that poor Brutus — with himself at war
46 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt

Papierowa oprawa skąpana w odcieniu żonkili nie wyglądała jak przesyłka dostarczona z rąk listonosza. Nie widniały na niej cienko zakreślone personalia nadawcy, ani nawet dane samego adresata. Jedynie szeroko nabazgrane markerem słowo HYDRA, enigmatyczne i niewyjaśnione, wkomponowane w pustkę z tyłu koperty, dowodziło o jej kontakcie z cudzą dłonią. W przeciwnym razie można by odnieść złudne wrażenie, że wiatr przywiał ją na kuchenną podłogę domu o numerze 318 przypadkowo, przez szczelinę lekko uchylonego okna.
otwórz kopertę
Po rozdarciu sklejonych ze sobą listków żółtobladej oprawy i wysypaniu jej zawartości na kuchenny blat, skąpany w świetle godziny ósmej trzydzieści dwie, ujawnił się widok dwóch osobnych treści. Jedna z nich, układająca się w plik obwiązanych szarym sznurkiem fotografii, jako pierwsza przyciągnęła spojrzenie. Zamazane, słabej jakości zdjęcia świadczyły nie tyle o tanim, wysłużonym sprzęcie fotografa, co raczej o pośpiechu, w jakim zostały wykonane. Dało się także domyślić, że przed wywołaniem zostały kilkukrotnie przybliżone w programie graficznym, a więc zrobiono je z dalekiej odległości. Być może bano się, że mężczyzna w średnim wieku, o rozwichrzonych bursztynowych włosach, odgrywający główną rolę na każdym ze skrawków papieru, dostrzeże osobę z aparatem, która — co do tego nie było wątpliwości — wcale nie powinna się tam znajdować.
Na blacie leżała także śnieżnobiała kartka. Na niej, drobnymi i drukowanymi literami zakreślona została instrukcja:
    • PANIE K.

      PRAGNĄŁ PAN OTRZYMAĆ DOWÓD MOJEJ PRAWDOMÓWNOŚCI.
      JEST PAN OBSERWOWANY.
      Z TEGO POWODU NIE MOGŁEM PRZESŁAĆ FOTOGRAFII MAILOWO — PRZECHWYCONO BY JE NIEZWŁOCZNIE.
      TERAZ TO PAN MUSI DOWIEŚĆ O ZAUFANIU, KTÓRYM MOGĘ PANA OBDARZYĆ.
      PO ZAPOZNANIU SIĘ Z ZAWARTOŚCIĄ KOPERTY, PROSZĘ JĄ SPALIĆ WRAZ Z NIĄ SAMĄ.
      NIECH ZACZNIE PAN PRZYGOTOWYWAĆ CAŁĄ GOTÓWKĘ, JAKĄ PAN POSIADA — NAJWIĘKSZĄ KWOTĘ, JAKĄ JEST PAN W STANIE DZIŚ ZORGANIZOWAĆ.
      NIECH NIE PODEJMUJE PAN Z KONTA DUŻEJ SUMY — W INNYM PRZYPADKU PRZYCIĄGNIE PAN ICH UWAGĘ.
      Z ZEBRANĄ GOTÓWKĄ, O GODZINIE 16 PROSZĘ UDAĆ SIĘ DO BOSTOŃSKIEGO PARKU MIEJSKIEGO.
      ODBYWAĆ BĘDZIE SIĘ TAM KONCERT JAZZOWY.
      PROSZĘ WEJŚĆ BRAMĄ OD STRONY CHARLES STREET, A NASTĘPNIE UDAĆ SIĘ NA PÓŁNOC W KIERUNKU BEACON STREET.
      NIECH ZATRZYMA SIĘ PAN PRZY STAWIE (SCENA KONCERTOWA POWINNA ZNAJDOWAĆ SIĘ PO DRUGIEJ STRONIE).
      OD WIERZBY PŁACZĄCEJ PROSZĘ ODMIERZYĆ TRZECIĄ ŁAWKĘ NA PÓŁNOC.
      POD NIĄ PRZYKLEJONA BĘDZIE KOPERTA, W KTÓREJ ZNAJDZIE PAN TELEFON I KARTKĘ Z NUMEREM TELEFONU.
      ZA JEGO POMOCĄ (W ŻADNYM PRZYPADKU PANA OSOBISTĄ KOMÓRKĄ) PROSZĘ WYKONAĆ POŁĄCZENIE NA ZAPISANY NA BILECIKU NUMER.
      WÓWCZAS OMÓWIMY WSZYSTKIE SZCZEGÓŁY.

