organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Była naprawdę zadowolona z perspektywy lekcji włoskiego, ale też niekoniecznie rozumiała, co do niej mówił Jasper, nawet gdy nie posługiwał się językiem obcym.
- Twoje miasto się rozrosło? - zapytała więc, nie ukrywając swojego zagubienia. Jej o wiele łatwiej było już rozmawiać o cudzych emocjach, to też bez cienia zawahania skinęła głową, gdy zapytał, czy zasługują. - Oboje jesteście dobrymi ludźmi... - nie chciała go zawstydzać, więc o ile sam by nie chciał, nie wchodziła w ten temat za głęboko, aby nie czuł się nim przytłoczony. Już i tak zrzucała na jego barki wiele niełatwych kwestii, z którymi sama sobie nieszczególnie radziła.
- Nie wiesz, jak radzę sobie z zagrożeniem - daleka była od buńczucznych wypowiedzi, ale też dużo czasu spędzała z tymi ludźmi, zaczynała się otwierać i chociaż nie można by powiedzieć, że traciła swoją pokorę, to czasem jednak... czuła potrzebę by się z kimś nie zgodzić, może spróbować dawno zapomnianej walki o swoje. - Gdybym była sprawna, pokazałabym ci, jak szybko jestem w stanie zgubić w lesie każdego, kto mnie śledzi - przyznała, bawiąc się niezmiennie pościelą. Chciała powiedzieć, że mógłby zapytać o to Nathaniela, bo jego ludziom nie ułatwiała zadania, ale wątpiła, by gangster się tym pochwalił. - Nie rozumiem dlaczego to głupoty - parła więc na przód. - Nie chciałabym przyjmować jałmużny - dodała nieco ciszej, bo wiedziała, że jest biedna, odkąd była w willi Hawthorne, nawet dotkliwiej wszystko jej o tym przypominała, ale miała tyle, ile potrzebowała. Nikt nie musiał nadszarpywać dla niej własnego budżetu. Już i tak wiele zawdzięczała tym ludziom i nie było możliwości, by jakoś mogła pospłacać te wszystkie długi, jakie u nich zaciągnęła. Teraz jednak wolała się skupić na tłumaczeniach Jaspera, odnośnie tego, co mogło kierować jego szefem.
- Kobiety, które chcesz wykorzystać i takie, których nie chcesz skrzywdzić? - sparafrazowała jego słowa na swój język, chociaż ta pytająca maniera pozostawiała mu przestrzeń na potwierdzenie, że się w tym nie pogubiła. Dopiero zaczynała dopuszczać do siebie te myśli, a jej serce już zaczynało bić szybciej. - I myślisz... że ja bym mogła być kimś takim? To niemożliwe Jay - uśmiechnęła się smutno, opuszczając spojrzenie. Najgorsza była myśl, że bardzo chciałaby się mylić, ale wątpiła, że się myli. - To znaczy... wątpię, aby chciał mnie skrzywdzić, ale ja nie jestem kimś, o kim nie chce się zapomnieć - dodała, próbując brzmieć lekko, jakby pogodziła się dawno z tym faktem, nie widziała w nim nic złego, nie mówiła o niczym ciężkim, a luźno podchodziła do tematu. W końcu bardzo by nie chciała, aby Jasper czuł się niezręcznie, a raczej jeszcze bardziej niezręcznie, niż już się czuł.
Tego, co przewidział jej następnie, nie mogła przewidzieć. Znów to się działo, znów ta nadzieja mogła ją wykończyć. To jak w jednej chwili jej serce zerwało się w szaleńczym pędzie, a myśli błagały, by słowa Ainswortha były prawdą. Nawet nie posądzała siebie o takie potrzeby, miała przez to jeszcze większy mętlik w głowie.
