organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Sama dokładnie tego nie rozumiała, nie tylko siły dotyku i bliskości, ale drogi, jaką przeszła jej relacja z Nathanielem. Pamiętała, jak okropnym był dla niej człowiekiem, gdy się poznali, jak ją odpychał i na myśl o rozmowie z nim czuła jedynie odrazę i przerażenie. Część niej nadal pamiętała, kim był i czego się dopuścił, ale druga przypominała sobie nauki o tym, że dla każdego była nadzieja i każdemu można było wybaczyć, bo nigdy nie jest za późno by się zmienić. W którymś momencie, zamiast ze wszelkich sił próbować go wyrzucić ze swojego życia, pomyślała, że może mogłaby mu pomóc, może to była jej misja i dlatego jej los skrzyżował się z jego losem. W szczególności w chwilach takich jak ta, gdy serce wybijało jej szybszy rytm, a dłonie zachwycały się gładkością jego włosów, wierzyła, że to ma sens, a ona zwyczajnie ma jeszcze wiarę w tego człowieka. O tym, że się do niego przywiązywała, wolała za często nie myśleć, jeszcze się bojąc tego, co się z nią przy nim działo, bo było to nowe i w zasadzie sprzeczne z wiedzą, jaką posiadała na swój własny temat. Wmawiała więc sobie, że ta potrzeba opiekowania się nim, to wszystko, że nie stoi za tym nic więcej, nawet jeśli niekoniecznie tak właśnie było.
- W którymś momencie i tak będzie mi musiał pan uwierzyć, w końcu Jaspera zawsze przy mnie nie będzie - zauważyła rozsądnie, zgodnie z tym, co wydawało jej się prawdą. Poza tym znów zawiesiła się na tym, jak dziwne to było... że tak zależało mu na jej bezpieczeństwie. Wcześniej nawet sam z siebie przyznał się do strachu i był to strach o nią. Ktoś taki, jak on bał się z jej powodu. Nie była dumnym człowiekiem, ale ta myśl sprawiała jej dziwną przyjemność. Szkoda tylko, że chwila bliskości, którą ona chciała się napawać, zniknęła tak nagle, jak nagle została jej przez niego ofiarowana. Skrzywiła się delikatnie, bo nie lubiła tych wulgaryzmów, a Hawthorne używał ich więcej, niż ktokolwiek inny, kogo znała.
- Pewność, że jest z nim dobrze - odpowiedziała już spokojnie, bo czuła, że najgorsze mimo wszystko mieli za sobą. Mógł teraz truć się papierosem, ale to nie miało zmienić tego, że jeszcze chwilę temu ją obejmował. Nie zamierzała zapominać o tak znaczącym geście. Jedyne co ją teraz martwiło, to jego własne zmartwienie. Z tego też względu trochę odruchowo chciała wstać, ale nie mogła przecież, więc jedynie trochę nieporadnie zbliżyła się bardziej do krawędzi huśtawki, już nie przebywając w bezpiecznej i wygodnej, półleżącej pozycji na poduszkach, ale balansując na jej samym końcu, z nogami zwisającymi tak, że palcami bosych stóp prawie mogłaby dotknąć podłoża, gdyby jeszcze bardziej się wychyliła. Czuła jednak, że ten manewr mimo wszystko był niebezpieczny, więc jedną z dłoni podtrzymała się plecionych ażurowo ścianek, na których wisiała konstrukcja, licząc na to, ze to ją utrzyma w miejscu.
