy i podał dłoń. – Zgoda. Z tym, że ty złamiesz ten deal, bo zapewnię ci taki wykurwisty wyjazd, że od razu będziesz chciała podzielić się z tym ze wszystkimi koleżankami – trochę dłużej niż zamierzał trzymał jej dłoń, unosząc przy tym kącik ust. – Idziemy i kradniemy pierwszy pojazd, jaki zobaczymy – zarządził jeszcze. Warto było kończyć te studia! No i ruszyli nasi milusińscy wzdłuż drogi przez ogromne zaspy. Pewnie byli na siebie trochę obrażeni po ich małym wypadku i krzykach, więc spory kawał drogi pokonali w kompletnej ciszy. Aż w końcu na horyzoncie pojawiło się jakieś gospodarstwo, na podwórku którego stał przysypany śniegiem traktor. Luke przystanął z wrażenia i spojrzał na Cami. – No dobra, może kolejny… – oznajmił z powątpiewaniem w głosie.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Ciężko takie rzeczy powiedzieć, nie? Nie ma porównania, żadnego wzoru, odniesienia… nawet nie wiesz czy wiesz, może po prostu ci się wydaje - odpowiedziała mu, ale zrobiła to bardzo cicho, tak jakby zamierzała powiedzieć to tylko w swojej głowie, a nie do niego. Bo chyba tak trochę było. Nigdy nie wpuszczała ludzi do swoich myśli, jak jego. Do tej pory była zamkniętą księgą, która tak w ogóle to się nigdy nie przejmuje, wszystko ma gdzieś i co za różnica w ogóle ej. No a teraz.. teraz uchyliła przed nim drzwi i to i owo wydostawało się przez szparę. I kto wie, może ona się nawet trochę z czasem poszerzy? Albo zatrzaśnie na zawsze.. tak, musiałam dodać nieco dramaturgii.
A przy kolejnej historii… Cami zaczęła się śmiać - to się nazywa kiepska karma. To umiesz kraść auta, czy tylko siedziałeś z tyłu jako cwaniak? - zapytała, unosząc zaczepnie brew. - Rozjebałam swoje pierwsze auto dzień po dostaniu go, wjechałam w drzewo - uniosła brew - a byłam tylko pijana - dodała. No i w sumie teraz Luke widzi czemu ona zalicza wszystkie drzewa w okolicy, po prostu nigdy dobra za kółkiem nie była. Ale chciała coś kontrolować w tej całej sytuacji, w którą wepchnęli ją porywający ludzi rosjanie, więc wybrała kierownicę. - Więc serio mam cię osądzać? Było to głupie, ale nic się nikomu nie stało. Połowa ludzi tak może powiedzieć o wyborach ze swojej młodości - dodała, a potem westchnęła cicho. - Raz jako nastolatka miałam chłopaka ukrytego w moim pokoju, który był na pierwszym piętrze. Weszła moja mama, on wskoczył do szafy i siedział tam, a ja nie umiałam się jej pozbyć, żeby stamtąd wyszedł. W końcu zasymulowałam atak kaszlu i poszła przysłać do mnie pokojówkę z lekami, a wtedy szybko pogoniłam go żeby wyszedł przez okno, tak jak ja zwiewałam zawsze i jak on wszedł. Ale stanął na złej gałązce i zleciał na dół, łamiąc sobie nogę - podsumowała, rozkładając ręce. Opowiedziała mu też zabawną historyjkę, żeby nie czuł się taki winny. Czy ona naraziła tego chłopaka i generalnie ludzi, jak wjechała w drzewo? No jasne że tak. - Jeśli to naprawdę najgorsze co masz w swoim życiowym dokonaniu, to nowi rodzice skrzywili cię bardziej niż ci się wydaje - pokręciła głową, bo no nie rozumiała. Luke nie był zły, bo kradzież to głupota, ale to nie tak że ukradł bus dla nie wiem, hospicjum przeznaczony czy rowery dzieciom z domu dziecka. A jak zostało to później opłacone, to jaka szkoda się stała? Auto to tylko rzecz. Jasne, lepiej nie wsiadać pod żadnym wpływem, ale skoro teraz tego nie robił, bo za młodu się stało… cóż. Nie można oczekiwać dzieci że zawsze będą jak ułożone, ciche laleczki.
- I nie chcesz nikim nigdzie zarządzać? - zapytała, a w kąciku ust czaił się mały uśmieszek, bo doskonale wiedziała, co teraz sobie pomyślał. Ona zresztą też. Tak, zgadzała się że miewał do tego całkiem niezły talent.
I ja nie oceniam jak już wiedział, ale jak jeszcze nie wiedział, to była nową hot laską w okolicy, okeej. A to nie tak że można po zapachu rozpoznać pokrewieństwo, nie. Nawet koty zapominają swoje dzieci, kiedy nie mają kontaktu.
- W walce nie chodzi o to, żeby komuś wpierdolić. Tylko o zmierzenie się, wykorzystanie siły swojej i przeciwnika… może ci pokaże co i jak - zdecydowała po chwili, bo w sumie czemu nie? Mieli całą Europę prawie do przejechania, mogą zrobić przystanek na kilka treningów, co nie. Na przykład we Włoszech, gdzie będą dużo wpierdalać i muszą spalić te wszystkie kalorie! Tak czy inaczej…
- No brzmi jak fun… a co dopiero zarabianie na tym - pokiwała głową, tak o, niewinnie sobie rzucając. Nie będzie mu planować kariery, ani mówić co ma robić. Po prostu była ciekawa.. no Luke;a. Tyle i aż tyle.
- Ale po co, to nudne - uniosła brwi []b]- masz jedno życie i chcesz je spędzać w laboratorium albo wśród umierających ludzi? [/b]- no zapytała, bo to jednak ciężka sprawa - albo być jak ta naukowczyni, która do teraz ma radioaktywny grób? Curie? - dopytała, bo hej no, to że było to prestiżowe, nie znaczy że było fajne. Dla każdego w każdym razie, bo niech sobie działają ci, którzy to kochają.
