sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Złociste słońce odznaczało swe piętno na zaróżowionej już skórze mężczyzny, który siedząc od dwóch godzin na brudnym chodniku, odmawiał współpracy. Najpierw wezwany został oczywiście council ranger, ale po pewnym czasie jasnym stało się, że zwykła domowa afera wymaga większego zaangażowania; wysłano patrol policyjny, dwóch żółtodziobów, którzy mieli spisać delikwenta i przedstawić mu jego prawa. Przed piętnastoma minutami przybyć na miejsce pozornej zbrodni musiał jednak także Jude, który tego dnia (w zasadzie, każdego dnia od jakiegoś czasu) nie był w stanie skupić się na wykonywanej robocie. Wpatrując się tępo w rozbite okna domu, nie słyszał wszelkich kierowanych do niego pytań. Aż wreszcie Henry Lee odciągnął go na bok i spytał, czy jest chory. Bo jeśli jest, to on przejmie sprawę za niego, więc Jude tylko skinął głową i obiecał, że pojedzie do domu odpocząć. Że pewnie za dwa, trzy dni mu przejdzie. Lee obiecał pomoc w załatwieniu urlopu i dodał, że pewnie lepiej, żeby na ten czas zaszył się gdzieś indziej, by nie zarazić ciężarnej narzeczonej. To go jakoś dodatkowo zmroziło, więc bez słowa wsiadł w samochód i odjechał prędko, nie wiedząc tak naprawdę dokąd jedzie. Dopiero w połowie drogi podjął decyzję o omówieniu z kimś minionych zdarzeń, bo pewien był, że dusząc w sobie te wszystkie pytania i uczucia po prostu oszaleje. A więc napisał do Hope, której jedynej mógł powierzyć swoje tajemnice. Będzie za kilka minut, kupi alkohol i ciasto.
Rozmawiałaś z Anthonym o tym… o tym, że… no wiesz — rzucił od progu, obładowany zakupami (wpadł w jakiś szał w sklepie, wrzucając do koszyka co popadnie), kierując się od razu do kuchni. Nie był mistrzem taktu, toteż od razu wolał przejść do sedna sprawy, choć… podzielenie się z nią własnymi doświadczeniami miało być dość mocnym wyzwaniem. Tak więc powinni zacząć od niej i jej życia, tym bardziej, że ufał jej rozsądkowi i wyborom — skoro nie miał pojęcia, co robić, zamierzał naśladować jej kolejne kroki. — Czy ty w ogóle uważasz, że całowanie się z kimś to zdrada? — no bo czym był przecież jakiś pocałunek, tym bardziej fatalny? No na pewno nie zdradą, tak uznał, gdy wbijał korkociąg w wino, by od razu alkoholem dodać sobie odwagi. Bo też chyba nie chodziło o przyznanie się do Hope do pewnej kwestii, ale i o zaakceptowanie pewnej prawdy o sobie. Która niezwykle go przerażała.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
To była chyba tylko kolejna wymówka, którą stosowała w zasadzie, cholera wie po co. Powiedziała Tony’emu, że chce mieć miejsce do organizacji swoich rzeczy i dlatego już jakiś czas temu wypowiedziała najemcom swojego domu, żeby móc swobodnie z niego korzystać. Nie, to nie tak, że planowała tu schadzki z Nemo, czy kimkolwiek innym. Od czasu, gdy kryzys narzeczeństwa się nasilił, bardzo źle czuła się w miejscu, gdzie wszystko, co ją otaczało, należało do niego. Nie chodziło nawet o to, że chciała unikać Tony’ego, czy jej uczucia do niego nagle wyparowały. Ale każdy dzień uświadamiał ją, jak różni byli. Jak różnych rzeczy pragnęli. Sama na siebie ukręciła ten bat i ta świadomość również ją dobijała. To ona przecież nalegała, żeby sprowadzili się do Lorne Bay i tu wyprawili ślub. Oczywiście nie miała na myśli tego, że Tony powinien zatrudnić swoją byłą do tego zadania. I z pewnością nie spodziewała się, że Delany ponownie zjawi się w jej życiu i to z takim przytupem. Tony był dobrym mężczyzną i naprawdę przez pewien czas wierzyła, że to właśnie w jego ramionach znajdzie szczęście, które będzie trwało “póki śmierć ich nie rozłączy”. A co tymczasem robiła? Umówiła się z tym razem naprawdę, przyjacielem, w domu, który powinna raczej rozważyć, żeby sprzedać, niż spędzać w nim wolne popołudnie. Tony pracował, ona wciąż jeszcze próbowała myśleć, że uda im się wykaraskać, ale nie wiedziała, co powinna dalej zrobić ze ślubem. Lipcowa data zbliżała się wielkimi krokami, a ona czuła rosnące napięcie. Ekscytację i strach. I chociaż miała wrażenie, że robi dobrze, to czy tak naprawdę nie krzywdzi i siebie i Anthony’ego.