      JEŚLI JEDNAK PRACUJE PAN DLA NICH
      UPRZEDZĘ OD RAZU — NIE UDA WAM SIĘ ODSZUKAĆ MNIE PO DOSTARCZONEJ KOPERCIE. PRZEKAZAŁEM JĄ W RĘCE OSOBY ZUPEŁNIE NIEŚWIADOMEJ TEGO, W POSIADANIU JAK ISTOTNYCH INFORMACJI SIĘ ZNAJDUJE.

      BYĆ MOŻE DLA WIĘKSZEJ WIARYGODNOŚCI POTRZEBUJE PAN POZNAĆ MOJE IMIĘ I NAZWISKO.
      CAMERON MONTAGUE.
      KIEDYŚ TEŻ PRACOWAŁEM DLA FBI.
      PRZY WYSZUKIWANIU MNIE W SYSTEMIE (PODEJRZEWAM, ŻE TO WŁAŚNIE POSTANOWI PAN ZROBIĆ), PROSIŁBYM O ZACHOWANIE SZCZEGÓLNEJ OSTROŻNOŚCI.

      DO USŁYSZENIA DZIŚ PO CZWARTEJ. BĘDĘ CZEKAĆ NA PANA NIE DŁUŻEJ, NIŻ DO SZÓSTEJ.

      PS PRZYPOMINAM O OBOWIĄZKU ZNISZCZENIA ZAWARTOŚCI KOPERTY.

      Ciemnowłosa postać w popielatym T-shircie pochylała się nad taflą wody skumulowaną przy bulwarze. Przyglądając się swojemu odbiciu, zniekształconemu przez niewielkie drgania rzeki, myślała o słowie zakreślonym z tyłu koperty, którą kilka godzin temu dostarczono do jednego z bostońskich domostw. Hydra. Wspominając lata poświęcone służbie w CIA, spostrzegła — ku swojemu płomiennemu niezadowoleniu — delikatny uśmiech migoczący na powierzchni wody. Zwężając pospiesznie swe usta w wąską linię, Brutus Coleridge podniósł się znad krawędzi trotuaru, uniósł prawą dłoń obejmującą telefon komórkowy i spostrzegł, że nadeszła już wyczekiwana przez niego godzina. Za kilka minut, jeśli wszystko w sercu amerykańskiego miasta przebiegło według planu, powinien rozbrzmieć sygnał dowodzący o kierowanym do niego połączeniu. Wiedziony przyzwyczajeniem, rozejrzał się po obu stronach malujących się za jego plecami. Ranek był cichy i spokojny; z południa na błękitne niebo Morwell nacierały czarne, burzowe chmury. Osłaniając lewą dłonią oczy przed słonecznymi promieniami, zawyrokował w myślach, że tak jak i wczoraj, a także każdego dnia wcześniej od ponad tygodnia, pioruny nie nawiedzą dziś tego małego, skrytego przed wielkim światem australijskiego miasteczka. Podążając powoli brzegiem rzeki, nasłuchiwał wyczekiwanego połączenia.

      cassius knightley
      agent fbi — szukający mordercy ojca
      29 yo — 180 cm
      Awatar użytkownika
      about
      If he's as bad as they say, then I guess I'm cursed looking into his eyes, I think he's already hurt
      Rozmawiał akurat z Deborah, kiedy

      — … pamiętaj, że za tydzień jedziemy to mojej mamy i, Cas? Cas, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Cas?
      p r z e s y ł k a trafiła w jego dłonie. Chociaż, trafiła było raczej głupim słowem — została przez niego znaleziona we własnej kuchni bostońskiego domu, należącego do jego rodziny od lat. Wchodząc do środka nie dostrzegł znamion włamania. I być może to zaimponowałoby mu najmocniej, gdyby nie słodki głos Debry dobywający się z słuchawki. — Muszę kończyć — pożegnał się wbrew jej protestom, trzymając paczkę w dłoni. Przez chwilę się zastanawiał. Myślał nad tym, by zadzwonić do Ane bądź Julio, a potem sięgnąć po foliowy worek i schować do niego przesyłkę bez uprzedniego poznania jej zawartości. Ale przecież to śledztwo nie należało do nich. Nie należało do nikogo poza nim. Dlatego drżącą dłonią otworzył prezent i skupił wzrok na fotografiach mężczyzny, który do tego dnia zdawał się mu d u c h e m.

      Dzień dobry — przywitał się stanowczym, opanowanym tonem po niemal dziesięciu sekundach wzajemnego milczenia. Miejski zegar, który widniał gdzieś w oddali, wskazywał czwartą dwadzieścia; swój telefon komórkowy, na wszelki wypadek, zostawił w domu. — Panie Montague… Cameronie, nie spodziewałem się, że… Jestem zmuszony zacząć od ostrzeżenia cię, że mężczyzna, którego udało ci się namierzyć, jest niezwykle niebezpieczny. Nie wiem, jak wiele wiesz na jego temat, ale obawiam się, że ten człowiek niedługo odkryje, że jest przez ciebie śledzony — wciąż nie wiedział, czy może mu ufać. Wierzyć. Dowody jednak były nazbyt wartościowe, a informacje zbyt obiecujące, by zdołał się unieść ostrożnością, którą winien w tej sytuacji zachować. Rozsądek nie miał być jednak jego sprzymierzeńcem w tej sprawie, skoro w sercu jego zajaśniała nadzieja. Dlatego też po trzykrotnym przestudiowaniu otrzymanej przesyłki pozwolił, by języki płomieni przemieniły ją w ciemny pył. Dlatego usiłował wyszukać podane mu nazwisko w systemie z nakazaną dozą ostrożności i dlatego też odetchnął z ulgą, gdy baza potwierdziła mu istnienie byłego agenta specjalnego Camerona Montague. — Jestem w stanie zagwarantować ci dziesięć tysięcy dolarów amerykańskich i bezpieczeństwo — choć było to kłamstwem, bo nikt w agencji nie wspierał go w podjętej misji. Zdawało się mu, że nikt nawet o niej nie wie, ale oczywiście było to kłamstwem; jak napisał Cameron, był o b s e r w o w a n y. Miał więc wiele pytań do swego sprzymierzeńca (serce jego zamarło tuż po odnalezieniu przesyłki i wciąż nie potrafiło się ocucić), ale nie chcąc go spłoszyć, decydował się nie tylko postępować zgodnie z jego instrukcjami, ale też póki co zachowywać wszelkie pytania dla siebie.

      bruce coleridge
      that poor Brutus — with himself at war
      46 yo — 186 cm
      Awatar użytkownika
      about
      martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
      Nazwisko było tym, co przyciągnęło jego uwagę w pierwszej kolejności.
      Knightley.
      Słowo przynależące do Very; kobiety będącej nierozerwalną częścią jego przeszłości. Czasu, kiedy był z Harveyem bliżej, niż z kimkolwiek wcześniej w swoim krótkim, osiemnastoletnim życiu. Nawet dziś, po przeszło dwóch dekadach potrafił przywołać w pamięci wieczór, kiedy po raz pierwszy wpuścili go do swojego tętniącego życiem i rodzinnym ciepłem domu. Kiedy siedząc tuż obok nich przy ekstrawaganckim, gęsto zastawionym potrawami stole, doświadczył przez moment złudnego wrażenia, że to tam właśnie wychowywał się od samego początku. Że to tam pozostawił swych prawdziwych rodziców, choć przecież nie łączyły ich choćby najsłabsze więzy krwi. Tydzień później przeniesiono go do Kalifornii. Dwa lata potem usłyszał, że Harvey rozwodzi się z Verą. Więcej jej już nie zobaczył, ale sentyment związany z jej osobą, zakorzeniony w Brutusie już na zawsze, skierował jego uwagę właśnie na ów nazwisko. Mimowolnie obdarzył tajemniczego Cassiusa Knightley zainteresowaniem nakrapianym sympatią, choć to idiotyczne, bo ten dążył przecież do jego aresztowania. Może śmierci. Co więcej, istniało niewielkie prawdopodobieństwo na to, że był jakkolwiek powiązany z kobietą, którą Brutus w swych młodzieńczych myślach pragnął nazywać matką.
      Imię wzbudziło jego zainteresowanie zaraz potem.
      C a s s i u s.
      Kasjusz, a on Brutus. Idiotyzm.
      Jak najbardziej absurdalny żart, w jakiś sposób kojarzący mu się z Harvey’em. Bo czy byłoby to możliwe? To, że mężczyzna nieżyjący już od roku, nadał poszukującemu go agentowi FBI tak ściśle związane z nim imię? Mu też zmienił tożsamość, jak przed laty samemu Jonelowi, teraz nazywanemu po Marku Juniuszu? Tego dowiedzieć się niestety nie mógł — utajnione akta opatrzone nazwiskiem poszukującego go mężczyzny nie pozwalały przedrzeć się do odpowiedzi.

      Aż w końcu usłyszał jego głos. Wyraźny i czysty, sączący się z głośnika komórki.
      Głos, który przestrzegał go przed nim samym. Mężczyzna ze zdjęcia jest n i e z w y k l e niebezpieczny. Uśmiechnął się.
      Dlatego właśnie musimy działać szybko, Kasjuszu — odpowiedź rozbrzmiała dopiero po dłużej chwili milczenia. To imię, kuriozalnie dobrane i tajemnicze, echem rozbrzmiewało w jego głowie już od kilku dni. — Musi pan dostać się do Australii. Do Queensland — Brutus bowiem z kraju wyjechać nie mógł. Było to nazbyt niebezpieczne. — Dziesięć tysięcy w gotówce, jak mam rozumieć? — była to absurdalnie śmieszna kwota, bynajmniej nie warta ryzyka, jakie rzekomy Cameron Montague, człowiek odważny, przebiegły i g ł u p i, gotów był podjąć. — Posłuży to za zaliczkę. Oczekuję znacznie więcej, panie Knightley. Sam pan przyznał, że człowiek, którego chce pan pochwycić, jak mniemam, ż y w e g o, jest… niezwykle niebezpieczny. Że bardzo ryzykuję — nie potrzebował jego pieniędzy. Nie potrzebował bezpieczeństwa, które tak naiwnie mu obiecywał. Zależało mu jedynie na krótkiej, choćby kilkusekundowej chwili oko w oko, na australijskiej ziemi.

      cassius knightley
      agent fbi — szukający mordercy ojca
      29 yo — 180 cm
      Awatar użytkownika
      about
      If he's as bad as they say, then I guess I'm cursed looking into his eyes, I think he's already hurt
      Mógłby na moment przystanąć, zaczerpnąć powietrza i pozwolić, by jego chłód powstrzymał go przed następującymi po sobie t r a g e d i a m i. Rodzice — przez krótki moment Harvey i Vera Beresford — nigdy nie chcieli, by podążył ich śladem. Było to dość zabawne, skoro większość jego kolegów żaliła się zawsze na odwrotność tejże presji. Każą mi zostać prawnikiem, czaisz? Jak mój stary! albo ty kiedyś wyjedziesz, Cas, a ja do zasranej śmierci będę właścicielem tej durnej knajpy. Cassius, naiwny już za młodu (nic się w tej kwestii nigdy zmienić nie miało) sądził, że to jakaś forma odwróconej psychologii; im częściej zdradzali mu więc tajniki swej profesji i wiążące się z nią wyrzeczenia i wady, Cas tym mocniej upewniał się, że pewnego dnia będzie taki, jak oni. Sukces jednak nie był pisany dla niego, co odkryto dość prędko; jedna z profesorek w Quantico powiedziała mu, że ma zbyt dobre serce, by zastąpić pewnego dnia swojego ojca. I choć w tamtych dniach Cassius z ojcem się nie dogadywał za dobrze, oburzył się potwornie wobec przekonania, że jego ojciec — najmilszy człowiek świata — nie niesie w sercu dobra.
      I poniekąd przez to właśnie oszczerstwo siedział dziś na ławce w samym centrum Bostonu, ślepo ufając mężczyźnie o imieniu Cameron, choć przecież nie powinien. Dla ojca jednak zrobiłby wszystko. — Nie sprawi mi to problemu, mogę tam być już za dwa dni m a r t w i ć powinno go wszystko. Pośpiech. Nazbyt wielka ostrożność tamtego. Fakt, że wiedział o nim tak wiele. Szorstkość jego głosu, który poprzedzały chwile milczenia. Cassius był jednakże zdesperowany. — Tak, oczywiście — rzekł z lekkim podrażnieniem, dostrzegając, że traktowany jest przez tego człowieka jak przez wszystkich innych — niczym przedszkolak, który nie ma najmniejszego pojęcia o zasadach rządzących tą strefą świata. — Muszę ci przerwać, Cameronie — nie obchodziły go te pieprzone formułki, będące wyrazem kultury. — Dziesięć tysięcy byłem w stanie zdobyć teraz, ale jestem w posiadaniu znacznie większej kwoty, którą będę mógł wręczyć ci bez przeszkód. To naprawdę nie stanowi problemu. Zagwarantuję ci wszystko, żeby zdobyć informacje o kryjówce tego człowieka — w tonie jego głosu rozbrzmiała stanowczość. Cień desperacji, która niszczyła go dzień po dniu odkąd dowiedział się, że jego ojciec zginął. — O jakim rejonie Queensland mówimy? — spytał więc, dostrzegając w tym ironię; jeszcze przed tygodniem delektował się australijskim słońcem, zupełnie niepotrzebnie wyjeżdżając potem do Bostonu.

