chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Uwielbiała uczyć. Przekazywać wiedzę, którą już posiadała i jaką ciągle sama nabywała. Nie miała nic przeciwko młodym chirurgom, którzy dopiero co stawiali swoje kroki na sali operacyjnej. Z czasem nabierała do nich zaufania godząc się aby pod nadzorem poprowadzili swój pierwszy prosty zabieg. To dla nich dużo zwłaszcza w ciężkich warunkach jakim był wieczorny dyżur. Wprawdzie sam zabieg zaczął się od razu po rozpoczęciu zmiany, ale niektóre maratony zaczynało się do wysokiego skoku, jakim zdecydowanie była ta operacja dla młodego chirurga.
- Doktor Bertinelli.
Margo skupiona na dłoniach ucznia nie zwróciła uwagi na wejście kolejnej osoby na salę. Gdyby skupiała się na wszystkim dookoła, to nie wykonywałaby swej pracy dobrze. Najważniejsze dla niej było ciało pacjenta i widoczne na ekranach parametry. Nic poza tym.
- Doktor Bertinelli. – Młoda stażystka musiała się powtórzyć.
- Co się dzieje doktor Collins?
- Na izbę wpadła kobieta..
- Niech zajmie się nią ktoś inny. Operuje. – Naprawdę musiała to podkreślać stojąc nad otwartym ciałem?
- Tylko, że ona prosiła konkretnie o panią. Mówiła, że ma na imię Madison i.. – W trakcie dłuższej pauzy Bertinelli pomyślała o jedynej Madison, którą znała. O znajomej z pracy Strand, z którą dzisiaj i resztą nowej ekipy, miały wyjść na drinka. Szybko tok myślenia Włoszki ruszył w kierunku zajścia, w którym udział mogła brać także Beverly. Że coś stało się jej kobiecie i.. – ..została napadnięta. Przez mężczyznę. – Doktor Collins nie umiała wydusić z siebie tego konkretnego słowa, które wzbudzało odrazę. – On ją.. wykorzystał.
Bertinelli podniosła wzrok każąc młodemu chirurgowi przerwać działania i odwróciła się przez ramię patrząc na doktor Collins. Spojrzenie młodej stażystki, której oczy zeszkliły się od łez sugerowało, jak sama źle znosiła myśl o tym, że to mogło się komuś przydarzyć. A niestety – gwałty – zdarzały się częściej niż mogłoby się ludziom wydawać.
Bertinelli wzięła głęboki wdech uznając, że skoro wspomniano o jednym mężczyźnie i wykorzystaniu, to najpewniej samej Beverly nic się nie stało. Musiała wykluczyć tę myśl, co i tak wcale nie uspokoiło jej myśli, które teraz krążyły wokół Madison.
- Doktor Collins. – Surowym tonem przywołała dziewczynę do porządku. – Kiedy stąd wyjdziesz, weźmiesz dwa głębokie wdechy. Uspokoisz się, bo tamta kobieta nie może cię widzieć w takim stanie, jasne? Zaprowadzisz ją do zabiegowego i zamkniesz. Będziesz pilnować drzwi. Nikt nie może jej dotknąć. Nie może się też myć. – Ani rąk ani twarzy, bo od teraz ciało Madison było miejscem zbrodni. – Mój telefon leży przy umywalkach. Napisz do mojej żony.. – Urwała na moment, ale nie miała czasu aby skupić się na istocie wystąpienia tego określenia w odniesieniu do Beverly. – Napisz – Raczej już teraz nie musiała tłumaczyć do kogo. Każdy kto pracował z Bertinelli wiedział, że ta była zakochana jak wariatka. – że ma wracać do Cairns, chodzi o Madison i że niedługo zadzwonię. – Nie wiedziała, czy partnerka była już w drodze do domu. Równie dobrze Madison mogła wcześniej opuścić towarzystwo, ale znając jej charakter była raczej ostatnią, która opuszczała bar.
- Coś jeszcze?
- Nie. Idź.
Powróciła spojrzeniem na stażystkę, któremu kazała wracać do pracy. Niedużo im zostało i choć Margo myślami była już przy Madison, to ciałem musiała pozostać na sali aż do momentu, w którym uznała, że jej uczeń sobie poradzi. Zaszycie ciała to podstawy, które na tym etapie powinien już mieć opanowane.

Po pozbyciu się wierzchniej warstwy ochronnego materiału po operacji i zgarnięciu osobistych rzeczy przy umywalce, wyskoczyła na korytarz bez zastanowienia szybkim krokiem ruszając w stronę skrzydła z izbą przyjęć. Zauważyła na ekranie komórki nieodebrane połączenie od Beverly, która na pewno miała do niej milion pytań. Niestety w tej chwili nie znała na nie odpowiedzi. Nie chciała też dzwonić bez rzetelnych informacji, które należało posiąść od Madison.
Collins jakby z ulgą przyjęła widok zbliżającej się Margo. Możliwe, że spodziewała się końca tego wszystkiego, ale tak naprawdę to dopiero był początek.
- Jest w środku. Nikt do niej nie..
- Idź po zestaw – przerwała jej w połowie zdania. – i czekaj tu na mnie.
Nie chciała aby przy wstępnej rozmowie nagle do pomieszczenia weszła stażystka. To mogłoby zakłócić cały proces.
Pogoniła Collins i sama wzięła dwa głębokie wdechy. Nie ważne jak bardzo chciałaby teraz wskoczyć do zabiegowego i uściskach Madison.. nie mogła tego zrobić. Była chirurgiem, zawodowcem i tak będzie się zachowywać.
Po otwarciu drzwi dostrzegła młodą kobietę siedzącą na podłodze przy ścianie. Tuliła do siebie zgięte w kolanach nogi a jej wzrok był otępiały. Nie przerażony a pusty, jakby umysł wciąż nie dopuszczał do siebie tego, co się stało. To naturalne. Mózg wypracował w sobie system obronny, dzięki któremu nie dopuszczał do siebie każdej myśli albo bodźca, bo gdyby te zaatakowały człowieka od razu.. wtedy można szybko stracić rozum. Dopiero później to wracało do człowieka. Nazywało się to traumą, koszmarami albo nagłym olśnieniem. Krok po kroku mózg dopuszczał do siebie poszczególne elementy aż wszystko sklejało się w całość (wspomnienia, emocje, ból, zapachy, słowa..). Na początku jednak wspomnienia były jak mechanicznie napisany scenariusz. Były puste i bez wyrazu, jak wzrok chaotycznie błądzący po sylwetce doktor Bertinelli.
Organizm również podobną funkcję obronną zwaną również adrenaliną niedopuszczającą zbyt szybko bodźców bólowych do mózgu.
Ludzkie ciało nie było tylko skorupą a prawie że idealną strukturą pozwalającą przetrwać na tym świecie (o ile dobrze o nią dbano).
- Nie wiedziałam dokąd pójść. Przepraszam – wydukała Madison, która wciąż wokoło błądziła wzrokiem.
- Nie przepraszaj. – Nigdy. Za nic. A na pewno nie za to, że szukała pomocy. Podeszła do kobiety i ukucnęła naprzeciwko niej. – Czy coś cię boli? – Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła głębokich ran, ale ciężko to ocenić na kimś, kto siedział skulony. Jedyne co na razie rzucało się w oczy do duży siniak z lewej strony czoła.
- Niespecjalnie.
Innymi słowy bolało wszystko, ale nie na tyle aby zabierać Madison na operację.
- Co się stało? – zapytała łagodnie wciąż z troską wpatrując się w kobietę.
- Nie wiem. Ja..
Margo cierpliwie czekała pozwalając jej zebrać myśli, co w tej chwili musiało być cholernie trudne.
- Byłam z Beverly i ekipą w pubie. Wiesz o tym. Jasne, że wiesz. Wy z Bev jesteście.. – Pokiwała głową na boki. – Oni mieli wracać do Lorne a ja poszłam do chłopaka.. szłam.. – Zmarszczyła brwi, bo właśnie sobie uświadomiła, że szła ale nie doszła i to nagle był ogromny problem. W popłochu zaczęła czegoś szukać po kieszeniach, ale tego nie znalazła. Z jednej strony była zła z tego powodu a z drugiej Margo dostrzegła na jej twarzy ulgę. – Nie mam telefonu. Nie mam swojej torebki. – Pożaliła się, ale też chyba trochę się cieszyła, bo najwyraźniej nie chciała widzieć teraz miliona nieodebranych połączeń od swego chłopaka, któremu nie wiedziałaby co powiedzieć.
- Co stało się potem? – Naprowadziła Madison na odpowiednie tory tej trudnej rozmowy.
- On.. pojawił się nagle. Był szybki. Nie zdążyłam nic.. pchnął mnie na ścianę. – Odruchowo dotknęła się lewej strony czoła, na której miała siniaka. Margo szybko połączyła kropki próbując wyciągnąć z Madison tyle ile się dało. – Nie widziałam go. Nie wiem, kto to był. Ja.. – Widać było, że zmierzała do tej części historii, która wyprowadzi ją z równowagi, dlatego Bertinelli szybko wtrąciła.
