płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
69.

Gratulacje z okazji mojej gry numer 69 :lol:
Sameen musiała w końcu przyznać się przed samą sobą do tego, że zaszła w niej jakaś zmiana. Nie potrafiła tego wytłumaczyć w sposób logiczny. Wdziała jednak po swoim zachowaniu, że nie jest tą samą osobą, którą była jeszcze parę miesięcy temu. Oczywiście o wszystko obwiniała porwanie, którego ofiarą była jakiś czas temu. Powinna się do tego przyzwyczaić. Ryzyko zawodowe. Obawiała się tego, ile zajmie jej powrót do siebie, do zdrowia psychicznego i fizycznego. Z ran wyleczyła się stosunkowo szybko, jej psychika potrzebowała nieco więcej czasu. Myślała, że długo będzie miała problemy z tym, żeby się do kogoś zbliżyć fizycznie. Do tego też nie chciała się przyznawać, ale ostatnimi czasy czuła się osamotniona i zraniona. Nie zmieniła się jednak pod tym względem i nie stała się desperatką szukającą związku czy nawet bliskości. Samo flirtowanie i niezobowiązujący seks było wystarczające.
Wtedy też spotkała Camerona. Ostatnio rozważała kupno łodzi, żeby mieć czym pływać jak już będzie się udawać na Kretę. Przechodziła się po marinie rozglądając się za modelem, który najbardziej jej podpasuje. A była bardzo wymagającą kobietą. Do aut podchodziła dokładnie tak samo. Szukała czegoś co spodoba jej się wizualnie, ale też sprosta jej wymaganiom kierowcy. Problem był taki, że na autach się znała. Na łodziach niespecjalnie. Potrzebowała pomocy i natrafiła na Winfielda. Z wyglądu przypominał jej greckiego boga, więc nie mogła przejść obok czegoś takiego obojętnie. Postanowiła sobie nieco pofolgować i zaczęła z Camem flirtować. Jedno poprowadziło do drugiego, wylądowali u niego w mieszkaniu i Sameen mogła potwierdzić, że nie straciła samej siebie. Nadal miała to coś. Normalnie porzuciłaby Cama zapominając o jego istnieniu, ale było w nim coś co sprawiało, że chciała kontynuować tą relację. Seks był zajebisty, Cameron potwierdził, że pod koszulką też jest zbudowany jak grecki bóg, przy tym wszystkim był czuły, zabawny i Sameen naprawdę lubiła z nim rozmawiać. Nie był nudny i płytki. Zdążyła też zrozumieć, że tym co ją przyciągało było to, że oboje nosili w sobie jakiś smutek i pragnienie bliskości.
Kolejna nowość, do której Sameen dała się przekonać: czasami zostawała u niego na noc. Tak jak teraz. Przebudziła się jak zwykle zbyt wcześnie. Spojrzała na Camerona, który jeszcze sobie cicho pochrapywał. Powoli wstała z łóżka, skorzystała z toalety, a później rozgościła się w jego kuchni częstując się jabłkiem. Zjadła podziwiając widok i dochodząc do wniosku, że Cam zdecydowanie upatrzył sobie najlepszą w mieście chatkę. Nikt nie miał takiego widoku jak on. Po jakimś czasie do niego wróciła i niby niechcący go szturchnęła, żeby się przebudził. Nie chciała wychodzić bez słowa, skoro obiecywała, że zostanie do rana. Nie lubiła łamać obietnic. -Wiesz, że w końcu będziesz musiał mi pomóc kupić jakąś łódź. - Zaczęła z uśmiechem i wyprostowała nogi. Nigdy nie dotarli do momentu nawet wybierania łodzi, bo zawsze ich spotkania kończyły się właśnie tak. Nie, żeby narzekała. -No i przyda mi się też instruktor, a słyszałam ploty, że jesteś najlepszy w branży. - Ułożyła mu dłoń na policzku. -Czy żeglarstwo, a posiadanie łódki to dwie różne sprawy? - Zapytała naprawdę nie mając o tym zielonego pojęcia.
Plusem było to, że przy nim nie musiała być wszechwiedząca. Tak samo jak nie musiała się wstydzić swoich blizn na ciele. Powiedziała mu, że to paskudne pamiątki z dzieciństwa i młodości, ale nie zagłębiała się. Przecież mu nie powie, że to wszystko związane z jej zawodem. Na temat tego też musiała skłamać. Nie chwaliła się na prawo i lewo swoją profesją.

Cameron Winfield
bosman, okazjonalnie skipper/instruktor żeglarstwa — port, Sapphire River
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Na pierwszy rzut oka szczęśliwy człowiek. Szarmancki, czarujący, zabawny, chętny do pomocy w porcie i otwarty na rozrywki, jakie przynosi mu życie. Pozornie. Dopiero powoli przeszedł etap załamania i gniewu po śmierci żony i lasuje się gdzieś na etapie godzenia się z rzeczywistością.
Cameron & Sameen
#2


Był graczem. Potwierdziliby to wszyscy jego szkolni znajomi. Z łatwością skupiał uwagę kobiet i utrzymywał ją z nawet jeszcze większą skutecznością. Nie grał jednak na emocjach, pozostawał zawsze szczery w relacjach z kobietami, zwykle to one grały nim, a on te grę podtrzymywał – lojalnością, wiernością, zniewalającym czasem. Był dla nich dobry, za dobry, tak dobry, że żadna nie chciała go zostawiać samego. Były jak pies ogrodnika, rwało ich do innych, ale on… zawsze zmiękczał ich serce i zawsze wracały, aż w końcu wpadali w impas i był taki moment, w którym nie mogły już wrócić. Bo straciły jego zaufanie, bo Cameron raz już wyrwany spod czyjejś manipulacji, szybko odnajdował szczęście, w kim innym, a obok zawsze znajdował się ktoś chętny, komu mógł oddać siebie. Zauroczenie było proste, związki zawsze przychodziły mu naturalnie, tak naprawdę od piętnastego roku życia nie pamięta, żeby kiedykolwiek był sam.
Dlatego kiedy w niekrótkim czasie po śmierci jego żony, obok niego pojawiła się ona - zabójcza (nie wiedział nawet jak bardzo) blondynka, o przenikliwym spojrzeniu, tak bardzo podobnym do spojrzenia Lorrie, nie wahał się. To była prosta sytuacja. Po żałobie przyszedł czas na odreagowanie, a emocje, jakie żywił do nieznajomej nie były trudne, jak niektóre skomplikowane więzy o większej złożoności, jak relacje z siostrą zmarłej żony.
Przy niej uruchomił stare instynkty, nie wiedząc nawet z jaką łatwością przyjdzie mu to zrobić. Potrzebowała go tak samo, jak potrzebował jej on. Potrzebowali się oboje, a fakt, że żadne z nich nigdy nie definiowało tej znajomości, był wygodny dla ich obu.
Nie byli w związku, ale nie byli też osobno. Niejednokrotnie budzili się obok siebie, jak dziś. Nie jeden raz budził go jej oddech na jego ustach. Znała już ich smak, jak i on znał smak jej warg i ulubionej kawy, jaką piła o poranku, przez szyby w kawalerskiej chatce podziwiając horyzont za oknem.
Uchylił nieśpiesznie powieki, już wcześniej wyczuwając zapach jej szamponu, który u niego zostawiła i swojego żelu pod prysznic, kiedy minęła łóżko, ale trwał jeszcze w ostatnich chwilach rozleniwienia. Dopiero trącony ramieniem, rozbudzil się rozciągając usta w rozbawieniu, bo wcale nie wierzył, że zrobiła to przypadkowo.
Wychylił się ledwie co w bok, ponad jej udami sięgając po kubek z kawą. Odebrał jej go spomiędzy palców, otaczając męską, znacznie większą dłonią, tę damską, drobniejszą, których talentów nie był świadomy. Odłożył naczynie na szafkę nocną, a sam zdecydowanym ruchem ściągnął ją ramieniem do jego poziomu, utrzymując ciasno przy sobie, pomimo parnego powietrza.
Kiedyś — przyznał, ściągając dłoń ze swojego policzka i muskając jej wnętrze.
Nie za szybko — mruknął zagadkowo, a pomyślał: Dopóki masz powód, żeby tu przychodzić . Kiedy jednak poruszyła temat żagli, męskie ego nie pozwoliło mu odmówić sobie szansy na podzielenie się wiedzą. Nie rwał się do tego desperacko, ale uwalniając ją z uścisku, przechylił głowę w jej kierunku, dzieląc uwagę między nią, a poruszony temat. Przebiegł spojrzeniem po jej smukłym ciele, naznaczonym kilkoma cienkimi niteczkami blizn, chowających się częściowo pod materiałem jego koszulki.
Tak — odpowiedział, bo doglądanie łódki, konserwowanie i wodowanie jej, czy zepewnienie miejsca w porcie, znacząco różniło się od rekreacyjnego pływania. Ale mówił też tak, na krzywizny jej ciała, na jakie natykał się teraz spojrzeniem, dłonią wodząc akurat po niewielkiej bruździe na jej udzie.
Jestem wymagającym instruktorem i mam kilka niepodważalnych warunków zatrudnienia.
Wrócił spojrzeniem do jej oczu i uśmiechnął się kątem ust, dość wymownie, żeby mogła zgadywać naturę tych warunków. Nie musiał do tego używać słownej prowokacji. Ta mogła skończyć się tak, jak zaczął się wczoraj wspólny wieczór, a Cameron, wbrew pozorom, już był spóźniony do pracy, co skrupulatnie ignorował, bo praca w jej towarzystwie była ostatnim, co zajmowało mu głowę.
Własna łódź wymaga znacznie większego dopieszczenia.
Dłoń w finiszu zdania powędrowała do zwieńczenia jej ud, gdzie zatrzymała się na chwilę prowokacyjnie, ale ledwie musnął ją opuszkami palców nim w końcu podniósł się do pozycji siedzącej.
Potrzebujesz większego doświadczenia. Co powiesz na test twoich umiejętności na “Yellow Bird” jutro popołudniu?

Sameen Galanis
powitalny kokos
Cam
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen była zaskoczona tym z jaką łatwością przyzwyczaiła się do nocowania u Camerona. Jasne, pierwsza noc była ciężka. Nie wiedziała co do końca ze sobą zrobić. Nie wiedziała czy może sobie spacerować po jego chatce. Nie miała pragnienia żeby u niego myszkować i zaglądać mu po szafkach czy szufladach. Samo spacerowanie jej wystarczało. Z czasem jednak okazało się, że zasypianie w jego ramionach było jeszcze przyjemniejsze. Tak dawno nie czuła się tak bezpiecznie w męskich objęciach. Z czasem zaczynała mu ufać coraz bardziej aż w końcu poczuła się tak swobodnie, że rzeczywiście zaczęła zostawiać u niego swoje rzeczy. Pierdoły tak niewinne jak szampon do włosów czy szczoteczka do zębów. Dodatkowo uwielbiała fakt, że nie musieli niczego definiować i nazywać. Sypiali ze sobą, nie było rano jakiegoś zażenowania, że Sameen nadużyła gościnności. Nie robili sobie o nic pretensji. Był to dla niej spory krok, naprawdę wielka zmiana, bo dotychczas nie była fanką jakichkolwiek zobowiązań. Nawet takich, które zobowiązań nie miały ale zakładały jakieś regularne widywanie się. Tyle czasu zmarnowała nie wiedząc, że mogła żyć w takiej relacji.
Pierwszy raz w życiu nie była przerażona tym jak ktoś ją niespodziewanie dotykał. Zawsze paraliżował ja strach i wspomnienia tego co jej robiono. Z nim było inaczej. Pozwolila mu na to, żeby przyciągnął ją do siebie. Wręcz się w niego wtuliła i objęła noga, żeby zmniejszyć dystans między ich ciałami.
Uśmiechnęła się przygryzajac wargę. -Myślę, że mogłabym z tym żyć.- Mruknęła wtulajac twarz w jego szyję, która delikatnie zaczęła muskać. -Tyle wytrzymałam bez łódki.- Dodała. Byłaby w stanie odwlekać w czasie kupno łodzi, gdyby miała pewność, że pomoże jej to w zachowaniu tego co miała z nim. Najwyżej jak kupi łódź to będzie udawać naprawdę słabo pojętna uczennice, żeby mógł ją uczyć dłużej.
Miał tak kojący głos, że walczyła z pokusa, żeby nie poprosić go o czytanie na glos jej raportów, żeby mogła robić korekty. Delektowała się brzmieniem jego głosu. Dłoń trzymała na jego boku co jakiś czas rysując wzorki na jego skórze i obserwując leniwie jak mięśnie jego ciała delikatnie drżą, za każdym razem gdy zbliżała się do części wrażliwej na łaskotki.
-Dobrze się składa, bo jestem naprawdę ogromną fanką wyzwań.- Uśmiechnęła się pod nosem. -Zrobię więc dosłownie wszystko, żeby spełnić twoje warunki.- Jak już poznała jego. Jego smak i dotyk, nie chciała innego nauczyciela. W końcu nie bez powodu to właśnie on zwrócił jej uwagę. Wybrała jego i chciała żeby tak zostało.
Opadła na plecy z lekkim uśmiechem na twarzy. Za to go uwielbiała. Jak się nią bawił, jak drażnił ja w sposób, który nie był irytujący tylko pociągający. Żałowała, że wcześniej odmawiała sobie takich uciech związanych ze spędzaniem czasu z drugą osobą. Miała jednak świadomość tego, że zapewne nikt inny nie był taki jak Cam.
-Brzmi jak plan idealny. Ty, ja, łódź.- Czego chcieć więcej? Obróciła się na brzuch, żeby móc na niego spojrzeć. -Będziesz ubrany tylko w czapkę kapitana?- Zażartowała chociaż absolutnie nie miałaby nic przeciwko temu, żeby właśnie w takim stroju zaprezentował jej się na łodzi. Podciągnęła się do góry i nachyliła w stronę jego ucha. Złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. -Powinnam coś przynieść poza strojem kąpielowym? Notatnik? Dobry humor?- Zapytała szeptem, a każde zdanie przeplatane było pocałunkami, które delikatnie składała na jego żuchwie i w okolicach ucha.

Cameron Winfield
ODPOWIEDZ