and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise


Toby jest wysoką, bardzo kościstą blondynką (on woli raczej niskie brunetki o bardziej zaokrąglonych kształtach) o dziwnej manierze zakrywania ust dłonią, kiedy coś opowiada. Kiedyś zapytał się jej przyjaciółki, Sylvii, dlaczego tak robi — okazało się, że Toby bardzo nie lubi swojego zgryzu i wydaje jej się, że wszyscy podczas rozmowy patrzą na jej zęby (chciałaby to kiedyś zoperować, od lat oszczędza pieniądze). On nigdy nie zauważył, żeby z jej szczęką było coś nie tak, a tym bardziej nie zwracał uwagi na jej zęby, ale postanowił w tej sprawie nie interweniować — nie zna Toby na tyle dobrze, co brzmi dość absurdalnie, zważając na fakt, że od ośmiu dni pomieszkuje w jej niewielkiej, naprawdę mikroskopijnej przyczepie, którą dostała w spadku po wujku (wujek jest teraz w domu opieki paliatywnej w Port Douglas). Zauważył jednak, że dziewczyna bardzo nie lubi otrzymywać osobistych pytań (on z wręczania takich słynie) i że nienawidzi, kiedy ktoś przestawia jej rzeczy (Francois robi to nieustannie). Podejrzewa, że właśnie dlatego przed godziną poprosiła go o zabranie swojego plecaka wraz ze swoją obecnością: przepraszam, Franky, ale to po prostu nie funkcjonuje jak powinno. Mam tu za mało miejsca. Uważa, że miejsca jest wystarczająco (bywa tu przecież tylko w nocy, a wtedy Toby już śpi), ale postanawia się nie buntować; w końcu decyzja należy tylko do niej, on nawet nie dokłada się do czynszu. Periclesowi mówi, że potrzebuje pomocy z dźwiganiem pudeł, ale to oczywiście czysty idiotyzm — on żadnych pudeł nie posiada (ma tylko dwa podróżne plecaki), a całość jest tylko pretekstem ku temu, by z nim porozmawiać.
O Vincencie. O tym, żeby w kontekście ich znajomości, przemówił Francisowi do rozumu.
Od kilku dni (znacznie dłużej, niż mieszkał u zakrywającej swoje usta Toby) obija mu się o myśli bardzo głupi pomysł i nie potrafi go od siebie rozegnać. Pragnie bowiem mimo vincentowej niewiedzy (może gdyby zapytał, to jednak Chenneviere by mu pozwolił?) wprowadzić się (czy raczej wkraść się — to zdaje się celniejszym określeniem) do jego domu. Budynek ten jest przecież bardzo duży i tam nie można byłoby powiedzieć, że jest “za mało miejsca”. Nie musiałby nawet przestawiać cudzych rzeczy, ani zadawać osobistych pytań.
Tylko że w drodze powrotnej z przyczepy Toby, kierując się do obszaru z rozstawionymi namiotami (tam dzisiaj Francis ma nocować, a Perry pożyczył od Pearl namiot, by udało mu się to wykonać), natrafiają na pewną komplikację. Komplikacją tą jest stary, zjeżający im włosy na karku starzec o dwóch warkoczykach, któremu ktoś wysmarował sprejem przyczepę. I który o całą zbrodnię, dość niefortunnie, oskarża ich (mówiłem ci Perry, nie chwytaj tej jebanej puszki z farbą).

Właśnie dlatego, ponad tydzień później, jak zwykle (jak zwykle od wspomnianego tygodnia) wracają do przyczepy starego Allunga, wyprowadzają na spacer jego równie starego i mrukliwego psa (ma na imię Puszek, chociaż jest całkiem łysy), wynoszą zalegające w dużych workach śmieci, wietrzą w każdym pomieszczeniu i kończą odmalowywać wszystkie ściany z rdzawego białego, na czysty biały. W przerwie (od wdychania tej farby kręci im się czasem w głowie, więc dziesięciominutowe przerwy są nieuniknione) spacerują po okolicy. Na niebie kłębią się gęste, szare jak grafit chmury burzowe, a ich skórę zrasza naprawdę drobniutki deszczyk, który jest zaskakująco przyjemny — orzeźwia ich po duszeniu się w małej przyczepie z kiepską cyrkulacją powietrza. Mijają dzieciaki powrzucane na grzbiety kuców (wszystko to w formie tego przedziwnego konkursu Australian Sheep&Wool Show), które machają do nich i krzyczą radosne dzień dobry, a potem milkną wszystkie naraz, jakby ktoś właśnie wyłączył im na pilocie dźwięk, bo ich opiekunowie strofują ich, że nie mają odrywać dłoni od uprzęży i swojej uwagi od koni. Francois wszystkim im odkrzyknął: ahoj!.
Wiesz, że przez ten mój układ z Clementine, jakiś magazyn zapytał, czy mogliby zrobić nam wspólną sesję? — opowiada z rozbawieniem, kiedy dochodzą do dużej jabłoni, pod którą zawsze siadają. Ostatnio przez problemy z Allungiem nie zdołał opowiedzieć Peryklesowi o swoim idiotycznym pomyśle wprowadzenia się do Vincenta, co wziął za pewnego rodzaju znak od wszechświata i po prostu się do Vincenta wprowadził. Teraz zastanawia się, czy i tak Perry’emu o tym nie powiedzieć, ale jeszcze się waha.
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Pericles natomiast zwolnił, skrywając się w cieniu Francoisa; zwrócił głowę ku kołtunom ołowianych chmur i wypatrywał pierwszych przejaśnień padających za sprawą nieposkromionych błyskawic. Wiedział, że to tylko dzieci — wesołe, beztroskie, nieskażone jeszcze brudem tego świata, a mimo to nie odczuł wystarczającej pewności, by zawtórować Francisowi w tym popisie przyjacielskiego gestu. Dopiero więc gdy się minęli — oni w prawo, tamci w lewo, Perry wysunął się spod tej bezpiecznej strefy i zrównał z chłopakiem krok.
