Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke aż syknął i wydusił ciche "ała", kiedy Colton wspomniał o wpadanie w dołek miłości - zupełnie tak jak chciał pokazać, jak bardzo współczuje mu tak bolesnego przeżycia. Winfield za bardzo podobnych doświadczeń nie miał - to raczej on był tym, który potrafił obrzydzić kobietom związki. Na przykład - i tutaj zabawny plot twist, uwaga - takiej Autumn, z którą Luke był przez krótki okres zanim Goldsworthy związała się z Coltonem. Panowie mieli totalnie zbieżny gust co do płci pięknej, totalnie powinni sami nawiązać jakiś bromance!
- O, shit. Ciężka sprawa, chyba wynająłbym prywatnego detektywa żeby ją odnalazł i nakopał jej do tyłka. Metaforycznie - dodał szybko, bo oczywiście przemoc wobec kobiet nu nu. No ale tu oto pojawiał się kolejny plot twist, bo oto Cami odnalazła się po latach. W mieszkaniu, które wynajmował też Luke. Ta-dam! - Nie no, ale kiepska sprawa. Jak już się facet decyduje, że klęka na jedno kolano, no to jednak jest zazwyczaj mocno przemyślana decyzja - podzielił się taką oto refleksją. Gdyby jego ktoś tak potraktował to - mimo że do związków miał dość luźne podejście - pewnie też stałby się zgorzkniały i marudny. Bo serio, jeśli już by zaangażował się na tyle, że w jego głowie pojawiłaby się myśl o ślubie, to jednak uciekająca bez słowa panna młoda dorżnęłaby resztki jego wiary w miłość. A tej wiary miał i tak śladowe ilości, a jej podstawą był związek jego rodziców adopcyjnych. Dobry wzorzec miał, tylko ni chuja nie potrafił go przenieść na swoje życie. - Powiem Ci, że też znam taką jedną uciekinierkę. Może to ta sama laska - roześmiał się, żartując sobie. I tu trzeci plot twist - owszem, gadali o jednej i tej samej lasce. Ba-dum-tsss, kurtyna w dół.
- No ale chyba i tak lepiej, że w sumie tak się to zakończyło. Gorzej, jakbyście wzięli ten ślub i po roku się rozwodzili. Albo gdyby jako żona zwiała Ci na 8 lat. I tak byś tkwił w takim zawieszeniu jako żonaty. Przejebane - Luke nie był przesadnym optymistą w życiu, ale mimo wszystko w tym przypadku potrafił dostrzec jakiś malutki plus sytuacji. No bo jakby Colton w wieku 19 lat został rozwodnikiem, to też nie fajnie. Młode laski lubiły raczej kolesi z czystą kartą, bez bagażu w postaci byłych żon-uciekinierek.
- Uuu byliście dłużej poza miastem? Razem? - tak, Winfield był plotkarą. Zresztą, jego starszy brat Tom powiedział kiedyś, że Luke jest gorszy niż monitoring osiedlowy złożony z najbardziej wytrwałych okolicznych staruszek. Luke śmiało mógłby aplikować na stanowisko Babci ds. Monitoringu Osiedlowych Plotek, Dram i Awantur. Oczywiście sam nie widział, że czasami miewa właśnie taki życiowy vibe. - W sensie odbiłeś mu laskę, tak? - Luke tak to zrozumiał, tak dodając sobie 2 do 2, że wyszło mu 5. Nie był najlepszy z matmy... No, ale od razu połączył opowieść Coltona w ten sposób, że nawiązali romans, Brooks odbił kobietę innemu agentowi, a potem żyli wspólnie za granicą. Ale to chyba jednak nie do końca tak było! - Okej, czekaj. To mieliście romans czy jak? - zmarszczył brwi, bo jednak nie brzmiało to jak historia z romansem w tle. No chyba, że "zwrócenie uwagi na błędy i zrobienie tego lepiej" było opisem nietypowych preferencji seksualnych... W końcu wszyscy jesteśmy jedynie ludźmi, prawda? W sumie mogło tak być, Luke uważał się za najmądrzejszego we wszechświecie, więc chętnie poprawiłby paru kolesi.