- Chyba nawet… momentami.. no serio co takiego odjebałeś, co odpierdalają dzieciaki w okolicy? A pamiętaj że oni trollują nauczycielki na różny sposób, męczą zwierzaki, wybijają okna, znęcają się nad kolegami w szkole, dręczą dziewczyny i potem ich rodzice i tak mówią, że boys will be boys i wychodzą na ludzi - wywróciła oczami - najczęściej - dodała, bo czasami trafiał się prawdziwy psychol. Ale no, przytulanie kota, który tego nie lubi, drażnienie psa w trakcie zabawy, golenie mu futerka, rówieśnicy którzy hejtują innego albo klepią po dupach i ciągną za włosy dziewczyny? No to norma była. Zresztą kradzież też, bałagan, odmawianie sprzątania w pokoju. I nikt tym dzieciom nie mówi, że ich kurwa nie kocha.
- To może powinni mieć jedno dziecko i poczekać aż dorośnie przed załatwieniem drugiego - wywróciła - raczej w markecie nie było promocji że weź dwa, sześć dostaniesz gratis - dodała, bo nie ma co, wypada być jednak trochę odpowiedzialnym rodzicem i myśleć co się robi. A każde dziecko to możliwe choroby, problemy, bunty, wydatki i jeśli są adoptowane, także przeżycia. No nie każdy człowiek w ogóle powinien być rodzicem. A już na pewno ludzie, którzy myślą, że wychowują sobie dziecko jak lalkę. Cami była taką lalką widowiskową i też pokazała rodzicom, że ich opinie nie są istotne, bo ona jest człowiekiem z myślami, problemami i własną wizją świata dla siebie.
- To w jaki sposób byli spoko, skoro masz z nimi zerową więź emocjonalną, w ogóle cię nie znają i nawet nie próbowali poznać? - no uniosła brwi, bo trochę już rozumiała czemu czuł się jak wadliwy towar.
- Nie, raczej nie. Właściwie to myślę że aż tak mnie nie nienawidzą, ostatecznie nie wysłali mnie do żadnej szkoły z internatem, żeby pozbyć się problemu. Po prostu tak ich wychowywano od pokoleń, inaczej nie umieją.. - dodała, bo widziała doskonale, że oni też nie są szczęśliwi. I kto wie, może wizja takiego życia jak ich blokowała ją także na ślubnych kobiercach?
I jezu, chyba za bardzo się rozpisałam. Dobra, bach, wypadek, wiem. Kolejność trochę się rozjechała, ale przecież nieważne.
- A ty załatwiłeś zero! - odpyskowała, bo w sumie to serio miała dość prowadzenia, ale na głos tego nie powie. Zresztą, tak naprawdę powinni się zmieniać, ale teraz po prostu ona znała trasę… na oko. A i ich podróż bywała krótka jednak.
- Luke, przybijaj i nie pierdol, bo nie wiemy jak daleko są domy. Musimy stąd zwiewać, już - podsumowała, chociaż nie zabrała ręki wcześniej, zanim on ją puścił i przez chwilę po prostu tak stali, podpisując swoją niepisaną umowę. No a potem szli szli szli i w końcu znaleźli… no traktor.
- Nie no.. damy radę… jedziemy. Dobrze, teraz droga w stronę granicy, więc… więc przydadzą się duże koła - pokiwała głową, udając, że jest w tym jakiś sens. Nawet jeśli nie było.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Podobno kiedy patrzysz na ‘tę’ osobę, to po prostu to wiesz – stwierdził równie cicho, nieświadomy że nie miał tego słyszeć, i mimowolnie zerknął na Cami… i nie wiedzieć czemu aż mu serce podeszło do gardła ze stresu, więc szybko odwrócił wzrok wlepiając go wszędzie, tylko nie w nią. Oj, zajrzał, zajrzał przez tę szparę i aż poczuł dziwne wstrząsy wtórne.
– Oczywiście, że umiem kraść auta. Nie jestem pizdą – skomentował marszcząc gniewnie brwi. Tak, tak, umiejętność kradzieży samochodów wyznacznikiem męskości. Za to uniósł wysoko brwi słysząc kolejne słowa Cami i aż sam parsknął śmiechem. – Nie mogłaś mi tego opowiedzieć zanim pozwoliłem ci prowadzić? – spytał lekko szturchając jej łokciem. W sumie nie wiedział, że za chwilę znowu się wpierdolą w drzewo, ale nikt mu teraz nie powie, że nie mógł się tego spodziewać. W każdym razie odczuł ulgę słysząc, że Cami tez miała w swoim portfolio tego typu historie. I aż poczuł się przy niej jeszcze bardziej swobodnie. – Nie wiem, są ludzie którzy uwielbiają osądzać. Akurat tę historię opowiedziałem kiedyś jednej dziewczynie i następnego dnia mnie zablokowała, więc… – wzruszył ramionami. Nie to, żeby mu było szkoda tej znajomości, ale uznał wtedy, że lepiej filtrować to co opowiadał o sobie. No i cóż, historia o połamanym chłopcu wzbudziła w nim kolejną salwę śmiechu, sorry not sorry. – Pobiegłaś robić mu usta-usta czy kazałaś mu spierdalać dalej z tą złamaną nogą? – spytał ciągle podśmiechując się pod nosem. I widać było po nim, że się całkiem rozluźnił, bo rozjebał się na swoim fotelu i tylko patrzył na Cami i obserwował, jak razem z nim ma bekę ze swoich błędów młodości. Rzadko się przy nim śmiała… Ale po chwili westchnął. – Nie, to nie najgorsze historie – stwierdził cicho, ale nie był jeszcze gotów na opowiadanie Cami, jak – według niego przynajmniej – przyczynił się do śmierci swojej laski o tym, że od około 3-4 lat żyje w ciągłym poczuciu winy. – Ale faktycznie przyczyniły się do tego, że sam zacząłem uważać tak jak inni. Że tylko potwierdzam że niczego dobrego nie wnoszę do ich życia – wzruszył nonszalancko ramionami. Do życia rodziców, niektórych znajomych… Aż w końcu znalazł takich ziomków, którzy go nie oceniali i razem z nimi wesołym krokiem udał się na dno.