Spotkanie z przyjacielem było tym, czego potrzebowała. On najwyraźniej też, bo z miejsca wyczuła, że też coś mu ciąży na sumieniu. Jeśli chodziło o tę dwójkę, to chyba ich przyjaźń była jednym z jaśniejszych punktów jej pobytu w Lorne. Nawet nie sądziła, że będąc już dorosłą kobietą, jest w stanie z kimś się tak po prostu zaprzyjaźnić.
A tu proszę. Zjawił się i to dobrze, że był obładowany zakupami, bo ona wciąż nie miała tu nic. Najemcy zabrali większość swoich mebli, ale Hope postanowiła improwizować i przygotowała im koc i ogólnie mały klimatyczny piknik na pomoście, który miała z tyłu domu. Wyjęła przyniesione rzeczy, rozkładała na różnokolorowych talerzach. Zamiast kieliszków do wina mieli kubki do herbaty — on z wielkim napisem Vermont, stolica śniegu i serów, ona ze 101 dalmatyńczyków.
- Nie… Jeszcze nie. - Powiedziała, łapiąc dwa z talerzy i wskazując mu na dwa pozostałe, żeby złapał i poszedł za nią. - No bo… jak o tym powiedzieć komuś za kogo ma się wyjść za kilka miesięcy? - Spojrzała na Jude’a, jakby w jego twarzy chciała znaleźć odpowiedź. - Ale tak… to zdrada. I nawet nie wiesz, jak ciężko mi patrzeć na siebie w lustrze. Mogłabym się próbować tłumaczyć sama przed sobą, że to Nemo wszystko zainicjował, że to on mnie wyciągnął na parkiet i wiesz, co puścił? Ach, puścił Dolly Parton
From here to the moon and back”.
- Zamilkła na krótką chwilę, bo zrozumiała, że sposób, w jaki to opowiadała, wskazywał jasno, jakie uczucia się z tym wiązały. I znowu poczuła wyrzuty sumienia. - Tony na to nie zasłużył… Ale tak boje się go zranić prawdą. - Westchnęła, mnąc w dłoniach serwetkę. - A ty? Co byś zrobił na moim miejscu? - Czy powiedziałby prawdę, czy może żył ze świadomością wyboru, którego dokonał.

jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wcisnąwszy pod pachę paczkę paprykowych chipsów, pochwycił w dłonie dwa talerze i wraz z Hope ruszył w kierunku pomostu. Zachowywał się nieomal jak w transie; nie rejestrując brakujących w domu mebli ani samego faktu, że dom ten winien być już sprzedany, większość uwagi poświęcił samemu procesowi wypakowywania jedzenia. Dopiero powiew świeżego powietrza uprzytomnił mu, że znajdują się na bezpiecznym terenie, którego szczerze jej pozazdrościł. Odkładając przekąski na ziemię, przeciągnął zmęczone plecy i odwrócił się na moment, by obrzucić dostojny budynek krótkim spojrzeniem. I mu przydałaby się podobna kwatera. Odkąd wrócił z frontu, pomieszkiwał w domu Sollie. A w nim, tak jak w mieszkaniu Anthonego, wszystko zdawało się być podpisane cudzymi inicjałami. Może więc skorzysta z jej pomysłu, może sprawi sobie swój własny prywatny kąt, by… No właśnie, po co? I dlaczego wizja ta zdawała się aż tak kusząca?
Zdając sobie sprawę z tego, że od długiego czasu milczy, wypuścił głośno powietrze z płuc i pokręcił lekko głową. — Przeklęta Dolly — skwitował, czując, jak żołądek jego poczyna zamieniać się w kamień. Sprawa Hope była bardziej dramatyczna, tak sądził. I bardziej go martwiła, niż przypuszczał. Jude niekoniecznie potrafił w przyjaźnie, a tu proszę, cała ta jej opowieść wierciła dodatkowe dziury w jego brzuchu. — No jak to on cię pocałował i zadbał o wszystko, to co miałaś niby zrobić? Zdzielić go po pysku? Bo ja myślę, że jak ktoś cię całuje, to mimo wszystko to jest to miłe i nie musi znaczyć nic — zaraz zwymiotuje. Kurwa, z całą pewnością. Obrócił w dłoni kubek z napisem Vermont, upił trzy łyki wina i usiadł ciężko na ziemi. — Ja? — zaśmiał się histerycznie. — Niczego bym nie powiedział — rzucił, prędko zapychając się czekoladowym ciastkiem, które w przyjemny sposób rozpływało się w ustach. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Jak powiedzieć. I czy obie te sprawy można w ogóle do siebie przyrównać. Przełknął głośno ostatni kawałek ciastka i zerknął nieśmiało na Hope. — A myślałaś o tym… no wiesz, że… że kurwa, no, wiesz — rozmawianie o uczuciach i związkach? Jude nie miał pojęcia jak się do tego zabrać. Prędzej nauczyłby się żonglować jadąc na monocyklu, niż odpowiednio nazywać wszelkie kłębiące się w głowach myśli. — Że w sumie jebać ten ślub, skoro jest Nemo i… Czy ty sobie pomyślałaś, że on całuje lepiej, niż Tony? — tylko niech mu nigdy nie zadaje podobnych pytań. Cofnął się nieco, by schronić w cieniu i oprzeć o balustradę — może faktycznie był chory, może to grypa mąciła mu w myślach, może faktycznie powinien udać się do lekarza.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Ironicznie bezpieczny teren powinien być tam, gdzie był Tony. A ona szukała go w domu, który powinna dawno sprzedać lub przynajmniej nie wypowiadać umowy na niego najemcom. A ona zadziałała pod wpływem impulsu. Ogromnych emocji, które wtedy kierowały nią, gdy całowała się z Nemo. Zupełnie, jakby te emocje były jak chmury, który gwałtownie zawisły nad jej związkiem. Problem w tym, że ona się burzy nie bała, a sztorm Delany, który pojawił się w jej życiu, sprawiał, że miała znów wrażenie, że żyje. Podobnie się czuła na początku związku z Tonym. Ale czy podobnie oznacza to samo? Nadal miała całą masę rzeczy na głowie związanych ze ślubem, ale chociaż robiła je w dalszym ciągu, to miała wrażenie, że coś zawsze jest nie tak. Nie umiała się odnaleźć w tej sytuacji i potrzebowała chwili takiej jak ta, z przyjacielem, żeby móc dojść do siebie. Żeby móc się wygadać, ale i wysłuchać. Przynajmniej na chwilę oderwać myśli. Ale nie chciała się skupiać cały czas na sobie — chciała wiedzieć co u niego, bo ze swoimi myślami była już stanowczo za długo.
- Niby wszystko się zgadza Jude. Ale pamiętaj, że nadal mam to… - Nieznacznie uniosła dłoń, żeby zaprezentować pierścionek zaręczynowy. Niezwykle piękny i drogi swoją drogą. Taki, który naprawdę sprawił, że poczuła się szczęśliwa, gdy go otrzymała. Taki, dzięki któremu myślała, że znalazła już swoje miejsce na zawsze.
Cofnęła dłoń, żeby złapać szklankę z napojem.
- Zjebałam… Wiem. Ale w tym wszystkim nie to jest chyba najgorsze. - Hope rzadko przeklinała, ale w tym momencie wydawało jej się, że inne słowa nie mają dostatecznie dużo mocy, żeby mogła wyrazić co i jak się czuje. - Znalazłam sobie usprawiedliwienie dla tego wszystkiego. Tony zatrudnił swoją byłą, jakąś Laurissę, teraz zapomniałam nazwiska, do tego, żeby zorganizowała nam ślub. - Fakt, Tony zrobił to, zanim ona i Nemo się pocałowali, czy też Delany wyznał jej miłość. I właśnie w tym szukała jakiegoś usprawiedliwienia dla samej siebie, chociaż zawsze była tą, którą zdrada okropnie brzydziła.
Jude był bezpośredni w swoich radach. Dlatego ceniła go jako przyjaciela. Nie próbował okładać prawdy warstwą ładnych słówek.
- Szczerze? Myślałam. Wstyd się przyznać, ale więcej niż raz, ale wiesz co… Nemo mnie skrzywdził. Jeszcze tam w Stanach… Przyjaźniliśmy się całe życie, aż do czasu, kiedy mnie zostawił narzeczony. Poszliśmy się napić i jakoś się stało, że wylądowaliśmy w łóżku. A on miał wtedy kogoś. I gdy przyszło co do czego, to mnie olał, wybrał tamtą i tak znalazłam się tutaj. Anthony się mną zaopiekował i jakoś poskładał do kupy, chociaż wcale nie musiał. - Pytanie tylko, czy Hope teraz była z nim z miłości, czy raczej z chęci odpłacenia się za dobro, jakie jej okazał. Jeszcze niedawno wszystko wydawało jej się jasne, ale teraz? Teraz większość dnia spędzała na rozmyślaniu nad tym, że każdy popełnia błędy. Nawet Nemo, który przemierzył pół świata, żeby się o nią postarać.
