ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.
#3

Jon Moon

[akapit]

Tym, co go naprawdę niepokoi nie jest sama obecność prezesa LAN Technologies w Sapphire River, a niecodzienny niedobór ochrony u jego boku. Jeha nie dostrzega jej w pobliżu ani zresztą nigdzie indziej i musi upewnić się po raz drugi nim dociera do niego w pełni, że faktycznie jej nie znajdzie. Marszczy brwi, między którymi pojawia się zaraz charakterystyczna, pionowa bruzda i odruchowo zmienia kierunek marszu na równoległy do tego, w którym podąża Moon. Zachowuje odpowiedni dystans, wciska dłonie w kieszenie szarej bluzy z kapturem i odruchowo przybiera swobodną postawę, nie dając po sobie poznać, że właśnie kogoś śledzi.

[akapit]

Sung nie pełni tego dnia służby. Może, a nawet powinien zignorować działania Jona, bo skoro ten nie zabrał ze sobą ochroniarzy oznacza to zapewne, że żadnego z nich nie potrzebuje, albo po prostu nie chce, by kręcili się mu pod nogami… I Jeha potrafi to zrozumieć, ale wie też, że to, czego ludzie pokroju prezesa chcą, nie zawsze pokrywa się z ich dobrem, a już na pewno nie z potencjalnym bezpieczeństwem. Dlatego nawet jeśli może machnąć na niego ręką, nie robi tego; wyjątkowo – o ironio - przedkłada dobro Joon-Tae ponad własny interes.

[akapit]

Odgania od siebie niepokojącą myśl, która ni stąd, ni zowąd pojawia się w jego głowie: czy gdyby pracował dla kogoś innego, wykazywałby teraz taką samą troskę? Czy gdyby na miejscu prezesa LAN Technologies znajdował się teraz jakiś australijski biznesmen, Sung zrezygnowałby z własnych planów by upewnić się, że rzeczywiście nic mu nie zagraża? Nie podobają mu się wnioski, do których dochodzi. Nie podoba mu się świadomość, że pomimo całej tej gównianej sytuacji odnajduje w sobie instynktowną chęć zadbania o bezpieczeństwo tego drania.

[akapit]

Wzdycha i klnie pod nosem, przyspieszając kroku. Wie już, że kierują się do portu, a gdy wyłania się zza rogu widzi, jak Moon spaceruje po molo w kierunku przycumowanych na jego końcu jachtów. Jeha dociera do przejścia i zatrzymuje się, kiedy prezes dołącza do małej grupki, najwyraźniej docierając do celu. Ochroniarz przez chwilę waha się, przysiada na drewnianym słupku i wsuwa na nos czarne okulary przeciwsłoneczne, a zaraz potem zaplata ramiona na klatce piersiowej. Udaje, że wygrzewa się w słońcu, jednocześnie obserwując sytuację. Przez moment ma ochotę zawrócić. Przez moment rozważa czy istotnie nie lepiej będzie zostawić Jona w spokoju, ale właśnie wtedy towarzystwo rozchodzi się i Joon-Tae zostaje sam.

[akapit]

Sung unosi brwi, gdy mężczyzna wspina się samotnie na pokład jednej z pokaźnych łodzi i zanim udaje mu się nad tym zastanowić, podąża już w tamtym kierunku. Zatrzymuje się przed maszyną, a raczej apartamentem na kadłubie i przez chwilę jeszcze obserwuje spacerującego na górze Moona. Zaraz potem wciska dwa palce do ust i gwiżdże, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

[akapit]

Hej, gaesaekki! — woła, mając nadzieję, że ojczysty język pomoże mu w osiągnięciu celu. Jego ton nie jest jednak obraźliwy, bo zamiarem Jehy nie jest wcale wyprowadzenie starego przyjaciela z równowagi czy wszczęcie kłótni, a jedynie zaznaczenie swojej obecności.

[akapit]

Kiedy mężczyzna w końcu podchodzi do relingu, ochroniarz posyła mu szeroki uśmiech i tonem sugerującym postronnym obserwatorom, że wychwala jego łajbę albo pogodę kontynuuje:

[akapit]

Oszalałeś?

[akapit]

Promienny grymas, mający na celu oszukanie gapiów utrzymuje się jeszcze przez chwilę. Sung naprawdę wygląda na rozbawionego, ucieszonego wręcz, ale obolałe policzki przypominają mu, że nie jest to naturalny wyraz jego twarzy.

[akapit]

Co zrobiłeś z Dylanem?
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
Jon & Jeha
#3


Gwizdnięcie nie dociera do Ciebie od razu. Rzucone w eter, odbija się od kadłuba i wraca do nadawcy komunikatu, bo zwyczajnie, nie spodziewasz się tutaj spotkać nikogo znajomego. Faktycznie, to dopiero koreański akcent, który szybciej zachodzi w ucho, skupia Twoją uwagę. Sztywna sylwetka, nieobciążona dzisiaj żadną marynarką czy garniturem, w swojej mniej wyjściowej odsłonie, wypręża się, jak struna, kiedy rozglądasz się za swoje ramię szukając źródła nawoływań. Ostatecznie jednak to dopiero podejście do burty zdradza z kim masz do czynienia. Dyskomfort, czy zadowolenie? Nie potrafisz się zdecydować, co czujesz, kiedy go widzisz, ale na szczęście nie musisz tego po sobie w żaden sposób zdradzać, dlatego Twoja mimika pozostaje bez zmian. W przeciwieństwie do jego, on zdaje się uśmiechać grymasem tak nienaturalnym, że widok ten aż kłuje Twoje oczy.
Zanim mu odpowiesz, opierasz się rękoma o relingi, pozwalając to jemu pierwszemu zdradzić się z jego zamiarami, a kiedy upewniasz się, nie zjawił się tutaj z Twojego polecenia - już myślałeś, że nieświadomie ściągasz go myślą, mową i uczynkiem niechcianym - w końcu kiwasz na niego głową. To lekkie szarpnięcie, ma zachęcić go do wejścia na pokład. Sam w tym czasie kierujesz się na tył jachtu, gdzie wasze drogi mogą się spotkać.
Co Dylan zrobił z Tobą?
Odzywasz się dopiero, kiedy Jeha schodzi z trapu, Twoim słowom towarzyszy naprowadzające na treść słów klepnięcie go w policzek, nieprzypadkowo trochę mocniejsze, dla przezorności, żeby nie przyszło mu odebrać go inaczej niż dyktują to twoje zamierzenia - jako koleżeński przytyk, podkreślający powoli gasnący uśmiech na jego twarzy. Masz wrażenie, że kilka sekund dłużej wpatrywania się w tą nieszczere krzywiznę jego wygiętych ust, a jego szaleństwo Ci się udzieli.
Nie do twarzy ci - komentujesz - z ludzkimi emocjami.
Parskasz trochę rozbawiony, niemo, a jedynie kąciki Twoich ust unoszą się w cichym uhahaniu, bo naprawdę uznajesz to za przedni żart.
pearl lagune
miło
brak multikont
ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.

