baletmistrz, łyżwiarz — emocjonalny parias
22 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Byłem niegdyś szczęśliwy, choć tylko we śnie. Ale byłem szczęśliwy.

Odcinek 1 - Spotkanie ze smokiem
[Rycerz Księżycowe Oko wyrusza w niebezpieczną podróż wraz z Baltazarem Gąbką, chcąc uratować ściganego przez zbójów Smoka]

Nigdy nie przenosiłem kolorowego świata bajek na monochromatyczny obraz codzienności — mleczak pod poduszką ani razu nie przeobraził się w lśniącą monetę, a poczciwy staruch w czerwieni nie przeciskał się przez nasz komin zimą. Tata nie przepędzał potworów spod mojego łóżka, mama nie wprawiała w ruch przyborów kuchennych machnięciem czarodziejskiej różdżki, a siostra nie okazała się zaginioną księżniczką. Byliśmy prości, zwyczajni i bezbarwni, ale nie znaczyło to, że czegoś mi stale brakowało. Uśmiechem przepędzałem ból zdartego kolana, a melodyjnym chichotem słodziłem każdą gorzką łzę i byłem przekonany, że nic nie będzie w stanie rozwiać mi tej oto pogody ducha. Miałem w końcu jeden z najlepszych wzorów do naśladowania — tata bywał w domu sporadycznie, ale kiedy już był, nie mogłem opędzić się od błyszczącego w moich czarnych oczach szczęścia. Zmęczenie osiadło mu na twarzy permanentnie, ale nie przeszkadzało w spędzaniu wolnych chwil we dwójkę — tam gdzie on, tam ja wciskałem też swoją ciekawską głowę, żądną tak wyśnionych przeze mnie przygód. Nie potrzebowałem wycieczek w Nieznane i nowych figurek superbohaterów — wystarczały mi te wszystkie drobne chwile, składające się na całe życie; poranki pachnące wanilią, kiedy smażyliśmy naleśniki. Śmiech i przepychanki, kiedy odrywaliśmy od nich chrupkie brzegi ociekające olejem kokosowym. A nawet kłótnie przy stole, te rozpoczynane przez matkę, a dotyczące właśnie szpetnego wyglądu poobgryzanych placków, były dla mnie całym światem.
Może tych kłótni faktycznie było nieco za dużo. Może gdybym zauważył to w porę, nie zgubiłbym wówczas swojej galaktyki. Może mama za często wyzywała tatę od nieudaczników i może za bardzo ponosiły ją nerwy, kiedy rzucała w niego szklankami wypełnionymi alkoholem. Może nie powinna mu grozić odejściem i wpadnięciem w ramiona prawdziwemu mężczyźnie i z całą pewnością nie powinna powtarzać mu, że nas zawiódł. Tata starał się z nas wszystkich najbardziej — jak więc można było oczekiwać po nim więcej?
Stale rozglądał się za nową pracą. Niekoniecznie ambitniejszą, a już na pewno nie bardziej przyzwoitą i łatwiejszą — na względzie miał raczej dobrą pensję. Chcąc zapewnić nam lepszy byt, ciągnął nas po niemalże całym przeogromnym świecie; to pochłoniętym płaskim pustkowiem, to pagórkowatą zielenią. Nawet jeśli traciłem tym samym szansę na długoterminowe przyjaźnie i napotykałem na trudności nie tylko w przyswajaniu nieznanego mi dialektu, ale też odnajdywaniu się pośród nowych lodowisk i obcych trenerów, nie potrafiłem wzniecać w swoim sercu pretensji.
A kiedy tata odebrał sobie życie, na dwa dni przed moimi dwunastymi urodzinami, nie uważałem, że postąpił egoistycznie, choć taki tytuł nadała mu matka. Nawet jeśli tamtego dnia wraz z sobą pochłonął mój uśmiech, czasem przepływający w kącikach moich ust, ale w oczach nieświecący już nigdy, nie byłem w stanie za nic go winić.