- Gdzie to się stało? Mijałaś jakiś sklep? Charakterystyczny budynek?
- Szłam może z dziesięć minut od baru. To było za sklepem żelaznym. Tak, pamiętam. Pomyślałam sobie wtedy, że to pierwszy sklep żelazny, który widzę na oczy. – Na twarzy Madison pojawiło się coś w rodzaju nędznego uśmiechu, który nie utrzymał się zbyt długo. – To się stało szybko, Margo. Ja.. zamarłam. Chciałam coś zrobić, ale nagle.. kiedy go poczułam.. jakbym odłączyła się od swego ciała i..
- Już dobrze. Jesteś bezpieczna. – Nie dotknęła jej jednak, bo od tej chwili należało postępować z Madison z należytą starannością i przede wszystkim za jej zgodą. – Zaraz do ciebie wrócę, dobrze?
Poczekała aż tamta przytaknęła aby móc wstać na równe nogi i powoli opuścić pomieszczenie.
Zamknęła za sobą drzwi znów musząc złapać oddech i przełknąć ślinę głośniej niż standardowo. Nie zwróciła uwagi na stażystkę, która się w nią wpatrywała czekając na kolejne wytyczne, aż sama nie zebrała się w sobie aby wyciągnąć komórkę.
- Wezwij policję. – Nawet nie spojrzała na Collins i tylko rzuciła okiem na przyniesiony przez nią karton potrzebnych do badania rzeczy. Nie chciała tego robić, ale ktoś musiał.
Ktoś musiał być przy Madison. Ktoś musiał ją przebadać.
Wybrała numer do Strand, która odebrała po pierwszym sygnale.
- Jesteście w drodze? – Madison wspomniała, że wszyscy wracali do Cairns, więc spodziewała się, że większość albo część ekipy była w jednym aucie albo taksówce (bo czy ktoś poświęcił się jako kierowca i nie pił alkoholu?). – Tak. Madison żyje tylko, że.. – Kolejny głęboki wdech miał pomóc jej wyjaśnić całą resztę bez zbędnych pauz. – Ktoś ją napadł i zgwałcił. – Mówiła wprost, bo to była sytuacja wymagająca konkretów. – Przyszła do szpitala. Sama. Nie wiem, czy masz znajomych w policji. Może twój nowy dowódca? Pomyślałam, że.. Bev, to nie może być jedna z tych spraw, gdzie dowody znikają a miejsce napaści jest.. Może tam pojedziecie? Madison nie ma przy sobie torebki. Mówi, że ją zgubiła. Powiedziała też, że szła około dziecięciu minut od baru i zobaczyła sklep żelazny. Że to blisko niego. - Jeżeli istniało więcej dowodów albo śladów, należało je zabezpieczyć. Jeżeli gdzieś w okolicy jakiś lokal miał kamery na zewnątrz to należało zadbać aby ich treści nie zostały nadpisane. Bertinelli nie pierwszy raz przyjmowała na badania kobietę po gwałcie i nie pierwszy raz nasłuchała się o tym, jak dowody z okolicy napaści przepadły, bo ludzie je zdeptali albo dane z kamer resetowały się po dwóch dniach.
W tej sytuacji, mając do czynienia z kimś bliskim i biorąc pod uwagę ewentualne możliwości/znajomości straż leśną.. cóż, należało z tego skorzystać.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#25
No words for this...
Margo & Beverly
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Nie piła zbyt dużo podczas wspólnego wyjścia ze starą kadrą leśniczą, do baru. Poprzestała na dwóch, pszenicznych piwach, podanych z ciemnym syropem, które piła dłużej, niż zwykle.
Urywki zeznań na sali sądowej przelatywały jej przez głowę, podkreślone przez mizerny, wychudzony wygląd Jen, zwięzłe formułki prokuratora oraz poważną otoczkę, w której doszło do spotkania aresztowanej rodzicielki z Oliverem. Chłopiec zupełnie nie pamiętał swojej biologicznej matki. Pachniała inaczej, miała zimny chwyt, a oczy puste, jakby zabrakło w nich chęci do życia. Nie trzymała go długo. Zaledwie pięć minut, wyczuwając zniecierpliwienie syna oraz pragnienie postawienia go na podłodze. Ucieszyła się widząc, że ten samodzielnie już chodzi. Nie była agresywna. Nie rzucała już w stronę Beverly oskarżeń o zostawienie jej na lodzie czy oddanie dziecka „obcej babie”, w postaci Margo, czekającej w innym korytarzu. Zdawało się, że Jen funkcjonowała na lekach uspokajających, obserwując Strand, bez wypowiadania ku niej jakichkolwiek słów.
Jej własne zeznania były zwięzłe oraz lakoniczne. Nie zawierały opisu zbyt wielu emocji, a jeśli prokurator prosił o nazwanie uczuć, jakie towarzyszyły jej po ujawnieniu zarzutów byłej żony, odpowiadała na nie wprost, bez wyciągania prywaty czy teatralnego pociągania nosem.
Wahała się przed wejściem na salę przy zapadnięciu wyroku. Nie chciała prowokować żadnych histerycznych reakcji ze strony byłej żony.
Piętnaście lat pozbawienia wolności.
Rozpowszechnianie danych wrażliwych, w celu osiągnięcia korzyści materialnych oraz współpraca ze zorganizowaną grupą przestępczą, której członków (jeszcze) nie zidentyfikowano. Nie pomogły opinie więziennego psychiatry, ani leczenie farmakologiczne, w związku z chorobami.
Na swój sposób jej współczuła. Podjęła się niebezpiecznej, bardzo ryzykownej gry i zamiast w porę się opamiętać… To mogło skończyć się znacznie gorzej. Przez swoją lekkomyślność, narażała własną rodzinę, w tym małe dziecko. Ludzie, dla których Jen pozyskiwała dane byliby w stanie ją namierzyć oraz odpowiednio ukarać za zdemaskowanie. Takich przypadków było mnóstwo. Albo więc miała szczęście, albo wspólnicy wreszcie ją dopadną, co by upewnić się, że ich koleżanka będzie trzymać język za zębami.
Piętnaście lat. Jeśli Jen wyjdzie o czasie z zakładu, będzie tuż przed pięćdziesiątką. Syn, którego urodziła zacznie powoli wstępować w dorosłość. To już bez znaczenia. Beverly zamierzała dopilnować tego, aby Jen nie posiadała jakichkolwiek praw do Olivera. Lepiej, aby zapomniała o swoim „poprzedni życiu” i ruszyła do przodu. O ile będzie w stanie.
Dobrze, że miała przy sobie Margo, która wraz z Oliverem wróciła do hotelu, jeszcze przed zeznaniami Bev. Nie wyciskała z niej wszystkich szczegółów, nie męczyła pytaniami, a pozwoliła odpocząć u swego boku, zapewniając stabilne, ciepłe objęcia oraz spokojne słowa. Odpłynęła przy nich szybciej, niż planowała.
Do leśnego biura dołączyła czwórka nowych twarzy. Dowódca, oddelegowany z Cairns, który okazał się dodatkowo kuzynem Madison. Był ciężki do rozpracowania. Nosił okulary, miał często zamyślony wyraz twarzy, a większość czasu spędzał przy biurku, przeglądając stosy papierów, dotyczących rozbudowy posterunku przy Lorne Bay. W pozostałej trójce funkcjonariuszy znalazł się jeden, świeży kadet oraz dwójka leśników o stażu dłuższym, niż pięć lat. Rambo był specjalistą od krokodyli, napędzanym adrenaliną. Miał w zanadrzu historie na niemal każdą okazję, przy czym szalony błysk w oku wcale nie zachęcał do spędzania z nim długich zmian, w środku dżungli. Został jeszcze Jordan; zrzędliwy, nieco mrukliwy, ale przy okazji pasjonat starych samochodów oraz majsterkowania. Lachlan podsumował ich wszystkich jako „świeżą krew”, co z perspektywy doświadczonego leśnika mówiło mniej więcej tyle, że nie miał z nimi wcześniej do czynienia. Bev wraz z Madison będą musiały rozpracować ich samodzielnie, aby wyrobić sobie lepszą opinię o każdym ze współpracowników.
Wszystko jeszcze przed nimi…
Po zakończeniu spotkania, pozostało im wpakować się do nieco skrzypiącego Land Rovera, za którego kółkiem zasiadła Miriam. Oliver, pozostawiony pod okiem opiekunki zapewne już słodko spał, oderwany od towarzystwa psa oraz kota, również doglądanych przez Taylę. Wprost przyznała, że zostanie tak długo, jak będzie trzeba (czyli wstępnie do powrotu Beverly z wyjścia z ekipą).
