księgowy — queensland's arch-development
25 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
chłopak z bogatego domu, któremu rodzice ułożyli idealne życie, a tu klops, bo spłodził dziecko nie swojej dziewczynie
(01)
Hattie Callaghan

Choć umówił się z Hattie w pizzerii, z wiadomości wnioskował, że mogło nie chodzić jej tylko o pizzę w miłym towarzystwie. Od jakiegoś czasu ze sobą nie rozmawiali, chyba wciąż niepewni, co wspólnie spędzona noc oznaczała dla łączącej ich wieloletniej przyjaźni.
Chciałby, by nie zmieniło się w ich życiu nic. Zawsze szedł na łatwiznę, i rzadko podejmował ryzykowne decyzje, które rzeczywiście mogłyby odmienić jego los. Nie chciał tracić przyjaciółki; nie chciał wyjaśniać zaistniałej sytuacji dziewczynie czekającej na niego w Sydney; i nie chciał rozczarować rodziny. Brakowało mu odwagi, by przejąć stery, i nawet przed sobą trudno byłoby mu się przyznać, że tej nocy z Hattie, zrobił coś, czego sam pragnął, po raz pierwszy od dłuższego czasu.
Był wcześniej w okolicy, więc na miejscu spotkania zjawił się nieco przed czasem. Zajął jeden ze stolików, przy którym zwykle siadali z dziewczyną, jeszcze za czasów liceum. Zwykł zabierać ją tu po lekcjach, gdy nie chciał wracać do domu. Rodzicom mówił, że ma dodatkowe treningi, a oni nigdy nie dopytywali, pod warunkiem, że zjawiał się w domu o rozsądnej porze.
Czuł, jak ściska go w żołądku, tym razem jednak to nie głód dawał o sobie znać, a stres, który odczuwał na myśl o stawieniu czoła dziewczynie. Nie chciał nazywać Hattie pomyłką, jednak jeśli ich wspólna noc nie była błędem, to czym właściwie? Nie potrafił określić.
W oczekiwaniu na przybycie rudowłosej, zamówił sobie kawę, która chyba jedynie wspomogła uczucie niepokoju, które mu towarzyszyło. Zdążył również uciąć sobie pogawędkę z właścicielem lokalu, choć rozmowy z obcymi były ostatnim, na co miał obecnie ochotę. Spojrzał na zegarek, i odkrył, że jest już kilka minut po czasie, a dziewczyny nadal nigdzie nie było. Nie chciał jej poganiać, bynajmniej jeszcze nie, więc po prostu czekał, gotów wybaczyć jej drobne spóźnienie. Gdy minęło kolejnych piętnaście minut, zaczął się mocno niecierpliwić, więc wysłał jej krótką wiadomość, z pytaniem, gdzie jest. Obiecał sobie w duchu, że jeśli nie odpowie, da jej jeszcze dziesięć minut, i opuści lokal. Oczekując smsa, obracał telefon w dłoniach, wyraźnie znudzony.
Słysząc pytanie chłopaczka ze stolika obok o to, czy panna go wystawiła, trochę się zirytował, ale chyba był zmuszony przyznać mu rację.
powitalny kokos
fred
brak multikont
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1

Od kilku dni Hattie prześladowało nieodparte wrażenie, że los paskudnie sobie z niej zadrwił. Wszystko to, co planowała, co zamierzała osiągnąć i co chciała zrealizować w niedalekiej przyszłości, aktualnie stanęło pod wielkim znakiem zapytania. I rudowłosa zaczynała wątpić, by udało jej się odhaczyć cokolwiek z listy, którą przygotowała jeszcze w liceum, planując swoje życie. Początkowo, gapiąc się w test ciążowy, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Do tego stopnia miała trudności z zaakceptowaniem wyniku, że powtórzyła go jeszcze kilkanaście razy! Jak na złość, za każdym pokazywał to samo. Callaghan bała się komukolwiek o tym powiedzieć, a co dopiero głównemu zainteresowanemu. Nie miała pojęcia, jak przeprowadza się rozmowy na takie tematy, szczególnie w sytuacji, gdy nie dotyczą one… pary. Każde z nich miało wizje tego, jak ma/powinno wyglądać ich życie i dążyło do tego. Henriette doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że różnice dzielące ją i Freddiego są diametralne. Niczym wielka przepaść, nie do pokonania. Nawet jeśli uczucia, które żywiła do jego osoby były o wiele głębsze, niż powinny być w stosunku do przyjaciela, to nie zamierzała stawać mu na drodze i czegokolwiek utrudniać. Chociaż, może to byłby dobry krok. Patrząc na sposób, w jaki funkcjonował, raczej każdy by się zgodził, że zdecydowana większość rzeczy przychodziła mu z zadziwiającą łatwością. Rudowłosa zaczęła się przez moment zastanawiać, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby pojawiły się na drodze pewne przeszkody. Czy przyzwyczajony do braku komplikacji Freedie po prostu by się wycofał i stchórzył, nie potrafiąc stawić im czoła, czy wręcz przeciwnie, w końcu wziąłby sprawny we własne (a nie rodziców) ręce.