- Stary, jakbym Ci zaczął opowiadać o moich ostatnich przygodach, to byś uznał że większego życiowego przegrywa to nigdy nie widziałeś - roześmiał się, mając na myśli swoje życie romansowo-uczuciowe. Tak, tak, z Cami w roli głównej, co za zaskoczenie! Ale w sumie... czasami lepiej wyglądać się komuś obcego, bo przecież było wiadome że Tom go wyśmieje - co zresztą zrobił.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Dołek miłości to było określenie w punkt. Zwłaszcza jak się spada za długo i nagle uderzy się o ziemie to się można roztrzaskać i już nie pozbierać - albo ktoś inny musi to posklejać jak się ma takiego farta. Colton za szczęściarza się nie uważał, ale też był raczej z tych obojętnych lub marudnych niż z tych co się użalają nad sobą na głos. A co do samych obecnych tutaj to zdecydowanie powinni nawiązać bromance bo ich gusta za bardzo zbieżne są! No i sto procent pewności, że Brooks ani by myślał do Cami wracać. Ba, pewnie by się wolał z daleka trzymać, więc o podrywaniu mowy nie było.
- Nawet o tym myślałem. Jak ten cały szok przeszedł. Ale koniec końców uznałem, że skoro uciekła to nie chciała gadać, więc... - wymownie ramionami wzruszył na znak, że nie jego sprawa mimo, że jego była ogromnie. O detektywie zdarzyło się myśleć, ale jak był wtedy załamany to miał przy sobie ogrom osób i każda miała inne zdanie. Każdy był po jego stronie naturalnie, ale jedni chętnie by ją odnaleźli, a drudzy zostawili z nadzieją, że nie wróci. Colton był pośrodku. Nie chciał jej widzieć po tym co zrobiła, ale chciał też wiedzieć dlaczego to zrobiła i to w najgorszy sposób. To już by wolał by mu powiedziała "nie" na oczach wszystkich gości. - Wtedy wydawała się przemyślana. Dzisiaj za to wiem, że drugi raz w to nie pójdę - uczy się człowiek na błędach młodości. Ślub nie powinien być błędem młodości, ale co poradzić... I to były przemyślenia, które trwały kilka lat. Znaczy szybko ogarnął, że nie chce nigdy się hajtnąć, ale kolejne lata tylko go w tym utwierdzały, więc przemyśleń było sporo. Wątpił, więc by miał się pojawić ktoś dla kogo złamie tą zasadę. Musiałby to być niesamowita kobieta by chciał ryzykować. - Heh, zabawnie myśleć, że tylko jedna taka jest. Dla wielu byłoby to lepiej - nie dla tych, którzy trafili na taką Cami, ale na pewno ktoś jeszcze w ich Lorne kogoś przed ołtarzem zostawił. Kto by pomyślał, że chodzi serio o tą samą kobietę? - Za to jest do przodu. Skoro z góry wiadomo, że to uciekinierka to wiesz w co się nie pakować - nie mógł radzić każdemu by nigdy się nie żenił, ale jak ktoś wiedział, iż opcja ucieczki jest bardzo prawdopodobna to tym bardziej trzeba szalonym być aby próbować kogoś takiego przed ołtarz zaciągnąć. No chyba, że szalonym z miłości...
- Ugh... i jeszcze pewnie by wróciła jakbym sobie ułożył życie co by mi wszystko rozwalić. Faktycznie gorsza opcja - musiał przyznać rację. Nie dość, że tkwiłby w zawieszeni czy ma żonę czy nie to jeszcze los płatać figle lubił i by na nią trafił w najgorszym możliwym momencie. Był to swego rodzaju plus, że się nie pobrali. Nie żeby ot tak wszystko wybaczył bo o tym mowy nie było bez rozmów, ale ciekawie spojrzeć na to pod innym kątem.
- Razem. Sporo czasu razem spędzamy - potwierdził bo jako super agent to musiał pilnować szefowej - i jej kariery, która musiała się podnieść na wyżyny. Nie ogarnął jednak od razu, że jego opowieść o odbiciu pracy została odczytana zupełnie inaczej. - Nietypowy sposób określenia odbicia pracy, ale jasne - choć on by nie nazwał Scarlet laską. Nie dlatego, że nią nie była, ale się bardzo starał nie patrzeć na nią jak na piękną kobietę - którą była - bo by się zwolnić musiał za takie nieprofesjonalne zachowanie. - Co? Nie. Nie mieliśmy i nie mamy romansu. Nasze stosunki są czysto profesjonalne... W większości. Chyba - bo niby były, ale Colton zachowywał się w tej pracy dosyć... komfortowo? Często nie traktował Callaway jak szefowej, nie skakał dla niej na posyłki itp.
