Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
#4

Ogień miał w sobie tajemniczego i fascynującego. Płomienie zawsze gromadziły wokół siebie tłum gapiów - mimo świadomości, jak bardzo niebezpieczny i nieokiełznany jest to żywioł. Nie inaczej było i tym razem - strażacy dogaszali ostatnie języki ognia, a tłum przy Opal Moonlane od paru godzin przyglądał się temu procesowi.
Kilkadziesiąt metro dalej od zastępów strażackich stał zaparkowany ambulans. Jeden z zespołów paramedyków kilkadziesiąt minut temu zabrał do szpitala ostatnie ewakuowane osoby. Tego dnia Mia i jej tymczasowy partner również zrobili już parę rundek do szpitala - zostali jednak wezwani na wypadek nieoczekiwanego zwrotu akcji i odnalezienia w zgliszczach kolejnych rannych, którzy wymagałby natychmiastowej pomocy.
Montgomery siedziała na schodkach ambulansu zwróconego tyłem do budynku, a Flynn - żółtodziób, którego tego dnia dostała zaszczytny tytuł niańki, tfu, mentorki przyuczającej go do pracy w karetce - stał parę metrów dalej, bliżej budynku.
To nie był pierwszy raz Mii przy tego typu akcji, ale mimo wszystko ona również nie mogła oderwać wzroku od zgliszczy. Było jeszcze za wcześnie, żeby znać przyczynę pożaru, jednak w starym budownictwie wystarczyła czasami jedna przeskakująca iskra, żeby parę osób straciło dach nad głową czy interes życia. Parę sekund, żeby nieodwracalnie zamienić czyjeś życie w koszmar.
Ze stanu zamyślenia wyrwał ją nagły krzyk Flynna.
- Tam jest jakaś kobieta! - wskazał dłonią na okno znajdujące się na drugim piętrze budynku. Wzrok Montgomery powędrował we wskazane miejsce. Przez moment faktycznie wydawało jej się, że przez ciemny dym widzi biały skrawek materiału. Ktoś machał im na pomoc? Obróciła się w stronę Flynna, który zabierał właśnie swoją torbę i przerzuł ją przez ramię. Spojrzała na niego zszokowana.
- Co Ty robisz, do jasnej cholery?! - krzyknęła na niego i chwyciła za jego torbę. Chłopak jednak zrobił krok w tył i wyswobodził się z jej uścisku.
- Wchodzę tam. Biegnij do strażaków i opisz im dokładnie, gdzie będę - zdębiała słysząc polecenie wydane przez chłopaka. Nie, nie i jeszcze raz, kurwa, nie.
- Nie, nie wchodzisz tam. To wbrew procedurom. To jest nieobliczalny żywioł, a Ty nie jesteś, kurwa, Bogiem! - podbiegła do niego i chwyciła chłopaka za fraki. Ten jednak był od niej znacznie silniejszy i ponownie wyszarpał się uścisku.
- Może i nie jestem Bogiem, ale nie zostawię tej kobiety w potrzebie - odparł i bez chwili namysłu odwrócił się, po czym ruszył w stronę budynku.
- Jasna cholera. Flynn! - krzyknęła i zaczęła biec za chłopakiem. Nie, nie chciała zgrywać bohaterki i wbrew procedurom rzucać się na ratunek zauważonej przez nich kobiecie. Pobiegła za Flynnem licząc na to, że dogoni go zanim ten w geście równie bohaterskiego, jak i idiotycznego czynu, wbiegnie do wygasającego budynku.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Montgomery! Stój! – zawołał kapitan straży przez cały czas kontrolujący sytuację z zewnątrz. Aż złapał się za głowę widząc, jak podopieczni wbiegają do budynku. – Co oni odpierdalają – warknął wściekle i dwoma susami doskoczył do jednego ze strażaków. – Wurth! Biegnij za nimi! Mają kurwa natychmiast wracać! – Czekała ich nagana. Przez kolejne pół roku będą szorować toalety w remizie. Kapitan już to wiedział, ale pomimo złości z niepewnością spoglądał na spalony budynek, którego konstrukcja była teraz jedną wielką zagadką.
Wurth pośpiesznie wbiegł do budynku czując, jak przyduży kask zsuwa się do przodu na oczy. Z pośpiechu wziął nie ten co trzeba i teraz czuł się mało komfortowo, ale jeszcze gorsza była myśl o ryzykujących z remizy ratownikach, za którymi nigdy nie przepadał. Nie czuł więzi z medykami. Flynna nie za bardzo znał, bo był nowy a Montgomery to zołza. Zbyt zadziorna i ostra jak na jego gust.
- Wracajcie! – zawołał, ale młodego już nie było a nogi Montgomery zniknęły na wysokości półpiętra. – Macie przejebane – warknął pod nosem i ruszył za nimi dużymi susami. Czuł się zmęczony, ale praca zawsze dawała mu kopa. Nie ważne, czy miał jeszcze siłę czy nie. Zawsze działał aktywnie w stu procentach.
Na zewnątrz kapitan krzyczał do krótkofalówki, jakby to jakkolwiek mogło pośpieszyć Wurtha wysłanego w pościg za ratownikami. Przy drugiej próbie komunikacji zauważył jak trzech jego ludzi dosłownie wybiega z budynku.
- Co się dzieje?! – zapytał kapitan wiedząc już, że nie usłyszy dobrych wieści.
