Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Z jego zajętością to była całkiem śmieszna sprawa.. ale tematu wolał nie poruszać, uznając, że pewnie średnio ją to obchodzi tak naprawdę. Bo niby czemu by miało? Napomknął te kilka tygodni temu o swojej nazwanej dziewczynie, bo akurat tak wyszło z rozmowy, a to, że po drodze zdążyło się trochę pozmieniqć w jego życiu, to było coś, czego przewidzieć nie mógł, nie? Totalnie powinien, gdyby się nad tym głębiej zastanowił, ale nie przewidział. Nigdy nie wyrobił w sobie umiejętności przewidywania rzeczy, wiec… tak czy siak, nie, nie czuł się zajęty. Może to właśnie dlatego pozwalał sobie na większy luz i otwartość wobec tej dziewczyny? Bo nie byłoby powodu, żeby czuł się, jakby czegoś totalnie nie powinien, żeby nie zostać zdradziecka kurewka? Yeah.
- Kiedy byłaś w moim wieku to piłaś kawę z prądem? Wyglądasz w sumie jakbyś miała jakieś irlandzkie korzenie, pasowałoby. - co miał piernik do wiatraka? Nie wiedział. Jego mózg czasami robił naprawdę dziwne połączenia, a w tym konkretnym przypadku kawa, alkohol i fakt, ze to chyba nazywa się kawa po irlandzku…? Nie, nigdy tak do końca nie zrozumie, jak działała jego głowa. Nie, żeby bardzo się starał, wystarczało mu, ze był w stanie wykonywać swoją prace, a wielościeżkowe myślenie nawet całkiem sje w niej przydawało.
- Ha, widzisz, jednak nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - rzucił i nawet lekko przyklasnął, trochę jakby właśnie przyłapał ja na jakiejś gafie, albo coś wygrał. Gotchaaa. - Moja mama postanowiła, ze market australijski, jeśli chodzi o sprzedawanie nieruchomości jest bardziej ciekawy niż norweski w tym momencie. A tata nie bardzo dba o to z którego kawałka świata robi swoje interesy, i tak jeździ wszędzie w swoje śmieszne biznes-delegacje, także.. tak, zostajemy tu. - ten mały wywód chyba nie tłumaczył po co on sam się sprowadził razem ze swoją rodzina, zamiast zostać tam, gdzie miał większość przyjaciół i prace, nie? Nie wpadł na to jednak, stwierdzając, ze już na pewno między wierszami nie raz dał jej do zrozumienia, ze jest idiotycznie rodzinny. Na przykład nazywając swojego brata szczurem, przecież to najwyższy objaw braterskiej miłości. Tak czy siak, nie umknął mu tez entuzjazm z którym przyjęła ta informacje i coś w nim zareagowało idiotycznie radośnie na ten fakt. Głupek.
- Jestem bardzo dobrze wychowanym wikingiem. - przyznał nieskromnie, kiwając głowa i zaśmiał się lekko, kiedy wspomniała o parasolce. Cholera akurat nie wziął ze sobą tego dnia plecaka z praca; w tym plecaku mieszkała również składana parasolka, która mógłby jej pożyczyć.. dupa, jednaj nie był super gentlemanem, nie był przygotowany absolutnie na każdy scenariusz dla swojej towarzyszki!
Parsknął raz jeszcze, kiedy ruszyła w odpowiednia stronę groteskowo dużym krokiem. Niewiele myśląc… zrobił z tego poloneza, ok? RAZ dwa trzy RAZ dwa trzy, na każde RWZ stawiając większy krok, ale uważając żeby mogła dotrzymać mu kroku, wiadomo, miał dwa metry i długie nogi.
- Jest chyba jakiś taki taniec, prawda? Nie walczyk, chyba, wydaje mi się, ze on inaczej idzie…? Meh, nie wiem, zwykle jak tańczę to nie ma to składu ani ładu. - dodał kolejna losowa rzecz, rozbawiony, mimo ze „tańczeniem” pewnie nikt by tego nie nazwał. Po prostu miotał się do jakiegoś rytmu jak szalony, nie bardzo zwracając uwagę na to, co kto o tym myśli. Na tym chyba polegało tańczenie… nie…?

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Powiedział, co powiedział i to na dodatek w dość znaczącym (jej skromnym zdaniem) kontekście, więc zdążyła przywiązać się do myśli, że miał jakąś tam dziewczynę i że ta dziewczyna nie do końca życzyła sobie, aby rozdawał swój numer telefonu jakimś obcym babom poznanym w barach – co zresztą całkiem zrozumiałe. Nie zdementował tej informacji do tej pory w żaden sposób, więc nie miała powodów, aby myśleć, że jednak tej dziewczyny nie miał. Wydawało jej się tylko, że nie przyjechała tutaj z nim, bo – i tutaj do gry wchodziły jej niesamowite zdolności dedukcji godne Sherlocka Holmesa (takiego z Wisha, ale tśś) – nie widziała go nigdy w jej towarzystwie i zresztą nie wspominał nawet mimochodem, że kręciła się gdzieś w okolicy. Zresztą, to czy była obok czy tysiące kilometrów dalej, nie robilo dla Billie tak czy siak znaczenia. Dziewczyna to dziewczyna. Jakoś próbowała handlować z tym faktem.