- Brzmi jak konkurencja dla mnie - zauważył z małym rozbawieniem. Ktoś tutaj chce rywalizować o miano przegrywa. Teraz to się nawet zaciekawił! - Wiesz, jak wolisz bo nie zmuszę, ale przynajmniej miałbyś pewność, że przed Twoimi znajomymi Cię nie ośmieszę - bo ich nie znał. Nie miał pojęcia kogo Luke zna, a kogo nie, więc na pewno dalej takie historyjki by nie poszły niezależnie od tego jak Luke w nich by wyszedł. Taki plus ze spowiadania się nieznajomym.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Trudno było nie zgodzić się z tym, że ucieczka sprzed ołtarza bez żadnej wiadomości była dość jasnym sygnałem, że owa niewiasta nie chciała gadać. Chociaż Luke chyba dla zasady jednak by trochę taką pomęczył - ale Winfield był złośliwym uparciuchem, więc nie ma co go porównywać z Coltonem. Odpuszczenie ostatecznie wydawało się jednak całkiem rozsądną opcją. Przynajmniej wtedy, no bo jednak całkiem inaczej podchodziło się do pewnych spraw z większym dystansem.
- No i ekstra. Daj spokój z tymi ślubami. Moi znajomi, którzy hajtnęli się z takimi miłościami życia z liceum już są po rozwodzie. Na co komu, tylko hajs na prawnika trzeba wydać - stwierdził, no bo jednak do małżeństwa miał właśnie takie podejście na ten moment. Nie wiem co by się musiało wydarzyć w jego życiu, żeby zmienił zdanie. Pewnie poznać laskę, na punkcie której oszaleje. Oby z miłości! Prawda też była taka, że jako dzieciak porzucony przez biologicznych rodziców niemal patologicznie bał się odrzucenia. Gdyby jego narzeczona porzuciła przed ołtarzem, chyba by się załamał bo wszystkie jego traumy wróciłyby ze zdwojoną siłą. - Tia. Znaczy ta moja uciekinierka ucieka przed... innymi rzeczami - jedynie odchrząknął nerwowo, bo na ten temat jeszcze się wysprzęgli w dalszej części posta, odnośnie upokarzających historii. No bo o tym, że Cami zwiała sprzed ołtarza nie wiedział - ani o pierwszym, ani o drugim a tym bardziej o trzecim razie.
Tylko przytaknął z przekonaniem, kiedy Colton się z nim zgodził. Luke był samozwańczym mędrcem z doktoratem z życia pochodzącym z samonadania, więc umiał tu doradzić, tam podpowiedzieć. Jednak pracując za barem można wyciągnąć sporą dawkę wiedzy o ludziach.
- Aaa okej. Brzmiało tak jakbyście ze sobą sypiali - stwierdził bez ogródek, bo to bezpośredni człowiek jednak był. - Chociaż to "chyba" nie brzmi przekonująco - dodał patrząc na niego podejrzliwie. Skoro on był młody, jego pracodawczyni była młoda i pewnie ładna, to aż się prosiło o jakiś romansik. No ale to był Luke, kompletnie nie kumał tych wszystkich konwenansów i tego, że niektórych rzeczy w życiu po prostu nie wypada robić.
- Nah, no dobra - no dał się przekonać, mimo że Colton przecież dziury w brzuchu mu nie wiercił. No ale Winfield już taki był - lubił gadać i nie miał większych oporów żeby opowiedzieć nowopoznanej osobie historię swojego życia. Zwłaszcza wtedy, nikt go o to szczególnie nie prosił. - No to miałem ostatnio z tą moją uciekinierką taką wiesz, akcję - spojrzał na Coltona porozumiewawczo, żeby ten nie miał absolutnie żadnych wątpliwości o jaką akcję chodzi. - Wbiegła mi pod prysznic z psem, no nieważne. No i tam sobie działamy, a ta nagle wypaliła, że zostawiła żelazko na gazie i wybiegła - no nie umiał powstrzymać śmiechu kiedy sobie przypominał o tej sytuacji. - I wiesz co? Ja głupi byłem w takim szoku, że już miałem za nią wołać czy wróci jak zdejmie z gazu to żelazko. Ale debil - dodał z lekką nutką samokrytyki i oparł się łokciem o dach samochodu strzelając porządnego facepalma. Na swoje usprawiedliwienie miał chyba jedynie to, że w tamtym momencie jego krew na pewno nie znajdowała się w mózgu heheh. To i funkcje myślenia miał odłączone.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Taki mam zamiar i na tą chwile idzie bardzo dobre - z brakiem ślubu oczywiście. Serio nie miał zamiaru drugi raz próbować. W dodatku argument o licealnej miłości i rozwodzie tylko go w przekonaniu utwierdzał. Oczywiście już od paru lat był w stu procentach przekonany, że nie da się nigdy zaobrączkować, ale dobrze czasem się utwierdzić tak na dwieście procent. Nawet nie brał pod uwagę tego, że jakaś panna może mu tak w głowie zawrócić, że sam się oświadczy. Albowiem skoro do tej pory się nie pojawiła to już marne szanse. Nie żeby Brooks czekał jakoś wielce.
