dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Praca jako dyspozytor potrafi być trudna. Niby postępujesz zgodnie z procedurami, ale musisz mieć w głowie całe te tomy procedur, bo przecież w trakcie wezwania nie masz czasu na wartowanie segregatora, ale to dobrze, że udało się Timowi znaleźć zajęcie, które pozwala mu poczuć się potrzebnym w życiu, a nie tylko tym, który ciągle pomocy innych potrzebuje. Inwalida ma poczucie ogromnego długu do spłacenia, bo mimo jego gorszych momentów, najbliżsi cały czas trwali i służyli mu pomocą.
Bardziej prozaiczną trudnością związaną z wykonywaną przez Callawaya pracą, jest fakt, że ludzie dzwonią na telefon alarmowy przez całą dobę, a więc zdarza mu się też pracować na nocną zmianę. Niby i tak ma problemy z bezsennością, bo kto normalny przespałby osiem godzin w jednej pozycji, więc dla mężczyzny nie jest to tak trudne, jak dla kolegów z pracy, ale jednak po takim nocnym dyżurze, szczególnie gdy zdarza się cięższa dniówka, to po powrocie do domu jest cieniem samego siebie. Na szczęście dom rodzinny, w którym z przyczyn zdrowotnych Tim nadal mieszka, jest na tyle duży, że ani jemu nikt nie przeszkadza w odsypaniu, ani on też nie jest problematyczny dla współdomowników.
Często jest tak, że gdy w godzinach wczesnopopołudniowych wyjeżdża z pokoju, to dom prawie dosłownie świeci pustkami. Tak było i dzisiaj, gdy kręcił się po kuchni, by przygotować sobie kawę i coś do zjedzenia. Już dawno minęły te czasy, gdy o tej porze wracały ze szkoły jego młodsze siostry. Dziś prawie wszystkie opuściły już rodzinne gniazdo i tylko Timothy ze względów zdrowotnych tak długo zabawił w rodzinnym domu. Ostatnio pracuje nad zmianą tego stanu, ale tymczasem cieszył się spokojem, gdy niespodziewanie usłyszał dzwonek do drzwi. No gosposi to rodzina Callaway nie miała, więc wymanewrował wózkiem i pojechał sprawdzić, o co chodzi.
- Dzień dobry. - powiedział automatycznie, a dopiero chwilę później podniósł wzrok na twarz niespodziewanego gościa, co dało mu możliwość rozpoznania w kobiecie współpracowniczki swojej matki, którą zresztą znał od szczenięcych lat. - Cześć... kopę lat. - poprawił się, a na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Już od jakiegoś czasu przyłapywała się na tym, że kiedy działo się coś nieprzewidzianego, nie do końca przyjemnego, z czym nie potrafiła sobie poradzić na własną rękę (a przynajmniej była przekonana o własnej niesamodzielności z początku), jej pierwszym odruchem było szukanie pomocy u Jenny. Miała wrażenie, że to zaczęło się już jakiś czas temu, być może nawet krótko po tym, jak Mama umarła i wszystko zaczęło się trochę sypać. Jenny była jedyną dorosłą kobietą, do której Kayleigh miała prawdziwe zaufanie. I jasne, miała starszych braci i starsze siostry, z którymi dzieliła ją różnica wieku na tyle duża, aby byli dorosłymi w czasie, gdy Kayleigh była wciąż jeszcze gówniarą, ale to było mimo wszystko jej rodzeństwo i na dodatek młodzi dorośli, którzy sami ledwo zaczynali ogarniać świat totalnie po swojemu. Kay ufała im, ale nie czułaby się w porządku, zwalając im na głowę ze swoimi problemami i pytaniami o to, jak działa życie. Jenny była miła, ciepła, otwarta i posiadała własne dzieciaki – nic dziwnego, że wydawała się naturalnym wyborem, gdy potrzebowało się dobrej rady.
Przez te wszystkie lata niewiele się w tej kwestii zmieniło. Wprawdzie gdy Kay studiowała, a potem pracowała w Cairns, nie przychodziła już tak często do Callawayów w poszukiwaniu rozwiązań dla swoich życiowych problemów, ale najwidoczniej pewne wypracowane odruchy są w stanie przetrwać w hiberancji przez jakiś czas. Bo teraz, kiedy potrzebowała pomocy w pewnej drobnej, małej kwestii związanej ze sprawami dorosłych pierwszą osobą, o której pomyślała, była właśnie Jenny. Dlatego pofatygowała się do niej pod pretekstem pochwalenia się swoimi robótkami ręcznymi (Kay uczyła się szyć, żeby nie być totalnie lewa w praktycznej stronie biznesu, który obie od niedawna prowadziły), w rzeczywistości chcąc poruszyć więcej kwestii niż tylko swoje nierówne szwy… Szkoda tylko, że nie przeszło jej przez myśl, żeby się przynajmniej zapowiedzieć.
