Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Prawda. Jakby nie Cami to Colton byłby zupełnie innym człowiekiem. Czy szczęśliwszym? Trudno powiedzieć bo nigdy nie wiadomo jakby to się potoczyło. Z drugiej strony osobiście uważał taką Scarlet za kogoś kim też w ogóle nie powinien się interesować. Ba, sam siebie przekonywał, że ją lubi, ale platonicznie - jak to dobrą szefową i koleżankę bo w sumie nigdy nie traktował jej sztywno jak jakiegoś strasznego kierownika, do którego szacunku nie miał. No, ale to rozmyślała, które będą się nasilać i go dręczyć bardziej za jakiś czas.
- Zdecydowanie powinna. Ale widać to ktoś musiałby jej to do głowy wbić - na pewno nie Brooks, który tyle lat nie miał z nią styczności, a ona i tak od niego uciekała zamiast stawić mu czoła. A jak w końcu przyszło co do czego to i tak niewiele to dało. Nie mógł nawet ostrzec jej potencjalnych facetów bo ich nie znał. Mógł jedynie współczuć... Pojęcia nie mając, że taki Luke miał styczność z Cami.
- Huh... czyli mamy się cieszyć, że się nie śmieję za często bo bym jeszcze kiedyś przesadził - akurat o śmiechu nigdy nie myślał w tych kategoriach. No, ale dobrze, że Jesse będzie uwagę zwracał bo jeśli kiedykolwiek Coltona znowu trafi jakaś przeklęta strzała amora - w co oczywiście nie wierzył - to i takiego śmiechu czarownicy nie dojrzy.
- Cieszę się słysząc, że nie przesadzam i nie wymyśliłem sobie tego wszystkiego - skomentował słowa przyjaciela bo nawet taki Brooks miewał czasem myśli, że to on jest problemem, ale serio nie widział wytłumaczenia dla postępków Cami. A teraz Jesse tylko potwierdzał jego zdanie, więc nawet w jakiś sposób mu ulżyło, iż mimo wszystko nie robi z igły widły. Tak wiedział, że może powinien odpuścić dawno temu, ale teraz kiedy jego niedoszła małżonka osiedliła się na stałe - prawdopodobnie - w mieście to tym bardziej jej duch go dręczył. A przecież nie chciał wiele! Nie chciał jej z powrotem. Nie chciał nawet naprawiać tych relacji. Chciał tylko odpowiedzi. Nic więcej.
- Powiedzmy - niby widział plusy tego co mówił Wyatt bo i jego bracia też mieli za sobą nieudane małżeństwa, ale też nieszczególnie czuł, że coś ugrał. Początki jego porzucenia były trudne. Potem na nogi stanął, ale ten jeden dzień wpływał wciąż na jego ewentualne związki, o które nie walczył jak powinien bo po co skoro i tak się skończą? Tylko Autumn była wyjątkiem, ale to co innego bo zerwali ze względu na miłość platoniczo-przyjacielską, a nie ze strachu.
- Zainsynuowała, że sypiam ze Scarlet. Cytując jej słowa "pocieszenie między nogami Scarlet jest wystarczające" - insynuacją się nie przejmował bo nie sprawa Cami, ale nie podobało mu się jak te słowa określały Callaway i to przez jej własną NIBY przyjaciółkę! Dlatego też miał dylemat czy jej o tym mówić bo powinna wiedzieć, a z drugiej strony... - Mam niepisaną umowę ze Scarlet, że nie rozmawiamy o Cami w ogóle. Jak raz do tego doszło to poszła burza, nie gadaliśmy kilka dni, a potem Callaway przyszła bo się bała, że odszedłem z pracy - jak widać był to u nich ciężki temat... Choć i tak uważał, że powinna wiedzieć co Cami o niej sądzi. Problemem było to komu Scarlet uwierzy - agentowi czy najlepszej przyjaciółce... no właśnie.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Tak to już w życiu bywa, że człowiek interesuje się tym, kim najmniej powinien się interesować. Jesse doskonale o tym wiedział, jako że od zawsze bezgranicznie wierzył w romantyczną miłość i był niesamowicie kochliwy. Zazwyczaj wystarczyło przelotne wymienienie z kimś spojrzenia, by od razu zaczął układać sobie w głowie różne scenariusze. Na szczęście z wiekiem przybyło mu nieco zdrowego rozsądku i jego romantyczność nie pchała go w aż takim kierunku jak kiedyś. Nie licząc jego głupiego i spontanicznego ślubu, który dopiero będzie miał miejsce w jego zyciu, ale to takie tam, wypadek przy pracy he he. A nawet jakby Colton ostrzegł Luke'a przed Cami, to skutek byłby pewnie odwrotny w jego przypadku. Wniosek był taki, że ochroni się człowieka przed nim samym. Colton był chociaż o tyle do przodu, że drugi raz nie dałby się nabrać na tę słodką buzię!
