Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
#9

Od felernego dnia, w którym życie stracili Wurth i Flynn, minęło parę tygodni. Przez ten czas nie było dnia, aby Mia nie myślała o akcji ratunkowej i o tym, że sama cudem wyszła z tego w jednym kawałku. Życia jednak nie dało się zapauzować tak, by cierpliwie poczekało aż Mia dojdzie do siebie na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Toczyło się ono dalej i z czasem Montgomery musiała w końcu wrócić do pracy. Oczywiście zgarnęła zjebę od kapitana, który przydzielił jej nowego partnera, Jaydena, wyraźnie zaznaczając że ma się go słuchać. Montgomery czuła się oczywiście jak dziecko wymagające niańki, ale jednocześnie nie było w dobrej pozycji do negocjacji. Zacisnęła zęby i pokornie przyjęła polecenie słuchania się , przy czym Turner okazał się być naprawdę w porządku gościem i wcale nie traktował jej z góry, tak jak się tego spodziewała. Wręcz przeciwnie - o nic nie wypytywał i po prostu dał jej szansę na zaprezentowanie się jako dobry paramedyk.
Koledzy z remizy przeżyli swoją żałobę po koledze i wbrew temu, czego spodziewała się Mia, nikt nie miał do niej pretensji - a przynajmniej tego nie okazywał. Wręcz przeciwnie, po jej powrocie do pracy od razu padła propozycja opicia tego wydarzenia. Mia początkowo się migała - nie czuła całego tego picia na jej cześć. Ale ostatecznie ona i kumple strażacy wylądowali w Lucky Lou's - pubie, który do tej pory Mia znała jedynie z opowieści.
- Co, Montgomery, wskakujesz następna? - zaśmiał się jeden ze strażaków, wskazując głową na małą scenę, na której co chwilę pojawiała się kolejna osoba próbująca swoich sił w karaoke.
- Po moim trupie - prychnęła popijając piwo i kątem oka spoglądając na scenę, na której właśnie pojawiła się jakaś brunetka. Z uśmiechem skinęła głową na faceta za konsolą, co wskazywało na to że dobrze się znają. Mia odwróciła się w kierunku sceny mając nadzieję, że kobieta - w odróżnieniu do poprzedniczki - nie będzie wyła jak zarzynane zwierzę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Starała się częściej przychodzić do baru. Nie po to żeby pić. To akurat nie było aż tak ważne, jak utrzymanie kontaktów towarzyskich, bez których Eve dość długo ostatnio żyła. Zapracowywała się tym samym spychając problemy na samo dno własnego jestestwa. Starała się nad tym panować. Przez tyle lat doskonale szło jej utrzymanie zdrowia psychicznego, że i teraz powinna dać radę. Przynajmniej tak sobie powtarzała w myślach czując jak niewidzialna siła przyciska ją do podłogi, dusi i każe się poddać. Im dłużej Paxton z nią walczyła tym mniej sił miała, co niestety wyraźnie odczuwała nawet teraz. Mimo wszystko starała się uśmiechać, słuchała opowieści kolegów weteranów i co jakiś czas wtrącała własną anegdotkę będącą płaszczykiem wszystkiego tego, co rzeczywiście miałaby do powiedzenia. Nie chciała nikogo martwić, nie była też malkontentem i nie użalała się nad sobą. Każdy miał jakieś problemy, dlatego uważała, że trzymanie własnym w samym sobie to najlepsze rozwiązanie.
Zmieniła zdanie, kiedy pod namową (i prośbami) kolegów znalazła się na scenie śpiewając wybrany kawałek (klik). Jeden z paru, które całkiem nieźle jej szły. Nie była wybitna, ale też nie zażynała piosenek jak kot podczas marcowania. Lubiła to robić, ale niestety czasem zapominała jak bardzo a jeszcze częściej, że miała kiepski zmysł wyboru kawałków. Nie żeby były złe. Po prostu czas na nie był kiepski, co poczuła przy drugim wersie; przypomniała sobie o rzeczach, które ostatnio ją dręczyły, o ponownie poruszonej sprawie Isabelle i dopadł ją dyskomfort od guli w gardle. Przełknęła to, ale kiedy jej koledzy szumnie podnieśli brawa i gratulacje krzycząc przy tym jej nazwisko – Brawo Paxton! – to odwróciła wzrok i bez żadnej reakcji czmychnęła do łazienki.
Nie zwracając uwagi na to, czy kabiny były zajęte, pochyliła się nad umywalką i ochlapała twarz zimną wodą.
- Ogarnij się. Nie chcesz znów wracać na terapię – powiedziała do samej siebie w lustrze, wyłączyła kran i sprawnym ruchem wyjęła papier do rąk. Powoli poklepała nim po twarzy pozbywając się kropel wody i kiedy tym samym fragmentem papieru przecierała kark pod długimi włosami (bo było gorąco) do łazienki weszła nieznajoma kobieta. Mogła nie mieć widocznych ran, ale cierpienia duszy nie dało się dostrzec.
Normalnie w takich momentach ludzie od razu szli do kabiny albo do umywalek, ale nie krótkowłosa, której wzrok świdrował Paxton.
- Mam coś na twarzy? – zapytała niepewna, co się działo. – Czy my się znamy? – Zmarszczyła brwi, ale nie zamierzała wdawać się w dziwne dyskusje, dlatego podeszła do kosza, wyrzuciła papier i.. wtedy padło nazwisko.
Montgomery.