Jaki magazyn? — spytał, z majaczącym w głosie przerażeniem. Pericles nie znał Clementine i odmawiał, kiedy padała propozycja zmiany tego stanu; nie potrafił odnaleźć się pośród osób szytych w ten ekscentryczny, cudaczny dla niego sposób. Czasem nie czuł się nawet dobrze czy Franku — nie wtedy, kiedy pozując na kogoś innego, zasłaniał pod wystylizowaną nagle grzywką (Perry wciąż nie pojmował, jakim cudem jest w stanie manipulować w ten sposób swoją fryzurą i trochę mu tego zazdrościł) swoje prawdziwe ja. — Dostaniesz za to jakąś kasę? — przydałoby się; co prawda Perry nie wiedział, w jakim dokładnie miejscu Francis zatrzymał się teraz, ale sądził, że nie jest ono wcale lepsze od namiotu skrojonego specjalnie pod potrzeby influencerek — nie chciał obrażać Pearl, kiedy z dumą pokazywała mu namiot, jaki dostała z a d a r m o — czyli tak, by po prostu ładnie się prezentował z zewnątrz. Czasem marzyło się mu, że obaj mając nagle wystarczająco pieniędzy, mogliby wynająć jakieś mieszkanie w Cairns; o dalszej przeprowadzce przestał już marzyć.
Allung powiedział, że za dwa dni będzie skłonny nam odpuścić nam, chociaż winny temu zamieszaniu był wyłącznie Perry, z tym swoim uporem zaglądania w nieodpowiednie miejsca. Allung co prawda to samo powiedział wcześniej, ale Pericles tym razem miał pewność, że aborygen im odpuszcza — wciąż chłodny i surowy, począł zmieniać nieco swoje zachowanie, kiedy Perry wyznał mu, że pisze książkę. Nie można powiedzieć, że się polubili, ale Campbell z tymi swoimi kosmicznymi problemami zaczął pojmować, dlaczego Allung jest właśnie taki, i wbrew rozsądkowi, poprosił go o pomoc przy pisaniu. Zamiast kolejnej reprymendy, otrzymał od niego barwną i nieco dramatyczną opowieść o firmie deweloperskiej, która poczęła panoszyć się na terenach Carnelian Land. I od tamtej chwili mamy problemy z prądem, wodą i pieprzonymi włamaniami. A ci jebnięci farmerzy sądzą, że to m y, z White Rock, psia krew, ale tu nie trzeba mieć we łbie jakiejś tej wiedzy, żeby zrozumieć, że to tamci mieszają. A czy to w ogóle ma być farma słoneczna, to czort jeden wie.
Więc tajemnice mieli przed sobą obaj; Francis nie powiedział mu o Vincencie, a on nie wyznał mu jak dotąd, że nie przeszkadzają mu niewolnicze przysługi, do których zostali zmuszeni. Poza tym, Pearl wybroniłaby ich pewnie przed Allungiem i zagwarantowała prawnika, jeśli zaszłaby taka potrzeba; Pericles jednak cieszył się z tych nowych obowiązków, które skutecznie odciągały jego myśli od Orpheusa.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Nikt nie musi wypowiadać tego na głos; ani wyraźnie i z niezachwianą pewnością, ani mimochodem, mamrocząc. Francois i bez tego wie, że od kilku tygodni kradnie komuś życie.
Wie, jak ów pokrzywdzony ma na imię (Orpheus) i wie, że poza oficjalnie wpisanym w papiery łupem (czasem jego współlokatora), przede wszystkim odbiera mu te błyszczące, migotliwe i jaskrawe uczucia Periclesa, których jedynym właścicielem — och, co do tego Francis nie ma żadnych wątpliwości — od zawsze był tylko Wrottesley. Wie to, a jednak okrada go dalej; z każdego miłego słowa, łagodnego uśmiechu Periclesa i planów na przyszłą, wspólną wyprowadzkę do innego miasta (wtedy Orpheus ma już zostać prawdziwym bankrutem).
Uhm… Behind the… Blinds? — odpowiada i słyszy w głowie głos pana Benneta, nauczyciela geografii z podstawówki: ty siebie pytasz? i właściwie to tak; Francois pyta samego siebie. Bo nie pamięta. — Nawet nie wiem, czy to dobry magazyn — przyznaje i wzrusza ramionami; chyba wszystkie magazyny są takie same — zdaniem Francisa po prostu kiepskie. Ale Clementine z jakiegoś powodu jest podekscytowana. Uważa, że sesja zdjęciowa z krótkim wywiadem z każdym z nich to wyśmienity pomysł, bo teraz nikt już nie będzie mieć złudzeń, że stanowią prawdziwą, zakochaną w sobie parę — i właśnie ten przekonujący ją do potwierdzenia argument, dla Francisa jest powodem do odmowy.
Si fait! — odrzeka żywo zaraz po usłyszeniu pytania o ewentualny zarobek i unosi prawą rękę, by zsunąć ze swego czoła kosmyk ciemnych włosów. Przy tym wietrze i tej pogodzie (nieustannej mżawce, panującej dookoła wilgoci) coraz bardziej przeklina tą długą, nieposkromioną czuprynę. Czasem pragnie stanowczym pociągnięciem maszynki ogolić ją na zero, ale wtedy przecież Pericles nie miałby czego mu zazdrościć (tej grzywki). — Mais... le truc c'est que… — zaczyna niepewnie, przeciągle, dość cicho. — Nie tyle chodzi mi o renomę tego magazynu, ani nawet nie o samą sesję. Tylko.. No wiesz. To, że widzą nas nasi znajomi, albo że czasem ktoś nam zrobi zdjęcie, jak wychodzimy z restauracji, to coś całkiem innego niż ogłoszenie nas parą na wielkiej okładce — przegryza dolną wargę i głośno wzdycha; a ten oddech miesza się z gwizdem wiatru. — Moi rodzice mogą to zobaczyć i w ogóle — dopowiada jeszcze, ale przez myśli jak zwykle przemyka mu Vincent. Z jakiegoś powodu (och, bardzo łatwego do odgadnięcia!) nie chce, żeby mężczyzna dał się zwieść przekonaniu, że Francis jest w poważnym związku. Z drugiej strony taki artykuł — samo przytoczenie jego nazwiska i faktu, że trenuje pływanie — mogłoby ułatwić mu znalezienie dobrego sponsora i tym samym pchnąć jakoś jego karierę do przodu.