Nie mogła dłużej zwlekać. W tym konkretnym przypadku czas nie był jej sprzymierzeńcem. Nie chcąc dłużej tego odwlekać, napisała do chłopaka z propozycją spotkania. Zależało jej na tym, by mieć to za sobą, niezależnie od ewentualnych skutków, jakie ich rozmowa przyniesie. Co chciała zyskać, mówiąc mu ciąży? W założeniu chodziło o to, by być wobec niego fair. Ale w głębi duszy Hattie potrzebowała podzielić się z kimś tym ciężarem, który nadzwyczaj mocno ją przygniatał. I miała wrażenie, że w pojedynkę długo już tego nie wytrzyma. Zjawiła się w umówionym miejscu nieco po czasie. Najpierw się rozmyśliła i myślała, że wszystko odwoła, a kiedy już wyjechała z domu, korki nie ułatwiały jej podróży, zupełnie jakby wszystkie znaki na ziemi i niebie sugerowały jej, że to nie jest dobry pomysł.
- Przepraszam za spóźnienie, ale... sam wiesz, jak jest o tej porze - oznajmiła, kiedy już wparowała do lokalu i namierzyła sylwetkę chłopaka przy jednym ze stolików. Gdyby było jak dawniej, teraz każde z nich zamówiłoby swoją pizze i delektowało się jej smakiem, przy wesołej, luźnej pogawędce. A tymczasem gula w gardle dziewczyny sprawiała, że ledwie była w stanie przełknąć ślinę, a co dopiero jakiekolwiek jedzenie. - Musimy o czymś porozmawiać. - zaczęła, zdając sobie sprawę z tego, jak to brzmi. Zupełnie jak głos mamy w słuchawce, który automatycznie wywołuje palpitacje serca i podniesienie poziomu stresu. Odwróciła wzrok do okna, przyglądając się grupce dzieciaków jeżdżących na rowerach, jakby szukała w nich odwagi do kontynuowania tej rozmowy.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytała jeszcze, przenosząc spojrzenie na twarz Freddiego, jakby chcąc się upewnić co do aktualności jego dalszych życiowych planów. Wchodząc do lokalu wydawało się jej, że jest pewna tego, co właśnie chce zrobić, ale z każdą kolejną minutą coraz bardziej się obawiała, głównie jego reakcji.


Freddie Verhoeven
powitalny kokos
bułko
brak multikont
księgowy — queensland's arch-development
25 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
chłopak z bogatego domu, któremu rodzice ułożyli idealne życie, a tu klops, bo spłodził dziecko nie swojej dziewczynie
Hattie Callaghan

To prawda, że pochodzili z dwóch różnych światów. Freddie nigdy nie byłby w stanie zrozumieć wszystkich wyzwań, z jakimi mierzyła się Hattie w swoim dotychczasowym życiu. Tak jak i ona zapewne nie była zdolna spojrzeć na życie jego oczami. Przyjaźń z rudowłosą pozwoliła mu jednak zajrzeć przez dziurkę od klucza do jej świata. Wiedział, jak wygląda. Nie wiedział tylko, jak to jest w nim rzeczywiście żyć. Był świadom przywilejów zapewnianych mu przez status swej rodziny, ale to nie oznaczało, że byłby gotowy, by z nich zrezygnować. Odrzucenie wygodnego życia na rzecz ciężkiej pracy to coś, do czego nieliczni byliby skłonni. Freddie miał także trudność z otwartym przeciwstawieniem się życzeniom rodziców - ponad wszystko nie chciał sprawić im zawodu, przez całe swoje życie bojąc się odrzucenia.
Być może to dlatego też, nie podjął próby kontaktu z Hattie. Trwanie w zawieszeniu było lepsze od potencjalnego zerwania wieloletniej przyjaźni.
