and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise

16.
Jak zmienić…

Piętnastocalowy ekran laptopa, pęknięty w prawym, górnym rogu (efekt niedbałego wrzucania go do sportowej torby) i kilkoma martwymi pikselami, ukazuje chmurkę rozległych sugestii:

... kolor oczu

... swoje uczucia

... rodziców

... ocenę z zachowania

... czyjeś życie w piekło

A on, pchany najczystszą z ciekawości (a może lojalnym zamiłowaniem do marnotrawienia czasu), sprawdza to wszystko po kolei. Dopiero po kilku przeciekających mu przez palce minutach, których nigdy nikt mu już nie zwróci, pozwala rozbłysnąć tej jednej zagadce.

Wyniki wyszukiwania dla: jak zmienić imię w Australii, będąc międzynarodowym studentem.

Okazuje się, że wcale nie tak łatwo; a więc sięga po komórkę zakopaną w pościeli kradzionego łóżka (poza ojcem Vincenta śpiącym na bujanym fotelu w swojej sypialni, jest w rozległej rezydencji noszącej numer czterysta trzydzieści całkiem sam) i wybiera ciąg cyfr podpisanych imieniem Periclesa. Musisz. Mi. Pomóc. Mózg już mi się sączy przez uszy, nos i oczy informuje bruneta, błagalnie wymuszając w nim tę dobroduszność, której prawdopodobnie nigdy nie zdoła odpowiednio spłacić. Wreszcie dowiaduje się, że potrzeba zdająca się dla innych byle kaprysem, kosztować go będzie nie tylko niemal dwieście australijskich dolarów, ale też kilka wizyt w odpowiednich placówkach; uaktualnienie aktu urodzenia, paszportu, pozwolenia na przebywanie na terytorium Australii, konta w banku, dowodu osobistego. Prawa jazdy całe szczęście nie posiada — na co by mu było, skoro nie stać go nawet na byle rower trekkingowy? Jest także zmuszony odczekać niemal trzy tygodnie (”Może uda się szybciej, kochaniutki, ale na to się nie nastawiaj”) i zaopatrzyć się w odpowiednie dokumenty, które z zakłopotanym uśmiechem i okaleczoną wersją (stworzoną samodzielnie na własne potrzeby) języka angielskiego, wręcza urzędnikom o chłodnych głosach i martwych spojrzeniach. W końcu pozostaje mu już tylko czekać; i na tym czekaniu mija mu aż dziesięć dni, podczas których zastanawia się nad podjętą już decyzją. Może to jednak zły pomysł? pyta w sposób rozgorączkowany własne odbicie, któremu próbuje przypisać nowe imię: J u l i e n. W skrócie Jules. Wciąż francuskie, nie za bardzo ekstrawaganckie, ale po stokroć oryginalniejsze od F r a n c o i s — oznaczającego, dosłownie: Frenchman, jakby rodzicom nie chciało się przejrzeć choćby dwóch innych opcji; jakby imię podkradli od nazwy kraju, w którym z obojętnością przyszło im żyć. I z tą samą obojętnością od zawsze raczyli także jego.
Powód jego wątpliwości układa się także w ścięgna, kości i naczynia krwionośne doskonale znanej mu sylwetki. Kiedyś, dawno temu (a jednak jakby wczoraj), dosięgły go nieuważnie pochwycone słowa: “Vincent mówił, że przyjdzie tu ktoś o bardzo ładnym imieniu” wydostające się spomiędzy ust profesor Welch — nauczycielki gry na fortepianie, do której został oddelegowany. To dlatego chwilami niemal krzyczy gromkie: stop! mające powstrzymać ciąg nadchodzących zmian; naiwnie wydaje mu się, że wraz z pierwotnym imieniem utraci także całą sympatię Chenneviera.
Ale dzisiaj umówił się na huczny pogrzeb pełen radosnych śpiewów, podekscytowanych spojrzeń i nieustępującej wdzięczności. To znaczy zamierza się umówić. — Pójdziesz ze mną na pogrzeb? — pyta podczas miałkiego przecierania klubowego baru, za którym przemaszerowali ostatnie osiem godzin. Jest szósta rano, chociaż promienie wschodzącego słońca nie docierają do podziemnego lokalu o trochę tajemniczej nazwie Cherry Road, który miga neonowymi światełkami i wypełnia się gryzącym zapachem cygar i papierosów. — To może mój ostatni dzień. Wiesz, jako François. Pomyślałem, że można mu zorganizować jakąś stypę, w końcu dożył aż dwudziestu trzech lat — dosypuje niewielkiej dawki wyjaśnień i pogodnie się uśmiecha.