No i zajebiście — stwierdza z satysfakcją na tę małą obietnicę, pozwalając bezładnie opaść dotychczas ugiętym w kolanach nogom na trawę. — Bo już, kurwa, nie wyrabiam — z treningami, asystowaniem Vincentowi, załatwianiem drobnostek za Scarlet i za wbijaniem do głowy szczegółów z przeszłości Clementine. Topornie radził sobie z wymienionymi obowiązkami już wcześniej; a teraz, kiedy doszedł do tego dramat z ostracyzmem właścicieli przyczep na Carnelian Land (Francis naprawdę nie jest w stanie pojąć, skąd w farmerach bierze się ta wrogość), jego wolny czas praktycznie już nie istnieje. — Ale tobie jakoś dziwnie zdaje się to nie przeszkadzać — zauważa podejrzliwie, zwracając ku niemu twarz i mrużąc oskarżycielsko oczy.

pericles campbell
  • _______________
    si fait! - fr. certainly!
    mais... le truc c'est que… - fr. but... the thing is...
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Z zawstydzeniem dostrzegł bezcelowość zadanego Francuzowi pytania; być może — co było niemożliwe — gdyby wskazał taki tytuł jak Granta bądź Radio Silence potrafiłby przywołać w myślach jakieś informacje na ich temat, ale w nich przecież nie fotografowano ładnych, młodych i beztroskich par. — Ja w sumie w ogóle się na nich nie znam — odparł z lekkim zawstydzeniem, wyrażającym przeprosiny. — Brzmi poważnie. Nie tak jak wiesz, Cosmopolitan — a mimo to próbował zabrzmieć mądrze bądź po prostu wspierająco; Pearl kiedyś — byli wtedy dużo młodsi — miewała w swoim pokoju najnowsze numery Cosmo. Kiedy wychodziła, by przygotować im coś do jedzenia, Perry sięgał po ten kobiecy magazyn i rozwiązywał zawarte w nim psychotesty. A jedyne artykuły, na jakie zerkał, tyczyły się porad związanych z seksem. Tak więc owszem, z całą pewnością wskazany przez Franka tytuł brzmiał lepiej niż to całe Cosmo.
Dostaniesz za to pieniądze, Francis. Czy to naprawdę takie złe, że wszyscy… że twoi rodzice będą sądzić, że spotykasz się z australijską pięknością? — postrzeganie życia w ten sposób było niebezpieczne, zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy dotąd nie szukał drogi na skróty — pracował uczciwie, nie przejmując się tym, że zarabia grosze. Nawet kiedy sprzedawał prochy robił to wyłącznie z przymusu, a nie chęci prędkiego wzbogacenia się; dopiero teraz coraz częściej myślał o tym, jak bardzo ma dość. I że w końcu, dla odmiany, chciałby tych pieniędzy mieć więcej i nie zastanawiać się podczas robienia zakupów, czy wystarczy mu na kilka bułek, czy tylko na chleb.
Perry wgramolił się na udo Francoisa (przyszło mu to tak lekko, naturalnie, bez zawstydzenia) a następnie sięgnął dłońmi ku jego włosom. Teraz wraz z wiatrem bawił się tą jego grzywką; zaczesywał ją to na prawo, to na lewo, usiłując stwierdzić, w jakim ustawieniu prezentuje się najkorzystniej. — Poza tym, wiesz, w niej się ktoś na pewno buja. Jak zobaczy wasze zdjęcia, to spróbuje ci ją odbić. I może ona na to pozwoli i ten wasz układ się skończy — przekręcił lekko głowę, oceniając swoje fryzjerskie zdolności; sposób, w jaki zaczesał jego włosy, podkreślał jego piękne dołeczki. — Powinieneś korzystać, póki to trwa — poradził, wzruszając lekko ramionami. A potem sięgnął po dłuższy kosmyk jego włosów i zaczął zaplatać go w warkoczyk — taki, jaki nosił Anakin.
Hm? Nie, skąd, oczywiście, że mi przeszkadza — odparł bez przekonania, uznając, że tłumaczenie mu wszystkiego byłoby nazbyt kłopotliwe. — Po prostu… Ja się nie dziwię, że Allung jest… taki och, Perry zdawał sobie sprawę z problemu wiążącego się z obdarzaniem sympatią osób, które nie do końca traktowały go sprawiedliwie. Cóż jednak mógł na to poradzić? — Nie pozwolili mu zaprezentować swojego miodu na tym całym Home Harvers Festival. Niby każdy mógł się zgłosić, ale powiedzieli mu, że skoro mieszka w przyczepie, nie kwalifikuje się jako prawdziwy uczestnik. Ja też na jego miejscu bym się zaczął o wszystko wściekać — już się przecież tak bardzo złościł; czasem nie rozumiał, w którym dokładnie momencie pozwolił Francisowi tak bardzo przeniknąć do swojego świata i, cóż, uczynić go trochę bardziej znośnym.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Śmiech, śmiech, śmiech.
Zdaje się, że Francois wszystko wita śmiechem; każde dzień dobry, każde nie i każde tak, a nawet każdy inny śmiech, który posyłany jest mu dwukrotnie rzadziej (chamstwo). Teraz także raczy tą cichą, srebrzystą melodią uszy Periclesa, zastanawiając się, czy kiedykolwiek nadejdzie taki moment, w którym wszystkie zapasy ów beztroski się wyczerpią. Ma wrażenie, że wówczas zginie. — Tam kiedyś też trafię. Jak sprawić, żeby typ zalotnika nie znudził się nigdy twoimi jękami w łóżku - odpowiada zalotnik — zdaniem Francisa i takie jęki mogły po pewnym czasie mierznąć — nawet bardziej, niż oglądanie noc w noc tego samego ciała. Andie, jego była dziewczyna z Francji, miała tak nieznośny zwyczaj zmiany głosu zaraz przed dojściem, że to przesądziło o rozstaniu. Tak naprawdę to nie — Andie po prostu zostawiła go dla starszego motocyklisty. Ale wśród ludzi rozszeptał się pierwszy powód. — Myślisz, że niektórzy ludzie to trenują? Te krzyki? Malepeste! Myślisz, że istnieje ktoś taki, jak instruktor jęków? — pyta, nie potrzebując wcale słyszeć, że jest idiotą — doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Z braku lepszego zajęcia sam wydobywa z gardła przeciągły, dość wysoki dźwięk, modulując głos na różnobarwny sposób, chcąc przekonać się, czy w ogóle da się jęczeć na kilka innych sposobów. Da się.
No nie wiem. Bóg może we mnie pierdolnąć piorunem za okłamywanie mamy — oznajmia z ciężkim westchnieniem, przytaczając nauki wpajane mu za młodu. Nigdy w to niestety nie wierzył, nawet jak miał sześć lat (a jednak czasem i tak barykadował się w pokoju podczas burzy i chował pod łóżko, żeby żaden piorun nie mógł go dosięgnąć). Pericles naturalnie miał rację; często ją miewał. Baudelaire traktował go nieco (ale tylko momentami — bo przecież Perry czasem też zachowywał się jak idiota, na przykład na tamtej imprezie halloweenowej) jak swój głos rozsądku, choć nigdy nie otrzymał na to wyraźnej zgody. Jeszcze trzy tygodnie wcześniej uwiecznienie związku jego i Clementine na papierze nie sprawiłoby mu problemu; może nawet próbowałby nadać ów relacji więcej prawdy i zaproponować brunetce, by spróbowali być ze sobą tak na serio, a nie tylko w szeptach innych osób. Ale teraz… Sam nie wie. Może to faktycznie nic takiego.
Pericles oczywiście dba o Francisa myśli — to jest o to, żeby jednych i tych samych nie miał za długo w głowie. Bo kiedy mości się na Francuza nodze, wplątując swoje długie i kościste paluchy w jego czuprynę (teraz zupełnie już z n i s z c z o n ą), temat całej tej okładki nagle jakby przestaje istnieć. Kiedyś od razu by go z siebie zepchnął, płonąc rumieńcem i rozglądając się dookoła w obawie, że ktoś zdążył spostrzec tę ich zabawę. Było to w czasach, kiedy mijał Periclesa na uczelnianych korytarzach bez słowa, za bardzo bojąc się o swoją pozycję w drużynie pływackiej. Teraz, kiedy zapewnił już sobie wysokie miejsce i nieco więcej dystansu do tego, co ktoś sobie o nim pomyśli, tych specyficznych kontaktów z brunetem już się nie obawia. A przynajmniej nie jakoś szalenie bardzo. — Świetnie. Myślisz, że mnie ktoś też spróbuje odbić? — Może nie jest to najlepsze pytanie w momencie, w którym siedzą tak blisko siebie (to znaczy, Perry siedzi na nim), ale chyba ustalili już, że w ich przypadku sprawdza się raczej tylko przyjaźń. I nagle, przez tą całą sugestię bruneta, wyrwaną z komedii romantycznych bez polotu, Francis czuje się dziwnie zazdrosny o Clementine. Czasem tak bardzo nie jest w stanie samego siebie zrozumieć.
Wpatrując się w Peryklesa skupionego na plątaniu warkocza w jego włosach (chryste, jak on to potem okiełzna), uśmiecha się delikatnie i ściąga mu z policzka malutką, czarną niteczkę — jego rzęsę. Chce przyjrzeć się jej na swoim palcu, ale tę część peryklesowego śladu odbiera mu brutalnie wiatr, więc cicho wzdycha. — Skąd ty to wszystko wiesz? Rozmawiacie o tym, jak chodzę do łazienki? — pyta lekko skonsternowany, choć tak właściwie, nie powinno go to za bardzo obchodzić. Bo co to niby ma za znaczenie. Na samą myśl o tej klitce tylko umownie nazywanej łazienką cały zresztą się wzdryga — woli wychodzić na dwór i tam szukać cichego miejsca przy drzewie, niż natrafiać na kolejnego karalucha rozmiaru pięści przy zardzewiałym kranie. — D'accord, która jest godzina? Musimy już wracać? O której w sumie wyszliśmy? — nad takimi szczegółami nie potrafi zwyczajnie zapanować. A Allung wścieka się, kiedy za bardzo się spóźniają.

pericles campbell
  • _______________
    malepeste! - fr. cholera!
    d'accord - fr. dobra, w porządku
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Kiedy na arenie rozmów wszelakich (a tematów było tak wiele! pogoda, zdrowie, plany zahaczające o przyszłość; drobiny nostalgii, małe tajemnice i pełne pasji relacje z niedawno przeczytanej powieści) pojawiały się, oczywiście, pierwiastki erotyczne, Periclesa nachodziła krępująca cisza, wymuszone uśmiechy i jakże ogromne pragnienie, by nie zadano mu żadnego pytania z gatunku tych intymnych, którymi ludzie, z nieznanych mu powodów, uwielbiali się obdarzać. Pełen zawstydzenia uśmiech wykrzywił więc jego usta (sam się o to prosił, przywołując temat Cosmo), zastanawiając się, jak prędko i bez wzbudzania uwagi Francisa, mógłby zmienić temat na inny. Kiedy ktoś z pełnym beztroski śmiechem mówił o seksie, Perry czuł, jak bardzo nie pasuje ani do ludzi, ani do świata. Nagle fakt, że ma już dwadzieścia cztery lata wydawał się mu idiotyczny; bliżej było mu do dziesięciu, kiedy krzywienie się na jakiekolwiek zbliżenia było czymś zupełnie normalnym. — Francis, przestań! — a jednak krzyknął, płonąc czerwienią; co prawda pod drzewem nikogo prócz nich nie było, ale i tak dla Periclesa było to wszystko zbyt przerażające. — Nie chcę o tym rozmawiać — wydukał, odwracając spojrzenie gdzieś do boku. Czuł się beznadziejnie, oczywiście, ale przede wszystkim też dlatego, że być może sympatia, jaką obdarzał Francisa, nie była wcale tak w pełni platoniczna. Choć więc świadomość samotności, w której utkwili pod tym potężnym drzewem była jak dotąd odczuwalna, Perry nerwowo rozejrzał się dookoła pewien, że nagle mają z tuzin obserwatorów.