[akapit]

Nie dostaje odpowiedzi, a zamiast tego otrzymuje proste zaproszenie na pokład, co samo w sobie jest już pewnym postępem. Korzysta z okazji i wdrapuje się na jacht, uważając przy tym, by się przypadkiem nie poślizgnąć. Łódź sama w sobie nie interesuje go wcale, ale i tak rozgląda się uważnie, w urokach smukłej łajby dostrzegając coś więcej niż tylko bogaty kunszt szkutnicki - okazję. Jeha nie jest zwolennikiem nadmiernego luksusu, wprawia go w dyskomfort, bo w przeciwieństwie do Moona nigdy nie posiadał w życiu niczego, co mogłoby zostać uznane za szczególnie cenne, ale cieszy go możliwość zaspokojenia ciekawości. Dlatego choć szeroki wyszczerz istotnie gaśnie, gdy napotyka spojrzenie Jona, nieznaczny uśmiech utrzymuje się na jego ustach odrobinę dłużej, pomimo upominającego klepnięcia w policzek.

[akapit]

Czy ktoś poza mną wie, że tu jesteś? — pyta, porzucając kwestię drugiego ochroniarza. Chce się upewnić, że w Joon-Tae zachował przynajmniej minimalne środki ostrożności, dlatego też nie cofa się przed jego gestem.

[akapit]

Nie jest to dotyk, którym musiałby się przejmować, a więc nie robi tego i tylko przekrzywia głowę, przyglądając się szefowi uważnie. Pionowa zmarszczka, wystająca nieco ponad obudowę czarnych okularów zdradza, że albo mruży teraz podejrzliwie oczy albo marszczy brwi w zmartwieniu. Obie opcje są równie prawdopodobne.

[akapit]

Czyżby? — odpowiada, po czym kręci głową w rozbawieniu. — A nie wolałbyś raczej zobaczyć ich więcej? — droczy się odruchowo, przez moment podchwytując kruchą, przyjazną atmosferę. Wsuwa dłonie do kieszeni i wzrusza niedbale ramionami. — Mój błąd. Tylko nie mów później, że nie próbowałem.

[akapit]

Zanim porusza koleją kwestię, mija Jona i przechodzi nieśpiesznie w kierunku dziobu, gdzie przystaje i przez chwilę po prostu obserwuje roziskrzony słońcem horyzont. Sapphire River prezentuje się o wiele lepiej z tej perspektywy - przyznaje w myślach.

[akapit]

Należy do ciebie czy dopiero będzie? — pyta, gdy kończy podziwiać widoki i w końcu na powrót skupia całą swoją uwagę na prezesie. Jest wdzięczny, że nie skaczą sobie do gardeł.
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
Śledzisz mnie? — pytasz zanim rozmowa zejdzie na inne tory, chociaż nie próbujesz być zaczepny w tym zapytaniu, a jedynie ustalić fakty, w jakich okolicznościach się tu znalazł, bo w czysty przypadek nie wierzysz. Nie potrafisz sobie wyobrazić, jakie powody miałyby sprowadzić Jehę aż tutaj, chyba, że tym powodem byłeś ty, w takim przypadku, chciałbyś wiedzieć, dlaczego?
Jego pytanie powinno Cię naprowadzić na konkretny tor, ale nie robi tego wcale. Stoicie na przeciwko siebie, patrzycie się na siebie, każde z was, odczytując z mimiki ciała drugiego cokolwiek, czym jesteście teraz zainteresowani. Ty w głównej mierze wyjaśnieniem, co tutaj robił, a tylko trochę okularami, które miał na nosie. Tymi samymi, jakie nosił, kiedy spotkaliście się pierwszy raz po długiej przerwie. Tymi, które z trzaskiem upadły pod waszymi nogami, kiedy…
Jesteś poważny?
Łatwo dajesz rozproszyć swoją uwagę, ponieważ tok myślowy, który zdaje się CIę gubić, wcale Ci się nie podoba, dlatego chwytasz się zadanego pytania, podświadomie tworząc odbicie jego pozycji, we własnej posturze, tym samym chowając ręce do kieszeni białych spodni, utrzymując jego spojrzenie.
Właściciel, i bosman, ktoś musiał dać mi klucze.
NIe szczędzisz odrobiny uszczypliwości w swoich słowach, łatwo podlegając przynajmniej chwilowo rozluźnionej atmosferze, co jednak nie trwa długo. Każde wasze słowo jest pułapką, każde może być łatwym wspomnieniem tematów zakazanych - tabu - które ostatnio sami sobie narzuciliście. Tak jest też tym razem. Wraz z jego pytaniem spływa na Ciebie fala gorąca i kilku migawek, jakich wolałbyś teraz nie mieć przed oczami. Łapiesz się na tym, że wstrzymujesz powietrze i nic nie odpowiadasz, jedynie odprowadzając spojrzeniem jego sylwetkę, kiedy oddala się w stronę dziobu. Dowiadujesz się, że nie oddychasz, dopiero kiedy ze świstem wypuszczasz powietrze z płuc.
Ufff… nie, zdecydowanie.
Odpowiadasz mu, chociaż już go obok nie ma, ponieważ tak naprawdę strofujesz siebie i myśli, które potrzebują ostudzenia i przerotowania, dlatego ledwie dostrzegalnie wstrząsasz głową i gromadząc zapasy nowego powietrza, podążasz w końcu za nim. W przeciwieństwie do niego, który mierzy wzrokiem horyzont, ty opierasz się łokciami za sobą o metalową barierkę, zamiast tego mierząc wzrokiem jego profil w świetle dnia, obiektywnie stwierdzając, że chociaż jest młodszy od Ciebie jego twarz niesie większą dojrzałość niż Twoja, wolisz nie wiedzieć dlaczego. Tylko, kiedy kącik ust wspina się mu ku górze, dopiero wtedy zaczyna przypominać mężczyznę adekwatnego wyglądowo dla swojego wieku.
Zastanawiam się, muszę zwiedzić resztę.
Tu robisz krótką pauzę, żeby zobaczyć, czy zrozumiał aluzję, ale że w jego obecności nie grzeszysz wcale cierpliwością, z jakiegoś powodu do wszystkiego ci się śpieszy, zupełnie tak, jakbyś spodziewał się, że zaraz szlag wszystko trafi, a on wróci do Korei. Dlatego poganiasz go dodatkowym stwierdzeniem.
Zanim zastanie nas wieczór.
I nie czekając już na niego, kierujesz się w stronę zejścia do kokpitu.
pearl lagune
miło
brak multikont
ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.

[akapit]

Mieszkam niedaleko — odpowiada zgodnie z prawdą, ale nie zdradza nic więcej, pozwalając, aby te słowa zawisły w powietrzu. Daje Jonowi czas na połączenie faktów. Nie mówi wprost, że zauważył go przypadkiem, bo wniosek ten jest raczej oczywisty, a nawet jeśli nie, temat zostaje chwilowo zawieszony, o ile nie zamknięty.