      bruce coleridge
      that poor Brutus — with himself at war
      46 yo — 186 cm
      Awatar użytkownika
      about
      martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
      Brutus starał się wykazywać rozwagą, ostrożnością i sprytem. Biorąc jednakże udział w toczonej dyskusji, coraz bardziej czuł się jak zwykły paranoik — bo czy tym nie uczyniły go lata spędzone w ukryciu, poświęcone nieustającej ucieczce? Osobą wszędzie dostrzegającą spisek?
      Brutus miał spore problemy z zaufaniem. Brzmienie dobiegającego z komórki głosu, wraz z powtarzanym w myślach nazwiskiem Knightley sprawiło jednak, że gotów był mu zawierzyć. Robił to nieco wbrew sobie, ale nie wydawało mu się, by Cassius przybyć miał do Australii z oddziałem komandosów chcących złapać go w swą zasadzkę. Czuł jednak, że przekonanie to czyni go idiotą.
      Szybciej. Musisz być tu s z y b c i e j — ponaglenie wydostało się z głośnika telefonu, rozbrzmiewając pośród bostońskiego gwaru. Brutusa z kolei otaczała cisza. Towarzyszyła mu nieustannie podczas ostatnich pięciu lat. — Rozejrzyj się dookoła, Kasjuszu. Spróbuj dostrzec pośród okalającego cię chaosu pięć osób, które co jakiś czas spoglądają na zwykłego człowieka skrytego w zwykłym towarzystwie pustych ławek i usychających drzew. Zapamiętaj to uczucie. Zawsze jesteś obserwowany — p a r a n o j a. Oplatała każde jego słowo. Wirowała w każdym wykonywanym oddechu. Sprawiała, że zmarszczył czoło i wytężył swój słuch w chwili, w której podrażnienie wybrzmiało z słuchawki. Co dokładnie mu się n i e p o d o b a ł o?
      W takim razie się dogadamy, Knightley — Cameron był zepsuty. Umorusany w całej tej zgniliźnie, którą zostawiała po sobie federalna agencja w Stanach. Liczyły się dla niego tylko pieniądze i zależało mu na zakończeniu tej farsy jak najszybciej. Bo Cameron nie lubił brudzić sobie rąk. Cameron był tchórzem. Bał się, że w przeciągu dwóch dni ktoś odbierze mu jego nagrodę, albo obserwowany cel pochwyci go w żelazny ucisk swoich dłoni. Cameron w żaden sposób nie przypominał Brutusa.
      O rejonie północnym. Przynajmniej na początek. Przyleć do Townsville, stamtąd kup bilet na pociąg do Cooktown, ale wysiądź w Cairns — zażądał. Prawdziwy p a r a n o i k. To już odznaczało go, nie Camerona. — Teraz masz czas na zadanie mi trzech pytań, Kasjuszu. Na pewno wiele musi cię nurtować — tak przynajmniej zgadywał.