Odcinek 2 - Nocna bitwa
[W czasie przeprawy przez gęsty las Baltazar Gąbka napotyka na grupę zbójów, którym dzielnie stawia czoła]

Tamtego dnia, kiedy domem szarpnął wystrzał ze sztucera, nic już nie wróciło na swoje właściwe miejsce. Mama nie zerwała romansu z alkoholem, siostra nie przestała uciekać nocami, a ja wciąż kolekcjonowałem granatowe siniaki na ciele. Nawet nasze miejsce zamieszkania pozostało niezmienne przez dłuższy czas, co niekoniecznie spotkało się z moim uznaniem — gdzieś tam bowiem na samej górze czyhał na mnie pokój, w którym tata zdecydował się odejść na zawsze. A mama... ona nigdy nie zdołała mu dorównać. Chyba nawet nie próbowała, kurczowo dociskając do siebie wściekłość, jaką w niej rozpalał. Zdawało mi się czasem, że jego śmierć dostarczyła jej jedynie większej dawki pretensji — głównie za to, że nie mogła już wykrzyczeć mu ich prosto w twarz.
Alkohol kończył za nią wszystkie rozmowy rekrutacyjne, a ona zasłaniała się swą niewinną bezradnością. Chciałbym poznać choćby jeden powód, dla którego pewnej listopadowej nocy uznała, że rozwiązaniem na nieopłacone rachunki, pustki w szafach i przerażenie ulatujące z naszych oczu, będzie wystrzał jeszcze gorszy, niż ten, który oddał w swą stronę tata. Z początku nie sprowadzała ich do domu, taktycznie wymykając się w opiętych sukienkach i wyrazistym makijażu, pojawiając się na nowo dopiero o brzasku. Dopiero później, zyskując stałych przyjaciół i ciążące na jej klatce piersiowej rozleniwienie, poczęła wpuszczać ich do naszego życia. Przyspieszone oddechy, tłumione krzyki i chyboczące meble wypełniały sobą wszystkie noce, podczas to których nieraz wybiegałem wprost w objęcia szmaragdowego lasu. Tam, pośród szmeru ulatujących z nieba kropel i ziejącego z ziemi żaru, szukałem śladów szczęścia, które to jednak starły się z szarzejącego piachu bez pamięci. A kiedy pewnego dnia zbudził mnie krzyk siostry, wstrząsany płaczem i błagalnymi nutami, spostrzegłem, że nie mam w sobie żadnych już namiastek nadziei. Uciekła, niecałe czterdzieści godzin później, tydzień przed świętami bożego narodzenia, pozostawiając mnie w krzyczących ścianach samego. Powiedziała, że nie mogę wybrać się wraz z nią.

Odcinek 3 - Zdobycie pałacu
[Baltazar Gąbka dociera do położnego w malowniczych górach pałacu, gdzie ratuje z opresji młodego Księcia]