[akapit]

Sung ignoruje uszczypliwość prezesa, bo tak jest po prostu łatwiej. Nie to miał na myśli i podejrzewa, że mężczyzna ma tego pełną świadomość. Dlaczego więc nagle zachowuje się w ten sposób jest dla ochroniarza tajemnicą, której na ten moment nie chce jeszcze poznawać. Próbuje natomiast niczego względem Joon-Tae nie zakładać, niczego nie brać za pewnik i instynktownie i nie powiązywać jego słów czy zachowań z wcześniejszymi schematami. Postanawia, że nie będzie postrzegał nic takim, jakie może być, póki faktycznie się takim nie stanie. Rozmowa będzie tylko rozmową, żarty tylko żartami, a przypadkowy dotyk pozostanie takim, póki…

[akapit]

Przełyka ślinę i próbuje zepchnąć myśli na właściwe tory, ale wcale nie pomaga mu fakt, że wyczuwa na sobie intensywne spojrzenie Moona.

[akapit]

Ale ci się nagle śpieszy — drwi, ale nie złośliwie, bardziej z autentycznym rozbawieniem, bo kiedy go śledził, Joon-Tae wcale nie sprawiał wrażenia, jakby czas go szczególnie naglił.

[akapit]

Jeha kręci głową i bez dalszej zwłoki podąża za Jonem do wnętrza pływającej bestii. Wątpi, aby czaiły się tu na nich jakieś niebezpieczeństwa, ale mimo wszystko zachowuje czujność. Rozgląda się z zaciekawieniem po nowoczesnym wykończeniu, z początku komentarze na ich temat pozostawiając wyłącznie dla siebie. O ile ogólny wygląd pokładu jest w porządku, o tyle sam jacht…

[akapit]

Jest paskudny, zdajesz sobie sprawę? — pyta w końcu, wyglądając przez jedną z przeszklonych wnęk. Nie spodziewa się, że jego opinia się liczy, ani że w ogóle zostanie wzięta pod uwagę, ale odczuwa chęć, by podzielić się z Moonem tym wnioskiem.

[akapit]

Zsuwa z nosa okulary i chowa je do kieszeni, ukazując tym samym podkrążone oczodoły, o których sam zdążył już dawno zapomnieć.

[akapit]

W tym samym momencie docierają do wąskiego korytarza z rzędem otwartych na oścież kajut. Sung unosi brew i wspierając dłonie na framugach pochyla się do przodu, by zerknąć do pierwszej sypialni. Nie wchodzi tam, a jedynie wystawia głowę przez próg i rozgląda się.

[akapit]

Naprawdę spore — przyznaje i trudno powiedzieć czy ma na myśli pokoje jako taki, czy może królewskich rozmiarów łóżko pod ścianą. W końcu zbiera się w sobie i wślizguje się do kajuty, ale chyba tylko po to, by paść z westchnieniem na równo pościelone w ramach prezentacji posłanie. Nie okazuje się tak miękkie, jak Jeha się spodziewa, więc krzyżuje ręce pod głową i prycha głośno.

[akapit]

Czuję się oszukany.
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
I znów jesteś tym dwudziestodwuletnim młodzieniaszkiem, przyłapanym na gorącym uczynku. Na pośpiechu, za długim spojrzeniu, szczególnym traktowaniu, śmiejesz się, niby tak samo rozbawiony, ale łagodną nerwowość tego śmiechu zdradza ręka podniesiona do szyi, przelotnym dotknięciem palców masująca kark, chociaż starasz się sprawiać wrażenie zrelaksowanego, dlatego kiedy jest już za późno, żeby niepostrzeżenie cofnąć dłoń, zamiast tego dajesz Sungowi myśleć, że od początku chciałeś ją tam położyć, żeby przechylić głowę na jeden, a poźniej na drugi bok, dopóki nie usłyszysz lekkiego strzyknięcia, nie zamanifestujesz swojego wymuszonego rozleniwienia.
Nie tylko dlatego, że zarzucił Ci, że nagle zaczęło Ci się śpieszyć.
Przechadzając się po mesie, masz wrażenie, że Jeha dostrzega we wnętrzu luksusowego salonu jakieś krzywe wartości, które Tobie wcale nie przeszkadzają. Ta część jachtu nie drażni cię jeszcze tak, jak brak basenu na rufie i metalowe, ciężkie krzesła na pokładzie, które ani nie dodają splendoru, ani nawet nie nazwałbyś ich ładnymi, kierując się jakimkolwiek poczuciem estetyki.
Nie jest drogi — odpowiadasz wymijająco, bo bardzo nie chcesz tak od razu przyznać się, że się z nim zgadzasz, czujesz, jakbyś miał przyznawać się do błędu, że w pierwszej kolejności w ogóle jacht wzbudził Twoje zainteresowanie. Dlatego dajesz mu jeszcze drugą szansę, a co działa na plus pomieszczeń, to ich wyposażenie. Jeha, który bardzo często próbuje udawać element wystroju, w tym momencie zdobi drzwi, w których staje. Splatasz ręce na piersi, wychylając się zaledwie z korytarza, żeby na niego spojrzeć, ale kiedy wzrok zdradziecko przemyka po krzywiźnie jego pleców, ostatecznie cofasz się do salonu, gdzie burżujskim instynktem od razu odnajdujesz barek z całą jego zawartością.
Cisza, jaka panuje w środku nie jest niczym zmącona, dlatego chociaż Jeha nie krzyczy do Ciebie, słyszysz go wyraźnie i uśmiechasz się kątem ust, szczerze rozbawiony zaskoczeniem Sunga gabarytami sypialni jachtu - koi tylko z żeglarskiego żargonu.
Wracasz do swojego towarzysza z pełną szklaneczką whisky i wahasz się tylko jedną sekundę, zanim odkładasz szkło na dekoracyjną jaskółkę obok łóżka - to, które już przywłaszczyłeś sobie i to, które przyniosłeś jemu, przez ostrożność pomijając butelkę.
Mówisz?
Rzutem oka, podejrzewasz, co Jeha ma na myśli, ale wolisz sprawdzić to sam, dlatego najpierw dłonią sprawdzasz miękkość materaca, a potem idziesz w ślady mężczyzny, odchylając się w tył, żeby skontrolować twardość pod plecami.
Wydaje się w porządku.
Wolisz twardsze łóżka, dlatego, że kojarzą Ci się z najlepiej spędzonymi czasami… chociaż dzieliłeś wtedy kwatery z dziesięcioma chłopa.
Nie brałbyś?
pearl lagune
miło
brak multikont
ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.