W takim razie mu oddamy. Słyszałem, że niezły z niego słabeusz — odparł nazbyt śmiało, spodziewając się, że i w niego cisnąć może niedługo piorun; tym bardziej, że tę ich wymianę opinii na temat uczciwości przeciął podniebny grom; burza była coraz bliżej. — Jestem pewien, że ustawi się cała kolejka chętnych — odparł z powagą, wściekając się na ten nieznośny, zbierający w sile wiatr. Faktycznie nie miał co do zadanego mu pytania wątpliwości; osoby pokroju Francisa nie mogły nigdy narzekać na brak zainteresowania. A jeśli do wyciosanej przez samych bogów fizjonomii dodać nieskazitelnie piękny charakter, otrzymuje się doprawdy niebezpieczne połączenie. Przynajmniej Pericles jako jedyny zdawał się nie być aż tak oczarowany dodatkowym urokiem, jakim był ten francuski akcent. — Czasem, kiedy nie ma cię w pobliżu, zadaję mu różne pytania — odparł, wzruszywszy ponownie ramionami. Bo Francisa w istocie czasem obok nie było, i to wcale nie dlatego, że poszukiwał najdorodniejszego drzewa rosnącego w pobliżu.
Starając się nie przywiązać zbytnio do tego drobnego gestu, jakim była kradzież jego rzęsy, sięgnął do kieszeni, z której wydobył telefon. — Mamy jeszcze dziesięć minut. I jakieś pięć, nim na dobre się rozpada — mówiąc to uniósł twarz ku niebu; wcześniej sinoniebieskie chmury, zdawały się mu teraz bardziej atramentowe. — Allung chciał, żebyśmy skoczyli jeszcze po zakupy, ale w tę pogodę nie ma to chyba sensu — a przynajmniej taką Perry miał nadzieję; co prawda zdawało się mu, że Aborygen nieco złagodniał i przestał być dla nich tak dotkliwe surowy, ale ciężko było odkryć, co skrywa się w tym starczym umyśle. — Poza tym, ta jego sąsiadka, Kiara, przyniosła mu jakiś placek i… — nie miał pewności, czy powinien Francisowi o tym wspomnieć. I czy w ogóle powinien to rozważać, choć mówiąc szczerze, chyba zdążył już podjąć decyzję. — Tak jakby zaproponowała mi pracę — wybełkotał, odsuwając już dłonie od francisowych włosów. Był całkiem zadowolony ze swojego dzieła.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Kiedy krzyk niezadowolenia okazuje się głośniejszy od podrobionych jęków euforii, Francis dziwnie marszczy czoło, milknie i spogląda z zaskoczeniem w twarz Periclesa. — Jezu, dobra. Dziecka z tego nie będzie, tak jakby co — uświadamia mu, pragnąc mimo wszystko rozładować zagęszczoną nagle atmosferę. Bo widzi, że brunet się krzywi i krępuje, że płonie rumieńcem i odwraca od niego wzrok — a więc Baudelaire nie drąży. Pozwala swojej zagwozdce umrzeć; może kiedyś zapyta o to Vincenta — to po Perrym drugi najmądrzejszy człowiek, jakiego Francuz zna.
Jak coś, to porwiemy jego syna — rzuca beztrosko, nie widząc w swoich żartach nic złego; mimo że trochę złe są. I chyba gdzieś tam pod gnijącym na trawie jabłkiem, kilka metrów pod ziemią, słyszy, jak bramy piekielne już się dla nich otwierają; czekając, aż porazi ich ten przygotowany przez Boga piorun. Najważniejsze, że umrzeć mieli wspólnie.
Ta, całe tłumy. A jakoś nigdy nie ma w nich osób, które serio się liczą — mruczy pod nosem, nie podejrzewając nawet, że w tym samym czasie Pericles określa w myślach jego charakter jako nieskazitelny, a urodę jako wykutą przez bogów. Czy w tej kolejce po swoje serce napotkałby też na Campbella sylwetkę? Prawdę mówiąc, czasem na to liczy; bo z nim wszystko wydaje się takie bardzo łatwe, do rozwiązania — nawet największy z problemów, który normalnie jawi się jako taki nie do przeskoczenia, przy Perrym staje się dziwnie mały i kruchy. No ale brunet wzdycha beznadziejnie do człowieka, który go nie chce — podobnie zresztą jak Francis wzdycha beznadziejnie do Vincenta. A póki się z tym nie uporają, i tak nie mogą myśleć o budowaniu czegoś na zgliszczach poprzednich uczuć. Najpierw muszą zburzyć je do końca i poczekać, aż na nowo zakwitnie tam ogród pełen kwiatów.
Na słowa Periclesa jak zwykle kiwa głową, wierząc mu ślepo we wszystko — nie musi wtórować mu w podniesieniu głowy ku smolistym chmurom, by samodzielnie wyliczyć czas pozostały do początku siarczystego deszczu. Mają pięć minut, niech będzie. — Dlaczego? Lubię chodzić w deszczu. To jak pływanie w powietrzu — mówi i wysuwa palec wskazujący, układając go na czubku nosa Perry’ego. A potem od razu go cofa i kładzie dłoń z powrotem na ziemi, jak swoje znalezisko, którym zdążył się już znudzić. — Jaką pracę? U niej też masz sprzątać? Czy pomagać jej robić placki? — pyta, nie wymuszając w sobie wcale zainteresowania — to przychodzi naturalnie, jak zwykle, kiedy przebywa z brunetem. Przy nim chyba niczego nie musi udawać, co lekko go przeraża, kiedy tak o tym myśli. — W sumie muszę jeszcze wstąpić po fantales — dodaje, mając na myśli słynne australijskie krówki oblane czekoladą — obiecał panu Ch., że to zrobi. Pielęgniarki upierają się, że nie powinien jadać już cukru, a Vincent z Yvette jak zwykle, chyba trochę z braku chęci do własnej opinii, się z nimi zgadzają. Francis uważa, że na starość powinien mieć zgodę na wszystko. Więc staje się jego dilerem słodyczy i innych odbierających sekundy życia przysmaków.