- Sorry, za wprowadzenie w błąd. Nie sypiamy razem - naprawdę jakby gadał o codziennym obiedzie, a nie osobistych sprawach. Pewnie przed kumplami aż tak by się nie spowiadał, no ale Luke to nawet Scarlet nie znał. Poza tym Colton nie kłamał, prawda? Co innego jakby łgał na ten temat. Ale on nie z tych. Wszak musi dbać o wizerunek Callaway, a romans z agentem raczej jej nie pomoże. - To "chyba" nie jest w kontekście romansu. Powiedzmy, że jakbym zachowywał się tak jak zachowuję w innym miejscu pracy to bym dawno został zwolniony. Bywam dosyć bezpośredni i nigdy nie traktowałem żadnego szefa jak kogoś ważnego. Może być na tym samym poziomie jak ja lub niższym, ale wyżej tacy osobnicy nie stoją. Tak więc Scarlet traktuję jak równą sobie po prostu - w sumie nie był pewny czy dobrze to wytłumaczył, ale fakt faktem zachowywał się jak zawsze przy niej i w wielu poprzednich robotach wylatywał za coś takiego... za wielkie ego jakiegoś szefa, o. Bo przecież nie za domniemane chamstwo Coltona, pfff. - Przykładowo kiedyś... w sumie dawno bo niemal na samym początku naszej współpracy, poprosiła abym przyniósł jej kawę z kawiarni. Byłem i jestem agentem, a nie asystentem, więc co prawda poszedłem po tą kawę, ale wypiłem po drodze by pokazać różnicę w zawodzie - między agentem, a asystentem. Do dzisiaj się dziwił, że nie został zwolniony już wtedy, ale zdarzyły mu się gorsze "wpadki" niż jakaś tam kawa, która notabene mu nie smakowała, ale czego to się nie robi dla zasady.
Nawet ciekawie mu się tak rozmawiało. Nie dość, że sam się trochę nagadał - jak nie on - to i Luke'a nie trzeba było przekonywać do jakichś anegdotek. Nie pamiętał kiedy ostatnio - o ile w ogóle - miał okazję pogawędzić i pomarudzić bez wizji ewentualnych konsekwencji. Za to ani trochę nie spodziewał się tego co usłyszał. Serio brzmiało to jak z jakiegoś sitcomu bo sam Colton w tej chwili nie mógł uwierzyć - ale jak w końcu do niego dotarło to sam ze śmiechu prychnął.
- Brzmi jak niezłe ziółko. Jakby kto chciał ją tłumaczyć to by mógł powiedzieć, że chociaż domu nie spali, ale... wow - nawet nie pytał czy wróciła bo stawiał z góry na nie. - Gadaliście potem o tym czy zignorowany temat z nadzieją, że się nie powtórzy? Można rzucić "hej... a niech się pali!" - niby był rozbawiony, ale dalej nie dowierzał w taką scenę. Kobiety to jednak serio myślały inaczej.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Podobno miłość i sraczka przychodzą znienacka. No i to, co łączyło te dwie rzeczy to również to, że ani jedno ani drugie nie było ani trochę przyjemne. Powodowało ból brzucha i ciągły strach. No kto by sobie fundował na własne życzenie coś takiego? Takich nieprzyjemności się unika, a kiedy czujesz dziwne owady w podbrzuszu, to trzeba szybko wiać gdzie pieprz rośnie, a nie jarać się, że to motyle jakieś.