- Nie, akurat twój perlisty śmiech toleruję - posłał przyjacielowi lekko ironiczny uśmieszek, w końcu przez te lata zdążył się już przyzwyczaić do wszystkiego co oferował sobą Colton. Oczywiście oferował to, co najlepsze, ale wiadomo, przez tyle lat znajomości pewnie nie raz jeden drugiego chociaż trochę czymś wkurzył.
- Nie wiem, czy ktokolwiek ma aż tak bogatą wyobraźnię, żeby być w stanie wymyślić coś aż tak mocnego - skwitował, bo z tego co Colti mówił, życiorys Cami nadawał się na scenariusz do jakiegoś filmu grozy. Albo i science fiction... A już na pewno problem nie tkwił w Coltonie. No, może jeden zasadniczy - że do tej pory pozwalał duchowi Cami mieć aż taki wpływ na swoje życie. Ale Jesse czuł, że to jednak nie czas i nie miejsce na takie rozmowy. Chciał dać Coltonowi przestrzeń, żeby ten mógł się po prostu wygadać. Ale jeśli Colton wyrazi chęć otrzymania głębszej psychoanalizy, Wyatt oczywiście będzie w gotowości.
- Wow - skomentował krótko słowa Coltona o tym, co Cami rzuciła mu o Scarlet. - Musi ją to boleć, że pracujecie razem i się razem trzymacie - dodał, bo w sumie miało to sens - może zaatakowała ich w ten sposób, bo była zazdrosna? Albo bolało ją to, że stworzyli sobie własną ekipę bez niej? Takie miał podejrzenia Jesse, ale co on tam mógł wiedzieć o skomplikowanej kobiecej psychice. To jednak nie na jego łeb.
- No, ciężka sprawa. Trudno nie gadać o czymś, co dręczy was oboje w jakiś sposób - skomentował z lekkim westchnięciem. - Ale z drugiej strony to ich relacje, niezależnie od tego jak toksyczne by nie były. A skoro Scarlet to tylko twoja przełożona, to może nie ma co się mieszać w jej życie prywatne... - o tak rzucił, bo przecież Colton ani razu nie dał mu (jeszcze) do myślenia, że nie do końca tak było.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Tymczasem ten oto tutaj Brooks nigdy nie należał do super romantycznych osobników. Przed pamiętnym "nie-ślubem" nie było jeszcze tak źle. Wszak się zakochał, prawda? A i Cami nie była jego pierwszą miłością. W tamtym czasie jeszcze mógł ogarnąć kochliwą stronę najlepszego przyjaciela, ale teraz... no, gorzej, wiadomo. I choć w związku czasem potrafił wykazać się jakimś romantycznym gestem, tak był przekonany, że jakieś miłości od pierwszego wejrzenia to ściema totalna. Osobiście też uważał, że lepiej byłoby dla Jesse'ego aby tak nie wpadał w uczucia łatwo bo to same komplikacje.
Nawet małe prychnięcie się wydobyło na komentarz o perlistym śmiechu. Zdecydowany plus. Znaczyło to tyle, że jego gniew i irytacja powoli słabną. Mało kto potrafił ujarzmiać negatywne odczucia Brooksa tak szybko. A trzeba nadmienić, że on na co dzień lubił sobie negatywnością porzucać - i ozdobić ją toną swego marudzenia.
- Kto wie... Nie chciała na policję i poza wpadaniem do samochodu widać pomocy nie chce - a Colton nie był z tych co się wtrącają tam, gdzie go nie chcą. Dobra... może w jakiejś części był jak lubił sobie innych powkurzać dla zabawy, ale akurat od Cami wolał się z dala trzymać. Co też było ironicznie bo nie chciał jej widzieć, ale chciał odpowiedzi. Stąd te przypadkowe spotkania... Poza tym wiedział, że Cami za bardzo się boi by się z nim umówić na normalne spotkanie i wyjaśnienia.
