detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.
sześć
.

[akapit]

Będzie coś jeszcze?

[akapit]

To wszystko.

[akapit]

Sto siedemnaście dolarów i dwadzieścia pięć centów.

[akapit]

A w bonusie ten zmartwiony, zakłopotany wyraz twarzy. I ani odrobiny zwyczajowej pogawędki o pogodzie, którą pani Amelia odbywała zawsze, niezależnie od pory dnia i roku z każdym klientem jej niewielkiego sklepu spożywczego.

[akapit]

Szkło zadzwoniło dźwięcznie, kiedy podniósł plastikową reklamówkę wypełnioną po brzegi.

[akapit]

Chyba znowu będzie padać — zagadnął z litości.

[akapit]

Przyjęła to z wyrazem ulgi.

[akapit]

Chyba tak. W tych czasach człowiek już nic nie wie, kiedy pogoda ima się zmian. Ongiś trzeszczało w stawach i łupało w kręgosłupie, a teraz? Ino te burze i burze. Połowa miasta zalana. A pan, panie Schafer, nie mieszka to na mokradłach czasem? Tam teraz najgorsza niepogoda! I krokodyle powyłaziły, i nie wiadomo co jeszcze. Skaranie boskie. Boskie, panie Schafer!

[akapit]

Ciężar siatki odciskał mu na dłoniach ślady w miejscach, w których ją trzymał. To było wręcz przyjemne uczucie.

[akapit]

Ano, mieszkam. Będę jechać zanim znowu zaleje ulicę dojazdową. Do widzenia.

[akapit]

Wyraz zatroskania powrócił w grymasie wygiętych ust na twarzy starszej kobiety. Smętnym wzrokiem oceniła jeszcze raz ilość alkoholu wyniesioną ze sklepu przez młodego człowieka i ze zrezygnowaniem pokręciła głową. Służba prawa nie zmierzała według niej, emerytki, w dobrym kierunku. Człowiek z rzadka czuł się już bezpiecznie.

[akapit]

Hunter za to przeklinał całą drogę do domu, co i rusz niemal grzęznąc w bagnistej ścieżce. Wybrał skrót, bo nie chciało mu się jechać na około główną ulicą i teraz miał za swoje. Dobrze na szczęście ocenił stan wysokości wód - droga była przejezdna, tylko cholernie niebezpieczna. W dodatku auto będzie wyglądało jak błotny potwór, kiedy już znajdzie się na miejscu. Trudno, pomyślał, wychylając się do przodu i wyglądając przez przednią szybę na niebo. Deszcz umyje. Zatrzymał się z piskiem wytartych hamulców tuż przed murowanym ogrodzeniem, wyszedł energicznie z pojazdu i zatrzasnął drzwi pojazdu. Miał ciężki dzień na komendzie i jednego wkurwionego przełożonego za sobą. Jako, że jutro miał wolne planował chociaż skorzystać z wieczoru i uchlać się jak świnia, a potem zasnąć i mieć wszystko głęboko w dupie. Taki był plan, chociaż był boleśnie świadom tego, że nie mieszka chwilowo sam i że współlokatorka może pomieszać mu perfekcyjne plany.

[akapit]

Miał nadzieję, że siedziała w domu tak, jak to ustalili. Albo raczej tak, jak on jej rozkazał kilka dni temu, kiedy przyjął ją pod swój dach. Od tamtego dnia nic nie było już w życiu Huntera normalne, a przecież tak stosunkowo niewiele się zmieniło. Wszedł do domu i nie zdejmując butów przeszedł do kuchni, gdzie odłożył głośno zakupy na blat.

[akapit]

Hej, ty — rzucił w głąb domu, i nie odwracając się w tamtym kierunku zaczął rozpakowywać zdobycze. Rum, wódka, energetyki. — Jesteś głodna? Dzisiaj na obiad oferuję Kapitana Morgana, czysta albo z dodatkiem niczego.

[akapit]

Miał, kurwa, nadzieję, że Corrine nie zrobiła niczego głupiego, kiedy go nie było.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty

Zamknięta w klatce wspomnień, odcięta od marzeń.
W aspekcie bardziej realistycznym – zamknięta w czterech ścianach domu, odcięta od świata. Właśnie tak jawiła się jej najbliższa przyszłość, właśnie tak spędziła ostatnie dni, poniekąd czując oczywiście wdzięczność za ratunek, za miejsce do schronienia i za poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej zaś kompletnie wariując i czując się niczym w złotej klatce, chociaż istotnie wiodąc jeszcze swoje poprzednie życie także była trzyma niczym pod kloszem, nie mogąc tak naprawdę cieszyć się swoim życiem i nie mając żadnej prywatności. Była niczym czyjaś własność – potem spędziła kilka dni w hotelu, gdy po odebraniu komuś życia musiała na nowo odnaleźć spokój, a przynajmniej spróbować. Ciągle w zamknięciu, ciągle z daleka od bliskich i od ludzi, a teraz jedyną osobą, która mogła dotrzymać jej towarzystwa był właśnie Hunter. Corrine jednak zaskakująco szybko odnalazła się w nowej codzienności, nie starając się jednak nazbyt przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, bowiem było to oczywiście wyłącznie rozwiązaniem tymczasowym i tak naprawdę jedynie czekała na to, aż detektyw ją stąd wyrzuci – kiedy znajdzie inne rozwiązanie, kiedy być może będzie miał z tego powodu problemy, kiedy będzie miał jej dość. Co dziwne jednak, potrafili utrzymać dystans, znajdując się nieustannie na małej przestrzeni i pod jednym dachem… zachowywali się tak, jakby w owym barze nic się nie wydarzyło. Poniekąd to właśnie czuła, że powinna się odseparować, bowiem Hunter stanowił mieszankę wybuchową, która mogła jeszcze bardziej jej zaszkodzić – chociaż bez wątpienia byłaby to najprzyjemniejsza szkoda jakiej mogłaby doświadczyć. Ale czy warto było kusić dla los dla chwili zapomnienia? Czy w ogóle mogła i powinna zapomnieć o tym jak potraktował jej siostrę? Jak ją zranił? Nie bez powodu uważała go za dupka i mimo tego, iż cholernie ją pociągał – nie mogła wymazać z pamięci pewnych rzeczy. A jednak – wystarczyło jedno spojrzenie, jeden dotyk, jeden pocałunek; by nagle wszystko to zeszło na dalszy plan, bo właśnie taki miał na nią wpływ. I mógł przypuszczać, że gdy powie jej co ma robić, to bez problemu go posłucha, ale być może znał Corrine na tyle, by wiedzieć, że zazwyczaj kroczyła własnym ścieżkami. Oczywiście nie bagatelizowała ryzyka, które czyhało na każdym kroku, ale gdy kolejny dzień spędzała w zamknięciu i odizolowaniu, po prostu zapragnęła nieco ruchu i powietrza – właśnie dlatego zdecydowała się na ten lekko szaleńcy krok i poszła… pobiegać. Ubrana w wygodny dres i nieco jednak niepewna okolicy oraz czyhających tutaj zagrożeń, opuściła dom i ruszyła pobliską ścieżką przed siebie. Pogoda wskazywała na deszcz, ale miała nadzieję, iż zdąży przed nim – zatracona całkowicie w wysiłku i własnych myślach, oprzytomniała dopiero wówczas, gdy poczuła pierwsze krople na swoim ciele. Zaczynało padać. Czym prędzej zawróciła więc do domu, mając nadzieję, że nie straciła poczucia czasu na tyle, by Hunter zdążył wrócić przed nią. Pogoda jednak nieźle sobie z niej zadrwiła – była przemoczona i co więcej, konkretnie brudna od błota, bo tutejsze okolice nie opiewały w asfalt. Wpadła do domu, nawet nie zauważając na podjeździe jego samochodu. – Cholera – zaklęła pod nosem, zsuwając szybko z nóg przemoczone i brudne buty, z twarzy zaś odgarniając kosmyki mokrych włosów. Przemoczone zaś ubranie przylgnęło do jej ciała jeszcze bardziej, więc marzyła jedynie o prysznicu. Nagle jednak usłyszała męski głos, a mianowicie wspomnienie o alkoholu, który mógł właśnie zaserwować, przez co zastygła w bezruchu, przeklinając w duchu własną głupotę, która objawiła się tym, że nieumyślnie zamknęła drzwi głośniej niż powinna. Bo jeszcze miała szansę przemknąć niezauważenie do łazienki, ale wtem właśnie mężczyzna wyjrzał z kuchni i napotkała jego spojrzenie. – Hej… - zaczęła, zaczesując za ucho kilka pasm włosów, które niesfornie wysunęły się z kucyka – Byłam pobiegać… złapał mnie deszcz… - wyjaśniła, chociaż akurat to było chyba oczywista samo przez się. Należało bardziej dodać – tak wiem, jestem głupia, powinnam siedzieć na dupie w domu. A z całą pewnością nie wiedziała jeszcze, że miał on ciężki dzień na komendzie, co istotnie nie pomagało jej w tej sytuacji, gdy istotnie nagięła ich niepisaną umowę. – Nikt mnie nie widział.
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Przepowiednia kobiety ze sklepu spełniła się bezbłędnie. Hunter zdążył ledwo rozpakować połowę swoich cennych zakupów, a pierwsze wielkie krople zaczęły ciężko uderzać o brudną szybę. Nie musiał czekać długo, ich następstwem była przybierająca na sile ulewa. Przelotnie przeszło mu przez myśl, że piwnica znowu będzie zalana. No i pasowałoby zrobić coś z tym grzybem, który zaczął tam rosnąć na ścianie przez nieustającą wilgoć…

[akapit]

Był gdzieś mniej więcej w połowie między zastanawianiem się, czy odpowie mu tylko cisza a podejrzeniem, że coś jest nie w porządku, kiedy usłyszał trzask wejściowych drzwi. Ciężkim krokiem przemierzył kuchnię, bo wiedział że to, co tam zobaczy wcale mu się nie spodoba. Złość krążyła nad nim dzisiaj jak chmura burzowa, doskonale widoczna w jego napiętych ruchach jak i grymasie na twarzy. Pomylił się jednak: to, co zobaczył początkowo bardzo mu się spodobało. Zatrzymał się w pół ruchu, oparty na framudze drzwi prowadzących do kuchni i otaksował Corrine znaczącym spojrzeniem. Przez chwilę zwierzęce, męskie instynkty wzięły górę nad wszelkim logicznym rozumowaniem.

[akapit]

Dwa do dwóch dodał dopiero kiedy nacieszył oczy widokiem mokrego, sportowego stroju starannie przylegającego do ciała swojej tymczasowej współlokatorki. Trwało to zbyt długo, żeby nie zauważyć, ale w gruncie rzeczy wcale nie zależało mu na dyskrecji. Owszem, obłapiał ją wzrokiem. Ale przynajmniej nie łapami, prawda?

[akapit]

To byłaby najgorsza linia obrony przed policją i dobrze o tym wiedział.

[akapit]

Pobiegać — powtórzył w końcu po niej w ciszy, która przedłużała się powoli w nieskończoność.

[akapit]

Stali w ciasnej przestrzeni wejściowej ciasno spleceni ciszą, którą jedyne wzmacniał jednostajny szum narastającej za oknami ulewy. Corrine była zupełnie przemoczona i Hunter pomyślał mimochodem, że musiało być jej cholernie zimno. Koszt wynajmu tego paskudnego domku był wygodnie niski, ale ogrzewanie czasami siadało na całej linii. Niemal zdołał wyczuć, jak ciepłe ciało kobiety paruje w niewielkiej przestrzeni. Czuł zapach wilgoci, deszczu i lasu.

[akapit]

Chcesz powiedzieć, że ci się wydaje, że nikt cię nie widział — wycedził w końcu detektyw przez zaciśnięte zęby. Jakkolwiek seksowny ten obrazek by nie był, to po prostu trafiło na zły dzień. Może szukał zaczepki, żeby na czymś - na kimś - wyładować swój gniew. — Cholera, Beresford, wydawało mi się że o tym rozmawialiśmy. Jakieś pięć tysięcy razy.

[akapit]

Nie obchodziło go w gruncie rzeczy to, jak trudne musiało być dla niej zamknięcie w tej ciasnej przestrzeni małego, rozpadającego się domku. W dupie to miał. Był zdania, że lepszy mały domek niż, kurwa, ciasna trumna trzy metry pod ziemią. Złość pulsowała mu w żyłach i krążyła po ciele razem z krwią, kiedy stał tak i wpatrywał się w nią bez kolejnego słowa. Czuł, jak mocno zaciśnięte ma palce na framudze drzwi, o którą się opierał. Ta kobieta doprowadzała go do szału - nic nowego, robiła to od zawsze odkąd się znali - ale za każdym razem zapominał, jak bardzo potrafiła mu podnieść ciśnienie. Miał ochotę wypomnieć jej bezlitośnie, jak musieli uciekać przed dwójką kryminalistów tamtego dnia, jak wiele właściwie tu dla niej poświęcał i jak wiele mógł przez nią stracić. Zamiast tego ograniczył się tylko do tego:

[akapit]

Muszę się napić.

[akapit]

Odwrócił się i wszedł ponownie do kuchni, tępo wsłuchując się w odgłos deszczu. Trochę nieświadomie nasłuchiwał też wszystkiego innego. Czy ktoś właśnie nie zatrzymuje się na żwirze przed domem? Czy ktoś jej nie śledził? Czy nie słyszy przyciszonych głosów pod oknem, które planują, jak dostać się do środka i zabić ich wszystkich?

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Nigdy nie zastanawiała się nad tym czy ulewa danego dnia spowoduje jakieś zniszczenia w jej domu: czy w tym, w którym się wychowywała, czy w tym, w którym mieszkała z poprzednim partnerem. To zawsze były miejsca oscylujące w znacznie lepsze warunki – więc tak, miejsce zamieszkania Huntera zdecydowanie mocno ją zadziwiło. I zadziwiało niemal każdego dnia, odkąd pomieszkiwała u niego kątem, a właściwie odkąd się u niego ukrywała. Nie oznaczało to jednak, że miała na co narzekać, jedynym pytaniem w jej głowie było to: dlaczego właściwie zdecydował się na takie miejsce? Wydawało jej się, iż było go stać na coś lepszego – ale może tak właśnie wolał? Na uboczu, z dala od wszystkich? W tej konkretnej chwili zdecydowanie było jej to na rękę i wręcz była wdzięczna za to, że nie jest to głośne i zaludnione centrum miasteczka. Wbrew pozorom tutaj wszystko było prostsze, a na pewno prościej było się ukryć. Gdy jednak weszła taka przemoczona do domu, pozbywając się mokrych i zabrudzonych butów – szczerze zatęskniła za asfaltowymi drogami, na których takie ekscesy nie miały miejsca. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Najgorszym i tak było to, iż była cała przemoczona i istotnie była jej cholernie zimno, chociaż przeszył ją pewien dreszcz, gdy napotkała spojrzenie męskich oczu – wyraźnie niezadowolone, ale i gorące na tyle, że na moment w nim utonęła. Cisza, która pomiędzy zapadła mogła zwiastować burzę, ale póki co Corrine wolała jednak nie mówić już nic, zapewne czekając na jego reakcję. Co więcej nawet nie ukrywał tego, jak pożerał ją wzrokiem i to zdecydowanie jej się podobało, chociaż nie czuła się zbyt komfortowo w tak przemoczonym wydaniu. Kiwnęła nieznacznie głową, gdy z wyraźnym przekąsem powtórzył po niej to jedno słowo i przestąpiła jakieś dwa kroki do przodu, pragnąc się poruszyć, by nie zamarznąć. – Tak, pobiegać. Nie potrafię siedzieć w zamknięciu dwadzieścia cztery godziny na dobę… nikt nie potrafi – mruknęła i przewróciła delikatnie oczami pod wpływem jego słów – Nie, nie wydaje mi się. Mógł mnie tu zauważyć co najwyżej jakiś krokodyl, ale na szczęście żaden nie postanowił mnie po drodze zjeść – stwierdziła z przekąsem, mimo wszystko jednak starając się panować nad sobą i słowami, które wypadały z jej ust. Hunter bardzo jej pomógł i nadal pomagał, chociaż tak naprawdę nie musiał tego robić i sam dużo ryzykował – a ona ewidentnie naruszyła ich małą umowę. Ale czasem po prostu nie da się inaczej – była niczym dzikie zwierze zamknięte w klatce. I była gotowa na atak z jego strony, ale… ten nie nadszedł. Gdy stwierdził, że musi się napić, niespiesznie powędrowała w stronę kuchni i przystanęła w progu, obserwując jak przygotowywał sobie coś mocniejszego do picia. Objęła się nieświadomie rękami, bo przeszył ją tym razem zimny dreszcz. – Chyba wysiadło ogrzewanie… jest strasznie zimno. Muszę wziąć prysznic i się przebrać – odezwała się w końcu, nie spuszczając z niego wzroku. Zlustrowała jednak spojrzeniem również jego zakupy – a właściwie liczne butelki z alkoholem, który nawet wprawiły ją w lekkie rozbawienie, ale potem znowu napotkała męski wzrok, który spoczął na jej osobie i poczuła, że coś jest nie tak. – Wszystko okej? Zwracasz się do mnie po nazwisku zawsze gdy jesteś zły albo gdy próbujesz zachować dystans między nami… jesteśmy tutaj sami… więc obstawiam, że to jednak to pierwsze – uniosła pytająco brew, sięgając dłonią do swoich włosów, które rozpuściła – po to, by mokre pasma opadły na jej ramiona i plecy, tworząc skręconą plątaninę – Wiem wiem… nie powinnam wychodzić. Ale to było silniejsze ode mnie… - westchnęła, mimo wszystko chyba pozwalając na to, by w jej głosie dosłyszalna była lekka skrucha. Nie chciała, by Hunter miał przez nią kłopoty, ale z drugiej strony miała też niełatwy charakterek i chyba doskonale o tym wiedział. Lubiła także pakować się w kłopoty, a właściwie była niczym chodzące kłopoty, które on ściągnął sobie na głowę. Już miała na niego przenieść swoje niepewne spojrzenie, gdy nagle ciszę przeszył przerażający trzask, na który niemal krzyknęła – ale zdusiła ten głos w sobie, jedynie gwałtownie reagując i niemal wpadaj do kuchni. Jednocześnie odwróciła się, by spojrzeć za siebie, tak jakby to tam było to zagrożenie, ale… najwyraźniej tylko gdzieś złamała się gałąź. Serce biło jej jednak jak oszalałe, gdy odwróciła się znowu w stronę Huntera z pełnym przerażaniem wymalowanym na twarzy. Może jednak nie powinna bagatelizować zagrożenia…
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
detektyw — Lorne Bay Police Station
37 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Są takie chwile, w których paraliżuje strach i w których nie masz już nadziei, że przyszłość cokolwiek zmieni.

[akapit]

Alkohol powoli wypełniał szklankę. Hipnotycznie wpatrywał się w gęsty, rudawy płyn, aż w końcu zorientował się, że wypełnił prawie całą swoją szklankę. Tępo i automatycznie odłożył butelkę na blat i wyglądnął za okno. Szara ściana deszczu drastycznie ograniczała widoczność. Nie dostrzegł nawet trzeciego krzaczka przy murku otaczającym dom. Jaka była szansa, że ktoś w takim deszczu się tutaj zakrada? Pewnie minimalna. Hunter bardzo się starał opanować swoje paranoidalne przyzwyczajenia, których nabawił się przez lata pracowania w policji. Widział naprawdę dużo okropnych rzeczy. Napatrzył się za trzech: na zwłoki, na pobite ciała, na skórę podbiegłą krwią. To zostawiało niezmywalny ślad w człowieku, a odporność Huntera nigdy nie została tym wszystkim zahartowana.

[akapit]

Nienawidził burzy. Bał się ciemności i samotności, którą ze sobą przynosiła i którymi wypełniała jego głowę.

[akapit]

Odwrócił się gwałtownie w kierunku, z którego dotarł do niego głos Corrine i natychmiast wrócił na ziemię. Do tu i teraz, do dosyć chujowej sytuacji, w której się znalazł. I nie chodziło nawet o to, że ostatnich kilka dni było przybijających. To wszystko rozciąga się na znacznie szerszej płaszczyźnie rzeczywistości. Mężczyzna zmrużył oczy i zanim zdecydował się zabrać głos, upił potężny łyk ze szklanki. Nie było to najlepszą decyzją, alkohol zostawiał ostry smak na języku i w gardle, rozlewał się niczym płynny żar w żołądku. Mogło to wyglądać jak wyraz wściekłości. Bo owszem, był przecież zły.

[akapit]

Powiedz mi Corrine, uważasz, że to dobra pora na żarty? Kiedy twój kochaś został zamordowany przez - jesteśmy tego teraz praktycznie pewni - jego największego konkurenta, a jego poddani węszą wszędzie jak psy, żeby tylko wyszarpać skądś odrobinę informacji na temat całej sprawy? Naprawdę, kurwa, uważasz, że to jest pora, żeby manifestować swoją wolność i niemożność usiedzenia na tyłku przez kilka dni? — wysyczał, a jego słowa ociekały jadem, o który nawet się nie podejrzewał, kiedy pierwotnie otwierał usta. — Miałaś przeczekać w ukryciu, aż sprawa trochę się uciszy — przypomniał zjadliwie, stawiając krok w jej stronę, mocno zaciskał palce na grubym szkle. Dlaczego właściwie był taki wściekły? Czy faktycznie jeszcze o to, że złamała umowę, czy już o coś zupełnie innego. Może o niesprawiedliwe potraktowanie przez przełożonego dzisiaj na komendzie, Może o swojego ojca, którego pogrzeb sam musiał zorganizować i którego miasteczko ochrzciło długoletnim stróżem w imieniu prawa - bohaterem. Może o tą słabość, którą dławił wewnątrz siebie. Może o nieszczęśliwe małżeństwo, może o kolejne nieudane związki, a może o brak ich próbowania. W każdym razie wyżywał się właśnie na jednej osobie, która nie zasługiwała na więcej złego.

[akapit]

Poczuł wyrzuty sumienia, kiedy zapytała, czy wszystko okej.

[akapit]

Wolałby, gdyby nie pytała. Bo wtedy i on nie musiałby czuć się tak chujowo.

[akapit]

Zamrugał kilkakrotnie, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, kilka rzeczy wydarzyło się na raz, wynikiem czego była Beresford niemal wpadająca na niego w kuchni z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Zawahał się na moment, spiął, obserwował miejsce, w które ona przed chwilą wbijała spojrzenie. Szklanka wyślizgnęła mu się z palców. W odczuciu Huntera minęła minuta, podczas której obserwował biernie, jak powoli spada na ziemię, a później roztrzaskuje się na podłodze, rozlewając bursztynowy rum.

[akapit]

Położył natychmiast ciężką rękę na ramieniu Corrine, powstrzymując ją od jakiegokolwiek ruchu. On miał buty na stopach, ona nie.

[akapit]

Nie ruszaj się — burknął, przelotnie tylko patrząc na jej twarz, a później schylił się i zaczął podnosić największe kawałki szkła, które leżały u jej stóp.

Corrine Beresford
ambitny krab
-
była dziennikarka | pisarka — brak stałego miejsca pracy
30 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
była dziennikarka śledcza, obecnie pisarka, która oprócz wydawania książek o tematyce erotycznej, ma tendencję do ciągłego pakowania się w kłopoty
Doceniała fakt, że był tak skupiony i że nigdy nie bagatelizował zagrożenia, które być może jej się jednak zdarzało spychać na drugi plan. Przez to właśnie to ona teraz na głowie miała tak poważne problemy, a nie on – chociaż istotnie ściągnął je również na siebie, gdy tylko przygarnął ją pod swój dach. I chyba to właśnie dlatego czuła się tutaj w pewien sposób tak bezpieczna: właśnie przy nim, bo gwarantował jej opiekę i schronienie, których potrzebowała, chociaż wcale go o to nie prosiła. Niemniej jako jedyny zainteresował się jej losem, a ona może nieco egoistycznie, ale tę pomoc przyjęła, obawiając się ściągnięcia kłopotów na innych. Dlaczego więc zgodziła się na to, by Hunter wdepnął w to samo bagno co ona? Bo już i tak w tym bagnie siedział, przez sam fakt pracy w policji, ale i przez prowadzenie dochodzenia w sprawie śmierci Dantego. Może właśnie dlatego stanowili teraz tak idealny duet – mogli sobie wzajemnie pomóc, chociaż na ten moment Corrine nie dała mu jeszcze nic w zamian za pomoc, a wręcz utrudniała sprawę, pozwalając sobie na pewną samowolkę. I rozumiała, że był zły, bo miał do tego pełne prawo – gdy wychodziła z domu uznała, że przecież nie robi nic aż tak złego, bo kto ją może tutaj zobaczyć? Ale gdy teraz analizowała w głowie jego słowa, dochodziła do wniosku, że miał rację – nawaliła. Zmrużyła jednak oczy w momencie, w którym przez jego głos przemawiała taka złość i sączył wręcz jadem w jej stronę, chociaż nie rozumiała do końca dlaczego. Mimowolnie od razu się spięła, przyjmując bojową postawę, bo jawnie ją atakował, a to nigdy jej się nie podobało. – A czy ja sobie żartuje?! – mruknęła z protestem w głosie, posyłając mu nieco gniewne spojrzenie – Nie masz pojęcia jak się czuje w tej sytuacji, jak to jest tkwić zamknięciu i odizolowaniu od tak dawna! Nie wiesz jak to jest! Więc nie pieprz, że manifestuje swoją wolność, bo ja po prostu potrzebowałam wyjść na chwile z domu, tak po prostu. I wyobraź sobie, że wiem, że powinnam siedzieć w domu i się stąd nie wychylać, właśnie to robiłam od kilku dni. To był tylko jeden cholerny raz, więcej tego nie zrobię – warknęła, nieco podirytowana tym jak ją potraktował – I nie wyładowuj na mnie swoich frustracji – dodała jeszcze, celując w niego palec wskazujący, jednocześnie wytrzymując ciężar jego spojrzenia, gdy zdecydowanie nieco poniosły ich emocje. Nie drgnęła nawet wtedy, gdy zrobił krok w jej stronę. Nie rozumiała czemu ją nagle tak traktował, czemu był zły, sfrustrowany i czemu wyładowywał te negatywne emocje właśnie na niej – chociaż odpowiedź wydawała się prosta: jako jedyna była właśnie pod ręką. – Przepraszam, okej? Wiem, że nawaliłam, nie bagatelizuje Twojej pomocy jeżeli o to Ci chodzi. Wiem, że dając mi schronienie dużo ryzykujesz, więcej nie wyjdę – westchnęła, nijak nie zamierzając jednak odpuszczać, bo poczuła się urażona tym jak ją zaatakował – chociaż kompletnie nie rozumiał jej położenia, jej uczuć: jej strachu i niepewność i tego jak cholernie dusiła się w domu. Nie tylko tu i teraz, jak dusiła się w domu będąc jeszcze z Dante, jak dusiła się w hotelowym pokoju przez kilka dni. Wszędzie się dusiła i po prostu potrzebowała odrobiny oddechu – jednej, małej odmiany, by nie zwariować. Ale nawet to okazywało się być złe i niewłaściwie. Jednak nim zdążyła dodać coś więcej i nim on zdążył zareagować, wydarzyło się coś, co niemal popchnęło ją w jego stronę. Znowu poczuła paraliżujący strach. Najpierw przez odgłos łamiącej się gałęzi, potem przez odgłos rozbijającego się na podłodze szkła. – Boże… prawie mi serce stanęło… - mruknęła cicho, spoglądając na to co właśnie podziało się na podłodze, a potem skierowała wzrok na Huntera, gdy położył dłoń na jej ramieniu, przez co znowu poczuła to dziwne ciepło w miejscu, w którym jego palce zetknęły się z jej ciałem. – Pomogę Ci – nie ruszyła się, ale przykucnęła tak jak i on, po czym sięgnęła po odłamki szkła, które leżały tuż obok jej bosych stóp. Prawie się jednym skaleczyła, ale udało się pozbierać w ciszy te największe, które wyrzuciła, gdy tylko stanęła znowu prosto. – Wiecznie sprawiam kłopoty, co? Pewnie żałujesz, że jednak mnie tu ściągnąłeś… jeżeli kiedykolwiek uznasz, że mnie tu nie chcesz, po prostu mi to powiedz. Jak widać nawet powoduje, że niszczysz swoje wyposażenie… - westchnęła, zerkając na niego, a potem znowu na blat, który wskazała ruchem głowy – Mogę się z Tobą napić? Tylko najpierw wzięłabym jednak ten prysznic – zagadnęła ostatecznie, wycofując się już powoli z kuchni, uprzednio omijając ostrożnie pozostałości po rozbitym szkle – oczywiście te drobniejsze kawałeczki, być może nawet niewidoczne gołym okiem. W końcu więc opuściła kuchnie i powędrowała do łazienki, po drodze biorąc sobie jeszcze coś do przebrania, by na miejscu już wziąć ciepły prysznic – nie gorący, bo takowej wody niestety nie było w tym momencie, ale wystarczająco ciepły, by rozgrzał jej zmarznięte ciało. I zmarzniętą duszę – chociaż to akurat nieco słabo się udało, bo nadal siedziało w niej to co zaszło przed momentem. I w tym aspekcie ogrzać mógł ją już tylko Hunter.
Hunter Schafer
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