- Jak ty lubisz Pearl? - wyszeptała tylko cicho i przykryła usta dłońmi, nie wiedząc, jak ma sobie z tym poradzić. Było w niej tak wiele, a miała przecież żyć na uboczu i umrzeć na uboczu, nikomu nie wadząc i nie wchodząc w drogę. Potrzebowała kilku chwil, potrzebowała ciszy, która miała pomóc jej to sobie ułożyć, a nie ułożyła tak naprawdę nic. - Nie mogę w to wierzyć... bo jeśli to nieprawda... - jak zwykle wątpliwości wysunęły się na pierwszy plan. Nie umiała dokończyć swoich myśli, wypowiedzieć obaw. - Nie wiem co się ze mną dzieje, Jasper - przyznała w końcu, dość żałośnie. - Bo wiesz... bo ja bardzo nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, bo jest przecież... wiesz, jaki jest, co robił, ale nie potrafię przestać o nim myśleć i chyba... chyba chcę, żeby i on o mnie myślał, ale przecież to jest złe - nigdy przed nikim tak się nie otworzyła, jak w tej chwili przed Jasperem. Była tym zażenowana, sobą właściwie. naprawdę było jej wstyd. - Przepraszam, że ci o tym mówię - przeprosiła oczywiście i chyba przez ten ogrom emocji, tak niespodziewanych, łzy nadbiegły do jej oczu, chociaż nie potrafiła nazwać ich wyrazem smutku. Bardziej zagubienia. - Możesz mnie przez moment ignorować? - naprawdę było jej wstyd, normalnie gdzieś by się schowała, ale nie mogła. Nie wiedziała kompletnie co się z nią działo, ale była pewna, że zależy jej na Nathanielu i to bardziej, niż powinno zgodnie z tym, w co wierzyła.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
- Ano! I to za twoją sprawą. Grałaś kiedyś w coś? Wiesz na telefonie? - Zapytał, bo dopiero po chwili zrozumiał, że rozmawia z dziewczyną nie posiadającą lustra w domu, więc zdecydowanie to o czym mówił mogło być dla niej czarną magią. - Nie tak dobrymi jak ty, Viny - odparł, bo nie uważał siebie za zbyt dobrego człowieka, w końcu okłamywał kobietę, na której mu zależało. Zaś ta kobieta także miała swoje za uszami, więc nie było co ich gloryfikować.
Westchnął cicho, gdy Divina wspomniała o tym, że potrafi radzić sobie z zagrożeniem. Nie wątpił też w to, że potrafiła poruszać się po lasach i gubić trop, całe życie spędziła na uboczu. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że naprawdę groziło jej niebezpieczeństwo i ucieczka w dzicz by ją przed nim nie uchroniła.
- Wierzę ci, ale to nie zmienia faktu, że gdy ktoś ciebie napadnie w kościele to chuja zrobisz - poniosło go w słowach, ale cóż... Skoro on musiał przyzwyczaić się do jej "inności", ona musiała przywyknąć do tego, że bywał bezpośredni i przeklinał, od czasu do czasu. - Poza tym ludzie, którzy mogą się tobą interesować nie zrezygnują tak prędko jak dzieciaki przychodzące do twojego domu by ci się naprzykrzać - dodał zaraz, bo doskonale wiedział do czego byli zdolni ludzie pokroju Hawthorne'a. Dlatego sam, chociaż współczuł Norwood wmieszania się w to gówno, był wdzięczny za to, że gangster naprawdę przejmował się jej bezpieczeństwem. - Oj Viny, Viny... Po prostu zapomnij. Jak staniesz na nogi pójdziemy na kawę - uciął temat, bo nie miał ochoty jej tłumaczyć zawiłości i reguł świata, które każdy inny znał od dzieciaka, a ona wydawała się kompletnie nie rozumieć.
O wiele ciekawiej było porozmawiać o Nathanielu i łączącej go z nią relacji. Każdy wiedział, że gangster musiał coś czuć do Diviny i chyba tylko ona nie przyjmowała tego do wiadomości. Jasper nie pojmował czemu, ale najwyraźniej potrzebowała łopatologicznego wyjaśnienia, a on romantyk z wyboru, był do tego najgorszą opcją, ale się starał.
- Tak - potwierdził ponownie to co powiedział, a potem obserwował jak Norwood gubi się w swoich rozmyślaniach i teoriach jeszcze bardziej. - A skąd takie głupie przekonanie? Zobacz co on dla ciebie robi. - Burknął lekko urażony tym jak o sobie myślała. - Zresztą nie tylko on. Dick także musi o tobie myśleć, zgodził się przyjść tutaj chociaż wiedział, że nie jest mile widziany przez Nate'a - dodał zaraz posługując się sytuacją, której przecież był świadkiem
Potem było jeszcze ciekawiej, bo najwyraźniej Jasper zastrzelił ją porównując swoje uczucia wobec Pearl do Nathaniela wobec niej. Dla niego było oczywistym, że to co powiedział, chociaż w siedemdziesięciu procentach musiało być prawdą, a ona wydawała się być tym totalnie zaskoczona. Była skonsternowana i chyba sama nie wiedziała co tak naprawdę chciała powiedzieć, ale Ainsworth mimo swojej uczuciowości na poziomie bliskim zera, rozumiał ją doskonale.