- Jak tak wspomniałeś, to może - nieszczególnie się nad tym wcześniej zastanawiał. Po prostu uważał ją za okropną przyjaciółkę skoro tak wyraża się o Callaway i tyle. Komentarz Wyatta jednak wydawał się całkiem sensowny. Od razu się nawet Coltonowi lepiej zrobiło bo to tak jak małe zwycięstwo. Nie był pewien w czym i to ma sens, ale mniejsza z tym. Niech sobie Cami będzie zazdrosna - a może kiedyś Scarlet zauważy jej gorszą stronę.
- Hmm... - jakby to ująć. Musiał dać sobie chwilę na przemyślenia. - Pragnę przypomnieć, że żadnego przełożonego nie traktowałem jak przełożonego. Wynikiem tego około pięćdziesięciu procent różnych prac jakie miałem kończyły się zwolnieniem - drugie pięćdziesiąt dlatego, że sam rezygnował bo mu się nudziło. Aktualnie praca agenta dla Callaway to jego najdłuższa praca w życiu bo to już dobrych parę lat. A wcale się nie zmienił pod względem traktowania szefa jak nie szefa. - Nie mogę, więc powiedzieć, że to tylko przełożona. Swoją drogą tylko ze dwa razy nazwałem ją szefową i zawsze było to ironiczne - pewnie rzucone w jakimś żarcie i nie na serio. Taaa... też nie wiedział jakim cudem Scarlet z nim wytrzymała tyle czasu. Okazywał jej szacunek jak człowiekowi i - o dziwo - zależało mu na tej pracy bo lubił agentem być, ale sam się nie zmienił jakoś bardzo.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Jesse też wolałby nie wpadać po uszy aż tak często, jak ma to w zwyczaju, ale jego natura była od niego po prostu silniejsza. Za każdym razem doszukiwał się w nowej relacji tej nutki romantyzmu, bo hej, przecież nie było opcji żeby spotkali się przypadkiem! Możliwe nawet, że jakieś 12 lat temu Jesse nawet kraszował przez moment Coltona, bo przecież to nie przypadek, że tak dobrze się dogadywali. Ale wiedząc, że Brooks jest hetero, nigdy na szczęście nie wypalił przy nim żadnej głupoty i płynnie przeszli do fazy przyjaźni, która trwała do dziś. O taka ciekawostka.
- Może nie jest świadoma, że wiesz... że potrzebuje POMOCY - podkreślił ostatnie słowo, żeby Colton wiedział, że Jesse nie mówi o zwykłej pomocy, tylko takiej bardziej, no... specjalistycznej. Ludzie często nie widzą w sobie tego, co widzi środowisko, w jakim się obraca. Nie to, że Jesse zarzucał Cami chorobę psychiczną... ale czasem warto pogadać o swoich problemach ze specjalistą.
Przytaknął na potwierdzenie swoich słów, z którymi Colti zresztą się zgodził. Wyatt cieszył się, że pomagał przyjacielowi spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. W końcu od tego miało się tych swoich skrzydłowych, prawda? Nawet nie w podrywaniu, ale w rozwiązywaniu skomplikowanych życiowych zagadek.
- No ta. Przypomnij mi ile już pracujesz ze Scarlet? Na bank bijesz właśnie jakiś rekord - stwierdził z przytaknięciem głowy. - I pasuje jej to, że wznosisz jej na piedestał? - spytał z zaciekawieniem, bo byli przecież szefowie, którzy życzyli sobie aby traktowani ich jak jakichś bożków. Co prawda Jesse nie podejrzewał Scar o coś takiego, niemniej jednak był ciekawy jak Callaway podchodzi do takiego nastawienia Brooksa.
- Nie możesz powiedzieć, że to tylko przełożona? - powtórzył za nim unosząc lekko brew. - To kto jeszcze? Nie wiedziałem, że macie aż tak zażyłą relację... Chyba mnie coś ominęło w tym temacie. Coltonie Brooks, czy ja ciebie w ogóle znam? - posłał mu żartobliwie podejrzliwe spojrzenie. Heh, zaraz się okaże, że Jesse będzie zazdrosny o nową przyjaciółkę przyjaciela. Nie no, taka zawiść nie leżała w jego naturze, ale był ciekawy jak to teraz między nimi wyglądało, bo miał wrażenie że coś przegapił.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Dwanaście lat temu to Colton by się nawet nie dziwił! Był wtedy mimo wszystko bardziej pogodniejszym człowiekiem niż dzisiaj. Ba, nawet jakąś nutkę towarzyskości wtedy przejawiał bo choć nie był typem co lubił w centrum uwagi być to jednak miał jak to się mówi tych "popularnych" kumpli wielu w szkole. Nie żeby mu zależało. Nigdy nie trzymał się nikogo dla jakichś tam korzyści. Dzisiaj to sprawiał wrażenie, że mu nie zależało szczególnie na takich trywialnych relacjach jak jakieś przyjaźnie, no ale jak już ktoś się wdarł mu do życia i tyle wytrzymał - zwłaszcza te najgorsze czasy - to i Brooksowi zależało. Platonicznie - a szkoda!