- Irlandzkie? Naprawdę? – odpowiedziała mu ze szczerym śmiechem. Nie wiedziała w sumie, co ją tak rozbawiło. Może to, że kiedy zastanawiała się nad tym, skąd mogliby pochodzić jej rodzice, faktycznie czasami zdarzało jej się myśleć o Irlandii, nawet jeśli byłoby skrajnie nieprawdopodobne, że irlandzcy rodzice mogliby zrobić dziecko i podrzucić je właśnie w Australii. Kraina koniczynek, leprechaunów i Guinessa miała w sobie jednak zawsze coś, co z jakiegoś powodu do niej przemawiało. A on akurat w nią trafił z jakiegoś powodu. - Okej, to mnie zaintrygowało, teraz potrzebuję więcej szczegółów. Co we mnie wygląda na Irlandzkie? – spytała z zainteresowaniem, odwracając się bardziej w jego stronę. Nawet odgarnęła włosy za uszy (wyjątkowo miała je rozpuszczone), aby mógł jej się uważniej przyjrzeć, na wypadek gdyby miało mu to pomóc w odpowiedzi.
- Nie zamierzałam próbować – wyznała prostolinijnie, nie uważając, że była to rzecz, którą powinna zachować dla siebie. - Chociaż potrafię być naprawdę przekonująca – zapewniła z pewną siebie miną, bo… naprawdę uważała, że potrafi. Zwłaszcza jeśli chodziło o posyłanie kogoś do wszystkich diabłów. Miała w tym pewną wprawę… Ale to nie był odpowiedni moment, aby się tym dzielić. Zwłaszcza że nie miała nic przeciwko jego obecności w Lorne Bay na dłużej. I miło było słuchać, jak opowiadal o rodzinie, ich planach i dowiadywać się czegoś więcej o jego korzeniach, ale było coś, co interesowało ją jednak bardziej. - A ty? – zapytała wprost, bo nie, to nie odpowiadało, dlaczego on tutaj był. Oczywiście, nie musiało się za tym kryć nic wielkiego, wytłumaczenie, że chciał być bliżej rodziny, było tak samo dobre jak każde inne. Zrozumiałaby. Ona sama ceniła sobie mimo wszystko mieszkanie w miasteczku, z którego pochodziła i chociaż wiele razy z niego uciekała, próbując szczęścia gdzie indziej, to jednak zawsze prędzej czy później wracała.
- Może to ta niemiecka część? – zasugerowała uprzejmie. - Wikingowie to bardziej… Podpalanie wsi, porywanie kobiet, piwo na brodzie i… Z jakiegoś powodu polowania na łosie. Nie oceniaj moich skojarzeń! – zastrzegła, bo sama wiedziała, że te łosie były już nieco przegięciem. I tak naprawdę wcale nie potrzebowała tej parasolki do niczego. Jej skóra nadal łapała słońce idiotycznie mocno, więc Billie dawno nauczyła się życ w bliskiej przyjaźni z kremem z naprawdę wysokim filtrem. Wprawdzie nie zmieniało to faktu, że gdy tylko spędziła więcej czasu na słońcu, jej gęba i ramiona były całe w piegach, ale przynajmniej nie zmieniala się w skwierczącego buraka.
- Okej, stop – zarządziła i zatrzymała się w pół kroku, przytrzymując przy tym jego ramię, żeby przypadkiem jednym krokiem nie wyprzedził jej o dziesięć metrów. Miał długie nogi, nie? To nie byłoby aż tak nieprawdopodobne! - Teraz m u s z ę to zobaczyć – stwierdziła z naciskiem, wolną dłoń kładąc na ramieniu, pod które go trzymała.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Z jakiegoś powodu uznał to za totalnie urocze, kiedy zareagowała tak żywo na jego domniemania o jej pochodzeniu. Może sposób w jaki błysnęły jej oczy, moze to jak się uśmiechnęła, albo jak obróciła sie w jego stronę, żeby rozwinął swoją obserwacje? Była urocza. Świadomie czy nie, również odwrocil sie bardziej w jej stronę, mrużąc lekko oczy, mogąc bezczelnie sie jej przyglądać. Heck yeah, wygryw.