[akapit]

Nie jest drogi. Jeha ma ochotę parsknąć śmiechem. Za cenę tej paskudnej łajby zdołałby zapewne spłacić wszystkie długi ojca, odzyskać dom i solidnie zabezpieczyć przyszłość… Mógłby wieść zupełnie inne życie. Powstrzymuje się jednak od przypomnienia o tym na głos, udaje, że ten przykry fakt spływa po nim jak po kaczce. Wmawia sobie, że sprawcą nagłego spadku temperatury, wywołującego gęsią skórkę na jego przedramionach jest wdzierająca się na pokład, oceaniczna bryza, a nie kotłujące się w nim teraz emocje.

[akapit]

Kiedy Jon zjawia się w progu, Sung obrzuca spojrzeniem jego sylwetkę. Nie potrafi zdecydować, w jakim wydaniu według niego mężczyzna prezentuje się lepiej: w skrojonych na miarę garniturach, jak na prezesa konglomeratu przystało czy też może w stroju nieco mniej oficjalnym, choć zapewne wcale nie tańszym, w którym ma okazję oglądać go dzisiaj. Pozostawia ten dylemat nierozwiązany i skupia spojrzenie ciemnych oczu na wypełnionych alkoholem szklankach w jego dłoniach.

[akapit]

Unosi brwi, ale nie komentuje. Przez moment ma ochotę zapytać czy to w porządku, ale zaraz uświadamia sobie z kim ma do czynienia i porzuca ten pomysł. Właściciel na pewno nie będzie miał Jonowi za złe uszczuplenia kolekcji, bo liczy na to, że Moon złoży ofertę kupna. Ba, mogliby zapewne opróżnić wszystkie butelki, a sprzedawca z pocałowaniem ręki zachęciłby go do przyjrzenia się reszcie asortymentu.

[akapit]

Nie powiedziałem, że jestem zawiedziony, tylko że czuję się oszukany — przypomina, obserwując uważnie poczynania prezesa. — Wygląda na okropnie miękkie — zauważa, tłumacząc tym samym co właściwie ma na myśli. Ma mieszane uczucie co do tej sytuacji, ale ignoruje to dziwne wrażenie i opuszcza barki, by wesprzeć łokcie na pościeli. Unosi się nieco, gdy Jon opada na plecy obok niego.

[akapit]

Nie, wolę twardsze — odpowiada bez namysłu i na moment traci rezon. Na sekundę lub dwie przenosi się w czasie do posiadłości Moona, do tych kilku chwil na kanapie w jego absurdalnie przestronnym salonie, a kiedy wraca do rzeczywistości siedzi już na krawędzi łóżka i sięga po pierwszą z brzegu szklankę.

[akapit]

Upija duszkiem niemal połowę jej zawartości i krzywi się, bo nie nawykł do tak mocnych trunków. Smak jest okropny, ale pali w gardle i skutecznie odwraca jego uwagę od niechcianych wspomnień, więc zamiast odstawić naczynie na blat, przytrzymuje je w dłoni, tak na wszelki wypadek.

[akapit]

Czy wszystko tu jest takie paskudne? — śmieje się wbrew sobie, kołysząc pozostałym w szkle alkoholem. To tylko jego opinia, więc nie stara się jej narzucać i pytanie kieruje raczej w eter.

[akapit]

Nie spogląda na Jona od razu, chociaż jakaś część jego osoby bardzo chce obejrzeć się przez ramię i skontrolować jego reakcję. Opiera się temu pragnieniu przez chwilę, a potem przesuwa się bliżej zagłówka i mości przy poduszkach, szukając oparcia w ścianie, dzięki czemu ma widok na całe pomieszczenie i nie musi szukać pretekstu, by móc swobodnie na niego patrzeć.

[akapit]

Wbrew sobie, zerka najpierw na jego dłonie. Zastanawia się, co jest w nich takiego wyjątkowego, że to właśnie dotyk jego palców utkwił mu w pamięci najbardziej. Zaciska usta w wąską linię, kiedy nachodzi go nagła myśl, by sięgnąć i dokładnie obejrzeć jedną z tych rąk. Wie, że to idiotyczne, więc zamiast tego unosi wzrok i przygląda się jonowej twarzy. Jest drugim, najlepiej utrwalonym w jego wspomnieniu elementem. Wyraz jego oczu, kiedy…

[akapit]