Wiadomość, przesłana na telefon zmieniła wstępne plany.
- Musimy wracać, Margo do mnie napisała - zarządziła od razu, zerkając z tylnej kanapy na Miriam, siedzącą za kierownicą.
- Chce cię skontrolować czy na pewno poszłaś z nami na piwo i za dużo nie wypiłaś? - zażartował Lachlan, szybko dostrzegając poważną minę Strand. - To coś pilnego?
- Tak - odparła zwięźle, nie znając jeszcze wszystkich szczegółów. Szybko odpisała, że jadą w stronę szpitala najszybciej, jak to możliwe (w granicach prawa oraz zdrowego rozsądku).
- Madison miała napisać, jak dotrze do Finna, prawda?
- Beverly… - głos Lachlana, zdradzający zaniepokojenie. - Co się stało z Madison?
- Dowiemy się na miejscu. Miriam, zawracamy na szpital.
Nie musiała powtarzać tego dwa razy. Koleżanka wykonała natychmiastowy manewr przy kolejnym skrzyżowaniu, kierując się możliwie najkrótszą drogą w stronę wskazanego miejsca.
Przygryzała zębami dolną wargę i nerwowo patrzyła przez okno, przeklinając każde skrzyżowanie z sygnalizacja nadającą czerwone światło. Wolałaby dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Zapewnić nieco przeczulone na złe scenariusze sumienie, że wszystko dobrze się skończy. Madison żyła, a to było najważniejsze.
Od razu odebrała telefon, słysząc dźwięk generycznego dzwonka. Pozwoliła Margo mówić, czując jak ciało zaczyna zastygać w nieprzyjemnie sztywnym oczekiwaniu.
Zgwałcił?
Nie była w stanie nawet dopytać o okrutne określenie napaści, której doświadczyła współpracowniczka. Mocno pobladła na twarzy, czując jednocześnie zimno, wspinające się po karku.
- W jakim jest stanie? - nie była sobie w stanie wyobrazić, jak dziewczyna się czuła. - Jest przytomna?
Mogła opisać urywki sytuacji przed utratą świadomości, co byłoby w pełni zrozumiałe. Nie. To nigdy nie powinno się wydarzyć. Tak okrutne czyny nie powinny mieć miejsca w cywilizowanym świecie. Dla Strand było to niepojęte. Mocno zacisnęła zęby i zwinęła wolną dłoń w pięść, próbując nieco uspokoić nadmiar emocji, sugerujących rozwalenie czegoś. Nie chciała przyczynić się do dobicia nieco podstarzałej terenówki, której Miriam używała do przewozu roślin do ogródka.
- Podaj mi miejsce. Jeszcze raz - musiała je utrwalić w pamięci, próbując odsunąć złość wymierzoną w oprawcę Madison. Sklep żelazny. - Sprawdzimy to i przyjedziemy do szpitala. Bądź przy niej, dobrze?
Ostatnie, czego chciała, to zostawiać dziewczynę samą. Kto wie, do czego posunąłby się organizm, stopniowo przeżywający traumę. Jak na złość, nie miała numeru do Finna, ale zasugerowała Margo, aby ta znalazła go przez facebooka. To była wyjątkowa sytuacja.
- Zawracamy. Madison nas potrzebuje - zarządziła, wkładając telefon do kieszeni, po zakończeniu rozmowy z partnerką.
- Myślałam, że jest w szpitalu? - Miriam zerknęła w tylne lusterko, rzucając Strand pytające spojrzenie. - Jesteśmy już prawie na miejscu.
- Musimy podjechać w jedno miejsce, cofnąć się do baru i przejść ulicą…
- Do cholery jasnej Bev, nie możesz mówić jaśniej?! - Lachlan podniósł głos, co zdarzało się głównie wtedy, gdy bardzo się czymś przejmował. - Mówisz samymi, pieprzonymi półsłówkami!
- Ktoś ją skrzywdził! - wycedziła dosadnie, dając połowicznie upust zebranym emocjom. - Poszła sama ulicą, znalazła się w nieodpowiednim miejscu i doszło do tragedii, to chciałeś usłyszeć?! Że nie zadbaliśmy o nią odpowiednio, bo zapewniła nas, że zna drogę i chce nas kłopotać?!
Drżała.
Miriam bez słowa skręciła w kierunku wspomnianego baru, w ciszy trawiąc nieprzyjemną prawdę. To mógł być ktokolwiek. Mogło paść na każdego, jednak to właśnie Madison znalazła się na celowniku zwyrodnialca i teraz należało podjąć odpowiednie kroki, aby go złapać.
- Margo powiedziała, że Madison nie ma przy sobie telefonu i torebki, spróbuję do niej zadzwonić - wymamrotała niewyraźnie, znów sięgając po smartfon. Musiała wiedzieć czy usłyszy przynajmniej sygnał połączenia. Jeśli nie, oznaczało to, że przestępca wszedł w posiadanie zawartości torebki i zamierzał odpowiednio zabezpieczyć się przed namierzeniem.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
- Będę. – Nie było mowy aby zostawiła Madison, z którą niestety musiały odbębnić nieprzyjemne sprawy, acz bardzo ważne w dalszym toku postępowania. – Beverly.. – Zrobiła krótką pauzę. – ..mamy procedury. Nie pierwszy raz to robię, ale jest inaczej kiedy masz do czynienia z kimś znajomym. – Każde podobne cierpienie ją ruszało, ale Madison była jej bliższa i to wprawiało ją w gorszy nastrój. – Zrób wszystko aby coś znaleźć. Cokolwiek. Ja też się postaram. – Rozłączyła się nie czując potrzeby rzucania żadnego hasła na pożegnanie. To było zbędne i nijakie w obliczu zaistniałej sytuacji, na której temat rozmowa nie była łatwa.
Schowała telefon do kieszeni szpitalnych spodni i zauważyła, że stażystka czaiła się za rogiem wraz z pielęgniarką. Przywołała je obie machnięciem ręki z miną świadczącą o niezrozumieniu ich zachowania.
- Czy Susan może?
- Nie. – Przerwała Collins spodziewając się z jej strony prośby o delegowanie zadania, które czekało ją w zabiegowym. – Nie pierwszy raz będziesz to robić i musisz być gotowa. Ta kobieta i wszystkie inne, które to spotka, potrzebują nas, więc weźmiesz się w garść i zrobisz to co do ciebie należy. – Jako nauczycielka nie uchodziła za najsurowszą, ale nie zamierzała odpuszczać stażystom tylko dlatego, bo mogli czuć się niekomfortowo. Nie ważne z jakimi traumami sami się zmagali; jako przyszli chirurdzy musieli być ponad to.
- Czyli nie jestem potrzebna? – Pielęgniarka odetchnęła z ulgą.
- Wręcz przeciwnie. Przynieś z mojej szafki dodatkowy zestaw ubrań i spróbuj znaleźć numer do rodziny pacjentki. Na razie do nikogo nie dzwoń, jasne?
Susan przytaknęła i szybko ruszyła wykonywać swoje zadania.
- Co teraz?
- Teraz tam wejdziemy i choć to trudne zachowamy zimną krew. Musimy zrobić zdjęcia, zebrać próbki i inne dowody. Każdy z nich masz numerować i od razu opisywać to na liście. Dokładnie i bez pomyłek, dobrze? To ważne. – Uparcie wpatrywała się w Collins, która zastanawiała się czy podoła. Margo miała wrażenie, że to zadanie w głowie stażystki stało się trudniejszym wyzwaniem niż przeszczep serca. - Po prostu rób co mówię. – Niczego więcej nie oczekiwała od Collins. Miała po prostu być i asystować, jak podczas operacji.
Nie zwlekając ani chwili dłużej weszły do zabiegowego dostrzegając leśniczkę w tym samym miejscu, w którym Margo ją zostawiła.
- Madison, to doktor Collins. Będzie mi pomagać.
- W czym? – Pytanie nie pojawiło się od razu. Zanim padło stażystka zdążyła wyłożyć przedmioty z kartonu na długi blat.
- Zbadamy cię i zbierzemy dowody. – Nie było sensu kłamać. Nie w takim okolicznościach.
- Autopsja na żywym ciele? – Brutalne określenie, nawet jeśli to była tylko metafora.
- Nie umarłaś.
- To dlaczego tak się czuje?
Margo znów kucnęła naprzeciwko niej nie chcąc patrzeć na kobietę z góry.
- Bo odebrano ci coś bez twojej zgody. – Sama tak się czuła, kiedy była ofiarą wykorzystywania. Miała to szczęście, że nie została zgwałcona, ale wcale nie czuła się lepiej z tym co jej zrobiono. Żadna forma przemocy seksualnej nie była akceptowalna. – Teraz my odbierzemy coś jemu. Zadbamy aby nie zrobił tego ponownie. – Zachłyśnięty sukcesem mógł ponowić atak na innej kobiecie albo dopiero co dojrzewającej nastolatce. – Zrobimy to tylko i wyłącznie za twoją zgodą. – Nie było żadnej innej opcji. Do niczego jej nie zmuszą. Nie powinny. Po czymś takim co spotkało Madison należało zadbać, a raczej przekonać ją, że nadal posiadała kontrolę nad swoim życiem; że mogła decydować.
Bertinelli z troską wpatrywała się z Madison aż ta kiwnęła głową i zdecydowała się wstać na równe nogi.
- Zostań tutaj. – Przy ścianie. – Zrobimy ci zdjęcia. Czy wyrażasz na to zgodę?
- Tak.
Bertinelli wyjęła telefon i zrobiła nim zdjęcia. Całej sylwetki z przodu, każdej ze stron i z tyłu, co Collins miała po kolei opisywać aby potem móc dołączyć fotografie do listy dowodów. Następne było zdjęcie twarzy z bliska, siniaka na czole, dłoni i widocznych obdarć na ubraniach.
- Czy wyrażasz zgodę na zdjęcie żakietu?
- Tak. – Madison mechanicznie zdjęła z siebie wierzchnie ubranie, które Collins od razu odebrała i spakowała w foliową torbę, którą zgodnie z zaleceniami określiła numerkiem i opisała na liście.
- Usiądź, proszę. – Margo wskazała kozetkę nie chcąc od razu w pełni rozebrać kobiety. Do tego jeszcze dotrą, ale najpierw zbiorą pozostałe próbki. – Pobierzemy próbkę z twoich ust. Czy wyrażasz zgodę?
- Nie musisz o to pytać.
- Muszę. Chcę abyś wiedziała, że w każdej chwili możesz odmówić. – Musiała więc o to ciągle pytać, bo otumaniony po ataku umysł w pewnym momencie mógł uznać, że ma dość. Poza tym, im więcej razy zadawała ów pytanie tym bardziej przekonywała Madison, że przeżyty przez nią atak nie był jej winą. Nie wyraziła zgody. Nie chciała tego.
Teraz też mogła nie chcieć być badana, dlatego na każdym etapie oddawano jej kontrolę.
- Zgadzam się.
Ślina, paznokcie wraz z próbkami pod nimi, bo jak się okazało Madison podrapała gnoja po szyi i reszta ubrań, po których dotarły do nieprzyjemnego momentu fotografowania reszty siniaków na ciele, które były efektem ataku seksualnego.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Pozostawało jej mieć szczerą nadzieję, że Madison jakoś się trzymała. Z całej ekipy leśników była najmłodsza, najbardziej podatna na pracę pod presją oraz strzelenie głupiej gafy, którą później należało stosownie poprawić. Chociaż czasami sobie dogryzali, stanowili zgraną drużynę. Nie tak łatwo zerwać podobne więzy, nawet w przypadku połowicznej wymiany obsady na posterunku.
Zamierzała się postarać. Dać z siebie wszystko, jak wspomniała Margo, do której słów w pełni się zastosuje.
Panujące ciemności nieco przeszkadzały w identyfikacji konkretnego miejsca. Powodowało u Strand obrzydzenie. Nie była w stanie patrzeć na ten kawałek terenu, jak na coś innego, niż miejsce zbrodni, osobistej tragedii jednej z bliższych osób. Brakowało na nim śladów krwi, rozbitych szyb, pozostałości intensywnej szarpaniny, albo skrawków rozerwanych ubrań.
- To chyba tu - napomknęła, odsuwając od ucha telefon. Słyszała dzwonek. Rozlegał się gdzieś w tle, więc Lachlan podjął się poszukiwań zguby, kiedy Strand pobieżnie mierzyła wzrokiem budynek, przy którego musiało dojść do napaści.
- Mam! - były dowódca leśników namierzył porzuconą własność ich koleżanki, zerkając przez oczka w metalowym ogrodzeniu. - Jest za ogrodzeniem. Torba i telefon.
- Niczego nie ruszaj, policjanci pewnie będą chcieli sprawdzić miejsce na gorąco. O ile w ogóle się do tego przyłożą… - prychnęła z przekąsem, z niepocieszeniem stwierdzając, że „ścisłych” dowodów było raczej niewiele. Samo miejsce nie wyglądało, jak wyrwane z kryminału, nie mniej, uliczka posiadała monitoring. Kamera, wyłapana przez Miriam, zaczepiona była na pałąku, przymocowanym do latarni. Była obrotowa i o ile nie wskazywała innego punktu, albo nie wykonywała pełnego, powolnego obrotu, być może była jedyną szansą na trafne zidentyfikowanie napastnika.
Musieli działać.
Po zrobieniu paru zdjęć, wybrała numer pani doktor. Wręcz czuła przez skórę złą atmosferę miejsca, od którego musiała nieco się oddalić. Ochłonąć i przy okazji zapytać Bertinelli o część szczegółów. Najchętniej już teraz wystrzeliłaby do szpitala, ale nie chciała pominąć żadnego detalu, który mógłby przesądzić o schwytaniu potwora.
Czekała cierpliwie, aż po piątym sygnale odebrano telefon.
- Czy macie już policjantów na miejscu? - zapytała na wstępie, nie ważne czy smartfon odebrała Margo czy któryś z jej podopiecznych. - Mamy torbę. Telefon też się znalazł, ten skurwiel wyrzucił je na teren obok sklepu żelaznego. Wszystko leży tak, jak to zastaliśmy, zrobiłam wcześniej zdjęcia.
W gruncie rzeczy, wyręczała stróżów prawa, którzy być może dotarli już do szpitala, albo zostali zatrzymani na stacji paliw, przez hot dogi na przecenie. Skoro dosłownie się nie paliło, mogli zjeść zaległą kolację. Niech tylko nie mówią później, że mają związane ręce i nie są w stanie „nic zrobić”. Nie raz i nie dwa Strand słyszała podobne śpiewki, zakończone ostatecznie umorzeniem dochodzenia z racji niewykrycia sprawców. Facet był na miejscu. Jeśli kamery go uchwyciły, kwestią czasu powinno stanowić zatrzymanie go. Jeśli ktokolwiek zacznie się z tym ociągać, Beverly była gotowa na uruchomienie paru kontaktów, wywołujących dosłowny pożar pod nogami glin.
Wolałaby działać, niż czekać na przybycie łaskawców. Działać, albo pojechać do szpitala i wesprzeć Madison. Bez pytań, komentarzy czy też dopytywań o konkretne momenty. Po prostu chciała jej przekazać, że jakoś przez to przejdzie i nie była w tym wszystkim sama.
- Na latarni, parę metrów dalej jest monitoring miejski. O ile mają sprawne kamery, policjanci powinni dotrzeć do nagrania. - dodała jeszcze nerwowo tupiąc czubkiem buta o płytę chodnikową.
Od nadmiaru emocji zaczynała boleć ją głowa. Kiedyś, za czasów najcięższych śledztw prowadzonych przez ASIO, zdarzało jej się regularnie wspomagać kofeiną oraz naturalnymi stymulantami, wyostrzającymi zmysły. Zdarzało się, że spała całe dwie godziny w ciągu doby i dopiero po zdobyciu solidnych faktów, centrala pozwalała im na odprężenie organizmu. Poczuła namiastkę tamtych czasów, słysząc przyspieszone bicie własnego serca.
- Powiedz czy powinnyśmy na nich czekać - każda komórka służbowa miała swój styl działania. Strand miała najczęściej do czynienia z antyterrorystami, albo tajniakami, działającymi po cywilu, celem rozpracowania grup przestępczych. Jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało, gwałty podlegały pod kryminalnych, a oni… cóż, nie zawsze wykazywali się efektywnym prowadzeniem spraw.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Nie śpieszyła się. Była rzetelna i cierpliwie czekała na zgody ze strony Madison. Im dalej w las tym dłużej trwały kolejne kroki, ale to było całkowicie zrozumiałe ze strony skrzywdzonej osoby, która wciąż jako tako funkcjonowała na automacie. Jej pusty wzrok mroził krew i tylko czasami przewijały się przez niego emocje, które szybko tłumiono byleby zbyt mocno nie zalały skrzywdzonego umysłu.
Pobranie wymazu z pochwy było ostatnim, co niestety należało zrobić. Po wszystkim Madison ubrana już w przyniesiony przez pielęgniarkę szpitalny strój Margo znów usiadła na podłodze najwyraźniej tam czując się najlepiej.
- Czy chcesz żebyśmy do kogoś zadzwonili? – zapytała ponownie kucając naprzeciwko kobiety. – W rejestrze mamy numery do twoich rodziców, ale możemy spróbować skontaktować się z Finnem. – Na dźwięk imienia chłopaka Madison gwałtownie uniosła wzrok i energicznie pomachała głową na boki.
- Nie chce by tu był.
Margo nie mogła się z tym wykłócać ani narzucać własnej woli. Być może Madison nie była z chłopakiem wystarczająco blisko aby chcieć go teraz widzieć albo zadziałał wstyd, którego tak łatwo kobieta się nie pozbędzie.