Kiedy artystyczne dzieło uformowane w francisowej czuprynie jest już w pełni zrobione, a Perry podziwia jeszcze końcowy efekt, Baudelaire pozwala sobie umościć dłonie na biodrach chłopaka — kościstych, smukłych, jakby kruchych (zresztą jak całe jego ciało), a potem delikatnie go z siebie zsuwa, zwracając mokrej trawie udekorowanej w prześwity czarnej gleby. Podkłada następnie dłonie pod plecy, zaciska palce na chropowatej, lekko wilgotnej korze drzewa i dźwiga się do pozycji wertykalnej, wyciągając do chłopaka rękę. Muszą się już zbierać. Francis nie chce testować cierpliwości Allunga — nawet jeśli Perry z jakiegoś powodu zaczyna pałać do niego sympatią, uformowaną przez współczucie, Francuz niekoniecznie potrafi powierzyć mu swoje zaufanie. Boi się, że jeśli narażą się mu choć nieznacznie, mężczyzna wydłuży tę ich śmieszną spłatę długu, którego nigdy nawet u niego nie zaciągnęli. To wszystko jest przecież idiotyczną pomyłką.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
W sytuacjach podobnych do tej, choć było ich szczęśliwie niewiele, w Perrym odzywała się tak silna tęsknota za jedyną osobą, która zdawała się go rozumieć, że niemal krztusił się powietrzem. Szczególnie od niedawna; Percy Matthews dołączył bowiem do grona osób, które go zostawiły. Wyjechał. Wraz z sobą zabrał bezpieczeństwo i wspomnienia; Pericles nie pamiętał już, jak to było być z kimś, nie tylko duchowo, ale i fizycznie. Zanim poszli razem do łóżka, minęło sporo czasu; towarzyszące temu wątpliwości przewyższały znacznie swą wagą problemy typowe dla ludzi w ich wieku. Więc Perry wiedział, że o seksie winien po prostu zapomnieć, bo tak było łatwiej. Poza tym, istniały sprawy ważniejsze, a jedną z nich był obowiązek cieszenia się z każdej chwili, którą mógł spędzić z Francisem.
Bo i on pewnego dnia miał wyjechać, zapomnieć o Perrym i porzucić go w tym samym miejscu, w którym go poznał.
Bo jak dotąd nie byłeś w poważnym związku ze znaną aktorką, Francis. Jestem pewien, że jak te zdjęcia wyjdą, sporo osób zorientuje się, że zabawa się skończyła — stwierdził z lekkim uśmiechem, w pewien sposób zazdroszcząc mu doświadczeń tego typu. Z drugiej strony lubił swoją samotność; wieczór, podczas którego tak rozpaczliwie usiłował być normalny, a więc taki, jak wszyscy inni — pieprzone halloween — jeszcze przez długi czas prześladować miał go niczym nocny koszmar. Więc choć Francois się mu podobał — w każdy możliwy sposób — Perry byłby ostatnim ze śmiałków, którzy stanęliby w kolejce adoratorów. Niektórych swych cech nie był w stanie z siebie wyplenić.
Australijskie ulewy nie są wcale przyjemne, mon sucre d’orge — a mu niezbyt uśmiechało się brodzenie poprzez zalane ulice; Franka nie było w Lorne Bay, kiedy przeobraziło się ono pewnej (niedawnej) jesieni w obraz nędzy — tej samej, która pochłonęła nie tylko jego łódź, lecz nieomal także jego życie. Sam powrót do tamtego dnia sprawił mu ból; nie przez te liczne straty czy połamane żebra. Tamtego dnia zakochał się w Orfeuszu.
Nie-e, to jest… — należało się nad tym zastanowić. Nie nad samą propozycją i niesionym wraz z nią ryzykiem, lecz raczej nad tym, jak bardzo Francisa wtajemniczyć. Ostatecznie uznał, że przynajmniej jedna osoba powinna znać prawdę. — W klubie nocnym. W Cairns. Kiara powiedziała, że lubią tam takie ładne twarze — rzekł więc pochmurnie; tak, jakby i na jego twarz zaraz wstąpić miała dotkliwa w skutkach burza. Nie uważał nigdy, by miał ładną twarz — w ustach kobiety nie zabrzmiało to jednak jak komplet, który pragnęłoby się usłyszeć. — Ona też tam pracuje. Po co ci te paskudne cukierki? FruChocs są lepsze — ośmielił się stwierdzić, na moment zapominając o zdradzanych mu planach; jakoś nieumiejętnie niweczył swe próby udowodnienia światu, że nie jest już dzieckiem. Dopiero jednak kiedy Francis pomógł mu wstać, Perry uprzytomnił sobie, że te jego słowa musiały zabrzmieć paskudnie. — Jako barman! Miałbym pracować z nią za barem! — usiłował przekrzyczeć silniejszy podmuch wiatru; piękna francisowa fryzura uległa destrukcji. — Tylko nie wspominaj o tym, kiedy będziemy blisko Allunga. On Kiary nie lubi, jak wszystkich zresztą, nawet jeśli ona mu pomaga. Jak się dowie, że pracuję w takim miejscu, nie pozwoliłby, żebym tutaj wracał — wypalił bezmyślnie, zastanawiając się już tylko nad tym, czy w tym całym nocnym klubie naprawdę mogło być strasznie. — Nie chciałbyś pracować tam ze mną?