Z każdą minutą coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że możliwość utraty dziewczyny jest coraz bardziej prawdopodobna. Kiedyś byli w stanie rozmawiać o (prawie) wszystkim, nawet jeśli nie zgadzali się w swoich poglądach. Teraz, rudowłosa nawet nie chciała się zjawić na spotkanie.
Pewien, że się rozmyśliła, wsunął telefon do kieszeni, gotów zapłacić za kawę i opuścić lokal. W tym momencie drzwi lokalu otworzyły się, i Verhoeven z nadzieją zerknął w ich stronę. Widząc znajomą ognistą czuprynę, posłał jej niemrawy uśmiech, jeden z tych, którymi obdarzasz ludzi, gdy jesteś zmuszony przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu, ale zupełnie nie wiesz co powiedzieć.
- Jasne, nie ma sprawy - machnął ręką, jakby nie spędził ostatnich kilkudziesięciu minut na nerwowym spoglądaniu w stronę wejścia. Spojrzał na twarz dziewczyny, próbując z niej coś wyczytać, ale był w stanie skupić się jedynie na liczeniu piegów na jej zaróżowionych policzkach. Nie trzeba było być ekspertem, żeby móc stwierdzić, że atmosfera była dość nerwowa. Jej kolejne słowa wcale nie poprawiły sytuacji. Freddie miał ochotę poprosić, by jednak nie rozmawiali, ale to nie był sposób, w jaki dwójka dorosłych ludzi rozwiązywała problemy, więc w porę ugryzł się w język. Zamiast tego, jedynie skinął głową w pełnej zgodzie.
Jego najczarniejszy scenariusz zakładał, że raz na zawsze pożegna się z Hattie i każde pójdzie w swoją stronę. To poniekąd już się wydarzyło, kiedy rozpoczęli studia, bo chyba nie byli sobie bliscy tak, jak kiedyś. Nadal jednak była gdzieś obecna w jego życiu, i znajdowała się w nim od tak dawna, że trudno mu było sobie wyobrazić jej brak.
Zaskoczyła go tym pytaniem o wyjazd. Tak na dzień dobry. Zupełnie, jakby chciała się go pozbyć.
- Pod koniec miesiąca - odparł, zgodnie z pierwotnym planem - Może początek lutego - dodał po chwili zastanowienia, nieświadom tego, że dodatkowy tydzień niewiele zmienia w ich sytuacji. Okres okołoświąteczny nie sprzyjał produktywności i Freddie miał jeszcze kilka spraw do uregulowania.
- Chcesz coś? - skinął głową na menu, bo dziewczyna nawet na nie spojrzała.
powitalny kokos
fred
brak multikont
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby ktoś powiedział Hattie, zaledwie miesiąc wcześniej, że znajdzie się w takiej sytuacji jak obecnie, głośno by się roześmiała i postukała palcem po czole. Nic dziwnego! W końcu wizja rodziny, a dokładniej dziecka, zupełnie nie była w jej stylu. Nie była tym typem dziewczyn, którym marzył się huczny ślub, biała suknia, a następnie gromadka pociech, czy ewentualnie na odwrót. Jedyne, na czym od wielu lat naprawdę jej zależało, to było wykształcenie i później idealna praca. W swoim planie na najbliższe 10 lat nie uwzględniała dziecka. To wszystko, co teraz zwaliło się jej na głowę, było niczym najgorszy zwrot akcji, na który ani troche nie była przygotowana. Nie umiała sobie nawet wyobrazić siebie w takiej roli. Prawdę mówiąc Freddiego również, szczególnie biorąc pod uwagę jego plan na życie, który pod pewnymi względami pokrywał się z jej. Tutaj po prostu nic się nie zgadzało. I to zwyczajnie nie mogło się udać.
