fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
002.
no, so don't waste this time
I don't move slow
{outfit}
Nie mogła się pochwalić imponującym życiem miłosnym. Być może powinna docenić sam fakt, że w ogóle było dane kochać i czuć tę miłość od kogoś innego, ale kiedy została sama, w dodatku w dość niemiłych okolicznościach, nie potrafiła być tak wdzięczna i wspaniałomyślna, by doceniać wyłącznie dobre chwile. Miała prawo nie chcieć tych złych, nie zasłużyła sobie na to wszystko. Na rozstanie, na utratę dziecka i masę innych problemów, które ostatnio ją przytłaczały. Nie zasłużyła sobie również na obdarzenie uczuciami kogoś nieosiągalnego, kogoś, kogo po prostu nie powinna nimi obdarzyć. Aaron był mężem jej zmarłej przyjaciółki. Zadaniem Melis było pomóc mu wyjść z dołka i przekazać kilka listów, które miały wpłynąć na jego życie. Pod żadnym pozorem nie miała robić tego Melis. Ale ich spotkania wyszły poza sferę znajomych. Chyba mogła powiedzieć, że pod jakimś względem stali się przyjaciółmi. Pomagali sobie wzajemnie nie tylko rozmową, ale również samą obecnością życzliwego człowieka. I chyba to na nią podziałało. Ta bezinteresowność, spokój Aarona, jego poczucie humoru, które sprawiło, że czasami nie potrafiła przestać się śmiać. Szczerze powiedziawszy, nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, dopóki nie powiedział jej, że idzie na randkę w ciemno. Przyjaciele umówili go z jakąś kobietą, a ta myśl sprawiła, że Melis poczuła się bardzo niekomfortowo. Wiedziała, że nie może mu o tym powiedzieć, bo przecież nie chciała zniszczyć tego, co sobie od kilku miesięcy wspólnie budowali. Ze skrzynki pod łóżkiem wyjęła kolejny list, który miała przekazać Aaronowi właśnie w takim momencie jego życia - kiedy zdecyduje się poznać kogoś innego.
Zamiast jechać do niego, zdecydowała się zaprosić go do siebie. Była przyjemny, wiosenny wieczór. Powoli zmierzchało, a Melis rozpaliła ognisko. Miała ochotę na pianki, pieczone ziemniaki i chciała znów poczuć klimat dzieciństwa. Zaprosiła jeszcze dwójkę przyjaciół, ale jeszcze nie przyjechali. Za to, kiedy Huntington szła do domu po kilka rzeczy, które mogliby zjeść, zobaczyła, że pojawił się już Aaron. Pomachała mu. Nie wiedziała czy podarowanie mu listu teraz będzie dobrym pomysłem, ale zdecydowała się to zrobić. Nie musiał przecież czytać go teraz. Weszła do domu i wzięła list z blatu stołu, by po chwili znaleźć się na werandzie. - Mam coś dla ciebie, a propos randki - wyjaśniła, podając mu list. - Ale chciałabym, żebyś jeszcze został, zorganizowałam ognisko - powiedziała, wskazując ogień niedaleko nich.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Nie powinniśmy godzić się na bylejakość w żadnej sferze swojego życia, a już tym bardziej gdy w grę wchodzą uczucia, miłość i planowanie wspólnej przyszłości. Aaron przez swoje doświadczenia, których jednak nie miał aż tak dużo w swoim życiu, więc może nie mieć racji, zdawał się wyznawać zasadę, że to co nas spotyka w kwestii uczuć, powinno być przynajmniej dobre. Nie ma też sensu szukać ideału, tego przysłowiowego księcia na białym koniu, powszechnie wiadomo, że tacy raczej nie istnieją, więc tym sposobem możemy się tylko zawieść. Ale poczucie bezpieczeństwa i taka swoboda w przebywaniu z drugim człowiekiem, to już całkiem dużo, a do tego dochodzą jeszcze jakieś własne preferencje, bo jeden woli taki typ człowieka, a inny jakiś zupełnie inny, i już można zacząć tworzyć coś dobrego. To wszystko wydaje się bardzo proste, gdy napisane jest piórem na białym skrawku papieru, ale w praktyce okazuje się, że nie tak łatwo o realizację przepisu na udany związek. Barnard przekonywał się o tym między innymi podczas rozmów z Melis, gdy ta z biegiem spotkań zaczynała otwierać się przed nim na temat swoich doświadczeń. Początkowo jak nie rozmawiali o Julii, to poruszali się raczej po neutralnych tematach, ale z czasem chyba trochę nieświadomie przekroczyli tę granicę. I tak mężczyzna nie wiedzieć czemu, postanowił napisać do Melis, gdy dowiedział się, że znajomi umówili go na randkę w ciemno, a on ostatecznie zgodził się, choć podchodził do tego spotkania bardziej jak do okazji poznania po prostu kogoś nowego, niż jak do snucia wizji o kolejnym potencjalnym małżeństwie. Nie napisał od razu jak się dowiedział, ale wieczorem, gdy już dotarł do domu po całym dniu spędzonym w uczelni. Usiadł przy kanapce z grillowanym kurczakiem i sałatą i sięgnął po telefon.