- Eee… - odpowiedziała elokwentnie, kiedy drzwi otworzyła jej nie-Jenny. Nie powinno to być dla niej zaskoczeniem, w końcu w tym domu nie mieszkała tylko mama Callaway ale też cała jej rodzina… Tylko z jakiegoś powodu Kay nie była przygotowana na to, że spotka kogokolwiek innego poza swoja biznesową wspólniczką. - Cześć! – udało jej się pozbierać względnie szybko i przywołała na twarz sympatyczny, szczerzy uśmiech. - Jest może Jenny? To znaczy mama… Twoja, wiadomo, nie moja… – dorzuciła i dopiero po czasie zdała sobie sprawę, że być może ta ostatnia wstawka mogła być odczytana jako dość czarny żarcik, biorąc pod uwagę, że jej mama nie zyła, więc siłą rzeczy nie mogła przebywać w tym domu. Przynajmniej nie ciałem. Kayleigh nie gardziła czarnym humorem, ale rozumiała, że nie każdy mógł to podzielać.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Jenny miała taki wyjątkowy dar, który polegał właśnie na tym, że wielu młodych ludzi, takich w przedziale wiekowym jej własnych dzieci, obdarzało ją zaufaniem i chętnie spędzało czas nie tylko z rodzeństwem Callaway, ale również z ich matką. Timothy nie mógł mieć pewności czy chodziło o wyjątkowe wypieki, które niemal codziennie można było znaleźć w przestronnej i widnej kuchni, czy o powierzanie jego rodzicielce swoich problemów. To znaczy, w jednym przypadku wiedział, że Jenny nieoficjalnie pełniła rolę matki zastępczej i, prawdę mówiąc, nigdy nie miał z tym problemu. Już jego rodzeństwa było tak dużo, że od najmłodszych lat musiał nauczyć się tego, że rodzice dzielą swoją uwagę między wszystkie dzieciaki a tym najmłodszym siłą rzeczy, poświęcało się jej najwięcej. Poza tym już w dorosłym życiu przekonał się, że mama i ogólnie cała rodzina w razie potrzeby są w stanie poświęcić dla niego naprawdę dużo.
W związku z tym nawet dziś nie dziwił się, gdy widział Jenny w towarzystwie dziecka Mattie, czy właśnie kiedy dowiedział się, że matka podjęła współpracę z jego znajomą z dzieciństwa. Kayleigh była bardziej koleżanką jego sióstr, ale nie można powiedzieć, że w okresie dorastania byli sobie obcymi osobami. To musiało być korzystne dla obu stron, w pierwszym przypadku mogło chodzić o to, że własne dzieci nie sprowadziły jej jeszcze na świat wnuka, a w drugim — mogła się rozwijać, kiedy już w końcu nie trzeba było myśleć o obiadach dla dzieciaków, które wracały ze szkoły, ciągłym praniu tych niekończących się stosów brudnych ubrań i upewnianiu się, że któreś z nich czegoś nie nabroiło. Kibicował matce w tym biznesie, a więc pośrednio również za Kay trzymał kciuki, nawet jeśli nie widzieli się od co najmniej pięciu lat.
- Wybacz Kayleigh, nie zdążyłam nałożyć makijażu, bo stary znów nie mógł znaleźć skarpet do pary. - powiedział żartobliwie, naśladując ton matki. No bo co? Będą się tak patrzeć na siebie w niezręcznej ciszy?
W domu nie mieszkało już tak wiele osób. Timothy po wypadku został w rodzinnym domu, bo tutaj było po pierwsze najbezpieczniej w tej początkowej fazie po kontuzji, która go spotkała, a po drugie najwygodniej, z racji dużych przestrzeni, więc nie było takiego dużego ryzyka, że zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Choć mogłoby się wydawać, że gorzej już być nie może.
- Być może gdzieś jest, niedawno wstałem. - stwierdził, przeczesując palcami nierozczesane jeszcze włosy. Może wróci do bardzo krótkiego obcinania się, to oszczędzało tego typu widoków, gdzie jego głowa wyglądała, jakby jakiś ptak uwił sobie na niej gniazdo. - Jeśli chcesz zaczekać, to mogę do niej zadzwonić? Zaraz się wszystkiego dowiemy. - zaproponował.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Od pewnego czasu miała silne postanowienie być znacznie lepszą wersją siebie – pewniejszą siebie, odrobinę bardziej zdecydowaną, nieco mniej ciapowatą i chaotyczną niż do tej pory… Każda z tych rzeczy wydawała się być poza jej zasięgiem, a ta ostatnia – o, zgrozo - zdecydowanie najbardziej. Kayleigh była żywym uosobieniem chaosu, nieskoordynowanej energii, której nie potrafiła ogarnąć sama. Nawet płynąc z prądem, potrafiła zboczyć z kursu i wpaść w wir zamieszania. Próbowała z tym walczyć. Czuła, że powinna, skoro teraz była współwłaścicielką poważnego biznesu i przynajmniej w teorii wypadałoby, żeby była względnie odpowiedzialną i zorganizowaną dorosłą… Prawda? No bo na litość, była księgową, a księgowe zdecydowanie powinny być zorganizowane, poważne i totalnie niepogubione! Stereotypy były stereotypami nie bez powodu.