- A, okej. Ale co, czegoś jej brakuje? - drążył temat, bo w sumie zaciekawiło go to. Może Colton agentował jakieś starszej i brzydkiej babce, nie wartej zachodu? Jakoś nie połączył wątków, że może Colton nie sypia ze swoją szefową, bo to - i tu werble - jego szefowa. I takie akcje mogą być bardzo niebezpieczne i niekomfortowe w kontekście dalszej współpracy. Ale cóż, powiedzmy, że Luke nie miał zbyt rozwiniętej wyobraźni na tym polu.
Wysłuchał uważnie kolejnych słów Coltona. Nawet lekko się uśmiechnął, bo sam często bardzo podobnie zachowywał się w swojej robocie. Czasami zastanawiał się, czemu jeszcze go stamtąd nie wyrzucili. Pewnie dlatego, że ludzie go po prostu lubili, a szkolenie nowego pracownika trochę jednak kosztowało. No i wtajemniczanie nowej osoby w to, co działo się w kuluarach Shadow, niosło za sobą pewne ryzyko.
- Haha, dobree - aż wystawił dłoń w kierunku Coltona, żeby przybić mu piątkę, kiedy ten opowiedział o tym jak dobitnie zaprezentował różnice pomiędzy byciem asystentem a agentem. - Cholerny mistrz zła z Ciebie. I co, zrozumiała różnicę? - dopytał unosząc rozbawiony brew. Był ciekaw tego jak skończyła się ta historia, bo pewnie nie jeden szef uznałby coś takiego za obrazę majestatu. - No bo rozumiem, że nie uniosła się dumą ani nic takiego i dalej pracujesz dla tej samej Scarlet. To w sumie o niej dobrze świadczy - stwierdził. No bo ileż pisarek o imieniu Scarlet może żyć w Lorne Bay lub okolicach?
Właśnie to chyba było najlepsze w tej rozmowie - brak konsekwencji i wizja, że kiedy panowie się rozejdą, będzie tak jakby ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Każdy rozejdzie się w swoją stronę, aby dalej nie brać ślubów, nie romansować z szefowymi ani nie uprawiać seksu z uciekającymi współlokatorkami.
- Nooo, niezłe z niej ziółko, niezłe - westchnął, bo chcąc nie chcąc tamta sytuacja jednak wsiadła mu na łeb i bardzo ciężko było mu o tym nie myśleć. - No tak, to że nie spali domu to przydatna funkcja, zwłaszcza że razem mieszkamy - wyjaśnił, bo nie pamiętał czy wtrącił gdzieś na głos ten ważny jednak szczegół. Ważny w kontekście tego, że żadne nie zamierzało się z tego mieszkania wyprowadzać, mimo obecnie dość kiepskiej atmosfery w mieszkaniu. - No co Ty, jasne że nie gadaliśmy. No bo o czym tu gadać? Zaczęliśmy się unikać... ale serio, stary, do tego stopnia że raz wlazła do szafy kiedy wróciłem wcześniej do domu - i dalej się śmiał, bo jednak no zdawał sobie sprawę z absurdalności tej sytuacji z Cami. A najgorsze w tym wszystkim było to, że im dziwniejsze akcje mu odwalała, tym bardziej go do niej ciągnęło.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Colton powinien usłyszeć te piękne porównanie bo by mu się wryło w pamięć i przypominałby sobie o tym za każdym razem - i by się krzywił nie bez powodu... jeszcze bardziej niż teraz. Porównanie bardzo w punkt!
- Hm... - i tu się musiał poważnie zastanowić. Na samym początku ich współpracy miał ogólny zgrzyt, że to przyjaciółka Cami. Szybko się okazało, że Scarlet była inna i sama nie miała zamiaru mieszać relacji prywatnych z zawodowymi. I przez dłuuugi czas - aż do tego roku w sumie - po prostu traktował ją jak szefową i tyle. Dobra... jego "traktowanie jak szefa" odbiegało od społecznych norm bo się jednak nie podlizywał i traktował każdego jak równego sobie, a nie kogoś lepszego, no ale jednak profesjonalnie podchodził. Jako tako. Tyle, że w tym roku jakby zauważył, że Callaway jest kobietą - tak, też szok przeżył! Kto by się spodziewał? Nic to nie zmieniało teoretycznie. Wciąż był super agentem, ale jakoś tak... Sam nie wiedział. - Niby niczego jej nie brakuje - zaczął bo hej... Luke niczego Scarlet nie wygada, prawda? Z tego co się orientował to się nie znali. - Jest... jak to mówią "piękna" i kształtna - wina instagrama, a Colton nie żył w jaskini by nie mieć internetu. Zajmował się wizerunkiem, prawda? - Ale pracujemy razem. Nie macza się pióra w służbowym kałamarzu, czy jak to tam leciało. Same komplikacje by powstały, a one są męczące. O, to chyba nie wspomniałem o najlepszym... Przyjaźni się z tą, która mnie zostawiła przed ołtarzem - dotarło do niego, że chyba o tym mówił, a to również byłby ogromny problem. Po co komplikować jak jest dobrze jak jest? Przecież nie pałał jakąś miłością do Callaway, prawda? Martwił się jak normalny człowiek. I wcale nie zazdrość przemawiała za nim jak gawędził sobie z Harper o eksie szefowej.