Wraz z samotnością, brakiem sojusznika i ciemniejącym niebem, przyszła zapowiedź zapisanego mi losu. Sądzę, że zrozumiałem to już pierwszej nocy, kiedy mojego ucha z sypialni matki doszły barwy obcego głosu. Wiedziałem, że stanie się to prędzej czy później, a i tak ciało me strawiło nieopisanych rozmiarów zaskoczenie, kiedy na swym kolanie poczułem dłoń jednego z jej przyjaciół. Mogło być gorzej — tak powtarzałem w myślach, biegnąc co sił w nogach ku rezydencji jednego z kolegów z lodowiska. W kieszeniach zawsze dźwięczały mu monety, które ochoczo rozdawał za błahe wyzwania. Napluj trenerowi do termosu, skocz z dziesiątego stopnia, ukradnij mu śniadanie, rzuć w niego kamieniem. Gotowy byłem wówczas choćby podpalić swoje łyżwy, oddając mu na wieki zwycięstwo, byleby tylko uzbierać na "nowe życie"; byleby tylko nie musieć wracać do domu. Oczy sklejały mi się od ciepłej, karminowej cieczy, w ustach miałem posmak płaczu, potu i jakby metalu, a ręka wraz z twarzą paliły mnie niemiłosiernie, odkąd chwilę przed najgorszym zdołałem wyrwać się na podwórze. Nie oszukiwałem się nawet, że ktoś zapragnie mi pomóc. Nie spodziewałem tym bardziej, że zrobią to rodzice tamtego majętnego chłopca. Ale kiedy sześć godzin później — z ramieniem skrytym w temblaku i bladym opatrunkiem zdobiącym twarz — wsunąłem się w nieco za dużą piżamę, błyszczącą wyhaftowanym przy kołnierzyku inicjałem znanego rodu i o materiale gładkim jak szkło, uwierzyłem, że od teraz będzie nieco lepiej. Potwierdziło się to w momencie, w którym poznałem Ciebie.
Adopcja przebiegła sprawnie i bezkonfliktowo — matka nawet nie walczyła. Przyjmując nazwisko córki gubernatora Australii nie poczułem się jednak bardziej wyjątkowy — poza nowym odzieniem i personaliami, nic się przecież we mnie nie zmieniło. Państwo B. nie traktowali mnie na równi ze swoim synem. Chcieli po prostu dobrze uchodzić w obcych oczach, nic ponadto. Zapożyczyłem sobie część domowych obowiązków, przyjmowałem często napływających w tamte strony gości, otrzymałem najlepszych korepetytorów, jakich mógłbym sobie wymarzyć i nieograniczony dostęp na najpiękniejsze lodowisko, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie miałem na co specjalnie narzekać, choć spokoju nie dawała mi blizna zdobiąca moją twarz i będąca monumentem znienawidzonej przeszłości. Obraz jej nabycia nawiedzał mnie każdej nocy, naznaczonej krzykiem mojego przerażenia. Otoczono mnie najlepszą opieką lekarską, o jakiej niegdyś mogłem tylko pomarzyć, ale ostatecznie to i tak ja sam musiałem stawić czoła tamtym wspomnieniom. Gdzieś w bólu zrastającej się kości promieniowej i dyskomforcie zabliźniającej się na twarzy rany odnalazłem nawet ścieżkę ku konkretnej dziedzinie nauki, z którą prędko zacząłem wiązać swą przyszłość. I wtedy właśnie się pojawiłeś. Zatrzymałeś się w moim domu ze swoją rodziną, której nie sposób było darzyć sympatią i ty także poskąpiłeś mi wówczas swojej. Niewidzialny człowiek, chłopiec-duch; tak czułem się mijając cię przypadkiem na cichych korytarzach. A kiedy wygrałem kilka poważniejszych zawodów, kiedy przekroczyłem już odpowiedni wiek i odprawiono mnie w daleki świat na studia, nie sądziłem, że zobaczę cię jeszcze kiedyś choćby przelotem.

Odcinek 4 - Porwanie Baltazara Gąbki
[Książę wysyła swych żołnierzy na poszukiwanie profesora Gąbki, który zaginął w Krainie Deszczowców]