- Przecież już jest ze mną dobrze. Rana się goi, jesteśmy na zewnątrz, czuję się doskonale - zapewniła go, nie tylko chcąc przekonać do spotkania z Richardem, ale też dlatego, że chciała po prostu by wiedział, że mimo trwające rekonwalescencji, nie jest już tak słaba, jak była. Owszem, wciąż jej nogi pozostawały jak z waty i kręciło jej się w głowie od prób nawet trywialnych czynności, ale nie musiała chodzić i skakać, by z kimś się spotkać. - Może pan tak o nim nie mówić? Uzależnienie to choroba, a chorych nie powinno się obrażać - poprosiła, wzdychając cichutko. Oczywiście, że niekoniecznie podobała jej się rozmowa w obecności Jaspera, ale nie chciała też przeciągać struny i denerwować Hawthorne'a jeszcze bardziej. Zapanowała więc nad emocjami, jak zawsze, wzięła głębszy wdech i poczekała na złapanie z nim kontaktu wzrokowego. - Nie podoba mi się to, ale to pański dom, więc nie mam prawa się nie zgadzać. Poza tym naprawdę jestem wdzięczna, to dla mnie bardzo ważne - przyznała odgarniając kosmyk długich włosów za ucho. - Podobnie, jak to, by się pan już nie denerwował i nie rzucał meblami. Szkoda takiej ładnej szklanki - mruknęła, bo ta niestety ucierpiała w początkowym szale Nathaniela. Złapała się też pewniej obiema dłońmi za sznurki po bokach i spróbowała jeszcze niżej opuścić ciało, by dotknąć w końcu stopami podłoża. - Może w ramach wdzięczności, postaram się szybciej stanąć na nogi i odciążyć pana trochę - zmarszczyła czoło, gdy pod stopami poczuła łaskotanie trawy. Ramiona jej się trzęsły, ale palce mocno zaplątała w plecionkę, by utrzymać swój ciężar i zobaczyć, czy da już radę. Naprawdę nie chciał być dla niego utrapieniem.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
- Nie, V - Spojrzał na dziewczynę z determinacją. Póki co w jego mentalności nie istniał czas, gdy Divina będzie mogła samotnie przemierzać ulice Lorne Bay. Dlatego zareagował natychmiast, po tym jak wspomniała, że kiedyś Jaspera może przy niej nie być. - Jak jego nie będzie, to znajdzie się ktoś inny. Nie pojmujesz wagi sytuacji - rzucił, ale nie był skory do jakichkolwiek głębszych objaśnień. Nie miał do tego głowy, bo póki co pozostawała w jego villi, więc problem był rozwiązany. Za to na horyzoncie pojawił się inny, a ten jak miało się okazać, mógł jeszcze przekroczyć mury posiadłości Nate'a.
- Jest z nim dobrze, żyje. Co jeszcze trzeba ci wiedzieć? - Prychnął, bagatelizując troskę jaką Divina obdarowywała Remingtona. Powinna być skupiona na sobie i własnej rekonwalescencji, a nie myśleć o jakich ćpunach, którzy prędzej, czy później i tak z powrotem wpadną w to samo gówno. Szkoda było Nathanielowi czasu i energii, który Divina chciała poświęcić temu człowiekowi. - I co? Chciałabyś go zaprosić tutaj? Do mnie? - Zapytał z kpiną, po czym pełen pogardy śmiech wydobył się z jego gardła. Przez moment wpatrywał się w trawę pod swoimi stopami, jakby zbierał myśli, a przy tym czekał aż Divina mu odpowie. Jednak ta najpierw stanęła w obronie Dicka, co biorąc pod uwagę okoliczności i temat rozmowy, ponownie rozsierdziło Nathaniela. - Jestem w moim domu i będę mówił o tym gnoju jak mi się podoba, rozumiesz? - Warknął te słowa praktycznie prosto w twarz Divinie, bo znalazł się przy niej, w przypływie nagłych emocji i złości. - Wyprosiłaś już spotkanie z nim na które przystałem, ale jak będziesz dalej mi tak biadolić o tym chuju to zmienię zdanie - dodał, nie potrafiąc powstrzymać złości. Oczywiście nie była ona ulokowana w Divinie, ona była tylko ofiarą Nathaniela. To Dick wywoływał w nim furię, a najwyraźniej Norwood była gotowa to wszystko znieść, byleby tylko spotkać się ze strażakiem.
Nie odpowiedział nic na jej kolejne słowa. Potrzebował się uspokoić, przemyśleć wszystko i poukładać bałagan jaki zapanował w jego głowie. Odszedł też od huśtawki, przechadzając się nerwowo nieopodal i słuchając tego co Divina mówi. Miał pretensje do tego jak zareagował, co było czymś całkowicie nowym i nieznanym, bo nigdy wcześniej nie dopadały go wyrzuty sumienia z takich powodów. Chciał więc uciec, w obawie, że znów zrobi coś, czego będzie żałował. Swoją porywczość chciał trzymać z daleka od V, które i tak niejednokrotnie stawała się jej świadkiem. Jednak obecnie wszystko się zmieniło i trudniej Nathanielowi przychodziło godzenie się z tym jakim skurwysynem potrafił być, zwłaszcza wobec niej.