– Tobą chcę dzisiaj pozarządzać – odparł, oczywiście nie mogąc się powstrzymać. – Ale tobie też to całkiem nieźle wychodzi, masz jakieś naturalne predyspozycje – uniósł zaczepnie brew, nie spuszczając z niej wzroku. Owszem, pomyślał sobie od razu o ich łóżkowych przygodach. I chociaż sam lubił dominować, to musiał przyznać że kiedy Cami przejmowała pałeczkę, nie protestował za bardzo. Ogólnie to tak, chciał przez to powiedzieć, że Cami się dobrze rucha. Mówiłam, że to romantyk…
– Okej. Pokaż mi – odparł ochoczo. Nawet nie chodziło o to, że sam chciał się czegoś nauczyć, bo akurat w mordobicie to całkiem nieźle umiał przez całe życie. Ale chciał zobaczyć Cami w akcji, kiedy w skupieniu będzie mu pokazywała jak to robić dobrze. I jakie kolejne rzeczy tym samym o niej odkryje.
– No błagam cię, Cam, jakie zarabianie. Chyba nie jesteś jedną z tych trenerek chuj-wie-czego, która wmawia wszystkim, że chcieć to móc – odparł prychając. Yup, nikt tak nigdy go nie sabotował, jak on siebie samego. Poza tym zmiana ścieżki wymagałaby od niego wzięcia się w garść, a tego nie umiał za dobrze. Umiał rozjebywać rzeczy w swoim życiu, ale coś budować? No szaleństwo.
– Ale może chociaż stary chociaż raz w życiu by mi powiedział, że zrobiłem coś spoko – wypalił od razu, choć wcale nie chciał tego mówić. – Ale wyjebane. W dupie mam jego zdanie – dodał natychmiast, bo ani trochę nie potrzebował akceptacji swojego ojca. Po co mu to, przecież nie czekał na to od prawie 30-stu lat.
– W zasadzie, to wszystko to, o czym powiedziałaś. Byłem w szkole tym kolesiem, który wyżywał się na słabszych, na kujonach. Ale to nie tak, że tylko się przyglądałem, zazwyczaj to inicjowałem. Polowaliśmy na nich po szkole, okradaliśmy, topiliśmy im głowy w kiblach… I nie robiłem tego z nudów. Sprawiało mi to wtedy satysfakcję – zagryzł lekko wargę, bo tych kilkanaście lat później wiedział już, że był po prostu okrutny. A wszystko dlatego, że nie potrafił poradzić sobie z tym wszystkim, co cisnęło go od środka. – To nie jest historia o skrzywdzonym dziecku, tylko o takim, które chciało sprawiać innym ból. Raz z kolei cisnąłem w moją babkę - która by the way mówiła mi ciągle że starzy wzięli szatana, że jej się nie podobam i powinni mnie oddać – patelnią z rozgrzanym olejem. Dostała tylko po ręce, ale żałowałem wtedy, że tylko tam – teraz już nie przejawiał takich zachowań, ale wtedy to było dla niego na porządku dziennym. No bo potem znalazł swoje imprezy pełne dragów i w nie ładował całą swoją energię.
– Większość mojego rodzeństwa jest starsza ode mnie, więc kiedy ja się tam pojawiłem, reszta była z grubsza odchowana – wyjaśnił. – No i racja, na początku nie potrafiłem z nimi nawiązać żadnej więzi. W zasadzie to przez parę miesięcy w ogóle się do nikogo nie odzywałem, matka myślała że mam autyzm i zaczęły się przejażdżki po wszystkich lekarzach świata… – westchnął. – A ja byłem wtedy po prostu stęsknionym za biologicznymi rodzicami dzieciakiem, który nie wiedział co się działo. I myślałem, że jak będę ich ignorował, to przestaną się mną interesować i oddadzą do mamy i taty. No a potem zrozumiałem co się stało w moim życiu i przyszły te wszystkie lęki… -machnął ręką, nie chciał aż tyle powiedzieć… no ale powiedział. Bo wiedział, że mógł sobie pozwolić przy niej na takie wynurzenia. – Mój brat jest teraz moim najlepszym kumplem, ale tak naprawdę zaczęliśmy się lepiej poznawać już jako dorośli. Wcześniej wiesz, byłem dla niego wkurwiającym młodszym bratem, który chciał się z nim bawić kiedy on się wymykał na imprezy. No za to go nie można było winić, był nastolatkiem, a nie niańką – dodał, bo choć jego relacje z Tomem zawsze były słodko-gorzkie, to dzisiaj śmiało mógł powiedzieć, że w końcu się zaprzyjaźnili.
– Hej, teraz to ty bronisz swoich starych – zauważył. – Każdy człowiek ma wolną wolę i widocznie takie życie im pasowało. Albo byli za słabi, żeby je zmienić. Mamy kurwa XXI wiek, a nie średniowiecze, gdzie spłoniesz na stosie kiedy się nie dopasowujesz do reszty – nie przekonywało go to, że nie umieli inaczej – trzeba było się nauczyć, jeśli nie dla siebie, to chociaż dla dziecka, żeby miało lepsze życie niż oni.
Rozpisywanie się? Nie znam!
– A ty… bla bla bla! – zaczął ja przedrzeźniać, z braku kolejnego argumentu. No i piątka, szli, szli, tak wiem. – I wiesz, gdzie będzie jakieś przejście graniczne, przez które mamy szansę przemknąć tak, żeby nie postawić na baczność całej straży granicznej? – spytał, no i chuj, powoli zaczął kierować się w stronę traktora. Jechał raz takim kiedy jako dziecko pojechał z ojcem na Carnelian Land… na kolanach ojca, ale szczegóły.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
W samochodzie…
Tak w sumie było, ale na to mu już nie powiedziała, ani nawet na niego nie spojrzała. Była za bardzo w swojej głowie, której kompletnie nie ufała. Przecież nie chciała skrzywdzić żadnego faceta więcej, zostawić go przed ołtarzem. A na pewno nie chciałaby tak skrzywdzić Luke’a… i to prowadziło do dyskusji na którą nie miała ochoty ani tym bardziej siły, więc musiała chociaż spróbować tą szparę przymknąć. I nie mowa tu oczywiście o ustach Luke’a. Może o jej… wtedy wyjdzie cóż… na to samo… okej, too dirty! Przechodząc dalej.
Skinęła lekko głową, bo no widział, że ona też umiała kraść.
- Moje umiejętności było nieco mniej ważne niż to, że już tu byłam - przypomniała mu, ale z rozbawieniem. A potem westchnęła sobie cicho.
- Co za różnica jak cię teraz ktoś ochrzani za coś, co zrobiłeś dwadzieścia lat temu, nawet nie jesteś już tym samym człowiekiem - podsumowała, bo jak się jest młodym i gniewnym, to generalnie się z tego wyrasta. Albo morduje pół okolicy.