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Dni były takie same. Naiwne przekonanie, że ulegną zmianie po rozpoczęciu pracy w nocnym klubie, okazało się nieprawdziwe już pierwszego dnia; wszystko wciąż przystrojone było gamą szarości, której smak zdefiniować można było wyłącznie przemijaniem. (A jak smakuje przemijanie? Może jak rozgotowany biały ryż jedzony codziennie, od kilku lat; jak potrawy pozbawione przypraw i uczuć, jak kleista breja i tęsknota za czymś, czego nigdy się nie miało).
Może po prostu bywało nieprzyjemnie: wtedy, kiedy któryś z klientów upijał się za mocno i trzeba było wzywać ochroniarza, albo wtedy, kiedy próbował swych szans przy barze (i znów trzeba było wzywać ochroniarza). Miejsce to było jednak równocześnie nieprzyjemne, jak i przyjemne; a poza tym, mimo wszelkich mitów i legend, było też zdaniem Periclesa normalne.
Zdarzało się mu pisać podczas tych dłużących się, zaostrzonych kolorowym, migającym światłem nocy. Nikt nie miał z tym problemu; kilkakrotnie zwabił tym czyjeś zaciekawione spojrzenie, zgadzając się na udzielanie odpowiedzi za cenę kupowanych drinków. Dostawał dość spore napiwki i po raz pierwszy czuł, że może się komuś n a p r a w d ę podobać — nawet jeśli wolałby nie zyskiwać nigdy podobnej grupy adoratorów. Coraz mniej przeszkadzała mu praca w pojedynkę, bez Juliena, ale kiedy tylko mogli synchronizować swoje grafiki, Perry dokonywał tego bez zastanowienia. — Pogrzeb? — powtórzył za nim nieprzytomnym głosem; zaledwie kilka minut wcześniej rozmarzył się na myśl o powrocie do domu porannym autobusem — tym z wygodnymi fotelami i klimatyzacją. — Och — padło tylko z jego ust po skrawkach wyjaśnień; zdążył odstawić wyszorowane przed chwilą szklanki i posłać chłopakowi uśmiech. — Jesteś tego wszystkiego pewien? — może i pytał o to niezliczoną ilość razy, i może znał już doskonale odpowiedź, ale mimo to uznał, że wypada zadać to pytanie po raz ostatni. — To co chciałbyś robić jako umierający Francois? — co prawda Perry liczył na to, że idealną stypą mogłaby być wspólna drzemka, ale zamierzał zgodzić się na każdy pomysł przyjaciela.
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Obły kształt ubogiego w tkankę tłuszczową łokcia wygrywa już ostatnie nuty znanego tylko sobie rytmu na lepkim, klubowym kontuarze.
Francois, nie potrafiąc zmywać blatu tak spokojnie, by nie poobijać swoich zawsze wystających, zawsze delikatnych kości, krzywi się teraz z niezadowoleniem.
Na skórze zdołały zakwitnąć mu już cztery pięknie fioletowe sińce (napięty grafik faktycznie owocował w roztargnienie, a roztargnienie — w wypadki), w które czasem, z przyczyn bliżej nieznanych, lubi powbijać swoje smukłe, ostre palce. Teraz, odłożywszy zabrudzoną ścierkę do kranu, robi to samo. — Po tylu latach Francois zdążył mi się znudzić — kolejne z szeregu tych samych pytań kwituje kolejną z szeregu tych samych odpowiedzi. Troska Periclesa i wiążąca się z nią obawa przed zmianą sprawia, że płowowłosy mężczyzna faktycznie coraz bardziej wątpi w słuszność podjętej decyzji. Ale przecież nigdy nie przepadał za Francisem.
Właściwie to nie wiem, ty pewnie wolałbyś zagrzebać się w łóżku i nie wychodzić z niego do następnego poranka, co? — uśmiechając się promiennie, poczyna wystawiać na światło słoneczne także (tylko w teorii) tajemnicze nawyki trzydziestotrzylatka. — Chętnie obejrzałbym jeden z tych żenujących kiczów, coś jak Krzyk, Ulicę strachu; pierwszą, drugą, albo trzecią część, o, albo Slendermana. Uwielbiam je. Myślisz, że możemy w domu twojej kuzynki? — zastanawia się z zabawnym, rzekomo zachęcającym i nieco figlarnym ruchem brwi to do góry, to do dołu, po czym wychodzi zza kontuaru, zarzucając ramię na peryklesowy bark.