- Na pewno masz mocno irlandzka karnację? Twoja skóra wydaje sie prawie perłowa, zwłaszcza jeśli porównam z moja własna skora? - to było chyba pierwsze, co rzeczywiście sprawiło, ze kojarzyła mu sie z zielona wyspa. Mówisz o tym, uniósł jedna dłoń i na krótki moment oparł ja łagodnie na jej policzku, porównując swój kolor z jej. Tez był na swój sposób blady, ale mimo wszystko uważał, ze jego kolory były znacznie ciemniejsze od niej, plus, on łapał słońce naprawdę łatwo i szybko, a jej skóra wyglądała, jakby miała na słońcu spłonąć. Ciekawe jak radziła sobie z latem w Australii, Hm? Dużo kremu z filtrem, w sumie duh. - Poza tym masz śliczne piegi. Pewnie jest ich jeszcze więcej jak wyjdziesz na słońce na dłużej, Hm? Ja mam sporo znamion, ale nie mam piegów. - dłoń, która przed momentem położył na moment do jej policzka, zabrał znów do siebie i zaraz pokazał swoje przedramię, zdobione losowymi pieprzykami; niezbyt gęsto rozsianymi, ale jednak. Uśmiechnął sje szerzej, podnosząc znów na nią spojrzenie. -Nie byłem nigdy w Irlandii, ale twoje rysy twarzy generalnie wydają mi sje tam pasować? Tak.- zakończył z rozbawieniem, opierając sobie luźno rękę na kolanach, żeby tak nią nie wisieć. Nie, właściwie nie wiedział dlaczego powiedział co powiedział o Irlandii, ale im dłużej jej się przyglądał, tym bardziej miało to sens.
-W sumie, pracując za lada na pewno trafiają ci się czasami natreci, prawda?- to było jego pierwsze skojarzenie, kiedy powiedziała o swoich zdolnościach splawiania ludzi. Atrakcyjna barmanka na pewno musiała czasami zgasić klientelę, która pozwalała sobie na zbyt dużo… a przynajmniej tak to sobie wyobrażał. Alkohol różnie wpływał na ludzi, niektórzy robili się odważni i zaczynali pitolić głupoty. -A ja?- powtórzył, przechylając lekko głowę, przez moment nie wiedząc do czego ma się odnieść. Nie, nie miał na pewno umiejętności splawiania ludzi, a jeśli już to robił to przypadkowo, w swojej nieskończenie mocnej potrzebie izolowania się od wszystkiego i wszystkich na jakiś czas… uznał jednak, ze nie do tego pije. -A ja swoją prace mogę wykonywać z każdego kata na świecie, byle było dobre połączenie z internetem. A przeprowadziłem sje, bo jestem idiotycznie rodzinny i szlag by mnie trafił, gdybym widział ich tylko przez facecall czy coś? - zdecydowanie, mimo ze całkiem lubił być sam i czasami naprawdę tego potrzebował; w przypadku swoich bliskich, musiał być w stanie widzieć ich mordki na żywo i moc ich przytulić. Jakkolwiek niemęsko to nie brzmiało.
-Nie, nie łosie, bardziej renifery. W sumie podobne.- sprostował z rozbawieniem, próbując sobie w ogóle przypomnieć jak wyglądał los i jak to się miało do renifera i… chyba rogi miały inne…? Jeśli pamięć go nie zawodziła…? Machnął lekko ręka, pozwalając reniferom być łosiami, to miało niewielkie znaczenie. -Z Niemca mam miłość do grillów. I mięsa. I dobrego piwa. I spacerów tez. Oh i totalnie pokręconych folklorowych historii, uwielbiam. - kiedy tak wymieniał, podjaral sje na tyle, ze nawet wolna ręka zaczął gestykulować. Pod koniec ożywił się znacznie bardziej na ten folk i zaraz sam się zaśmiał ze swojego paplania bez składu i ładu. Zdarzało mu się rzadko.
-…huh? Ten taniec o który zapytałem czy jak się miotam do nieistniejącej muzyki? - zatrzymał się grzecznie razem z nią i zerknął na nią, wyraźnie zdezorientowany, ale również mocno rozbawiony. Nie mial nic przeciwko tańczeniu na środku ulicy, nie, ani trochę, po prostu chyba potrzebował sprostowania co tak naprawdę chciała zobaczyć.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Szczerze? Nie spodziewała się aż tak głębokiej i szczegółowej analizy. Podejrzewała raczej, że jej towarzysz postawiony przed tak szczegółowym pytaniem co najwyżej wzruszy ramionami i odpowie czymś wymijającym i może nawet nie do końca na temat lub wróci na lepiej zbadane ścieżki, na przykład do kwestii kawy po irlandzku. A jeśli już miałby podjąć rękawicę (był rzekomo wikingiem… na swój sposób…), to ewentualnie prędzej obstawiałaby się, że odniesie się do piegów, którymi usiana była jej paszcza, blada jak gówno palone słońcem pustyni (tak, to oficjalny odcień jej skóry) i na tym się skończy. Zaskoczyło ją głębokie, uważne spojrzenie, jakie jej posłał, a gdy dotknął jej policzka… Chyba na moment przestała oddychać, a dłoń zacisnęła na brzegu ławki, żeby przypadkiem idiotycznie nie drgnąć, bo właśnie tyle wystarczyłoby, żeby poszła o krok dalej i zrobiła coś skrajnie idiotycznego. Nie do końca go słuchała. Jak miała skupić się na jego słowach w takiej sytuacji? Jej uwaga podzielona była po równo pomiędzy wpatrywaniem się w jego twarz a zmuszaniem siebie samej do pozostania w bezruchu. Gdy zabrał dłoń i zaprezentował przedramię, posłusznie podążyła wzrokiem w tamtą stronę i zanim zdążyła się powstrzymać palcami wyznaczyła ścieżkę pomiędzy kilkoma z jego pieprzyków. - Zawsze lubiłam myśleć, że moi rodzice pochodzili z Irlandii – przyznała w końcu, przez kilka chwil nadal nieco nieobecna. Dlatego zajęło jej parę sekund zorientowanie się, że mogło to zabrzmieć cokolwiek abstrakcyjnie i bezsensownie bez kontekstu. - Jestem adoptowana – wyjaśniła zupełnie naturalnie, bo nie widziała w tym ani powodu do wstydu ani czegoś, co wymagałoby robienia sensacji. To nie była jedna z tych nie do końca pozytywnych historii o domach zastępczych, w których dzieciakom nie wiodło się najlepiej albo zbuntowanym podrzutku. Winfieldowie byli najlepszą rodziną, do jakiej mogła trafić – jej rodziną na sto procent.