- Zanim się zorientowałam że ją złamał, jeszcze go ochrzaniłam że złamał roślinę i tak krzyczy - uniosła brwi - i powiedziałam, że może spróbuje się po cichu jakoś doczołgać do granicy posiadłości… - dodała, lekko marszcząc nos - no ale potem już się zorientowałam, że złamała nogę, więc po prostu dzwoniłam na pogotowie i udawałam przed mamą, że tak o sobie przebiegał w okolicy i ją złamał, w bokserkach i bez butów.. - uniosła powoli brwi - on też mnie potem zablokował - dodała, bo who can blame him.
- I to też nie pierwszy raz kiedy przypadkiem sprzedałam urnę z kimś w środku… i wtedy jeszcze ją przypadkiem rozsypałam i musiałam… no wypełnić popiołem z kominka część, której nie dało się pozbierać… ale Patty przydało się trochę bujania po mieście, była strasznie pobożną i nudną kobietą… poza tym to na pewno była jej spalona kiecka albo but, co wypadło - podsumowała, bo wtedy w to wierzyła i nie zamierzała teraz przestać. - A pierwszą wizytę u dyrektora zaliczyłam w przedszkolu, bo uderzyłam pięścią w nos typa, który mnie ciągnął za warkocza - dodała, bo hej no też była buntowniczką, co nie.
- A samochód to ktoś i ma jakieś życie? - zapytała, unosząc lekko brew. - Bo póki co to tylko on ma jakieś powody do pretensji w Twoją stronę - zapewniła go, a potem powoli pokiwała głową. Dał sobie wmówić, że coś z nim nie tak. No ale teraz jeszcze nie było tak poważnie, skoro póki co nie chciał gadać o najgorszych sprawach, które oczywiście ją zaintrygowały. Zaśmiała się cicho z jego podrywów i ciężko się sama ze sobą biła z tym, czy zmienić swoje zdanie w sprawie unikania seksu czy nie. No i pewnie stąd potem wyszedł ten uścisk dłoni i poważny pakt, który zrobili poza autem.
No ale, przechodząc dalej, zanim znów się zrobi z tego zajebiście długi post, ja totalnie nie wiem jakim cudem i w ogóle to z jakiej paki.
- No jak to, przecież wystarczy tylko uwierzyć, bo jak nie wierzysz, to wtedy nie uwierzysz, że nie jesteś nieudacznikiem i nie staniesz się jak ci milionerzy, budujący swoje kariery na hajsie tatusia! A przecież wystarczy wierzyć, bo jak wierzysz i manifestujesz i żyjesz jakbyś miał milion dolców, to wtedy masz te milion dolców, żyjąc jakbyś miał milion dolców! Czego nie rozumiesz? Uwierz, że zrozumiesz, a zrozumiesz! - no sparodiowała trochę tych coachów od siedmiu boleści i innych ludzi, którzy chcą grube hajsy za kursy bogacenia się i manifestowania, które oczywiście działają tak samo na każdego, wcale nie inaczej, bo ludzie przecież nie są różni i w różnych sytuacjach!
- Powinien ci to mówić za to że jesteś i żyjesz - prychnęła cicho - zaciągnęłam swoich starych na trzy odwołane śluby, ale mnie nie wydziedziczyli. A ci cię wzięli, powiedzieli że hej, będziesz członkiem naszej rodziny, po czym traktują na psa, bo nasikałeś na dywan i nie wiesz jak żyć na chacie, po latach przywiązywania do budy w syfie. Poza tym to ma być kurwa tresura, czy wychowywanie dzieci, że jak wykonasz dokładnie komendę, to dostaniesz smaczka? - no podsumowała wkurzona to, co przynajmniej w pewnej części mówiła też swoim rodzicom. Poza tym ona po prostu się szybko nudziła i nie chciała aż tylu zajęć, ale jak widać, doskonale stamtąd znała francuski, miała dobre oceny w szkole i wciąż była zajebistą wiolonczelistką. I no ona się po prostu urodziła w tej rodzinie, a Luke? Wybrali go, żeby do siebie zabrać. Przecież są wizyty przedadopcyjne, osoby które go odebrały na pewno im powiedziały, że to będzie wyzwanie, czego się spodziewać. No więc… jak Cami miała się na nich nie wkurwiać, że go tak potraktowali?
- To niezbyt miłe, ale niestety z takimi się w szkole czasami ruchałam i laski wcale nie są milsze dla innych dziewczyn… - westchnęła ciężko. No shocker, że cierpiące dziecko chce zadawać innym ból. Shocker, że nauczyciele lepiej nie reagowali, skoro to było dość oczywiste czemu tak robi. Shocker że rodzice nie byli z nim na tyle blisko, żeby to przepracował.
- Ale topienie w kiblu zdecydowanie było obrzydliwe - dodała, marszcząc nos. - Nigdy nie bałeś się karmy, że ktoś ciebie za to dopadnie? - zapytała, bo w sumie why not. Przynajmniej to nie było USA, nikt go za to nie rozstrzelał.
- W twoją babkę… w sensie w mamę albo tatę twoich przybranych rodziców? - zapytała, unosząc brew. - Chcesz mi powiedzieć, że zapraszali do was kobietę, która się nad tobą znęcała i nie reagowali na jej obrzydliwe słowa? - no… no była trochę w szoku - kurwa, kto by się spodziewał, że moi starzy zaczną wyglądać jakoś bardziej anielsko - pokręciła głową. No ciężko było go krytykować, skoro był ofiarą psychicznej przemocy. Wpadł z deszczy pod rynnę. No dobra, może spod rynny w ulewę, ale jednak.