Mr. Right zaproponował mi dzisiaj, wczoraj? że mógłbym z a g r a ć na jakimś snobistycznym bankiecie. Dobrze płaci — rzuca tak obojętnie i przy okazji, jakby tym samym mógł zmniejszyć moc zaniepokojenia, jakie zwykł wzbudzać w każdym barmanie i niektórych klientach starszy, rosły mężczyzna o srebrnej czuprynie i gęstym wąsie śpiącym zawsze u nasady ust, który od początku wcielenia się przez Francisa w rolę barmana, próbował zjednać go sobie na rozmaite sposoby. Do tego podejrzanego stopnia, że w końcu wszyscy inni obawiali się wymienić z blondynem więcej, niż kilka podstawowych, niegroźnych słów. — Będą tam jakieś naprawdę wielkie szychy i stwierdził, że mogłyby przydać mi się w rozwoju kariery. Tylko że ja chyba nie chcę opierać jej na grze na fortepianie, tylko na pływaniu. A do tego chyba nie potrzebuję znajomości, tylko dobre wyniki — popada w delikatny słowotok, ziewając przeciągle i zasłaniając dłonią usta.
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Migocząca w nim niechęć do własnego imienia (szczególnie ukazująca się wraz z ojcowym śmiechem, kpiną zawieszoną w jego oczach i pocztem królewskich imion, zwykłych i prostych) nigdy nie pchnęła go ku tak śmiałym rozwiązaniom; gdyby nie Francois, nie wiedziałby nawet, że można zmienić swoje imię w tak szybki i bezbolesny sposób. Może jednak nie zrobiłby tego nawet wtedy, kiedy ktoś zaprowadziłby go pod adres właściwego okienka w pachnącym nikotyną urzędzie; nie miał w sobie dość stanowczości, odwagi i determinacji. — Julien to piękne imię — przyznał z uśmiechem, w sposób niewymuszony; choć wciąż miał wątpliwości, nie zamierzał infekować nimi decyzji podjętej przez przyjaciela. Ostatecznie chodziło tylko o imię, a nie sprawę mogącą zagrażać jego życiu.
Skoro to nie mój pogrzeb, wolę nie odpowiadać na to pytanie — och, dla Juliena zrobiłby przecież w s z y s t k o, rozciągnięte poprzez wszystkie kategorie niewygody. Praca w barze rujnowała doszczętnie jego życie, ale już wcześniej było przecież niepoukładane; wystarczyło wziąć dwie tabletki, by oszukać zbierający się w nim sen, a potem nadrobić go w szybkiej, trzy godzinnej drzemce. — Nie powinna mieć nic przeciwko, o tej godzinie pewnie nie będzie jej nawet w domu. Ale pamiętaj, żeby nie mówić jej niczego o Cherry Road — odstawiając na bok wszystkie powinności wynikające z pracy (w której liczyło się bardziej posyłanie uśmiechów do klientów, niż tradycyjne obowiązki barmanów), zmusił do tego samego Juliena. A potem pociągnął go w kierunku mieszczącego się na zapleczu pokoju, w którym zostawili zawsze wszystkie swoje rzeczy.
To obrzydliwe — skrzywił się, choć w słowach chłopaka nie rozbrzmiało nic takiego; Pericles nauczył się jednak rozpoznawać te wszystkie utajone, niegodziwe propozycje tego samego dnia, w którym zaczęła się jego kariera w barze. I bardziej niż sobą, przejmował się losem Juliena; nie wiedział, który z nich wykazuje się większą naiwnością. — Nawet gdybyś wolał być, przede wszystkim, pianistą, nie powinieneś przyjmować takich ofert. A na pewno nie od facetów wyglądających jak on — wychodzili już w budzący się upał nadciągającego dnia, mijani przez Zacka i Josha — cała czwórka kiwnęła sobie tylko głowami — którzy wynosili z klubu stare, plastikowe i rzekomo niemodne w tym sezonie ornamenty i ozdoby, głównie świąteczne — choć do grudnia pozostało jeszcze dużo czasu. Perry choć nie przepadał za świętami, nie mógł doczekać się tego czasu wyłącznie przez opowieści Kiary — obiecywała im, że napiwki w tym czasie będą wyższe, a klienci przyjemniejsi, nawet jeśli oznaczało to, że dwudziestego czwartego będą musieli spędzić w klubie całą noc.
Kiedy siedzieli już w autobusie kierującym się ku Lorne Bay, Perry mimo obietnic zasnął, wtulony w miękką strukturę julienowej piersi.

koniec
ODPOWIEDZ