Dlatego nie pozwoliła sobie na pogubienie, kiedy zamiast Jenny (której z jakiegoś powodu się spodziewała, mimo że nie uznała za stosowne zapowiedzieć swojego przybycia), na progu zobaczyła Tima. Przywołała na twarz uśmiech, wzięła głębszy oddech, odruchowo przygotowując się na wejście w rolę kobiety, która wcale nie robi z siebie idiotki… A wtedy zupełnie naturalnie sprawił, że parsknęła pod nosem z rozbawienia.
- Kurczę, Jenny, a skąd ty masz nagle takie duże oczy? I ostre zęby, i spiczaste uszy! – i to by było na tyle odnośnie bycia dorosłą i nie robienia z siebie totalnej idiotki, nie? Celowo nawiązała do bajki o Czerwonym Kapturku (i miała szczerą nadzieję, że Tim się zorientuje i tym samym Kay nie wyjdzie na jeszcze większą idiotkę, niż była w rzeczywistości), bo to była pierwsza rzecz, jaka jej się skojarzyła z tą sytuacją… Jakkolwiek mogło to o niej świadczyć.
- Hm… - przez moment zastanowiła się nad przyjęciem jego propozycji. Z jednej strony faktycznie przyszła tu, licząc na to, że zastanie Jenny, ale z drugiej strony nie wymagała przecież od Mamy Callaway, aby zawsze była tam, gdzie spodziewała się ją zastać Kayleigh Fitzgerald. Na pewno miała swoje zajęcia, miliony własnych spraw na głowie, ambicje, hobby, plany, zainteresowania. Odrywanie ją od tego wszystkiego tylko dlatego, że w danym momencie Kay miała właśnie takie widzi-mi-się wydawało się okropnie niewłaściwe. - Nie, to nie jest chyba aż tak ważne, żeby jej zawracać specjalnie głowę… Zresztą… Może ty masz chwilę? – zapytała uprzejmie i w ramach zachęty uśmiechnęła się szeroko. Nie miała bladego pojęcia, czy jej szeroki uśmiech był zachęcający, ale szczerze na to liczyła. No i na to, że ktoś znajdzie dla niej przynajmniej chwilę.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Timothy ma nikłe, żeby nie powiedzieć, że żadne pojęcie o księgowości. W ogóle liczby nigdy nie były jego mocną stroną, no, chyba że chodziło o ucinanie kolejnych setnych sekundy w szybkości przepłynięcia basenu sportowego. Jeśli już miałby kiedyś prowadzić rodzinny biznes zwany winnicą — co jest praktycznie niemożliwe, biorąc pod uwagę jego brak chęci i liczbę rodzeństwa, które być może bardziej o tym marzy — to część związaną z księgowością i pilnowaniem tych wszystkich spraw finansowych oraz koncesyjnych, zleciłby komuś wykwalifikowanemu, kto z powodu braku odpowiedniej wiedzy nie wpędziłby go w jeszcze większe tarapaty. Pewnie bardziej zaufałby księgowej w idealnie skrojonej garsonce i grubych okularach na nosie, niż osobie ciągle chodzącej z głową w chmurach, ale ostatecznie chodzi jednak o prawidłowo wykonaną pracę, a nie o wszystko, co dzieje się w życiu tej osoby poza nią. Poza tym u mamy Callaway to Kayleigh zawsze będzie miała troszeczkę fory i akurat w przypadku tej współpracy dziewczyna nie ma się o co martwić. No, chyba że Jenny jako szefowa czy chociażby wspólniczka, jest zupełnie inną osobą, niż w rodzinnych pieleszach. Może jest szefową, która chętniej rozdaje rózgi, niż pochwały. Mało to prawdopodobne, ale Timothy nigdy nie pracował zawodowo z matką, więc nie może wykluczyć takiej możliwości. Ojciec to potrafi być wymagającym szefem, nie chciałby dla niego pracować, ale z Jenny mogłoby być okej, oczywiście o ile w ogóle znałby się na tych wszystkich fatałaszkach, które one szyją w firmie.
- Myślisz, że powinnam je sobie zoperować? Mąż poznał ostatnio chirurga plastycznego, podobno jakaś medyczna gwiazda. Ma przyjść niedługo na kolację, to może do niego zagadam. - również się zaśmiał, kontynuując udawanie swojej mamy i odruchowo dotknął swoich uszu, które przecież nie były aż tak bardzo spiczaste. No dobra, w dzieciństwie miał kompleks odstających uszu, bo wyróżniał się na tle większości dzieciaków, ale dawno już z tego wyrósł, tak mu się przynajmniej wydawało...
Jeśli Kay przyszła niezapowiedzianie, to może rzeczywiście chodziło o coś poważnego, właśnie dlatego Timothy zaproponował pomoc. Z drugiej strony mogły być właśnie umówione, a pani Callaway w natłoku codziennych obowiązków, zwyczajnie o tym zapomniała. Zdarza się najlepszym.