- Stawiałbym na to, że nie jest świadoma. I pewnie ciężko taką byłoby namówić na cokolwiek - jeszcze by uciekała lekarzowi przez okno. Nie sprawa Coltona. On najchętniej by się od niej odciął na zawsze i już nigdy nie spotkał. Problemem był jedynie brak odpowiedzi, które tyle lat go męczyły, więc przez to był świadom, że nie będzie mógł odpuścić. Z drugiej strony nie miał zamiaru jej namierzać i najwyraźniej woli zdawać się na przypadkowe spotkania... No, ale jakby to wyglądało jakby ją nawiedził w domu? Na pewno niezbyt dla niego pomyślnie. Jeszcze on by wyszedł na tego złego.
- Zdecydowanie rekord bo jakieś trzy lata. Sam jestem w szoku jak o tym myślę - aż się musiał napić bo trzy lata dla takiego Coltona w jednej pracy to jak wyczyn życia. Najdziwniejsze, że było mu okej i nie przewidywał aby miał się zwalniać z własnej woli. - Nie mogę powiedzieć, że nie słyszałem zażaleń bo zwłaszcza na początku to, że tak powiem musieliśmy się dotrzeć, ale nawet wtedy nie uważała siebie za królową świata, której trzeba się kłaniać - i to zawsze było plusem bo jednak Scarlet nie stawiała siebie jako tej lepszej od innych. Sam Brooks pewnie przesadzał - zwłaszcza na początku - z tym swoim odnoszeniem się "normalnie" do szefowej, ale jakoś udało im się wypracować kompromisy... ewentualne... chyba.
- Chodziło mi o to, że nie traktuję jej jak stricte szefowej, panie "lubię sobie poinsynuować" - więc i rzucił w niego - lekko! - kawałkiem pizzy, nie zważając na to czy się złapie czy wyląduje komuś na twarzy. - Robię swoje w tej pracy, ale traktuję ją bardziej jak... huh... nie wiem jak to nazwać. Znajoma brzmi zbyt obco, a przyjaciółka to jednak za duże słowo - no i miał Jesse'ego i Autumn, a on nie z tych co lubią mieć duże grono przyjaciół. Dwoje to już tłum! - A gdybym chociaż pomyślał o zażyłej relacji na serio to bym się zwolnił od razu. Tak więc jak będę bezrobotny to możesz dopisać to jako "być może nowy powód do rzucania roboty przez pana Brooksa" - nie sądził by taka lista istniała na papierze, ale w głowie na pewno. Przynajmniej Colton miał całą listę powodów, za które się zwalniał albo jego zwalniano w poprzednich miejscach pracy. Poza tym za bardzo szanował Scarlet i jej karierę by narażać jej wizerunek "romansem" z agentem. Mogłoby jej to zaszkodzić. Dlatego by się zwolnił - dla jej dobra.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
O to, to! Kiedyś Colton był magnesem na innych ludzi. Potrafił sobie ich zjednywać (nawet jeśli nie należał do tych najbardziej popularnych), ale w ich szkolnej ekipie Jesse widział w nim nawet lidera grupy. A potem jeb - ulokowanie uczuć w niewłaściwej osobie, złamane serce i zmiana o 180 stopni. Ale to nie zniechęciło Wyatta do kontaktów z Coltonem - wręcz przeciwnie, trwał przy nim i trwał, biorąc na klatę wszystko co Brooks mówił. No i tak dotrwał z nim do dnia dzisiejszego.
- No widzisz. A jeśli sama tego nie dostrzeże i sama nie zacznie szukać pomocy, to będzie tak dalej przed wszystkich uciekała przez całe życie - podsumował. Jesse rozumiał to, że Brooks potrzebował odpowiedzi. I jeśli byłaby taka potrzeba, to osobiście złapałby na mieście Cami, związał ją i przywlókł do Coltona na spowiedź. No dobra, żartuję, nie zrobiłby nic bez jej zgody, nie był jakimś tam psychopatą. W każdym razie totalnie nie dziwił się Coltonowi, że chce wiedzieć.