- Dzięki. Dobrze spotkać kogoś kto potrafi to docenić - wątpił aby Scarlet to doceniła, ale nie miał zamiaru być jakiś chamski. Po prostu sobą był i lepiej, że poznała jego sposób bycia dosyć szybko. Przynajmniej nigdy jej nie oszukiwał. - Jak zauważyłeś wciąż u niej pracuję, więc zrozumiała. Chociaż zdarzają się zgrzyty, ale to jak w każdej relacji - zarówno zawodowej, jak i prywatnej. - Ta. Nie jest zła - przyznał bo pewnie powinien się cieszyć, że go wtedy nie zwolniła. No, ale on mało kiedy radość okazywał. To też ich różniło z Callaway. Wydawała mu się o wiele bardziej "skowronkowata" niż taki posępniak tutaj.
- Wow, wow, wow. Mieszkacie razem? To już ten etap? - rzucało to więcej światła na relację. A może więcej pytań? Jasne, nie musiał znać szczegółów i pytać nie będzie, ale naprawdę ciekawe. - Łatwiej uciec od poważnych rozmów jak się ma swój kąt na drugim końcu miasta - nie żeby zaraz zachęcał do wyprowadzki bo jeszcze nie wiedział kto kogo zaprosił, czy może to jakaś przysługa albo przypadek. - Do szafy? To niezła z niej uciekinierka - ciężko było się nie zaśmiać na taką wizję. Kto się chowa w szafie? Choć ciekawy pomysł. Brooks jednak by tego nie zniósł. Musiałby kawę na ławę wyłożyć bo on z tych co muszą wiedzieć i niedopowiedzenia go męczą. W przeciwieństwie do koła, którym się już zajął, ale fakt faktem rozmowa była interesująca. Tak samo jak brak konsekwencji, a oboje z siebie mogą wyrzucić sprawy, o których pewnie mało kto wie. - Chyba Ci się to podoba? - zauważył bo to jego rozbawienie było takie... pozytywne? Różne rzeczy ciągnęły do przeróżnych ludzi.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Colton zdecydowanie powinien dostać order spostrzegawczości za uświadomienie sobie, że Scarlet jest kobietą! No ale tak serio, to Luke byłby w stanie to zrozumieć. Sam może nie był w analogicznej sytuacji, ale miał za to pełno koleżanek, które w jego świadomości nie istniały jako kobiety, a spoko kumpelki. A i Luke co prawda był gadułą, ale lojalność wobec kumpli mimo wszystko była jedną z jego niewielu, ale jednak zalet. Nawet, jeśli tego kumpla poznał przypadkiem raptem pół godziny temu.
Pokiwał z uznaniem, kiedy Colton wspomniał o zaletach Scar. I o ile "piękna" było raczej kryterium subiektywnym, tak każdy facet wiedział, co kryło się za sformułowaniem "kształtna".