Powinna je kojarzyć. Czuła, że już się z nim spotkała, ale nie od razu połączyła kropki. Pracowała z tak wieloma osobami, że ciężko byłoby od razu odnaleźć ich w pamięci.
- Panna spod gruzów – Pokiwała głową na znak, że pamiętała. – Wybacz, to było mało delikatne. – Mogła sobie darować całą tę dosłowność z „gruzami”. Dobrze, że nie dorzuciła do tego wzmianki o wielkim skurczybyku, który swym cielskiem przygniatał Montgomery. – Powiedziałabym, że wyszłaś z tego obronną ręką – Bo bez widocznych fizycznych skutków. – ale to nie prawda. – Przeżyła, ale inni umarli. Nie miała widocznych fizycznych ran, ale cierpienia duszy nie dało się dostrzec.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Występ brunetki przypadł Mii do gustu. Sama może nie była fanką karaoke, bo kojarzyło jej się to z miejscowymi pijaczkami, którzy po paru głębszych myśleli że są Justinem Timberlakiem. Jednak widać, że dla nieznajomej nie była to pierwszyzna. Chociaż jej dzisiejszy występ nie wskazywał na to, że czerpała z tego przyjemność - jej mina, kiedy schodziła ze sceny wskazywała na to, że albo nie była zadowolona z występu, albo poczuła się po nim źle, bo za chwilę niemal pędem rzuciła się w stronę kibla. No nic, sytuacja rodem z barowego karaoke, gdyby nie jeden fakt.
Paxton.
Słysząc to nazwisko Mia - niczym pies Pawłowa - poczuła w gardle nieprzyjemny ucisk, dokładnie taki jak wtedy, kiedy uwięziona pod gruzami krztusiła się pyłem. Wzrokiem odprowadziła kobietę, która skierowała się w stronę damskiej toalety.
- Zaraz wracam - rzuciła do kolegi po swojej prawej, po czym zsunęła się z krzesełka i ruszyła za (nie)znajomą.
Kiedy weszła do środka, zastała brunetkę ocierającą twarz i kark ręcznikiem papierowym. Mia stanęła w drzwiach i zaczęła bacznie przyglądać się brunetce.
- Co? Nie, nic nie masz - odparła zaskoczona, chociaż reakcja Paxton na gapiącą się na nią jak sroka w gnat obcą babę nie mogła być inna. - Tak. Poznałyśmy się. Nie osobiście, ale parę tygodni temu miałyśmy okazję porozmawiać przez krótkofalówkę. Montgomery - rzuciła swoje nazwisko, bacznie obserwując reakcję Paxton. Na szczęście nie musiała rzucać niczego w stylu "Hej, to mnie wyciągałaś ostatnio spod zwłok kolegi!".
Machnęła ręka, kiedy Paxton zreflektowała się po niedelikatnej uwadze. Mia co prawda nie wracała już w rozmowach do tamtych wydarzeń, ale nie był to też dla niej temat tabu.
- Mam wrażenie, że to było wieki temu - stwierdziła, zawieszając się na ułamek sekundy. - Podobno zaraz po tym jak mnie wyciągnęli zaczęłam gadać do lekarki per "Paxton" - parsknęła śmiechem. Sama co prawda niewiele już pamiętała z tamtego dnia - być może jej umysł powoli wymazywał te wspomnienia, a może nie chciała już pamiętać. W każdym razie najwyraźniej w tamtym po prostu chciała ujrzeć kobietę, z którą utożsamiała swoje ocalenie spod gruzów. - Nawet nie miałam okazji, żeby Ci podziękować. Tobie i Jello. Przekaż jej, że moje koty były o nią potem strasznie zazdrosne - puściła jej oczko, a następnie nieco niepenie założyła kosmyk włosów za ucho. Czuła się nieco... zawstydzona? I zmieszana. Nie miała pewności, czy Paxton w ogóle będzie chciała z nią gadać. Może myślała sobie teraz coś w stylu "Oho, to ta laska która naraziła siebie i strażaków i przez którą jeden z nich zmarł"? Mnóstwo myśli przebiegało jej teraz przez głowę, ale ryzyk fizyk. - Nawet nie miałam kiedy i jak Ci podziękować. Dasz się zaprosić na dziękczynnego drinka? Albo piwo? - zmrużyła oczy, w oczekiwaniu na odpowiedź Paxton.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Z początku na widok nieznajomej zareagowała obronnie i z dystansem. Robiła to odruchowo i trochę za ostro, co najpewniej odstraszało potencjalnych znajomych, ale w aktualnej sytuacji Paxton nie za bardzo zależało na nowych osobach w swoim życiu. Po pierwsze nie miała czasu a po drugie bała się znów przyjmować kogoś, kto zaraz miałby zniknąć. Zbyt wiele osób ostatnio ją opuściło, żeby teraz chciała ryzykować powtórką z rozrywki. Oczywistym też było, że nieznajomych traktowała jak potencjalne zagrożenie. Niektórzy wprost tego nie wyrażali, ale ona tego się nie bała, co jednak nieco zelżało, kiedy usłyszała nazwisko kobiety i połączyła ją z akcją sprzed paru tygodni.