Tylko, że gdy tylko dostrzegł, co Divina robi, w ułamku sekundy znalazł się obok niej. Objął ją ramieniem w tali i wręcz napierając na nią ciałem, nakazał z powrotem zając miejsce na bujawce.
- Co ty robisz, V? - Rzucił bardziej zlękniony niż zły, bo absolutnie nie powinna robić takich rzeczy, tym bardziej bez asysty kogoś, kto mógłby ją złapać w razie czego. - Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedziałaś co mnie coś równie głupiego - dodał zaraz, bo jej propozycja wybitnie nie przypadła mu do gustu. - Zrozum wreszcie, że ty jesteś teraz najważniejsza. Ty i twoje zdrowie. Żaden Remington, żaden kościół., Bóg, ani moje pieprzone problemy nie stoją nad tobą - wyjaśnił, jak to wyglądało w jego oczach, zanim pomyślał, że może nie powinien pozwalać sobie na taką szczerość. Jednak przez ten chaos panujący w głowie już sam powoli gubił się w tym, co chciałby aby Divina wiedziała, a co powinno nadal pozostawać dla niej tajemnicą.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zmarszczyła czoło, bo rzeczywiście tego wszystkiego nie rozumiała, dla niej naturalnym było, że póki co jest przy niej Jasper, ale w końcu, gdy wróci już do siebie, mężczyzny zabraknie. Poza tym w tamtym czasie widziała go zaledwie raz od momentu postrzału i niekoniecznie przykładała jeszcze tak dużą wagę do jego roli w swoim życiu, traktując ją bardziej, jak epizod, niż coś stałego.
- Bo nikt mnie o niej nie poinformował - zauważyła spokojnie, ale już po postawie Nathaniela widziała, że teraz też nie będzie miała co liczyć na to, aby wyjaśnił jej cokolwiek. Westchnęła więc cichutko, dochodząc do wniosku, że w tym momencie i tak mają ważniejsze sprawy do przedyskutowania.
- Jak się trzyma i czy nie bierze, czy ma kogo prosić o pomoc i wsparcie - zaczęła wymieniać na szybko, ale zaraz speszyła się wyraźnie. Głupio założyła, że będzie mogła go tutaj zaprosić, że gdzieś między słowami Nathaniel na to przystał, a teraz dotarło do niej, że nic podobnego nie miało wcale miejsca i zwyczajnie poczuła uderzenie wstydu i zażenowania własną śmiałością. Natychmiast urwała też kontakt wzrokowy, przenosząc go znów na swoje kolana. - Faktycznie, nie mam prawa tu przyjmować gości, przepraszam - odpowiedziała z pokorą, która przez jakiś czas była w niej uśpiona, ale teraz przypomniała o sobie ze zdwojoną siłą. Jego warknięcie, co do tego, gdzie się znajduje, tylko to na niej spotęgowało, więc już nic nie powiedziała, a jedynie pokiwała głową, zastanawiając się, czy może nie przeceniała swoich możliwości i jednak nie była w stanie zapanować nad jego gniewem. - Rozumiem, przepraszam - mruknęła, nie chcąc już podburzać jego wściekłości. On więc odszedł, a ona naprawdę sądziła, że może, gdyby nie było z nią tyle kłopotu, byłoby łatwiej. Tylko, że do tego, musiałaby w końcu zacząć chodzić. Nadal była osłabiona po operacji, a przy tym odpoczywała w łóżku cały czas, wiec jej mięśnie, szczególnie tu u nóg, straciły swoją siłę i sprężystość. Póki co nikt nie wymagał od niej by z tym walczyła, ale może sama powinna to robić, aby nie stwarzać więcej problemów? Wydawało jej się to rozsądne, jednak tyle co dotknęła stopami trawy, a Nathaniel już był obok. Tym razem jednak nie krzyczał i prawdę mówiąc... jego słowa mocno nią wstrząsnęły. Otworzyła szerzej oczy patrząc na niego trochę tak, jakby mówił w innym języku.
