mama jordana i kelnerka — w once upon a tart
32 yo — 152 cm
Awatar użytkownika
about
We know that from time to time there arise among human beings people who seem to exude love as naturally as the sun gives out heat. We would like to be like that, and, by and large, man’s religions are attempts to cultivate that same power in ordinary people.
Nie. Nie mogła zaprzeczyć, że rozmowa z Jose działała na nią kojąco. Ten spokój, który od niego bił, niwelował każdą bolączkę — od myślenia o późnym zamknięciu oraz radzeniu sobie z robieniem tego w pojedynkę po boleści miesiączki. Nie zamierzała się do tego przyznawać, ale przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, gdy miała świadomość tego, jak dobrze było nie być samą. Przez owy fakt stan jej organizmu przestał jej tak bardzo przeszkadzać. Nie był on w tym konkretnym momencie na pierwszym miejscu, równocześnie jakby schodząc na dalszy plan także w umyśle kobiety. Za tą nieświadomością podążył także brak skupienia się na bólu. W końcu gdy to wszystko miało przeminąć, ucichnąć, na pewno miało to do niej wrócić, ale teraz było inaczej. Odczuwała ulgę, że nie jest sama w Once Upon a Tart i nie jest sama po prostu... Przestała tak bardzo zwracać uwagę na swój fizyczny dyskomfort. przez towarzystwo, jakie pojawiło się tak niespodziewanie i pomogło jej tam, gdzie sądziła, że opuścili ją wszyscy.
Pozwoliła także momentom trwać. Gdy sprzątali razem, gdy ona nuciła cicho pod nosem kolejne piosenki i gdy on co jakiś czas szarpał się ze stolikami. Było w tym coś nieprzerwanie uroczego. W tym momencie życia. W pomocy i wsparciu, jaką mogli podarować sobie nie tacy szalenie bliscy ludzie. Czy to dlatego też, gdy stanęła koniec końców przed mężczyzną, nie zauważyła subtelnej atmosfery napięcia, która powstała między nią a Jose? Oczywiście trzeba było brać na poprawkę, że nie byłaby w stanie dostrzec pewnych ukrytych powiązań i niuansów w kontaktach z mężczyznami, gdyż nie była do tego przyzwyczajona. Przecież nie chodziła na randki, nie pozwalała sobie na flirty — nic więc dziwnego, że jej doświadczenia w podobnych relacjach były ograniczone. Nie umiała czytać sygnałów ani zrozumieć ukrytych intencji.
- W sumie mam niedaleko, a ty i tak wystarczająco mi pomogłeś - powiedziała, starając się nie męczyć go dłużej. Choć było już późno, wielokrotnie wracała do domu o podobnej porze sama. Czasami Jordan przychodził po nią, ale w tej chwili...
Jej myśli przerwał dźwięk telefonu, który wibrując w kieszonce jej uniformu, przyciągnął jej uwagę. Nana sięgnęła po telefon i spojrzała na ekran. Przez jej twarz przemknął niuans zmęczonego uśmiechu. O wilku mowa... Czy jesteś jeszcze w kawiarni? - brzmiała treść wiadomości wysłanej przez jej syna. Odpisała jedynie krótko, że już wracała, po czym włożyła telefon z powrotem na jego miejsce i skierowała wzrok na mężczyznę przed nią. Gdy spojrzała mu w jeszcze raz oczy, zobaczyła w nich iskrę, której wcześniej nie dostrzegła. A może jej po prostu nigdy nie widziała? Może to gra świateł? W końcu nie mogła zaprzeczyć, że światła uliczne wpadające do kawiarni przyjemnie oświetlały kontury jego twarzy. - Wracaj do Miriam - dodała, jeszcze zanim nie posłała mu ostatniego ciepłego uśmiechu. Wciąż trzymała w sobie słowo dobranoc, które miało pieczętować to spotkanie, ale nie wydobyło się jeszcze z jej ust. Po prostu na nowo się uśmiechnęła. Miał to być symboliczny gest, kończący ich czas razem.
Dopiero gdy samochód Jose oddalił się, a ona odprowadziła go spojrzeniem, pozwoliła sobie na ciche westchnięcie i wypowiedzenie ostatniego "dobranoc". Obróciła jeszcze wiszącą tabliczkę w drzwiach na zamknięte, zanim opuściła kawiarnię i udała się do domu.

| koniec
ambitny krab
chubby dumpling
ODPOWIEDZ