- Chce do mamy. Zadzwońcie do mamy.
- Dobrze, tak zrobimy.
- Czy mogę wziąć prysznic? – Prośba popłynęła prosto do Bertinelli, która mogła mieć moc sprawczą udostępniając Madison pracownicze prysznice.
- Za chwilę. – Poczuła drugą wibrację w kieszeni, dlatego zerknęła na ekran komórki sprawdzając, kto dzwonił. – Zaraz wrócę, dobrze?
Odczekała aż kobieta kiwnie głową i dopiero wtedy wyszła z pomieszczenia.
Odebrała telefon i bez zbędnego powitania przysłuchała się słowom Beverly.
- Jeszcze nie – odpowiedziała markotnie i rozejrzała po korytarzu z nadzieją, że na jego końcu dostrzeże mundurowych. – Nie śpieszy im się, skoro ofiara jest już bezpieczna. – Jedynie takie wyjaśnienie przychodziło jej teraz do głowy. – Dobrze zrobiłaś. – Zdjęcia na pewno się przydadzą zwłaszcza, że policja niekoniecznie musiała być chętna do oględzin miejsca napaści. Oby jednak było inaczej i trafili na kogoś, komu zależało.
Plecami oparła się o ścianę czując, że była bardziej zmęczona niż po parugodzinnej operacji.
- Oby działała, bo inaczej.. – Znalezienie sprawcy będzie utrudnione. – Zebrałam wszystko co się dało. Madison go podrapała, więc mamy potrzebne próbki. – Nie tylko te spod paznokci.. Zadbała o wszystko, bo nikt tego nie zrobił dla wielu kobiet potrzebujących pomocy. Ba, połowa kobiet nie zgłaszała napaści seksualnej nie będąc świadomymi, że w niektórych placówkach szpitalnych dysponowali wyszkolonymi osobami oraz odpowiednim zestawem do zebrania próbek.
- Nawet nie wiem, czy dzisiaj tam pojadą. – Westchnęła ciężko, bo nie miała takiej mocy sprawczej aby zmusić policjantów do szybszego działania. Równie dobrze mogli pojechać na miejsce dopiero jutro, bo „w świetle dziennym lepiej widać”. – Jeżeli zdecydujecie się stamtąd odjechać, to nie zostawiajcie jej torebki. Znając życie ktoś ją ukradnie i dodatkowo straci wszystkie dokumenty i komórkę. – Nie była pewna na ile zdjęcia świadków były wystarczające dla policji, ale jeśli leśnicy nie wezmą torebki z tamtego miejsca, to ktoś inny ją ukradnie.
- Nie chciała aby dzwonić do jej chłopaka. Poprosiła o kontakt z mamą. Zaraz do niej zadzwonię. – Mogłaby to zrzucić na pielęgniarkę, ale chciała dać starszej kobiecie poczucie, że jej córką zajął się ktoś kompetentny, kto nie uciekał od odpowiedzialności kontaktowania się z rodziną. – Jak się czujesz? – Madison była teraz najważniejsza, ale Beverly była jej bliska. Pracowały razem, spędzały łącznie 8 godzin dziennie (albo dłużej) i przede wszystkim jeszcze dzisiaj się widziały; wraz z resztą leśników bawiły się w najlepsze nie przypuszczając, że jedną z nich spotka coś takiego.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Wciąż mocno zaciskała zęby, czując gorący rumieniec złości, łaskoczący kark. Gdyby czekali z tym wszystkim na policjantów, połowa dowodów rozpłynęłaby się w powietrzu. Sposób ścigania przestępstw pokroju gwałtów był tragiczny. Nie przebiegał wystarczająco płynnie, szczególnie w przypadku spraw mało medialnych. Gdyby o danym przypadku rozpisały się redakcje na portalach społecznościowych, komendant szybko zaprzągłby ludzi do pracy. Tak niestety działał ten świat, czego Strand osobiście wręcz nie znosiła.
Pokręciła głową i prychnęła krótko.
- Być może zaczną się śpieszyć, jeśli dowiedzą się, że jej ojciec jest w Cairns leśniczą szychą - jeśli tylko się o tym dowie… może się zrobić nieciekawie. Oby nie obarczał winą za to wydarzenie samych leśników, puszczających jego córkę samą, w środku nocy. Frustracja oraz bezsilność potrafiły skłonić ludzi do podejmowania nagłych, nieracjonalnych decyzji, byle tylko zrzucić na kogoś odpowiedzialność. Jedynym winnym był sprawca. Bezdyskusyjnie.
To dobrze, że pobrano próbki. Nie zawsze ofiara wyrażała na to zgodę, unikając jakiegokolwiek dotyku ze strony innej osoby. Madison najwyraźniej postanowiła współpracować, co mogło wskazywać na wyzwolenie traumy dopiero w późniejszym momencie. O ile kompletnie nie zamknie się w sobie, przypominając zaledwie cień, niezdolny do wypowiadania większej ilości słów.
Jeszcze parę godzin temu wszystko było w porządku. Cała ekipa świetnie bawiła się na wspólnym wyjściu i żartowała, wymieniając między sobą uśmiechy. Nikt nie przewidywał tego, jak zakończy się ich wieczór.
Z wolna skinęła głową, przyjmując informacje o skontaktowaniu z matką Madison. Okoliczności były tragiczne. To dobrze, że dziewczyna chciała mieć przy sobie kogoś zaufanego i nie wzbraniała się przed tym, za sprawą irracjonalnego wstydu, albo upodlenia.
- Beznadziejnie - przyznała, w kwestii własnego samopoczucia. - Mieliśmy ją podwieźć do Finna, ale powiedziała, że zna drogę. Że to niedaleko i…
Ciężko wypuściła powietrze przez nos, przełykając ślinę przez zaciśnięte gardło.
- Ten pierdolony skurwiel… - chętnie posłałaby w eter jeszcze więcej epitetów, wycelowanych w zwyrodnialca, łącznie z życzeniem mu męczarni, po trafieniu do więzienia. Tacy ludzie powinni być trwale izolowani od społeczeństwa; pozbawieni możliwości powrotu do świata zewnętrznego. Skoro nie potrafili żyć według praw moralnych, pozostawało odseparować ich od tego i wrzucić na teren zamknięty, z którego mogliby w inny sposób przysługiwać się dla świata. Brzmiało to trochę jak koncept kolonii karnej, nie mniej, to również okazanie litości, w porównaniu do skazania na karę śmierci.
- Muszę zadzwonić do Tayli, aby została trochę dłużej z Oliverem i zwierzakami - przed ostatnie, kilkadziesiąt minut nie miała nawet kiedy o tym pomyśleć. - Przyjedziemy do szpitala i… zobaczymy, co dalej.
Jeśli zajdzie taka potrzeba, napisze do Nory czy ta nie mogłaby spędzić nocy w domu Bev i przypilnować przez ten czas Olivera oraz zwierzaków. Żaden nie powinien sprawiać problemów, a Strand i tak wróciłaby z samego rana, zanim milusińscy zaczną siać zamieszanie.
Nie pozostało im nic innego, jak zabrać rzeczy Madison i oddalić się z tego okropnego miejsca. Lachlan sam zaoferował się z przejściem przez ogrodzenie, celem przejęcia torby oraz telefonu. Starał się jak najmniej dotykać przedmiotów, co być może pomogłoby w zdjęciu czyichś śladów. Cóż, w filmach takie coś pewnie by przeszło, niestety świat rzeczywisty był znacznie okrutniejszy, a procedury oraz biurokracja znacznie spowalniały śledztwo, dążące do zatrzymania właściwego psychopaty.
Do szpitala jechali w ciszy. Każdy na swój sposób przetwarzał w myślach scenariusz dzisiejszego dnia, wciąż nie dowierzając w to, co miało miejsce; co okropnego spotkało ich koleżankę. Jeszcze przez długi czas będą to mimowolnie rozpamiętywać, szukając błędów, które dało się skorygować. Niestety, pewnych wydarzeń już nikt odkręcą.
Nikt nie zadawał zbędnych pytań, kiedy cała trójka weszła na teren szpitala. Część personelu kojarzyła Beverly, toteż bez zbędnego wdawania się w dyskusje z recepcjonistami, razem z obstawą skierowała się oddział urazowy, próbując zapanować nad opadającymi powiekami. Miała za sobą intensywny dzień, a ostatnie wydarzenia związane z Jen dokładały organizmowi psychicznego wyczerpania, nakłaniając do porządnego wypoczynku. Sypiała, ale budziła się w ciągu nocy co najmniej trzykrotnie, a dwa razy dźwignęła się z łóżka godzinę przed budzikiem, docierając na posterunek szybciej, niż zazwyczaj.
Teraz o tym nie myślała. Skupiła się na potrzebie oddania Madison osobistych rzeczy. Nie była pewna czy dziewczyna zechce widywać kogoś innego, poza lekarzami oraz najbliższą rodziną. W pewnych momentach lepiej jest zapewnić osobie odpowiednią przestrzeń, aby ta nie czuła się uciśnięta, jak w potrzasku.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Collins pilnowała drzwi o co poproszono ją w celu niezakłócania przebiegu składania zeznań. Policja zjawiła się niecałe dziesięć minut po tym, jak Margo zakończyła rozmowę z Beverly. Na widok grupki osób idących w jej kierunku dokładniej przyjrzała się blondynce, w której rozpoznała kobietę z tapety na telefonie pani doktor.
- Pani Bertinelli. – Skąd przekonanie, że prawdopodobna żona Margo przyjęłaby jej nazwisko? Cóż, skoro pani doktor wciąż nosiła swoje to najwyraźniej tak musiało być. Logika stażystki opierająca się na aktualnej wiedzy wcale nie była nietrafiona, ale niestety wynikała jedynie z jednej pomyłki, która padła z ust Włoszki. – Policja ją przesłuchuje. Mówili, żeby nikt im nie przeszkadzał. Pani doktor jest w środku.

Wcale nie chciała tutaj być. Czuła się jak gorsza forma przyzwoitki. Robiła jedynie za chwilowy filach, podpórkę Madison, która prosiła aby nie czekać na jej rodziców. Kobieta nie chciała opowiadać o tym wszystkim przy mamie albo tacie. Jak powiedziała – Nie znieśliby szczegółów. Nie przeżyliby tego. Potrzebowała jednak kogoś, kto w razie czego zareagowałby, gdyby policjanci zasugerowaliby coś nieodpowiedniego. Kogoś, kto powiedziałby – dość – choć Margo chciała to zrobić już w trakcie opowieści Madison. Słuchanie nie było przyjemne, ale nie dała tego po sobie poznać. Przyjęła typową lekarską postawę starając się być głuchą na szczegóły, lecz nie potrafiła powstrzymać narastającej złości. Nie tylko na faceta, który zrobił to leśniczce, ale na wszystkich.. na każdego kto przekroczył granicę raniąc w ten sposób drugą osobę.
Była zła na tego zwyrola, na swego oprawcę, na oprawcę matki, na fagasa, który wymacał jej siostrę podczas studniówki, na pedofila dotykającego jej jeszcze wtedy młodego kuzyna, na.. każdego.

- Gdzie jest moja córka? – Na widok Lachlana matka Madison wręcz zawołała do niego z drugiego końca korytarza. Tuż przy niej szedł cały czerwony od złości mąż. – Gdzie ona jest? Muszę ją zobaczyć.
- Jeszcze nie teraz. – Były już leśnik starał się ich uspokoić.
- Jak to? Jest ranna? Lekarka, z którą rozmawiałam mówiła, że nie ma ciężkich obrażeń.
- To prawda. Teraz jest przesłuchiwana i lepiej, żeby nikt tam nie wchodził. – Zakłócenie przebiegu opowieści czegoś tak ciężkiego mogło sprawić, że Madison całkowicie zamknie się w sobie. Do tego lepiej nie dopuścić zważając na to, jak ważne były jej słowa.
- Jest tam sama? Muszę wejść i być przy..
- Nie jest sama. – Lachlan spojrzał na Beverly prosząc ją aby wyjaśniła, że Madison była pod dobrą opieką. Że oni też wszystkim się zajęli i postarali się zebrać dowody.

Usłyszała wyraźnie podniesiony głos na korytarzu, ale leśniczka wydawała się na niego nie reagować. Dzielnie odpowiadała na kolejne pytania i choć zajmowało jej to dużo czasu, policjanci okazali się być wyjątkowo cierpliwi. Bertinelli pomyślała, że być może nie potraktują tej sprawy po macoszemu i może nawet jeszcze dzisiaj pojadą we wskazane miejsce. Może będą bardziej chętni, jeśli zasugeruje im, że ktoś może ich tam zaprowadzić (o ile leśnicy byli już w szpitalu).
Minęło kolejnych piętnaście minut aż policja uznała, że miała już wszystko. Bertinelli pogładziła Madison po plecach cicho mówiąc, że była bardzo dzielna i że się spisała. Tamta wydawała się już nie słuchać, choć drgnęła, kiedy do pomieszczenia (dosłownie wciskając się między wychodzących policjantów) wpadła jej matka. Ojciec od razu przyatakował funkcjonariuszy tłumacząc kim był i że mieli wziąć tę sprawę na poważnie.
- Kochanie moje najdroższe. Jak się czujesz?
Madison nie odpowiedziała.
- Poza stłuczeniem na głowie nie ma żadnych widocznych obrażeń. – Umyślnie użyła określenia „widocznych” aby podkreślić, że największe rany znajdowały się na umyśle. – Jest lekko odwodniona. – Z powodu wypitego na imprezie alkoholu i aktualnej niechęci do czegokolwiek. Do jedzenia i picia trzeba będzie ją zmuszać. – I..potrzebuje specjalisty. Nim jednak dokończyła zdanie Madison gwałtownie przytuliła się do matki i zaczęła płakać.
Margo wycofała się do tyłu, a potem w stronę drzwi, które lekko za sobą przymknęła.
- Jesteście – stwierdziła z ulgą na widok leśników. Od razu podeszła do Beverly i objęła ją wokół szyi czując ogromną potrzebę przytulenia kobiety. Po pierwsze, w pierwszych sekundach o informacji na temat Madison pomyślała, że Strand również coś mogło się stać. Po drugie, stało się coś strasznego. Po trzecie, skrzywdzono znajomą pani oficer, która mocno to przeżywała. Uścisk jednak nie trwał długo. Był okazaniem ulgi i wsparcia w tej trudnej chwili, w której na pewno nie chciała skradać prywatnej przestrzeni Strand. Pragnęła tylko pokazać kobiecie, że tutaj była.
- Policjanci chcą już teraz pojechać na miejsce zdarzenia. Może jedno z was im je pokaże? – zapytała tuż po tym, gdy oderwała się od Beverly, którą jednak jeszcze pogładziła dłonią po plecach. – Muszę pójść po pudło z jej rzeczami i próbkami – odparła patrząc na Strand. Karton został przeniesiony z zabiegowego do pokoju za ladą z pielęgniarkami, które musiały skserować sporządzoną przez Collins listę i spisać protokół.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Skinęła głową, nieco zaskoczona określeniem jej nazwiskiem partnerki. Nie zamierzała jednak dopytywać, zamiast tego przekazując doktor Collins, jak wyczytała z plakietki, że poczekają na korytarzu, na plastikowych krzesłach, na których czasami przysiadywali zmęczeni stażyści.
- Pani Bertinelli? - wyszeptał Lachlan ze zdezorientowanym zdziwieniem, unosząc pytająco brew. - Czegoś nam nie mówisz…
Nikt nie był jednak w stanie dalej pociągnąć niespodziewanego wątku, o który Beverly z pewnością podpyta swoją partnerkę, kiedy emocje nieco opadną.
Nie była w stanie spokojnie zająć miejsca. Musiała rozchodzić część napięcia, regularnie kierując wzrok ku wejściu do sali zabiegowej. Dzielnie tłumiła zmęczenie, porzucając krótkotrwałą chęć na kawę z automatu. Wiedziała już, że lepszą można dorwać na stołówce, jednak teraz była zbyt skupiona na obstawianiu pomieszczenia z poszkodowaną koleżanką, aby myśleć o schodzeniu na dół, na inną kondygnację szpitala.
Podniesiony głos kobiety, kroczącej w stronę leśników, wyrwał Beverly od wałkowanych myśli.
Wolała wstrzymać się z podchodzeniem bliżej. To Lachlanowi powierzyła zadanie rozmowy z rodzicami Madison, szczególnie, że znał ich nieco lepiej. Tyle o ile, bo chociaż nie miał z nimi prywatnych, rozbudowanych relacji, napotkał ich obydwoje w służbowych warunkach. Pani Hutchins (bo tak brzmiało nazwisko matki oraz reszty rodziny) rozliczała sprawy kadrowe w Cairns, więc można powiedzieć, że wszyscy pochodzili z tej samej branży. Narażenie się takim ludziom zdecydowanie nie sprzyjało budowaniu kariery w szeregach leśnej straży. Lachlan miał już doświadczenie w rozmowach z przełożonymi, a większość go lubiła. Beverly z kolei jawiła się jako podczepiona do formacji emerytowana agentka, która przeskoczyła nieco szczebli, chociaż zaczynać powinna od zera. Nie chciała się sztucznie puszyć przed starszymi stażem, toteż dyskretnie zerkała na rodzinę, jeszcze nieświadomą istoty tragedii ich córki.