- Jak uważasz. - skinął głową. - Może zresztą niedługo wróci, więc pewnie, wejdź, pogadamy. Właśnie zaparzyłem świeżą kawę. Napijesz się? - zaproponował, gdy odsunął się od drzwi, by szatynka mogła bez utrudnień w postaci wózka inwalidzkiego, przekroczyć próg domu. A potem udali się do kuchni,
- Co słychać? Jak Ci się pracuje z mamą... to znaczy Jenny... - teraz to on się odrobinę zakręcił.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chciała wierzyć w to, że Jenny nie zaproponowałaby jej współpracy, gdyby ani trochę w nią nie wierzyła. W końcu znała Kayleigh, odkąd ta była małym dzieciakiem, jeszcze bardziej żywiołowym, roztargnionym, chaotycznym i energetycznym niż teraz. Mogła wiedzieć, czego się po małolacie spodziewać, zwłaszcza że sama Kay nigdy nie bała się odkrywać przed nią własnych wad, kompleksów i generalnie niemal wszystkich kart. Jenny była dorosłą i była mamą – ale nie jej własną mamą, w związku z czym nie trzeba było ukrywać przed nią tych wszystkich rzeczy, jakie przez wzgląd na rozsądek lepiej było ukrywać przed własnymi rodzicami. Znacznie łatwiej było zwierzać się z sekretów jej i poszukiwać u niej dobrej rady niż u mamy Fitzgerald… A może to tylko Kayleigh była w ten sposób dziwna? W każdym razie lubiła myśleć, że Jenny jej ufa i dała jej szansę nie bez powodu… Nawet jeśli czasami sama tych powodów totalnie nie widziała, bo nie posiadała zbyt wielkiej wiary we własne możliwości, umówmy się. Zwłaszcza że totalnie nie potrafiła szyć… Jeszcze
Próbowała powstrzymać chichot na jego słowa, ale nie do końca jej to wyszło, nawet jeśli dłoni zasłaniającej usta odrobinę udało się go stłumić. Pokręciła głową.
- No coś ty, to bardzo urokliwa para uszu! – zapewniła szybko, przez chwilę teatralnie marszcząc brwi, jakby wzmianka o planowanej operacji plastycznej wydała jej się szczerze absurdalna, zanim uśmiech znów nie wkradł się na jej twarz. Nie próbowała mu niczego wypominać i nie miała bladego pojęcia, że kiedykolwiek mógł mieć kompleksy z powodu uszu. Może nie powiedziałaby nie-w-żartach, że były urocze, bo to wydawało się dość niefortunnym określeniem nie na miejscu, ale na pewno były w porządku. Gdyby wiedziała, że przypomina mu o traumach z dawnych lat… Cóż, nie po raz pierwszy powzięłaby mocne postanowienie, żeby myśleć, zanim się odezwie… Po czym bardzo szybko o nim zapomniała.
- Właściwie… Chętnie – przyjęła propozycję odnośnie kawy. - Jeśli to nie będzie problem – dodała po chwili, bo zwyczajnie nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Nie chciała robić problemów, sprawiać kłopotów, wypijać kawy, która przeznaczona była dla kogoś innego… Mogłaby ewentualnie ukraść ostatnie ciastko z talerza przeznaczonego dla większej grupy osób, a potem totalnie się nie przyznać, że to była ona – ale ciastka to zupełnie inny kaliber, totalnie poza konkursem! Weszła do środka, podążając razem z Timothym do kuchni, gdzie pozwoliła sobie oprzeć się plecami o blat.
- O, świetnie! – stwierdziła od razu. - Jenny jest super, ludzie ją uwielbiają. Wiesz, ile osób przewija się codziennie przez zakład tylko po to, żeby przynieść jej kawę? Mnóstwo – odpowiedziała na pytanie, które było w gruncie rzeczy retoryczne i parsknęła, po czym sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej… Kawałek nogawki od jeansów, długi na około piętnaście centymetrów. - I właśnie dlatego uznałam, że powinnam być bardziej przydatna i nauczyć się szyć… Myślisz, że ujdzie? – Wyciągnęła swoją małą robótkę ręczną w stronę Tima. Oprócz dość nierównego maszynowego szwu podwijającego końcówkę przez materiał szło także kilka wzorów szytych ewidentnie ręcznie… I to przez niekoniecznie wprawioną rękę.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
- To pomyślę nad zoperowaniem czegoś innego. W końcu nie często mamy takich specjalistów w Lorne Bay. - zażartował, kończąc już ten temat. Te uszy, to był taki drobny kompleks, to znaczy w młodości mógł wydawać się większy — bo nastolatki i cała burza hormonów nie do okiełznania — ale dziś ma zdecydowanie poważniejsze problemy w swoim życiu. Zresztą w końcu uczy się nimi nie załamywać. Ostatni np. starał się dostać do apteki, przed którą odbywał się remont i nie był w stanie tego ominąć samodzielnie, ale wystarczyło zwrócić się z prośbą do pierwszej napotkanej osoby, która chętnie zrealizowała jego receptę. Tutaj większym problemem okazało się, że tą osobą była naprawdę ładna dziewczyna, a Timothy z oczywistych względów nie ma już tyle pewności siebie, co w czasach przed wypadkiem, więc mógł poczuć się trochę zawstydzony. Kayleigh też niby zna od czasów, kiedy bawiła się jeszcze lalkami, a zapewne nadejdzie taki moment w czasie ich rozmowy, że poczuje się w ten sam sposób, co kilka dni temu przed apteką.