Postarzałeś się — chwyta się żartobliwego przytyku, nim wyobraźnia podsuwa mu resztę. Szuka sposobu na rozrzedzenie atmosfery i moment później upija jeszcze jeden, rozgrzewający łyk whisky. Chyba niepotrzebnie tu przyszedł.
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
    To niebezpieczna gra, ta, w którą wchodzicie – zabawa słowem. Pierwszy raz od dwóch miesięcy się w niej sprawdzacie, słowo za słowem, sprowadzając na rozmowę coraz głębsze dwuznaczności. Nie jesteś nawet pewien, kto z Was ją rozpoczął. On? Ty? Przeszliście z naturalnej rozmowy do droczenia, bo tak samo droczyliście się ze sobą naście lat temu, i – przynajmniej Tobie – to droczenie wydawało się przyjemnie znane. Różnica była taka, że wtedy podteksty pozostawały niewinnym żartem dwóch kolegów, a teraz zrzucały na was dramat i tragedię. Dlatego właśnie wypuszczasz ze świstem powietrze z płuc i chwilę wahasz się z odpowiedzią. Jednak po głębszym rozważeniu wypowiedzi, stwierdzasz, że nie musi ona ze sobą nieść niebezpieczeństwa, jeśli tylko Jeha postanowi go nie przyjąć, a od wielu tygodni, jego nastawienie zmienia się drametralnie. Dość, byś wiedział, że jedyne zagrożenie, jakie nad Wami wisi, to to, które gnieździ się głęboko w Twojej podświadomości i właśnie tam zamierzasz je zachować. W głowie.
    Dlatego Twoje słowa, wcale nie muszą sprowadzić Was do tego samego poziomu, co wtedy.
    — Tak? Bo mi się wydaje, że twarde jest trochę ponad Twoje siły.
    Łóżko. Oczywiście. Co innego miałbyś mieć na myśli? On wiedział, Ty też wiedziałeś, że nie, ale nie rozwinąłeś myśli, dopóki, sam by jej nie podchwycił. Decyzja należała do niego. Na razie nie podjął jeszcze żadnego kierunku, ale zwolnił miejsce na pościeli, które teraz zajęło Twoje ramię, rozciągnięte w wygodniejszej pozycji, drugą dłoń wsunąłeś sobie pod kark, przechylając głowę na bok i mrużąc oczy pod siłą świetlików, w które teraz wgapiałeś ślepia. I wszystko byłoby w perfekcyjnym porządku, nawet światło nie wadziło Ci aż tak bardzo, ale mimo wszystko poprawiłeś się na pościeli, dłonią dosięgając szwa spodni, wbijającego się w udo – za drogich, żebyś mógł to zignorować. Oboje, z Jehą, nie możecie znaleźć sobie komfortowego miejsca na pościeli. Zabawne, bo kiedyś potrafiliście spać łóżko przy łóżko w koczowniczych warunkach, a teraz luksusowe łóżko sypialni ekskluzywnego jachtu Wam przeszkadza. On rozbija poduszki za Twoimi plecami, a Ty unosisz biodra nad pościel, dokonując lekkiej korekty w ułożeniu spodni na udzie. Wcześniej unikasz patrzenia w jego stronę, walczysz z chęcią spojrzenia na jego plecy, kiedy jeszcze siedzi na krawędzi materaca, ale jego pytanie bije się w myślach o Twoją głowę.
    ”Czy wszystko tu jest tak paskudne?”.
    — Nie wszystko.
    Odpowiadając, bezczelnie chwytasz jego spojrzenie, patrząc mu prosto w oczy, ale nie może to trwać więcej niż kilka sekund, bo w kilka później, po Twojej wypowiedzi pada jego komentarz. Unosisz wtedy dłoń do podbródka, rozmasowując szczękę po linii, gdzie powinien znajdować się zarost, a gdzie palce spotykają się z gładką skórą.
    — Taa? Wszyscy moi przyjaciele wolą określenie: “Zmężniałeś”.
    Żartujesz, oczywiście, bo większość domniemanych przyjaciół to Twoja służba i osoby, które dla Ciebie pracują, więc nic dziwnego, że mówią dokładnie to, co chcesz usłyszeć. Atmosfera przez chwilę, pomimo lekkiej niezręczności chwytającej sztywnością ramiona i klatkę piersiową, wydaje się trochę lżejsza, więc z właściwą sobie skrupulatnością, żeby Jeha nie poczuł się zawiedzony tym, że choć trochę się zmieniłeś i przestałeś myśleć gorącą głową, znów poruszasz temat ciężki, który jednak spędza Ci sen z głowy. Jemu może też, jak stwierdzasz przelotem wyłapując podkowy pod oczyma.
    Ale istnieje setki innych powodów, dla których może być mu ciężko zasnąć w nocy, z przykrą wnikliwością, będąc ze sobą szczery, wiesz, że możesz być jego najmniejszym zmartwieniem. Większym wydaje się choćby służba w Wietnamie.
    — Mogę przyśpieszyć Twój powrót do Korei. Odpowiedz mi tylko szczerze na jedno pytanie…
    Sam też dźwigasz się do pozycji siedzącej, ponieważ kwestia, którą zaraz poruszysz, wymaga większej powagi, niż poza czterdziestolatka zachowującego się jak zrelaksowany dzieciak podczas wakacji od szkoły.
    — Zrobiłeś to dla pracy? A może po prostu chciałeś… podobało Ci się?
    Ta kwestia nie przestaje Cię męczyć. Im dłużej o tym myślisz, im częściej porównujesz jego zachowanie sprzed kilku tygodni, a późniejszą różnicę, kiedy dostał już pracę, nie możesz nie dostrzec diametralnej różnicy w jego podejściu do waszego spotkania. Nawet gdybyś chciał to zignorować, nie możesz, nie jesteś ani głupi, ani ślepy, im więcej czasu masz na zastanowienie, a wcześniej unikałeś nawet myśleć o tym, co się wydarzeniu, tym Twoje wnioski wydają się dla Ciebie jaśniejsze. Potrzebujesz tylko jego potwierdzenia.
    Nie wiesz tylko, że na pytania, które zadajesz istnieje więcej niż tylko jedna właściwa odpowiedź.
pearl lagune
miło
brak multikont
ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.

[akapit]

Odpowiedź tańczy mu na końcu języka, tak sugestywna i niepoprawna, że ostatecznie nie przechodzi mu przez usta. A mnie się wydaje, że poradziłem sobie całkiem nieźle. Mógłby to powiedzieć. Mógłby przejść od pogardy dla samego siebie i zaprzeczenia do żartów na ten temat, gdyby tylko tym, do kogo kierował teraz słowa nie był Jon. To właśnie jego osoba wszystko komplikowała, najprawdopodobniej preferował mężczyzn, po prostu, dla niego to było życie, nie jednorazowy wyskok. Sung natomiast nie ma pojęcia co to wszystko oznacza i dokąd prowadzi, więc decyduje się oszczędzić im większej ilości nieporozumień. Jest to Moonowi winien.

[akapit]

Zamiast tego skupia się więc na temacie, który sam zainicjował.

[akapit]

Hmmm. — Jeha przekrzywia głowę i raz jeszcze obrzuca uważnym spojrzeniem twarz drugiego mężczyzny. Nie potrafi zaprzeczyć, że jest przystojny. O wiele przystojniejszy niż te dwadzieścia lat temu… — Chyba mają rację — przyznaje w końcu na głos i odruchowo unosi kącik ust w bladym uśmiechu. Nie kwestionuje wzmianki o przyjaciołach, bo tak po prawdzie nie ma zielonego pojęcia jak właściwie wygląda życie prywatne prezesa LAN Technologies.

[akapit]

Jego rozbawienie nie trwa jednak długo. Markotnieje już na wzmiankę o powrocie do Korei. Pomoc, którą Jon teraz oferuje, choć nie jest wyrażona wprost, budzi w nim szereg negatywnych emocji. Próbuje puścić te przeklęte słowa mimo uszu, ale Jon nie wygląda, jakby zamierzał na tym poprzestać. Sung zaciska więc palce na szkle i unosi je do ust, ale waha się nim upija kolejny łyk. Trwa przez moment w dziwnym zawieszeniu, analizując opcje, a w końcu opuszcza ramię i opiera naczynie na pościeli. Nie wypuszcza go spomiędzy palców, przytrzymuje, podczas gdy wzrokiem podchwytuje spojrzenie Moona.

[akapit]

Nie chce o tym mówić. Nie chce się nad tym zastanawiać. A jednak robi to, bo coś się zmieniło. Pytanie nie brzmi tak samo, jak wcześniej, w gabinecie. Nie towarzyszy mu wściekłość i napięcie, a więc i Jeha odruchowo czuje się z nim bardziej komfortowo. Dostrzega niezdecydowanie i wątpliwości, wypisane teraz na twarzy starego przyjaciela i po chwili dłuższego milczenia tylko ciężko wzdycha. Wie, że może poratować się ucieczką, ale dochodzi do wniosku, że być może lepiej mieć już to wszystko za sobą.

[akapit]

Dla pracy zamierzałem błagać — zaczyna od czegoś łatwiejszego. Mówił o tym wcześniej, ale chce to ponownie podkreślić. Zanim kontynuuje, wypija duszkiem pozostałą zawartość szklanki i odstawia ją na stolik. Nie chwyta następnej, chociaż bardzo ma na to ochotę, a zamiast tego splata ręce na piersi. — Naprawdę miałem to zrobić — przysięga i przymyka na moment zmęczone oczy, nie będąc w stanie patrzeć mu teraz w twarz. — Ale spanikowałem. Nie wiem co się stało, pochyliłeś się i ja po prostu… Nie myślałem — przyznaje w końcu z wyraźną rezygnacją. Kręci głową, przeczesuje nerwowo włosy i rozgląda się po kajucie. Nie gra na czas, po prostu szuka odpowiednich słów. — I zanim się zorientowałem ty już przejąłeś inicjatywę, całowałeś mnie i... Chciałem przerwać, odepchnąć cię, po prostu wstać i wyjść, bo to było naprawdę dziwne, ale zorientowałem się, że tak naprawdę mi to nie przeszkadza — oznajmia i w końcu zmusza się, by ponownie na niego spojrzeć. Śmieje się, chicho, bez wesołości. — Zacząłem być ciekaw — przyznaje, trochę ze skruchą, trochę może ze wstydem, sam nie jest pewien. Odchrząka i opuszcza spięte ramiona. — Nie chciałem tego robić. A potem chciałem i zrobiłem, bo tobie się podobało.