- No, stary. To na bank coś jest nie tak z charakterem tej Twojej Scarlet. Trafienie na laskę, która jest dyszką i jeszcze na dodatek nie ma kiepskiego charakteru, to jak wygranie na loterii - szansa jeden na milion - zawyrokował. No cóż, jak się zazwyczaj przyciągało same wredoty, to człowiek nie wiedział że normalne panny też istnieją. - Ale poetycko to ująłeś. Ja znam powiedzenie, że gdzie się mieszka i pracuje, tam się chujem nie wojuje. No i w sumie pasuje i u mnie i u Ciebie. Ale Twój kałamarz też brzmi spoko. Można tego użyć w bardziej cywilizowanym towarzystwie, na rodzinnym obiedzie, czy coś -  rzucił bez zastanowienia. Tak, tak, Luke, bo przecież każdy rozmawia na rodzinnym obiedzie z mamą i tatą o tym, w czyim kałamarzu aktualnie macza swoje pióro. - Serio? I co, chodzicie sobie razem do kina? Albo na double date? - roześmiał się, bo jednak faktycznie sytuacja Coltona była niecodzienna. No a zazdrość straszna rzecz, Luke mógł potwierdzić. Bo za swój niekontrolowany wyrzut zazdrości za jakiś czas od tej gry skończy z przestawionym nosem, a sprawcą będzie nie kto inny jak właśnie Cami. - No to jak po czymś takim Cię nie zwolniła, to nie wiem co by się musiało stać. Chyba tylko jakiś nieudany romansik, skoro już w tych klimatach jesteśmy - wzruszył ramionami. Brzmiało to tak, jakby ta cała Scarlet była naprawdę w porządku. Nie była jakimś dumnym uparciuchem, która za wszelką starała się postawić na swoim.
- Nie, nie - odparł szybko na temat wspólnego mieszkania. - To znaczy tak. Znaczy nie. No dobra, w sumie to tak - ostatecznie i definitywnie. Jak widać pytanie "mieszkacie razem?" wymagało głębszego zastanowienia. - Mieszkamy, ale przypadkiem. Po prostu wynajmujemy pokoje w tym samym mieszkaniu - uściślił, ileż wycisku go ta odpowiedź kosztowała! - No właśnie tego kąta brak... Ale nie chcę się wyprowadzać. Ona chyba też nie. No i mamy razem psa, to też wszystko komplikuje... - no bo to trochę jak z dzieckiem, nie ma dobrego rozwiązania żeby nie ucierpiało w takiej sytuacji. A Luke tak pokochał tego psiaka, że był gotów napierdalać się o niego w sądzie. - Podoba, bawi... Trochę też wkurwia, bo jednak takie akcje... No wiesz. Potrafią namącić w głowie - dodał, cicho wzdychając. Tylko drugi facet potrafił zrozumieć drugiego, w którego życiu nagle pojawia się taka mąciwoda, która wywraca do góry nogami... różne rzeczy.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Powinni się cieszyć, że taki Luke i Colton nie widzieli kobiety w każdej kobiecie. Przynajmniej nie latali za każdą i dało się z nimi normalnie pogadać. No, sami z sobą potrafili, więc pewnie z płcią piękną, którą za taką nie uważają to również dobrze sobie radzą. Jak dla Coltona to właśnie te relacje z dziewczynami, w których nie widzieli płci przeciwnej były tymi mniej skomplikowanymi. Jak dostrzegasz płeć to już się zaczynają niektóre sprawy komplikować. Łatwiej było jak Scarlet była Scarlet, a nie kobietą-Scarlet.
Musiał się też chwilę zastanowić nad tym co usłyszał bo nie wiedział co powiedział wcześniej, iż wyszło, że to ze Scar jest coś nie tak. Raczej uważał, że to z nim jest gorzej, a ona była tą normalną i zdecydowanie radośniejszą od niego.
- Hmmm... Czy ja wiem? Nikt ideałem nie jest. No i ideał byłby w sumie nudny - na pewno byłby w stanie wymienić sporo wad Callaway, ale czy byłoby ich więcej niż pozytywów... jakby tak mu się chciało to pewnie tak, ale szczerze to te pozytywy na tą chwilę przychodziły mu do głowy zdecydowanie łatwiej. No i nie kłamał co do ideału. Ideał byłby idealny pod każdym względem, ale nie sądził aby tego chciał. Nie byłoby wtedy wyzwania i... cóż, nudziłby. - Hahah, dobre. Muszę zapamiętać bo Twoje zdecydowanie lepiej to obrazuje - przyznał choć faktycznie przy rodzicielce by tego nie powiedział. Nie, że się bał, no ale przy mamie to się języka kulturalnego trzymał. I cierpiał kiedy musiał wychodzić aby zapalić. Ech... jednak go wychowano za dobrze. - To chyba bym wolał abyś jednak mnie zadźgał za zakrętem... - zażartował z czarnym humorem na myśl o podwójnej randce, gdzie druga strona miałaby w sobie Cami. Straszna myśl! A zabawna jak się pomyśli, że on i Luke mogliby na takiej być po przeciwnej stronie stołu. Ależ by się zdziwili. - Jest okej. Nie kusi mnie sprawdzanie jak daleko się mogę posunąć bo nawet jak się nie staram to z jakichś powodów potrafi się na mnie denerwować - a w 8 na 10 przypadków albo nie wiedział za co, albo serio nie miał złych zamiarów. Widać posiadał po prostu talent do denerwowania szefowej.