Tym sposobem jeszcze na kilka dni przed aranżowaną randką, Melis zaprosiła go do siebie, prawdę mówiąc myślał, że wpadnie na kawę, mrożoną herbatę albo coś procentowego i pogadają trochę na werandzie, jak to mieli w zwyczaju już kilka razy w ostatnich miesiącach. Ale już zwalniając na żwirowej ścieżce, dostrzegł jakiś płomień, ma się rozumieć, że ogień nie zajmował domu czy szopy, więc zupełnie się tym nie przejął.
Gdy się zatrzymał, to dostrzegł, że brunetka znika w domu, więc nie spieszył się z wejściem na werandę, w końcu jednak dotarł tam nim Melis wróciła, więc oparł się o balustradę i zamyślił patrząc na ognisko. Więc słysząc jej głos, odwrócił się nagle i zobaczył znajomą już czerwoną kopertę. Ostatnia jakimś sposobem wniosła wiele dobrego w jego życie, ale nie był pewien czy ponownie chce przez to przechodzić. - Dużo jeszcze tego masz? - zapytał, biorąc do ręki kopertę. Nie otworzył jej jednak od razu, jak ostatnim razem, tylko zgiął w pół dość miękki papier i włożył do tylnej kieszeni. - A wiesz, że całkiem chętnie zostanę. - stwierdził. Dawno nie czuł takiego odprężenia, jakie daje wieczór przy ognisku i miał nadzieję, że mimo nieco ciążącej czerwonej koperty, będzie w stanie wrócić do tych odczuć.
- Potrzebujesz pomocy? Trzeba donieść drewna czy coś? - zapytał niemal od razu, chcąc może zająć czymś ręce i przy okazji myśli, które nagle wróciły do niego jak bumerang.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Wierzyła w te wszystkie brednie. Miłość od pierwszego wejrzenia, księcia na białym koniu, przeznaczenie, małżeństwo. Kochała miłość, kochała uczucie zakochania, kochała być kochaną i kochała kochać. To było takie proste, ale jednocześnie cholernie trudne, bo, żeby znaleźć taką osobę, potrzeba było dużo cierpliwości, samozaparcia, walki. Miłość była piękna i łatwa, kiedy miało się przy sobie tę bliską, wymarzoną osobę, a trudna, kiedy się o nią walczyło. Melis, jak dotąd przegrała swoją walkę. Kiedy poroniła, a jej związek z Charlesem się zakończył, jak każdy człowiek w takiej chwili, zwątpiła. Był to jednak moment, bo Melis nie chciała się poddać. Nie wiedziała jeszcze, w którym kierunku podąży - zacznie walczyć o tę trudną miłość czy szukać tej łatwej miłości. Na razie nie stawiała na żadną z opcji, bo choć poczuła coś dziwnego do Aarona, gdzieś tam był Charles, a przecież do niedawna, naprawdę niedawna nazywała go miłością swojego życia i nie wyobrażała sobie, by mogło się to kiedykolwiek skończyć. Owszem, skończyło się, ale Melis czuła w środku, że to nie koniec tego rozdziału w jej życiu. Choćby ze względu na Turyna - konia, który zajmował jeden z boksów w stajni, konia, który należał do mężczyzny, którego już nie było. - Kilka. Ja też dostałam, Julia twierdzi, że powinnam zabronić ci założyć ten grafitowy krawat na tę randkę, bo mocno cię postarza - zaśmiała się. Nie żartowała, ale czuła, że to zdanie mogło odrobinę rozładować atmosferę. - Naprawdę byś to zrobił? - zapytała. Miała na myśli, czy założyłby grafitowy krawat. Czy Julia naprawdę znała go tak doskonale? - Właściwie, tak. Możemy przynieść kilka drew - odpowiedziała. Ruszyła w stronę małej szopy, w której trzymali drewno na takie okazje jak teraz. Kochała Australię za ten klimat i za to, że nie było zimy, która zmuszałby ją do palenia w piecu. Chociaż marzyła o chwilach z książką przy kominku.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron obecnie wyznaje jednak zasadę, że ma już za sobą tę swoją jedyną i najcenniejszą w życiu miłość. Nie osądzał jednocześnie, że już na zawsze będzie samotny, jednakowoż miłość do innej kobiety i w ogóle samo zakochanie się, było dla niego teraz mocno abstrakcyjnym zjawiskiem. Nikt nigdzie nie określił, po jakim czasie można i jest się gotowym na nowy związek, bo stracie swojego poprzedniego partnera. Z jednej strony to dobrze, sztywne ramy nie są sprzymierzeńcem w praktycznie żadnej sytuacji z życia codziennego, ale z drugiej, gdyby istniała jakaś instrukcja powrotu do życia, po stracie ukochanej osoby, to mogłaby ona być w jakimś stopniu ułatwieniem. Tymczasem wyobrażenia, wyobrażeniami, a prawdziwe życie jest bezwzględne, nie ma możliwości zatrzymania czasu na chociażby jeden dzień. I tak mija dzień za dniem. Mówią, że czas leczy rany. Barnard chyba nie mógłby podpisać się pod tą teorią, według niego z biegiem czasu, co najwyżej uczymy się nabierać dystansu i może z racji tego rany mniej bolą. Ale raz zadane, poruszające nas do głębi rany, nigdy nie są w stanie tak naprawdę się zagoić, ból może powrócić w każdej chwili, nawet w najmniej spodziewanym momencie.
Właśnie w związku z tym wszystkim, nawet jeśli Aaron w ostatnim czasie lubi spędzać czas w towarzystwie Melis i właściwie to woli jej towarzystwo, od towarzystwa innych osób, bo nie jest w stanie postrzegać jej w kategoriach emocjonalnych. Bo, jest atrakcyjną kobietą i co nie umknęło uwadze mężczyzny, ale w tym momencie życia, mężczyzna nie postrzega kobiet w kategoriach romantycznych.
- Dobrze. Przynajmniej mogę się jakoś przygotować na przyszłość. - skinął głową, na słowa o tym, że listów jest jeszcze przynajmniej kilka. Po tym jednym, który przeczytał, nie był taki pewien, czy będzie w stanie się przygotować, ale przecież nikt nie zabroni mu się łudzić, że tak może być.
- Zależy gdzie byśmy poszli. Do pubu na plaży raczej wybrałbym koszulę w hawajskie wzory. - odpowiedział. Swoją drogą miał tylko jedną taką koszulę i naprawdę niewiele okazji do jej założenia, może więc to nie jest taki głupi pomysł, tym bardziej, że gdzieś tam z tyłu głowy bankowo będzie mu chodziła myśl, jak tu skutecznie zniechęcić tę kobietę do poczucia do niego mięty.
Skinął głową na słowa kobiety i ramię w ramię pomaszerowali do szopy. Na jakiś moment zapadła cisza i niby taka cisza przy pracy nie była jakoś bardzo krępująca, ale zdecydował się ją przerwać. - Jak Tobie się układa? - zapytał, biorąc pod pachę kilka kawałków drewna.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Nie musiał robić niczego na siłę. Miał jeszcze całą masę czasu i większość życia przed sobą, by próbować jeszcze wiele razy, a jeśli tego nie chciał, to nie było na ziemi takiej osoby, która mogłaby go zmusić do miłości. To zwyczajnie nie było możliwe. Ale mógł również trafić na kogoś, kto całkowicie zawróci mu w głowie i może to go całkowicie zaskoczyć. Melis niejednokrotnie przekonała się, że życie było pełne niespodzianek, czasami wesołych, a czasami wręcz przeciwnie. Czasami planowała wiele kwestii, ale spotykał ją zawód albo radość, a czasami próbowała być spontaniczna i wszystko szło po jej myśli. Teraz była zupełnie pogubiona i w swoich uczuciach, i w ostatnich wydarzeniach, ale dzielnie starała się wszystko znosić. Bo wiedziała, że za tą górą, na którą właśnie się wspinała, ujrzy najpiękniejszy zachód słońca w swoim życiu. Może była głupia albo naiwna, ale wierzyła, że czeka ją coś dobrego i wierzyła, że jej bliskich również to czeka. Aaron cierpiał i było to dla niej zrozumiałe, przeżywał swój mały koniec świata, ale ten świat będzie dalej istniał i jeszcze pokaże mu feerię swoich barw. - Czasami to jest pierwsza randka, a czasami będą to dziwne momenty, więc będziesz musiał informować mnie o różnych aspektach swojego życia. Nie tylko dobrych, okej? - poprosiła. Skoro przekazywanie mu listów było dla Julii tak istotne, Melis nie zamierzała tego przerywać, ale było jedno ale. - Jeśli nie będziesz czuł się na siłach, by je dostawać, to na to też jestem przygotowana - uśmiechnęła się pokrzepiająco. Przez cały ten okres, kiedy się poznawali się na nowo, starała się być dla niego nie tylko przyjaciółką, ale również wsparciem. Chciała w jakiś sposób ułatwić mu ten czas przypominania sobie o Julii na każdym kroku. Ognisko miało być taką rzeczą. Oprócz przekazania mu listu, chciała przyjemnie spędzić z nim czas, by nie skupiał się wyłącznie na tym. - Bardzo ciekawi mnie jak w niej wyglądasz, ale niestety, to nie ja będę tą szczęściarą - zażartowała, choć częściowo mówiła też szczerze. Aaron, jednak nie musiał o tym wiedzieć, bo Melis nie chciała dzielić się tymi uczuciami. Pewnie, skoro był ich adresatem, powinien być przynajmniej pierwszą osobą, która się o tym dowie, ale Melis chciała zdusić je w zarodku. Choćby dlatego, że gdzieś tam był Charles, a to on był miłością jej życia i Melis w duchu wierzyła, że to nie koniec. - W porządku, ale bardzo tęsknię za Charlesem - przyznała szczerze. Od jakiegoś czasu nie kryła się z niczym przed Aaronem. Prawie z niczym.
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Z jednej strony miał wiele czasu na miłość i jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale z drugiej strony boleśnie przekonał się, że to wcale nie jest tak, że jak jesteś młody, to masz jeszcze kilkadziesiąt lat przed sobą i w ogóle nie ma sensu się przejmować. Aaron nie czuł się nieśmiertelny, zresztą nie był z natury ryzykantem i nigdy nie miał takiego poczucia. Wiedział za to, jak bardzo życie potrafi być kruche. Z drugiej strony absolutnie zgadzał się z tym, że nikt nie może wmówić mu, że już teraz powinien sobie zacząć układać życie na nowo i szukać kolejnej towarzyszki życia. Dopóki sam nie podejmie tej decyzji, a raczej póki nie spadnie to na niego, bo takie rzeczy dzieją się z reguły niespodziewanie, to zamierzał sobie niespiesznie żyć, dzieląc swój dzień, między pracą w mieście i pomaganiem w rodzinnych stronach. Bo o ile w jakimś momencie uciekał z Lorne Bay, tak teraz znów czuł się tutaj dobrze, to był jego dom. Choć pewnie gdyby dostał propozycję zawodową wiążącą się z wyjazdem, to nie zastanawiałby się długo.
- To da się zrobić. - skinął głową. - Lubię z Tobą rozmawiać. - stwierdził po chwili. Myśl ta naszła go zupełnie spontanicznie, ale tak właśnie było. Choć też nie miał pewności czy o wszystkim będzie mu z Melis tak łatwo rozmawiać. Niby najtrudniejsze mają już za sobą, ale z drugiej strony nigdy nie wiesz. Właśnie dlatego, choć tylko skinął głową na słowa kobiety, to przyjął z ulgą informację, że to nie jest rytuał, który trzeba doprowadzić do końca mimo wszystkich możliwych trudności.
- Podeślę Ci zdjęcie. - zawołał niosąc rozdzielone kawałki drewna na otwartej przestrzeni, gdzie dźwięk niósł się nieco inaczej. A w temacie hawajskich koszul, to niepotrzebnie założył dziś swoją ulubioną flanelową w kratę. Na ten krzyk mody w tej części kraju jest czas jedynie, gdy panuje tam zima. Obecnie mieli jej przeciwieństwo, pot lał się z czoła i praktycznie zawsze trzeba było mieć butelkę zimnej wody pod ręką. Chociaż tyle dobrego, że Aaron miał pod spodem zwykłą koszulkę, więc po dorzuceniu drew do ognia, rozpiął guziki i po zdjęciu koszuli rzucił ją gdzieś na werandzie i zawrócił w kierunku ogniska, gdzie temperatura była jeszcze wyższa, ale to akurat miało swój urok, szczególnie, że niedługo zacznie się ściemniać. To jednak nic, wystarczy zimne piwo i już będzie przyjemnie.
- Myślisz, że już wam się nie poukłada? - zapytał z troską, widząc w oczach kobiety jakiś taki smutek.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Jedno niepowodzenie nie powinno sprawić, że człowiek zamyka się na resztę rzeczy, bez względu na to ile ma lat. Jeśli tego CHCIAŁ, mógł zrobić wszystko, na co miał ochotę i nie pozwolić nikomu, ani niczemu stanąć sobie na drodze do szczęścia. Niekoniecznie musiała być to miłość, związek, mogła to być przyjaźń, wymarzona praca, podróż, spełnianie innych marzeń. Myśl, że życie jest kruche i może szybko się skończyć, że wszystko, co tworzymy może zostać w każdej chwili przerwane, nie powinno sprawiać, że w ogóle nie zaczniemy tego robić. Problem polegał na tym, że Melis mogła prawić swoje morały, ale ostatecznie robiła coś odwrotnego. Zamykała się na inne rzeczy. Pozwalała stadninie pochłonąć całą siebie i nie zwracała uwagi na resztę otaczających ją spraw. Nie potrafiła podzielić się, spełniać swoich marzeń. Nie potrafiła opanować swojej zawziętości, by doprowadzić stadninę do stanu sprzed kryzysu.
Uśmiechnęła się. Dobrze było słyszeć takie słowa z jego ust. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że serce nie zabiło jej szybciej, ale starała się ignorować to uczucie. Nie mogła sobie pozwolić na te emocje. Nie w momencie, kiedy Aaron wybierał się na randkę z kimś innym, nie w momencie, kiedy jego zmarła żona była jedną z bliższych Melis osób. - Chyba już tego nie chcę - odpowiedziała, kiedy znaleźli się przy ognisku. Usiadła na kawałku drewna, a kolana podciągnęła pod brodę. - To znaczy… nie przestałam go kochać, ale zraniliśmy się nawzajem i tego już nie da się cofnąć - wyjaśniła. Zbyt wiele słów padło, zbyt wiele się wydarzyło. Teraz musieli spróbować żyć osobno.
ODPOWIEDZ