- Ja? - powtórzyła głupio, w uszach słysząc, jak dudni jej serce. Ona nigdy nie była najważniejsza, w żadnej znanej jej konfiguracji. Z jednej strony typowo dla siebie, bała się temu zawierzać, bo bała się też uczucia, które pozostanie, gdy Hawthorne zmieni zdanie, ale z drugiej... to było kuszące. Uwierzyć, że mogła się liczyć, nawet dla kogoś, kto popełnił tyle złych czynów, co on. Próbowała to wszystko ułożyć sobie w głowie, nawet nie wiedziała w którym momencie znów znajdowała się w półleżącej pozycji, bezpiecznie oparta na poduszkach. - Nadal pana nie rozumiem - przyznała cicho, a skoro nadal pochylał się nad nią, ostrożnie uniosła dłoń, by zabrać mu z oczu kosmyk włosów. - Czy to samolubne, że podoba mi się myśl bycia dla kogoś najważniejszą? - zapytała, nim pomyślała, ale sama nie była pewna, a nie miała wielu osób, które mogłaby o to spytać. Poza tym to też nie tak, że cała ich ta rozmowa jej nie zmęczyła. W zasadzie leżąc ponownie, czuła, że wyczerpała spory zapas sił, ale skoro znów był spokojny, chciała to jakoś utrzymać. - Urosły panu włosy... - zauważyła trochę bezwiednie, unosząc kącik ust do góry. - Odkąd tu jestem, straciłam chyba poczucie czasu - dodała, bo faktycznie nie była w stanie określić, ile czasu minęło od postrzału, ile czasu dla Lorne Bay, które i tak o nią nie dbało, była już martwa.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie miał ochoty rozprawiać z Diviną na temat tego co się obecnie miało zmienić w jej życiu. Sądził, że dziewczyna też sama potrafiła wysnuwać wnioski i zauważyła jak istotną częścią świata Nathaniela się stała. Najwyraźniej jednak potrzebowała objaśnień, ale Hawthorne czuł, że to nie najlepszy moment. Był zbyt nerwowy, uniesiony i skupiony na osobie Remingtona, aby pomówić z Norwood jak należy. Nie chciał więc poruszać tego tematu w obawie, że użyje słów jakich później przyjdzie mu żałować. Bo o dziwo, przy Divinie zaczynał czasem zastanawiać się nad tym co i jak robił, jego zapomniane sumienie odzywało się od czasu do czasu przyprawiając go o mało wygodne myśli.
- I koniecznie musisz być to ty? - Warknął oburzony. Było to bardzo niesprawiedliwe, bo przecież on sam martwił się o Divinę, a nie miał tak naprawdę ku temu żadnych praw. Dlaczego więc ona nie mogłaby się martwić o Dicka? Nawet jeśli ten ją skrzywdził, to Nathaniel na początku także był wobec Norwood agresywny. Czasem wypominał sobie to przed snem, przypominając sobie te wszystkie chwile, w których na siłę próbował doszukać się przerażenia w oczach dziewczyny, wywołać je na każdy możliwy sposób. Był okrutny, ale zmienił się... Zmienił, bo ona na to wpłynęła. Tak więc, czy ten cały Remington nie mógł być mu podobnym? Możliwe, ale Nate nie wierzył w ludzi. Wolał zakładać, że każdy z natury jest chujowy, a przy tym absolutnie nie nauczony był wybaczać, co zaś Divina potrafiła aż za dobrze.
- Skończy już z tym przepraszaniem - fuknął jeszcze, bo tego też nie lubił. Jak się korzyła, jak pozwalała, aby każdy mógł czuć się od niej silniejszym i lepszym, gdy tak naprawdę mało kto potrafił jej dorównać. Wkurwiała po prostu swoją dobrocią, bo przeglądając się w jej spojrzeniu szybko można było dostrzec własne ułomności, a tego przecież nikt nie lubił, a już zdecydowanie Nathaniel.