[akapit]

To wszystko, co może mu teraz dać. Wszystko, co jest w stanie z siebie wydusić, ale mówi szczerze, licząc na to, że i jemu zrobi się przez to nieco lżej.
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
    Przelotny komplement szybko blednie w obliczu kolejnych słów, jakie padają między Wami. Nie liczysz dokładnie czasu, ile to trwa, ale w głębokim zawieszeniu czekasz na jego odpowiedź i nie pozwalasz, żeby teraz coś tak błahego, jak to, jak zmieniłeś się z wyglądu przez osiemnaście lat, miało zaburzyć bieg rozmowy. Nawet przełknięcie śliny wydaje Ci się teraz tak głośne, że aż mrużysz oczy, kiedy to robisz, tak bardzo nasłuchujesz wszelkich głosek z jego strony, jednak on nie ułatwia Ci tego oczekiwania wcale. Milczy, jakiś moment, który, chyba nie tylko Tobie, zdaje się teraz torturą. Odruchem patrzysz na zegarek na przegubie ręki, ale nie minęła nawet minuta odkąd zadajesz mu pytanie. Dziwne, bo masz wrażenie, jakbyś siedział tak, wsparty ozięble rękoma o swoje uda od kilku minut. Być może dlatego, że nacisk, jaki nakładasz przedramionami na nogi, niesie ze sobą obciążenie tego dnia, tych dwóch miesięcy i osiemnastu lat żalu i niepewności, jakie wynikają z niezamkniętego rozdziału, którego domknięcia od dawna Ci brakuje.
    Starasz się nie mieć żadnych oczekiwań wobec jego odpowiedzi, starasz się nie zakładać niczego, ale nic nie możesz poradzić na to, że jednak tak – masz uczucia, a co za nimi idzie, masz własne pragnienia, nadzieje od dawna niespełnione i te, nowe, płonne, że prawda, którą usłyszysz, będzie tą, którą chciałbyś usłyszeć.
    Nie jest.
    Zamierasz, od pewnego czasu już na niego nie patrzysz, ale teraz już wiesz, że jest dobrym aktorem, znacznie lepszym od Ciebie, chociaż, jakże to ironiczne, bo przecież od urodzenia grasz jakąś rolę, którą masz do spełnienia. Dlatego, że może być jeszcze lepszy w opowiadaniu półprawd i kłamstw, patrzysz przez ramię w jego stronę. Wydaje się szczery w tym co mówi, ale taki sam wydawał się kilka tygodni temu, a nie był. Czy możesz mu ufać? Jeha, którego znałeś, nigdy nie okłamałby Cię w takiej sprawie, ale Jeha, który siedzi teraz za Tobą, może nie mieć wiele wspólnego z tamtym, którego obraz zapisałeś sobie w pamięci. Chcesz mu ufać i nie możesz mu ufać jednocześnie. Nie chcesz go nienawidzić, ale nienawidzisz, z każdym słowem bardziej, ale to nie jest prosta nienawiść, obok, której możesz przejść obojętnie, będąc jego wrogiem. To nie jest nawet czysta nienawiść, chociaż gdyby taka była, ta rozmowa byłaby o wiele łatwiejsza, znośniejsza i nie przewracałaby żołądka z nerwów – oczekiwania, goryczy i mieszanki współczucia z poczuciem zdrady.
    Tak musiał się czuć Jeha, kiedy dowiedział się, że wasza relacja może dla was obu nie być tej samej natury, może nawet gorzej, bo jego zdradzał przyjaciel, a Ciebie tylko jego echo.
    Tylko dlatego powstrzymujesz się od swojej złości, zachowując ją w zarodku. Unosisz ręce do brody, na splecionych w pięści dłoniach opierając szczękę i pół twarzy, w koncentracji i skupieniu analizując każde jego słowo. I nie możesz nie ulec wrażeniu, że jesteś… rozczarowany, zawiedziony, może nawet skrzywdzony, tym, co mówi. Ponieważ jego narracja bardzo różni się od tej, jak ty zapamiętałeś tamten wieczór. Począwszy od jego rozpoczęcia, na finiszu kończąc. Czujesz się też głupio, jak naiwny dzieciak i jesteś na siebie zły, jak łatwo dałeś się oszukać wspomnieniom i sentymentom sprzed kilku dekad.
    W końcu oddychasz cieżko, ponieważ już wszystko rozumiesz.
    — Ummm… mhmmm.
    Przyjmujesz do wiadomości wszystko, co powiedział, ale pierwszy raz nie dzielisz się z tym, co ty na ten temat myślisz, choć zawsze jesteś do tego pierwszy, do jasnego wygraczania granic, wyznaczania ich i określania swoich żądań, z większością innych osób nie licząc się wcale. Poza żoną, i dziećmi, wobec których nie możesz mieć żadnych żądań, nie spełniając nawet podstawowych standardów, jakie powinieneś jako mąż i ojciec.
    — Zdecydowałem.
    W końcu się odzywasz, okrążając łóżko i zdaje się jakbyś naprawdę podjął ważną decyzję, ponieważ zapijasz ją jednym haustem swojego trunku. Twoja szklanka była prawie pełna, a teraz jest pusta, została w niej tylko gorycz z ust i para po ciężkim westchnieniu – w konsekwencji siłą wstrzymanych słów.
    — Nie biorę go. Jachtu.
    Nie patrzysz na Sunga, niezdecydowany, co nawet jedno spojrzenie mogłoby wywołać, a tego jednego akurat w tym momencie bardzo potrzebujesz, stabilności, niezbitości, pewności siebie. Z niewielkim brzdęknieniem odkładasz puste szkło na jaskółkę i tylko lekkim drżeniem dłoni, którą zaraz zaciskasz w pięść, żeby je powstrzymać. Kierujesz się do wyjścia, pewien, że to Ci wystarczy. Zamknięcie tego tematu, zrozumienie. Przekraszasz już nawet próg, dumny z siebie, że powstrzymałeś się od komentarza.
    Ale kiedy Twoja stopa staje centymetr za framugę, zdajesz sobie sprawę, że nie możesz pozwolić, żeby wszystko, co jeszcze nie zostało wyjaśnione, zostało porzucone w tym pokoju. Dlatego, jednak odwracasz się dynamicznie, sztywno w miejscu, od razu chwytając jego spojrzenie, od razu pamiętając dokładnie, gdzie siedział.
    — Nie. Wiesz co… nie jest…
    W porządku? Czujesz, że to nie jest sprawiedliwe, żeby to mówić, więc zaciskasz szczęki, odwracasz się, tak samo gwałtownie jak wcześniej i z rezygnacją uderzasz zaciśniętą pięścią w ścianę, zanim wychodzisz.
    — Nieważne. Jest dobrze. Dziękuję za szczerość.
    Nie brzmisz na zadowolonego z efektu tej rozmowy, ale słowa jednak wydają się autentyczne, nie ma w nich zakłamania. Masz wrażenie, że on też zasłużył na tą samą szczerość, a chociaż nie jesteś szczery, co do tego, jak ty się z tym czujesz, szczerze uważasz, że między wami wyjaśnia to chyba wszystko, co chciałeś wiedzieć.
    Jest tylko jedna rzecz, którą chcesz rozjaśnić, żeby móc w zgodzie ze swoim sumieniem stwierdzić, że już wszystko zostało powiedziane.
    — Od ślubu ani razu nie zdradziłem żony.
    Aż do czasu, kiedy spotkałeś jego, ale nie powiedziałeś tego, żeby nie zabrzmiało, jak zarzut. Miał w końcu rację. Oboje byliście czarnymi bohaterami tej historii i obaj byliście winni własnych błędów.
pearl lagune
miło
brak multikont
ochroniarz w sektorze prywatnym — LAN Technologies
38 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Here, hold my morals. I've got some sketchy shit to take care of.