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Należałoby cofnąć się o kilka liter i oddechów. Sprecyzować: jak dotąd nie byłem wż a d n y mpoważnym związku, nie tylko ze znaną aktorką, Pericles. W sumie dotychczas (dotychczas!) tego nie potrzebowałem dodałby i wzruszył ramionami bardziej z przyzwyczajenia, niż faktycznego pojmowania swojego wyznania za “obojętne i właściwie niezbyt szczególne”. Wszystko, co wiązało się z Vincentem Chennevierem, było przecież horrendalnie przejmujące i nie do zniesienia wyjątkowe. A choć czasem zdarzało mu potknąć o tę niepostrzeżenie wyrastającą mu na drodze myśl — przeważnie jeszcze w domu (ale czym ten dom tak właściwie był?); we Francji, ale raz czy dwa także tutaj — że mógłby budzić się przy jakiejś konkretnej osobie częściej niż czasem i bardziej intencjonalnie niż przypadkowo, tak szybko łapał równowagę i od razu zapominał o mankamencie na jednowarstwowej, gładkiej płaszczyźnie, którą kroczył przez życie. Dopiero przy Vincencie począł zatrzymywać się przy ów wypukłościach i im przyglądać. Momentami na nie czekać i wypatrywać z zapartym tchem z daleka. Pozostawało jednak pytanie, czy Vincent chciałby potknąć się wraz z nim — a mimo zapewnień Periclesa, Francois szczerze w to wątpił. Bo to wspólne potykanie się o siebie w codziennych obowiązkach, w swoich myślach i uderzeniach serca, obiecał przecież niegdyś kobiecie, której głos Francis czasem słyszał rankiem, a czasem nocami. Yvette zdawała się naprawdę doskonała.
Zamiast poczęstować go tą wylewnością, prychnął z rozbawieniem i filuternie poprzesuwał brwiami; to do góry, to do dołu. Kolejka fatygantów po jego serce brzmiała dobrze; ba, szalenie pochlebiająco, ale przecież nic mu po tych wszystkich różnorodnych twarzach, w których szukałby tylko podobieństwa jednej, nieobecnej.
M o ns u c r ed’ o r g e ?— artykułując każdą literkę z osobna, powoli i uważnie, posłał mu także nasączone figlarnym zdumieniem spojrzenie, do którego wkrótce dołączył ten sam uśmiech. — Okej, ma biche, skoro tak mówisz — ustąpił mu dobrodusznie, rezygnując z przepłynięcia się po uliczkach Lorne Bay.
A potem nagle w wolnej przestrzeni, gdzieś pomiędzy schylonej w niedbałej pozycji siedzącej sylwetce Francuza, moszczącego się na jego nogach bruneta, a potężnym i chropowatym pniem starego drzewa, wybudował się nagle za pomocą słów klub nocny, w którym jego przyjaciel wraz z resztą ładnych twarzy robił… co właściwie? — Aha — wydarł z siebie — chwilowo — tylko tyle, wpatrując się w budynek widziany tylko oczyma wyobraźni. — Który klub? — zapytał w momencie, w którym wszystkie wnętrza odwiedzonych dotychczas miejsc (tych przeznaczonych dla niby-tancerzy chcących kusić swoim ciałem i dla mężczyzn dających im się kusić pod sceną) poczęły przelatywać mu przed oczyma, a on nie potrafił odnaleźć tego, którego posadzkę miał wkrótce przemierzać brunet. — Myślałem, że Kiara roznosi listy — mówiąc to, zmarszczył czoło, a zaraz potem rozluźnił do swej pełnej gładkości, wzruszając ramionami. Nie jego sprawa — przecież nie oceniał. Nie miał czego. — Tak trochę płacę nimi za miejsce, w którym się zatrzymałem — wytłumaczywszy się zaraz ze spokojem, wstał i przyjął na siebie mokrą falę nadchodzącego wiatru. Niektóre kosmyki przykleiły się do skóry oplatającej skronie, inne do czoła, a wciąż trzymający się swoich splotów warkoczyk dyndał pod rytm podmuchów pogarszającej się pogody jak antena. — Czyli że w ubraniu? — zapytał z chęcią umocnienia się w swoich podejrzeniach, a potem delikatnie uniósł prawy kącik ust w uśmiechu. — Szkoda.
Przedzierając się przez zawieszony w powietrzu basen (już poczynało kropić, a potem mżawka przeszła płynnie w deszcz, mający wkrótce ustąpić miejsca ulewie), nie potrafił wyobrazić sobie spędzenia u Allunga choćby minuty więcej — to między innymi dlatego prośba Periclesa tak go zdziwiła. Nie dość, że zależało mu na jego opinii, to jeszcze na towarzystwie ekscentrycznego aborygena, z którym Baudelaire po prostu nie był w stanie wytrzymać. — Po co miałbyś tutaj wracać? — tego akurat zrozumieć nie potrafił — nawet następne pytanie był już skłonny szybciej pojąć, niż przedziwną potrzebę utrzymywania kontaktów z człowiekiem (jak to słusznie zauważył sam Campbell) nienawidzącym całego świata. — Za barem? W ubraniach? Ile mówiłeś, że tam płacą?

pericles campbell
  • _______________
    mon sucre d’orge - fr. mój cukiereczku
    ma biche - fr. moja ty łanio
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Francois Baudelaire był prawdopodobnie pierwszą i jedyną osobą, z którą udało się mu zaprzyjaźnić w taki sposób.
Ciężko byłoby mu wyjaśnić komukolwiek różnice — na pozór ich spotkania, rozmowy czy milczenie przeżywane razem, nie wykraczały poza normę kreśloną periclesowym przyzwyczajeniem; choć bowiem żył samotnie, miał szczęście doświadczyć kilku istotnych przyjaźni — lecz tylko w tej znajomości czuł się w pełni wolny i swobodny. Może chodziło o tych kilka pocałunków wymienionych niepewnie na początku, bądź zmęczenie trawiące ich ciała pod koniec dnia, kiedy to zezwalali sobie — głównie z powodu obojętności — na wyzbycie się tak wielu granic. A może i bez tego wszystkiego odkryliby pewnego dnia, że kiedy zmuszeni byli do udziału w prywatnych lekcjach, otrzymali od życia szansę na zasmakowanie tej wyjątkowej przyjaźni.
