mama jordana i kelnerka — w once upon a tart
32 yo — 152 cm
Awatar użytkownika
about
We know that from time to time there arise among human beings people who seem to exude love as naturally as the sun gives out heat. We would like to be like that, and, by and large, man’s religions are attempts to cultivate that same power in ordinary people.
Jej nogi próbowały zawsze nadążyć za rówieśnikami, jednak nie było to możliwe. Za krótkie, za krzywe. Nigdy niedobiegające do mety jako pierwsze. Zawsze gorsze. Wolały spokojne marsze, długie, ale męczące. Pokonujące szlaki w dżungli i nieograniczone żadnym czasem. Nie będące poganiane przez nauczycielski krzyk. Prowadzące Grainne w najdalsze zakamarki dziczy, by mogła w spokoju zachwycać się otaczającą ją przyrodą. Bo właśnie tego potrzebowała — ciszy i samotności. Odgadywania kolejnych nazw roślin i zbierania ich cząstek do zielnika. Nikt jej tego nie nauczył, ale ciekawość zawsze pchała ją do starej biblioteki szkolnej, skąd wychodziła z zapchaną po brzegi torbą. Wyglądała wtedy niczym wielbłąd. Sięgający wszystkim do łokcia... Nauka przychodziła jej z trudem, gdy w domu nie czekało na nią wsparcie w postaci cierpliwych rodziców czy zaangażowanych dziadków. Większą część sprawdzianów poprawiała, nie będąc nigdy prymuską. I chociaż wielu nauczycieli kręciło na jej widok głową, łatwiej było jej spamiętywać botaniczne elementy oraz to, jak i kiedy australijska przyroda budziła się do życia. W jakich warunkach rodzime rośliny się rozwijały i czego potrzebowały. Wiedziała, że inne szybciej dojrzewały, długie wolniej, ale zawsze bez pośpiechu dążyły do światła. Tak jak i ona. Nigdy pierwsza, ale nieustanna. Powoli osiągające swoje drobne cele. W przeciwieństwie do rówieśników nigdy nie chwaliła się zdobytymi ocenami czy szkolnymi osiągnięciami rodzicom — ojca nigdy nie było, a matka odeszła, zanim jeszcze Grainne mogła ją w ogóle spamiętać. Dlatego właśnie podwórze stało się jej domem. Plaża, ocean, ale głównie rosnąca wokół żywa zieleń. Nigdy jednak nie miała wielkich planów. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, gdy ktoś pytał o przyszłość. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia gdzieś indziej. Wysłuchiwała koleżanek i kolegów, gdy mówili o podróżach i wyniesienia się z zapyziałego Lorne. Ona chyba nie potrafiłaby. Nie, gdy świat był tak ogromny, a ona taka mała.

Gdy zadawali jej pytanie o to, co się stało, milczała. Gdy pytała o to samą siebie, zdawała sobie sprawę z faktu, że po prostu nie pamiętała. Jedyne co wiedziała, to że w swojej pamięci wyczekiwała tego pierwszego pocałunku, który musiał się wydarzyć. Ale z kim? Naprawdę miała okropnie słabą głowę i preferowała mieszankę smakową w pozbawionych alkoholu napojach, a jednak pod namową wypiła. Jej małe, szesnastoletnie ciało nie potrzebowało wiele. Nie czuła się źle po tej nocy, ale... Dlaczego jej nie pamiętała? Czy wtedy życie nie byłoby prostsze? W znalezieniu słów oraz samej siebie? Ale stało się to, co się stało i nie można było tego zmienić. Początkowo niczego nie zauważyła i szła dalej. Dopiero gdy miesiączka spóźniała się aż do przesady, poczuła lęk. Pech — a może zrządzenie losu — sprawiło, że ojciec znalazł opakowanie po teście ciążowym w jej sypialni. Nie zaprzeczyła. Potwierdziła, chociaż tubalny głos rodzica odbijał się echem w jej głowie przez kolejną dekadę... Kazał jej się wyprowadzać, bo nie chciał utrzymywać gówniary i jej bachora. I tak nie dawał jej wiele już wcześniej, ale Grainne nie mogła narzekać na brak dachu nad głową, a teraz... Teraz nie miała nawet i tego. Gdy została bez niczego, przez moment pomieszkiwała u znajomych, zanim wynajęła pierwszą kawalerkę. Nie stać było ją na więcej, ale czego mogła spodziewać się szesnastolatka? I tak cieszyła się, że ktokolwiek chciał ją przyjąć. To także wtedy Bennet podjęła bolesną, ale według niej słuszną decyzję — nie mogła równocześnie pracować oraz się uczyć. Musiała porzucić szkołę i zająć się pełnoetatową pracą, by być samowystarczalną. Nie odpowiadała wszak już tylko za siebie i to dodawało jej sił. Niestety, gdy jej rówieśnicy przychodzili do sklepu, w którym pracowała i słyszała ich rozmowy o zajęciach, znów czuła się tą zacofaną. Równocześnie wtedy poczuła też po raz pierwszy wstyd. Gdy plotki szerzyły się, spojrzenia dawnych kolegów i koleżanek spoczywały z pogardą lub nieprzyjemnym zainteresowaniem na jej brzuchu, który chowała pod fartuszkiem. Początkowo mogła się z nim chować, jednak im dalej, tym trudniejsze to było. I nieważne jak bardzo wyobcowana się czuła, nigdy jednak nie żałowała. Nie, gdy w końcu po raz pierwszy mogła trzymać na rękach swojego ślicznego synka. Jordan wynagradzał jej swoim istnieniem wszystko. Od tamtego momentu nie wypuściła go już nigdy z objęć.

