organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
47.

Święta... tyle już ich w swoim życiu przeżyła, a jednak te w niczym nie przypominały tych, które znała wcześniej. Przede wszystkim nie obudziła się w zatęchłej chacie jeszcze przed szóstą, by zdążyć z przygotowaniami. Zamiast tego wyspała się w posiadłości Nathaniela, pewna tego, że proboszcz z radością przyjął informację o cateringu, za który zapłacił Hawthorne. Ona sama uważała, że to za dużo, ale z drugiej strony... zapewniono go, że ma na to pieniądze i sama Divina uznała, że tym samym będzie miał dodatkowy dobry uczynek. Skłamałaby mówiąc, że posiadłość gangstera zamieniła się w świąteczną krainę, bo nic podobnego nie miało miejsca, ale kilka dni wcześniej w saloniku, w którym najczęściej grała, pojawiła się choinka, którą pomógł jej ubrać Jasper i Anna, a potem, mimo niechęci Nathaniela, Divina poprosiła, żeby nałożył na czubek gwiazdę. Może i wyglądał przy tym, jakby podobne czynności były mu wybitnie nie w smak, ale ona wierzyła, że to będzie z korzyścią dla niego. Podobną korzyść miało przynieść to, że po śniadaniu od razu usiadła przy instrumencie, zalewając dom kolędami. Chociaż to zmieniało charakter murów, nawet jeśli nikt konkretny jej nie słuchał. Wiedziała, że muzyka się niesie po korytarzach i to jej wystarczyło. Przed wieczorem odwiedziła ich, a raczej Norwood Pearl, która nie mogła zostać do końca, ale... namówiła Divinę do tego, by ta pozwoliła jej się przygotować do świętowania. Prawdę mówiąc definitywnie Norwood nie wiedziała na co się zgadza, ale dwie godziny potem miała już zakręcone włosy, makijaż, a nawet pomalowane pierwszy raz w życiu paznokcie. Założyła jeszcze długą koronkową suknię, która przypominała tylko trochę tą, którą miała w czasie postrzału, ale w samej organistce to skojarzenie nie budziło złych emocji. Dlatego też powtarzając sobie nuty, które miały być najważniejsze, pożegnała blondynkę, a o odpowiedniej godzinie, zeszła na dół, odnajdując Nathaniela w odpowiednim pomieszczeniu.
- Umm... pokój temu domowi i wszystkim jego mieszkańcom - wyszeptała na dzień dobry, czując na sobie jego spojrzenie. Wiedziała, że wygląda inaczej. Sama była tego świadoma i dlatego zamiast wejść głębiej, stała w wejściu i dociskała nutnik do ciała, jakby pierwszy raz miała do czynienia z taką tremą. Była pewna, że jej poliki pokryły się czerwienią, która pewnie pasowała do szminki, jaką nałożyła jej Pearl. Przez to jej skóra, nie licząc rumieńców, wydawała się nawet bledsza niż zwykle. W końcu jednak drgnęła, bo Anna była tu, by podać im kolację, ale kiedy Divina zaproponowała parę dni temu, że może mogłaby zjeść z nimi, Nathaniel oznajmił, że ma własne plany. Nie wnikała w to, tak samo teraz ruszyła się po prostu i usiadła na swoim miejscu, odkładając obok zeszyt z nutami, na który zerkał też Nathaniel. - To potem. Potem ci zagram - wyjaśniła nieco spięta, ale zaraz wzięła głębszy wdech i zrobiła, co poleciła jej blondynka. Dlatego też uśmiechnęła się w końcu promiennie. - Wesołych świąt, Nathanielu - gdyby ktoś jej powiedział wtedy, gdy tkwiła związana w piwnicy Shadow, że kiedyś będzie wypowiadać te słowa do tego człowieka... najpewniej uznałaby, że rozmawia z kimś obłąkanym.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel chyba nigdy w życiu nie uczynił tyle dobrego co przez te święta, ale wcale nie zrobił tego z dobrej woli, a tylko ze względu na Divinę. Najchętniej wyjaśniłby tym klechom, żeby sami zajęli się przygotowaniem wigilii, a nie wykorzystywali innych, potem spijając śmietankę i udając dobrodusznych i świętych przed oddanymi parafianami. Brzydził się tymi ludźmi, w podobny sposób jak brzydził się swoimi wrogami, ale za bardzo zależało mu na Norwood. Dlatego zapłacił za ten zasrany catering, dzięki czemu Divina nie była przez nikogo traktowana jak tania siła robocza. Mogła odpocząć, nacieszyć się świętami w domu, a skoro musiała iść już do tego Kościoła, przynajmniej jej wizyty miały czysto duchowy charakter.
Zaś co się tyczyło Hawthorne'a i jego podejścia do świąt... Wszystko co robił, robił ze względu na Divinę, bo gdyby nie jej obecność, pewnie spędziłby ten wieczór sącząc drinka w Shadow i udając, że ten dzień nie różni się niczym od pozostałych dni w roku. Dlatego to co się działo, to jak się przygotował i o co prosił, było dla niego samego czymś zupełnie nowym i niekoniecznie komfortowym, ale starał się patrzeć na to inaczej. Nienazwałby tego co czuł miłością, aczkolwiek żywił względem Norwood coraz silniejsze uczucia. Toteż nie zbagatelizował tych świąt i czekał na Divinę w salonie wiedząc, że zapewne Pearl nie pozwoli jej przyjść w swoim "normalnym" wydaniu. I może to dobrze, a z drugiej strony widząc czerwień ust V i jej zwiewną, jasną suknię, Nate zaczął czuć się jakby otaczający ich klimat był randowy, a nie świąteczny. Jedyne co różniło ten wieczór, był fakt, że w kącie salonu stała choinka, a on nie trzymał w dłoniach kwiatów , tylko niewielkie pudełeczko, opakowane w czarny, elegancki papier. Odłożył je zaraz na bok, gdy Divina podeszła bliżej, bo nie umiał skupić się na niczym innym poza jej osobą. Była nie do poznania.
- Zachwycasz, V - skomplementował ją, po tym jak błękitnym spojrzeniem zlustrował całą jej sylwetkę. To przeciwne powitanie jakim go uraczyła po prostu zignorował, bo jednak pewne rzeczy nadal go przerastały.- Cieszę się, bo i tak bym ci nie przepuścił - wyjaśnił, spoglądając na trzymane przez nią nuty i zasuwając ostrożnie krzesło, na którym przysiadła.- Wesołych świąt, Divino - odpowiedział, podobnie jak i ona nie wierząc w realizm tej sceny, ale jak najbardziej wszystko to co się działo, miało miejsce na prawdę, a on z dziewczyną, która planował zabić przy pierwszym spotkaniu, właśnie spędzał pierwsze, prawdziwe święta. - Chyba częściej powinnaś nosić takie stroje. Wyjątkowo podkreślają twoją urodę. Poza tym mam wrażenie, że pasują do ciebie - nadal nie umiał napatrzeć się na Norwood, bo od tygodni, jak nie miesięcy widywał ją głównie w piżamach, szlafrokach, czy luźnych ubraniach, a tego wieczoru było... Była po prostu piękna.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Czuła jakąś dziwną, niezrozumiałą tremę, która tylko nasiliła się w momencie, w którym weszła do pomieszczenia i odkryła, że Nathaniel cały czas jej się przygląda. Poza tym komplement, jakim ją poczęstował sprawił, że serce zabiło jej szybciej, a poliki oblały się rumieńcami. Nie przywykła do takich słów, nie wiedziała nawet jak na nie zareagować.
- Dziękuję... chociaż to zasługa Pearl - postawiła więc na to, poprawiając się na krześle. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy powiedział, że by jej nie przepuścił. Raczej ona jemu... bo innego prezentu nie miała i chyba przez to stres był jeszcze bardziej dotkliwszy. Mimo to utrzymała na twarzy uśmiech, szczególnie, gdy życzył jej wesołych świąt. - Nie wiem gdzie mogłabym nosić takie stroje, są dla mnie zbyt eleganckie - zauważyła, nie dodając, że przy tym nieco zbyt odsłonięte. Nigdy nie miała niczego, co całkowicie pozostawiało jej ramiona na wierzchu i dlatego pozwoliła na pozostawienie włosów rozpuszczonych, by niby delikatnie przykryć jasną skórę. - Ty także prezentujesz się bardzo dobrze - odbiła komplement, kiedy stanęło przed nimi pierwsze danie. Niby skupili się na jedzeniu, ale jednak przez cały czas zerkali na siebie, a przynajmniej Divina zerkała i raz po raz łapała na sobie spojrzenie Nathaniela. Była wciąż spięta, ale po tym, jak zjedli zupę, a stół został usłany innymi świątecznymi potrawami, po które trzeba było sięgać samemu, rozmowa jakoś tak naturalnie skusiła Norwood.
- Upiekłam ciasto. Na deser... wiem, że nie musiałam niczego gotować, ale chciałam jakkolwiek dołożyć się do tych świąt. To miała być drobna niespodzianka - bo rzeczywiście robili to w tajemnicy z Jasperem wczoraj, gdy Nathaniel był w Shadow. To znaczy z Jasperem... Divina nie pozwalała mu pomagać, bardzo chcąc wykonać wszystko samemu. Teraz z kolei nałożyła sobie odrobinę jakiejś potrawy, której nazwy nie znała, ucząc się już, że może sama sięgać do półmisków i nie musi czekać na pozwolenie i zachętę przed każdą dokładką. - Tak sobie wyobrażałeś te święta? - zapytała po chwili, bo jej to wystarczało. Była choinka, było dobre jedzenie i nie była sama. To więcej, niż mogła sobie zażyczyć. Tylko, że nie wiedziała, czy dla kogoś takiego, jak Nathaniel, było to wystarczające. W końcu wciąż... Divina nie zastąpi mu rodziny, w zasadzie nikogo nie była w stanie zastąpić. - Żałuję, że nie masz bliskich, których moglibyśmy zaprosić. Pewnie byłoby weselej, a ja wciąż nie jestem najzabawniejszą kompanią - odłożyła na bok widelce, czując, że już zdecydowanie się najadła. Znów rumieniec oblał jej twarz, kiedy spojrzała na Nathaniela. - ale przygotowałam coś dla ciebie. Niewielki prezent, ale obiecałam też, że położę pod choinką dla ciebie ten, od Pearl - przypomniała sobie i wyciągnęła spod swojego nutnika płaskie pudełko, z którym wstała od stołu i wsunęła je pod drzewko, ciesząc się, że dzięki blondynce coś tam mogła położyć. - Będziesz musiał sam po nie wstać... szukałeś kiedyś czegoś dla siebie pod choinką? Ja nigdy, ale myślę, że to miły zwyczaj - odwróciła się do niego, nie chcąc go pospieszać, bo mógł jeszcze jeść, ale po prostu... chciała, żeby naprawdę uznał, że te święta nie były głupotą.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Podziękował skinieniem głowy za komplement, chociaż nie uważał, żeby tego wieczora wyglądał jakoś nadzwyczaj elegancko. Właściwie sam nie miał pojęcia co powinien ubrać, jak się zachowywać, czego oczekiwać, bo nigdy w życiu w tak oficjalny sposób nie obchodził świąt. Trochę więc po omacku postępował ze wszystkim, ale najwyraźniej udawało mu się obrać dobrą drogę, przede wszystkim skupiając się na samopoczuciu Diviny. Sama zaś Norwood prezentowała się obłędnie i Hawthorne nawet podczas posiłku, co jakiś czas został przyłapywany przez nią na spoglądaniu w jej stronę.
- To miłe z twojej strony, z chęcią spróbuję tego co przygotowałaś - odpowiedział, nieco sztywno, bo nagle zdał sobie sprawę z tego jak istotnym dla nich obojga był ten wieczór. Oczywiście Nathaniel nie patrzył na te święta w taki sam sposób jak Divina, dla której religijny aspekt pewnie był niezwykle istotny, aczkolwiek przeżywał wszystko na swój sposób i cóż... nie sądził, że taka zwykła kolacja będzie mogła go zestresować, a raczej wywołać w nim uczucie skrępowania, którego nie doświadczał od bardzo dawna. - Nie wiem, nie wyobrażałem sobie tego wcale, jak mam być szczerym. Chciałem po prostu, abyś była obok, a reszta nie miała znaczenia, ale przy tobie go nabiera - odpowiedział, a czując ze początkiem swojej wypowiedzi mógłby nieco zawieść norwood, postanowił wytłumaczyć się ze swoich przemyśleń. - Moja uczucia są jak białe światło, im bardziej zbliżam się do ciebie, tym więcej kolorów pada na wszystko wokół, bo działasz jak pryzmat, a przynajmniej tak to widzę, gdy zerkam chociażby na tę choinkę. Z początku była mi obojętna, a teraz czuję, że bez niej ten wieczór nie byłby taki sam. Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę, czy rozumiesz? - Speszył się na koniec, bo pozwolił sobie na nieco więcej wylewności niż zwykle, co było dla niego samego zaskakujące. - Mam brata, chyba, nie wiem... Nie ważne, nie potrzebuję nikogo poza tobą, V - odpowiedział szybko i bez zastanowienia, przez co niepotrzebnie wspomniał o młodszym Hawhtornie, o którym nie myślał od lat. - Nie musiałaś niczego mi dawać, Divino, ale dziękuję. Pearl podziękuję później, a dla ciebie też coś mam - dodał, bo jednak temat upominków był mu o wiele bardziej na rękę.
Zerknął też przelotnie w stronę pudełeczka, które leżało między innymi pakunkami pod choinką. Dla Norwood nie miał jednego prezentu, ale ten był najbardziej symboliczny, bo chociaż w innych torebkach znajdowały się nuty, notatnik, kilka książek, kosmetyków, świec i śnieżnobiały, lekki koc, to w tym najmniejszym, otulonym czernią pudełku leżał mały, srebrny klucz, mający być symbolem tego, że V jest zawsze mile widziana w tym domu.
- Nigdy nie miałem choinki, więc odpowiedź raczej jest jasna - wyjaśnił, bo właściwie to pierwsze słyszał, aby ludzie w ogóle postępowali w taki sposób podczas świąt. - Em.. Jak chcesz możesz zacząć - dodał zaraz, czując jak to nieprzyjemne uczucie skrepowania znów go dopada.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie ma co ukrywać, że standardy Diviny w dużej mierze ograniczały się do ojczyma w ubraniach w najlepszym razie ubrudzonych jedynie alkoholem i błotem, w najgorszym... lepiej nie wspominać, więc Nathaniel z automatu miał chody na tym polu. Słowem, Norwood nie miała zbyt wysokich standardów, a ta posiadłość już sama w sobie dalece poza nie wykraczała.
- Chociaż tak mogłam się dołożyć do tego wieczora - zauważyła, bo wszystko co jedli, było zasługą pieniędzy Nathaniela, podobnie, jak choinka, jej ozdoby, a nawet suknia, którą Divina miała na sobie. Nie chciała nadużywać ego dobroci, ale ten jeden raz zadziałał argument, że i dla niego będzie to dobre. - Och - zaskoczyło ją jego wyznanie. Nie rozczarowało wcale, szczególnie przez wzgląd jak je zakończył, ale chyba on sam był innego zdania i postanowił się bardziej wytłumaczyć, co sprawiło, że w głowie i nie tylko głowie, Norwood, zapanował nawet większy, niż zwykle, rozgardiasz. - Myślę, że rozumiem - skinęła mu głową, czując jak rumieniec rozpala jej policzek, a serce przyspiesza swoją pracę. Myśl, że ktoś mógł tak oceniać jej rolę, była niespotykana, przyjemna w sposób, jakiego jeszcze nie znała, bo nie miała ku temu nigdy okazji. Ludzie nie mówili jej podobnych rzeczy, a już na pewno nie żywili ich względem Norwood, tej samej Norwood, której należało unikać. Chyba za bardzo skupiła się na rozpamiętywaniu tego, co jej powiedział. - Brata? - chciała pociągnąć temat, ale wyznanie, że nie potrzebuje nikogo poza nią... znów to z nią robił, sprawiał, że grunt na którym stała robił się grząski. - Jesteś pokłócony ze swoim bratem? - niby bała się zadawać pytania, ale jednak ten jeden raz chciała dowiedzieć się więcej. Może nawet ogólnie chciała, tak długo, jak informacje te dotyczyły jego osoby, chociaż to spostrzeżenie było jak na nią bardzo odważne. - Nie mam dla ciebie niczego, co mogłabym położyć pod choinką, więc i tak mi wstyd. Teraz kiedy wiem, że ty coś dla mnie przygotowałeś, nawet bardziej - skrzywiła się delikatnie, bo widziała pakunki pod choinką, ale nawet jeśli rozsądek by na to wskazywał, nie pozwalała sobie żywić nadzieję, że cokolwiek z tych prezentów jest dla niej. Pokiwała też głową na znak, że rozumie i chociaż chciała zapytać, czuła, że lepiej zrobi, próbując powrócić atmosferą do miłej.
- Dobrze, więc zacznę od wręczenia ci prezentu ode mnie - chyba o coś innego mu chodziło, ale nieważne. Wyciągnęła dłoń przed siebie, czekając, aż za nią złapie, zachęcająco skinąwszy na nią głową. Kiedy to zrobił, poprowadziła go do fotela, który stał bliżej fortepianu, a następnie poszła po swoje nuty. Granie było... było częścią niej od tak dawana, a mimo to teraz czuła tremę. Może dlatego, że wstydziła się ćwiczyć z wokalem przed Jasperem, a że nie ufała w te jego słuchawki, głównie przeprowadzała próby samej linii melodycznej i teraz... teraz naprawdę chciała by to wszystko wypadło idealnie. Ostatni raz na niego spojrzała, rozprostowała palce, spojrzała na naskrobane na kartkach nuty, które znała już na pamięć i zaczęła wygrywać melodię, stylem nawiązującą odrobinę do utworu, który kiedyś on sam grał, a potem grał z nią na cztery ręce. Ten jednak był autorski, tylko dla niego, a słowa... nigdy nie pisała o nikim żywym, jak źle to nie brzmiało. Piosenki były jej tajemnicą, pożegnaniem, a teraz... teraz opowiadała o nim, o tym, że cieszy się, że tu jest i bez wahania ponownie zasłoniłaby go, gdyby była taka potrzeba. O tym, że jego oczy są jak niebo, że wolałaby, aby nie truł się papierosami i nie denerwował tak często. O tym, że mu ufa i czuje się przy nim bezpiecznie. Dużo uczuć i emocji, których się wstydziła, zawarła w tych słowach, a kiedy wygrała ostatnią nutę, wcale nie była mniej spięta. Odsunęła się od instrumentu i podeszła do Nathaniela niepewnie. Słowa z trudem układały się na jej ustach, w głowie miała śmiałe zachęty Pearl, ale sama nie była pewna. Nie chciała też zażenować Nathaniela. Wszystko było trudniejsze, niż mogła przypuszczać, ale ostatecznie zrobiła to, zanim rozsądek ją powstrzymał. Pochyliła się nad nim, opierając dłoń na podłokietniku fotela i docisnęła swoje usta do jego własnych, w nieśmiałym pocałunku. - Wesołych świąt - powiedziała to, od czego zaczęło się ich spotkanie, tym razem jednak te słowa miały całkiem inną wagę. Była o tym przekonana.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nikomu, nigdy nie wspominał o swoim bracie. Nawet Nellie nie miała pojęcia o przeszłości Nathaniela. Może poza tym, że nie miał najlepszego dzieciństwa, które ostatecznie sprowadziło go na niezbyt godziwą drogę. Dlatego rozmowa z Diviną była dla Hawthorne'a czymś zupełnie nowym, na co chyba nie był do końca gotów, bo o ile na własnych warunkach wspomniał o bracie, o tyle nie wiedział jak dalej pociągnąć ten temat. Sam od lat starał się nie myśleć o przeszłości uznając, że ta tak naprawdę nie istniała, że nic co zadziała się przed śmiercią Nellie nie miało miejsca, tak jakby ten moment sprawił, że Nate narodził się na nowo, co poniekąd było prawdą.
- Nie, chyba... Nie wiem, nie widziałem go od ponad dwudziestu lat - odpowiedział zgodnie z prawdą, bo sam zdecydował się nigdy go nie szukać, ani nie próbować tego robić, by przypadkiem nikt nie natrafił na jego ślad. - Proszę, nie mów nikomu o tym. Nikt nie wie o jego istnieniu, a w zasadzie sam nie wiem, czy on nadal żyje... - Jednak dla pewności Nathaniel postanowił dodać tych kilka słów, bo nawet jeśli nie miał z bratem kontaktu od lat, nic nie zmieniło tego, że pamięć o nim było jedynym, dobrym i ciepłym wspomnieniem jakie posiadał z dzieciństwa. Nie chciał więc, aby stała mu się jakakolwiek krzywda.
Zdecydowanie przyjemniej było skupić się na prezentach, gdy ta trudna rozmowa dobiegła końca. Nie okłamując, Nathaniel spodziewał się tego, że Norwood dla niego zagra, ale nie spodziewał się tego jak... Sama melodia wywołała w nim gęsią skórkę, której nie potrafił się pozbyć. Jednak to dopiero słowa sprawiły, że po raz pierwszy od dawna poczuł się dla kogoś naprawdę ważny. Nie ze względu na to co posiadał, potrafił, ofiarował, lub jakie krozysci z relacji z nim mogła mieć ta druga strona, a za to jaki był... A raczej jaki był wobec Norwood, bo nie znała ona jego drugiego oblicza, a raczej chyba zapomniała już o nim, bo przecież z początku i ją także chciał zamordować. Słuchał więc głosu Diviny, przyjemnej melodii wygrywanej przez jej palce i chłonął tę chwilę starając się zapamiętać każdy jej detal.
Gdy muzyka ucichła, on dala czuł się jak w transie, uważnie śledząc każdy ruch dziewczyny. Jej włosy, delikatnie opadające na ramiona, jasną sukienkę, powiewającą subtelnie przy każdym kroku, uśmiech i błysk w oczach, gdy spojrzała w jego stronę, a potem... Nie spodziewał się tego pocałunku, chyba jeszcze bardziej niż tej muzyki. Nie odpowiedział więc nic na życzenia Diviny, nadal czując dotyk jej warg na własnych. Trochę nieświadomym tego co robi, a bardziej kierowanym chęcią przedłużenia tej chwili, chwycił nadgarstek Norwood przyciągając ją ku sobie. Drugą dłonią objął ją ostrożnie w tali gdy straciła równowagę lądując na jego kolanach i nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Nathaniel znów poczuł smak jej ust. Tym razem trwało to jednak dłużej, a on całował ją z chciwością i tęsknotą, jakby nie potrafił nasycić się tą pieszczotą, a jednocześnie wciąż starał się panować nad tym, aby nie pójść o krok dalej, aby nie zrobić czegoś co mogłoby ją spłoszyć.
- Wesołych świąt, V - wyszeptał, gdy niechętnie odsunął się od niej tylko na tyle, by oprzeć czoło o to należące do niej. Trwał tak z nią przez dłuższą chwilę, nim zdecydował się unieść na nią swoje błękitne spojrzenie, a potem jeszcze nieco bardziej odchylić. - Żaden z tych prezentów nie może równać się temu co mi dałaś, wiesz? Żaden... - Skomentował, gdy z czułością zaczesał kosmyk długich włosów Diviny za jej ucho, a potem tą samą rękę odnalazł jej smukłą dłoń. - Teraz chyba czas na ciebie, prawda? Na to, abyś dostała coś ode mnie - dodał, unosząc ich splecione palce i jeszcze raz całując Norwood, tym razem w wiech jej dłoni.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Odkąd dowiedziała się o tym, że Nathaniel ma brata, mimo wszystko coś w jej spojrzeniu zdradzało smutek i nie umiała tego faktu wyrzucić ze swojej świadomości. Mimo to obiecała, że nikomu o tym nie powie, nie analizując nawet, dlaczego było to takie ważne. Nie musiała znać przyczyny, jeśli ktoś ją prosił o dyskrecję, zwykle mu jej udzielała, a już na pewno w tak wrażliwych kwestiach. Poza tym... poczuła się przez to wyjątkowa w sposób, w jaki jeszcze nigdy się nie czuła. Gdy powiedział, że nikomu o tym nie mówił... chyba nigdy żadne jego słowa aż tak nie wpłynęły na nią, jak te.
To też wpłynęło na to, jak emocjonalnie podeszła do wygrywanej dla niego piosenki, a nawet przemawiało ku temu, by zdecydowała się na pocałunek i gdy ten miał już miejsce, niczego nie żałowała. Tyle tylko, że nie zdążyła dojrzeć reakcji Nathaniela, a pisnęła cichutko, nieoczekiwanie ciągnięta w dół. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo zaraz siedziała już na jego kolanach, ponownie z miękkimi wargami na swoich własnych. Początkowo zagubiona i zaskoczona nagłą pieszczotą, poczuła, jak z każdą sekundą się przez nią topi... rozpływa, w jego ramionach, nie mogąc oprzeć się tej nieco nagłej, ale upajającej bliskości. Przymknęła oczy, nie wiedząc kiedy i odruchowo ułożyła dłoń na jego twarzy, jakby potrzebowała jej dla zachowania równowagi. Ledwo wyczuła, gdy skończył... dopiero jego głos zmusił ją do tego, by rozchyliła powieki i zrozumiała, co tak naprawdę się działo. Patrzyła po prostu w jego oczy, oddychając nieco ciężej i szybciej, niż normalnie.
- Mam jeszcze dżem... - wyszeptała jak w jakimś transie, niewiele myśląc. Dopiero po chwili była w stanie pokręcić powoli głową na boki. - Cały czas coś od ciebie dostaję - przypomniała mu, nie ruszając się z jego kolan, chociaż była świadoma miejsca, jakie zajmuje. Podobało jej się to. To, że byli tak blisko, bo był to rodzaj czułości, jakiej nikt nigdy jej nie ofiarował. Nawet gdy była dzieckiem, nie było nikogo, kto chciałby trzymać ją tak blisko siebie, jak teraz robił to Nathaniel. Dlatego też... zaplotła delikatnie ich palce, skoro już Hawthorne złapał jej dłoń i ostrożnie oparła się bokiem o jego tors, wtulając głowę gdzieś pod jego brodą. Serce waliło jej z taką mocą, że koronka sukienki na jej dekolcie aż drżała. - Możemy tak jeszcze chwilę zostać? - zapytała, a może raczej poprosiła. Kompletnie nie spodziewała się tego, że pakunki znajdujące się pod choinką są dla niej, myślała, że może dla pracowników, albo są atrapą, cokolwiek. Prezenty z resztą nie stanowiły jej priorytetów, nigdy ich nie dostawała i teraz nie kusiły jej nawet w połowie tak bardzo, jak bliskość Nathaniela.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Uśmiechnął się delikatnie, słysząc co jeszcze Divina dla niego przygotowała. Było to na swój sposób urocze i kompletnie nie spodziewane, bo raczej nikt ze znających go osób, nie wpadłby na to, aby wręczyć mu taki prezent. Tylko unikatowa Divina mogłaby zrobić coś takiego.
- Nie mam nikogo innego, o kogo mógłbym dbać, a sprawia mi przyjemność to, że cieszysz się z tego co mogę ci zaoferować - wyznał, zgodnie z prawdą, bo sam posiadał aż zbyt wiele, co w kontraście z Norwood, która nic nie miała, było wręcz karykaturalne. Nie umiałby więc nie dawać jej wszystkiego, czego mogłoby potrzebować. W zasadzie gotów był spełnić każde jej pragnienie, chociaż ona sama nigdy nie zdradziła mu żadnego. Może poza takimi jak to teraz, gdy jedyne czego chciała to potrwać jeszcze przez jakiś czas z nim w tej intymnej chwili. - Oczywiście - wyszeptał cicho jakby dźwięk jego głosu mógł zniszczyć ten ulotny moment.
Obserwował drobne palce Diviny, ostrożnie obejmujące jego dłoń, a potem wtulił polik w czubek jej głowy, gdy ona sama przylgnęła do niego. Od dłuższego czasu czuł, że Norwood zdecydowanie przestała odgrywać drugo planową rolę w jego życiu. Chciał więcej, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że z nią, nic nie będzie tak proste i jednoznaczne jak z innymi kobietami, które istniały w jego życiu. Ta jej unikatowość przejawiała się naprawdę we wszystkim, niestety niekiedy utrudniając wszystko.
- Nie chcę, żebyś odchodziła, V - w końcu to Nathaniel przerwał ciszę, bo im dłużej ona trwała tym coraz ciężej przychodziło mu bić się z nawiedzającymi go myślami. - Chodź - dodał, po czym ostrożnie wstali, a on nie puszczając jej dłoni podszedł do choinki spad której wyciągnął to najmniejsze, przyozdobione czarnym papierem pudełko. - Zostań ze mną. Zostań tutaj i bądź ze mną, V - wyznał, wpierw spoglądając na ich dłonie, w których spoczywał podarunek, a dopiero po chwili unosząc błękitne źrenice na Norwood. Wiele razy zapewniał ją o tym, że zależy mu na niej. Swoimi gestami raczej dość jednoznacznie okazywał jej uczucia, ale skoro potrzebowała usłyszeć pewne słowa, aby lepiej wszystko pojąć, był gotów się na nie zdobyć. Nawet jeśli czuł się w tej chwili niezwykle stremowanym.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jego słowa sprawiły, że coś w jej klatce piersiowej przeskoczyło w sposób, którego nie rozumiała i czuła, że nie musi rozumieć.
- Masz siebie. Powinieneś dbać o siebie - przypomniała mu, bo nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Czuła, że skrzywdziłaby go, gdyby odparła, że nie potrzebuje niczego, a bardziej, niż typowo dla siebie się teraz umartwiać, pragnęła zadbać o to, by nie opuścił go dobry humor. Żeby nie zmalał nawet odrobinkę. Przymknęła na moment oczy, ciesząc się tą ich bliskością i jeśli o nią chodzi, mogliby już tak zostać, do końca dnia, a te święta i tak byłyby najlepszymi, jakie przeżyła. Nathaniel miał jednak inne plany... sama jego wypowiedź była dość enigmatyczna i znów przyprawiła ją o szybszy puls, chciała powiedzieć, że przecież nigdzie nie idzie, ale coś nakazało jej być cicho. Podeszła za nim do choinki i przyjęła od niego pudełeczko. Zabrakło jej słów, nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, bo to co mówił... nie było błahostką, było znaczącą prośbą. Zagubiła się nieco, a czując, że czas pędzi, ostrożnie sięgnęła do pudełeczka, które pomału zaczęła odpakowywać, tak, by nie podrzeć papieru. Uniosła w końcu wieczko, a jej brwi poszły nieco do góry.
- To klucz - poinformowała go, jakby nie był tego świadomy. Dopiero po chwili zrozumiała... do czego był to klucz. - Nigdy nie widziałam, żeby ktoś zamykał czy otwierał tutaj zamek - dodała mocno rozkojarzona, bo w skroniach krew jej huczała. Emocji było bardzo wiele... cały ten wieczór... ten człowiek, cała ich znajomość i mały srebrny kluczyk. Jego prośba, jej wiara i przekonania. Nim się zorientowała, po twarzy zaczęły cieknąć jej drobne strużki słonej wody. Sama była tym zaskoczona. Poza tym bała się, że Nathaniel źle to zrozumie, gdy dojrzała zmarszczkę na jego czole. Zadziałała więc impulsywnie i natychmiast złapała jego dłoń, jakby w panice, że naprawdę mogłaby go zmartwić. - Nie zostawię cię! - zapewniła więc natychmiast, na jednym tchu, a w jej oczach była taka determinacja, jakby samym spojrzeniem mogła mu to powiedzieć. Dopiero po chwili nieco się zreflektowała. - Myślę, że... muszę zadbać o twoje zbawienie. Widzę, że są na to szanse i chciałabym spróbować... - zaczęła ciszej kluczyć, ale nie puściła jego dłoni, drugą miała zaciśniętą wokół pudełeczka. - Dziękuję, że zaufałeś mi na tyle, by mi go dać - dodała ciszej, opierając czoło o jego tors. Potrzebowała dłuższej chwili, by do siebie dojść... a potem... potem przez resztę wieczoru trzęsła się z emocji, gdy zrozumiała, że pozostałe pakunki też są dla niej.
***
Czas między świętami, a Sylwestrem jeszcze nigdy nie mijał jej tak powolnie. Zwykle cały czas miała co robić czy to na Plebanii czy w kościele, sprzątając ozdoby, pomagając w innych pracach. Teraz natomiast przez większość czasu siedziała zwinięta w bibliotece Nathaniela, na wielkim skórzanym fotelu, zaczytana w jakąś książkę. Dopiero niedawno odkryła te miejsce, bo też wcześniej nieszczególnie mogła chodzić sama. Z początku chciała zwiedzić dom, ale odkąd poznała pomieszczenie z książkami, reszta przestała już ją interesować. Sam Nathaniel miał dużo pracy i często opuszczał posiadłość, to samo miało miejsce dzień przed Sylwestrem, kiedy to wymieniali parę wiadomości, w których mówił, aby szła spać zanim wróci... Nie umiała. Kiedy nie wracał do późna, po prostu nie umiała zasnąć, nie upewniwszy się, że bezpiecznie znalazł się w swoim domu. Dlatego czekała, czytając książkę, tym bardziej, że w domu dzień wcześniej panowało duże zamieszanie, związane z przygotowaniami do hucznej imprezy. Teraz przynajmniej panowała cisza, gdy na horyzoncie jaśniała łuna zapowiadająca wschód. Wtedy też drzwi do jej sypialni się otworzyły, cichutko, ale niepotrzebnie, zaraz obróciła głowę w jego kierunku, uśmiechając się w odpowiedzi na jego zaskoczenie.
- Chciałam mieć pewność, że wrócisz - wyjaśniła zapytana, dlaczego jeszcze nie śpi. - Poza tym cały dzień wszyscy biegali i coś załatwiali, ale nikt nie chciał mojej pomocy. Teraz przynajmniej jest przyjemnie cicho - dodała szeptem, bo późna, a może raczej wczesna pora tego wymagała. Podała mu książkę, zgasiła lampkę, która nie była potrzebna, bo na zewnątrz było widno. A potem wlepiła wzrok w kolana i podniosła go dopiero czując, że Nathaniel wchodzi na miejsce obok. Może i go nie posłuchała, ale wydawało jej się, że gdyby nie czekała... nie spaliby teraz razem, więc nie mogła nie być po części zadowolona ze swojego wyboru.
***
- Morda psie!!! - wrzask wysokiego jasnowłosego mężczyzny przebił się przez muzykę, ale zaraz zagłuszył go odgłos butelki, którą rzucił przez pomieszczenie i która rozbiła się z hukiem o ścianę. Cały dzień spędziła głównie z Pearl, która przygotowywała ją do hucznego Sylwestra, jaki co roku odbywał się w posiadłości. W zeszłym roku też tu była, ale tylko na chwilę, pod sam koniec, teraz natomiast... widziała wszystko od podszewki.
Wystrojona w suknię z całości wyszytą błyszczącymi elementami czuła się już wystarczająco nieswojo, blondynka jednak powiedziała, że albo błyskotki, albo kreacja na miarę panien lekkich obyczajów, co ujęła o wiele bardziej wulgarnie, ale Divinie nie przeszłoby to przez myśl. Zgodziła się więc na to, by błyszczeć, jak diament, wierząc, że takie przyciąganie spojrzenia miało być najtrudniejszym wyzwaniem tego dnia. Szybko okazało się, że będzie inaczej. Nathaniela nigdzie nie było, więc chciała pomóc Annie lub komukolwiek, udając się do głównych drzwi, którymi tłumie wchodzili goście... wszystko do czasu, w którym nie pojawił się jasnowłosy, wyraźnie czymś odurzony mężczyzna, którego podobno nie było na liście. Wtedy rozpętało się piekło. Butelka pękła, obryzgując kawałkami kilka osób stojących pod ścianą, w tym Divinę. Czuła, że parę szklanych okruchów zatrzymało się w jej włosach, ale żaden nie przeciął jej skóry. Wszystko działo się jednak tak szybko. - Czy ty kurwa wiesz, kim ja kurwa jestem?! Wy wiecie?! Co ja robiłem dla pierdolonego Hawthorne'a?! Moglibyście mi kurwa buty lizać! - zataczał się, sięgając po kolejną butelkę, chociaż dopiero co ta jedna została rozbita. Divina i stająca obok niej kobieta nadal były przez to skulone, ale coś nakazało jej spojrzeć w górę, w kierunku okazałych schodów, jakie łączyły hol z piętrem, a u których szczytu stał Nathaniel. Rano obudziła się bez niego obok, ale prawdę mówiąc, liczyła, że gdy się dzisiaj zobaczą... okoliczności będą milsze.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Miał prawie czterdzieści lat i dopiero po raz pierwszy poczuł wyjątkowość świąt, a wszystko dzięki Divinie. A dokładniej przyjęciu przez nią prezentu, który jej ofiarował, wraz z czymś więcej, aczkolwiek wciąż nie miał pewności, czy Norwood oby na pewno pojmowała to co do niej mówił. W każdym razie dla niego było jasnym, że odtąd należała do niego i przez to jeszcze mocniej chciał ją chronić. Z drugiej strony nie chciał, aby czuła się jak ptaszek w złotej klatce i miał nadzieję, że z czasem ona sama pojmie jak wielkie niebezpieczeństwo może jej grozić poza jego domem, więc sama nie będzie się na nie narażała. Nie znaczyło to jednak, że Jasper przestał być im potrzebny, bo póki co Hawthorne nadal nie ufał wszystkim, którzy przebywali na jego posiadłości, a przed sylwestrem tym bardziej ogrom osób codziennie przewijał się przez dom. On sam zaś był pochłonięty pracą i innymi sprawami, które dość skrzętnie zajmowały mu czas. Sporo czasu był nieobecny, a chociaż prosił Divinę, aby nie oczekiwała na niego, bo niejednokrotnie wracał do domu w nienajlepszym stanie to nigdy go nie posłuchała. Chciał być o to złym, ale zamiast tego zdał sobie sprawę z tego, że sporo przyjemności sprawiało mu wracanie do domu, w którym ktoś na niego czekał. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś tak trywialnego. Podobnie jak Norwood posiadał wiele ułomności, o których wcześniej nie zdawał sobie sprawy, a które poniekąd jeszcze mocniej łączyły go z Diviną.
Ten pełen zmian okres miał zakończyć się jeszcze jednym powodem do świętowania, bo wraz z zakończeniem nowego roku, Divina obchodziła swoje urodziny i na ten moment Nathaniel przygotował dla niej dość okazałą niespodziankę. Poza tym chciał, aby czuł się wyjątkowo i dlatego po raz kolejny poprosił Pearl, aby się tym zajęła. Blondynka mogła narzekać, ale Nate miał wrażenie, że w jakiś niezdrowy sposób, cieszyło ją to jak mogła wpływać na prezentowanie się Diviny w jego oczach. Sam Nathaniel był ciekaw tego jak wyglądać będzie Norwood, bo z każdym kolejnym razem wydawała mu się jeszcze piękniejsza, chociaż wciąż najwięcej blasku dawała jej ta naturalna skromność i subtelność. Nie mniej jednak nie sądził, że przyjdzie mu ją podziwiać skuloną ze strachu pod ściana, zamiast witającą go z tym swoim powabnym uśmiechem. Ten widok zadziałał na niego jak płachta na byka, a jego błękitne spojrzenie od razu odnalazło winowajcę tego zajścia, skupiając tym samym na nim gniew Nathaniela.
- Radzę ci przemyśleć to co chcesz zrobić, Sergiej - przenikliwy i uniesiony głos Hawhtorne'a sprawił, że nie tylko Divina, ale też pozostali zgromadzeni w holu spojrzeli w jego stronę.
- No na reszcie. Powiedz tym swoim psom, że mają mnie wpuścić - wysyczał pijany blondyn, nie zdając sobie kompletnie sprawy z powagi sytuacji.
- Zabawy jesteś - Nate stanął już przed nim i nie kryjąc rozbawienia, zaśmiał się nieprzyjemnie. - A teraz wypierdalaj stąd, ciesząc się z tego, że mam dobry nastrój - dodał, wciąż uśmiechając się kpiąco. Jednak ciche szepty z tyłu i ruch osób, który dostrzegał kątem oka, sprawiły, że instynktownie zerknął w kierunku Diviny, aby upewnić się, że nic jej nie grozi. Ten ruch wyśledził stojący na przeciwko niego Sergiej.
- To ona? Słyszałem o niej - mruknął, przez co Hawthorne ponownie skupił na nim swoje spojrzenie.
- Zapomniałeś co miałeś zrobić, czy potrzebujesz pomocy? - Nate starał się zignorować słowa mężczyzny, ale gniew coraz bardziej uwidaczniał się na jego twarzy.
- Pożałujesz tego - burknął, po czym przechylił butelkę, aby wypić sporą część jej zawartości. - Nie wiem co ci odjebało, ale dla mnie jesteś skończony, Nate - wycedził jeszcze przez zęby, po czym machnął głową w kierunku jakiś dwóch gości stojących nieopodal.
Nathaniel uczynił to samo, spoglądając na swoich ludzi i nie oderwał wzroku od blondyna, póki ten nie znikł mu z oczu. Dopiero wtedy odwrócił się, aby odnaleźć wśród tłumu Norwood. Nie było to trudne, bo na tle innych wyróżniała się jednobarwną kreacją, elegancką i idealnie pasującą tylko do niej. W innych okolicznościach podziwiałby ten widok z rozkoszą, ale czuł zbyt wiele emocji by móc się na tym skupić.
- V, nic ci nie jest? - Spytał, po tym jak znalazł się już przed nią, a kilka osób z boku odeszło pozostawiając ich samych. Widział jak pierwsza butelka rozbija się tuż obok niej, a teraz lepiej mógł dostrzec drobinki szkła wplatane w jej włosy. Sięgnął ostrożnie po jedną z nich. - Przepraszam za to, że byłaś świadkiem czegoś takiego. To nie powinno mieć miejsca - dodał, bo po pierwsze nie chciał, aby w ogóle coś takiego wydarzyło się w jego domu, a po drugie pragnął ze wszystkich sił trzymać Divinę jak najdalej od przestępczego półświatka.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie rozumiała do końca czego świadkiem właśnie była, ale na pewno jej się to wszystko nie podobało. Zabawne też, że obecność Nathaniela przyniosła jej ulgę, jakby wierzyła, że wraz z nią, na pewno zaraz będzie lepiej. Tylko, że szybko okazało się, że jej obawy jedynie wzrosły, kiedy Hawthorne zaczął przepychankę słowną z nieznajomym, a chociaż część z niej chciała trzymać się jak zawsze na uboczu, to jednak nie umiała nie ustawić się tak, by na wszystko móc patrzeć i słyszeć wyraźnie każde słowa. W tym też te dotyczące jej osoby. Była ciekawa co o niej słyszał, ale nie miała okazji zapytać, bo Nathaniel pozbył się swojego rozmówcy, a wraz z nim odeszło jeszcze jakiś dwóch mężczyzn, eskortowanych przez jednego z ludzi gospodarza dzisiejszego przyjęcia.
Pokręciła głową do boków, jeszcze nie odnajdując w sobie głosu. Zmarszczyła delikatnie nos, wodząc wzrokiem dookoła, bo wszystkim zgromadzonym nie można było odmówić, aby nie zerkali w kich kierunku. Na szczęście większość kierowana była do od razu po wejściu do innych pomieszczeń, gdzie rozgrywać miała się główna część spotkania.
- To nie ty zrobiłeś awanturę, więc nie musisz przepraszać, poza tym nic mi nie jest - zapewniła, w końcu powracając wzrokiem na jego osobę. Przyjrzała mu się uważnie, temu jak wygląda i przypomniała sobie sama, jak i ona wygląda. Zdecydowanie nigdy jeszcze nie miała na sobie czegoś tak ekstrawaganckiego i chyba póki co nie czuła się z tym zbyt swobodnie. W końcu nauczona była wtapiać się w tłum, a ta sukienka jej to uniemożliwiała. - Pomyślałam, że pomogę z czymś przy wejściu... nikt mi nie powiedział, co powinnam robić - zauważyła. Rok temu gdy późną porą tutaj dołączyła, kazał jej grać... w sumie nie pomyślała o tym. - Powinnam iść grać dla twoich gości? - że też była na tyle roztrzepana, aby samemu na to nie wpaść. - Wyszłam z pokoju zanim znalazłam Jaspera, więc nie wiedziałam kogo zapytać - kontynuowała, bo chociaż blondynka mówiła, że po nią przyjdą, to jednak Divinie nieszczególnie chciało się czekać, kiedy słyszała nadciągających gości. W prawdzie sytuacja z tym całym Sergiejem powinna dać jej do zrozumienia, że nawet Sylwester nie należał do szczególnie bezpiecznych, ale kompletnie tak nie patrzyła na to wydarzenie. Martwiła się natomiast Nathanielem, ostatnio tak mało go widywała i teraz też nie był chyba w najlepszym nastroju.
- A z tobą wszystko dobrze? Gdy się obudziłam, już ciebie nie było... za mało sypiasz - nie była odpowiednia, by dawać mu nagany, ale wrócił chwilę przed świtem, a wstał... nawet nie wiedziała kiedy. Czuła się zawstydzona tym, że nie obudziła się przed nim, kiedyś było to dla niej nie do pomyślenia.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie skupiał się na tym, co mówiła do niego Divina, bo nie zgadzał się za bardzo z tym stwierdzeniem. Wolał więc pozostawić to bez komentarza, bo o wiele bardziej przejmował go jej stan, aniżeli cokolwiek innego.
- Nie skaleczyłaś się? - Dopytał raz jeszcze, ostrożnie muskając dłonią jej policzek, po czym dopiero odetchnął z ulgą. - Wyglądasz prześlicznie. Wcale nie tęsknię za twoimi swetrami. Niech zostaną w szafie - dodał, bo jednak nie umiał nie skomentować kreacji jaką Norwood miała na sobie. Prezentowała się znakomicie i w żadnym szczególe nie przypominała siebie sprzed kilku miesięcy, gdy zmizerniała i zabiedzona wiecznie chodziła w tych samych, niedopasowanych ubraniach. - Eh... - Westchnął, gdy wspomniała o tym pomaganiu. Mógł jej wiecznie powtarzać, że ma dać sobie spokój, a i tak nie słuchała. Troszkę go to irytowało, więc zmarszczył delikatnie czoło, po tym jak pokręcił głową na boki. - Mówiłem ci, że jesteś tutaj gościem. Nikt nie chce, ani nie potrzebuje twojej pomocy, V - wyjaśnił po raz setny, stanowczo i dobitnie. - Też nie, chociaż... Może jak zasłużą, będą mogli rozkoszować się twoją muzyką. Póki co masz być po prostu przy mnie - odparł, po czym złapał ją za dłoń, prowadząc w kierunku okazałego salonu, gdzie znajdowała się większość gości. - Jasper pewnie zgubił się gdzieś z Pearl, także go nie widziałem - burknął, mniej zadowolonym głosem, aczkolwiek wcale nie mówił Ainsworthowi, że tego wieczoru ma pracować. - Sypiam tyle, ile potrzebuję, V - mruknął, bo nie zwykł się tłumaczyć. Nie był też przyzwyczajony do tego typu uwagi i niekoniecznie najodpowiedniej na nią reagował. - Naprawdę, wszystko w porządku - zreflektował się więc po chwili, gdy już zgarnął z barku drinka, a Divinie wręczył kieliszek z winem. - Bez alkoholu, spokojnie - wyjaśnił, bo darował sobie te bezmyślne próby upicia dziewczyny. Ten etap był już za nimi, dawno zamknięty i nigdy nie mieli do niego powrócić.
Wieczór mijał spokojnie. Przez większość czasu Nathaniel lawirował między gośćmi bezustannie mając u swojego boku Divinę, a jeśli nie, Norwood przesiadywała w towarzystwie Jaspera i Pearl. I tuż przed północą, podobnie jak rok temu, Nate poprosił aby poszła z nim, tym samym pozostawili bawiące się towarzystwo udając się na górę.
- Mam coś dla ciebie - oznajmił, gdy zatrzymali się przed drzwiami do jej sypialni. Nie odpowiadał za to, czy aby na pewno wszystko zostało przygotowane tak jak o to prosił, ale gdy tylko nacisnął klamkę wszystko stało się jasne. Sypialnia była przestronna, ale nie na tyle by zmieścił się w niej fortepian, lecz pianino pasowało idealnie. Biały instrument stał przy przeszklonym oknie za którym było widać fajerwerki puszczane z barki kilkadziesiąt metrów od brzegu morza. Przewiązany był złotą wstążką, a na siedzisku przed nim leżał bukiet białych frezji. - Wszystkiego najlepszego, V - powiedział, wpuszczając Divinę do środka by mogła lepiej przyjrzeć się temu co na nią czekało.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ
cron