- Skomplikowane już widzę - skomentował jak tylko Luke zaczął z "tak, nie, tak, nie" czy razem mieszkają. Nie wiedział, że zadał tak trudne pytanie. No, ale sam powinien wiedzieć, że różne sprawy bywają skomplikowane. A relacje to już najbardziej. - Wow, wow, wow... Wspólne przypadkowe mieszkanie, okej. Rozumiem, zdarza się. Jak w komediach romantycznych. Ale jak to się stało, że macie razem psa? - może Brooks nie wyglądał, ale zwierzęta uwielbiał i jak już to do psiarzy można go zaliczyć, więc tutaj walkę o psiaka by ogarniał i popierał w milionie procent. Ale jak to się stało, że mieli go wspólnie? Przygarnięty razem? Też przypadek? - Taaa... W pewien sposób rozumiem. Przy takiej pewnie ciężko przewidzieć co może zrobić. A jak mąci to się tylko więcej o niej myśli - czy bawi czy wkurza, to miało w sobie "to coś" co przyciągało uwagę. Relacja była wtedy jakaś ciekawsza - mimo, że często irytująca, ale jak się pozbyć tej pozytywnej części kiedy się nie. W końcu wkurzanie zmienia się w westchnięcia i zdania "ach... cała ona" wypowiadane z uśmiechem.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Sto procent prawdy, kiedy koleżanka stawała się kobietą, wszystko się komplikowało. Luke miał pełno eks kumpelek, z którymi znajomość zakończyła się właśnie przez to, że ta granica została przekroczona. Bo jakkolwiek by się nie zaklinało rzeczywistości, to jeśli już raz przekroczy się tę granicę i pójdzie się do łóżka, to już nie ma powrotu. Taki one way ticket w znajomości.
- Okej, czyli znasz laskę, która jest piękna, kształtna i jeszcze nie ma z nią nudy. Staryy, nie spierdol tego - o taką radą posłużył specjalista ds. rozpierdalania każdej relacji, w jakiej kiedykolwiek był. Poklepał po kumpelsku Coltona, jakby chciał mu dodać otuchy, no bo jednak miał nosa do takich spraw i wyczuwał, że Scarlet gdzieś tam się w jego głowie zagnieździła. A podwójna randka Colton-Scarlet-Luke-Cami byłaby zabawna heheh. Problem z tym, że trzeba by się najpierw ogarnąć z tym czego się chce, a do tego długa droga!
- Może ona też uważa, że jesteś kształtny i to ją wkurza, więc się na tobie wyżywa - rzucił luźno w eter, bo z kobietami to jednak różnie bywało. Były i takie okazy, które ciągle tylko kąsały i kąsały, bo chciały tym przykryć to że typ im się podoba. Nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedziały!
I życie, i relacje Luke'a były skomplikowane. Problem polegał na tym, że często sam do tych komplikacji prowadził , sprawdzając gdzie leży granica i co się stanie po przekroczeniu jej. Zdrowe relacje i związku? Meh, nuda!
- Znalazła go na śmietniku i przytargała do mieszkania. No i co zrobisz, przecież nie oddasz takiego psiaka do schroniska, więc tak się kręci ten cyrk - no i naturalnie i jedno, i drugie się do małego kundelka przywiązało, więc odpuścić też trudno. Nawet pomimo gęstniejącej atmosfery w mieszkaniu. - To co ona zrobi, to jedno. Najgorsze jest to, że ja sobie przestaję ufać - westchnął, głośno wypuszczając powietrze z ust. Stan, w którym człowiek traci zdrowy rozsądek, był bardzo niebezpieczny i wiązał się z wieloma ryzykami. Kto by chciał z własnej woli wpakować się w coś takiego!
Kiedy tak dywagowali, panów w końcu złapał zmrok. Luke poczuł, że jakaś tam część ciężaru spadła mu z barków. Czasami jednak łatwiej było przegadać coś z obcym człowiekiem. No ale w końcu trzeba było ruszać dalej, dlatego Winfield podziękował za pomoc rzucając na koniec, że kto wie, może jeszcze kiedyś się spotkają!

/zt x 2 <3
Colton Brooks
ODPOWIEDZ