- Niezależnie jak wielkiego syfu doświadczymy to świat kręci się dalej. – Czas zapiernicza. Momentami jest szybszy niż myśli, z którymi człowiek próbuje się uporać. Leci, kiedy ktoś stoi w miejscu, stąd wrażenie ogromnej przepaści czasowej; też przeżytej i tej rzeczywistej. – Jednocześnie spychamy te wszystkie doświadczenia jak najgłębiej, żeby się od nich odsunąć. – Żeby były jak najdalej od człowieka, od jego uczuć i myśli. Żeby rany, które wtedy powstały mogły się zabliźnić, bo ciężko komukolwiek było uwierzyć, że żyjąc blisko z tym doświadczeniem cokolwiek mogłoby się zagoić. – Tak przynajmniej mówił mój terapeuta. – Posłała kobiecie delikatny uśmiech wymazując poprzednią powagę z jaką wypowiadała te wyniosłe słowa. Jednocześnie przyznała się do własnych traum i słabości, ale bez użalania się. Mówiła to bardziej po to, żeby Mia nie widziała w niej wroga a sojusznika. Kogoś, kto łączył się z nią bólu.
- Naprawdę? – Krótko się zaśmiała, bo pierwszy raz słyszała coś podobnego i nie miała pojęcia, jak powinna interpretować te słowa. Zazwyczaj trzymała się z dala od ofiar/poszkodowanych, którzy rzadko kiedy wiedzieli o jej istnieniu. – Czy chociaż była ładniejsza ode mnie? – palnęła głupio, bo jak ładniejsza, to pomyłka z nazwiskiem była dość dobrym pomysłem na podryw. No dobra, nie do końca, ale z każdego głupiego tekstu dało się wybrnąć.
Mogłaby powiedzieć, że „to nic takiego, bo ona tylko wykonywała całą pracę”, ale zrozumiała, że kobiecie było to potrzebne.
- Przekażę. Zazwyczaj jest tu ze mną, ale nie dzisiaj. – Tak się złożyło, że dość spontanicznie zajechała do baru i nie było sensu kręcić się w kółko najpierw na farmę, a potem tutaj.
Opuściła wzrok szybko lustrując kobietę w górę tak, jakby oceniała czy warto dać się namówić na piwo a po prostu było na czym zawiesić oko. Momentami zachowywała się jak facet.
- Skuszę się na piwo. – Przytaknęła i była gotowa wyjść z łazienki. Na moment zapomniała, czemu w ogóle tutaj przyszła. Może właśnie tego potrzebowała? Długo wzbraniała się przed wychodzeniem do ludzi, ale skoro to wiązało się z odsunięciem złych myśli na bok, to była gotowa robić to codziennie.
W drodze do baru niemo dała kolegom znać, że miała nowe towarzystwo. Nie obrażą się. Widzieli się często i to nic nowego, że nagle jedno z nich odejdzie na bok z kimś innym.
- Wróciłaś już do pracy? – zapytała, kiedy czekały na swoje zamówienia i podziękowała facetowi, który zrobił jej miejsce przy barze. Dzięki temu obie mogły usiąść na hokerach.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Uniosła lekko brew słysząc słowa brunetki. Nie spodziewała się, że w damskim kiblu usłyszy nagle takie głębokie wynurzenia. Z którymi, cóż, trudno było się nie zgodzić. Kiedy Paxton posłała jej delikatny uśmiech, Mia lekko się roześmiała.
- Okej, myślałam że są tu takie dobre żyły wodne i zaraz sama zacznę gadać jak Nietzsche - stwierdziła. Nie to, że posiadała taką rozległą wiedzę o świecie i potrafiła teraz opowiedzieć o jego poglądach, rzuciła po prostu pierwszym nazwiskiem jakie przyszło jej do głowy. - Mądry gość. Ja ze swoim nie złapałam chyba aż takiego flow, żeby go teraz cytować - puściła brunetce oczko, dając w ten sposób do zrozumienia że po ostatnich wydarzeniach również musiała skorzystać z pomocy terapeuty. Nie był to jej pierwszy raz, bo pod opieką specjalistów była już po śmierci rodziców, kiedy na głowę spadła jej - gówniarze - opieka nad dwójką kolejnych małolatów. Kiedyś uważała korzystanie z pomocy specjalistów na wyraz słabości i bezsilności - dzisiaj z kolei uważała że siła tkwiła w przyznaniu się, że coś człowieka przerasta. Nie ma nic bardziej ludzkiego niż słabość.
- Nie. Nie była - odparła figlarnie na pytanie Paxton o lekarkę. Zdążyła obczaić brunetkę z góry do dołu już wtedy, kiedy ta stała na scenie. Może dlatego teraz czuła właśnie to zawstydzenie, które towarzyszyło jej od paru minut i nie chciało sobie pójść, mimo że w duchu Montgomery próbowała je parokrotnie wyprosić.
- Serio? Nie wiedziałam, że to animal friendly bar. Pewnie kradnie całą uwagę, co? - spytała retorycznie, bo wiedziała jak to działało kiedy psiak pojawiał się w pobliżu.
Nieco się zmieszała czując na sobie spojrzenie Paxton. Nawet nie dlatego, że było ono dla Mii krępujące - po prostu nikt dawno nie patrzył na nią w taki sposób. Cóż, nic dziwnego skoro ostatnie tygodnie spędziła zamknięta w domu na cztery spusty i dopiero niedawno zaczęła wychodzić z domu. Ale zdążyła zdziczeć przez ten czas i trochę opornie szedl jej ten powrót do świata.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy Paxton zgodziła się wypić z nią piwo. Po drodze ona również dała znać swoim kumplom, że jest okej. Jeden z nich zlustrował wzrokiem Paxton, a następnie spojrzał na Mię i uniósł kciuk do góry, myśląc pewnie że brunetka jest randomową laską wyrwaną w barowym kiblu. Ta w odpowiedzi uniósł kącik ust i pokazała mu środkowy palec.