- Budynek jest niestabilny. Lada moment może się zawalić. – Strażacy ocenili stan konstrukcji na podstawie odgłosów wydobywających się ze ścian.
- Cholera, w środku jeszcze są nasi ludzie.
- Kto?
- Pieprzeni medycy i Wurth. – Kapitan zacisnął szczękę i szybko włączył krótkofalówkę. – Wurth! Budynek zaraz się zawali. Wiejcie stamtąd! - W chwili, gdy cała trójka była już przy kobiecie (co z nią robili, zostawię tobie), z krótkofalówki wydobył się krzyk kapitana. Strażak w panice uniósł głowę do góry, spojrzał na medyków i machną ręką.
- Szybciej! – Wurth miał ochotę przekląć, ale nie było na to czasu. Musieli szybko dostać się na klatkę schodową i jeszcze szybciej zejść na dół. Najlepiej zjechać, ale to akurat było niewykonalne.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że robi totalną głupotę. Że jak, tylko wyjdą z dogasającego budynku, czeka ich zjeba taka, że nie pozbierają się przez kolejne pół roku. I że właściwie to właśnie stawiają na szali swoją dalszą karierę zawodową, bo po takich akcjach zawsze zostaje ślad w papierach. Mia wiedziała to wszystko, ale impulsywnie rzuciła się za niepokornym medykiem, do końca mając nadzieję że odwiedzie go od tej pojebanej samotnej akcji ratowniczej.
Kiedy znalazła się w środku, z marszu zakryła usta i nos kominem, który miała zawieszony na szyi. W środku widziała dogasające zgliszcza i gęstą chmurę dymy. Nigdzie ani śladu Flynna.
- Flynn! Flynn! - krzyczała raz po raz znajdując się już na wysokości pierwszego piętra, ale dym zaczynał dostawać się do jej dróg oddechowych, powodując krztuszenie się i uporczywe pieczenie w gardle. Musiała na chwilę przystanąć, aby skrawkiem odkrytego przedramienia przetrzeć oczy. Z oddali, prawdopodobnie z zewnątrz, słyszała głośne krzyki. Kurwa, pewnie załoga z remizy szykowała się do wejścia do środa. Idiota żółtodziób narażał już nie tylko siebie i ją, ale też z połowę załogi strażackiej. Nagle poczuła silne szarpnięcie za ramię.
- Co ty odpierdalasz, Montgomery? Do reszty cię pojebało? I gdzie ten drugi, kurwa, bohater? - rosły facet zaczął na nią krzyczeć. Od razu poznała Wurtha, za którym nie przepadała - on za nią zresztą też. Zazwyczaj omijali się szerokim łukiem, ale tu - cóż, zdaje się że lada moment nie będzie już przestrzeni na unikanie się.
- Młody zauważył jakąś kobietę na drugim piętrze. Próbowałam go powstrzymać - wyharczała. - Kurwa, Wurth, nie możemy go tu zostawić - dodała, wyszarpując ramię z uścisku. - Zgarnijmy go i spierdalamy - dodała, bo w zasadzie byli już u celu.
Wurth przeknął parę razy pod nosem, po czym ominął Mię (nie omieszkał przy tym szturchnąć ją z bara) i ruszył we wskazanym kierunku.
- Tutaj! - w końcu usłyszeli krzyk Flynna, przy którym faktycznie znajdowała się ranna kobieta. Była przytomna, ale leżące obok niej kule wskazywały, że nie potrafiła samodzielnie się poruszać. Wurth i Flynn podnieśli kobietę, a Mia miała za zadanie wskazać im drogę wyjścia - co nie było wcale łatwym zadaniem biorąc pod uwagę w poważnym stopniu ograniczoną już widoczność. Cała trójka usłyszała nagle szum krótkofalówki, a słowa kapitana zabrzmiały niemal jak wyrok. Wymienili między sobą spojrzenia i nic nie mówiąc, ruszyli się niemal pędem do miejsca, gdzie powinno znajdować się przejście na klatkę schodową. Gdzieniegdzie Mia odnotowywała przebijające się do środka promienie słoneczne, co uznała za dobry znak. Jak się okazało, całkiem bezpodstawnie. Przyspieszyła, słysząc ponaglający krzyk Wurtha.
Wszystko zadziało się bardzo szybko. Kiedy zbiegając po klatce schodowej byli już na wysokości pierwszego piętra, do ich uszu dobiegł przerażający dźwięk. Doskonale wiedzieli, co to oznacza. Zanim zniknęli w kolejnych kłębach dymu, Mia zdążyła jedynie skulić się i schować pod tym, co zostało ze schodów. Następnie słyszała już tylko głuchą ciszę.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Eve! Dzwoni kapitan straży! – Sue Ann, prawa ręka Paxton, zawołała stojąc w głównych drzwiach z telefonem stacjonarnym(!) na długim kablu, jak z filmów lat dziewięćdziesiątych.
- Zapytaj czego chce! – odkrzyknęła tresując psa na specjalnie przygotowanym torze.
- Budynek się zawalił!
W tej chwili Eve nie potrzebowała wiedzieć więcej. Zaczepiła smycz i ruszyła w stronę domu przekazując psa starszej kobiecie, która powiedziała jej wszystkie informacje usłyszane od strażaka.

- Wurth! Słyszysz mnie?! – głos kapitana wydobywający się z krótkofalówki strażaka wydobywał się spomiędzy gruzów. – Zdaj raport! Wurth!
Wydawać się by mogło, że pod wpływem jego głosu osuną się piaszczysty gruz, który wysypał się na twarz Mii.
Wokół panowała cisza. Poza krzykami kapitana nie było nic.
Ciemność, krzyk, duchota, nieznany ciężar na klatce piersiowej i znikoma przestrzeń stanowiąca niewielką powietrzną bańkę.
- Wurth, odezwij się do cholery! – Choć z ust kapitana wydobyło się przekleństwo, w jego głośnie dało się dosłyszeć przejęcie i strach o swych podopiecznych.
Nikt nie odpowiedział. Ciężar na klatce uciskał coraz bardziej albo to tylko iluzja spowodowana nagłym spadkiem adrenaliny.
- Niech się ktoś odezwie!

Widok gruzów po budynku robił wrażenie, acz nie aż takie jak za pierwszym razem, kiedy Eve miała z czymś podobnym do czynienia. Wiedziała, że pod spodem byli ludzie, ale to już nie wywierało na niej takiego wrażenia, jak kiedy pierwszy raz trafiła na front w Afganistanie. Wojny, której nie uważała za swoją, ale nigdy nie sprzeciwiała się rozkazom.
- Paxton, jak dobrze, że jesteś. Nie mam pojęcia, gdzie są. Nikt się nie odzywa. – Kapitan od razu wyrażał swe uczucia w chwili, gdy tylko kobieta z psem pojawiła się w jego zasięgu. – Szli na górę, po jakąś kobietę, ale nie wiem, gdzie byli w chwili zawalenia.
- Kiedy to się wydarzyło? – zapytała konkretnie o zawalenie się, żeby mieć mniej więcej orientację w całej sytuacji.
- Pół godziny temu.
- Ile osób?
- Wiemy tylko o czterech.
Nikt nie miał pewności, ale o Mii, Wurthie, Flynnie oraz jakiejś babcie wiedział każdy. Inni pożliwi poszkodowani byli im nieznani.
- Nie ma co czekać. Szukamy ich. – Bez żadnego kolejnego słowa kucnęła przy Jello (klik) ubranej w specjalne czerwone szelki sugerujące psu poszukiwanie żywego człowieka. Nie stawiała od razu na martwych. Nawet jeśli, to zanim zaczną śmierdzieć śmiercią, minie nieco więcej czasu. Wiedział to i wierzyła, że Jello sobie poradzi.
Kapitan ruszył razem z Paxton czując się częściowo odpowiedzialny za całą sytuację.
- Wurth, jesteś tam? – zapytał desperacko przez krótkofalówkę.
Eve dała się prowadzić przez sunię nie reagując na to, co działo się obok. Uważnie obserwowała psa.

Wśród gruzów wciąż rozlegał się głos kapitana z krótkofalówki. W ciemnościach trudno było określić źródło dźwięku. Znajdowało się ono nieopodal Mii. Krótkofalówka wypadła od ciała Wurtha, które właśnie przygniatało panią medyk. Facet nie żył. Strażak, który został wysłany przez kapitana, żeby ich stamtąd wyprowadzić właśnie leżał na Montgomery przygniatając ją swoim ciałem i zarazem będąc jej tarczą. To on uchronił ją od innych obciążeń, ale w efekcie przygniatał jej chude ciało, a konkretniej klatkę w obrębie której poza ciałem Wurtha nie znajdowało się nic. Gdyby nie on, Mia byłaby wolna (paradoksalnie, bo nadal wśród gruzów w małej przestrzeni, ale jako tako mogłaby się ruszyć). Bez żadnych gruzów lub części budynku. Przygniatało ją jedynie ciało strażaka, którego nogi utknęły pod ciężkimi konstruktami budynku w efekcie czego nie dało się go zrzucić na bok.
Wurth był ciężki i swym ciałem przygniatał Montomery, zaś jego krótkofalówka odpięła się od munduru i poleciała gdzieś dalej.
- Wurth! Idziemy po was! - kapitan nie rezygnował z nikogo, nawet jeśli z zewnątrz sytuacja wyglądała beznadziejnie.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mia miała wrażenie, że... tonie. Krtań, drogi oddechowe i płuca niemal jej płonęły, a na klatce piersiowej czuła ogromny ciężar. Tak ogromny, że myślała że już nigdy nie będzie w stanie zaczerpnąć oddechu. Nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że przygniatało ją sztywne ciało strażaka, zaczęła desperackie próby nabrania powietrza, które jednak kończył się krztuszeniem się wszechobecnym pyłem i dymem. Poruszyła stopami (całymi nogami nie była w stanie), aby upewnić się czy nie straciła czucia w nogach. Następnie odważyła się otworzyć oczy.
- Wurth - szepnęła jedynie czując jak do oczu napływają jej łzy. Była przerażona. Przerażona świadomością, że przez nią i Flynna strażak stracił życie, przerażona przytłaczającym poczuciem beznadziei i samotności. Spróbowała nieco uspokoić oddech. - Flynn? - spytała cicho, ale nie doczekała się odpowiedzi. - Flynn?! - krzyknęła nieco głośniej, ale wciąż nie słyszała odpowiedzi.
...idziemy po was...
Nie wiedziała, czy te słowa były jakąś chorą projekcją umysłu, czy faktycznie usłyszała je gdzieś z oddali. Po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że źródło tego dźwięku znajdowało się gdzieś niedaleko niej. Mrugnęła kilkakrotnie, starając się powstrzymać kolejne łzy, które co prawda nawilżyły jej oczy, ale jednocześnie zaburzały widzenie. Odchyliła głowę starając się namierzyć krótkofalówkę. Udało jej się wyswobodzić jedną rękę, którą na ślepo macała przestrzeń wokół siebie w nadziei, że natknie się dłonią na tę ostatnią deskę ratunku - jak jej się wówczas wydawało.

- Nikt nie odpowiada - stwierdził rezolutnie strażak stojący przy kapitanie.
- Co ty, kurwa, nie powiesz - warknął jego szef, na co jego podwładny nieco się wycofał. Kapitan nieustępliwie mówił do krótkofalówki, próbując dać odrobinę nadziei podwładnym, którzy potencjalnie przeżyli. Ale zakładając, że krotkofalówka wciąż była przy ciałach pomyślał, że w ten sposób pomoże namierzyć je ekipie ratunkowej.

Mii chciało się wyć, ale jednocześnie nie rezygnowała z walki o krótkofalówkę. Leżące na niej ciało Wurtha było zbyt ciężkie, by mogła je samodzielnie z siebie zrzucić. Flynn dalej jej nie odpowiedział, nie wspominając już o kulejącej kobiecie, na ratunek której rzucił się żółtodziób.
- Kurwa! - fuknęła. Brakowało jej dosłownie paru centymentrów, by mogła odpowiedzieć kapitanowi i w niewielkim stopniu podać ich zbliżoną lokalizację. Czuła, że musi chwilę odsapnąć. Odpuściła na chwilę walkę i przymknęła oczy. Nie miała pojęcia jak długo tak leżała, ale z tego stanu wyrwał ją nagle zimny i mokry język, jaki poczuła na swoim policzku.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Paxton nie przepadała za podobnymi zbyt ryzykownymi akcjami. Jej zadaniem było zadbanie o bezpieczeństwo psów a częściowo zawalony budynek stanowił zagrożenie najwyższego stopnia. Z jednej strony miała prawo odmówić. Pracowała na zlecenie, więc albo je wykona albo nie. Wiedziała jednak, że gdyby kazała strażakom spadać, szukać kogoś innego albo radzić sobie w pojedynkę, to ci mieliby do niej żal.
Spora część budynku leżała pod gruzami. Całą resztę strażacy, jak najszybciej starali się zabezpieczyć jeszcze zanim Paxton wraz z dwoma strażakami podjęła się próby wejścia na/pod gruzy.
Eve niepewnie spoglądała na resztę stojącej konstrukcji kierując się z suczką w stronę sporego zawaliska. Psina ubrana w specjalną czerwoną kamizelkę ratunkową i skarpetki chroniące przed skaleczeniem miękkich poduszek w łapkach mocno wciągała powietrze przez nos. Nie szukała konkretnego zapachu. Po prostu człowieka. Czegoś co wyróżniało się wśród piachu i kurzu, od którego Jello zaczęła prychać. Eve to się nie podobało. Zadbanie o suczkę było jej priorytetem, ale obie z Jello były pracoholiczkami, które nigdy nie odpuszczają. Jednak daleko im do lekkomyślności medyków, o których wspominał kapitan.
- Chyba coś mamy – stwierdziła, kiedy Jello zaczęła machać ogonem i patrząc swej pani prosto w oczy szczeknęła. To był znak, po którym suczka mocniej wcisnęła nos w gruzowisko. Od razu doskoczyli do niej strażacy, Eve pociągnęła psa za czerwoną kamizelkę i obserwowała jak mężczyźni odrzucają kawałki gruzu.
- Tu nic nie ma. – Jeden z nich z niepocieszeniem spojrzał na Eve, która puściła suczkę a ta znów wcisnęła nos w powstałą przestrzeń.
- Jello uważa co innego. – Paxton kucnęła zaglądając w niewielki wlot. – Widzicie. W gruzach powstał korytarz.
- Mały. Nie przeciśniemy się.
- Musimy wiedzieć, czy na pewno tam ktoś jest. – Kapitan pojawił się za nimi sugestywnie patrząc na Paxton. Mogli powoli próbować odgruzować większy teren, ale to zajmie sporo czasu, którego byłoby szkoda, jeżeli nie tędy droga.
- Zróbcie miejsce. – Eve podjęła szybką decyzję i ściągnęła plecak przygotowując Jello do czołgania się. Najważniejszym był kask taktyczny zasłaniający oczy przed pyłem i z małą kamerą u czubka (klik). Przywiązała długą linę do kamizelki psa i wydała komendę, po której Jello zaczęła wczołgiwać się do ciasnego korytarza.
Po pewnym czasie lina przestała się przesuwać po dłoniach Paxton, co było znakiem, że albo psiak trafił w ślepy zaułem albo dotarł na miejsce.
- Spróbujmy – rzuciła pod nosem i wyłączyła swoją krótkofalówkę. – Jeżeli ktoś tam jest, proszę się nie bać. Nazywam się Paxton a ta psina to Jello. Jeżeli ktoś mnie słyszy i ma możliwość, przy lewej stronie szyi psa znajduje się krótkofalówka. Proszę ją wziąć. – Cokolwiek działo się pod gruzami Eve wierzyła, że Jello zrobi wszystko, żeby podsunąć poszczególne elementy, po które sięgała dana osoba.
- Teraz czekamy – oświadczyła strażakom czekając aż odezwie się ktoś po drugiej stronie.
Kiedy kapitan usłyszał głos Montgomery od razu wyrwał krótkofalówkę z rąk Eve.
- Montgomery, jak dobrze, że żyjesz. Możesz się ruszać? Co z resztą? Są przy tobie?
Paxton odebrała od niego swoją krótkofalówkę jednocześnie czekając aż pani medyk powie wszystko, o co pytał kapitan.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Jeszcze parę minut temu Mia była przekonana, że dziś umrze. Że nad ich rodziną ciąży jakieś chore fatum, a jej młodszy brat i Poppy stracą kolejną bliską osobę. Dlatego kiedy usłyszała trzask krótkofalówki, a następnie doszły do niej słowa wypowiadane przez jakąś kobietę, miała ochotę wybuchnąć wręcz euforycznym śmiechem. No tak - psy. Nie znała co prawda wielkości szkód, ale konstrukcja budynku widocznie zawaliła się na tyle, że jej koledzy z remizy musieli wzywać psy ratunkowe.
Pogładziła Jello po pyszczku, po czym wolną ręką powoli odpięła krótkofalówkę.
- Jestem. Żyję - wycharczała ledwo słyszalnie, bo podrażnienie gardła od ilości pyłu wzmagało się z każdą minutą. Odchrząknęła, po czym podjęła kolejną próbę. - Tu Montgomery - wydusiła i ponownie parokrotnie kaszlnęła.
Słysząc pytania kapitana, zacisnęła zęby. Chciało jej się wyć, ale wiedziała że to nie był czas na histerię. Musiała być precyzyjna i wydusić z siebie jak najwięcej szczegółów.
- Nie mogę się ruszyć. Przygniata mnie... Leży na mnie ciało Wurtha. Nie ma pulsu - dodała. Kiedy wypowiedziała te słowa, po drugiej stronie zapadła chwilowa cisza. W jego przypadku nie było już nawet cienia nadziei, że ta historia mogłaby skończyć się dobrze. - Flynn nie odpowiada. Biegł tuż za mną. Byliśmy na wysokości pierwszego piętra, ja schowałam się pod schodami. Była też z nami kobieta, poruszała się o kulach. Jej też nie widzę, nie odzywa się - mówiła w dalszym ciągu walczyć z samą sobą, by nie wybuchnąć płaczem. Uważała siebie za twardą babkę, ale sytuacja, ogrom strat i potencjalna utrata życia przez aż trzy osoby, zaczynały ją przytłaczać. Podając jak najwięcej szczegółów chciała zachować resztki profesjonalizmu, mimo że wiedziała że i tak już zjebała na całej linii.

Na zewnątrz zapadła cisza, kiedy kapitan i reszta jego drużyny usłyszała informację o śmierci Wurtha.
- Ja pierdolę - rzucił cicho kapitan, przekazując krótkofalówkę Paxton. - Chłopaki, szykujcie się. Skupiamy się na tym terenie. Robimy to delikatnie, ten młody i kobieta być może są nieprzytomni i dlatego nie odpowiadają - kapitan zaczął wydawać polecenia, chociaż prawdę mówiąc wątpił, że oprócz Montgomery ktoś jeszcze przeżył. Ale nie mógł na tym etapie wydawać żadnych wyroków - bo równie dobrze mógł uśmiercić Montgomery zanim przyjechała Paxton i jej psy.
Zgodnie z poleceniem kapitana strażacy zaczęli odgruzowywać teren.
- Paxton, możesz spytać czy ma jakieś złamania? - kapitan rzucił do Eve trzymającej krótkofalówkę, sam dołączając do swoich podwładnych. Musieli wiedzieć, czy Montgomery nie mogła ruszać się przez przygniecenie przez ciało kolegi, czy również przez inne obrażenia.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Leży na mnie ciało Wurtha. Słysząc to myśli Paxton mimowolnie powędrowały do dnia wybuchu odbierającego życie całego jej oddziału. Suche powietrze w tamtych rejonach nie było niczym nietypowym, ale żar po wybuchu znacznie różnił się od słońca palącego twarz. Kurz, piach, gorąc, dzwonienie w uszach i niewyobrażalny ciężar na klatce piersiowej. Była pewna, że umierała. Że bomba rozerwała przód tułowia i to dlatego nie mogła wziąć wdechu. Odruchowo poprawiła kamizelkę kuloodporną, ale to nic nie dało. Nie dała rady unieść głowy, żeby ocenić sytuację, a kiedy to zrobiła, dostrzegła spory fragment ciała kolegi, który na niej leżał.
Paxton otrząsnęła się z zamyślenia w chwili, kiedy kapitan poprosił ją o przysługę. Niechętnie spojrzała na trzymaną przez siebie krótkofalówkę. Zawsze krytycznie oceniała siebie w takich sytuacjach. Była kiepska w podtrzymywaniu ducha walki lub nadziei; przynajmniej tak uważała.
- Montgomery, tu znowu Paxton. – Po przedstawieniu się zrobiła krótką pauzę próbując przypomnieć sobie, w jakim sama była szoku i że tak naprawdę nawet najlepiej wyszkolone osoby nie myślały racjonalnie (zwłaszcza w chwili zagrożenia własnego życia). – Twoi koledzy już działają. Bądź cierpliwa. – Znów pauza i spojrzenie na strażaków pracujących przy gruzach. – Dasz radę sięgnąć do tułowia Jello? Jeżeli wyciągniesz rękę, to ona podejdzie bliżej. Pomoże ci. – Wierzyła w swojego psa zwłaszcza, że suczka była stworzona do takich akcji. – Po lewej stronie kamizelki są kieszenie. Z jednej odstaje latarka a z drugiej woda. Spróbuj je wziąć. – Dobrze wiedziała, co mogło się przydać. W takich sytuacjach uposażała Jello w najpotrzebniejsze rzeczy. Inne mogła dostarczyć później. – Powoli. Nie śpiesz się. – Nie chciała, żeby kobieta coś sobie nadwyrężyła. Dodatkowo miała na sobie ciało strażaka. – Poczekam. – Spodziewała się, że Montgomery właśnie działała. Wyciągała latarkę. Wodę. Używa tego pierwszego, żeby rozeznać się w sytuacji i być może napić upragnionego napoju.
Paxton dała jej na to czas, aż wreszcie sama się odezwała.
- Co widzisz? – zapytała zmierzając do głównego pytania, które miała zadać. Adrenalina robiła swoje. Człowiek długo mógł nie czuć bólu lub przysłaniał go inny wyraźniejszy, ale kiedy zobaczy ewentualne zranienie, to wtedy dotrze do niego, że coś było nie tak. – Masz poważny uraz? Problem z widzeniem? Zawroty? – Odetchnęła ciężko, ale najpierw puściła przycisk w krótkofalówce. Nie chciała, żeby Montgomery to słyszała.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Mia coraz mocniej ściskała krótkofalówkę, zupełnie tak jakby bała się, że kiedy tylko zelży uścisk dłoni, kobieta po drugiej stronie przestanie do niej mówić. Potrzebowała w tej chwili jakiegokolwiek kontaktu, by podtrzymywać poczucie, że nie jest w tym wszystkim sama. Sama nie była najlepsza w grzecznościowe słowa pocieszania, ale prawdę mówić, nawet gdyby Paxton zaczęła recytować teraz alfabet, i tak byłoby to lepsze niż ta cisza, jaka towarzyszyła jej przez pierwsze minuty uwięzienia w gruzach.
- Nigdzie się nie wybieram - wysiliła się na słaby żart, po czym zerknęła na psiaka, wyciągając ku niemu dłoń. Rzeczywiście, psina na ten znak podeszła bliżej. - Jello? Jak ta galaretka? - spytała, a w międzyczasie we współpracy z psem zaczęła poszukiwania wspomnianej latarki i wody. Kiedy znalazła tę pierwszą rzeczy, włożyła ją sobie między zęby. Po chwili dłonią wymacała również wodę. Działała powoli - trochę z polecenia Paxton, a trochę dlatego że wciąż czuła się otumaniona i nie chciała teraz popełnić żadnego błędu typu upuszczenie latarki czy wody. Kiedy zebrała komplet rzeczy, drugą dłonią odkręciła sobie wodę, na tyle na ile mogła uniosła głowę i łapczywie wypiła parę łyków wody.
- Udało się - poinformowała, delikatnie zakręcając wodę. Działała niczym saper, nie wiedziała ile czasu spędzu jeszcze pod gruzami, dlatego nie mogła przypadkowo stracić ani jednej kropli życiodajnego płynu. Słysząc kolejne pytanie, zamrugała parokrotnie oczami i rozejrzała się wokół. - Prawie nic. To znaczy na mnie... na mnie leży Wurth. Jego ciało. Po swojej lewej mam Jello. Za mną, po mojej prawej powinny być schody, ale sama nie wiem czy podczas wybuchu nie przerzuciło mnie dalej. Wszędzie są gruzy. Jakiś metr nad Jello widzę chyba snop światła, ale... nie jestem pewna, co chwilę znika - dodała zastanawiają się przez chwilę, czy to aby nie jakiś uraz oka. - Mogę ruszać stopami, ale tylko nimi, resztę mam unieruchomioną. Ręce sprawne, trochę kręci mi się w głowie, pewnie przez odwodnienie. I mam problem z drogami oddechowymi, pewnie prez kurz i pył. Starałam się je osłaniać, ale nie wiem sama ile leżałam tu nieprzytomna, bez żadnej ochrony - dodała. W międzyczasie powoli upiła kolejny łyk wody, bo mówienie sprawiało jej coraz większą trudność. - Czy chłopaki... Czy już działają? - spytała w końcu. Gdzieś w duchu wiedziała, że tak, że takie był procedury i na pewno jej szukają... Z drugiej strony nie miała przecież oglądu sytuacji z zewnątrz, może było o wiele gorzej niż widziała to ze swojej perspektywy?

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jak galaretka. – Przytaknęła głową, czego Mia jednak nie mogła widzieć. – Uratowała mi życie, chociaż sama trzęsła się wtedy ze strachu. Jak galareta. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie, bo choć było ono trudne dla Eve, to doceniała, że akurat w tamtej chwili w jej życiu pojawiła się Jello. Gdyby nie ona, Paxton już nie byłoby na tym świecie. Z początku dała kobiecie minimalny powodów, żeby coś ze sobą zrobić, a później cel, jakim było założenie ośrodka. Jello ją natchnęła i zarazem dała powód, żeby wspominać ów historię na głos, co mogło nieco uspokoić Montgomery. W końcu była z nią suczka przynosząca szczęście i na tyle odważna, żeby wzbudzać choćby minimalne poczucie bezpieczeństwa.
Słuchała spokojnie, ale martwiła się. Głównie o swego psa. Proszę jej nie osądzać, ale kochała Jello ponad wszystko, więc nic dziwnego, że stawiała ją ponad obcą kobietę. Taki life. To jednak nie oznaczało, że zamierzała olać Montgomery. Wręcz przeciwnie, zastanawiała się, czy był jakiś sposób, żeby wciągnąć ją szybciej.
- Działają – odpowiedziała od razu. – Muszą przebić się od strony tunelu, przez który przeszła do ciebie Jello. Próba dostania się do ciebie od góry do spore ryzyko, bo mogą przez przypadek sprawić, że wszystko się zawali. – Uznała, że nie będzie owijać w bawełnę. Montgomery jako podwładna kapitana na pewno wiedziała, jak to działało. Okłamywanie jej lub mówienie półsłówkami nie miało sensu. Eve wolała zachować rozsądek i precyzje, której w tej chwili na pewno brakowało w zmąconym umyślnie Montgomery. Szok robił swoje.
- Montgomery – przywołała kobietę zastanawiając się, co mogłaby zrobić, żeby wszystko przyśpieszy. Im dłużej kobieta tam leżała tym większe ryzyko, że rzeczywiście coś się zawali. – Zrobisz coś dla mnie? – zapytała sama nie wiedząc, czemu sugeruje, że cokolwiek miałoby być dla niej. To bez sensu. – Czy jesteś w stanie z pomocą latarki zorientować się, czemu nie możesz zrzucić z siebie Wurtha? Wiem, że jest ciężki. To na pewno spory facet, ale wierzę.. wiem, to z doświadczenia, że dasz radę go z siebie zrzucić. – Musiała ją zmotywować do działania, a jeżeli próba się nie powiedzenie, to coś najwyraźniej blokowało ciało. Choćby sporawa stalowa belka, która z góry dociskała ciało mężczyzny do pani medyk. – Możesz też się spod niego wysunąć. Masz tyle przestrzeni? – Próbowała znaleźć inne rozwiązanie. Możliwe, że Montgomery zmieściłaby się w tunelu, przez który przeszła Jello, a jeżeli nie to przynajmniej nic już nie będzie jej uciskać; poza myślą, że tkwiła w małej przestrzeni wśród gruzów, które w każdej chwili mogły się na nią zawalić.

Mia Montgomery
Ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Ratowniczka medyczna z pasji i miłości do adrenaliny. Po śmierci w rodziców została opiekunem prawnym młodszej siostry, Ginny. Ma 2 koty i parę złamanych serc na koncie. Trochę zdystansowana i ironiczna złośnica, ale pod maską twardej dziewuchy kryje się mały puchaty kotek
Kiedy nieznajoma kobieta po drugiej stronie wspomniała o uratowaniu jej życia przez Jello, Mia nieświadomie lekko się uśmiechnęła. Nie widząc Paxton na oczy, Montgomery poczuła z nią jakąś dziwną więź. Prawdopodobnie dlatego, że Paxton była dla niej w tej chwili niejako światełkiem w tunelu. No i dawała jej nadzieję i poczucie, że nie jest tu zupełnie sama w tym chujowym położeniu. Sama historia, a raczej jej zalążek faktycznie zadziałał więc na Mię uspokajająco.
W ciszy wysłuchała słów kobiety na temat działań podejmowanych przez kolegów z remizy. Doceniała szczerość, sama zresztą w patowych sytuacjach starała się nie dawać rannym złudnej nadziei. Oczywiście nie wyrokowała, czy ktoś przeżyje czy umrze, ale jeśli sytuacja była ciężka czy trudna, mówiła o tym wprost.
- Okej - odparła krótko na znak, że przyjmuje do wiadomości. Cóż innego mogła zrobić? - Jello jest naprawdę świetną towarzyszką - przekręciła głowę na bok i spojrzała na suczkę.
Przez moment poczuła jak jej powieki robią się cięższe i cięższe. Przez chwilę musiała walczyć z ogromną pokusą przymknięcia oczu. Chciała odpocząć, chociaż na chwilę zapaść w sen... Wiedziała jednak, że aby ta współpraca się udała musi być całkowicie przytomna. Z tego stanu lekkiego odrętwienia wyrwało ją jej nazwisko wywołane przez Paxton. Wysłuchała w ciszy jej prośby i wskazówek, po czym chwyciła latarkę i oświetlając przestrzeń wokół zaczęła się rozglądać.
- Chyba nic go nie przygniata. Strasznie wielki z niego skurwiel - dodała dobitnie oceniając zmarłego kolegę. Praca w głównie męskim gronie sprawiła, że przejęła od kolegów trochę rynsztokowego słownictwa. A ci właśnie tak zazwyczaj pieszczotliwie o sobie mówili. I owszem, Montgomery i Wurth średnio za sobą przepadali, ale nie zmieniało to faktu, że Mia szanowała każdego ze strażaków, bez wyjątku. Mocne słowa był więc niejako wyrazem szacunku - jakkolwiek absurdalnie to brzmi. - Ale czekaj, za sobą mam jakąś rurę. Może spróbuję się na niej podciągnąć... - nie czekając na odpowiedź chwyciła latarkę w zęby i ledwo, ale dosięgnęła dłońmi wystającej rury kanalizacyjnej. Zbadała najpierw, czy jest ona w miarę stabilnie umiejscowiona i czy szarpnięcie nie spowoduje, że zacznie tonąć w gównie. Dosłownie. - Spróbuję... - wymamrotała, wciąc zaciskając zębaki latarkę. Mówiła w tym momencie do siebie, bo nie miała trzeciej ręki, której palec naciskałby odpowiedni przycisk krótkofalówki. - Muszę popracować nad bicepsem - parsknęła śmiechem na swój autorski suchar, po czym podjęła kolejną próbę. Faktycznie, lekko udało jej się wyswobodzić spod zmarłego kolegi. - Paxton? To działa - chwyciła ponownie za sprzęt. Tym razem była słyszalna. - Dalej tu ciasno jak cholera, ale udało mi się trochę wyswobodzić - dodała łapczywe nabierając w usta powietrze.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tylko uważaj – rzuciła tylko, gdy usłyszała o jakiejś belce i pomyślała, czy jednak nie powinna powstrzymać Montgomery, przed szarpaniem czegokolwiek. To mogło się źle skończyć, ale z drugiej strony nie rozmawiała z laikiem. Kobieta na pewno wiedziała co robić i na co zwracać uwagę, nawet jeśli była w szoku. Wystarczyło dać jej szansę, ale też mieć na uwadze ewentualne urazy głowy, które mogły mieszać w umyśle opanowanym przez adrenalinę i ciężkie warunki, w których znalazła się pani medyk.
Wbiła spojrzenie w strażaków zastanawiając się, ile czasu zajmie im przekopanie się w stronę Montgomery. Patrząc na sznur, na którego końcu była Jello, dzieliło ich parę metrów. Niestety były to metry wysłane gruzami, których nieodpowiednie przesunięcie sprawi, że wszystko zapadanie się na panią medyk i psa Paxton. Tak naprawdę w każdej chwili wszystko mogło runąć.
- To świetnie. – Jeszcze nie wspaniale, ale na pewno było lepiej niż przed paroma chwilami. – Napij się wody. Odetchnij. – Niech odpocznie, ale też nie za długo, żeby zmęczony organizm nagle sobie nie uznał, że sen to świetny pomysł.
Na moment puściła guzik i przyłożyła wierzch dłoni do warg. Poważnie rozważała wycofanie Jello. Obawiała się o suczkę, która już zrobiła swoje. Wcale nie musiała tam być. Przekazała wszystko co mogła i niczego więcej nie zdziała, nie licząc mentalnego wsparcia, bo obecność drugiego żywego organizmu na pewno dobrze działała na morale Montgomery.
- Montgomery – znów zagadnęła do krótkofalówki. – Widzisz tunel, przez który weszła Jello? – Wystarczyło poświecić latarką, żeby dostrzec sznur ciągnący się dalej w głąb ciemności. – Wiem, że to ryzykowne i jeszcze nie skonsultowałam tego ze strażakami, ale jeżeli uda ci się wyswobodzić, to może przeczołgasz się przez niego? – Nie mogła ocenić tego, czy kobieta się przeciśnie. Tunel mógł mieć różnej wielkości zwężenia i w każdym momencie Montgomery mogła utknąć. Niczego nie obiecywała, a jedynie sugerowała, bo na tę chwilę mogła tylko to. Albo będą czekać albo spróbują czegoś innego. W obu przypadkach gruzy mogły się zawalić.
- Jeszcze jedno. – Zazwyczaj nie miała kontaktu z poszkodowanymi. Robiła co musiała, a potem odchodziła razem z psem. Nie musiała się angażować, nawiązywać kontaktu albo nie miała więzi z ów osobnikami. Niczego. Teraz jednak stała tutaj z krótkofalówką i ciężko było jej powiedzieć, że musiała zabrać psa. Łatwiej byłoby kazać zrobić to kapitanowi. – Muszę poprosić Jello, żeby wróciła na zewnątrz. – Konkretniej wyda komendę, ale nie chciała, żeby brzmiało to jak coś od czego zależało życie. Cholera, zależało. To było życie Jello i Eve sobie nie wybaczy, jeżeli coś jej się stanie. Była odpowiedzialna za suczkę, która bezgranicznie jej ufała (i ze wzajemnością). – Trzeba przeszukać resztę terenu. – Odrobinę skłamała. Z jednej strony wciąż były szanse, że reszta świty żyje, ale aktualnie wiedząc, gdzie przebywała Montgomery, nie było mowy o tym aby ktokolwiek łaził po gruzach nad jej głową. – Ale zostanę z tobą w kontakcie – dodała po sekundzie namysłu. Nie powinna, a jednak to zrobiła. – Zanim wydam psu komendę, weź od niej linę. – Niech wie, że coś łączyło ją ze światem na zewnątrz. Ten jeden długi i gruby sznur, który poprowadzi ją, jak Tezeusza po labiryncie z Minotaurem.

Mia Montgomery
ODPOWIEDZ