- Co jest złe? To, że go lubisz, czy to, że on lubi ciebie? Takich rzeczy się nie wybiera, nie kontroluje... Nie da się - westchnął spoglądając na Norwood i zrobiło mu się jej odrobinę żal. Przez tyle lat wmawiała sama sobie, że nie jest nic warta, że chyba nawet nie w uczucia Nathaniela wątpiła, a w samą siebie, bo musiała stanąć twarzą w twarz z głupimi teoriami w jakie wierzyła i je zweryfikować. - Wiem po sobie. Nad tym nie da się zapanować - dodał jeszcze, a chociaż kazała mu siebie ignorować nie potrafił.
Przez kilka sekund siedział wpatrując się w jej skuloną sylwetkę, ale ostatecznie wstał i przysiadł się bliżej niej. Bez słowa po prostu obejmując ją ramieniem.
- Nie przeszkadza mi to, że mówisz mi to wszystko... W zasadzie to coś nowego, bo sam raczej z nikim, nigdy nie rozmawiałem w ten sposób - przyznał, bo przy Norwood czuł się nad wyraz swobodnie. Wiedział, że nie musi o nic walczyć, niczego udowadniać, grać silniejszego niż jest. Był po prostu taką wersją siebie na jaką miał ochotę i tyle. - A teraz ciebie poignoruję - dodał zaraz, po czym jeszcze raz potarł jej ramię i wyciągnął telefon. Wcale nie chciał jej olewać, ale uznał, że może zerknie ona na ekran i uda mu się jakoś odciągnąć jej uwagę od tych trudnych tematów. Taka odrobina dystrakcji.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pokiwała jedynie głową na boki, bo w zasadzie nie miała pojęcia o czym on rozmawia.
- Ten dostałam od Nathaniela - wskazała na leżący obok telefon. - Pokazał mi jak dzwonić i odbierać - wyjaśniła zaraz, bo niczego innego w tym telefonie nie robiła. Żadnych zdjęć, zmian tapety, dzwonka, czy właśnie gier. - Nie wiesz tego... nie nam oceniać kto jest bardzie, a kto mniej dobry - uśmiechnęła się łagodnie, bo nie chciała zawstydzać go takimi argumentami, jak chociażby to, że traktował ją dobrze, a to już wiele o nim mówiło.
- Wtedy schowam się na cmentarzu... Wszyscy staracie się mi wmówić, że nie potrafię o siebie zadbać - wytknęła, bo chociaż zwykle pozwalała ludziom uważać, co im się podobało, to w tej kwestii coraz częściej chciała dodać coś od siebie. - Nie boję się tych ludzi, Jasper - wyjaśniła mu łagodnie i w jej głosie nie było żadnej dumy, buńczuczności, jedynie spokój. Jakby chciała pokazać, że jest gotowa na wszystko, co dla niej przygotowano. O wiele bardziej gubiła się w takich tematach, jak chociażby ta kawa, ale czuła, że tego Ainsworth nie chce już ciągnąć. Ona z resztą też szybko o nim zapomniała, gdy zaczęli rozmawiać o Nathanielu.
- Richard to co innego... z nim najpierw się zaprzyjaźniłam, obiecałam pomoc, jestem mu potrzebna, a Nathanielowi? Oczywiście, że nie... on nie potrzebuje spowiednika, a ja niewiele więcej mam do zaoferowania - przyznała kwaśno, bo chociaż od dawna miała na swój temat taką opinię, to w tym temacie jakoś tak ciężej, niż zwykle było jej o tym mówić. W dodatku tutaj rewelacja goniła kolejną rewelację i nim się zorientowała, w głowie już jej się kręciło od tego wszystkiego. - Lubię go? - zapytała więc przerażona, bo znów serce zerwało się do szybszego bicia. Nie potrafiłaby się z tym jednak spierać, bo czuła, że wówczas zaczęłaby kłamać. Musiała zatem oswoić się z myślą, że lubiła Nathaniela Hawthorne'a. Może nawet więcej, niż po prostu lubiła, ale tak daleko nie wykraczała w swoich i tak śmiałych już myślach. - Co on niby miałby we mnie lubić? - była bliska jakiegoś załamania, bo tak dużo działo się w jej głowie. Nie chciała popełnić błędu, ale nie wiedziała, jak ma sobie radzić w tej sytuacji. - Nic z tego nie rozumiem... nie wiem nawet co mi wolno, a czego nie. Dlatego powinnam trzymać się z dala od ludzi, pewnie wydaję się teraz najżałośniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek widziałeś - chciała zniknąć, chociaż na chwilę, dlatego poprosiła, by ją zignorował. Kiedy się podniósł, wierzyła nawet, że ją zostawi, ale on... usiadł obok i objął ją ramieniem. Dziwne to było na swój sposób, w pierwszej chwili skamieniała, ale po kilku oddechach... coś chyba w niej pękło. - Ja też... - zgodziła się z nim i oparła głowę na jego ramieniu, pozwalając, by łzy w końcu popłynęły po jej polikach, a umysł dopuścił do siebie pomysł, że Nathaniel Hawthorne jest dla niej ważny w sposób, w jaki być nie powinien. - Myślisz, że mu to minie? Co jeśli widzi we mnie coś, czego nie ma i w końcu zrozumie swoją pomyłkę? Powinnam stąd zniknąć zanim się to wydarzy - mruknęła, oddychając głębiej. Nie była typem osoby lamentującej widowiskowo, więc Jasper skupiony na telefonie mógł nawet nie zwrócić uwagi na te łzy. Miłe było jednak to, że był obok, poza tym... chociaż było to miłe... to nie reagowała nawet w połowie tak, jak na bliskość Nathaniela. Serce nie waliło jej szybciej, skóra nie pragnęła zagrzać się od jego ciała... po prostu było jej miło.