- Wzięli porzucone dziecko przez rodziców… z patologicznej rodziny… i zamiast przygotować do tego siebie, resztę dzieciaków i siebie… mieli pretensje że skoro masz kanapki na śniadanie i pokój z łóżkiem, będziesz udawać, że para alkusów cię nie porzuciła w sklepie? Czyli od rodziców, którzy cię ignorowali trafiłeś do adopcyjnych rodziców, którzy też cię ignorowali, ale przynajmniej nie chlali? I jeszcze chcą żebyś był im wdzięczny za to, że jawnie ci okazywali rozczarowaniem tym, że jesteś człowiekiem i masz uczucia? - podsumowała bardzo powoli, bo chciała mieć pewność, że ma tu dobry ogląd sytuacji. - Po czym mieli pretensje, że znęcasz się nad innymi dzieciakami, jednocześnie kompletnie się tobą nie zajmując i oddając cię w ręce lekarzy, umywając ręce… a potem jeszcze zapraszali babę, która cię gnoiła i sprawiała, że czujesz się bardziej niechciany? - no musiała to przetrawić… - Nie sądziłam że spojrzę kiedyś na jakąś rodzinę i pomyślę sobie, że moi rodzice są ciepłymi ludźmi - pokręciła głową. - To musiało być strasznie chujowe dzieciństwo, nic dziwnego że wybierałeś ćpanie i kolorowy świat. Ja spróbowałam pierwszy raz, bo wiedziałam, że rodzice by nie pochwalali - pokiwała głową. - Przykro mi - powiedziała, zanim się zorientowała, że to mówi i mogła się ugryźć w język.
- Czyli mieli dużo dzieci, żeby jedne zajmowały się kolejnymi? - zapytała z lekkim rozbawieniem - jezu. Ale chociaż ten brat przyznaje jak chujowo cię traktowali? - zapytała, zerkając na niego niepewnie. A potem zaśmiała się cicho.
- To po prostu dowód, że nie możemy traktować dzieci jako spełnienie naszych potrzeb i zachcianek, a musimy zacząć uważać ich za… no ludzi, z emocjami i tak dalej, których nie da się naprawić taśmą i śliną - wzruszyła lekko ramionami. - To ja zdecydowałam, że nie chcę używać złotej karty. Jest w moim starym pokoju, w domu rodzinnym. Nie zmienili jej na siłownię, wygląda tak samo jak wtedy, kiedy zwiałam. Po prostu chcieli inną córkę, taką jak oni, a ja… taka nie wyszłam. Ale noszę ich nazwisko, raczej by mnie też psami nie poszczuli jak tam przyjadę - podsumowała. No mieli czemu być rozczarowani.. ona też.

W drodze…
- Sam jesteś bla bla - wywróciła oczami, a potem westchnęła cicho - stawiamy na Łotwę. Może i nie państwo górnych lotów, ale z dziurami i korupcją. I najtrudniejsza będzie granica z Rosją, ale znajdziemy coś, co będzie wyglądało na pole… i może się uda zostać szybko łotewskim rolnikiem - no plan był dziury, jak całe jej życie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Samochód:
– Okej, czyli kazałaś typowi spierdalać przez okno, ten się połamał i jeszcze zgarnął zjebę? To nie był jego szczęśliwy dzień… Pewnie nawet nie zdążył poruchać przed wejściem matki – westchnął, bo gorzej już chyba być nie mogło. – Miał potem do ciebie o to jakąś spluwę? Że się połamał z twojej winy, czy coś? – spytał jeszcze, bo może po wszystkim typ wyjechał z jakimś pozwem dłuższym niż te posty. – Matka zawsze stała na straży twojej cnoty, czy ten konkretny typ po prostu był niegodną szlamą? – dopytał jeszcze, bo brzmiało to trochę tak, jakby matka Cami miała ciągoty do wybierania córkom facetów. Pewnie musiał mieć rodowód sięgający kilku pokoleń wstecz, jak jakiś piesek wystawowy. A potem słuchał sobie o przygodach Patty, unosząc ze zdumieniem brwi.
– Co ty masz z tymi urnami? To jakiś fetysz? Jesteś w jakimś klubie urniaków? Proch… prochowców? – o tak sobie wymyślił konkurs na najlepszą nazwę dla fetyszystów urn i prochów. – Nie no, na pewno gdzieś po drodze jeszcze żyła pełnią życia, jadła w najdroższych restauracjach i uciekała przez zapłaceniem rachunku, wzięła udział w nielegalnych wyścigach i może nawet kogoś zaliczyła… Więc tak naprawdę wyświadczyłaś jej przysługę – pokiwał z przekonaniem głową, starając się brzmieć maksymalnie poważnie i nie wybuchnąć śmiechem. – To Irinę pewnie chciałaś ściągnąć jej do towarzystwa, dobra dziewczyna z ciebie – i nawet położył jej na chwilę dłoń na ramieniu, dla potwierdzenia swoich słów. – Brzmi znajomo – dodał z lekkim przekąsem, kiedy wspomniała że już od najmłodszych lat przestawiała typom nosy. I nawet na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, bo totalnie intrygowała go ta mała bojowniczka.
Na pytanie o samochód otworzył najpierw usta, ale po chwili zrezygnował z odpowiedzi. Cami miała rację, nikt nie umarł, Luke był wtedy głupim i nieodpowiedzialnym dzieciakiem, a największe pretensje miał do niego jego ojciec za to, że musiał świecić za niego oczami.
– Ooooch już wierzę. Jak tylko wrócimy, to zostaję milionerem, tak teraz postanawiam i manifestuję. Kupimy większe mieszkanie, tak żeby Harry miał swój pokój. I z dwiema łazienkami, żebyś mogła sobie robić ten swój self care, podczas którego nawet nie mogłem się odlać, bo zajmowałaś łazienkę przez długie godziny – i nawet przymknął oczy robiąc sobie tę manifestację… trochę nie do końca zdając sobie sprawy z tego, co właściwie mówił. Że ku-pi-MY mieszkanie i że Cami będzie miała swoją łazienkę do self care’u… Tak naprawdę nie zastanawiał się do końca jak to będzie po powrocie, ale jego słowa wypowiadane spontanicznie i bez zastanowienia świadczyły jednak o tym, że widzi ją dalej w swoim życiu. I siebie w jej życiu… Jego podświadomość najwyraźniej już to wiedziała.
– Trochę byłem takim psem… Parę miesięcy temu byłem z Tomem w Perth i podjechaliśmy na różne pola kempingowe… i chyba znalazłem to, na którym dorastałem. Wszędzie był tam brud i smród. Mieli jeden wspólny kibel dla wszystkich. Więc kiedy trafiłem do ładnego, czystego domu, to był dla mnie szok – westchnął, pamiętał nawet że początkowo myślał, że Winfieldowie mieszkają w muzeum. Nie to, żeby był przedtem w muzeum, ale pewnie na polu kempingowym zasłyszał gdzieś, że to takie czyste miejsca, gdzie nie wolno niczego dotykać. – A jakie smaczki twoi starzy dawali tobie za dobrze wykonaną komendę? – spytał zerkając na nią. Luke co prawda chodził na różne zajęcia pozalekcyjne, ale po to żeby rozładowały one trochę jego energię. Cami z kolei chodziła, bo taki był wymysł jej starych, którzy chcieli okraść ją z dzieciństwa, nakładając na nią więcej obowiązków niż mają dorośli i wyładowując na niej swoje niespełnione ambicje.