[akapit]

Czeka na jego reakcję i wcale nie jest mu lżej. Nie wie czego się spodziewa, a choć powinien odczuwać ulgę, że Jon nie ciągnie tematu dalej, czuje się… Zawiedziony. Wiele go kosztowało zagłębienie się w tamte wspomnienia, sięgnięcie w głąb siebie w poszukiwaniu odpowiedzi, nawet jeśli nie są całkiem klarowne i zamiast wykorzystać okazję, o którą sam tak uparcie zabiegał, Joon-Tae rezygnuje? Ostra, kwaśna irytacja, którą wyczuwa na języku nakłania go do reakcji, ale zdrowy rozsądek wstrzymuje wodze. Bo niby co takiego może teraz zrobić? Sam z siebie nie ma już nic do powiedzenia. Sam z siebie nie ma pojęcia od czego zacząć, a więc nie robi tego wcale i tylko odprowadza mężczyznę wzrokiem prosto do wyjścia.

[akapit]

Wciska dłonie do kieszeni bluzy i zaciska pięści, by nie chwycić jednego z pozostawionych na stoliku naczyń i nie rzucić nim w prezesa. Ma jednak pewność, że gdyby to zrobił, na pewno trafiłby go w ten zakuty łeb, a to pogorszyłoby tylko całą tę, już i tak wystarczająco absurdalną sytuację.

[akapit]

Podnosi się z łóżka, ciało ma napięte, jakby szykował się do skoku, ale nim podejmuje jakiekolwiek działanie, pięść Jona uderza w ścianę. Jeha drga niespokojnie i odruchowo rozstawia stopy, by wzmocnić pozycję i zachować lepszą równowagę. Niewiele może poradzić, że instynktownie spodziewa się czegoś gorszego niż tylko proste, pełne frustracji rąbnięcie.

[akapit]

Joon-Tae… — urywa, gdy ten opuszcza pomieszczenie. Nie rusza za nim od razu, nie zamierza też biec; wychodzi nieśpiesznie na korytarz, walcząc z własnymi demonami. Próbuje zachować spokój, próbuje nie mieć do niego żalu, ale nie potrafi. Nie tak do końca, a komentarz o żonie w końcu przeważa czarę.

[akapit]

Jeha zrywa się i w kilku długich krokach wymija Moona, nim ten opuszcza korytarz. Wie, że jeśli teraz wyjdą, sam nie wróci już do tego tematu. Nie zamierza też czekać aż Joon-Tae przestanie zgrywać pokrzywdzone dziecko. Nie chce tego robić. Zagradza więc przejście i z wolna obraca się ku niemu. Jest zły. Nie tak, jak wcześniej w gabinecie, ale na tyle, by nie dusić wszystkiego w sobie.

[akapit]

Unosi przedramię i przyciska je do jego absurdalnie drogiej i adekwatnie do ceny miękkiej koszuli. Robi jeden krok, a potem kolejny, zmuszając szefa do wycofania się w kierunku ściany i przytrzymuje go przy niej siłą. Podchwytuje spojrzenie Jona i zaciska szczęki, bo potrzebuje chwili, by po wstrzymać w sobie odruch potrząśnięcia nim tak, jak zrobiłby to pewnie te osiemnaście lat temu.

[akapit]

Nie interesuje mnie to — cedzi w końcu, mając na myśli jego małżeństwo. Jeśli Jon chce nad tym ubolewać – w porządku, ale to wyłącznie jego sprawa. Sung nie zamierza udawać, że poświęcił jego żonie choćby jedną myśl, odkąd postawił stopę w Lorne Bay. — Ewidentnie masz coś jeszcze do powiedzenia, więc skoro już przy tym jesteśmy, wyrzuć to z siebie — zachęca, wolną dłoń wspierając na ścianie obok jego głowy. — Czego tak właściwie ode mnie oczekujesz? — pyta, mrużąc oczy. To przecież nie tak, że gdyby Jeha był zainteresowany, Moon mógłby mu cokolwiek zaoferować. Poza pieniędzmi, rzecz jasna.

[akapit]

Jak sam słusznie zauważył: posiada żonę, dwójkę dzieci i milion innych ograniczeń, które uniemożliwiają mu swobodę na gruncie zawodowym i emocjonalnym. Nawet gdyby żywili do siebie jakieś wykraczające poza przyjaźń uczucia, siłą rzeczy byłaby to zdrada. Nawet gdyby ograniczali się do zwykłego pożądania – byłaby to zdrada. Jakkolwiek by się to nie potoczyło, właśnie to go czekało i może najwyższy czas, by się z tym pogodzić.

[akapit]

Naprawdę myślałem, że poczuję obrzydzenie — podejmuje, a jego rysy nieco łagodnieją. — Nie pociągają mnie faceci, nie ro… Ale podobało mi się to, co mogłem z tobą zrobić. I to, że tobie też podobało się to, co mogłem z tobą zrobić. Dlatego nie przestałem, dlatego to zrobiłem.