- Ta, już jakiś czas temu. Dzisiaj przyszliśmy świętować. Woohooo - prychnęła ironicznie, podnosząc butelkę, którą przed chwilą wręczył jej barman, i stukając nią o szyjkę butelki Paxton. Nie lubiła być w centrum uwagi, więc cieszyła się że na chwilę mogła zejść z radarów kolegów. - Nie miałam pojęcia o tym miejscu, nie wiem skąd chłopcy je wytrzasnęli. Za to Ty wyglądasz na stałego bywalca - zagaiła zerkając na Paxton upijając łyk browara. Nawet mimo tego, że parę minut temu Paxton sama to przyznało, widać było że to jej pub. Widoczne było to przede wszystkim w swobodzie, jaka jej towarzyszyła w tym miejscu.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zanim Montgomery wydała z siebie okrzyk, Eve obejrzała się przez ramię patrząc na jej znajomych strażaków. Część z nich rozpoznawała. Możliwe, że znała ich z imienia, ale rzadko kiedy z nimi rozmawiała. Po prostu nie miała okazji ani potrzeby bliższego zapoznania się z nimi poza Remi’m, z którym nawet się przyjaźniła. Ostatnio tylko kontakt im się urwał, ale Paxton mogła winić za to tylko siebie, bo świadomie odcięła się od bliskich. Dopiero ostatnio zaczęła znów przychodzić do baru i nie zawsze dobrze się z tym czuła, jak dzisiaj śpiewając na scenie.
- To nieduży bar. – Scena była równie malutka a stoliki stały ciasno. Klimat też był charakterystyczny przypominający bardziej Teksański „saloon” niż nowoczesny pub. – Nie przyciąga turystów. Bardziej tutejszych i to też nie wszystkich. Nie wiem dokładnie kiedy, ale przyjęło się, że razem z chłopakami weteranami uznaliśmy to za nasz bar. Miejsce spotkań, w których możemy wszystko i gdzie czujemy się swobodnie. Dlatego mogę tu przychodzić z Jello. – Inni również mogli przyprowadzać swoje psy o ile nie psociły po lokalu. Na szczęście suczka Eve to wyszkolony pies, który wiedział jak się zachować. Jello bywała towarzyska, ale w głównej mierze większość czasu spędzała przy boku Eve; leżała przy jej krześle albo obserwowała siedząc gdzieś w rogu. – Wielu z nich – Spojrzała na swoich kolegów dając do zrozumienia, że mówiła o nich. – przeprowadziło się do Lorne po powrocie z wojska. Chcieli zaznać względnego spokoju, o który ciężko w dużych miastach. – Turyści turystami, ale i ich dało się omijać szerokim łukiem. Wystarczyło wynająć lub kupić domek w Tinsgaree, gdzie nikt nie zaglądał, bo największe skupisko przejezdnych zbierało się na plaży i przy barach. – Przychodzą tu głównie stali bywalcy, chociaż twoich kolegów też widywałam głównie wtedy, kiedy byli gotowi się upić i zaśpiewać. – Możliwe, że ludzie bali się karaoke, które było pomysłem weteranów. Zawsze to jakaś dodatkowa rozrywka i wcale nie wymuszona. Tak naprawdę odpalali karaoke, kiedy chcieli.
- Dziwię się, że nigdy ci o tym miejscu nie wspominali. – Z drugiej strony Montgomery była jeszcze młoda i możliwe, że to miejsce nie spodobałoby się jej, gdyby przyszła tu pierwszego dnia pracy. – Tak, w ogóle.. jestem Eve. – Uniosła swoją butelkę w geście powitania, bo aktualnie podanie ręki wyglądałoby sztucznie i nijak.
Upiła łyk piwa zastanawiając się, czy powinna poruszyć ciężki dla kobiety temat. Sama po sobie wiedziała, że człowiek nie zawsze tego chciał, ale z drugiej strony sprowokowany nigdy nie zacznie mówić o czymś, o czym być może chciał opowiedzieć.
- Chcesz o tym porozmawiać? O tamtym dniu? – zapytała ostrożnie dobrze pamiętając, co przydarzyło się Montgomery i że ta przez pewien czas leżała pod gruzami ze zwłokami kolegi na sobie. – Jeżeli nie, to zawsze mogę zaproponować ci występ na scenie. Mi to czasem pomaga. – Akurat nie dzisiaj, ale o tym wolała nie wspominać.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mia z zaciekawieniem wsłuchała się w historię przedstawioną przez Paxton. W zasadzie miała ochotę przerwać jej nagle w połowie, kiedy tylko padło słowo o weterenach. Odczekała jednak chwilę i wtrąciła się, zanim Eve przeszła do tematu strażaków.
- Jesteś weteranką wojenną - stwierdziła mrużąc lekko oczy. - Widzisz, ja głupia myślałam, że ten spokój da się wypracować. Że dasz mi jakąś listę life hacków albo coś w tym stylu - uśmiechnęła się lekko, nawiązując siłą rzecz do ich pierwszego spotkania i kontaktu nawiązanego przez krótkofalówkę. Oczywiście wtedy obie kobiety były w innej sytuacji - Mia była uwięziona pod gruzami, więc siłą rzeczy kierowały nią emocje i adrenalina. Eve z kolei była na zewnątrz, więc miałą obiektywne spojrzenie na całą akcję. Jednak mimo wszystko już wtedy Montgomery wyczuła, że nerwowe akcje był niemal chlebem powszednim dla Paxton. To, że była weteranką wojenną, wszystko tłumaczyło, przynajmniej w mniemaniu Mii.
- Kiedyś chodziliśmy głównie do Rudd's Pub. Ale skoro byli rządni karaoke, to nie dziwię się, że wylądowali tu. No i to też tłumaczy, dlaczego nie chciałam wtedy z nimi iść - puściła towarzyszce oczko, dając do zrozumienia że sama nie należy do fanów karaoke. - Ale Tobie poszło całkiem nieźle. W przyszłym tygodniu podobno startują castingi do nowej edycji The Voice - uśmiechnęła się łubozersko znad szyjki butelki, którą następnie przyłożyła do ust i upiła parę łyków piwa. Nie była złośliwa, bardziej badała w ten sposób na ile może sobie pozwolić. No i naprawdę uwarzała, że nowa znajoma ma bardzo przyjemny głos.
- Mia - odparła krótko, powtarzając gest powitania za Eve. Zaśmiała się delikatnie, słysząc jej kolejne słowa. - Z dwojga złego wolę porozmawiać o przeszłej traumie, niż nabawić się kolejnej - zerknęła na Paxton. Sama nie lubiła zwracać na siebie uwagi, nie lubiła być w centrum zainteresowania, więc wyciągnięcie ją na scenę graniczyło z cudem. Albo oznaczało, że jest naprawdę pijana. Ale cóż, cały wieczór przed nimi. - Nie, to nie jest tak, że cały czas żyję tamtymi wydarzeniami. Musiałam trochę ochłonąć, pobyć sama, zdystansować się - zaczęła mówić, nie potrzebując kolejnych słów zachęty ani ciągnięcia za język. Chociaż Paxton nie wydawała jej się osobą, która zacznie wiercić jej dziurę w brzuchu i dopytywać o to, jak spędziła każdy kolejny dzień od "dnia 0" do dnia dzisiejszego. - Życie toczy się dalej, wszechświat na mnie nie czekał. W pracy dostałam nowego partnera. Siedzi tam - szyjką butelki wskazała na siedzącego z chłopakami Jaydena. - Nie ocenia mnie, więc to jest dla mnie najważniejsze. Poza tym dzięki wypadkowi okazało się, że mój starszy brat od niedawna jest znowu w Lorne Bay, więc to był dobry moment na reunion - zironizowała, przypominając sobie niespodziewaną wizytę Floyda w szpitali zaraz po wypadku. - Trochę muszę się dostosować do biegu wydarzeń, ale chyba mam w sobie coś z kameleona, bo nawet nieźle mi to idzie Obecnie w skali od 1 do 10 daję sobie mocne 7 - dodała posyłając romówczyni lekki uśmiech.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Przeceniasz mnie. – Eve była skromna i wcale nie uważała się za guru spokoju. – Byłam spokojna, bo robiłam to dla ciebie – stwierdziła wprost i zrobiła nieco dłuższą pauzę. Zbyt długą. – W pracy jestem odpowiedzialna za swojego psa i za cele, które musi odnaleźć. Mój spokój to podstawa sukcesu. Bez niego pies również się denerwuje. – Była przewodniczką a od nich oczekiwało się pełnej kontroli. Paxton odpowiadała za swojego psa, bo tak jak ona ufała, że Jello wywęszy to co trzeba tak suczka ufała swej pani, że była z nią bezpieczna. Nerwy lub emocje nie mogły wchodzić w grę, dlatego w pracy mogła wydawać się nader spokojna, statyczna i opanowana. W życiu – zwłaszcza ostatnio – wcale się tak nie czuła, ale skutecznie tłumiła uczucia. Potrafiła to robić, bo tak się wychowała, co zarazem sprawiało, że dopadał ją ogromny dyskomfort, kiedy pozwalała sobie, żeby emocje nią zawładnęły.
- Naprawdę? – zareagowała tak, jakby była zainteresowana castingiem. – Zawsze chciałam na żywo zobaczyć Rite Ore. I Delte Goodrem. Są cudowne. – Uniosła wzrok udając, że się zamarzyła. – To może być moja szansa. – Brzmiało bardzo poważnie. Nawet sięgnęła do kieszeni po telefon, jakby szukała strony z zapisami na casting, ale długo w to nie grała. Tylko odblokowała telefon, zerknęła na Montgomery i krótko się zaśmiała dając do zrozumienia, że to tylko żart. Nie była dobra w śpiewaniu. Była całkiem znośna w karaoke a to dwie różne rzeczy.
- Nie gadaj. Świetnie prezentowałabyś się na scenie. – Śpiew nie zawsze był pierwszorzędny. – Kiedyś wpadła tu grupa turystów. Jedna kobieta od nich weszła na scenę i miała na sobie prześwitującą bluzkę. Nie byłoby tego złego, gdyby światło nie padało prosto na nią i dwa godnie prezentujące się sutki. Chłopcy byli zadowoleni. – Każdy pan w barze oddawał się widokom nie zawracając uwagi na muzykę. Kobieta była ich faworytką mimo iż nie umiała śpiewać, wręcz zażynała jedną z lepszych piosenek za co Eve ją znielubiła (sutki na nią nie zadziałały).
Uspokoiła się, bo jednak rozpoczęty przez nią temat był poważny. Nie gapiła się mocno w Mie. Starała się jej nie krępować swoim spojrzeniem i co jakiś czas powoli popijała piwo uważnie słuchając każdego jej słowa.
- Dość precyzyjnie to ujęłaś. – Była zaskoczona, bo nie zawsze spotykało się tak rozsądną osobę. – Ale to dobrze, że jesteś świadoma tej swojej siódemki. – Że nie było super dobrze, ale też nie tragicznie. Człowiek musiał nauczyć się to przyznawać. - Mogę zapytać, czemu twój nowy partner miałby cię oceniać? – Nie miała pojęcia, że to głupie pytanie, ale Eve nie wiedziała, co takiego zaszło przed zawaleniem budynku. Powiedziano jej tylko, że ma znaleźć ludzi pod gruzami. To tyle. Nie znała szczegółów.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Przez moment Mia naprawdę myślała, że Eve mówi poważnie o zgłoszeniu się na casting. Z uniesioną brwią i lekkim uśmiechem na ustach przygląda się jak Paxton stuka coś na telefonie.
- Już myślałam, że będę musiała wydać całą pensję na smsy na Ciebie. A wiesz jak to jest, ratownicy medyczni nie zarabiają kroci - zaśmiała się puszczając Eve oczko. Oczywiście nie miała zamiaru się tu teraz żalić na zarobki nieadekwatne do stopnia odpowiedzialności i stresu obecnego w pracy paramedyka. Dlatego nie kontynuowała już tego wątku i płynnie przeszła do tematu swojej potencjalnej kariery na scenie.
- Myślisz że co musiałabym zrobić, żeby to przebić? Chyba już tylko występ całkiem nago - zmrużyła oczy. Nie miała wątpliwości, że - mimo że w oczach kumpli była pewnie "chłopaczarą" - i z tego występu byliby oni zadowoleni. A potem Mia do końca życia zastanawiałaby się, czy któryś z nich tego nie nagrał i video z nią w roli głównej nie lata gdzie na stronach 18+.
Głośno wypuściła powietrze z ust, kiedy Eve zadała jej pytanie dotyczące partnera. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Paxton mogła nie znać szczegółów akcji, bo nie uczestniczyła w niej od początku. Mia myślała, że może kapitan się wygadał, ale najwyraźniej uznał że wtedy nie miało to już takiego znaczenia - najważniejsze było uratowanie Montgomery spod gruzów. Tak, by zamiast czterech ofiar skończyło się na trójce.
- Wiesz... Mnie i Flynna nie powinno tam być. Tak samo jak Wurtha - zaczęła spokojnie, bawiąc się banderolą butelki. - Wcześniej ja i Flynn, nowy ratownik, którego miałam przyuczać, zajmowaliśmy się ewakuowanymi ludźmi i rozwoziliśmy ich do szpitala. Pod koniec po prostu czekaliśmy na koniec akcji. Nagle Flynn zauważył jakąś kobietę na piętrze i po prostu wbiegł do tego budynku. A ja za nim, chciałam go zatrzymać, ale był za szybki - rozmasowała skronie, bo ten temat był dla niej jednak cięższy niż myślała na początku. Ale nie chciała się rozklejać, próbowała więc mówić jak najbardziej neutralnie. Tak, jakby to nie ona była uczestnikiem wydarzeń, a jedynie obserwatorem. - Kiedy kapitan zauważył, że wbiegła tam dwójka medyków, wysłał tam Wurtha. Byliśmy już blisko wyjścia kiedy to się stało - dodała, zerkając na Paxton jakby chciała powiedzieć "resztę już znasz". - Nie chciałam strugać żadnego bohatera. Czasami lepiej odpuścić. Ale nie wiem, po prostu czułam się wtedy odpowiedzialna za młodego, naprawdę myślałam że go powstrzymam, nakopię do dupy i opierdolę. Ale wtedy usłyszałam krzyki tej kobiety, wtedy już nie mogłam wycofać się stamtąd sama - dodała. Nie chciała się usprawiedliwiać - bardziej może przedyskutować swoją perspektywę tamtych wydarzeń.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Odchyliła nieco tyłów do tyłu, żeby z nieco większego dystansu znów zlustrować towarzyszkę. Robiła to bez wstydu, ale teraz obie wiedziały, że ocenia ją pod innym kątem, chociaż nadal była szczera co do swych opinii i na pewno nie tak bezczelna jak niektórzy faceci twierdzący wprost „Fajna dupa. Do wyruchania”.
- Toples by wystarczyło – stwierdziła i puściła oczko do kobiety, bo żarty zawsze jej się trzymały. Rzadko kiedy ujawniała innym, że było jej źle. Śmiała się często, że im gorzej się czuła tym zabawniejsza była, ale ona po prostu kryła się za żarcikami. Chroniła nimi siebie oraz otoczenie, bo po co komu wiedzieć, że miała właśnie gorszy okres w życiu? Zwłaszcza komuś, kogo dopiero co poznała, a raczej pierwszy raz zobaczyła na żywo.
Widząc reakcję Mii na swoje pytanie, zacisnęła wargi uznając, że nie będzie naciskać. Nie była taka. Gdyby kobieta zmieniła temat, to pozwoliłaby jej na to. Nie były sobie nic winne. Przynajmniej tak uważała Eve. Co innego, że właśnie piła piwo zafundowane przez Montgomery.
Upiła łyk piwa na moment odwracając wzrok, ale szybko uznała, że to wyglądało tak jakby wcale nie słuchała Mii. Nic bardziej mylnego. Słuchała i zastanawiała się, jakby sama to ugryzła. W pracy takiej jaką miała Montgomery decyzje podjęte w sekundę były najważniejsze i zależało od nich życie.