Pericles wątpił bowiem, że komukolwiek innemu — co prawda osób tych pozostało już w jego życiu niewiele — powiedziałby o złożonej mu ofercie pracy. I o tym, że naprawdę rozważa jej podjęcie. — Chyba Wonder Passion, znasz? Kiara ma mnie tam zabrać za kilka dni — choć obiecała mu, że dostanie tę pracę od razu, Perry musiał najpierw upewnić się, że odnajdzie się w tym miejscu. Poza tym, musieli porozmawiać jeszcze o wpływie narkolepsji na jego życie. — A gdzie ty tak właściwie teraz sypiasz, Francis? — pytając, uniósł lekko twarz, by z łatwością móc prześledzić tańczące w jego oczach cienie. Nie rozmawiali o tym, ale Perry bał się, że chłopak mógł podjąć kilka złych decyzji; jak już jednak zostało mu to udowodnione, nie mógł nikomu udzielić odpowiedniej pomocy czy wsparcia. Co więc miało zmienić to, że Francois wyznałby mu prawdę, skoro Perry niewiele mógłby z nią zrobić? — Może barmani chodzą bez ubrań — odpowiedział mu uśmiechem; jego wiedza na temat klubów nocnych nie była szczególnie imponująca. Poza tym, Wonder Passion brzmiało na tyle tragicznie, by należało wziąć pod uwagę wszelkie możliwości; póki co, Perry starał się tym wszystkim zbytnio nie przejmować i zachować otwartą głowę. To tylko praca.
Idąc jego śladem również wstał, otrzepując spodnie ze skrawków trawy i wilgotnej gleby, sprawiając jednak, że materiał starych jeansów wzbogacił się o kilka dodatkowych zabrudzeń. — Bo nie mam teraz nic innego, poza tym miejscem — wzruszył ramionami. W wyznaniu tym ujawniło się nazbyt dużo niechęci, ale Perry wiedział, że Francis by naciskał. Że pytałby, kwestionował jego decyzje i poddawał kłamliwe odpowiedzi analizie. Może i w jego odpowiedzi zabrakło odpowiednich szczegółów, ale właśnie dlatego zamierzał tutaj wracać — bo nie miał gdzie się podziać.
Za barem, może w ubraniach, może bez — zaśmiał się; może i Francis mógłby faktycznie zezwolić sobie na taką ekstrawagancję, ale nie on — przepłoszyłby raczej większość klientów. — Kiara nie podała mi jeszcze konkretnej stawki, ale to nie są małe pieniądze. No i sporo zależy od napiwków — po które należałoby sięgać z odwagą, co Periclesa przerażało najmocniej.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Z początku kiwa tylko głową; w ostentacyjnym zamyśleniu zaciska wargi i marszczy czoło, próbując dopasować kształt podarowanych mu liter do konkretnej konstrukcji wspomnień. — Chyba raz byłem — przyznaje po nieznacznej chwili wahań; nie dlatego, że fakt zwiedzania pomieszczeń nasączonych ciepłem nagiej skóry wydaje mu się nieodpowiedni i zbyt wstydliwy, by się do tego przyznać, a raczej z powodu kiepskiej pamięci do angielskich nazw, brzmiących zawsze tak samo. — Z kim sypiam? Obecnie z nikt, przez te wszystkie emplois nie mam maudite czasu — skarży się, zniżając ton głosu i nasycając go pretensją; u d a j e. Nie potrafi opowiedzieć Periclesowi o swojej nowej i wzrastającej na sile obsesji, nie tylko nakazującej mu wprowadzić się do czyjegoś domu bez pozwolenia i — przede wszystkim — bez wiedzy właściciela, ale też sprowadzającej się do chwilowego — trwającego od dni przechodzących w tygodnie — celibatu. Po co mu ktokolwiek, skoro to nie Vincent. A więc kłamie; że mierna znajomość języka nie pozwoliła zrozumieć posłanego mu pytania i że za obecne ograniczenie towarzyskiego życia odpowiada natłok pracy.
Dans certains, ils doivent avoir des vêtements licencieux — zdradza nie tylko za pomocą słów, ale też poprzez szelmowski uśmiech migoczący w kąciku ust; zmodyfikował w ten sposób wcześniejszy, całkiem niewinny grymas. I z tym prowokacyjnym wyrazem wędruje też przez siebie — nie porzuca go pod drzewem akacji wraz z okruchami czerstwej gleby i strzępkami liści przyczepionymi do ubrań. Na najświeższe z wyznań bruneta decyduje się jednak nie zareagować — rozumie. Pericles ma mikroskopijnych rozmiarów przyczepę o kiepskiej cyrkulacji powietrza i rosnącym w rogu sufitu zielonkawym grzybie, a François rozległy dom, w którym odgrywa niechlubną rolę ducha. I każde z tych miejsc jest ważne; na swój własny, wypaczony lekko sposób.
Pericles — imię bruneta posługuje Francisowi za znak stopu; zatrzymuje go gestem wyciągniętej ręki, zwróconego do niego ciała i tonem swojego głosu. — Vous devriez vous assurer, że to t y l k o barmaństwo — radzi mu już całkiem poważnie, a wcześniejsze rozbawienie zmywa się jak za sprawą deszczu z jego mlecznobiałej twarzy. — Pojadę z tobą — obiecuje wreszcie, pragnąc go chyba p r z y p i l n o w a ć, choć dotychczas to brunet wykazywał się w ich przyjaźni rozsądkiem. — Jeśli ty pomożesz mi załatwić zmianę imienia — dołącza swój warunek, wsuwając go między tę rozmowę jak skrawek ukrytej wiadomości pomiędzy stronice grubej książki. A potem wracają do zatęchłej, klaustrofobicznie-drobnej przyczepy, ociekając deszczem i tymi wszystkimi myślami.

  • _______________
    emplois - fr. fuchy
    maudite - fr. przeklętego
    dans certains, ils doivent avoir des vêtements licencieux - fr. w niektórych muszą nosić wyuzdane stroje
    vous devriez vous assurer - fr. musisz się upewnić
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
ODPOWIEDZ