- Weź, przestań Fitzgerald. Spójrz na ten dom, mamy sporo kawy. - wywrócił oczami. Kiedy był pewnym siebie nastolatkiem, to jakoś łatwiej zwracało mu się do Kay w ten sposób. A więc już teraz naszedł moment na uczucie niezręczności. Szybko uśmiechnął się przyjaźnie do kobiety, mając nadzieję, że nie weźmie go za bufona, który chwali się rodzinnym majątkiem. - Mam tylko prośbę. Kubki są tam u góry... czy mogłabyś... - wskazał na właściwą szafkę i nagle zaczął się jąkać. - ...wyjąć jeden dla siebie. - dokończył.
Oj Callaway, Callaway! Gdzie ta cała Twoja pewność siebie? Byłeś sportowcem, miałeś poczucie, że nic Cię w życiu nie ogranicza, a los tak bardzo z Ciebie zadrwił, że teraz nawet nie jesteś w stanie zachować się, jak na porządnego gospodarza przystało.
- Zawsze miała gadane, ale jednocześnie umiejętność słuchania. - stwierdził. Tim przypomniał sobie te wszystkie koleżanki mamy, które zawsze były jej wdzięczne za pomoc, ale też nie tylko one, bo Jenny służyła dobrym słowem praktycznie każdemu. Tym sposobem nieraz widział, że rozmawia z koleżankami jego sióstr i często wyglądało na poważne rozmowy. Z sąsiadami też miała bardzo dobre relacje, a to nie wcale tak bardzo oczywiste.
- Trochę jak na pracach technicznych w szkole. - przypomniało mu się. - Kompletnie się za tym nie znam, ale myślę, że będą z Ciebie ludzie. - zaśmiał się. To, że kobieta przyniosła ze sobą efekt swoich starań, to i tak dużo. Mogła przecież zepsuć maszynę do szycia i połamać wszystkie igły. - Jaki macie właściwie podział obowiązków? Jeśli mogę wiedzieć. - zapytał, odkładając na blat skrawek dżinsowego materiału.
- Są też kanapki, rogaliki albo owoce. Poczęstujesz się? - zapytał, kiedy oboje mieli już swoje kubki pełne kawy.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Komentarz na temat operowania czegokolwiek na siłę, byle tylko skorzystać z usług dobrych specjalistów, jak to określił, skwitowała lekkim przekrzywieniem głowy, którą następnie pokręciła, nie odpowiadając już werbalnie. Nie miała bladego pojęcia, o jakich specjalistach mówił, bo mimo że jej własne uszy nie należały do najdrobniejszych i najsubtelniejszych, to jednak nigdy nie myślała na poważnie o żadnej operacji plastycznej i totalnie nie orientowała się w temacie. Poza tym – po co zmieniać cokolwiek na siłę? Wiedziała jednak, że Tim żartował (miało się w końcu to niesamowite poczucie humoru, nie?), więc pseudo-krytyczne spojrzenie uznała za wystarczającą odpowiedź.
- Hej, duży dom wcale nie oznacza od razu dużej ilości kawy – odpowiedziała tym razem podchwytując częściowo na poważnie. - Niektórzy wcale nie piją kawy, mimo że mieszkają w dużych domach. W małych domach za to może być jej pełno. Poupychana w każdej szafce, w każdym zakamarku… - rozpędziła się zarówno ze swoim gadulstwem jak i z fantazją, co w takich momentach jak ten potrafiło stanowić niezwykłą mieszankę wybuchową wywołującą fajerwerki barwnego, aczkolwiek średnio sensownego słowotoku na temat dowolny i zazwyczaj błahy. - Wiesz, otwierasz pierwszą lepszą szafkę w poszukiwaniu łyżeczek, a tam… - miała w planach zaprezentowanie jakimś epickim gestem, co działo się po otworzeniu danej szafki (lawina, powódź, armageddon – tak w przybliżeniu), ale bardzo łatwo dała się wybić ze słowotoku. Podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazał jej Tim i jak gdyby nigdy nic oderwała się od blatu, o który się opierała, żeby do tej szafki sięgnąć. Nie uważała tej prośby za coś nie na miejscu i wszystko wskazywało na to, że sama czuła się w obecności Tima jak najbardziej swobodnie. Znali się przecież od dawna, była przyzwyczajona do podobnych komentarzy jak te, którym powitał ją od progu i traktowała je jako coś naturalnego. Najwidoczniej nie czuła też potrzeby, aby traktować Tima w jakikolwiek sposób inaczej niż jeszcze kilka lat temu, bo… No właśnie, dlaczego by miała? - Dla ciebie też? – spytała jak gdyby nigdy nic, a jeśli Timothy miał gdzieś swój kubek już w zasięgu dłoni, to wszystko można zrzucić na to, że była równie ślepa co roztrzepana, nic nowego.