Uwielbiała się nim zajmować. I chociaż urlop macierzyński nie cieszył jej pracodawcy, Grainne starczyły te drobne finanse, które miała. W końcu przygotowywała się na ten moment przez ostatnie miesiące. Kłamstwem byłoby jednak twierdzenie, że samotne wychowywanie przychodziło jej z łatwością. Owszem, czerpała z tego niesamowicie, ale równocześnie odczuwała nieprzerwane zmęczenie. Praca, przedszkole, praca w domu z opieką nad Jordanem oraz obowiązkami dnia codziennego. Praca, przedszkole, praca w domu... I tak bez przerwy. Dni zlewałyby się w jedno, gdyby nie płacz dziecka lub jego perlisty śmiech. Paluszki zaciskające się na jej włosach i pierwsze stawiane kroki. Wydawało się to prozaicznym, lecz zdecydowanie Jordan był jej małym cudem. Podrzuconym niespodziewanie, lecz wspaniałym. Gdzieś w międzyczasie zmarł jej ojciec, który zostawił jej zaskakująco w spadku własny dom oraz drobną sumę pieniędzy. Była to niesamowita zmiana, bo chociaż domek był niewielki, przeprowadzka z ciasnej kawalerki do domu, własnego było czymś, o czym Grainne mogła jedynie pomarzyć. Z szybko rosnącym chłopcem biegającym koślawo za jej plecami zagospodarowała rodzinną chatkę w Sapphire River, dokładając wszelkich starań, aby — pomimo wielkości — był to najprawdziwszy dom. Zadbała więc o ogród, który rósł razem z Jordanem. Z dwulatka stał się ośmiolatkiem, a następnie nastolatkiem, który chciał podbijać świat. A Bennet chciała mu to umożliwić. Na piętnaste urodziny sprezentowała mu stare auto, by mógł je samodzielnie reperować. Sama nigdy nie zrobiła prawa jazdy, ale wiedziała, że Jordan przegoni ją śmiało i w tym braku. Żałowała tylko, że nie mogła mu dać więcej. Bo chociaż minęło szesnaście lat od jego porodu, ona wciąż stała w miejscu, mając jedynie nadzieję, że jej syn nie stanie się taki jak ona.
Grainne Willow Bennet
14 czerwca 1991
Lorne Bay
kelnerka
once upon a tart
sapphire river
panna, heteroseksualna
Środek transportu
Po Lorne Bay porusza się na rowerze tudzież pieszo, a gdy trzeba jechać dalej, korzysta z komunikacji miejskiej. Rzadko kiedy prosi o pomoc znajomych. Grainne nigdy nie zrobiła prawa jazdy, więc zdecydowanie bardziej ufa swoim nogom.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie jest z nimi związana krwią, ale jest im przychylna z uwagi na fakt, iż miała kilku znajomych z czasów szkolnych, którzy należeli do społeczności. Jako mieszkanka Lorne Bay często spotyka Aborygenów na co dzień.

Najczęściej spotkasz mnie w:
W pracy oraz w domu. Gdy ma wolną chwilę — a te nie trafiają się nazbyt często — chadza na długie spacery jak najdalej od siedlisk.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Jordan Bennet (syn)
priscilla mcfarlane (przyjaciółka)

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale bez trwałego uszczerbku na zdrowiu.
Grainne Bennet
jenna coleman
ambitny krab
chubby dumpling
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany