Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
#4

W chwilach takich jak te zaczynał doceniać mieszkanie, które wynajmował razem z Cami. Miało raptem 40 metrów, zdecydowanie za mało jak na tę dwójkę, ale przynajmniej znajdowało się w cywilizowanym miejscu. No dobra, tak naprawdę zazdrościł Judy tej ogromnej przestrzeni, ale trasa do niej była drogą przez mękę. Ostatnio sporo padało, dzisiaj zresztą też złapała go mżawka (oczywiście nie miał ze sobą żadnego parasola, bo po co?), więc w okolicy Sapphire River okoliczności przyrody zdecydowanie nie były sprzyjające. Krótko mówiąc, jeśli liczyłeś na błotne spa z masażem kamieniami w pakiecie, to wycieczka do Judy zdawała się być do tego idealna.
W końcu jakoś dotarł pod chatkę brunetki, zmierzwił włosy strząsając z nich krople deszczu, po czym zadzwonił do drzwi. Chwilę odczekał, zanim się otworzyły.
- Yo, Evans. Wiesz, że zaraz będziesz miała za chatą basen olimpijski? - nie czekając na zaproszenie wbił do środka i pocałował Judy w policzek na przywitanie - To dla Ciebie. 100 lat, rośnij duża i tak dalej. I zmądrzej wreszcie - no cóż, może nie za bardzo potrafił w składanie życzeń, ale przynajmniej pamiętał o urodzinach Judy. A to nie było oczywiste po paru latach ostrego dawania w gaz.
Wypowiadając te zwięzłe życzenia puścił jej oczko i wręczył prezent z okazji wspomnianych urodzin, które wypadały wczoraj. True story, sprawdziłam w karcie! Prezentem okazała się być płyta winylowa jej ulubionego zespołu - A to dla mnie - dodał prezentując jej czteropak piwa i odkładając go na blat. W końcu według niego piwo do nie alkohol, więc technicznie rzecz biorąc wpadł do niej prawie jak na herbatkę. Gdyby za okłamywanie samego było dyscypliną olimpijską, zdecydowanie Luke znalazłby się na podium.
- Mówiłem Ci już kiedyś, że mieszkasz na strasznym zadupiu? - zdjął kurtkę, którą rzucił na najbliżej stojący fotel i zwrócił się ponownie w stronę brunetki - Te ostatnie podtopienia, to gdzieś w okolicy? - spytał, przyglądając się bacznie dziewczynie. Oparł się o blat czekając na odpowiedź i ewentualne polecenia, co ma przygotować albo podać.

Judy Evans
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
☾ Cztery
Judy Evans wybierając miejsce zamieszkania kierowała się jednym, jedynym wytycznym - ceną. Brunetki zwyczajnie nie było stać na elegancką winę w Pearl Lagune, rodzinny domek we Fluorite View bądź wielką farmę (na której z resztą nigdy by się nie odnalazła, zwyczajnie o wiele bardziej woląc miejski zgiełk) i choć przez chwilę zastanawiała się nad wynajmem mieszkania z kimś… Tak szybko doszła do wniosku, że droga tej drugiej osoby byłaby drogą przez mękę i chyba nie była w stanie na nią nikogo wskazać… Bądź znaleźć kogoś, z kim sama by wytrzymała. Sapphire River z resztą posiadało jeszcze jeden, niewielki plus - dobrą komunikację miejską, bez której Judy skazana była na długie spacery (za którymi nie przepadała) bądź szukanie podwózek. Niewielka chatka była więc miejscem idealnym dla roztargnionej muzyczki, której dzwonek wybrzmiewał wesołymi dźwiękami She’s like a rainbow.
- Czy to sugestia, że powinnam przebrać w się w bikini? - Odparowała z rozbawieniem na specyficzne powitanie. Oczywiście, gdyby miała do czynienia z kimś innym zapewniłaby, że wystroiła się specjalnie dla niego, Luke jednak wiązał się z tym przyjemnym poczuciem zwykłego braku jakichkolwiek wymagań. Znali się, przyjaźnili, kilka razy wylądowali razem w łóżku lecz nadal mogła przy nim zwyczajnie nie udawać… Przynajmniej do pewnego stopnia, zamiłowanie do kłamstw oraz grania w gry wszelakie nie pozwalały jej aby przy kimkolwiek w pełni być sobą. Jednocześnie chyba już zapomniała, jak to naprawdę było gdy była tylko i wyłącznie sobą, pozbawioną masek oraz sieci najróżniejszych kłamstewek. Szybko rozpakowała prezent, a gdy zauważyła czyj winyl to jest podskoczyła z radości, owijając ramiona wokół męskiej szyi. - Dzięki!- Wyrzuciła z entuzjazmem, by chwilę później cmoknąć go wprost w usta w zupełnie przyjacielskim geście. - Chodź, nie będziesz przecież stał w progu. - Z tymi słowami sama zniknęła w niewielkiej chatce, aby opaść na sofę w kolorze intensywnej czerwieni. - Nadal udajesz, że jesteś porządny, co? - Zagadnęła, widząc jak ten wyciąga czteropak piwa. To rzeczywiście alkoholem nie było, a przecież wydarzenie takie jak urodziny trzeba było odpowiednie świętować! Tak samo jak fakt, że siedziała tu teraz z nim zamiast planować kolejną dziką imprezę. - Naprawdę nie wiem, skąd to się w tobie bierze, Luke. Lubisz tak się bawić? Udawać kogoś, kim nie jesteś i nigdy nie byłeś? - Spytała, przynosząc z kuchni dwie, niewielkie szklaneczki oraz butelkę dobrej whisky jaką dostała od jednego ze znajomych z okazji urodzin. Szklanki uderzyły dnem o blat stołu, a zielone spojrzenie uważnie powiodło po jego twarzy.
- Mówisz mi to za każdym razem, a o podtopieniach nic nie słyszałam… - Wzruszyła ramieniem. Słyszała, oczywiście, ale w tym momencie inny temat przykuł jej zainteresowanie które ciężko było przekierować na inne tory. W końcu co złego mogło się stać? Podtopiło inne domy, jej z pewnością coś takiego się nie wydarzy - nie odkąd spaliła odpowiednią wiązkę ziół, mającą zapewnić bezpieczeństwo. - Chyba nie odmówisz mi urodzinowego drinka, Luke? Potrzebny nam odpowiedni toast, aby twoje życzenia się spełniły! - Chochliczy uśmiech pojawił się na jej ustach gdy rozlewała alkohol do szklanek. W zasadzie nie była pewna, czy to dokładnie tak działało, ale przecież nie wypada wznosić toastów czteropakiem, czyż nie?

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
chaosem
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
W tej jednej rzeczy Judy i Luke różnili się diametralnie - kiedy Evans zakładała, że mieszkanie z kimś, nieważne czy obcym czy znajomym, okaże się być zgubne dla obu stron, tak Winfield nie wyobrażał sobie życia w pojedynkę. Za bardzo lgnął do ludzi i sam już czasami nie wiedział, czy to bardziej dlatego że lubił ich towarzystwo, czy po prostu tak bał się samotności. A może jedno i drugie? Anyway, w oczach Luke'a Judy była skrajną indywidualistką, lubiła chodzić swoimi ścieżkami i Winfield średnio potrafił sobie wyobrazić brunetkę w duecie z jakimś współlokatorem.
- Możemy od razu przejść do wyborów miss mokrego podkoszulka - puścił jej oczko. Chyba najbardziej lubił w znajomości z Judy właśnie to, że nigdy nie było między nimi niezręczności. Nawet wtedy, kiedy budzili się obok siebie, czuli przy sobie totalny luz i zero oczekiwań. Było to dla Luke'a tym bardziej komfortowe, bo oprócz tego, że Evans bezsprzecznie była atrakcyjną laską, to miała też zajebisty charakter i Winfield po prostu nie chciałby tracić takiej znajomości.
Tak myślał, że prezent jej się spodoba, w końcu gadali ostatnio o tym zespole. W końcu co mogło sprawić większą frajdę muzykowi? Nie licząc oczywiście ulubionej whisky, którą - tak Luke coś czuł - Judy zaraz wyciągnie w odpowiedzi na te jego smutne browary.
Roześmiał się słysząc przytyk o udawaniu porządnego życia.
- Możesz tego nie wiedzieć, ale teraz moje życie to poważna praca na etat, żona, kredyt, dwójka dzieci, pies i seks małżeński raz na pół roku - prychnął, bo oczywiście żadna z tych rzeczy nie zgadzała się ze stanem faktycznym, ale dokładnie tak wyobrażał sobie to owiane złą sławą porządne dorosłe życie. Opadł obok niej na kanapę - Nie wiem, co mam Ci powiedzieć, Juds. Jest chujowo, ale przynajmniej w miarę stabilnie - przyznał totalnie szczerze. Wiedział, że może sobie przy niej pozwolić na tego typu przekminy i wyrażanie ich głośno, nie narażając się przy tym na ocenę - Wiesz, jak lubię się bawić najbardziej - posłał jej porozumiewawczy uśmiech, bo jego ulubiony rodzaj imprezy te z rodzaju do upadłego, dosłownie i w przenośni - W tym rzecz Judy, że czasami już nie wiem, kim ja jestem. Czy prawdziwy ja to ten trzeźwy i to dragi sprawiały, że mi odpierdalało, czy to dopiero po nich tak naprawdę byłem sobą? - spojrzał badawczo na Judy jakby liczył, że brunetka w tej chwili rozwiąże jego egzystencjalny dylemat.
- Może coś pojebałem - skwitował krótko słowa brunetki o podtopieniach, cały czas śledząc wzrokiem jak Evans najpierw zniknęła w kuchni, a następnie wróciła do salonu z butelką whisky i dwiema szklankami. Zazwyczaj unikał mocniejszego alkoholu, ale Judy niestety miała rację wspominając o odpowiednim toaście i Luke dobrze o tym wiedział - Skoro tak stawiasz sprawę... - zaśmiał się rozmasowując sobie kark. Nie za bardzo mógł tutaj znaleźć argument do odmowy, bo niestety działało to dokładnie tak jak wskazała Judy, przynajmniej w świecie Winfielda. Świętowanie bez alkoholu to żadne świętowanie - Jebać to. Wiesz, że Tobie akurat nie potrafię odmówić - chwycił w końcu szklankę, ale póki co jeszcze nie zanurzył ust w alkoholu. Silna wola zdecydowanie nie była mocną stroną Luke'a.

Judy Evans
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
- Możemy, ale zwycięstwo i tak mam już w kieszeni! Nie robisz mi konkurencji, słodziutki. - Odgryzła się z rozbawieniem w głosie, wyciągając drobne ręce do policzków aby uszczypnąć je w geście godnym każdej, szanującej się podstarzałej ciotki-dewotki. I ona niezwykle lubiła swobodę, z jaką przychodziły im najróżniejsze interakcje, nie ważne czy chodziło o łóżko, wygłupy czy inne występki jakie mieli na wspólnym koncie. Judy doceniała fakt, że nie muszą wpisywać się w żadne, społecznie wytyczone ramy aby zwyczajnie cieszyć się życiem oraz sobą nawzajem. Takimi, jakimi byli, bez masek, spektaklów z odgrywanych ról oraz oczekiwań, często narzucanych przez społeczeństwo.
Płyta, jakże trafiona, znalazła miejsce w gramofonie mieszczącym się na niewielkiej komodzie, by po kilku chwilach wypełnić pomieszczenie dźwiękami jednego z jej ulubionych zespołów, przywodząc pod dziewczęce powieki faerię barw. Uśmiechnęła się ślicznie i nie potrafiła nie zaśmiać się na słowa, jakie wypowiedział Luke - bo nie wyobrażała go sobie w roli poważnego męża, głowy rodziny dbającej o uwite z kimś gniazdo.
- Nie wiem co brzmi gorzej, dwójka dzieci i kredyt czy seks małżeński raz na pół roku… - Mruknęła rozbawiona, samej nie widząc się w roli przykładnej żoneczki ze stadkiem dzieci uczepionych jej spódnicy. Chciała, a i owszem, wiele naczytała się o wielkiej, pięknej miłości obserwowanie życia (zwłaszcza tego, prowadzonego przez jej matkę) upewniło ją w przekonaniu, iż oto wielkie, piękne uczucia można przechodzić w życiu kilkukrotnie, a spódniczki Judy Evans były stanowczo zbyt krótkie aby jakiekolwiek nieboraki ledwo odstające od podłogi mogły pochwycić choćby ich rąbek. - Powinnam założyć kraty w oknach? Wiesz, na wszelki wypadek jakbyś z od tej sielanki chciał wkraść mi się do łóżka? - Spytała zaczepnie, delikatnie trącając stopą męską łydkę, skora do kolejnych przekomarzań. Ta chęć jednak odeszła w momencie, w którym kolejne słowa opuściły jego usta sprawiając, że Evans zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważniej, zupełnie jakby w jego rysach chciała odnaleźć odpowiedź na zadane pytania, o ile w ogóle dało się na nie odpowiedzieć.
- Poważna sprawa… - Skwitowała, dając sobie chwilę czasu do namysłu. Luke’a bowiem znała chyba we wszystkich możliwych konfiguracjach, nawet w takiej sytuacji jednak nie była w stanie wydać ostatecznego wyroku, bez chwili namysłu doskonale wiedząc, że mogli się znać najdogłębniej na świecie a i tak raczej nie wiedziałaby wszystkiego, co siedzi w jego głowie. - A jakbym spytała cię, kim jesteś? Co byś mi odpowiedział? - Zaczęła więc w zadumie, próbując znaleźć rozwiązanie tego całego problemu jaki pojawił się na początku ich świętowania - i nie miała mu tego za złe, niezwykle lubiąc wszelkie pseudofilozoficzne dysputy. - No? Co określa Luke’a Winfield’a? - Uśmiechnęła się ślicznie, niezwykle ciekawa odpowiedzi gdyż sama miałaby niezwykle wielki kłopot, aby odpowiedzieć na podobne pytanie - było jednak ono niezbędnym do rozwikłania zagadki.
Odstawionej tylko na chwilę, moment w którym zachichotała uroczo gdy ten przyznawał, że nie potrafił jej odmówić. I niby przypadkiem przesunęła noskiem wzdłuż jego szyi, drocząc się z nim w najlepsze. - Wiem, dlatego nadal się przyjaźnimy. - Mruknęła tonem, w którym wybrzmiewało rozbawienie po czym odsunęła się odrobinę. - Nasze zdrowie, Luke! Oby los nam sprzyjał! - Wzniosła więc toast, by delikatnie stuknąć ich szklankami i wlać sporą porcję whisky do ust na raz. Evans głowę zawsze miała mocną i miała nadzieję, że Luke nie stracił umiejętności dotrzymania jej kroku.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
chaosem
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
W odpowiedzi na jej zaczepkę lekko potargał jej dłonią włosy. Luke nawet nieśmiałby robić konkurencji Judy, nie w takich zawodach! Odkąd pamiętał miała w sobie to coś, jakiś rodzaj uroku osobistego, przez który zawsze wiedział że jej się uda w życiu. Pamiętał, jak się poznali - miała wtedy jakieś 16 lat i szturmem podbiła towarzystwo, w jakim wtedy się obracał. Pamiętał też, że większość jego kumpli zazdrościła mu, że miał z nią bliższe niż cała reszta relacje.
- Najgorsze są wywiadówki, bo podczas nich dowiadujesz się, że cały potencjał jaki ma twój materiał genetyczny został zmarnowany - parsknął śmiechem, bawił go ten tatuśkowaty vibe. Miał świadomość tego, że był kiepskim kandydata na faceta, nie wspominając już o przysięganiu komuś miłości i wierności po wsze czasy. Zbyt szybko się nudził i zaczynał szukać wrażeń gdzieś indziej, nie zawsze kończąc wcześniej poprzednią relację. Przekazywanie swojego DNA dalej nie wydawało mu się zatem trafnym pomysłem, więc przynajmniej mógł sobie pogdybać. Prawdę mówiąc, Judy również nie widział nigdy w roli przykładnej pani domu. Zawsze wydawała mu się na to zbyt niezależna, zbyt dzika - oczywiście w jak najlepszym znaczeniu tego słowa - Nie udawaj, prędzej zrzuciłabyś mi swój warkocz, żebym mógł się do Ciebie wdrapać - roześmiał się, bo krótkie włosy Judy raczej nie spełniłyby tej roli, ale przyjemnie było tak pofantazjować! Położył ramię wzdłuż oparcia kanapy i rozsiadł się wygodniej, obracają się w stronę Evans.
Kim jest Luke? Oto jest pytanie. Chyba sam do końca nie znał na nie odpowiedzi. Często zachowywał się impulsywnie, podejmował w życiu masę głupich decyzji, przez co sam nigdy nie mógł do końca przewidzieć co zrobi i co powie.
- Bo ja wiem? Kiedyś myślałem, że jestem zagubionym dzieciakiem, ale ja chyba po prostu lubię pierdolić sobie życie - do pewnego momentu faktycznie łatwiej mu było funkcjonować z taką łatką i chyba tylko dzięki temu rodzice i rodzeństwo wybaczało mu każdy wybryk. Ale w końcu przychodzi taki moment, że już nie możesz wycierać sobie gęby tym, że jako dzieciak zostałeś porzucony. W końcu przejmujesz odpowiedzialność za swoje wybory, a jego były ewidentnie nietrafione. Mimo to ciągle popełniał te same błędy, więc chyba po prostu lubił, kiedy coś się działo - Ale zjebałem nastrój tym filozoficznym pierdoleniem, sorry - zaśmiał się, bo trochę go złapały wyrzuty sumienia, że zamiast świętować urodziny Judy, prowadził te smutne wynurzenia. Uśmiechnął się pod nosem czując na szyi delikatne muśnięcie - Jak się nawalę, to wiedz że możesz zrobić ze mną co chcesz, zgadzam się na wszystko - stwierdził rozkładając ręcę, na znak braku oporu - Twoje zdrowie, Judy, Twoje. W końcu jesteśmy tu z Twojego powodu, nie? - poprawił ją. Chwilę zawahał się przed wypiciem zawartości szklanki, ale w końcu ją przechylił i upił łyk. Dawno nie pił whisky, ale chociaż okazja była słuszna, więc się zeruje. Tak to działa? - Dobra, dosyć tych smutów, pora prześwietlić Ciebie, dzieciaku - lubił się z nią droczyć, nazywając ją dzieciakiem. W końcu niby byli, kiedy się poznali - Czym nowym i ciekawym mi się pochwalisz? Albo starym i nieciekawym? - dodał unosząc z zaciekawieniem brew.

Judy Evans
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Dźwięczny śmiech uleciał z piersi Evans, nie był to jednak zwykły, udawany śmiech lecz ta jego szczera odsłona, na którą pozwalała sobie tylko przy tych, najbliższych jej osobie. A taką osobą z pewnością był Luke, nawet jeśli ich relacji nie dało się zamknąć w żadnych, normalnych ramach - i to w tym wszystkim lubiła najbardziej.
- Czy ja wiem, ponoć gorzej jest jak twoje dziecko idzie w twoje ślady i popełnia twoje błędy… Przynajmniej tak twierdzi moja matka, choć ja w przeciwieństwie do niej nie przeprowadzam się z każdym rozstaniem. - Stwierdziła z cieniem rozbawienia, jednocześnie chyba chcąc podnieść swoją samoocenę oraz odsunąć od siebie obawy, jakie żywiła od dłuższego czasu. Bo z całych sił nie chciała być jak Jolene Evans, zatracająca się w kolejnych związkach i odcinająca od wszystkiego, gdy tylko ten nie wypalił… Póki co chyba jej się udawało, choć od czasu zerwania z ostatnią dziewczyną, niebezpiecznie zbliżała się do drugiej szali, będącej zupełnym wypraniem emocjonalnym. - Aha, wysłałabym twojej żonce cały plik zdjęć rozwodowych jakby była paskudną babą. - Mruknęła z rozbawieniem, jasnym przecież był fakt, że nie żartuje. Bo mimo iż nie raz zdarzyło im się wylądować w łóżku, nigdy nie rościła sobie do Luke’a żadnych praw, potrafiąc zaakceptować fakt, że ten mógł chcieć związać się z kimś na poważniej. Ba! Wspierałaby go jeśli tego by potrzebował, znała go jednak na tyle by wiedzieć, że w końcu by się znudził - wtedy była gotowa pomóc mu z każdym fortelem jaki tylko by wymyślił.
Cmoknęła z niezadowoleniem, gdy jej przyjaciel stwierdził, że lubi pierdolić sobie życie. Skąd ona to znała? Niezaprzeczalnie była królową podejmowania złych decyzji, przyciąganą do wszystkiego, co mogło sprawić jej kolejne problemy… W dodatku wychowaną w rodzinie samotnych kobiet, przekonanych o swojej niezależności oraz wartości, co wcale nie ułatwiało życia.
- Pierdolisz, Luke. - Oświadczyła więc niezwykle poważnym oraz oficjalnym tonem głosu. - To jakie podejmujesz decyzje nie określa tego kim jesteś. Określa cię to, w co wierzysz; co myślisz; co przyspiesza bicie twojego serca… O mnie też powiedziałbyś, że pierdolę sobie życie? Też podejmuję nieodpowiednie decyzje. - Kontynuowała wyraźnie zaciekawiona filozoficznym tematem, na który przyszło im wejść, niezwykle zaciekawiona podejściem przyjaciela i jego spojrzeniem na tę sprawę. - Nie przepraszaj. - Dodała więc z uśmiechem, na chwilę zaciskając palce na jego dłoni - ten gest różnił się od innych, bowiem miał bezsłownie przekazać mu, że niezależnie od okoliczności będzie dla niego i chętnie pogada, jeśli tego właśnie będzie potrzebował. - Dopiero jak się nawalisz? - Odparowała więc z przekąsem, jak on mając zamiar trochę się z nim podroczyć. A gdy alkohol spłynął jej gardłem rozgrzewając przełyk i pozostawiając za sobą gorzki smak na wargach, Evans od razu napełniła im ponownie szklaneczki, bo impreza miała trwać, nawet jeśli była w niezwykle elitarnym gronie.
- Obawiam się, że mogę zaoferować podobne smuty… Pamiętasz Tinę? Tą laskę która zgostowała mnie gdy zrobiło się poważnie? - Skrzywiła się bo wspomnienie nie należało do przyjemnych, głównie przez fakt, że Judy zapomniała się w tej relacji i pozwoliła sobie bardzo polubić dziewczynę. Za bardzo, jakby to określiła teraz. - Spotkałam ją kilka dni temu. - Dodała, ponownie wlewając w siebie alkohol. I nie było to przyjemne spotkanie.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
chaosem
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Racja, niech gówniarz znajdzie sobie swoją specjalizację, a nie bezczelnie zrzyna od swoich starych - zaśmiał się na słowa Judy o powielaniu błędów swoich rodziców przez kolejne pokolenia - Widzisz? Twoja matka ma swoją niszę, Ty masz swoją - dodał wzruszając ramionami w odpowiedzi na motyw kompulsywnych przeprowadzek matki Judy. Trochę to jednak kłopotliwa reakcja na rozstania, kiedy wywracasz świat do góry nogami nie tylko sobie, ale i Bogu ducha winnemu dziecku. Luke po swoich rodzinnych perypetiach był zdania, że ludzie - zanim zdecydują się na dziecko - powinni przechodzić obowiązkowe badania psychiatryczne. Ilu zaburzeń psychicznych zyskanych dzięki rodzicom można by wtedy uniknąć! W końcu nikt tak nie spierdoli Ci życia, jak własna rodzina, a w szczególności rodzice niegotowi i nieprzystosowani do tej roli - Na pewno taka będzie, patrząc na mój dotychczasowy dobór lasek - stwierdził rozbawiony. Paskudna baba to zdecydowanie target, w jaki zawsze strzelał, mimo że z góry wiadomo było, że wyjdzie z tego większa bądź mniejsza drama. Oczywiście Judy nie wpisywała się w ten schemat, nigdy nie byli przecież w związku. Gdyby, przykładowo, parę lat temu stwierdzili "hej, bądźmy razem", to teraz pewnie nie siedzieliby tu razem i nie gadali tak swobodnie. Niezobowiązujące relacje miały właśnie ten jeden ogromny plus - zasady z góry były ustalone i nikt przynajmniej nie doznaje zawodu miłosnego, jeśli coś nie pyknie. U nich taki układ sprawdził się w 100%.
Zawsze cenił w Judy to, że potrafiła dosadnie sprowadzić go na ziemię, kiedy odpływał ze swoimi przekminami. Wysłuchał jej uważnie przytakując głową, bo miała w tym wszystkim sporo racji, ale jednocześnie miał na sprawę nieco inny punkt widzenia.
- Nie Juds, nigdy tak o Tobie nie pomyślałem. Bardziej chodzi mi o to, że jako dzieciak w zasadzie dostałem w gratisie drugie życie, a tak i skończyłem tak, jak pewnie bym skończył gdybym został z biologicznymi starymi w przyczepie. Ty to inna bajka, jesteś zajebiście zaradna, popełniasz błędy, ale nie cofasz się o lata świetlne i nie lądujesz znowu w ciemnej dupie, tylko idziesz ciągle do przodu - wyjaśnił swój tok myślenia. Nie potrafił myśleć o swoim życiu w inny sposób. Najgorsze były rozkminy o niewykorzystanych okazjach. Dzięki adpcyjnym rodzicom mógł mieć wszystko, a skończył ocierając się o alkoholizm i narkomanię, obserwując jak ciało jego dziewczyny wywożą w czarnym worku. Odwzajemnił uścisk dłoni Evans, doceniał to że mógł z nią pogadać na tematy, o których niektórzy jego znajomi nie mieli zielonego pojęcia. I z którymi nawet nie chciał się tym dzielić.
- Żartowałem, nie chciałem wyjść na takiego łatwego, ale kogo ja chcę oszukać   - roześmiał się wypijając kolejny łyk whisky. Wysłuchał uważnie opowieści Judy o spotkaniu z Tiną - No jasne, że pamiętam tę sukę - odparł dosadnie, bo nie przychodziło mu do głowy inne określenie na laskę, przez którą cierpiała jego przyjaciółka. Nawet jeśli nie mówiła tego na głos, a być może nawet nie przyznawała się do tego przed samą sobą, to widział, że tamta sytuacja mocno ją zabolała. Pamiętał, że kiedy Judy opowiadała mu o Valentine, w jej oczach dostrzegał pewną iskrę. Czegoś takiego zdecydowanie nie da się udawać. Tym bardziej bolesne było dla niej pozostawienie bez słowa wyjaśnienia - No co Ty. Jak się zachowywała, co mówiła? Próbowała sprzedać Ci jakieś smutne bajeczki? - zaczął dopytywać. Wyczuwał, że Judy była rozbita tym spotkaniem - Jak się po tym czujesz? - spytał ze szczerą troską. Mimo, że wielokrotnie dawał dupy i zawodził najbliższych, to jednocześnie jako przyjaciel stawał na wysokości zadania i był lojalny. Dlatego też z góry odczuł niechęć do byłej Evans.

Judy Evans
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Parsknęła pod nosem cichym śmiechem na słowa swojego przyjaciela.
- Akurat to masz chyba po mnie, oboje kiepsko dobieramy sobie laski. - Mruknęła, bo przecież i ona gust w kobietach posiadała nie najlepszy, zwykle wszelkie relacje kończąc okrutną burzą… W zasadzie Judy w ogóle nie umiała dobierać sobie partnerów, za każdym razem kończąc w wybuchowy sposób ledwie po kilku tygodniach, chyba zwyczajnie nie umiejąc być w normalnym, poważnym związku z jakimkolwiek drugim człowiekiem - i za to dziękowała matce, która wpoiła jej nieodpowiednie standardy oraz z pewnością złe wzorce. - Ale hej, zawsze mamy siebie. - Zauważyła, delikatnie szturchając przyjaciela w ramię, bo przynajmniej te wszystkie porażki mogli wspólnie przegadać i razem zapić wszelkie smutki, a to już coś, czyż nie? Gorzej byłoby gdyby w tym całym gównie mieli tkwić zupełnie sami.
Wywróciła zielonymi oczami, odziedziczonymi po nieznanym jej ojcu gdy kolejne słowa uciekały z gardła jej przyjaciela. Czy naprawdę nie widział, jakie też głupoty plótł?
- Pierdolisz. - Skwitowała więc jakże inteligentnie oraz elokwentnie. Pierdolenie jednak wydawało jej się najlepszym określeniem tego, co uciekało z jego ust, do których chwilę później przyłożyła swój palec, chcąc go uciszyć chociaż na jedną, krótką chwilę. - To jak wygląda twoje życie zależy tylko od Ciebie, Luke. Okej, miałeś problemy, przejechałeś się, potknąłeś i popełniłeś kilka błędów, ale to nie znaczy, że nie możesz go zmienić. - Oznajmiła więc jakże bystro zauważając, że jego przyszłość zależała tylko i wyłącznie do niego… Może nie licząc kolejnych kilkunastu minut, gdyż Judy dolewała mu piekącego gardło alkoholu. - Pytanie tylko, czy chcesz cokolwiek zmienić czy może jest wygodnie ci tak, jak jest? - Bo jeśli Luke nie będzie chciał, nic nie dokona - i tu właśnie tkwił szkopuł w kwestii życia Evans. Ona nie chciała żadnych, nawet najmniejszych zmian, gdyż zwyczajnie wygodnie jej było gdy jej życie wyglądało dokładnie tak, jak teraz - pozbawione zobowiązań, pełne muzyki oraz wolności, którą zachłysnęła się aż za bardzo.
Skrzywiła się, gdy określił Tinę jako sukę, bo choć myślała, że już się wyleczyła ostatnie spotkanie ponownie otworzyło niektóre rany, które pozornie były już zasklepione.
- Mówiła, że jej zależało, ale miała wypadek w pracy. Wiesz, była strażakiem, ponoć jeden jej kolega zmarł, a trzy osoby trafiły do szpitala z obszernymi poparzeniami i jedną z nich była ona… Ale cholera, dlaczego mi o tym nie powiedziała? Przecież bym jej nie zostawiła… - Bo nie rozumiała, faktycznie nie potrafiła zrozumieć tego dlaczego Tina postąpiła tak, a nie inaczej…
I już chwilę później opierała głowę na męskim ramieniu, zwyczajnie potrzebując oparcia; bliskości po tamtej rozmowie która nadal odbijała się echem w jej głowie. - Kiepsko. Nie potrafię tego zrozumieć i choć myślałam, że już się wyleczyłam… Cholera, mam ochotę strzelić ją w twarz i przytulić jednocześnie. - Wyznała by po chwili wlać w siebie kolejną szklankę alkoholu.
Pieprzona miłość.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
chaosem
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Pomyślał, że najwyraźniej muszą zrobić jakiś ranking nieudanych związków, a potem oficjalną licytację, żeby móc jednogłośnie ustalić kto ma gorszy gust co do partnerek. Wymierzył jej soczystego buziaka w czoło słysząc, że przynajmniej mają siebie. Co racja, to racja, trudno było z tym dyskutować. Dobrze mieć taką kamizelkę ratunkową, kiedy już topisz się w morzu problemów.
Już miał dalej prowadzić swój smutny wywód, ale Evans położyła mu palec na usta, skutecznie przerywając jego monolog. Gdzieś w głębi wiedział, że miała rację, ale jednocześnie ciężko było mu wprowadzić w życie jakieś znaczące zmiany. Tylko właśnie - pozostawało pytanie - czy ich chciał, potrzebował?
- Jest mi wygodnie, może nawet aż bardzo. Ale jednocześnie nie wiem, czuję, że mi czegoś brakuje. Ale nie potrafię określić czego - przyznał szczerze dopijając alkohol i czekając na dolewkę. Niegdyś wszelką pustkę wypełniał imprezami i ćpaniem, ale odkąd ten ostatni element mu odpadł, ponownie zaczął odczuwać pewne braki. To było jak drzazga, która utknęła mu gdzieś w skórze i której nie potrafił namierzyć i wyjąć. Czasami miał zajebistą ochotę znowu uderzyć w tango i ponownie poczuć ten fenomenalny stan, ale z drugiej strony czuł w kościach, że tym razem pewnie odpłynąłby bezpowrotnie.
- O cholera. Poważna sprawa. Jeśli to prawda... bo jeśli nie, to wyjątkowo niskie kłamstwo - skwitował po wysłuchaniu w skupieniu relacji Judy. Mimo, że w życiu bywał egoistycznym chujkiem, to jeśli chodziło o obronę przyjaciół, zawsze był lojalny i wierny jak pies. Dlatego widząc, jak źle to spotkanie z Tiną wpływało na brunetkę, od razu się jeżył i czuł złość, że ktoś bliski mu cierpi. Chciał ją jakoś pocieszyć, powiedzieć dobre słowo, ale jednocześnie w życiu, co do zasady przynajmniej, cenił sobie szczerość, więc postanowił przedstawić swój punkt widzenia - Wiesz Juds, sam miałem w życiu takie akcje, gdzie olewałem laski. I najczęściej nie kryło się za tym nic innego jak po prostu znudzenie albo zmęczenie materiału. Nie mówię, że Tina na sto procent też się tym kierowała, ale po prostu miej na uwadze że może ona nie czuła tego co Ty i po prostu nie chciała mieć z Tobą dalszego kontaktu - stwierdził drapiąc ją delikatnie po ramieniu - Przepraszam, że mówię Ci to tak wprost, ale po prostu, miej to z tyłu głowy. W razie czego będzie mniej bolało - dodał. Winfield był co prawda człowiekiem, który lubił mieszać, ale akurat w tym przypadku nie kierował się chęcią zrobienia dymów, tylko szczerą troską. Uważał, że jeśli chcesz mieć z kimś kontakt, to po prostu go utrzymujesz. A nie znikasz bez słowa wyjaśnienia. W przeciwnym razie ciężko wybronić takie nagłe zniknięcie, zwłaszcza jeśli sprawy pomiędzy tą dwójką nabierały tempa.
Luke oparł brodę o głowę brunetki spoczywająca na jego ramieniu, wysłuchując w ciszy jej kolejne słowa - Miłość, kurwa, kto to wymyślił - skwitował krótko - Wiem, najgorzej, jak ktoś wzbudza w Tobie takie skrajne emocje. To trochę jak z używkami, wiesz że Ci to szkodzi, ale jednocześnie kochasz tego kopa którego Ci dają - dodał, bo takie porównanie to pierwsze co przyszło mu do głowy słuchając relacji Judy. Coś najwidoczniej było w tym, że dla niektórych ludzi miłość to najsilniejszy narkotyk.

Judy Evans
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Ranking najgorszych związków w wykonaniu Luke’a oraz Judy z pewnością byłby… niezwykle ciekawy oraz trudny do rozstrzygnięcia w kwestii pierwszego miejsca. Sama miała na koncie kilka tragicznych historii (spapranych głównie przez nią samą) znała również historie przyjaciela i wiedziała, że konkurencja była niezwykle wysoka.
- No, to chyba czas to coś znaleźć, nie? - Bo takie było najprostsze ze wszystkich możliwych wyjść. Siedząc tutaj, na kanapie w jej chatce z pewnością nie znajdą rozwiązania - do tego potrzeba było działania… oraz chęci, aby to działanie wprowadzić w życie. Nie była jedynie pewna, jak też u Winfielda jest z tymi też chęciami właśnie.
- Nie wiem, czy kłamała czy też nie… Z jednej strony nie chce się w to wierzyć ale z drugiej strony… Jak podłym trzeba być, aby tak kłamać? - Nie wiedziała i nadal nie potrafiła w to uwierzyć, tak naprawdę nie posiadając stuprocentowej pewności, czy Tina była szczera. Ba! Chciałaby, aby to wszystko było prawdą i faktycznie relacja zakończyła się z powodu wypadku… Z drugiej strony zwyczajnie współczując, że musiała przez to przechodzić.
Westchnęła więc ciężko przygnębiona własnymi myślami, a przecież były jej urodziny i mieli je szumnie świętować! Ciężko jednak było nie wypowiedzieć tego, co siedziało jej ostatnio na ramionach.
- Wiem, Luke. Cholera, też tak nie raz robiłam i chyba ta cała szmata karma mnie w końcu pokarała za to wszystko. - Prychnęła pod nosem, na dłuższą chwilę wtulając się w ramię przyjaciela. - Wiesz kto? Jakiś skurwysyn chcący zrobić wszystkim na złość. - Mruknęła w odpowiedzi będąc pewną, że właśnie tym była miłość, kaprysem losu mającym jedynie wkurwić do reszty i wyprowadzić z jakiejkolwiek równowagi. Kolejka szklanka spłynęła wzdłuż jej gardła pozostawiając po sobie ciepło, a Judy zręcznie wsunęła się na kolana przyjaciela, ocierając się o niego swoim ciałem. - Mieliśmy świętować. - Owszem, mieli… Nie czekała jednak na odpowiedź, tylko sprawnie ściągnęła swoją bluzkę by przyssać się do jego ust.
Bo czy istniał lepszy sposób na zapomnienie o byłej?

***


Obudziła ją zimna kropla, jaka spadła na jej twarz. Kropla, która nigdy nie powinna pojawić się w jej sypialni, nawet jeśli przyszło jej zamieszkiwać podłą chatkę. Do kropli chwilę później dołączyło paskudne zimno które sprawiło, że wpierw zwinęła się w kłębek, a później z rezygnacją sięgnęła po nienależącą do siebie koszulkę, aby wciągnąć ją na nagie ciało. Dziwny niepokój coraz mocniej zakradał się do jej umysłu wraz z przeraźliwym hukiem, jaki wywoływał wdzierający się do chatki wiatr.
- Luke! - Mruknęła w stronę przyjaciela, potrząsając jego ramieniem. - Luke, wstawaj! - Syknęła, samej zrzucając z pluskiem nogi z łóżka. Tylko skąd ten plusk? Jedno spojrzenie w dół sprawiło, że dojrzała wodę sięgającą jej połowy łydek oraz… Telefon, znajdujący się gdzieś pod powierzchnią. Kurwa. To i inne przekleństwa przechodziły jej przez głowę gdy obserwowała, jak woda ścieka po suficie i wdziera się do chatki - pieprzony agent nieruchomości! - Luke, zalewa nas! No rusz się. - Kolejne słowa ponaglenia oraz kolejny kuksaniec wymierzony w jego bok. I krzyk przerażenia jaki wyrwał się z jej gardła na widok wpływającego do sypialni krokodyla, po którym zaraz wróciła na łóżko, przeklinając dzień w którym postanowiło padać.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
chaosem
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Chyba nawet ja nie puściłbym takiej ściemy lasce. A naściemniałem się w życiu całkiem sporo - stwierdził, bo o ile wobec znajomych i przyjaciół był zawsze szczery do bólu, tak nie miał oporów, żeby okłamywać laski, z którymi akurat był w bardziej lub mniej obowiązujących relacjach. Czasami była to niewinna bajera, innym razem tak zwana półprawda, czyli przemilczenie niektórych faktów, a innym razem niewinne kłamstewko, żeby panna z niego zeszła i przestała suszyć głowę. Miał więc szczerą nadzieję, że Tina nie okaże się jego żeńskim odpowiednikiem, upgradetowanym do wyższego levelu.
Czuł, że wypity alkohol powoli uderza mu do głowy. Chyba jednak powinien częściej trenować picie, żeby nie zaskakiwać aż tak organizmu. Albo potrenować asertywność, co w towarzystwie Judy Evans nie było łatwnym zadaniem, bo miała niebywały dar przekonywania. Oczywiście nie oponował, kiedy brunetka wdrapała się na jego kolana i zaczęła namiętnie całować - A zatem... - mruknął pomiędzy pocałunkami, choć coraz trudniej było mu zebrać myśli. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele - ...wszystkiego najlepszego, dzieciaku - dodał, po czym trzymając Judy w ramionach podniósł się z kanapy i pomaszerował z przylepą do sypialni.

Nie wiedział, czy obudził go pulsujący ból głowy, kuksańce wymierzone przez Judy, czy to, jak parokrotnie krzyknęła jego imię. Chwilę zajęło mu, zanim był w stanie zebrać jakiekolwiek myśli.
- Judy, mnie zaraz krew zaleje, jeśli nie przestaniesz tak krzyczeć - wymamrotał będąc dalej w półśnie. Dłonią przeczesał miejsce obok siebie w poszukiwaniu Evans, ale brunetki już obok nie było. Była za to kropla, która z bliżej nieokreślonych przyczyn pojawiła się na jego czole. Otworzył oczy i ujrzał, jak przerażona Judy odziana w jego koszulkę wraca na łóżko. Jednocześnie poczuł przenikliwy chłód. Podniósł się lekko, opierając się na przedramieniu i przetarł oczy - No, co jest? Zobaczyłaś pająka? Ale wiesz, że on się Ciebie boi bar... - przerwał w pół zdania, bo jego oczom ukazał się krokodyl wpływający do sypialni. Przez moment złapał zawieszkę, bo był przekonany, że dalej śni. Ale kiedy zmrużył, a następnie ponownie otworzył oczy, jego oczom ukazała się dokładnie ta sama sceneria - O kurwa. To krokodyl? - zadał najdurniejsze pytanie z możliwych, bo oczywistym było że to nie motyl albo słodki misiek koala. Instynktownie dotknął Judy upewniając się, że siedzi bezpiecznie na łóżku - Juds, jeśli chciałaś trójkąt, to mogłaś mówić wprost, ogarnęlibyśmy kogoś z mniejszą ilością zębów - parsknął śmiechem, bo sytuacja była tak absurdalna, że chyba jedyne to im pozostało. Tyle lat znał Judy i jeszcze się nie nauczył, że ich spotkania nie mogą przebiegać normalnie, tylko zawsze coś musiało się wydarzyć - Masz gdzieś pod ręką telefon? Mój gdzieś tu powinien być... - w międzyczasie naciągnął bokserki i wytężył wzrok w poszukiwaniu spodni, bo jego komórka pewnie gdzieś tam znajdowała. Namierzył je wiszące na oparciu fotela i westchnął, bo nikłe były szanse na to, że uda mu się przyciągnąć je siłą umysłu.
Ostatecznie po schnappiego przyjechały odpowiednie służby i nikomu krzywda się nie stała, o.

/zt
Judy Evans
ODPOWIEDZ