      cassius knightley
      agent fbi — szukający mordercy ojca
      29 yo — 180 cm
      Awatar użytkownika
      about
      If he's as bad as they say, then I guess I'm cursed looking into his eyes, I think he's already hurt
      Zamierzał posłużyć się kłamstwem. Tym samym, które przewijało się przez jego życie od niespełna pięciu miesięcy; kłamstwem głoszącym, że w sprawę tę zaangażowani są także i n n i. Usiłował uniknąć rozgłosu, jaki zyskałby informując wszystkich, że motywuje go prywatna wendeta; w mgnieniu oka odsuniętoby go od jakiejkolwiek sprawy. Zakładał, że utraciłby nawet przysługujące mu przywileje, a któryś ze starszych agentów, niosących w sobie cień sympatii do Harvey’a, poradziłby mu wybranie się na u r l o p. Dlatego też Cas robił wszystko, by nikt nie kojarzył tychże poszukiwań bezpośrednio z jego ojcem, choć, naturalnie, i tak ściągnął na siebie sporo zaciekawionych spojrzeń.
      Kiedy skończymy rozmawiać spróbuję zarezerwować bilet na najbliższy lot do Australii — rzucił w odpowiedzi, wiedząc, że w podobnej sytuacji westchnąłby teatralnie i począł uspokajać swojego rozmówcę; dwa dni to przecież niewiele. Był jednakże nazbyt zdeterminowany, by sprzeciwiać się czemukolwiek; serce jego przyozdabiała coraz większa ekscytacja. Bo niedługo będzie mieć to z głowy. Bo jeszcze tylko k i l k a n a ś c i e godzin dzieliło go, być może, od zamordowania człowieka, który zdradził jego ojca.
      A potem jednak westchnął. Bo wiedział, że w sprawie tej nie ma nic prostego i że w drodze do Australii napotka jeszcze wiele trudności. I że co najmniej jedna osoba będzie usiłowała go powstrzymać.
      W porządku — odpowiedział, powtarzając sobie to wszystko kilkakrotnie w myślach. Nie zamierzał pytać o szczegóły; interesowało go wyłącznie to, by Cameron dotrzymał słowa. — W zasadzie interesuje mnie tylko jedno — rzekł, milknąc na moment z powodu młodej kobiety, która przechodziła obok niego z uśmiechem zakotwiczonym w ciemnych oczach. — Ten facet jest poszukiwany przez nas od wielu lat. Pewnie nie jesteśmy w dodatku jedynymi, którzy chcą go w końcu dorwać — kłamstwo. Bo nie było żadnych n a s. — Skoro udało ci się wpaść na jego trop, zgaduję, że nie jest dla ciebie kimś obcym. I nie obchodzi mnie to, kiedy i w jaki sposób się znaliście, Cameronie. interesuje mnie tylko to, czy będziesz gotowy nam go wydać — bo może jednak było to zbyt proste. Może Cameron miał się w ostatniej chwili rozmyślić, uciekając wraz ze zdobytymi pieniędzmi. Dla Cassiusa nie miało znaczenia to, że mężczyzna był agentem FBI; panująca w tym środowisku korupcja prowadziła do wielu potajemnych secesji — każdy chyba był świadom tego, że niektórych z tych, którzy dzierżyli odznakę, obejmowała omerta. Cas był pewien, że tyczyła się ona także poszukiwanego przez niego mężczyzny. — A także to, czy nie będziesz usiłował nam później przeszkodzić.