- To jest ta twoja gra? - zagadnęła jeszcze niepewnie, gdy już starła poliki ze słonych kropel i trochę chciała go odciążyć od tych trudnych tematów.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
- Więc jest twój. Nauczę ciebie jak go używać, by nie tylko dzwonić. Oczywiście jak chcesz - zaproponował, bo jak już mieli siedzieć ze sobą godzinami to przynajmniej jakoś pożytecznie mogliby ten czas wykorzystać. Chociaż rozmowa z Diviną także była całkiem przyjemna, a już na pewno ciekawa i nietypowa, bo nawet trudne i dziwne tematy w zderzeniu ze światopoglądami Norwood zyskiwały na zupełnie innym znaczeniu. Owszem bywały też takie, których Jasper kontynuować nie chciał, czasem ścinał, ale nie było aż tak źle jak zapowiadało się na samym początku.
- Jak ktoś ci przystawi lufę do skroni to potem sam ciebie zawlecze na ten cmentarz - burknął nieco poważniej, bo owszem lubił ją, starał się być wobec niej niesamowicie wyrozumiały, ale równocześnie był też tym, który nie cackał się z nią za bardzo, gdy wygadywała głupoty. - Nathaniel się ich boi - dodał zaraz, bo w głównej mierze właśnie o to chodziło. O strach Hawthorne'a, jego obawę o życie Diviny, wykorzystanie jej przeciwko niemu i zapewne spieprzenie wszystkiego nad czym gangster pracował latami. Co prawda Jasper też miał zamiar to spierdolić, ale wtedy Norwood będzie bezpieczna, z daleka od centrum uwagi, ewentualnie ze złamanym serduszkiem, co jest małą ofiarą w skali korzyści jakie przyniesie światu wsadzenie Hawthorne'a za kratki. - Przestań wmawiać sobie, że ludzie lgną do ciebie tylko dlatego, że jesteś im potrzebna, Viny. To głupstwo - oburzył się, może nawet lekko uniósł głos, ale nie w ten groźny sposób, a bardziej zrezygnowany. - Jesteś po prostu dla nich ważna, lubią cię, cokolwiek... Nie wiem, ja ciebie też lubię. Może siedzę tutaj za hajs, ale nie rozmawiam z tobą i nie zwierzam ci się, bo mi kazano - dodał, aby jeszcze lepiej zaargumentować swoje stanowisko.
Krok po kroku wpłynęli na naprawdę trudny temat, pewnie taki, którego Ainsworth nigdy nie spodziewał się poruszać w swoim życiu. Nawet nie chciał wiedzieć jak dziwnie to musiałoby wyglądać dla kogoś stojącego z boku. Całe szczęście nie mieli świadków. Był tylko on i Divina, a to o czym rozmawiali miało na zawsze pozostać między nimi.
- O to musisz zapytać jego - podpowiedział, bo przecież nie był Nathanielem, pojęcia nie miał co uwiodło go w dziewczynie. Z własnej perspektywy mógłby wymienić kilka rzeczy, ale co by to zmieniło? - Divino, każdy na twoim miejscu byłby równie pogubiony. I wcale nie jesteś żałosna - sprzeciwił się jej po raz kolejny, a potem objął ramieniem, bo przecież ta kupka nieszczęść nawet jak odrealniona i lekko ekscentryczna, miała uczucia i najwidoczniej kompletnie sobie z nimi nie potrafiła poradzić. - Przestań złowróżyć... Musisz trochę bardziej w siebie uwierzyć - mruknął, pozwalając na to, aby Divina oparła głowę na jego ramieniu. Siedział w nią tak jakiś czas, po prostu będąc obok. - I to normalne, że się boisz... Bo wiesz, ja też się boję - dodał zaraz po czym zerknął na nią i dostrzegł kilka łez spływających po jej poliku. Nie wiedział czy powinien jakoś specjalnie zareagować, czy kazać jej się nie zasmucać. Siedział więc cicho, na moment tylko opierając polik o czubek jej głowy. Trwał tak jakiś czas, a potem pozwolił jej na chwilę "samotności" i wyciągnął telefon.