- Jak to się stało? - pan Hutchins zawiesił na Lachlanie wyczekujące spojrzenie, nie mając pojęcia o wcześniejszym, grupowym wyjściu na piwo. Madison nie dzieliła się każdym, najmniejszym szczegółem ze swojego życia. Kiedyś robiła to bezwiednie, jednak teraz, w miarę upływu lat oraz wstępowania w dorosłość, chciała wyrwać się z nadmiernej kontroli własnych rodziców; stać się bardziej niezależną.
- Była wtedy z wam? - ojciec Madison był nieugięty, a każde pretensjonalne pytanie uwierało Strand. Obawiała się, że lada moment dojdzie do wykrzykiwania zarzutów. Że Hutchins obarczy ich wszystkim za rzekome nieupilnowanie jego córki, albo wręcz porzucenie jej. Że wszyscy leśnicy powinni się za to wstydzić.
Nie słyszała dokładnie wymiany zdań między Lachlanem, a rodzicami najmłodszej z ich małej ekipy. Torba, wraz z telefonem została przekazana do rąk pani Hutchins, a chwilę później drzwi od zabiegowego otworzyły się. Policjanci, wychodzący z pomieszczenia skinęli głowami, lekko zaskoczeni przez dynamiczne słowa leśnego funkcjonariusza. Wymieniając nieco zaniepokojone spojrzenia, ruszyli dalej, kierując się na drugi koniec korytarza.
Widząc Margo, wychodzącą z pomieszczenia, od razu ruszyła w jej stronę. Bez zbędnych słów odwzajemniła objęcie, nieco poprawiając chwyt w talii. Dosłownie wtuliła się w ciało pani doktor, na moment przymykając oczy. Jak dobrze, że ją miała. Że nic jej nie groziło i była dzielną kobietą, doglądającą stanu poszkodowanej dziewczyny.
Miriam podniosła się z plastikowego krzesła, na wieść o oględzinach miejsca zdarzenia, przez policjantów.
- Pojadę razem z Lachlanem - zdawało się, że nikt nie chciał wysyłać przyjaciół w pojedynkę, co wynikało z odruchu, spowodowanego niebezpieczeństwem, w które wpadła jedna z leśników. Miriam zaoferowała również, że jeśli kobiety potrzebowałyby podwózki do Lorne Bay, mogą po nie wrócić. Dzień był męczący. Każdy potrzebował porządnego odpoczynku, o ile nie musiał wstać o bladym świcie.
Gdy (byli) leśnicy ruszyli krokiem policjantów, po uprzednim przerzuceniu zdjęć z miejsca zdarzenia na telefon Lachlana, Strand utkwiła spojrzenie w pani doktor. Wydawała się nie mniej zmęczona, od niej.
- A ty, jak się czujesz? - zapytała łagodnie, idąc razem z Bertinelli w stronę pozostawionych przy dyżurce pielęgniarek, próbek. - Mogę coś dla ciebie zrobić?
Choćby to miało być kupienie kawy, słodkiej bułki, albo wymasowanie napiętych pleców w dyżurce. Chciała coś zrobić, poczuć się użyteczna, bo choć wykonała zdjęcia z miejsca zdarzenia, pragnęła zadbać odpowiednio o swoją partnerkę. Widziała w jej oczach przytłoczenie całą sprawą. Nie musiały przez to przechodzić w pojedynkę.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
- Wstrząśnięta – odpowiedziała wprost, choć na jednej emocji się nie skończyło. – Smutna. Skołowana. Zatroskana – Znacząco spojrzała na Beverly dając do zrozumienia, że martwiła się także o nią. – I.. – Zrobiła krótką pauzę, bo kiedy obie zatrzymały się przy wysokiej ladzie dyżurki do ich uszu dotarł płacz. Szybko spojrzała w tamtym kierunku, w głębi pomieszczenia znajdującego się za ladą dostrzegając Collins, która zapewne pobiegła tam jak tylko policjanci wyszli z zabiegowego. – Zła – dokończyła i westchnęła ciężko.
- Jeszcze pięć minut doktor Bertinelli. – wtrąciła pielęgniarka, która skrupulatnie sporządzała kolejne papiery. Cholerna biurokracja.
- W porządku. – Obejrzała się za siebie w stronę drugiego końca korytarza. Zobaczyła jak Lachlan z Miriam pokazują policjantom zrobione na miejscu zdjęcia. Mogliby już jechać, ale czekali na karton z rzeczami (dowodami) Madison.
- Możesz za mnie komuś przywalić. – To podobno by pomogło, o ile i gdyby Margo kiedykolwiek uznawała stosowanie przemocy za rozwiązanie. – Nie pierwszy raz to robiłam. Nie pierwszy raz prosiłam kobietę aby pozwoliła się sfotografować, żeby zdjęła ubrania i.. ale to Madison. Ciężko było zachować profesjonalizm zwłaszcza, że wiedziałam jak to cię dotknie. – A cierpienie partnerki było także jej cierpieniem zwłaszcza, że Strand miała za sobą proces i spotkanie z Jen. Bertinelli dobrze wiedziała, że tamta się przebudzała w nocy. Że szła na dół po wodę i wracała do łóżka albo budziła się wcześniej niż zwykle. Nie reagowała, bo wiedziała, że kobieta potrzebowała przestrzeni. Nie ze wszystkim da się uporać z pomocą objęć albo całusów.
- Czemu to ciągle się dzieje? – rzuciła w przestrzeń pozwalając wreszcie swej złości wyjść na wierzch. – Skąd.. Jak.. czemu ludzie robią to sobie nawzajem? – Machnęła ręką, bo usłyszała jęk Collins, która nie mogła powstrzymać płaczu. – Wiesz, że we Włoszech aż jedna na cztery kobiety doświadczyła przemocy seksualnej? W Australii to jedna na pięć kobiet, ale spodziewam się, że jest ich więcej – nawet dziewięćdziesiąt procent - bo wiele z nich nie zgłasza napaści albo „zwykłego macanka”, na które się nie godziła, bojąc się być osądzoną. Jak mamy czuć się bezpieczne, skoro to ciągle nas spotyka? – Nie bała się mówić o tym na głos nawet przy pielęgniarce, która wszystko słysząc kiwała głową. – A ci zwyrole.. są bezkarni. Czują się tak, bo nic złego ich nie spotyka. Oni się zabawili, było im fajnie.. – Rzuciła dodatkowo parę przekleństw po włosku. – A my obwiniamy się za wszystko.. nawet za złe rzeczy, które robi nam ktoś inny. – Gestykulowała i dosłownie niedowierzała w ten cholerny świat pełen niesprawiedliwości dla ofiar przemocy seksualnej i choć mówiła teraz o kobietach, miała na myśli każdą osobę poszkodowaną, bo doskonale wiedziała, że mężczyzn również to spotykało.
- To chore. – Chorzy byli ludzie, którzy w ten sposób krzywdzili drugą osobę.
- Amen! – rzuciła pielęgniarka zgadzając się ze wszystkim, co powiedziała doktor Bertinelli.
Włoszka znów westchnęła i dłonią przetarła czoło. Miała nadzieję, że Beverly wiedziała, iż ta cała złość była skierowana do świata a nie do niej.
- Talia była zła? – zapytała o opiekunkę Olivera znów patrząc w kierunku policjantów i leśników. – Rodzice Madison na pewno zabiorą ją do domu, więc możesz wracać do syna. – Sugerowała powrót z leśnikami, bo sama przecież miała nocną zmianę i do Lorne Bay wyruszy dopiero rano. – Musisz odpocząć. – Choć spodziewała się, że Beverly i tak nie zmruży oka. Nie dość, że miała problemy ze snem z powodu Jen, to teraz jeszcze to.. – Może weźmiesz leki na sen? – Dokładniej przyjrzała się twarzy partnerki chcąc odczytać z niej coś więcej. Wolała aby Strand odpoczęła, bo emocje potrafiły doszczętnie wymęczyć człowieka. Chciała też zapewnić jej jak najlepsze warunki a własne (i nowo zakupione) łóżko to najlepszy gwarant dobrego snu.
Margo nie chciała zostawiać partnerki samej, ale nie mogła tak po prostu wyjść w środku zmiany. Wciąż starała się być wzorową pracownicą, bo zależało jej na pozostaniu w Australii, w której mogła przebywać tylko i wyłącznie dzięki pracy.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
trigger warning
post zawiera treści o tle przemocy seksualnej
Zerknęła w stronę pomieszczenia, z którego dobiegał płacz stażystki. Przypadki, tożsame z tragedią Madison, były trudne. Ludzie w każdej formacji byli wrażliwi na krzywdę drugiego człowieka. Sztuka polegała na umiejętnym kamuflowaniu własnych emocji oraz przeżywanie ich w środku, bez przenoszenia ich na resztę osób. Ludzie uchodzili za stworzenia empatyczne. Kiedy jedno okazywało zaniepokojenie, radość, albo strach, reszta reagowała podobnie. Na swój sposób kopiowała zachowanie jednostki, co stanowiło swoisty system. Jeśli podchodziło się do drugiej osoby ze spokojem, drugi osobnik przybierał podobną postawę, co z reguły zapobiegało niepotrzebnemu zamieszaniu. Przynajmniej w teorii. Stoicki spokój był sztuką trudną, wymagającą długiego szlifowania oraz wystawiania na czynnik stresogenny. Sama Strand coś o tym wiedziała i dostrzegała w młodej stażystce szczerość płynącą z odczuwania czyjegoś nieszczęścia.
