fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
012.
They say in heaven love comes first
We'll make heaven a place on Earth
{outfit}
Po burzy zawsze wychodzi słońce. Może to głupie powiedzonko, ale w końcu Melis postanowiła w to uwierzyć i ta wiara sprawiła, że słońce rzeczywiście się pojawiło. Ledwie wychynęło zza horyzontu, ale absolutnie nie musiało się spieszyć. Huntington nie chciała, by gwałtownie pojawiło się na południu, bo miałaby ciągłą obawę, że zaraz zajdzie, ale będąc dopiero na początku, czuła, że trochę to jeszcze potrwa. Po pierwsze, zakończyła wszystkie remonty, przede wszystkim ten w stadninie, który kosztował ją fortunę, ale konie nareszcie miały bezpieczne schronienie. Po drugie, dom również wrócił do stanu używalności, a oprócz tego, że wszystkie stare elementy zostały wymienione, to farma wyglądała pięknie. Właśnie wtedy poczuła, że cała jej praca nie idzie na marne. Stadnina znów została otwarta, więc mogła ponownie zacząć zarabiać, a Melis mogła przestać martwić się o pieniądze. W dodatku, zadzwoniła do gazety, w której kiedyś pracowała z prośbą o jakieś zlecenia. Coś niewielkiego, żeby nie musiała odjeżdżać zbyt daleko od domu. Maksymalnie na kilka dni, by móc sprawować kontrolę nad stadniną, nie zaniedbywać swoich obowiązków w Venus Embrace i móc pomagać mamie przy ojcu. Nie mogła tylko przestać obsesyjnie myśleć o Aaronie.
Właśnie wróciła z pierwszego wyjazdu. Nowa Zelandia była piękna. Melis już tam bywała, ale za każdym razem zakochiwała się na nowo. Nie sądziła, że spotka tam kogokolwiek z okolic Lorne Bay, ale spotkanie z Lincolnem sprawiło, że coś między nimi zaiskrzyło. Podobała jej się jego pewność siebie, poczucie humoru, a przy tym przystojny wygląd. Świetnie się z nim bawiła, ale nie skończyli tego wieczoru na wycieczce. Spotkali się również w hotelowym barze, a później w sypialni. Z reguły nie przeżywała jednonocnych przygód, ale na tę pozwoliła sobie wyłącznie dlatego, że czuła się wyjątkowo i szczęśliwie. Nie sądziła, że kiedykolwiek to powtórzą, ale Link zadzwonił do niej i umówili się po raz kolejny. Tym razem w Lorne Bay. Już dawno nie miała okazji włożyć sukienki, zrobić makijażu, ale teraz czuła się naprawdę pięknie.
Zajęli stolik z widokiem na ocean. - Kocham Australię za to, że jest tutaj zawsze ciepło i zawsze pięknie - szepnęła, nie mogąc przestać zachwycać się zachodem słońca. Było niesamowicie. - Co powiesz na spacer plażą po kolacji? - zapytała.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Lincoln Burke wciąż był zaskoczony tym, jak po prostu został porzucony przed Padmę. Oczywiście udawał, że wcale go to nie obeszło, bo i niby czemu miałoby jakkolwiek? W końcu byli jedynie współlokatorami, nie łączyło ich absolutnie nic więcej, tak więc skąd nagle to uczucie pustki? Zwłaszcza kiedy wracał po ciężkim dniu w pracy do domu, a tam nikt na niego nie czekał... Wtedy też blondyna olśniło - to głupie przyzwyczajenie! Postanowił, że łatwo z tym skończy. Nie bacząc na obowiązujące go terminy zawodowe wziął kilka dni wolnego, wyjechał dość spontanicznie - zupełnie jak za dawnych czasów - do Nowej Zelandii i dał się ponieść chwili. Albo paru. Całkiem przyjemnym.