– Łobuz kocha najmocniej… – podsumował jej słowa o ruchaniu wrednych i niegrzecznych typów. Czuł się trochę przytłoczony tą rozmową, bo wchodzili na bardzo głębokie poziomy jego przeszłości, lęków i frustracji. Ale jednocześnie czuł, że zaszli już tak daleko, że może to właśnie był odpowiedni czas, żeby pewne rzeczy powiedzieć na głos.
– W sumie nie. Wybieraliśmy najsłabszych typów ze ‘stada’… a ja miałem mocne plecy wśród kumpli – dodał spuszczając głowę w dół. No niestety, koledzy z klasy pewnie bali się mu sprzeciwić, żeby samemu nie nałykać się wody z kibla.
– Ta – potwierdził, a potem zerknął na nią zaskoczony. – Znęcała? – spytał, czy dobrze usłyszał, bo… nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Myślał, że to po prostu reakcja na bezstresowe wychowanie, że go po prostu nie lubiła… kiedyś nie było takiej świadomości, jak teraz i mały Luke nie umiał dojść do takich wniosków. - Matka zawsze mi powtarzała, żebym się nie przejmował, bo to starsza osoba i trzeba dzielić przez cztery wszystko co mówi. A ja to wszystko dokładnie zapamiętywałem i chłonąłem jak gąbka – dodał jeszcze dla wyjaśnienia, jak to wtedy wyglądało.
Wysłuchał jej czując jednocześnie: niepokój, zażenowanie, smutek i ponownie niepokój. No teraz to uderzyła w punkt, tak że aż go coś bolało, bo oto okazywało się, że ten cukierek to tak naprawdę było gówno zawinięcie w ładny, błyszczący papierek.
– Każdy mi zawsze powtarzał, że wygrałem na loterii drugie życie. Że nie każdy ma takie szczęście, że inne dzieci wciąż czekają na dom, a ja trafiłem tak super i tego nie doceniam – powiedział cicho po dłuższej chwili milczenia. – Ciężko wyjść z takiej bańki. I nie mówię, że Winfieldowie to źli ludzie. Z moim rodzeństwem poradzili sobie super… ale ze mną nie potrafili. Nie umiem myśleć o tym inaczej niż tak, że to moja wina, bo za bardzo odstawałem od reszty – dodał. – I co, mam teraz po prawie 30-stu latach wyjechać do starych z tekstem, że „hej, w sumie to miałem spierdolone dzieciństwo, bo czułem się niezaakceptowany i niekochany”? Po co? – zmarszczył brwi. No i wychodził z niego uparciuszek, który wolał pozamiatać wszystko pod dywan, a potem udawać, że wcale nie zaczyna jebać ani że ten dywan zaczyna mieć garba. – Daj spokój, nie mówię ci tego wszystkiego, żeby wzbudzać twoją litość, nie chcę jej. W sumie to nie wiem, czemu ci to wszystko mówię… – zawiesił głos, bo naprawdę nie wiedział jakim cudem w trakcie rozmowy dotarli do tego momentu. I co ta dziewczyna miała w sobie, że mimo że były to bolesne tematy, nie czuł trudności w wyrzucaniu z siebie tych wszystkich myśli.
– Nie wiem. Mówiłem ci, nigdy nie gadaliśmy poważnie o tym… jak wspominamy dzieciństwo to mamy bekę z tej babki, której kradłem drobniaki, z tego że byłem takim odszczepieńcem… Nigdy nie powiedziałem mu, jak naprawdę się wtedy czułem – bo i sam nie wiedział do końca. Na niektóre sprawy patrzy się z perspektywy czasu i dopiero wtedy człowiek widzi, jak było naprawdę – kiedy przypomni sobie te wszystkie historie i przeciśnie je przez filtr aktualnych doświadczeń i światopoglądu.
– Widzisz, ty to wiesz nawet nie mając dzieci. Wiedza, że dzieciaki to niezależne byty a nie eksponaty w muzeum to nie jest jakieś rocket science – wzruszył ramionami, a potem spojrzał na nią uważnie. – Chciałabyś się z nimi pogodzić? Nie mówię o wracaniu do tej złotej klatki… Ale po prostu, o pogadaniu i podaniu sobie ręki – spytał z zaciekawieniem.

Droga
– Dziury i korupcja, moje dwie ulubione dobrodziejstwa naszej cywilizacji – skomentował kąśliwie. – No ale dobra, niech będzie Łotwa. Nie to, żebyśmy mieli jakiś zajebisty wybór… – stwierdził. – No dobra, to ja kieruję, ty robisz za pilota – zarządził, he he.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
W trakcie jazdy….
Wzruszyła rozbawiona ramionami, bo co, no była nastolatką, miała prawo do głupot w swoim życiu. A to ostatecznie była jego wina, że się ostrożniej nie wspinał, w końcu ona tamtędy spierdalała regularnie i jakoś na ryj nie upadła. Ani krzywo na nogę…
- Nie, nie zdążył. A potem był zawstydzony i śmiertelnie bał się moich rodziców - podsumowała z rozbawieniem - ale nie, nigdy nie był wobec mnie agresywny z tego powodu - podsumował, a potem uniosła brew i zaśmiała się w odpowiedzi.
- O taaak. Miałam nawet trzy oficjalne kolacje, na które zaprosili księdza. Ostatnim razem był też rabin obok niego, cały wieczór miałam inspirację do żartów. A oni oczywiście chcieli rozmawiać jak to moja cnota jest darem - pokręciła głową - oczywiście facet w kiecce chcę wartościować kobietę przez kawałek hymenu, których większość kobiet wcale nie ma - dodała, nieco pogardliwie, bo ich to powinno się wszystkich w klasztorach zamykać, a nie pozwalać na budowanie wielkich marmurowych i ociekających złotem kościołów, a potem pozwolić żeby wpierdalali się do polityki.