Pokiwała głową, zgadzając się z tym, co mówił o Jenny. Na pewno znał ją lepiej, chociaż być może z nieco innej strony niż Kayleigh, zwłaszcza ostatnio, odkąd oprócz bycia córką przyjaciółki stała się także wspólniczką w prowadzonym biznesie.
- Dzięki – Posłała w jego stronę szeroki uśmiech w odpowiedzi na komplement. - Ale nie musisz kłamać, wiem, że jest miejsce na poprawę. Naprawdę dużo miejsca na sporą poprawę – dodała i pozwoliła sobie na parsknięcie. Nie była przesadnie samokrytyczna. Uważała, że jest samokrytyczna w wystarczającym stopniu niezbędnym do tego, żeby mogła się rozwijać… Kiedy nie była na to zbyt leniwa oczywiście. - No… Jak łatwo się domyślić, ja nie szyję – stwierdziła po raz kolejny z lekkim rozbawieniem. - Głównie ogarniam rachunki, finanse, sprawdzam, czy się wszystko dopina w budżetach na kolejne miesiące… No wiesz, czy stać już nas na ten dystrybutor do Prossecco czy jeszcze nie – zakończyła żartobliwie. Nie żeby była jakąś wielką fanką picia alkoholu w pracy (i poza nią), miała zdecydowanie zbyt słabą głowę, ale po ostatniej rozmowie, jaką przeprowadziły z Aspen, poczuła się zainspirowana. To nie byłoby chyba najgorszym pomysłem? Większość ich klientek tak czy siak składała się ze znajomych Jenny, które przy okazji plotek zostawiały jej do podszycia sukienkę, żakiet do zwężenia czy rozdarcie do zacerowania w ulubionych spodniach.
Początkowo pokręciła głową, chcąc być twardą, silną i odmówić propozycji jedzenia… - A z czym rogaliki? – tylko że wcale nie była twarda, silna ani tym bardziej asertywna, zwłaszcza gdy w grę wchodziły słodycze.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Poczucie humoru jest u Callawayów rodzinne. Timothy nie może odstawać w uszczypliwościach i żartach, to na wszystkich rodzinnych spotkaniach byłby na z góry przegranej pozycji. Tym sposobem gdy ktoś z rodzeństwa stroił sobie z niego żarty, to i Tim wyciągał wstydliwe sekrety. Na szczęście prawdziwy popis Callawayowie dają głównie we własnym towarzystwie i rzadko dochodzi do kompromitacji przed potencjalnymi drugimi połówkami. A Kayleigh? Ona przecież na pewnym etapie stała się praktycznie jak rodzina i mimo upływu lat oraz poluźnienia relacji, mężczyzna nie zapomniał o wspólnej przeszłości. Nigdy nie był szczególnie zazdrosny o to, że mama dorobiła się jeszcze jednego — przybranego — dziecka. Ostatecznie on wówczas dorastał i odpowiadało mu, że rodzice poświęcają mu możliwie najmniej czasu, bo nie dostrzeli wielu przypadków zbyt późnego powrotu nastolatka do domu, albo powrotu w stanie dalekim od trzeźwości.
- U Callawayów jest za pewno pełno wina. Jest wcześnie, ale może masz ochotę? - zapytał. To nie było tak, że dosłownie każda wolna przestrzeń w rodzinnym domu Tima zastawiona była butelkami tego winnego trunku. Zapasy znajdowały się w piwniczce i na szczęście nie były to tylko alkohole powstałe w rodzinnym biznesie. Jednak jak nazwa sugeruje, piwniczka znajduje się gdzieś poniżej poziomu gruntu, więc po to wino Kay musiałaby się udać samodzielnie. Szkoda, Tim miał sporo przyjemnych wspomnieć związanych z tą częścią rodzinnego domu.
- Nie, dzięki. Ja już mam. - odpowiedział. Jego ulubiony kubek właściwie nigdy nie lądował w szafce, był albo gdzieś na blacie, albo w zmywarce, co znacznie ułatwiało szatynowi codzienne funkcjonowanie. Dziś już wypił kilka łyków, więc życiodajnego napoju, więc gdzieś tam leżał, być może nie rzucając się przesadnie w oczy.
- Przecież powiedziałem, że będą z Ciebie ludzie, a nie że już są. Oj młoda, młoda. - również się zaśmiał. Prawda jest jednak taka, że gdyby w tym momencie przyszło Timowi podjąć próbę wykonania tych kilku ściegów, to nie byłoby to nawet w połowie tak staranne, jak praca dziewczyny.
- I co? Stać was? - zapytał i wziął do ręki dzbanek z kawą, gdy kobieta postawiła wybrany przez siebie kubek na blacie kuchennej wyspy. Właściwie ten pomysł nie był taki trudny do zrealizowania. Pod warunkiem że byłoby to wino musujące własnej produkcji, to dziadek czy ojciec już wnosiliby dystrybutor do pracowni.
- Jedne z dżemem morelowym, a inne z czekoladą. - powiedział i wskazał zachęcająco na półmisek ze słodkimi wypiekami. - Śmiało. Tylko ostrzegam, że wciągają. - przyznał szczerze, z diabelskim uśmieszkiem.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może głupio to zabrzmi, ale mimo że od wczesnych lat dziecięcych traktowała Jenny trochę jak swoją drugą mamę, nie mogłaby powiedzieć, że czuła się do końca Callawayem. Szanowała poczucie humoru, szanowała cały klimat, lubiła wszystkich, którzy do tej rodziny należeli, ale mimo wszystko, co by się nie działo, nadal była przede wszystkim Fitzgeraldem. Szanowała Jenny, liczyła się z jej opinią, w niektórych przypadkach czuła się bardziej swobodnie, rozmawiając z nią o trudnych sprawach niż z własną rodzicielką, ale tak czy siak zawsze wracała do własnego domu. Co nie zmieniało faktu, że u Callawayów czuła się jak u siebie i prawdopodobnie bywała na ich farmie odrobinę zbyt swobodna, z czego nie zdawała sobie wcale sprawy, bo przychodziło jej to aż nazbyt naturalnie.
- Wino, kawa… Z ciebie to jest dopiero gospodarz pierwsza klasa, Timmy – stwierdziła, szczerząc szeroko zęby i nie, nie miał to być przytyk… No, nie do końca. Bo może i jej ton był, jaki był, ale na pewno nie zamierzała sugerować, że to cokolwiek złego. - Śniadaniem bym nie pogardziła, skoro już o tym rozmawiamy – rzuciła i nie ukrywała rozbawienia, parsknąwszy pod nosem. Nie spodziewała się, że faktycznie może na to śniadanie liczyc. No bo już bez przesady. Wpadła tu bez zapowiedzi, wparowała z buta, wpraszając się bezczelnie, miała zamiar pić już jego kawę… i o ile faktycznie nie pogardziłaby śniadaniem, to ani trochę go nie oczekiwała. Nie po to tu przyszła!
W odpowiedzi na jego łagodny przytyk wystawiła język i chętnie przyjęła kubek z kawą, obejmując go obiema dłońmi. - Jeśli w odpowiednio kreatywny sposób zaksięguje się wszystkie przychody i wydatki… - stwierdziła luźno, wzruszając ramionami. - Problem polega na tym, że nie wiem, czy Jenny jest otwarta na dystrybutor Prosecco. Albo jakiekolwiek inwestycje, które byłyby moim pomysłem – stwierdziła luźno, po czym nachyliła się do kubka, żeby dmuchnąć w jego zawartość… I uznać, że to jeszcze niewystarczająco obniżyło temperaturę kawy w środku. Dlatego wzruszyła ramionami. - Nie żeby coś, ale wiszę jej trochę pieniędzy – dodała zwyczajnym tonem, jakby to nie była duża rzecz. Na tym etapie Kayleigh chyba pogodziła się ze świadomością, że ma wobec Jenny dług i traktowała to jako część swojej codzienności.
Jedną z rzeczy, których nie potrafiła odmawiać, były słodycze. Wahała się tylko przez chwilę, zanim wyciągnęła rękę po jednego z rogalików, mając szczerą nadzieję, że natrafi na tego z czekoladą… Zanim jednak zacisnęła na nim palce, podniosła uważne spojrzenie na Tima. - Co to znaczy? Są z narkotykami? – zapytała wprost i parsknęła po raz kolejny. Dla niej czekolada była wystarczającym narkotykiem, ale skoro ludzie piekli brownie z ziołem, to dlaczego nie mogliby zrobić rogalików nadziewanych wspomagaczami…

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Timothy dorastał z przeświadczeniem, że małolaty są wkurzające. W nastoletnim życiu każdego dnia przekonywała go tym przynajmniej jedna z młodszych sióstr. W związku z tym miał dosyć duży margines tolerancji, a przynajmniej praktycznie nic nie było go w stanie w tamtym czasie zaskoczyć, więc czy z jakieś przewinienie odpowiadała któraś z młodych Callawayówien, czy którakolwiek ich koleżanka, to nie było dla niego materiałem na temat dnia.