Kiedy ustalali miejsce spotkania, naiwnie liczyła, że uda się in, a przede wszystkim jej, poprowadzić rozmowę w swobodny, naturalny sposób. Jakby jej życie wcale się nie zawaliło. Jednak teraz, przyglądając się intensywnie jego oczom, jakby nagle chciała dokładnie zinterpretować ich odcień, zrozumiała, że to niemożliwe. Wzięła głęboki oddech i pokiwała w milczeniu głową, gdy podał jej przybliżony termin swojego wyjazdu i opuściła wzrok, wbijając spojrzenie w rozłożone przed nią menu. Na próżno, bo wszystkie pozycje i tak zlewały się w jej jedno, a żołądek zmienił się w jeden wielki supeł. Nie mogła nawet myśleć o jedzeniu. - Jestem w ciąży - wypaliła cicho, nadal wertując kartki, jakby szukała integrującej jej pozycji, a tak naprawdę nie potrafiła zdobyć się na to, by na niego spojrzeć. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy cisza, jaka między nimi zapanowała, zdawała się nie mieć końca. Nieśmiało uniosła głowę znad rozpiski dań i przygryzając mocno (za mocno) dolną wargę, spróbowała wyczytać cokolwiek z twarzy chłopaka. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek w życiu tak się bała, jak właśnie teraz. Serce waliło jej niczym młot, jak gdyby chciało wyrwać się z piersi, a Hattie czuła, że jej i tak blada twarz, zrobiła się w jednej chwili jeszcze bledsza. Nerwowo złączyła swoje dłonie, wyginając palce. Wszystko by oddała, żeby móc teleportować się do domu i zaszyć w pokoju, pod kołdrą. Zupełnie jakby problemy miały jej tam nie dosięgnąć. Najgorsza była jednak ta niepewność, która poza strachem, również jej towarzyszyła. Chociaż znała Freddiego tyle lat, kompletnie nie umiała przewidzieć jego reakcji, tego co powie albo jak się zachowa. I to ją przerażało.
Przełknęła głośno ślinę i jeszcze przed momentem splątane dłonie, przyłożyła do twarzy, chowając ją w nich. Czy potrafiłaby wyobrazić sobie ich razem, jako… parę? O dziwo, gdzieś głęboko, głęboko w swojej podświadomości, miała kiedyś taką wizję. Wydała się jej ona jednak tak absurdalna, że nigdy więcej się nad tym nie zastanawiała, a tym bardziej nie pozwoliła sobie by powiedzieć to na głos. Uwielbiała spędzać z nim czas, rozśmieszał ją jak nikt inny i doskonale rozumiał jej dziwactwa. Był jej najlepszym przyjacielem. Ale… tylko przyjacielem. Na przestrzeni lat nie wydarzyło się nic, co miałoby to zmienić. A Hattie nie sądziła, by obecna dziewczyna Freddiego była zadowolona z obecnego przebiegu wydarzeń. I rudowłosa nie mogła dopuścić do tego, by na siłę go z sobą związać.
powitalny kokos
bułko
brak multikont
księgowy — queensland's arch-development
25 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
chłopak z bogatego domu, któremu rodzice ułożyli idealne życie, a tu klops, bo spłodził dziecko nie swojej dziewczynie
Hattie Callaghan

Verhoeven sam był jeszcze pod pewnymi aspektami dzieckiem. Może nie wyglądał, ale czasami na pewno się tak zachowywał. Nie planował w najbliższej przyszłości własnych dzieci, bo nie radził sobie najlepiej z opieką nad rybką akwariową, a co dopiero nad drugim, małym człowiekiem.
Mimo wszystko, oglądał czasami TikToki, gdzie kobiety zaskakiwały swoich partnerów sposobami na oznajmienie swoim partnerom, że są w ciąży: od wręczenia testu ciążowego w prezentowym pudełku po t-shirty z napisem najlepszy tata i inne, nieco bardziej odjechane pomysły. Hattie wypadała przy nich wyjątkowo blado, i to nie ze względu na porcelanową karnację. Może jednak było coś romantycznego w miejscu, w którym postanowiła mu o tym opowiedzieć. To było niemal ich miejsce. Czy mały Verhoeven mógłby liczyć na zniżkowy kupon?
Freddie odpłynął myślami gdzieś daleko, chyba uciekając przed tym, z czym musiał zmierzyć się teraz. Patrzył na rudowłosą, ale tak, jakby jej nie widział. Przez krótki moment był nieobecny, i gdyby nie unosząca się klatka piersiowa, można by się zastanawiać, czy na pewno jeszcze oddychał.
Otrząsnął się, gdy wyczuł na sobie wzrok dziewczyny.
- Ale... jak... - zaczął nerwowo - To znaczy... wiem jak, ale... jesteś pewna? - czas zacząć serię głupich pytań. Freddie nie był znawcą tematu, a pomyłki się przecież chyba zdarzają, tak? Strach przed dzieckiem, które wywróciłoby jego życie do góry nogami sprawiał, że chwytał się nawet tego cienia nadziei.
Wyciągnął dłoń w kierunku Hattie, jednak zatrzymał ją, nim jej dotknął. Chciał ją jakoś wesprzeć w tym trudnym momencie, bo zauważył, że jej również nie było łatwo przyjść tutaj i to wyznać, ale chyba stchórzył. Jakiego właściwie wsparcia chciał jej teraz udzielić? Położył rękę na blacie.