I tak, mama Cami miała dla niej szlachetnie urodzonych, odpowiednich kandydatów… według siebie. Według niej zepsutych albo nudnych.
- O jezu no, mówisz jakbyś nigdy nie był w chacie bogaczy. Nigdy nie wiesz czy to wazon, urna, czy jednak ozdobny dzban. I nie moja wina, że one wszystkie kochają spędzać wieczność na kominku, oceniając wszystkich dookoła - wywróciła oczami, aczkolwiek nie oburzyła się naprawdę, po prostu się nabijała. - On też miał na chacie masę dziwnych rzeczy, jedną z nich był jakiś carski miecz albo złoty kaganiec dla niedźwiedzia… ale potrzebowałam czegoś, co mogłam zabrać do samolotu - wzruszyła lekko ramionami. - Ostatecznie po ślubie przysługuje nam wszystko po połowie.. - dodała, jako kiepski żart oczywiście. Nie chciała już rozmawiać o Borisie, to była jedna z największych głupot jakie zrobiła w życiu.
- I super, bo podejrzewam że w pracy nie mam do czego wracać po takiej nieobecności - zauważyła, unosząc lekko brwi. Nie żeby tęskniła za podawaniem piwa napalonym gościom lub wycierania klejących się stolików. Marzenie absolutnie. I nie, nie protestowała jak mówił o kupieniu wspólnym mieszkaniu, dla niej jakoś naturalne było to, że razem mieszkają i mieszkać będą.
- Nie byłeś i nie jesteś psem. Harry jest psem, ale nieważne ile razy nasikał u nas na początku, wiedziałeś żeby ktoś z nas go traktował jak oni ciebie w dzieciństwie? - zmarszczyła brwi. - Poza tym nie prosiłeś się ani o przyjście na świat do tej przyczepy, ani do ich domu. Nie mieli prawa od ciebie oczekiwać wdzięczności za to i merdania ogonem za bare minimum z ich strony - podsumowała z ciężkim westchnieniem. No jego rodzina w jej oczach nie miała zbyt dobrego obrazu teraz. No jego stary na bank by teraz jej nie poruchał, co nie!
- Wszystko co możesz kupić, a co potrzebujesz lub czego nie potrzebujesz. Z przewagą tego drugiego - uniosła brwi. - I nie wszystko było złe, po prostu szybko się nudziłam, ale musiałam dalej chodzić, bo tak wypada i blablabla - dodała. No ciężko dogodzić dziecku, ale wiedziała, że miała pewien przywilej w życiu właśnie dzięki swoim rodzicom. I nie mogła być za to… no tak totalnie niewdzięczna. To sprawiało, że ich relacja była aż tak skomplikowana.
- Kiedyś kogoś przeprosiłeś za to? - zapytała, bo no ciekawa sprawa. Teraz się zachowywał jakby miał wyrzuty sumienia, ale no zniszczył pewnie kilka dziecięcych lat tym chłopcom. A tego nie można już odzyskać i ma to wpływ na realne życie.
- Znęcanie to nie tylko topienie głowy w kublu Luke. Chociaż ona tak trochę przychodziła, nasrała na dywan na środku, a potem w ten dywan wciskała twoją twarz. A twoja mama, trochę suka swoją drogą, mówiła ci że to nic takiego, to gówno to prawie jak maseczka w spa - podsumowała. Nie wyobrażała sobie żeby nie bronić dziecka. Widziała jak jej ojciec stawał w jej obronie, kiedy trzeba było, bo tak robi rodzina. Matka zresztą też. Tu ją zjebała, ale potem szła zgnoić osobę, która po niej cisnęła. A miała swoje kontakty i znała ploty, które naprawdę pozwalały jej nagadać im tak, że poszło aż w pięty. No i Cami też czasem tak nagadywała… ale nie publicznie.
- Nieźle, nie? Wzbudzają w tobie poczucie winy, tak jakby coś z tobą było nie tak, bo masz emocje i uczucia. Bo możesz chcieć czegoś więcej po prostu coś innego. I nie wiem Luke, czasami lepiej coś powiedzieć i zobaczyć co się stanie. Ale jak mu tego nie powiesz, nie możesz tak w stu procentach mówić, że on cię zna i jest z tobą blisko. Z tego opisu wynika, że oni kompletnie cię nie znają, nikt z nich, z całej rodziny nawet nie stawał po twojej stronie, czy w twojej obronie. Nawet nie próbowali cię poznać. Byłeś jak dziecko dodane do obrazka, żeby ładnie wyglądało, broń boże się ruszało, czuło, żyło. Gdybyś mógł nosić puchate białe kiecki, nadawałbyś się na te wszystkie brunche z grzecznymi dziewczynkami, na które mnie rodzice zaciągali. Wyprostowane plecy, nogi razem, kiecka ściskająca z każdej strony, włosy zaciągnięte w idealne warkocze, sukienka nie mogąca się pobrudzić w zabawie, bo za zabawę uważano układanie na kolanach serwetki i picie herbaty. Każde dziecko o tym marzy, co nie? Być elementem idealnej iluzji - przechyliła lekko głowę w bok, mówiąc i o nim i o sobie też. - Po co to dobre pytanie, na przykład po co cię adoptowali? Żeby odgrywać białych zbawców i dostawać na ciebie zasiłki? - zapytała, bo w sumie ja nie wiem, czy ona wie, czy Luke ma rodzeństwo spokrewnione ze sobą, czy są same sieroty tam. No ale coś jej w tym obrazku nie pasowało.
- To nie litość. Po prostu wiem co czujesz, chociaż pomniejszone o jakieś 70% - przyznała, powstrzymując się od dodania, że teraz przynajmniej się znają trochę lepiej. Lepiej niż znają ich rodziny, w których żyli przez tyle lat. Bo to byłoby… no zbyt wiele.