Nie planował tego, że odezwie się do Melis po powrocie. To miała być jedna noc, bo to w nie był niegdyś najlepszy. Coś jednak w tej kobiecie sprawiało, że potrafił się wyłączyć oraz odciąć od wspomnień, które o dziwo nie napełniały go dobrym humorem. Zaryzykował więc i zaprosił ją na randkę. Bez żadnych planów co dalej, nigdy w to za dobry w końcu nie był. Lincoln potrzebował zresztą znieczulenia - tu i teraz. A Huttington wydawała się idealnym środkiem przeciwbólowym. Na jego szczęście dostępnym bez dodatkowej recepty.
-A ja kocham za to, że kobiety mają tak wiele okazji do zakładania pięknych sukienek podkreślających ich wszystkie atuty. Pasuje ci ten róż - mruknął, może nieco zbyt śmiało, ale czy to właśnie nie śmiałość musiała ją urzec właśnie w nim? Podczas ich pierwszego spotkania też się z niczym nie hamował. Podobnie jak i Mel. -Myślę, że to całkiem niezły pomysł. Nie wiem czy znasz dobrze ich kartę, ale nie da się tu zjeść mniej nawet gdybyś próbował, tak więc nawet nie planuj wykręcać się od którejś z pozycji. Porządny spacer jest więc wskazany. Wino? - zapytał z szelmowskim uśmiechem, widząc podążającego już w ich stronę kelnera z kartami. Burke pewnie miał w głowie jakąś propozycję, bo na alkoholach się znał, ale wolał się upewnić, że podobnie myślą o trunkach na dzisiejszy wieczór.

melis huntington
przyjazna koala
leośka#3525
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Takie momenty nie były zupełnie w jej stylu, ale Melis nie żałowała. Bo to sprawiło, że przez pięć minut jej myśli oderwały się od Aarona. Naprawdę nie chciała o nim zapomnieć, ale w tamtym momencie nie czuła się dla niego wystarczająco dobra. Bo gdyby była, zapomniałby o wszystkim, o swoich problemach, dylematach i po prostu byłby z nią. Nie chciał tego. Gdyby dał jej jakiś sygnał, jeden maleńki znak, że chce, by poczekała, zrobiłaby to, ale dał jej wyraźnie do zrozumienia, że gdzieś indziej czekało na nią szczęście. Lincoln miał nim nie być. Miał być tylko jedną, chwilową przygodą, która da jej chwilę wytchnienia, pomoże się wyleczyć. Właśnie dlatego nie myślała o kolejnym spotkaniu, bo czuła, że odrobinę go wykorzystała. Ale kiedy zaprosił ją na randkę, po prostu odpuściła. Przestała analizować czy to spotkanie jest odpowiednie, czy zachowuje się lojalnie wobec Aarona, czy zachowuje się lojalnie wobec Lincolna i przede wszystkim, czy zachowuje się lojalnie wobec siebie. Odpuściła, dała się ponieść. To było coś, czego nie robiła od bardzo, bardzo dawna. Czuła, że zatraciła w sobie tę spontaniczność, a teraz powoli ją odzyskiwała. - Dobrze, w takim razie co to za atuty? - zapytała, pozwalając sobie na maleńki flirt i jednocześnie swojemu ego na kilka komplementów. Dostawała je dość rzadko, jeśli chodziło o jej fizyczność i chyba jako osoba, która miewała kompleksy, chciała je usłyszeć. - Nie będę się wykręcać, zjem wszystko do ostatniego okruszka - odpowiedziała, kiwając głową na propozycję wina. Nie ukrywała swojej miłości do jedzenia, a przede wszystkim do deserów. Alkohol nie był na super wysokiej pozycji, ale to spotkanie było wyjątkowe, dlatego nie chciała odmawiać sobie toastów. - Ale na winie zupełnie się nie znam, więc zdam się na ciebie - powiedziała otwarcie, bo rzeczywiście, od kiedy się poznali, nie ukrywała się ze swoją bezpośredniością. I chyba właśnie dlatego ta znajomość była tak udana, bo oboje nie zgrywali kogoś innego, głównie dlatego, że nie traktowali tego zbyt poważnie. A przynajmniej Melis usilnie starała się nie wyciągać z tego więcej niż powinna.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Cóż, najwidoczniej trafili na siebie w idealnym momencie. W końcu Lincoln, znając swoje motywy, gdyby potrafił mieć wyrzuty sumienia lub dokonywać jakichkolwiek istotnych autorefleksji bardzo szybko doszedłby do podobnego wniosku - a mianowicie, że wykorzystuje tylko Melis. Po to, by zapomnieć o Padmie. Nie ma mowy , jednak o takich konkluzjach, bo pan Burke, przecież wcale się nie pocieszał. O nikim nie zapominał. Nie miał po czym poprawiać sobie humoru, nie spotkał też w życiu nikogo na tyle istotnego, by mieć problem z tego kogoś odejściem. Tak sobie wmawiał. Nie mógł więc dostrzec, jak perfidne z jego strony było zarówno to, czego dopuścił się w Nowej Zelandii, jak i to na co zdobył się dzisiejszego wieczoru. Tak więc nie, nie miał żadnych rozterek. Po prostu korzystał z życia, po raz kolejny. Tak dobrze, jak potrafi. Z uśmiechem na ustach. Cały Lincoln.
-Zdecydowanie nogi - odparł krótko, ale uśmiech blondyna był chyba o wiele bardziej wymowny, niż gdyby brnął jakkolwiek dalej w swoich opowieściach czy tam argumentach za tym, że faktycznie właśnie ten skrawek ciała należał do faworytów, które mógł podziwiać w takich okolicznościach przyrody. Tyle że to niejedyne dary natury, które sprawiały, iż doceniał ciepło otoczenia, ale właściwie tylko tyle odważył się wypowiedzieć głośno. Jakieś hamulce pozorujące granice dobrego smaku u mężczyzny jeszcze istniały. Dzięki bogu. -Odważna deklaracja jak na kobietę - zażartował, pijąc nieco do tego, jak to panny zawsze ograniczały się na spotkaniach do sałatek. Niby wyluzowane, a mimo to pokazywały na każdym kroku, jak panicznie bały się stracić swoją wypracowaną w pocie czoła sylwetkę. Tak więc Link miał nadzieję, że Melis faktycznie dotrzyma danego słowa i pokaże, że można być normalną w tym świecie. -Nie ma problemu, wybierzmy tylko jedzenie i uwierz mi, nie zawiedziesz się winem, które dobiorę - i wcale tutaj się Lincoln nie przechwalał, co zapewne zaraz miała okazję Huttington sprawdzić sama, kiedy po wybraniu dań, krótkiej wymianie zdań z kelnerem, wreszcie Burke podjął odpowiednią decyzję. Trunek nalewano już do ich kieliszków, a kiedy szkło zostało napełnione, pozostało jedynie unieść je w geście toastu, co też sam blondyn uczynił: -Za spotkanie - niezbyt wyszukane, ale po co się silić zbędnie? Upił łyk tuż po tym, jak ich kieliszki się ze sobą zetknęły, wydając radosny dźwięk ocieranego szkła i odstawił na bok. Jeszcze będzie miał czas skosztować go znów, nie ma gdzie się spieszyć. -Jak zdjęcia? - zapytał, odnosząc się do pierwotnego powodu, który przywiał ją do Nowej Zelandii. O ile dobrze pamiętał. Oby to nie była żadna "wtopa" z jego strony. Ale chyba nie pomylił panien i ich profesji, chyba.

melis huntington
przyjazna koala
leośka#3525
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Ale to nie było nic złego. Mieli prawo mieć swoje życia, a przecież nie znali się tak dobrze, nie mogli nazwać siebie przyjaciółmi ani nikim bliskim. Dobrze, robili rzeczy, które pewnie zasługiwały na miano jakiejś bliskości, ale tak naprawdę niczego sobie nie obiecywali. Mieli się wyłącznie dobrze bawić i właśnie – korzystać z życia. Bo przecież oprócz tego, że mieli zapomnieć o kimś innym, to w tym momencie, na tej randce, podczas rozmowy nie myśleli o tych ludziach. Po prostu dobrze się bawili. Pewnie Melis poczuje wyrzuty sumienia, kiedy już stąd wyjdzie, ale to teraz nie miało żadnego znaczenia, bo przecież Aaronowi również niczego nie obiecywała. Gdyby tylko chciał, obiecałaby mu wszystko, ale skoro dla niego to było za wiele, to Melis miała założyć pas cnoty i oczekiwać na kogoś, kto wcale nie zamierzał być jej? To było racjonalne, ale umówmy się, że Melis rzadko bywała racjonalna w tej kwestii. Owszem, stadnina, rodzice, praca – to rzeczy, o których myślała trzeźwo, ale jeśli chodziło o Aarona, to nie było już takie pewne.
- Dziękuję – powiedziała tylko, lekko zarumieniona. Ten jego uśmiech zdążyła już poznać, dlatego spuściła wzrok na kartę. Nie rozumiała, dlaczego teraz tak bardzo ją to krępowało, skoro ostatnim razem była zupełnie wyzwolona w jego towarzystwie. Może wtedy była śmielsza, bo pozwoliła sobie na więcej alkoholu niż w ogóle piła. – Dlaczego? – zapytała. Ach, tak, na randce kobiety zazwyczaj sprawiały wrażenie szczupłych i eleganckich, a Melis pozwalała sobie na każdą kropelkę czekolady. Nawet, jeśli to oznaczało, że musiała zdjąć ją z talerza palcem. Melis rzeczywiście była normalna, ale wychowanie na farmie dało jej to poczucie, że może zrobić absolutnie wszystko na co ma ochotę. Rodzice nauczyli ją akceptować siebie i nie udawać niczego. Dlatego po prostu tego nie robiła. Była swojską dziewczyną, która robiła akurat to, na co miała ochotę. Chyba, że coś znacząco leżało jej na sumieniu. Jak na przykład podróżowanie, kiedy nie było nikogo, kto mógłby zająć się stadniną i pomóc rodzicom. Skinęła głową, czekając aż kelner naleje im wina, a kiedy to zrobił, podniosła swój kieliszek. – Za spotkanie – odpowiedziała. To był bardzo dobry toast. – Naprawdę dobre – odpowiedziała, stawiając kieliszek. Mogła w końcu zacząć jeść, bo jeszcze chwila, a jej żołądek również dałby znać, że jest swojską dziewczyną. – Świetnie – odpowiedziała. – Potrzebowałam kasy, a takie wypady to dochodowe zajęcie – wyznała. Nie zamierzała dziś rozmawiać o problemach. Wszystkie odłożyła na dalszy plan. – I możliwość zobaczenia cudownych miejsc, dlatego za jakiś czas skuszę się na kolejny – powiedziała. Na szczęście, gazeta, w której pracowała przez kilka lat nadal doceniała jej pracę, dlatego cieszyła się, że mogła w każdej chwili tam powrócić.
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Według Lincolna poznali się wystarczająco. Burke nie miał w zwyczaju zwierzania się swoim partnerkom seksualnym, często ograniczając się do absolutnego minimum. W końcu jego dobra zabawa miała przez lata zdecydowanie inne priorytety, niż te pożądane przez większość osób myślących jakkolwiek przyszłościowo bądź choć odrobinę moralnie, z czym pan prawnik miał ogromne problemy. Melis jednak traktował nieco inaczej, o czym świadczył chociażby fakt, że nie wcisnął kobiety jedynie do przegródki pt. wyjazdowa przygoda. Zachował numer, wymienił parę wiadomości, postanowił spotkać się kolejny raz... Zapamiętał co nieco o niej. To jak na niego dużo. Skąd ta zmiana? Sam blondyn chyba jeszcze jej nie rozgryzł, zapewne i nie dostrzegł, ale cóż... Gdyby ktoś, kto go dobrze zna, spotkał mężczyznę, zarówno przy pierwszym spotkaniu z Huttington, jak i drugim, to zauważyłby tę zmianę, że coś tu nie pasowało do końca, tak jak zawsze się zdawało.
-Akurat w kwestii wina, można mi ufać - odparł z szelmowskim, pewnym siebie uśmiechem. Właściwie to Link znał się generalnie na alkoholach, doradziłby w kwestii każdego trunku, ale nie chciał sugerować jakiś problemów z nadużywaniem procentów. W końcu ich nie miał. Zwyczajnie doceniał smaki świata, nazywał się koneserem i tyle. Takie hobby. Żaden problem. -Hm, kolejny... Nowa Zelandia czy coś dalszego, bardziej egzotycznego? - zapytał z zainteresowaniem, ale prawda jest też taka, że gdzieś w głębi odczuł pewien zawód. Maskował go idealnie swoim uśmiechem, spojrzeniem pożerającym wręcz jego towarzyszkę, ale cóż... Ukłuło Lincolna to, że Melis nie spytała o nic związanego z nim. Padma pytała. Kurwa... Padma pytała? O czym on w ogóle myślał? Burke skarcił się sam w myślach, popił wino, chyba, by zatopić te przeklęte połączenie wynikające nie wiadomo skąd i... Kelner postawił przed nimi przystawki. Kolejna rzecz, która mogła oderwać od tego, co niepożądane. -Smacznego - dodał jeszcze kulturalnie, czekając z zaczęciem swojego jedzenia, aż Huttington zrobi to pierwsza. Co jak co, ale umiał zaimponować kobiecie, nawet tak drobnym szczegółem, pokazującym jak bardzo się liczy ze swoją towarzyszką. Dżentelmen na sto dwa.

melis huntington
przyjazna koala
leośka#3525
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Może rzeczywiście tak było, ale Melis nie chciała myśleć o sobie wyłącznie jak o partnerce seksualnej, a po drugie i chyba najważniejsze – każdą relację traktowała indywidualnie. Nie decydowała się nic nie mówić o sobie, bo ktoś był nazywany taką i taką osobą. Zwracała uwagę na to jak relacja z daną osobą się rozwijała. Może Linkowi nie chciała za wiele mówić o sprawach bardzo, bardzo prywatnych, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby mu nie opowiadać o swoich życiowych doświadczeniach. Być może kiedyś staliby się kimś więcej niż partnerami seksualnym i nie, nie chodziło tutaj o związek czy kwitnące, romantyczne uczucie, tylko każdy inny rodzaj bliskiej relacji i wtedy miałaby mu o niczym nie mówić, bo zaczynali z takiej pozycji? A jeśli mieliby nie stać się nikim więcej, to dlaczego ta randka? Dlaczego postanowił się z nią umówić? Takie zakładanie z góry, kiedy na dobrą sprawę, nie miało się pojęcia, co będzie dalej, było idiotyczne. – Przyznam, że piłam różne rodzaje win, ale daleko mi do eksperta – odpowiedziała. Jak dla niej, wina dzieliły się na słodkie i wytrwane, białe i czerwone i to było jedyne rozróżnienie, które stosowała. A przy tym, nie miała żadnych szczególnych preferencji. Wino musiało być słodkie, najlepiej bardzo słodkie, a i tak nie do końca jej smakowało. Jak się okazało, wino musiało pasować do dania, by wydobyć z dania odpowiedni smak, a jednocześnie, by danie wydobyło z wina odpowiedni smak. Okazało się, że każde dobre wino mogłoby jej smakować, gdyby odpowiednio je dobierała. O tym zupełnie nie pomyślała. – Jeszcze nie wiem, na razie na głowie mam stadninę i to na niej bardziej się skupiam. A ty coś planujesz? – zapytała. Chodziło jej o wycieczki. Z tego, co zdążyła się już dowiedzieć, Lincoln również podróżował, ale raczej w celach rekreacyjnych, prawda? – Smacznego – odpowiedziała i sięgnęła po widelec, by spróbować jedzenia. Było świetne. Nic dziwnego, że ta restauracja była uznawana za najlepszą w Lorne Bay i okolicy.
ODPOWIEDZ