Chciał jej już powiedzieć, że zgadza się na to spotkanie jej z Richardem, ale wtedy Divina wpadła na inny durny pomysł, który ostatecznie zburzył narastającą w Nathanielu złość. Ustąpiła ona ponownie tej mieszaninie niepewności, ciepła i podenerwowania, gdy znalazł się blisko dziewczyny. Nie odpowiedział od razu na jej pierwsze pytanie, bo uznał, że nie musi, wystarczyło przecież rozejrzeć się wokół, spojrzeć na niego, na to jak na nią patrzył, gdy ostrożnie układał ją z powrotem na poduszkach. - Nie, to ludzkie, V - przerwał milczenie i samemu poczuł jak serce zaczęło wybijać w jego piersi szybszy rytm. - Przestań więc odbierać sobie wszelkie przyjemności... Dość już się nacierpiałaś w swoim życiu. Wystarczy - dodał, a potem poczuł dotyk na włosach i na moment przymknął oczy. Miał wrażenie, że Norwood powoli zasypia, zmęczona tymi emocjami i rozmową. Może więc dlatego pozwolił sobie wypowiedzieć kolejne słowa, licząc na to, że umknął gdzieś w tej rozmydlonej chwili.- Jesteś dla mnie ważna, Divino - wyszeptał i odwrócił twarz, tak by poczuć dłoń dziewczyny na swoim czole i policzku. Trwało to może kilka sekund, ale Hawthorne miał wrażenie jakby czas zwolnił na ten moment.
Zaraz potem wstał i prostując się rozejrzał wokół. Przewrócony stolik, rozbita szklanka i zmoczona książka przypomniały mu o tym dlaczego czuł się tak nabuzowany i zdenerwowany. Odetchnął głośniej.
- Powiedz mu, że może ciebie odwiedzić tutaj, ale na moich warunkach - rzucił, mając nadzieję, że Norwood jeszcze nie śpi, po czym ruszył w stronę willi, odpalając papierosa i czując jak każdy krok staje się dla niego trudniejszy i coraz bardziej niepewny.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Znajomość z Nathanielem była jak coś, czego nigdy nawet nie spodziewała się, że przyjdzie jej doświadczać. W jej życiu nie było głębokich relacji, takich, które przechodziły wielkie zmiany i metamorfozy i dlatego była w tym wszystkim taka ostrożna, bojąc się wyciągnąć jakieś wnioski, zaryzykować stwierdzeniem, czy naprawdę uwierzyć, że to wszystko zaraz nie zniknie.
- Nie, ale to mogę być ja - poprawiła jego pytanie, zerkając na niego niepewnie. Mimo że on burknął, ona nie miała już siły na emocjonalne występy. Te dość szybko zaczęły ją opuszczać, chociaż niekoniecznie chciała sobie na to pozwolić. Wolała korzystać z pierwszego dnia od dawna, który mogła spędzić poza łóżkiem. Niestety nie było to takie łatwe.
- Ciężko mi nie przepraszać, gdy czuję, że robię coś nie tak - przyznała, bo nie pierwszy raz był na nią zły za takie słowa. Tylko, że ona tego nie rozumiała, świat nauczył ją brać odpowiedzialność za swoje czyny, podczas gdy Nathaniel zdawał się denerwować, gdy od niej nie uciekała. Czasem naprawdę wydawało jej się, że przy nim, wszystko co dotychczas widziała, nie było już potrzebne i aktualne. Przynajmniej w tym wszystkim Hawthorne zszedł już z tonu, a jego spokojniejszy głos sprzyjał poddawaniu się zmęczeniu, które coraz bardziej ją otulało, podobnie jak poduszki, na których została położona. - To nie tak, że odbieram sobie wszystkie... - rzuciła trochę sennie, ale chciała powiedzieć te słowa, bo jego własne trafiły do niej wraz z uczuciem przyjemnego ciepła. - Cieszy mnie, że mogę być na zewnątrz... i jak pan dla mnie gra, że mam co czytać, no i budyń - było to mocno nieskładne, ale ona sama naprawdę nie była teraz w formie. Mimo to doskonale usłyszała jego wyznanie, poczuła też jak jej dłoń zjeżdża na jego czoło i szorstki od zarostu polik, dotykając go po raz pierwszy. - Chciałabym, żeby to było prawdą - przyznała jeszcze, a słów o tym, że może zaprosić Richarda już nie skomentowała. Usłyszała je, uniosła delikatnie kąciki ust do góry, ale huśtawka wyłożona poduszkami była zbyt wygodna, aby nie poddała się w końcu zmęczeniu, nie pamiętając nawet kiedy ostatnio i czy kiedykolwiek w ogóle, mogła zasnąć na słońcu, w tak spokojnej atmosferze, nawet jeśli ta jeszcze jakiś czas temu była mocno wybuchowa.

<zt x2> <3

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