- Nie wiem. Czasami myślę, że już jest chyba za późno… - podsumowała cicho.Wiedziała, że jej matce byłoby ciężko ją tak po prostu znowu do rodziny wpuścić bez odpowiedniego… hm… no spłacenia dawnych długów, wkupienia się w łaski za cenę, która mogła być dla niej zbyt wysoka. I im dłużej człowiek jest od kogoś oddalony, tym trudniej jest tak po prostu wrócić. Nieważne jak bardzo się kocha drugą osobę, jak bardzo za nią tęskni…

W drodze
- Okej, bierzemy to co się da sprzedać, wsadzamy do torby Harryego, żeby nie zamarzł i odpalamy tego potwora. Na szczęście ma dach, może nie zamarzniemy - podsumowała ich plan, chociaż im bliżej byli granicy, tym cieplej się robiło.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Czekaj, czekaj. Twoi starzy urządzili ci trzy oficjalne kolacje, na które zapraszali księży i rabina i razem wesoło rozprawialiście o twoim dziewictwie, które pewnie i tak już dawno nie istniało – podsumował, po czym roześmiał się i przez dłuższą chwilę nie mógł tego śmiechu opanować. – Biedna, naiwna kobieta – pokręcił z niedowierzaniem głową. I nawet przez chwilę pomyślał sobie, że matka Cami na pewno by go nie polubiła. Był co prawda z dobrej rodziny – jedynie w teorii jak się w dalszej części rozmowy okaże. Ale w oczach wszystkich księży z Lorne Bay był skończony, a bez takich pleców to nie miał czego szukać w tej rodzinie!
– W sumie nigdy nie byłem w chacie bogaczy – stwierdził marszcząc brwi. Winfieldowie do biednych nie należeli, ale domu z marmurami też nie mieli. – W takim razie moich prochów nigdy nie kładź na kominku… – stwierdził rozbawiony. Już wolał chyba wolał skromny regał, wtedy przynajmniej nie będzie musiał dzielić urny z popiołem z kominka, kiedy przypadkiem ktoś go rozsypie! Ktoś czyli Cami oczywiście.
– To jak tak, to jednak dokładasz się do mieszkania – stwierdził kontynuując jej żartobliwy ton, kiedy wspomniała o tym, że teraz przysługuje jej prawo do połowy majątku Borisa. – Poradzimy sobie – dodał ciszej, kiedy wspomniała o widmie bezrobocia. On sam nie wiedział, czego się spodziewać po powrocie i jak wytłumaczy swoją nieobecność. Ale zawsze spadał na cztery łapy, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
– Nie, jak nasikał i robił tą swoją smutną minkę bo wiedział, że nabroił, to ja go jeszcze przepraszałem za to, że jest smutny – stwierdził wzdychając ciężko. No stary totalnie sobie przejebał u Cami. Luke wiedział, że Cami miała rację, ale jednocześnie ciężko mu było się przestawić na ten tok myślenia. Ale też czuł ulgę, że chociaż jedna osoba na tym wszechświecie go rozumiała i nie uważała go teraz za niewdzięcznego chuja. Nigdy wcześniej nie mówił tego głośno w obawie o taką ocenę środowiska. Dlatego też doskonale rozumiał Cami. Ona najwyraźniej czuła podobne wyrzuty sumienia, bo choć idealnie rozpracowała jego rodzinę, tak nie potrafiła jeszcze do końca przenieść tego wszystkiego na grunt swojego podwórka.
– Nie, nigdy. Kiedyś spotkałem jednego kolesia, dla którego byłem taki okropny… udał, że mnie nie widzi i nie zna – był wtedy z żoną, dzieckiem i psem, więc tak znowu najgorzej to nie wyszło mu w życiu. A Lukiem najwyraźniej gardził, o co Winfield nie mógł mieć do niego pretensji.
Naprawdę ciężko mu było przyjąć to wszystko do świadomości, więc jeszcze bardziej osunął się na fotelu, przyjmując pozę wyjebania, choć tak naprawdę była to jakaś tam jego postawa obronna. Cami dała mu tyle powodów do przekmin, teraz na temat jego matki, która faktycznie – uważała, że obrzucanie go gównem nie było niczym złym. Luke powinien nasłać na urnę babki Cami, to by sobie zobaczyła jak działa karma.
– Całe życie udaję, że mam wyjebane na wszystko. Nie myślałem, że to się kiedyś obróci przeciwko mnie… – stwierdził, a po dłuższej chwili dodał. – Pogadam z nim jak wrócimy. Potem może ze starymi… No dobra, nie może tylko pogadam. I tak już niczego dobrego się po mnie nie spodziewają, więc nie mam nic do stracenia… najwyżej zostanę sam jak palec, bez rodziny. No trudno -zaczął rozprawiać sam ze sobą. Miał totalny mętlik w głowie, ale z jakiegoś powodu dostrzegał w tym tunelu światło latarki trzymanej przez Cami. – Wiesz, że mówisz teraz też o sobie i swojej rodzinie, prawda? – spytał zerkając na nią. To oczywiście retoryczne pytanie, zero potrzeby odpowiadania postem na 9 k!
– Dzięki – wydusił z ogromnym trudem, słysząc zapewnienie, że Cami wie co on teraz czuje. Naprawdę był jej wdzięczny za: tę rozmowę, wysłuchanie go bez oceniania, niewypominanie mu, że on dopiero co oceniał ją, za włożenie między powieki zapałek, dzięki którym lepiej widzi i za mentalnego kopniaka w tyłek, żeby wziął się w garść i wyłożył rodzinie kawę na ławę. No, tyle rzeczy chciał jej powiedzieć i za tyle podziękować, ale był tylko Lukiem i nie umiał w okazywanie wdzięczności, o.
– No dobra, to jeśli ja powiem starym to co ustaliliśmy, ty zagadasz do swoich starych i też wykładasz im kawę na ławę – i bez czekania na jej odpowiedź sam sobie chwycił jej dłoń ułożoną na kierownicy i ja uścisnął. Deal is deal, nawet jeśli wymuszony!
No i co tu dużo mówić, odjechali nasi milusińscy w siną dal na traktorze. Po drodze pewnie padło kilka „NO JAK JEDZIESZ”, „CHCESZ NAS DO GROBU WPĘDZIĆ??” i tym podobnych, ale w końcu, ich oczom ukazała się wreszcie cywilizacja. No dobra, ta cywilizacja ukazała się dopiero po przekroczeniu granicy, ale grunt, że opuścili mateczkę rosję i uciekli pościgowi niedźwiedzi (to ostatnie to kłamstwo, ale Luke i tak będzie opowiadał, że tak było ok! I że z jednym się nawet siłował i powalił go JEDNĄ DŁONIĄ).

KONIEC :lol: *We are the champions w tle*
ODPOWIEDZ