- To po tym kiedy my...? - naprawdę nie wiedział w jaki sposób powinien zadać to pytanie, bo wcale nie chciałby Hattie urazić. Jednak spędzili ze sobą tylko jedną noc, i na co dzień łączyła ich jedynie przyjacielska relacja. Nie mógł wiedzieć, kiedy zaszła w ciążę, ani z kim była w ostatnim czasie, i nie miał prawa jej za to oceniać. Wydawało mu się naturalne, że chciał wiedzieć. - Mam na myśli... Czy istnieje jakaś szansa, że... to nie ja... jestem ojcem? - próbował ostrożnie dobierać słowa, ale sposób, w jaki ostatecznie sformułował swoją myśl, był raczej niefortunny. Cały czas patrzył na dziewczynę, chyba niezdolny do tego, by odwrócić wzrok. Miał wrażenie, że ta chwila już na zawsze wyryje się w jego umyśle i wyraz jej twarzy zapamięta na całe swoje życie.
powitalny kokos
fred
brak multikont
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie miała pojęcia, czego oczekiwała. Jakiej reakcji, jakich słów, jakiego zachowania. Jednak to, co dostała, z pewnością nie spełniało jakichkolwiek jej wyobrażeń. Trudno było się dziwić Freddiemu, ale… Hattie momentalnie pożałowała swojej decyzji. Co jeśli on po prostu nie nadaje się do tego, by zmierzyć się z tym wspólnie? Odsunęła dłonie z twarzy, opierając je na blacie stolika i zmuszając się, by wytrzymać i spojrzeć mu w oczy. Pewnie gdyby była na jego miejscu, zadałaby podobne pytania. W końcu jak to tonący brzytwy się chwyta, tak każde z nich wolałoby, aby cała ta sytuacja okazała się jedną wielką pomyłką, jakimś nieporozumieniem, o którym za niedługo zapomną, albo ewentualnie po wielu latach będą wspominać z rozbawieniem.
- Uwierz, nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie była pewna – mruknęła gorzko i na moment rozejrzała się po lokalu i znajdujących się w nim ludziach. Jej wrodzone natręctwa i nerwice już jej podpowiadały scenariusz, w którym wszyscy się im właśnie przysłuchują, wyczekując dalszego przebiegu tej dramy. Widząc, że pozostali goście pochłonięci są albo jedzeniem, albo własnymi dyskusjami, nieco odetchnęła i niechętnie powróciła wzrokiem do znajdującego się przed nią chłopaka.
Odetchnęła z ulgą, kiedy zatrzymał swoją dłoń. Nie zniosłaby teraz jego dotyku ani jakiejkolwiek bliskości. Wydawało się jej to sztuczne i… nieco wymuszone. Nie byli zakochaną parą, dla której ta sytuacja będzie po prostu kolejną przeszkodą do pokonania na drodze do wielkiej miłości, nic z tych rzeczy. I Hattie nie potrzebowała teraz jego litości, czy jakiegokolwiek udzielonego na siłę współczucia. Przełknęła głośno ślinę i dosłownie zamarła, słysząc jego kolejne słowa i automatycznie domyślając się kierunku, w którym zmierza ta rozmowa. Zmarszczyła brwi i aż wyprostowała się na swoim miejscu, przylegając plecami do oparcia. Nawet jeśli w jego pytaniu pozornie nie było nic złego, zwykła próba upewnienia się i poskładania faktów, dziewczyna poczuła się niesamowicie urażona.
- Serio? – wydukała, nie wierząc własnym uszom. Pokręciła na boki głową i zaśmiała się cicho pod nosem, jednak był to śmiech pozbawiony jakiejkolwiek wesołości. – To spotkanie było błędem – dodała, bardziej do siebie niż Freddiego, pełna dezaprobaty co do przebiegu ich rozmowy. – Zresztą nie tylko to… – mruknęła o wiele ciszej, mając oczywiście na myśli ich wspólną noc, która zaprowadziła ich tutaj.
- Nigdy nie zawracałabym ci głowy, jeśli nie miałabym pewności. Nie wiem, za kogo Ty mnie masz – oznajmiła urażona, podnosząc się z miejsca. Nie było sensu kontynuować tej dyskusji, która i tak prowadziła donikąd. Jedynym plusem było to, że Callaghan zyskała przekonanie, że będzie musiała sobie poradzić sama, jeszcze nie wiedziała jak, ale innej możliwości nie było.

Freddie Verhoeven
powitalny kokos
bułko
brak multikont
ODPOWIEDZ