- I co, nie nudzi ci się jeszcze? Czy nudzi, ale wypierasz to? - spytał z rozbawieniem, szturchając go lekko ramieniem. Kto wie, może Colton ponownie myśli o przekwalifikowaniu się? - To już coś. Pamiętam, że temu twojemu szefowi z warsztatu samochodowego to trzeba było składać pokłony za każdym razem, jak go mijałeś. Nic dziwnego, ze nie zagrzałeś tam miejsca na dłużej - stwierdził z szerokim uśmiechem. Teraz pewnie warsztat prowadził ktoś inny, na pewno bardziej przyjazny i pro pracowniczy. Przynajmniej tego Jesse życzył tamtejszym mechanikom.
- Ej, przecież ja nic nie insynuuję! - zaprotestował natychmiast, udając że robi groźną minę. A kawałka pizzy nie złapał, ale nie leżał na ziemi dłużej niż 5 sekund, więc podniósł z zamiarem zjedzenia go. W końcu to by było bardzo nieekologiczne, wyrzucać do kosza. - No ja myślę, że nie jest twoją przyjaciółką, ja na to miano pracowałem wiele lat, nie ma tak że nagle ktoś się zjawia w twoim życiu i ot tak sobie go nazywasz przyjacielem - pogroził mu palcem. O nie, Scarlet będzie musiała odczekać wiele lat zanim będzie mogła zostać nazwana przez Coltona przyjaciółką.
- I nie pomyślałeś tak nigdy? - spytał, pakując sobie do buzi kawałek pizzy będący jeszcze przed chwilą groźną amunicją. - Scarlet jest atrakcyjna, jakby nie było... Ja to bym na twoim miejscu już dawno miał na nią crusha - dodał z przekonaniem. No cóż, kochliwy człowiek z tego Jessego...
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Bywały dni, że się zastanawiał czy Jesse to masochista czy jednak Colton jest łagodniejszy niż sądził. Czasem dochodziła pozytywna myśl, że to właśnie się nazywa przyjaciel na dobre i na złe, no ale... nie wykluczało to poprzednich opcji, prawda? I tak jak sobie Brooks mógł żartować - na swój sposób - tak jednak doceniał to wytrwanie.
- Wątpliwe by miała czas i ochotę na dostrzeganie takich "trywialnych" spraw. Raczej musi trafić na kogoś kto ją ustawi do pionu - a taki ktoś musiałby serio być na zabój w niej zakochany co by mu zależało na tyle, aby i ona odpuściła swoją uciekającą stronę. Nie żeby to była Coltona sprawa bo nie miał zamiaru za nią już ganiać nigdy. Dlatego nie dostawał jasnych odpowiedzi bo nie naciskał - mimo, że pewnie w opowieściach... albo chociażby myślach Cami to on uchodził za tego złego.
- Na razie mi się nie nudzi. W zeszłym roku zatrudniła sobie "ładnego" asystenta bo oboje wiemy, że ja kawy nie noszę - i pewnie już pierwszego dnia pracy opowiadał Jesse'emu jak wysłano go po kawę, a on ją po drodze wypił specjalnie bo nie jest asystentem, a agentem... a mimo to go nie wylano. Przy "ładnym" użył też werbalnego cudzysłowia bo to Scarlet go akurat takim nazywała.- I mam wrażenie, że przybyło więcej pracy niż przed jego pojawieniem się - i choć go to czasem irytowało to o dziwo jednak nie wyglądał na zdenerwowanego mówiąc o tejże pracy. - Taa. Jak będę ugięty to dlatego, że albo źle się czuję albo przygotowuję się do ataku - jakoś nie widział innej opcji by się kłaniać komukolwiek. Może jeszcze jakby za dużo wypił, ale w sumie zdarzało się to dosyć rzadko. Może tak raz do roku przy większej okazji bo jednak Colton nie padał tak szybko po procentach.