- To okrutna matematyka, co? Jedno życie albo trzy. Albo spróbujesz albo nie, ale nigdy nie dowiesz się, czy by ci się udało. – Nie było żadnej magicznej rady ani zasady. Istniały tylko przypuszczenia i próby, które niestety kosztowały czyjeś życie. – Nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale z tego co powiedziałaś, Flynn był młodziakiem. Tacy zazwyczaj są nadpobudliwi i chcą bawić się w bohaterów. – Nie chciała go o nic oskarżać, ale sam był sobie winien. Stracił życie, bo podjął taką a nie inną decyzję. Tak samo było z Mią. Sama za siebie zdecydowała. Wurth już niekoniecznie. – Pobiegłaś za nim jak za szczeniakiem i szczerze powiedziawszy zrobiłabym tak samo. Pobiegłabym za swoim psem w sam środek tornada, bo jestem za niego odpowiedzialna. Ty też się tak poczułaś i nikt nie powinien tego oceniać. – Łatwo było wydawać osądy, ale gorzej o zrozumienie. – Wybacz, to zabrzmiało zbyt zdroworozsądkowo. – A jeszcze nie tak okrutnie jak stwierdzenie, że Flynn sam był odpowiedzialny za swoją śmierć a Mia za swoje ugrzęźnięcie pod gruzami. Brutalność jednak nie zawsze się opłacała, chociaż Eve preferowała szczerość. – Ostatnie pytanie z tych trudnych i obiecuje, że przestanę. – Dłonią zarysowała krzyżyk na piersi, jakby to była wieczna obietnica. – Masz koszmary? – zapytała, bo skoro Mia zechciała odpowiedzieć na poprzednie pytania to może właśnie potrzebowała nieco o tym porozmawiać? Wszystko jednak miało swoje limity. Co za dużo to nie zdrowo chyba, że Montgomery sama wykaże taką chęć. Bez tego Paxton nie czuła się odpowiednią osobą, żeby maglować kobietę, jak rasowy terapeuta (bo nie miała na to papierów ani nie była rasowa).

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Uśmiechnęła się figlarnie znad butelki, próbując ukryć lekkie zawstydzenie. Nie słyszała zbyt często komplementów (chyba, że właśnie takich w stylu "chcesz się ruchać mała?". Bo zakładała, że to niezbyt subtelny, ale jednak komplement). A może nie chciała ich słyszeć. Nie była zakompleksioną szarą myszką, jednak patrząc w lusterko widziała w sobie więcej cech męskich niż typowo kobiecych. Nie miała bujnego biustu, krągłych bioder ani talii osy. Nie potrafiła w te wszystkie "kobiece" gierki, bo wolała w jasne i konkretne komunikaty. To, co spotkało ją w życiu prywatnym oraz to, co robiła w życiu zawodowym sprawiało, że Mia musiała wyhodować sobie jaja. Mało kobiecy atrybut.
W skupieniu słuchała słów Paxton. Nie spodziewała się usłyszeć aż tak pokrzepiających słów. Dostała zjebę od kapitana - od swojego przełożonego, który (co do zasady przynajmniej) był dla niej pewnego rodzaju autorytetem. Przyjęła, że zjebała, ale nigdy tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym, czy gorzkie słowa kapitana były oficjalnym komunikatem szefa, czy również jego prywatną opinią. Może prywatnie byłby w stanie okazać jej więcej zrozumienia? Jayden przykładowo nie był już dla niej aż tak surowy. Tak samo kumple, z którymi przyszła dziś do Lucky Lou's.
Sama nie wiedziała czemu, ale opinia Paxton okazała się być dla niej bardzo ważna. Być może dlatego, że pojawiła się tam wtedy jako profesjonalistka, jednocześnie nie związana emocjolanie z żadnym ze zmarłych ani z Mią. Paxton potrafiła chłodno i z dystansem spojrzeć na całą sprawę.
- Sama jeszcze parę lat temu byłam takim Flynnem. Kiedy nie skończyłam jeszcze studiów i nie mogłam działać jako pełnoprawna sanitariuszka. Kierowałam głównie wozem, pomagałam ze sprzętem. Ale rwałam się do rannych jak szczeniak puszczony pierwszy raz ze smyczy - mówiła, a jej wzrok powędrował mimowolnie na scenę. Ignorowała jednak to, co się teraz na niej działo i kontynuowała. - Miałam wtedy jakiś syndrom bohaterki. Wydawało mi się, że kiedy inni mówili "odpuszczamy", ja wjadę na białym koniu, uratuję komuś życie, a potem wszyscy będą zastanawiali się, jak ona to zrobiła, to jakiś jebany cud. A ja po prostu chciałam chyba poczuć się lepiej i udowodnić sama sobie, że stać mnie na coś takiego - przeniosła wzrok ponownie na Paxton. - Strasznie egoistycznie, co? Ale zastanawiałam się, czy Flynnem kierowało wtedy to samo. Czy wyobrażał sobie te owacje, kiedy wyjdzie z budynku z uratowaną niewiastą na rękach - dodała opierając brodę na dłoniach.
Nie miała za złe Paxton, że ta ją "magluje". Przerobiła te tematy z terapeutą, ale rozmowa z nie profesjonalistą miała inny wydźwięk. Pozwalała wyrzucić z siebie traumy, ale to co mówiła było oceniane w pewien inny sposób - Paxton nie znała jej dotychczasowej historii, nie rozgrzebywała jej dzieciństwa ani nie obarczała wydarzenia w życiu Montgomery typu śmierć kotka w dzieciństwie za trudności w radzeniu sobie z przemijaniem.