- Czasami facetów po alkoholu ponosi fantazja i odwaga, ale zazwyczaj jakoś daję sobie radę – to chyba była wymijająca odpowiedź, ale… Nie przywiązywała większej wagi do ewentualnych natrętów. Niemili klienci też już w gruncie rzeczy jej nie wzruszali w większości przypadków (chyba że miała naprawdę podły dzień i była wrażliwa na każdą najmniejszą drobnostkę), To była część jej pracy. Wypracowała metody na takie przypadki i się na nie uodporniła. A słysząc odpowiedź Gusta na jej pytanie o to, dlaczego tu przyjechał, na jej twarzy pojawił się szerszy, ciepły uśmiech. - Doceniam to – powiedziała. Jedną z tych nielicznych pozytywnych cech charakteru, jakie posiadała, była głupia lojalność. Dałaby się pokroić za rodzinę i przyjaciół. Dlatego potrafiła docenić, że ktoś chciał być tam, gdzie byli jego bliscy.
- Nie można polować na renifery – stwierdziła, marszcząc lekko brwi, ale w kacikach jej ust błąkał się nadal wyraźnie dostrzegalny uśmiech. - Kto będzie woził sanie Świętego Mikołaja? – dodała i tym razem nie powstrzymywała uśmiechu. Głupiego, bardzo szerokiego. Tak, po raz kolejny zdawała sobie sprawę, że to wcale nie było śmieszne, ale w niczym jej to nie przeszkadzało. Te pokręcone folklorowe historie też ją zainteresowały i chętnie dopytywałaby dalej, ale w tym przypadku były rzeczy ważne i znacznie ważniejsze… - To drugie. Chcę zobaczyć ten taniec – stwierdziła i odsunęła się nawet pół kroku, dając mu tym samym trochę przestrzeni na te popisy. Sama nawet zanuciła coś niezgrabnego pod nosem, unosząc dłonie i łokcie do góry i poruszając się na boki. Wub, wub!

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Nie miał w zwyczaju robić rzeczy na pół gwizdka, halo! Zadała mu pytanie, poprosiła o analizę i.. Był mimo wszystko umysłem ścisłym, jakkolwiek śmiesznie to dla niego zawsze nie brzmiało; rozkładanie problemów na czynniki pierwsze, wyciąganie z nich pojedynczych składników czy próba dotarcia do tego jak coś działało, czy dlaczego wyglądało tak, jak wyglądało, wszystko to leżało w jego naturze. I trochę zawodzie. W dodatku skupiając się na rzeczywistej odpowiedzi, miał tą wymówkę, by przyglądać się jej bardziej intensywnie zupełnie bezkarnie! W końcu sama zapytała, zostawiła mu otwartą furtkę do tego, żeby się bezczelnie gapił. Uśmiechnął się, kiedy nakreśliła wzorek na jego przedramieniu, nie mógł też nic poradzić na to, że włoski na nim, postanowiły stanąć na baczność. Na swoje szczęście, zaraz tak czy siak opuścił rękę. Może nie zwróciła uwagi.. A nawet jeśli zwróciła, to w sumie co z tego? Najwyżej dowie się, że jej dotyk był dla niego bardzo przyjemny, to nie zbrodnia chyba.
Nie był natomiast jakoś specjalnie zszokowany, kiedy powiedziała mu o swoim pochodzeniu, czy raczej fakcie, że niewiele o nim wiedziała. Może tylko trochę zrobiło mu się głupio, że tyle gadał o swojej rodzinie, huh. Potarł niezręcznie kark, krzywiąc się na krótki moment.
- A ja mówię i mówię o swojej rodzinie, hm? - prychnął krótko pod swoim adresem i zaraz pokręcił lekko głową. Nie wyglądała na urażoną czy jakby chciała jakiegoś specjalnego traktowania z tej racji.. Uznał więc, że może być trochę ciekawski. - Jak to działa tutaj? U nas jest Barnevernet, w sumie dosłownie "ochrona dzieci", ale z tego co wiem, niezbyt często musi podejmować akcję.. - wychowywał się tam i właściwie może słyszał o jednym przypadku, gdzie ta organizacja rzeczywiście musiała wkroczyć, ale poza tym.. Odnosił wrażenie, że kraj w którym dorastał, był naprawdę dobry, jeśli chodziło o zapewnienie rodzinom wszystkich możliwych środków do rozwoju, edukacji i zdrowia.
Pokiwał lekko głową, gdy powiedziała, że dawała sobie jakoś z pijakami radę i uśmiechnął się wymownie. Naprawdę nie wątpił. Może nie znał jej od deski do deski, ale z tego, co już wiedział, wynikało, że potrafiła sobie poradzić w całej gamie sytuacji, bez niczyjej pomocy. Ba. Odnosił wrażenie, że generalnie nie była fanem polegania na niczym i nikim, skądś to znał.
- Oh, nie, to naprawdę denerwujące. Nie tyle dla mnie, co dla ludzi w moim otoczeniu, wiesz. - grupka przyjaciół których miał jeszcze była jakoś w stanie zrozumieć, że miał wyraźnie zarysowaną hierarchię, w której rodzina zawsze była na pierwszym miejscu.. Ale dalsi znajomi i jego (na szczęście już była) dziewczyna, zwykle przewracali oczami za każdym razem, gdy zmywał się nagle, bo obiecał coś ojcu, czy musiał pomóc w czymś innym bratu.
- To ty nie wiesz? Teraz już ma wszystko zmechanizowane. Peta go dojechała za wykorzystywanie reniferów, że niby okrucieństwo, tyle kilometrów w jedną noc... I musiał zmienić. - wzruszył ramionami, utrzymując powagę, jakby to była najprawdziwsza prawda na świecie.. Dopiero pod koniec lekko się uśmiechając. Mógł być ścisłą głową, ale był też całkiem niezły w odbijaniu kreatywnej piłeczki, jeśli tylko miał do tego drugą osobę.
Chciała zobaczyć, jak tańczył do nieistniejącej muzyki.. Na środku ulicy.. W środku dnia.. Dobra, w sumie to nie była chyba najdziwniejsza rzecz, którą w życiu zrobił. Roześmiał się, lekko kręcąc głową, gdy podrzuciła mu nawet jakąś melodię. - Dobra, ale domagam się dobrego jedzenia w nagrodę. - zapowiedział, podnosząc do góry jeden palec i przez moment przyglądając jej się spojrzeniem, które w założeniu miało być surowe. Pewnie nie było. A potem.. Rytm wziął bardziej z tego, jak ona poruszała się na boki, sam coś zaczął nucić pod nosem, najpierw kiwając łbem, żeby sobie wbić to tempo do głowy.. By zaraz przyklasnąć, zrobić całkiem zgrabny piruet, obracając się wokół własnej osi, obniżył się lekko na własnych kolanach, podniósł ramiona tak, jak ona, bujając przy okazji całą klatką od barku do barku. Z resztą, bujał wszystkim w rytm, ramiona, klatka, biodra, angażował pewnie w to wszystko też mięśnie brzucha, tuptał sobie nogami; czy było to dobre? Pewnie nie. Czy bawił się przednio? Pewnie, zawsze! Plus, żadna kończyna nie była niezręcznie sztywna (hehe...?) więc to chyba też świadczyło o nim dobrze, mimo że był białym człowiekiem, a biali ludzie, wiadomo, do tańca nadawali się średnio. Ten pokaz, tak czy siak, trwał niezbyt długo; zaraz złapał jedną jej dłoń, żeby najpierw obrócić ją wokół jej własnej osi, a potem przyciągnąć ją bliżej, żeby ją do tego bujania zaangażować. Na tamtą chwilę, to już tworzył całą swoją muzykę. Nie, nie śpiewając, bardziej wydając z siebie randomowe odgłosy, trzymające się narzuconego przez nią wcześniej rytmu. Param-pam-pam-pam-paam-- pam~.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Na szczęście nie była na tyle spostrzegawcza, aby dostrzec poruszenie włosków na jego przedramieniu. Zresztą, w tamtym momencie jej myśli krążyły po odległych krainach i musiała je siłą sciągnąć na ziemię, zanim zadomowiłyby się na dobre w świecie, w którym mogła zupełnie spontanicznie i bezkarnie wodzić palcami po skórze Gustava. To nie skończyłoby się dobrze dla nikogo. Dlatego cofnęła palce, a na jego zmieszanie wywołane jej wyznaniem odpowiedziała wzruszeniem ramion i beztroskim uśmiechem. Wiedziała, z jakiego powodu ludziom zdarzało się reagować właśnie w ten sposób, gdy wyznawała im, że została adoptowana. Sierocińce czy nawet rodziny zastępcze w mediach nie miały najlepszej reputacji, a adoptowane dzieciaki były często przedstawiane jako zbłąkane stworzenia szukające swojego miejsca. I chociaż Billie faktycznie rozbijała się to tu, to tam, poszukując szczęścia w różnych zakątkach Australii, to nie miało to żadnego związku z poczuciem braku przynależności do rodziny, w której się wychowała – bo jak najbardziej czuła się w pełni Winfieldem, nawet jeśli nie mogłaby powiedzieć, że jest nim dosłownie z krwi i kości. - To żaden problem – powiedziała luźno. - Ani to, że opowiadasz o swojej rodzinie, bo uważam to za naprawdę urocze… Ani to, że ja pojawiłam się w swojej właśnie w taki a nie inny sposób. Niektórzy znajdują swoje dzieci w kapuście, inni wolą przygarniać podrzutki ze szpitali, ten sam mechanizm – pozwoliła sobie na żarcik i uśmiechnęła się szerzej. - Dla mnie to bez znaczenia, czuję się w pełni dzieckiem swoich rodziców. Ale czasem ciężko się nie zastanawiać, po cholerę mi tyle piegów, rozumiesz – zakończyła z parsknięciem, po czym wzruszyła ramionami. - Szczerze mówiąc, nie do końca wiem, jak to działa… - przyznała. - Wiesz, tu nie do końca funkcjonują te domy dla dzieci bez rodziców jak z horrorów. Wiem, że moi starzy nie mogli trafić na odpowiednie pole kapusty… To znaczy dorobić się biologicznych dzieciaków – wyjaśniła, żeby nie było - więc stworzyli rodzinę dla dzieciaków, które zostały porzucone – opowiedziała bez skrępowania. Naprawdę nie było to dla niej tematem tabu ani przedmiotem kompleksów. Nie dorastała w poczuciu odrzucenia, mimo że rodzice nigdy nie ukrywali ani przed nią ani przed jej rodzeństwem, że zostali adoptowani. Najprawdopodobniej dlatego, że równocześnie zawsze dawali im też do zrozumienia, że są kochani i że tworzą dokładnie taką samą rodzinę jak wszystkie inne.
Nie zamierzała podważać tego, jak miał poustawiane priorytety. Już mu zresztą powiedziała, że uważała za urocze to, jak wspominał o swojej rodzinie i że tak bardzo ją cenił. Naprawdę szczerze doceniała lojalność i przywiązanie do swoich bliskich i do korzeni – nie było to na pewno coś, na co przewracałaby oczami.
Roześmiała się, gdy uświadomił ją, co spotkało Mikołaja i jego renifery. - I na co zmienił? – zapytała z uprzejmym zainteresowaniem, bo skoro już Gustav okazał się takim specjalistą od współczesnej polityki bieguna północnego (czy gdziekolwiek żył Święty Mikołaj), to na pewno znał takie szczegóły!
Na jego surowe spojrzenie odpowiedziała szerokim uśmiechem, ale niczego mu nie obiecała. Przecież na pewno jakoś się dogadają! Początkowo towarzyszyła mu dzielnie, też się kiwając i dalej wydając z siebie dźwięki, które ciężko byłoby nazwać muzyką. Kiedy jednak zrobił odruch, zareagowała entuzjastycznym „WOOW!” i klasnęła kilka razy w ręce. Bawiła się wybornie, gdy się przed nią bujał, a jeszcze lepiej, kiedy postanowił ją wykorzystać jako rekwizyt (partnerkę?) w tym tańcu. Pisnęła cicho, gdy została obrócona, a potem zachichotała, gdy znalazła się bliżej niego i zupełnie naturalnie dopasowała się do rytmu, w jakim się poruszał i podrygiwała razem z nim, ani trochę nie przejmując się tym, że był biały dzień, a chodnikiem obok mijali ich od czasu do czasu ludzie. Nieistotne, nie mogli im przecież zabronić dobrze się bawić, nie?

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Słuchał jak mówiła o swojej własnej rodzinie i naprawdę nie mógł się nie uśmiechać; nawet lekko się zaśmiał, kiedy wspomniała znów o swoich piegach, na co wtrącił ciche "Są naprawdę śliczne i ci pasują.", nie chcąc za bardzo przeszkadzać jej w opowiadaniu, wiadomo. Ale naprawdę uważał, że pasowały bardzo dobrze, zdobiąc jej jasną skórę i podkreślając oczy? Może nie był najlepszy w wyrażaniu swojej opinii, zwłaszcza jeśli chodziło o opinię o wyglądzie kobiet, które mu się podobały.. ale był w stanie powiedzieć prosto z mostu co, co myślał, nigdy nie widział w tym problemu.
- Awh, brzmią jak super ludzie, mocno to szanuję. - nie, żeby pytała go o opinię, nie? Wzruszył lekko ramionami zaraz potem. - Zupełnie szczerze, pole kapusty czy inny przytułek, podziwiam każdego dobrego rodzica, huh. Bo to duże poświęcenie? Jakby nie było, oddajesz caaałe swoje życie i dostosowujesz się do tego małego człowieka, wyrzucasz przez okno wszystko, co lubisz robisz, gdzie chciałeś pojechać, cały swój wolny czas.. I could never. - prychnął, kręcąc lekko głową, mimo że pewnie gdyby mu się zdarzyło, byłby w stanie wszystko ogarnąć.. Może nie byłby najszczęśliwszym z ludzi z tego powodu, bo nie było to coś, czego chciał od życia, ale też nie znaczyłoby to końca jego świata. Po prostu wolał kierować się innymi priorytetami. Swoją drogą, rozbawiło go mocno, jakim cudem przeszli z rozmawiania o piegach i tym delikatnym flircie, do rzucaniu opinii o posiadania dzieciaków? Nie miał pojęcia. Ale hey, całkiem istotna kwestia to obgadania z osobą, która ci się podoba, nawet jeśli nie wie, że ci się podoba....
- Oh, z początku myślał, o przerzucenie się na mały samolot, ale wiadomo, to by było super nieopłacalne ani dla niego, ani dla środowiska.. Finalnie postanowił po prostu kupić magazyn w każdym z krajów, więc przez cały rok, prezenty są tam zbierane, a później rozwożone przez kurierów. Sposób nie tak flashy jak sanie z reniferami.. - odpowiedział z pełną powagą, nie tracąc ani tempa, ani pewności siebie w tej swojej bajce, najwyraźniej miał całkiem niezły talent do tego rodzaju stand-upu i wymyślania historyjek na poczekaniu. Dopiero kiedy skończył, uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona w geście pod tytułem "no co poradzisz, jak nic nie poradzisz, takie życie".
Tańczenie na środku ulicy nie było zakazane! To by było bardzo śmieszne prawo.. Tak czy siak, musiał tylko uważać, żeby za bardzo nie wymachiwać długimi kończynami, ale kiedy zobaczył, że chodnikiem w ich stronę zmierzała większa grupka ludzi, postanowił trochę ten pokaz uciąć. Złapał ją mocniej w biodrach, podniósł sobie jakby nigdy nic, obrócił się z lekkim śmiechem wokół własnej osi.
- Dobra, koniec tego darmowego pokazu. - rzucił rozbawiony, ale zamiast odstawić ją grzecznie na chodnik.. ulokował ją sobie na ramieniu i zgrabnie przeskoczył kilka susów w stronę, w którą wcześniej się przemieszczali, schodząc przy okazji z drogi wszystkim innym ludzikom. Dopiero później odstawił ją na stabilny grunt, uśmiechając się szeroko, wyraźnie bardzo z siebie zadowolony, tak.

billie winfield
golabki
AR#7194
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Wyłapała jego cichy komentarz odnośnie jej piegów i na krótki moment zbił ją z tropu. Nie była przyzwyczajona do tego rodzaju słów. Za swoją najmocniejszą stronę uważała swój charakter, przede wszystkim luźne podejście do życia, dystans i poczucie humoru, za ciekawszą wszystkie swoje irytujące wady. Nigdy nie uważała siebie samej za piękność, miała się raczej za totalnie przeciętną i nie dziwiła się, że do tej pory nie otrzymywała wielu komplementów odnośnie swojego wyglądu. Zreszta, czy to w ogóle miało znaczenie? Wyglądała jak wyglądała, przecież. Mogła przefarbować włosy, wyskubać brwi, może nawet schudnąć (chociaż na to się nie zapowiadało, bądźmy szczerzy), ale piegi i blada karnacja były czymś raczej na stałe. Po latach się do nich nawet przyzwyczaiła. Ale mimo że nie uważała wyglądu za coś o szczególnej wadze, miło jej było z tym, że go doceniał. Nawet jeśli był zajętym mężczyzną i nawet jeśli mu nie wypadało… Zdecydowanie zbyt łatwo była w stanie przymknąć na to oko…
- Są wspaniali – powiedziała bez ogródek, bo naprawdę uważała swoich rodziców za świetnych ludzi. Mieli swoje wady, jak wszyscy. Kilka rzeczy w sposobie, w jaki ją wychowywali, na pewno przerodziło się w jakieś mniejsze i większe traumy – ale hej, tego nie dało się uniknąć, zwyczajnie w to nie wierzyła. - Też nigdy nie byłam fanką tej opcji – przyznała z lekkim uśmiechem, po czym wzruszyła ramionami. Wiedziała, że nie chciała mieć dzieci. Była o tym przekonana od najmłodszych lat i mówiła o tym otwarcie, na co spotykała się z typową reakcją – zapewnianiem jej, że to w pewnym momencie jej przejdzie. Tylko że nie przechodziło. Teraz miała ponad trzydzieści lat i nadal świadomie nie chciała mieć żadnych dzieci. Była na to zbyt dużą egoistką. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że nie była to najbardziej popularna opinia…
- Mhm i dlatego możecie wszystkie renifery zjeść – stwierdziła, wracając niejako do początku tego całego panelu o Świętym Mikołaju i jego sposobach na podróżowanie po świecie. Parsknęła przy tym i pokręciła głową, ale szybko zdała sobie sprawę, że zawiesiła na nim wzrok na nieco dłużej niż by wypadało, jakby nie dowierzała, że był prawdziwy. Z jego usposobieniem, z uśmiechem, z przywiązaniem do rodziny, uwielbieniem dla słodyczy i do tego jeszcze tym poczuciem humoru, które mocno jej pasowało.
Pisnęła cicho, kiedy postanowił ją podnieść i zarzuciła ramiona wokół jego karku – ot, z odruchu, dla zachowania równowagi. Nie spodziewała się tylko, że nagle przyjdzie jej zmienić perspektywę i zostanie przerzucona przez ramię. Pomachała lekko nogami na znak protestu (ale też niezbyt gwałtownie – nie chciałaby przecież, żeby w takich okolicznościach ją wypuścił, mimo wszystko ceniła swój głupi ryj), ale nie wyrywała się i nie protestowała. Zdawał się trzymać ją mocno i stabilnie, nie widziała powodów do narzekania. - A kto powiedział, że był darmowy? – odpowiedziała, gdy odstawił ją na chodnik. Starała się nie dać po sobie poznać, że miała nieco miękkie kolana. - Nie mówiłeś czegoś o dobrym jedzeniu w nagrodę? Tylko zastrzegam – stek z renifera totalnie odpada – przedstawiła sprawę uczciwie. W Australii tak czy siak nie było reniferów.

Gust Johansen
Wrócił z czynnej służby — zastanawia się co dalej
33 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
..przy tobie znów chcę wszystkiego i jeszcze to wszystko mógłbym móc..
Oczywiście, ze aparycja nie była najważniejsza rzecza na świecie. Subskrybować do pomysłu, w którym naprawdę mocno był przekonany o tym, ze przecież ciagle się zmieniały, „ładne” kiedyś przestanie być ładne i właściwie jedyne co się będzie tak naprawdę liczyć pod koniec dnia to osobowość właśnie. Nie mógł rozmawiać o reniferach z jej piegami. Mógł natomiast stwierdzić to, co było dla niego jasne i klarowne i być idiotycznie szczerym w tym procesie, nawet jeśli powinien się zastanowic nad tym, jak zostanie odebrany. Podobała mu się. Nie miał bladego pojęcia, czy to dostrzegała i zupełnie szczerze, trochę się obawiał, ze gdyby postanowił podkreślić to jakoś bardziej, mógłby się odbić od muru w postaci „dopiero co miałeś dziewczyne” albo innego „nie, jesteś zbyt pokręcony”. Z jednej strony by rozumiał, a z drugiej.. trochę by bolało, Hm? Lubił z nią rozmawiać. Chciał być przede wszystkim jej przyjacielem i kompanem, a potem się pomyśli czy czymś więcej, nawet jeśli jego wszystko wyrywało się na jej widoku chciało ja dotknąć i przyciągnąć bliżej siebie, kiedy była na wyciągnięcie ręki; nie mógł nic poradzić na to, ale był całkiem niezły w panowaniu nad odruchami. Całkiem miłe tez było, ze dzielili podejście do posiadania gowniakow, czy raczej ich braku.. ale ta myśl była tak odważna, ze wolał nie przyznawać jej nawet we własnej głowie. Była za bardzo naładowana potencjalnymi rzeczami, które mógłby chciec z nią mieć, a nie byli w tym momencie znajomosci.
- A tak, od tego to wyszło… - przyklasnął lekko w dłonie, kiedy przypomniała mu, właściwie skąd się ta jego fascynująca historia i mały stand up wziął… jedzenie reniferów…? Pokręcił lekko głowa l, ale i tak uśmiechnął się szeroko. - Tylko jedną odmianę, która… dobra, nie, mogę tak cały dzień. - to było naprawdę kochane, ze wydawała się szczerze lubić słuchać jego pitolenia, o czymkolwiek by akurat nie mowil, ALE. Aż takie abstrakcje? Naaah, było znacznie więcej ciekawszych rzeczy, o których mozna było dyskutować.
- Wolalabys steka z kangura, zrozumiałe. - skoro ona nawiązała do reniferów, to on postanowił nawiązać do pierwszego lepszego szeroko występującego zwierzęcia Australii, ktore przyszło mu do głowy i… pierwsze, co przyszło mu do głowy, to był znak drogowy z kangurem i.. jakoś tak wyszło. Po tym, kiedy odstawił ja na ziemie, tak czy siak, jeszcze złapał ja za ramiona, gdyby miało jej się zakręcić w głowie, a potem posłał jej szeroki uśmiech, zanim lekko sie ukłonił. - Dobrze sie z tobą tańczy. - stwierdził jeszcze, mimo ze ich mała zabawa trwała względnie krótko. Dobrze sje z nią bawił… to nie było nic nowego.

billie winfield
golabki
AR#7194
ODPOWIEDZ