      bruce coleridge
      that poor Brutus — with himself at war
      46 yo — 186 cm
      Awatar użytkownika
      about
      martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem, tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt
      Pośród całej tej, wielobarwnej i nieprzemierzonej konstelacji obaw, wątpliwości i pytań, znajdowało się jedno konkretne: co zamierzasz zrobić, kiedy już mnie go odnajdziesz, Kasjuszu? Odpowiedź jednak nasuwała się sama. Była dodatkowo najskuteczniejszym paliwem rakietowym ku poszybowaniu na to — dotychczas wygasłe i opuszczone — ciało niebieskie, którego grawitacji nie badał już od kilku dłużących się lat; powrotem do praktyki nabytej wewnątrz CIA.
      Bo Brutus nie zamierzał odchodzić jeszcze z tego wszechświata. Nawet jeśli skazić go miał kolejnym z morderstw — było to złem koniecznym. Nikt bowiem nie kazał Kasjuszowi go szukać. I to w tym jednym, konkretnym celu. — Wam? — słowo to, powtórzone z emfazą, wyrwało go z bezmiaru przemyśleń. — Nie zamierzam chodzić na żadne układy z agencją federalną, Knightley. Mam nadzieję, że w Cairns trafię tylko na ciebie — postawił kolejny ze swych warunków, zastanawiając się, czy mężczyzna właśnie go okłamywał. Odnosił wrażenie, że owszem — nie napotkał bowiem na żaden dowód ich współpracy, a poszukiwania kierowane przez FBI, którym skwapliwie się przyglądał, prowadziły agentów w ślepe zaułki. Tylko Cassius z jakiegoś powodu zadawał odpowiednie pytania w odpowiednich miejscach, przybliżając się do niego bardziej, niż ktokolwiek wcześniej. To właśnie zwróciło jego uwagę, zmuszając do wysłania żonkilowej koperty o kuriozalnej zawartości. — Każdą relację da się wycenić, lojalność także. Jeśli otrzymam odpowiednią zapłatę, nie macie się czym przejmować, przynajmniej z mojej strony — prawdę mówiąc, Cameron Montague nigdy im nie zagrażał — ani przez moment nie brał udziału w tej sprawie, prawdopodobnie nie posiadając w odmętach swojego umysłu szeregu liter układających się w imię Jonel Burghley, ani tym bardziej nie potrafiąc dopisać ich do konkretnej twarzy. — W czwartek o dziewiątej w Cairns Cafe Cube. Sam cię znajdę. Jeśli się nie pojawisz, oferta wygasa. No i nie zapomnij gotówki — pozwalając, by ostatnie słowa, które miał dzisiejszego ranka do dodania, zawisły w powietrzu, spostrzegł ze zdumieniem, że chmury burzowe jednak natarły na szafirowe niebo Morwell.

      cassius knightley
      agent fbi — szukający mordercy ojca
      29 yo — 180 cm
      Awatar użytkownika
      about
      If he's as bad as they say, then I guess I'm cursed looking into his eyes, I think he's already hurt
      W słowie nas ukrył chyba po prostu swojego ojca. Zabierał go ze sobą w każdą z tych podróży; wspólnie byli w Pradze, ramię w ramię kroczyli przez Berlin. Przedzierali się przez świat utkany z kłamstw. Gonili za widmem, które, jak czasem się mu zdawało, mogło jego ojca wskrzesić. Cas zdawał sobie sprawę ze swej nieudolności; sprawa ta jednak, naznaczona obecnością jego ojca, była jedyną, w której miał w końcu odnieść jakiś sukces. — To nie jest sprawa agencji — przyznał więc zgodnie z prawdą. Och, gdyby nią była, nie uczyniono by z Cassiusa posłańca; nie tylko przez wzgląd na jego powiązania z ofiarą, lecz przede wszystkim dlatego, że się nie nadawał. — Ale w Cairns będę tylko ja — dodał po niedługiej chwili, przez moment na tej jednej myśli się skupiając. Będzie sam. Chryste, czyż nie było to największym wyrazem głupoty? Był pewien, że jeśli coś się spierdoli, od razu utraci swoją odznakę — to jest, o ile wyjdzie z tego cało. Przez kilka minut rozbrzmiewał już między nimi tylko koncert; Cas co prawda skinął głową, ale tego przecież Cameron usłyszeć nie mógł. Ta pełna powagi chwila, pośród której odnajdywał uśmiechy na twarzach wiodących normalne życie spacerowiczów, rozkoszujących się jazzową muzyką, nakazała mu zadać sobie to jedno, ważne pytanie. Czy jest gotów stracić życie w imię tej sprawy? Ale chodziło przecież o jego ojca. Musiał zaryzykować wszystkim, co posiadał. — W takim razie do zobaczenia — rzuciwszy do telefonu przez chwilę jeszcze czekał; spodziewał się może jakichś dodatkowych słów, wątpliwości tamtego bądź wskazania, że po prostu go okłamał. W ciszy tej jednak było coś na tyle paraliżującego, że Cas w końcu sięgnął ku odpowiedniemu przyciskowi i zakończył rozmowę. I chociaż obiecał pośpiech, przez dziesięć minut siedział jeszcze w cieniu potężnych, starzejących się drzew.

      koniec
      bruce coleridge
      ODPOWIEDZ
      cron