Nie przejąłem się zanadto nagłą zmianą otocznia; rzeźbione ornamenty oplatające ściany rezydencji zmieniły się na drewnianą boazerię akademika, a rozłożyste ogrody gęsto przykryte roślinnością, na błonia otaczające uniwersytet. Uczyłem się sumiennie, nie mając poza łyżwami i nauką już niczego — matki odwiedzać nie zamierzałem, a przybranych rodziców nigdy prawdziwie nie interesowałem. Nie podejrzewałem przy tym, że ty jedyny mógłbyś przejąć się moją nieobecnością i podjąć ryzykowne próby odnalezienia mnie gdzieś na krańcu Australii. Wprosiłeś się na imprezę mojego wydziału, czego nie zapomnę nawet mimo płomiennej chęci. Gwiazdor kina w zapomnianej przez świat uczelni — wyglądało to całkiem zabawnie. Odwiedziłem z tobą rodzime strony Lorne Bay, pomagałem uczyć się kwestii zapisanych w scenariuszu i długo wzbraniałem się przed powierzeniem ci swojego zaufania, naderwanego przez liczne odejścia osób z przeszłości. Za sprawą nieskończonych nalegań, niezmierzonych zmagań i promiennego uśmiechu pozwoliłem sobie w końcu na tamten beztroski śmiech, towarzyszący mi tylko we wczesnym dzieciństwie. A stracona sprzed oczu galaktyka, ta zagubiona po śmierci mojego ojca, na nowo zdawała się świecić przed moimi oczyma.
Wraz z twoim wsparciem kontynuowałem studia i łączyłem je z udanymi próbami wspięcia się na sam szczyt łyżwiarstwa figurowego. Zamieszkałem trzy ulice dalej od ciebie i czekałem na każde połączenie telefoniczne, kiedy któremuś z nas nadarzyło się wyjechać; tobie na plan filmowy, mi na kolejne zawody. Pozwalając odejść swojemu wycofaniu i czujności uwierzyłem ci w zapewnienia, że tak nam właśnie minie życie — że zostaniesz już na zawsze. A kiedy pewnego mglistego ranka oznajmiłeś, że to już koniec, nie podając żadnego konkretnego powodu, znienawidziłem cię bardziej niż kogokolwiek wcześniej — bez tej nienawiści nie poradziłbym sobie wcale. Zabarykadowałem się w nagle ponuro wyglądającym mieszkaniu, czekając na twoje odwiedziny, które nigdy nie nadeszły. Nie zmieniłem numeru telefonu w obawie, że nie będziesz mógł się do mnie dodzwonić — nigdy nie próbowałeś. Aż w końcu nie pojawiłem się na igrzyskach olimpijskich, byleby tylko ktoś cię o tym powiadomił, co nie obeszło cię w choćby najmniejszym stopniu. A teraz, po dwóch latach żałosnej stagnacji i wypatrywania ciebie w każdej przypadkowo spotkanej osobie, postanowiłem spróbować od nowa. Przeprowadziłem się w najbardziej obce mi miejsce w Lorne Bay, odszukałem posadę najskuteczniej zajmującą moje myśli i postanowiłem sobie, że opuścić się nie pozwolę innym już nigdy.
baltassare "alty" baillirgian
12 grudnia 2001
GOOLWA, AUSTRALIA
trener łyżwiarstwa figurowego i tańca // eks łyżwiarz figurowy // student i stażysta fizjoterapii
lodowisko w Westcourt, studio tańca // jcu // cairns hospital
fluorite view
kawaler,-jak-tylko-chcesz-seksualny
Środek transportu
Nie posiada ani rdzewiejącej i najwolniejszej łódki świata, ani samochodu z trzeszczącym silnikiem. Ma za to mlecznobiały rower trekkingowy i sprawną parę nóg, którą zwinnie przedostaje się między jednym środkiem transportu publicznego, a drugim.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie nie; unika jakichkolwiek związków — nawet tych krwi, z mniejszościami etnicznymi i rdzennymi mieszkańcami.

Najczęściej spotkasz mnie w...
...głuchej samotności. Czy to na łonie natury (odosobniony kawałek skrzypiącej pod nogami plaży, gęsty środek deszczowego lasu), czy w centrum miasta skryty pod cieniem daszka od czapki (takiej brzydkiej pięknej i przetartej, z malutkim haftem lisa obejmującego ogonem lodofokę grenlandzką). Rankiem przemierza szybkim krokiem uliczki na Fluorite View, a wracając z biegu do wynajmowanego u państwa Lonsdale pokoju (jaka to miła, starsza para), wsuwa w kanaliki słuchowe parę bezprzewodowych słuchawek, udając, że nie słyszy sąsiadów krzyczących do niego donośne "dzień dobry!".

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Nikogo takiego nie posiada; ojciec nie żyje, matka utraciła prawa opieki, a z siostrą — podobnie jak nową rodziną — nie ma najlepszego kontaktu.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Niech się dzieje wola piekła nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
alty baillirgian
Manu Rios
ambitny krab
lunatyk
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany