Córka znanego aktora — A to trzeba pracować?
21 yo — 150 cm
Awatar użytkownika
about
Not your barbie girl, I'm livin' in my own world
I ain't plastic, call me classic
#1

Tamten wieczór był szalony.
Szalony, choć skąpany w dozie spontanicznych decyzji, do których ona nie przywykła. Zazwyczaj układała dnie pod harmonogram z dziennika, wielokrotnie odmawiając wszystkim dookoła, lecz nie jej. Nie słodkiej blondynce z pyzatymi policzkami, która w swej ekscytacji starała się pokazać jak bardzo tęskniła za ciągle znikającą w odmętach wielkiego świata przyjaciółką.
W meandrach umysłu, to nie tamta świąteczna domówka zajmowała jej myśli, a młody mężczyzna, który uważał ją za nudną i nijaką.
Starała się zrozumieć czy to przez niechęć do dzielenia się krakersami czy może nie spodobały mu się żarty, które raz po raz ulatywały spomiędzy pełnych warg. Rozmawiali chwilę dłuższą, zdobywając się na dawkę ironii, która – wydawało się – przypadła im do gustu, ale… Ku rozczarowaniu, jakiego doświadczyła Clementine, był jak wszyscy faceci. Fałszywy i bezczelny. Kreowali się na wspaniałych mówców, którym kobiety z przyjemnością poświęcały czas, a bez niej u swego boku, potrafili mówić przykre i jakże bolesne frazesy.
W bezkresie myśli, a także złości, która przejmowała kontrolę nad dziewczęcym ciałem, wpadła na szalony pomysł. Pomysł, który plasował się na podium irracjonalności dotychczasowych decyzji, bo im dłużej o tym rozmyślała, tym pojmowała, że jest wariatką. Oniryczność tej propozycji była jednak skąpana w szczerej chęci uwolnienia się od dotychczasowych rozmów z rodziną i sentencji skąpanych w trosce i obawach, że na zawsze zostanie sama, a przecież… Nie była. Sądziła nawet, że jest bardziej przebiegła od ojca, który w swym doświadczeniu z łatwością mógł odkryć kłamstwo o znamionach fikcyjnego bytu.
Wysłała mu wiadomość z propozycją spotkania. Czasu było coraz mniej, a babcia dopytywała o młodzieńca, który miał zjawić się na wigilijnej kolacji. Łatwość tego układu polegała na tym, że (nie)znajomy wcale nie lubił o’Brien. Tak myślała, bo tak powiedziała jej urocza blondwłosa istota, która od lat zajmowała pozycję przyjaciółki rodziny.
Och, gdyby tylko Clementine wiedziała, jak fałszywe ów oskarżenia były, zapewne nie dawałaby Françoisa kilku stronnicowej umowy z opisem idealnego partnera. Precedens tworzenia perfekcyjnego chłopaka trwał długie miesiące, gdy coraz częściej docierało do niej, jak bardzo nie chce mieć u swego boku nikogo, lecz nie z pobudek egoistycznych, a obaw, które wielokrotnie przyćmiewały trzeźwość dziewczęcego umysłu.
- Cześć, fajnie że przyszedłeś – powiedziała z subtelnym uśmiechem, który rozciągnął zaróżowione usta ciemnowłosej. Taksowała przystojną twarz kontrahenta, aż wreszcie wpuściła go do wielkiego domu, który należał do Olivera. Nikogo nie było, więc mieli szansę ustalić wszelkie reguły lub całkowicie zapomnieć o świątecznym pakcie. Aura nadchodzącego czasu była odczuwalna w jasnych ścianach holu, gdzie znajdowały się już ozdoby i migoczące światełka.
Poprowadziła go do salonu, gdzie wielkie okiennice pozwalały dostrzec krajobraz rozciągający się na horyzoncie. Zachodzące słońce ułatwiało szczerość, bowiem pod osłoną zbliżającej się nocy – wszystko było łatwiejsze.
- Przeczytałeś te zasady? Mam nadzieję, że nic nie sprawiło ci problemu i odpowiada ci ta propozycja? Jeśli chcesz cokolwiek pertraktować, to w porządku, ale ja wtedy będę mogła zmienić kwotę wynagrodzenia… Pasuje ci? – skrzyżowała ramiona na piersi, patrząc na niego podejrzliwie i łudząc się, że nie będzie oponował przeciwko niczemu. - Cholerka… Głupia ja… Chcesz się czegoś napić? – wbrew pozorom, pomimo perfekcyjnego wychowania, nabytych manier, bywała zbyt mocno roztargniona i zapominała o prozaicznych rzeczach.

françois baudelaire
powitalny kokos
Dobrze
brak multikont
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Gładki, satynowy papier składający się na kilkadziesiąt stronic i wpleciony w jeszcze bardziej fikuśny, fiołkowy folder, powiewał gniewnie na wieczornym wietrze, jakby burząc się, że za środek transportu przyszło mu — zapewne po raz pierwszy w jego krótkim, aczkolwiek pedantycznym życiu — używać czyichś powolnych kroków. Obejmujący go swymi palcami mężczyzna także nie był wybitnie zadowolony — w głowie już układał plan, jaki pojazd pozwoli zakupić sobie właśnie dzięki tym niepozornym, chłodnym kartkom cudzych wygórowanych wymagań. Nie będąc na tyle naiwny, by liczyć na zaopatrzenie się w własny samochód (o którym fantazjował z bólem serca za każdym razem, kiedy opuszczał mury uniwersyteckie i spieszył się na autobus), spodziewał się raczej roweru lub elektrycznej hulajnogi, która także teraz, kiedy leniwie stąpał z centrum miasta ku morskiej dzielnicy miasteczka, byłaby nieocenionym ułatwieniem. Cóż jednak zrobić, westchnął w myślach, przeskakując nad niebotycznych rozmiarów kałużą, powstałą podczas porannego oberwania chmury. Cóż zrobić, jeśli jeszcze nie przypieczętował trzymanej w ręku umowy, wahając się nad jej absurdalnością. Przecież tak nie wypadało — okłamywać wszystkich i przyjmować zapłaty za czułe trzymanie jakiejś dziewczyny za rękę. A jednak nie potrafił stanowczo jej odmówić. Szkopuł leżał w tym, że nad wszelkimi uprzedzeniami, nad każdą najmniejszą wątpliwością i nad każdym ukłuciem sumienia, górowało sowite wynagrodzenie pieniężne i na nim właśnie cały czas się skupiał. O nim myślał, odwołując plany na dzisiejszy wieczór, by przybyć właśnie w to miejsce — do numeru 412 w Pearl Lagune, choć dotychczas nie wiedział, że panna, z jaką przyszło mu wplątać się w tenże skandaliczny spisek, jest a ż t a k bogata. Dostrzegając błyszczące w półmroku liczby, zgrabnie przytwierdzone do bramy ochraniającej dom utkany jakby z luster, zatrzymał się, zmarszczył w konsternacji czoło i wyjął ze spodnianej kieszeni komórkę, by tam, w wymienionej dziś smsowej korespondencji, upewnić się, że owszem, trafił pod dobry adres. Schowawszy urządzenie do swej wcześniejszej skrytki wysunął ostrożnie koniuszek prawej dłoni i przycisnął chłodny guzik domofonu. A kiedy rozbrzmiał już brzęk zachęcający go do wkroczenia na posesję, jeszcze przez krótki, nieznaczny moment napawał się widokiem kontemplowanej scenerii; niebu gasnącemu w szkarłatach zachodu, które, opatuliwszy swą powłoką liczne dla tej konstrukcji okna, sprawiało wrażenie, jakby cały budynek płonął wraz z nim. Wilgotna od wcześniejszej ulewy ziemia pachniała upajająco, a w powietrzu nie było słychać już nic prócz ptasiej i cykadowej symfonii, co pozwoliło całkowicie zatracić mu się w obecnej chwili — nie wyobrażał sobie, że za kilka miesięcy, kiedy jego program stypendialny ulegnie wygaśnięciu, nie będzie mógł już chłonąć tego wyjątkowego, australijskiego nastroju. Myśli te jednak rozwiały się pod podmuchem kobiecego głosu. — Bonjour. Tak trochę musiałem; mamy przecież naprawdę sporo do omówienia — zauważył tonem równie ciepłym, co zaróżowione, niknące za horyzontem słońce, muskające jego wkraczającą do rezydencji sylwetkę swoimi ostatnimi promieniami. Bezwiednie przeczesał jedną z dłoni (tą, która nie była zajęta dźwiganiem szczegółowej umowy) swą czuprynę, a następnie wyprasował palcami nieco pogniecioną koszulkę, w którą wskoczył jeszcze przed wyjściem z domu, jaki aktualnie służył mu za nocleg. Nie wiedzieć czemu zależało mu na tym, by dziś wyglądać nadzwyczaj dobrze — przeważnie nie kłopotał się kwestiami tak prozaicznymi, jak nienagannie skomponowany ubiór. Zanurzając się w głębi zapierającego dech w piersiach domu, dostrzegając pedantycznie skrojone, ociekające bogactwem meble a także liczne portrety w rzeźbionych ramach, okalające ściany na korytarzu, zastanawiał się, dlaczego nie sprawdził tej niepozornej brunetki w internecie. Kimże ona była? — Hej, hej, parle plus lentement, je ne comprends pas — wydukał, starając się nadążyć za rwącym nurtem jej słów. — Musisz mówić wolniej, nie umiem aż tak dobrze w angielski — wyjaśnił jeszcze w jej języku, po czym posłał jej przepraszający, delikatny uśmiech. — A co masz do zaoferowania? To twój dom? — odrzekł na jej pytanie, przy okazji nie wytrzymując pod naporem wzbierającej w nim ciekawości. Teraz, kiedy stali w zdumiewających rozmiarów salonie, a zachodzące słońce wdzierało się poprzez strzeliste szyby do środka, barwiąc pudrowe meble na jaskrawy szkarłat, wszystko jeszcze bardziej zdawało się mu tak bardzo nierealne.

Clementine O'Brien
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
Córka znanego aktora — A to trzeba pracować?
21 yo — 150 cm
Awatar użytkownika
about
Not your barbie girl, I'm livin' in my own world
I ain't plastic, call me classic
Igrała z własnymi emocjami, które były kuriozalne i zahaczały o pewnego rodzaju naiwność. Była bowiem łatwą ofiarą do zranienia i wykorzystania, wszak pomysł, jaki wygenerowała pod wpływem impulsu – jawił się jako abstrakcja rzeczywista. Odbywało się to w realnym świecie, tworząc konstrukt irracjonalnych zachowań.
Chciała wierzyć, że nie zostanie oszukana.
Dotykała w sposób subtelny pewnych sfer, które do tej pory stanowiły swoistego rodzaju zagwozdkę. Wydawały się być skąpane w niejasności, bo przecież n i g d y nie miała partnera, a tym samym nie umiała określić własnej roli w udawanym związku. W wielkiej księdze zasad opisała wszystkie swoje wyobrażenia o idealnym mężczyźnie, a Francoisa, którego poznała w chwili impulsu. Sprowokowana słowami przyjaciółki – postawiła wszystko na jedną kartę.
Burgundowy materiał sukienki okalał jej wątłą sylwetkę, zaś włosy ułożone w perfekcyjną fryzurę podkreślały urodę. I tylko usta pozostawały wygięte w nikłym uśmiechu, jakby oczekiwanie na swojego ukochanego było nazbyt stresujące.
Dzwonek przerwał oczekiwanie, a emocje nagle uleciały. Klamka zapadła, tak samo jak ewentualny scenariusz, który miał odbiegać od jakiejkolwiek normy. Oboje podpisali na siebie w sposób niemy pozorny cyrograf, dający szansę na zadowolenie większej ilości osób, niż tylko samą Clementine. Ojciec dziewczyny, tak jak i babcia – mieli pękać z dumy, tak jak i portfel francuza.
- Przyznaję, że… – zawiesiła głos, a zaraz potem przygryzła wargę. Robiła to na tyle mocno, że metaliczny posmak krwi osiadł na języku. Strzepnęła emocje z siebie, machając nagle dłońmi, a chwilę później już wlepiała wielkie tęczówki w twarz rozmówcy, jakby chcąc wyczytać wszelkie zamiary, którymi się kierował. Gdyby zaufała osobie, która przyznała, że mówił o niej źle – oznaczała to jedno… Liczyły się tylko pieniądze, których jeszcze nie miał, tak jak i ona nie miała odwagi o to zapytać. - Nie chciałam, by ta umowa opiewała na taką ilość stron, ale nie sądziłam też, że kiedykolwiek jej użyję, więc… – spojrzała na niego zaskoczona, gdy użył francuskiego. Jego akcent były miły i przyjemny dla ucha, dlatego uśmiechnęła się przekornie i spojrzała na niego z nieznacznym rozbawieniem. To były szczegóły, ale zapewne nie zdawał sobie sprawy, że sama potrafiła porozumieć się po francusku. Nie było to perfekcyjne, ale dostateczne, by ją zrozumiał.
Na razie nie zdradziła się jednak ze swoją umiejętnością, bo ta nie miała aż takiego znaczenia.
Skinęła więc na jego prośbę, a zaraz potem taksowała z góry na dół. Nie powinien jej się podobać, ale wyglądał jeszcze lepiej niż wtedy na domówce. Było to dziwne, wszak do tej pory jedyny kontakt z mężczyznami miała na planie, a na studiach unikała ich, cały czas dając im do zrozumienia, że nie może, że wcale nie jest zainteresowana.
- Herbata, kawa, wino, whisky… Woda. Co wolisz? – spytała z wyraźną troską, po czym usiadła obok niego. Jego ciekawość była urocza i przypadła jej na tyle do gustu, że chciała spróbować poznać go bez dotychczasowych problemów.
- Nie, mojego ojca – szczerość wybrzmiała w delikatnym tonie o’Brien. - Nie wynajmuję mieszkania, bo do tej pory bywałam dość rzadko w Lorne Bay… Mieszkam na co dzień w Nowym Yorku, bo tam studiuję, ale jeśli zostanę tutaj na stałe, to na pewno będę próbowała się usamodzielnić, co mojemu tacie nie jest na rękę – wyjaśniła, choć nie chciała przyznać się do swojej choroby, która wiele utrudniała. Oliver martwił się o nią ponad miarę, dlatego tak często starał się ją ograniczać.
- Długo tu mieszkasz? Właściwie… Z jakiego powodu wybrałeś Australię? – ciekawość była domeną tej młodziutkiej dziewczyny, która raz po raz zahaczała o wszystkie tematy. Pragnęła poznać wiele ciekawostek o nim, nawet tych najbardziej nieoczywistych.

françois baudelaire
powitalny kokos
Dobrze
brak multikont
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
przepraszam za zwłokę <3

Nie spostrzegł tej niewielkiej, tajemniczej iskry fascynacji rozpalającej się w jej bezbrzeżnych oczach, czujnie obserwujących każdy jego krok. Nie spostrzegł zrozumienia malującego się w jej śnieżnobiałym uśmiechu, dowodzącego o znajomości jego rodzimego języka. Nie dostrzegł nawet towarzyszącego jej, przekornego rozbawienia, które bardziej drażliwa osoba odebrać mogłaby za złośliwość i niemą formę wyśmiania swojego rozmówcy. Wzrokiem swym obejmował jedynie ten błyszczący splendorem bogactwa dom, do którego majacząca przed nim sylwetka, nadzwyczaj zgrabna i urzekająca, pasowała idealnie — nie przypominała już dziewczyny, którą poznał jakiś czas temu na domówce niskich lotów. — Tak, trochę cię poniosło — stwierdził, także na swojej twarzy przywołując delikatny grymas rozbawienia. Nie tylko bawiły go co poniektóre punkty zawarte w umowie, ale też sposób, w jaki wysławiała się dziś brunetka — tak typowy dla osób docenionych aż zanadto przez życie. Dostojny, wyszukany, nieco dziwaczny. Skrajnie daleki od tego, jakim sam posługiwał się na co dzień. Nie przyznałby tego na głos (nie z powodu odczuwania wstydu, a raczej przekorności zabraniającej mu darowania w jej ręce tej satysfakcji), ale niektóre z wypowiedzianych do niego słów słyszał dziś prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu. Pertraktować, opiewać — w ich przypadku nawet spowolnienie tempa głosu niewiele by mu pomogło.
Opadając na chropowaty, chłodny i spleciony z solidną precyzją materiał kanapy — zapewne była to skóra — pozwolił sobie poddać rozprawiającą brunetkę przenikliwemu spojrzeniu. — Woda jest okej, jutro mam zawody, więc nie powinienem… no wiesz — wyjawił, w kontemplowanym obrazie podkreślonych czerwienią ust, misternie upiętych włosów i cienkości materiału okalającego jej sukienkę, zapominając niektórych wyrażeń. Rozważania te dręczyły go już wcześniej, ale teraz przybrały na sile — niebotycznie dręczył go powód, dla którego dziewczyna zdająca się mieć wszystko, łącznie z sercem każdego mijającego ją mężczyzny, potrzebowała uwikłać się w fałszywy związek. — W sumie mogłabyś na nie przyjść, jeśli wiesz… jeśli mamy w to wszystko brnąć i tak dalej — zasugerował niezobowiązująco, wzruszając ramionami. Dobrze, że nie był człowiekiem specjalnie nieśmiałym — inaczej jej widok na trybunach mógłby nieco go onieśmielić.
Okej… strasznie dużo informacji. Czyli jesteś z typu tych rozgadanych, co? — zauważył zaczepnie, reagując z rozbawieniem na jej wyjaśnienia. Nie miał nic przeciw — taki wniosek nasunął mu się nie tylko przez dogłębne przybliżenie mu swojej sytuacji mieszkaniowej, ale też kilkunastostronicową umowę. — A co studiujesz? Wiesz, przydałoby, żebym to wiedział, skoro już ze sobą jesteśmy — dopytał, nie tracąc swojego uśmiechu. Dostając po chwili w rewanżu podobne pytanie, znów wzruszył ramionami. — Ktoś z JCU przypadkiem trafił na zawody, w których brałem udział, jeszcze we Francji. I zaproponował stypendium — oznajmił beznamiętnie, nie dostrzegając w ów opowieści nic specjalnie interesującego, a przynajmniej nie uważał, by dla dziewczyny posiadającej niemalże wszystko, coś takiego wydawać by się mogło interesujące. — Donc, passons aux choses sérieuses, n'est-ce pas? — rzucił niespodziewanie z wystudiowaną, prześmiewczą powagą, prostując przesadnie swe plecy i drażniąc ją — jak mu się wydawało — niezrozumiałym dla niej językiem. W odwecie, bo mówiła tak wiele i tak prędko, że niewiele wciąż rozumiał. — Nie chcę cię ściągać na ziemię, ale chyba trochę oszalałaś. Bo ja nie wiem, gdzie ty niby miałabyś znaleźć faceta, który z n i k i m nie spał, jest tak w śmiertelnie nudny sposób ułożony i jeszcze w i e r z ą c y. Nie ma opcji, żebym udawał takiego sztywniaka — poinformował ją, kręcąc z dezaprobatą głową.

Clementine O'Brien
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
Córka znanego aktora — A to trzeba pracować?
21 yo — 150 cm
Awatar użytkownika
about
Not your barbie girl, I'm livin' in my own world
I ain't plastic, call me classic
Clementine żyła w pewnego rodzaju bańce, która czyniła zeń osobę wyzbytą z przyziemnych rozkoszy. Uciekała od tego, marząc jedynie o chłopcu zdolnym do pewnych zachowań, które w jej wyobrażeniach były niemalże doskonałe, ale jakże dalekie od realności.
Uwydatniał to Francoisa, gdy w niemal każdym słowie odnajdywała prozaicznie ukryty sens, lecz w umyśle młodej kobiety nie istniało hasło owiane niemożnością. Pragnęła ufać swoim przeczuciom i intuicji, że któregoś pięknego dnia odnajdzie swój wyśniony ideał.
- Poniosło? – zmarszczyła nieznacznie nos, a przy tym zaciskając smukłe palce w niewielkie piąstki. - W moim przypadku, to jedyna szansa na odsiew jakiś czubków… No, wybacz, ale nie mogę spotykać się z niezrównoważonym gburem, który ma przerost formy nad treścią – wydukała niemal na jednym wydechu, wywracając przy tym w sposób teatralny oczami. Wydawało się to dość irracjonalne, a jednocześnie zupełnie szczere.
W swej młodzieńczej naiwności była przepełnione dualizmem emocji, skąpanym lękiem. Bała się, że ktoś złamie jej serce i potarga duszę, wszak w medialnym świecie było to czymś codziennym. O’Brien zbyt często dostrzegała cierpienie koleżanek z planu, by samej dać się zbałamucić i pogrążyć w marazmie własnych kreacji.
- Zawody? – spytała zaskoczona, a prozaiczny plan zaczął się tlić w jej umyśle. - Faktycznie, masz rację… Tylko nawet jeśli kiedykolwiek znajdziemy się w sytuacji, że będę miała szansę wejść do wody, to ostrzegam honorowo – nie potrafię pływać – powiedziała ze znacznym rozbawieniem, zaś propozycja wydawała się być całkiem poważna, bowiem to właśnie z nim chciała teraz spędzić trochę czasu. Wierzyła w szansę na przyjaźń z francuzem, mimo iż pochodzili z dwóch różnych światów.
Woda uderzyła o szklane ścianki kubka, który podsunęła w stronę młodego mężczyzny. Kąciki warg wciąż unosiły się ku górze, a serce uderzało gwałtownie w piersi. Oddech spłycił się, bo to był pierwszy w jej życiu, kiedy tkwiła z kimś sam na sam i niekoniecznie ta osoba nosiła żeńskie imię. Najbliższy był jej Eugene, a teraz pojawiała się szansa, że będzie w stanie nauczyć się egzystencji z (udawanym) partnerem u swego boku.
- Cóż… Aktorstwo, bo moja mama była aktorką teatralną i ja też chciałabym nią zostać… Była znana, a ludzie ją uwielbiali, tak jak moją babcie, a także tatę, więc… To byłby trochę faux pas, gdybym ja nawet odrobinę się tym nie interesowała, prawda? – zastanowiła się głośno, odwracając głowę w bok i patrząc na fotografię, które stały rozłożone na blacie komody. Lubiła na nie patrzeć, tak jak i wracać we wspomnieniach do dawnego życia.
- A zabierzesz mnie na igrzyska? – zaproponowała zuchwale, wierząc że kiedyś faktycznie zacznie odnosić międzynarodowe sukcesy. Miał przecież takie możliwości, tak jak wszyscy, którzy wierzyli we własne marzenia. To właśnie Clementine powtarzała każdemu, gdy ktoś wątpił, a ona musiała zebrać tę osobę w całość i na nowo zaszczepić w nim nadzieję.
Skinęła głową na propozycję Baudelaire’a, a zaraz potem otworzyła szerzej buzie. Nie dowierzała, że wypowiedział te słowa na głos, na co ona oburzyła się niczym urażona księżniczka, której ktoś próbował wmówić, że tacy faceci nie istnieli. We wrzechświecie Clementine było ich całkiem sporo.
- Słuuuucham… – rzuciła przeciągle, nie dowierzając w to, co właśnie padło spomiędzy pełnych warg chłopaka. Zaskoczenie było tak duże, że usiadła wreszcie na krześle i zmarszczyła nos. - Sztywniaka? No wybacz, ale otaczam się na co dzień typami, którzy bez trudu zaliczają dziewczyny, a ich jedyną rozrywką jest chodzenie na imprezy i alkohol… Naprawdę sądzisz, że miałabym z kimś takim o czymś rozmawiać? Chyba tylko o tym, czy w tym tygodniu był w łóżku z influencerką czy jednak z aktorką… Albo czy wypił już trzydziestoletnią whisky albo najdroższą wódkę… – prychnęła pod nosem skonsternowana takimi wnioskami. Miała zerowe doświadczenie w relacjach damsko-męskich, a jedyny epizody bliskości pojawiały się w ostatnim serialu Netflixa, w którym miała okazja zagrać główną rolę. - Poza tym… Nie musi być wierzący… Wystarczy, że nie narobi mi skandalu, przez który znajdziemy się na pierwszych stronach gazet albo w artykułach plotkarskich…

françois baudelaire
powitalny kokos
Dobrze
brak multikont
ODPOWIEDZ