W gruncie rzeczy dobrze, że Kay zawsze czuła się częścią rodziny Fitzgerald. Zawsze warto pamiętać o naszych korzeniach, chociażby dlatego, by później móc kontynuować pewne rodzinne tradycje. Tim jeszcze nie wiedział, czy w przyszłości założy swoją własną rodzinę. Technicznie jest to możliwe, ale czy psychika mu na to kiedykolwiek pozwoli? Na szczęście ma wśród rodzeństwa innych przedstawicieli płci męskiej, więc rodzicom czy dziadkowi nawet przez myśl nie przeszło, by wywierać na nim presję o konieczności kontynuowania rodu Callawayów, a jeśli nawet przeszło, to nigdy nie dali mu tego odczuć.
- Nie za moje, to mogę mieć gest, nie? - puścił oko do szatynki. Nie wziął tego za przytyk, nie sądził nawet, że powinien być mniej gościnny. Zresztą Kayleigh nie była obcą osobą, której podajesz wodę i suche ciastka, bo masz zamiar jak najszybciej jej się pozbyć.
Ze skupieniem wysłuchał kobiety, gdy przeszli w końcu na nieco poważniejszy ton rozmowy, a na koniec skinął głową ze zrozumieniem.
- Nie rozmawiałem z nią o waszym biznesie, ale myślę, że w tego typu spółkach kluczem jest rozmowa o wszelkich pomysłach. Na pewno Cię nie zje. - powiedział z przekonaniem. Nawet jeśli od rozmowy o dystrybutorze nie przejdą w etap realizacji, to przynajmniej Fitzgerald będzie miała większą wiedzę na temat charakteru ich relacji biznesowej. - Ale to była pożyczka niezwiązana ze szwalnią? Jeśli tak, to myślę, że będzie w stanie to rozdzielić. - skinął głową. Kiedy to minęło, że od rozmowy o tęczy i jednorożcach, przeszli do tak dorosłych tematów, jak pożyczka pieniędzy, bo życiowa sytuacja w tym pierwszych latach dorosłego życia nas przerosła? Lata mijają jednak szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać.
- No coś Ty. Chyba że nie wiem czegoś o Jenny. - stwierdził, ze śmiechem. - Spróbuj i sama się przekonasz, co to znaczy. - zachęcił kobietę i sam sięgnął po rogalika. Dla niego było obojętne, na jakie nadzienie natrafi. Prawdę mówiąc, to gdyby spędził ten dzień sam w domu, to ani by się obejrzał, a półmisek świeciłby już pustkami. Na szczęście w towarzystwie udaje mu się jakkolwiek zachowywać twarz i godność.

kayleigh fitzgerald
asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jak już było wspomniane, naprawdę czuła się pod tym dachem praktycznie jak u siebie, więc gdyby Tim nie zaproponował jej czegokolwiek poza sucharami i woda, żeby się jej jak najszybciej pozbyć, najprawdopodobniej zupełnie umknęłaby jej ta drobna sugestia i zwyczajnie sama pozwoliłaby sobie bezczelnie na skorzystanie z dobrodziejstw lodówki Callawalyow. Trochę w ten sposób była wychowana - gdy czuła się u kogoś swobodnie, nie krępowała się zaglądać do jego lodówki i częstować tym, na co akurat miała ochotę. Nie widziała w tym niczego zdrożnego, swoim gościom pozwalała na dokładnie to samo. Czym chata bogata, niech każdy bierze, co chce i nie zawraca głowy niepotrzebnie gospodyni, proste.
A skoro mowa o jedzeniu... - Wiem, że mnie nie zje - odpowiedziała pogodnie i lekko wzruszyła ramionami. To nie był pierwszy raz, kiedy dostrzegała, że ludzie postrzegali ja jako pracowniczkę Jenny, niekoniecznie jako jej pełnoprawną wspólniczkę. Niby była w stanie to zrozumieć. Była jeszcze małolata, to był jej pierwszy biznes i prawda była taka, że to właśnie Jenny pożyczyła jej pieniądze na wkład w całą tę imprezę. Tylko że na papierze były wspólniczkami. Nie pracodawczynia i pracowniczką. Teoretycznie miały równe prawo do decydowania o losach ich zakładu, były w końcu wspólniczkami.
- Myślę, że oboje wiele o niej jeszcze nie wiemy - dodała, wzruszając lekko ramionami i sięgając po zaproponowanego jej rogalika. Nie sądziła, żeby faktycznie Jenny miała cokolwiek wspólnego z narkotykami, nie była tym typem, ale na pewno było w niej znacznie więcej niż widziały jej dzieciaki czy właśnie ona sama, Kayleigh. To się rozumiało samo przez się, kobieta nie była tylko i wyłącznie matką lub tylko i wyłącznie żoną - bo zanim pelnila którąkolwiek z tych ról, była przede wszystkim sobą. Być może dlatego Kay nie widziała się jeszcze w roli matki... Nie wiedziała jeszcze, kim jest sama ze sobą, a co dopiero gdyby miała być kimś jeszcze dla kogoś innego...
A potem jak gdyby nigdy nic jadła rogalika, potem następnego, piła kawę i zagadywała Tima, zanim dotarło do niej, że faktycznie wypadałoby już iść do domu.

/Koniec
ODPOWIEDZ