[akapit]

Marszczy brwi, nie do końca przekonany o sensie własnej wypowiedzi. Nie wie, jak lepiej to wytłumaczyć, bo sam siebie nie rozumie.
ambitny krab
brzydko
brak multikont
dyrektor generalny firmy technologicznej — Cairns, LAN Technologies
41 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
A bug is never just a mistake. It represents something bigger. An error of thinking. That makes you who you are.
    Nie słuchasz, bo słuchanie nigdy nie było Twoją mocną stroną. Masz już swoje wnioski i zamiast dłużej je rozważać, godzisz się na to rozdanie kart, które masz przed sobą, jakbyś nie widział, że możesz dobrać talię, przetasować swoje szczeście, bądź nieszczęście, w zależności od łaskawości losu. W biznesie, Twoja śmiałość sprawdza się, jako odważne ruchy, których skuteczność kalkuluje szereg prawników i inwestorów, ale w życiu prywatnym, to podejście zawsze stawia Cię w pozycji przegranego. Teraz nie jest inaczej.
    Jeha jednak wie, jak w gorącej wodzie kąpany jesteś, dlatego chyba daje Ci ostatnią szansę, taką, której na pewno nie przegapisz, więc pochwyca koszulę, ściska materiał i bijące pod nim serce i przygważdża Cię do chłodnej ścianki, a serce zgniata, ale nie butem, a dłonią, odbierając Ci możliwość wymigania się od rozmowy – podążenia za własnymi konkluzjami. Zmusza Cię do przyjęcia cudzej perspektywy, czy tego chcesz, czy nie, chociaż jeszcze zanim coś powie, jesteś prawie pewien, że nic z tego, co padnie między Wami Ci się nie spodoba. Może tylko oddech, który rzuca na Twoją skórę, ale nie on jest tematem tej debaty. Dlatego zaciskasz szczęki, opierając głowę o ścianę za sobą i przymykasz powieki, ignorując bodżce zewnętrzne, które utrudniają Ci skupienie się na puencie wypowiedzi i zadawanych pytaniach. Jeha musi dobrze wiedzieć, że dużo Cię kosztuje trzymanie gęby na kłódkę, dlatego jego zagranie jest poniżej pasa. Uśmiechasz się kącikiem ust, ale wcale nie jest Ci do śmiechu, bo tak naprawdę to uśmiech goryczy i poddania się, bo i tak już wiesz, że zaraz wylejesz z siebie wszystkie żale, skoro już pyta. Bardzo chętnie mu odpowiesz, a potem zrzucisz winę na niego, że sam chciał wiedzieć.
    — Teraz? Czy w ogóle?
    Podejrzewasz,, że chodzi mu o ogół, ale sam nie wiesz! Nic. Wszystko. Przy nim tracisz rezon. Myślisz, że już Ci przeszło, a potem on pojawia się w Australii. Najpierw cieszysz się, że go widzisz, żeby w następnej chwili nie wiedzieć, co to znaczy i dopiero badać teren. potem dobrze się bawisz, wspominając dawnych Was i wspólnie spędzone chwile, ignorujesz wszystkie żale, złości i masz wrażenie, że żaden konflikt nie ma znaczenia, a czas wraca do tego, co było kiedyś i nie musisz się martwić jego upływem. Potem on Cię całuje i myślisz… nic nie myślisz. Dajesz się ponieść chwili, tracisz głowę, zapominasz o wszystkim i liczy się tylko moment. Usta odciśnięte na Twoich, ręce błądzące po karku i boku twarzy, chaotyczne i nieprzystosowane do takiej pieszczoty dla warg i języka, znacznie przyjemniejsze i pełniejsze podniecenia, niż jakikolwiek akt, którego podejmujesz się w życiu. Jego dłoń w Twoich spodniach, ciasność w bokserkach i mrowienie, które przechodzi Twoje ciało zaledwie po pierwszym dotyku, a później cała fala tych i większych mrowień i podniecenie, jakiego nigdy nie czułeś, a które falą wylewa się za wszystkie lata, po Tobie i po nim.
    Później po wszystkim zostaje już tylko plama wstydu na podłodze i odraza do samego siebie, a następnego dnia sama myśl o nim, sprawia, że twardniejesz i twardnieje Twoje przekonanie, że… to był błąd.
    Błąd, który patrząc teraz na niego chciałbyś powtórzyć.
    — Kochałem Cię. Nie dlatego, że chciałem, albo tak wybrałem. Tak wyszło. I nienawidziłem Cię za to, że Cię kocham, za to samo nienawidziłem siebie. Mówiłeś, że się bałeś. Byłem przerażony, że ktoś się dowie, co czuję, ale najbardziej bałem się, że Ty się dowiesz I Cię stracę. Najlepszego przyjaciela. Jedynego przyjaciela, jakiego miałem w życiu.
    Musisz od tego zacząć, bo masz wrażenie, że ostatnio źle nakreśliłeś swoją perspektywę, przedstawiłeś sytuację z perspektywy osoby zranionej, szukającej winnego, ale teraz wiesz, że jedyną winą, jaką zawinił wtedy każdy z was, było szukanie własnego szczęścia i chwytanie swojej szansy na lepsze życie. Wasza historia, wtedy, nie miała szans na inne zakończenie. Nie było dobrych wyborów, były same złe, cokolwiek byście nie zrobili, nie było dla was dobrych odpowiedzi i ścieżki, która nie doprowadziłaby was do zniszczenia.
    — Musisz coś zrozumieć. Dla Ciebie mogłem spieprzyć sobie i Tobie życie. I myślałem, że już mi przeszło, ale teraz znów jestem gotów spieprzyć sobie życie. Uczynić je trochę bardziej szczęśliwym?
    Pytasz, jakbyś oczekiwał, że będzie znał odpowiedź na to pytanie, ale tego nikt nie potrafiłby powiedzieć.
    — Nie wiem. Z Tobą czy bez Ciebie, wcale nie było mniej spieprzone.
    I teraz, po tym całym czasie i po tych wszystkich naukach jakie wyniosłeś z tamtego okresu, znów stoisz, on i Ty, przed tym samym wyborem. Między złą drogą, a złą drogą, bo nie ma dla was żadnej dobrej, którą możecie wybrać.
    — Nawet teraz, nie mogę na Ciebie patrzeć, mam ochotę rozbić Ci butelkę na ryju, chcę, żebyś się zamknął, zniknął, wrócił do Korei i nigdy nie wracał. Tak byłoby prościej. Ale nie chcę Cię wypuścić. Wolałbym całować i skończyć to, czego nie skończyliśmy, rozpocząć na tym, na czym stanęliśmy.
    Chwytasz boki jego skroni między dłonie, opierając się czołem o jego, w tej pozycji powstrzymując się od tego, na co masz ochotę, oszukując zmysły ciepłem, jakie pada spomiędzy jego warg na Twoją skórę. I przez chwilę Ci to wystarcza.
    — Odpowiadając na Twoje pytanie: nie wiem.
    Ostatkami silnej woli oblizujesz wargi, obchodząc się smakiem i ostatecznie uwalniasz jego twarz z kleszczy własnych dłoni, napierając torsem na jego klatkę piersiową, zmuszając go do odchylenia się w tył i wypuszczenia Cię na wąski korytarz, na którym znajdziesz więcej przestrzeni do oddechu.
pearl lagune
miło
brak multikont
ODPOWIEDZ