- Mamy czysty balkon, ale to i tak na Twoją odpowiedzialność - musiał skomentować ten kawałek z ziemi. Nie oceniał bo jednak... w sumie to Colton był bałaganiarzem, ale on miał artystyczny nieład i to głównie w swoim pokoju! We wspólnej części to jednak dbał o czystość jak i Ezra, a balkon zaliczał do wspólnej. No, ale żeby nie było potem na niego. – Właśnie to. Nie ma tak łatwo - potwierdził słowa przyjaciela bo fakt faktem Brooks nie był kimś kto każdego przyjacielem nazywa. Trzeba wiele z nim przejść by otrzymać to jakże godne miano.
Przy jednak kolejnym pytaniu musiał upić duży łyk i trochę zajeść, więc teoretycznie dał sobie czas, o. Nie żeby tak chętnie chciał odpowiadać skoro sam nie wiedział jaka jest prawda - a wiadomo, że wolał prawdą rzucać.
- Nie wiem... Za to wiem, że Tobie nie wolno mieć na nią crusha - znowu mu pogroził kawałkiem pizzy. Wszak mieliby wtedy poważny problem - nawet jeśli Colton uważał, że przecież nie jest zakochany ani nic takiego to jednak... no, lepiej na zimne dmuchać, prawda? Poza tym nie podobała mu się wizja tej dwójki razem. Żadna wizja faceta Scar mu się nie podobała, ale mniejsza.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
– Wyrazy współczucia dla tego biedaka, który się tego podejmie – podsumował wzdychając. Miał w tym dużo racji, bo już jeden się zgłosił na ochotnika i wyrazy współczucia w jego kierunku były jak najbardziej uzasadnione. Ale tak jak wspomniałam wcześniej – chyba nie było niczego bardziej ludzkiego niż lokowanie uczuć w niewłaściwej osobie. Wiedział to już Colton, wiedział to Jesse i najwidoczniej trzeba się o tym przekonać na własnej skórze skoro ignoruje się wyraźne red flagi.
– „Ładnego asystenta” – powtórzył za nim mrużąc oczy. – Rozumiem, że za jego uroda nie szła pracowitość, skoro tak złośliwie się o nim wypowiadasz – dodał podśmiechując się lekko pod nosem, bo znał Coltiego zbyt długo, aby tego nie wyłapać. Nie wiedział jednak jakie było jego źródło, więc po prostu połączył go z faktem, że Brooks z reguły za ludźmi nie przepadał. No i dodatkowy argument, że przez to to Colton miał więcej pracy, dodatkowo do Jessego przemawiał.
– Spoko, spoko, nie takie rzeczy się jadło – uspokoił przyjaciela pałaszując swój kawałek pizzy. Cóż, Jesse był skrajnie eko i… dyplomatycznie rzecz ujmując, freeganizm nie był obcą mu ideą. I co, nadal żyje? Żyje. Więc o co chodzi!
– Tak naprawdę to uważam też, że każdy potencjalny nowy przyjaciel w twoim życiu powinien zyskać moją aprobatę. No, może jeszcze aprobatę Autumn. Nie możemy pozwolić, żeby byle kto kręcił się po twoim życiu – odparł z przekonaniem. Ich trójka dogadywała się dobrze, więc nie mogli ryzykować, że nowa osoba w życiu Coltona to wszystko zrujnuje. No chyba, że mowa o kobiecie – wtedy to już obowiązkowo Colti musi uzyskać od nich zgodę na randkowanie.
Jesse cierpliwie poczekał na odpowiedź Coltona. I nawet trochę się zdziwił tym, co powiedział, bo to jakby nie było rzucało trochę inne światło na to wszystko. Ale wiadomo – jeśli nie chciało się spłoszyć zwierzyny, nie można było zaatakować nagle i bezmyślnie, tylko odpowiednio się przygotować. Podobnie było z Coltonem – jeśli nie chciało się, by zamknął się w swojej skorupce, należało temat rozwijać powoli, a nie tak z grubej rury wywalać wszystko na raz.
– Stary, zero crushowania Scarlet, obiecuję – zapewnił i nawet w celu podkreślenia składanej obietnicy odłożył pizzę, uniósł jedną dłoń do góry, drugą natomiast ułożył na sercu. – A jeśli Scar zacznie lecieć na mój niewątpliwy urok osobisty, obiecuję dać jej soczystego kosza – dodał udając poważny ton, aż w końcu roześmiał się i wrócił do konsumpcji. Przez resztę wieczoru panowie wymienili jeszcze parę zdań, uwag, aż w końcu zapadła między nimi kojąca cisza, która w żaden sposób nie była krępująca ani dla Jessego, ani dla Coltona.

/zt x 2!
Colton Brooks
ODPOWIEDZ