- Ano. To moje miasto, kozackie, nie? - Przynajmniej na jakiś czas uwaga Diviny poświęcona była czemuś innemu, gdy Jasper tłumaczył jej o co chodzi w głupiej gierce na telefon. - Daj swój, zaraz tobie też zrobimy konto - zaproponował, bo ewidentnie dostrzegł zainteresowanie ze strony Norwood i w zasadzie całkiem go to cieszyło, bo przyda jej się nieco odskoczni od tej nudnej rutyny w jakiej żyła, nawet tak błahej jak głupia gra.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zmarszczyła delikatnie nos.
- Nie, jest Nathaniela, ale możesz mnie nauczyć, bardzo chętnie - czasem mocno zawieszała się nad urządzeniem, nie podchodząc do niego zbyt intuicyjnie. Trochę nauki na pewno jej nie zaszkodzi, tym bardziej, że czuła doskonale, że pozostała gdzieś z tyłu za technologią. Na ogół jej to nie przeszkadzało, ale zdobywanie wiedzy wydawało się być atrakcyjne.
- Jeśli przystawi... To tylko śmierć, Jasper, ale obiecałam, że będę się starała utrzymać przy życiu, w razie potrzeby - powiedziała dość luźno. Dla niej ten temat nie był w najmniejszym stopniu trudny, chociaż gdy została poprawiona, nagle wszystko nabrało na znaczeniu. - On się ich boi? - powtórzyła, a coś w niej zerwało się do niezgody na taką kolej rzeczy. Jakby podświadomie chciała walczyć ze wszystkim, czego obawiać mógł się Hawthorne. Zwiesiła się na tym na tyle, by mocno zaskoczył ją ten nagły wybuch Jaspera. Otworzyła szerzej oczy i przechyliłam lekko głowę do boku. - Ale do mnie nikt nie lgnie - zauważyła, zaczynając od tej, dla niej istotnej dość kwestii. Zaraz jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech i z tym nie mogła już walczyć. - Lubisz mnie? - potrzebowała potwierdzenia, bo poza Richardem nie znała nikogo, kto po prostu powiedziałby jej, że ja lubił. To jej wystarczyło, by humor miała o wiele lepszy, przynajmniej na te kilka chwil, zanim jej uczucia, jakimi darzyła gangstera, w niej nie wygrały. Wątpiła by mogła zapytać Nathaniela o to co w niej lubi, a raczej nie spodziewałaby się żadnej odpowiedzi.
- Po prostu wiem, co się o mnie mówi i wiem też, że nie jest am taka, jak wy - przyznała świadomie, ale bardziej skupiona była na swoich uczuciach, na tym, jak serce waliło jej od byle wzmianki o Hawthornie. Richard miał rację, gdy o nim mówiła, rumieniła się, chociaż teraz była temu daleka, czując rosnące przerażenie. Bała się ze to co czuła się wypali, alw jak widać... - Ty też się boisz? - kolejna rewelacja, której nie mogła przewidzieć. Nie pierwszy raz przyjemnie się czuła w towarzystwie Jaspera, ale pierwszy raz poczuła z nim taką więź, jak w tamtym momencie. W dodatku objął ją ramieniem, ułożył polik na jej głowie i chociaż nie budziło w niej to tak silnych emocji, jak bliskość Nathaniela, to mimo to, dla dziewczyny wychowanej z dala od takich gestów, znaczyło to niesamowicie wiele. Najpierw się spięła, potem stopniowo zaczęła rozluźniać, a potem pozwoliła sobie na łzy, ciesząc się, że to właśnie Ainsworth był jej opiekunem. Dlatego też nie chciała go męczyć ciężką atmosfera i zagadnęła o grę.
- Bardzo ładne... Masz kury i krowy, nadajesz im imiona? - próbowała zainteresować się aplikacją, by zabrzmieć chociaż trochę, jak normalna młoda kobieta, dlatego też uważnie śledziła to co robił z jej telefonem, a potem... Faktycznie się wciągnęła i do końca ich spotkania, nie poruszała już żadnych trudnych tematów.

Jasper Ainsworth <3
<koniec>
ODPOWIEDZ