Bezwiednie opuściła spojrzenie na siedzącą za biurkiem pielęgniarkę, jakby to właśnie ona została wytypowana (niechcący) przez Bertinelli, do roli dorywczego manekina treningowego. Nonsens. Bev nigdy nie podniosłaby ręki na niewinną osobę. Znała parę przydatnych technik obezwładniania, duszenia oraz „gaszenia światła” przy czym zamierzała korzystać z tego, jedynie w formie samoobrony. Może po prostu wymierzy kilka ciosów więcej w worek treningowy, po powrocie do domu?
Dotknęło ją. Ktoś postanowił skrzywdzić jej koleżankę z pracy i jak na złość, nie został jeszcze schwytany. To kwestia czasu. Wierzyła w to, że wpływy Hutchinsa wywrą na funkcjonariuszach odpowiednią presję. Sama niewiele była w stanie zrobić, w krótkim odstępie czasu. Na aktywowanie swoich kontaktów potrzebowałaby nieco więcej godzin. Mimo wszystko, to dobrze, że Madison była „plecakiem” odpowiednio wspieranym przez centralę.
Wiedziała, dlaczego ludzie to sobie robili. Dzikie zaspokajanie przyjemności to jedno; często szło to w parze z chęcią upokorzenia kogoś, chorobliwego pokazu przewagi oraz zbeszczeszczenia człowieczeństwa.
Gdyby wysłać wszystkich mężczyzn w kosmos, odsetek gwałtów z pewnością drastycznie by spadł. Mimo to, ludzkość mierzyłaby się ze znacznie innym problemem, jakim byłby niedobór mężczyzn, podtrzymujących pewne dziedziny gospodarki. Gatunek nie był w stanie przetrwać bez obydwu płci (przynajmniej na tym etapie rozwoju), więc wszyscy musieli jakoś nauczyć się razem żyć i oddzielać od społeczeństwa jednostki sprawiające problemy, jawnie działające na szkodę ogółu gatunku. Nie wszyscy mężczyźni byli psychopatami dopuszczającymi się napaści, jednak to właśnie oni wiedli prym w ogólnym popełnianiu przestępstw, co niektórzy wyjaśniali testosteronem. Mimo wszystko, to nawet lepiej, że dzisiejszy świat próbował facetów nieco sfeminizować. Jeśli to miało przyczynić się do większego bezpieczeństwa ogółu, nikt nie powinien mieć nic przeciwko.
Póki co, była zbyt wyczerpana, aby okazać swoją złość. W pełni podzielała za to zdanie Margo i mogłaby się w całości podpisać pod jej wypowiedzią.
- Nie, jeszcze przed wyjściem powiedziała mi, że jeśli coś się przedłuży, nie będzie problemu, aby została dłużej - uściśliła, opierając przedramiona na blacie biurka. Czuła, że głowa coraz bardziej zaczynała ciążyć, domagając się odpoczynków. Organizm potrzebował również kalorii, które zaniedbała, racząc się piwem oraz garścią orzeszków z nachosami.
Z wolna skinęła głową, słysząc sugestię powrotu do domu. I tak zbyt szybko nie zaśnie. Możliwe, ze zrobi to na kanapie, przy misce niedojedzonego, podgrzanego w mikrofali, jedzenia.
- Tak, raczej wezmę - nawet, jeśli obudzi się po nich, jak po uderzeniu obuchem. - Mam wrażenie, że bez nich pęknie mi głowa.
Czuła, że to zbyt dużo, jak na jeden dzień. Doświadczyła cholernej karuzeli emocji i teraz organizm jeszcze bardziej się buntował, o czym świadczył chociażby zaciśnięty żołądek oraz obolałe skronie.
- Wolałabym zostać z tobą, ale… masz pracę - wykrzesała z siebie krótki, marny uśmiech, podkreślający bladość twarzy. Nie czuła się najlepiej, jednak to musiała przepracować sama. Nikt nie będzie przecież niańczył dorosłej, poważnej kobiety, wykonującej równie poważny zawód. Wypadało wziąć się w garść, szczególnie, że w domu czekał na nią syn.
- Będę na ciebie czekać - w łóżku, na kanapie, albo w innej części domu, gdziekolwiek upomni się o nią sen. Nie będzie też uporczywie walczyć ze zmęczeniem, zmuszając organizm do przetrzymania stanu świadomości do wczesnych godzin porannych. Chciała jedynie przekazać Margo, że temat nie był zamknięty, przy czym resztę szczegółów omówią po powrocie do domu.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Nim odwołała się do ostatnich słów Strand tuż przy nich na blacie pojawił się karton postawiony przez pielęgniarkę. Włoszka za niego podziękowała i podniosła. Nie był ciężki. Wypełniony ubraniami Madison, które miała na sobie podczas napaści i próbkami, z których te spod paznokci i pochwy pochodziły od napastnika. Możliwe, że na ubraniach znajdowało się coś jeszcze, ale Margarita nie była technikiem kryminalnym. Zrobiła to co mogła ze strony medycznej zwłaszcza, że tego nie mógł uczynić żaden policjant ani patolog. W końcu poszkodowana nie była ofiarą. Żyła (a żywymi zajmowali się lekarze).
Równym krokiem razem z Beverly ruszyła w kierunku policjantów i leśników, którzy w międzyczasie pokazali zdjęcia wykonane na miejscu ataku. Margo przekazała funkcjonariuszom karton wraz z listą dokładnie opisanych próbek, zaś sam raport został podpisany przez trzy osoby, tak aby nikt nie mógł podważyć prawdziwości ich pochodzenia.
Kiedy Strand powiedziała kolegom, że jedzie z nimi Miriam dyskretnie zerknęła na Bertinelli, która kiwnęła głową. Nie od razu jednak pozwoliła partnerce odejść. Wzięła ją pod ramię i przekazała pozostałym, że kobieta zaraz do nich dołączy.
Odczekała chwilę, aż odejdą i uważnie spojrzała w jasne oczy. Przesunęła ręką wzdłuż ramienia aż do dłoni, którą delikatnie ścisnęła.
- Też chciałabym być teraz przy tobie. – To było oczywiste, ale nawet jeśli Beverly zostałaby w szpitalu (uprzednio załatwiając opiekę dla Olivera) to możliwe, że spędziłaby tę noc samotnie na kozetce. Margo nie mogła obiecać, że dziś będzie miała spokojny dyżur i spędzi ten czas przy ukochanej. Najlepiej więc będzie jak ta wróci do domu, do syna.. będzie mogła go przytulić, poczuć tę dziecięcą niewinność i przede wszystkim nie będzie sama.
Drugą dłonią sięgnęła do jasnego policzka i pogładziła go kciukiem.
- Weź tabletkę, dobrze? – poprosiła cicho. – Niczym się nie przejmuj. – Głównie pod kątem domowych obowiązków. – Przyjadę rano i zawiozę Olivera do żłobka. – Żeby nie zaburzać mu rytmu i jednocześnie żeby dać Beverly czas na spokojne przetrawienie wszystkiego. – Zajmę się wszystkim – A to wcale nie było dużo albo ponad jej możliwości. – i do ciebie wrócę. – Zbliżyła twarz do drugiej i nim ucałowała kobietę w policzek wyszeptała cicho – Kocham cię.
Wzrokiem odprowadzając Strand martwiła się jeszcze bardziej. Kobieta miała za sobą ciężkie dni a teraz jeszcze to.. Margo mogła mieć tylko nadzieję, że nadmiernie nie będzie się za to obwiniać. To nie była jej wina ani reszty załogi, z którą tego wieczoru imprezowali. Żadne z nich nie mogło przewidzieć tego, co się stanie.
Kiedy pani oficer zniknęła na końcu korytarza Margo wyciągnęła telefon i napisała krótkiego sms’a do Miriam aby ta zadbała o powrót Beverly do domu.
Po wszystkim schowała komórkę i wróciła do pomieszczenia, w którym przebywała Madison wraz z dwójką rodziców. Spodziewała się, że ci mogli mieć jakieś pytania i przede wszystkim chciała przekazać im numer do polecanego specjalisty. Im prędzej Madison pójdzie na terapię tym lepiej. Sama na pewno sobie z tym nie poradzi. To byłoby bardzo trudne, żmudne i być może wykonalne, ale czy skutecznie.. nie każdy w pojedynkę wychodził z traum. Dało się, ale nie w każdym przypadku.

z/tx2
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