- Miewam. Na początku prawie codziennie budziłam się zlana potem, a teraz... To mija - dodała. Dopiła piwo i skinęła na barmana, aby przyniósł dwie kolejne. - Czasami mam jeszcze wrażenie, że się duszę. Ale lekarz mówił, że płuca mam już czyste, więc chyba po prostu mi odbija - uśmiechnęła się gorzko znad butelki. - Często bierzesz udział w podobnych akcjach? - spytała zerkając na Eve. Mia była przyzwyczajona do oglądania śmierci, a jak to było z Paxton?

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie przejmuj się – wtrąciła, kiedy Mia zapytała, czy jej dawne zachowanie było egoistyczne. – Każdy przechodził przez tę fazę. – Na początku wszyscy chcieli być bohaterami. Czuli werwę pod wpływem pewności, że robili coś dobrego i ratowali świat. – Z pełnym zapałem, energią i przekonaniem o swej jakże wielkiej społecznej posłudze pchamy się tam gdzie trzeba. – Specjalnie mówiła w liczbie mnogiej, bo wierzyła że dotyczyło to wszystkich. Nie tylko Mii, Flynna i jej samej. Wszystkich. Każdy po kolei był egoistą, bo chciał być kimś więcej i to było całkowicie naturalne aż przychodził czas doświadczeń, nowych wydarzeń i wypalenia zawodowego. Z czasem człowiek robił się rozsądny i jego matematyka życia się zmieniała. Już nie było „Poświęcę się, żeby uratować jedno obce życie” a „Jeżeli tam wejdę zginą dwie osoby albo nawet i więcej. Może uda się to zrobić inaczej?” – Aż przychodzi dzień, kiedy dowiadujemy się, że nie jesteśmy ze stali. – Jak znani superbohaterowie, o których Eve co nieco wiedziała. Nawet skrzywiła się niezadowolona, bo: - Nie wiem, czemu tak powiedziałam. Nie lubię Supermana. – Zrozumiała też, że Montgomery mogłaby nie wiedzieć o co chodziło. Nie każdy znał świat superbohaterski na tyle by wiedzieć, że „człowiek ze stali” to właśnie wspomniany Clark Kent.
Pokręciła głową na boki, bo zeszła z tematu i kiwnęła na znak, że rozumie podejrzenia Mii, co do jej byłego kolegi z pracy.
- Myślę, że tak. Nikt rozsądny z doświadczeniem nie wbiegłby tam tak po prostu. Tak naprawdę, jeżeli mam być brutalnie szczera, to sam zdecydował. Sam wbiegł do budynku i sam był odpowiedzialny za swoje życie. – I to co mu się stało. Tu nie było niczyjej winy, chociaż ludzie zawsze musieli kogoś wskazać. W końcu zginął człowiek. Ktoś musiał za to odpowiadać. Wierzyła jednak, że w toku śledztwa uznano to za nieszczęśliwy wypadek. Przynajmniej w przypadku Flynna, bo Wurtha do budynku wysłał kapitan i tu już sprawa miała się nieco inaczej, ale to nie jej plac i nie jej zabawki.
Miała swoje zmartwienia, których jeszcze nie opanowała. Wiedziała, że ogarnięcie wszystkiego zajmie się trochę czasu, ale szczerze już miała dość. Zrzuciło się na nią wszystko na raz i to był największy problem, a jednak uśmiechnęła się kiedy Mia zamówiła kolejne dwa piwa.
- Chcesz mnie upić? – zapytała zaczepnie. Dwa piwa to nie szczyt jej możliwości. Miała mocną głowę, ale rzadko kiedy pozwalała sobie na upicie się. Praca wymagała od niej pełnej gotowości o każdej porze dnia i nocy. - To dobrze. – Mijające koszmary to dobry znak. Być może obejdzie się bez ostrego ataku PTSD, o czym Eve miała pojęcie, bo sama je przechodziła. – W sprawie koszmarów a nie duszenia się – wyjaśniła szybko dopijając pierwsze piwo i dopiero teraz mogła podmienić butelki. – Myślałaś może o tym, że to przez ciało Wurtha? – Duszenie się mogło być skutkiem złamanej psychiki, która doświadczyła traumatycznego przeżycia. Sama do tej pory wyrywała się ze sny z wrażeniem duszności i ciężkiej klatki.
- W poszukiwaniu ludzi pod zawaliskami? Zależy czy mnie do niego wezwą. – Służby nie zawsze się na to decyduję, ale tu w Lorne wiedzieli, że mieli Eve pod ręką. – Współpracuje głównie z policją i strażą graniczą. Przemyty różnego rodzaju, zaginięcia, poszukiwania ciał. Jestem tam gdzie mnie chcą. – Jeden telefon i była gotowa przejechać pół kraju, bo straż miała podejrzenia o możliwym przemycie narkotyków. – Jestem wielozadaniowa, a raczej moje psy. – Nie wszystkie, bo nie każdego psiaka dało się nauczyć każdej specjalizacji, ale taka Jello była wyjątkowa i gotowa do nauki najprzeróżniejszych rzeczy. – A ty, od dawna pracujesz na karetce? Do tej pory cię nie widziałam albo po prostu się mijałyśmy, bo zapamiętałabym, gdybym na ciebie wpadła. - I wcale to nie musiałoby być dosłowne wpadnięcie. Wystarczyła praca na jednym terenie a Paxton na pewno zapamiętałaby twarz Montgomery; pieprzyk nad wargą, ostry nosek i te pośladki (klik - musiałam to wrzucić po Twoich jakże ostrych ocenach tego pięknego ciała heh).

Mia Montgomery
ODPOWIEDZ