- Ale dobra… nie będę cię zanudzać. Zdradziłam Tony’ego i to jest cholernie nie fair. Ale czuje jakąś ulgę, że mogłam ci o tym powiedzieć. Zupełnie, jakbym zrzuciła z pleców ogromny ciężar. - Upiła spory łyk alkoholu. - Zdawało mi się, jak dzwoniłeś, że też chcesz o czymś pogadać. Dawaj mi powody, żebym nie myślała o tym, jak się psuje śluby. - Zażartowała, nie mając pojęcia, że Jude przechodzi przez coś cholernie podobnego. Ciągnie swój do swego.

jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Prychnął na widok pierścionka. Kurwa, prychnął, tak bezczelnie i lekceważąco, jakby pokazywała mu właśnie środkowy palec, ale czy w sumie nie miało to podobnego znaczenia? Myślami jednak był przy Sollie i jej pierścionku, który kupił jej z pomocą matki. Jak, kurwa, żałośnie. Ten, który dostała, był znacznie brzydszy i tańszy od tego dzierżonego przez Hope, wiadomo — Jude nie miał tylu pieniędzy, co Anthony, a w momencie zaręczyn nie sądził nawet, że coś takiego, jak małżeństwo, wymaga wzięcia kredytu. Teraz ów długi miał, by zagwarantować Sollie wesele jak z bajki. Tyle że tego typu historii w bajkach jeszcze nie opowiadano — przerażony, wściekły na siebie zastanawiał się, jakby to było, gdyby pewnego dnia oświadczył jej, że to nie z nią chce być, a z jej bratem. Myśl tak paraliżująca, że prędko się jej pozbywał, ale uparcie dręczyła go co jakiś czas. — No i co, masz drogi pierścionek, to wszystko. Możesz mu go oddać, ale nie musisz, skoro ci go po prostu wręczył. Nie jesteś mu nic dłużna, nie podpisałaś jakiejś pieprzonej umowy, nie… — nie miał pojęcia czy wymówek szuka dla niej, czy jednak dla siebie. On sam nie zważał przy tym na wulgarny język, bo chyba jak się wyjeżdża za granicę mordować, mieszkać w strasznych warunkach i wsłuchiwać wyłącznie w melodię karabinów, to się innych słów już po prostu nie zna. — O kurwa i co, nie przeszkadzało ci, że ją zatrudnił? Pozwoliłaś mu na to? — zdziwienie rozbrzmiało w jego głosie, jako że nie spodziewał się takiej wiadomości. Jak dla niego, Hope jak najbardziej była usprawiedliwiona — Anthony spieprzył sprawę jako pierwszy. Ale czy Jude miał i podobną wymówkę? Nie. Cholera. Nie o nim jednak była ta rozmowa, toteż robił wszystko, by zapomnieć o własnych zmartwieniach — sięgnął po winogrono, popił je winem, a potem całość powtórzył raz jeszcze. — Dlaczego się otaczasz takimi idiotami, Hope? — westchnął kręcąc głową, ze smutkiem zauważając, że jego potężny kubek nie zawiera w sobie już ani kropli alkoholu. To dopiero było załamujące. — No ale spójrzmy na to racjonalnie, Nemo się wystraszył, wybrał łatwiejszą drogę, ale gdzieś po drodze uświadomił sobie, że cię kurwa kocha i chce cię odzyskać, zanim będzie za późno. No wiesz, zanim utkniesz w nieszczęśliwym małżeństwie na długie lata — nie miał pojęcia czemu broni Nemo, dlaczego sabotuje jej związek i skąd w nim to wszystko, ale cóż, Jude nigdy nie przejmował się słowami, które wypowiada. — Nie masz nigdzie ukrytej butelki wina, co? — spytał zrozpaczonym tonem, zastanawiając się, czy w razie czego mogliby skorzystać z jednej z tych usług, w których zamawia się jedzenie do domu. Dlaczego kupił tylko jedną butelkę wina? — To nie jest zdrada — rzucił cierpko, choć skrycie wiedział, że tego typu pocałunki są nawet dużo gorsze, niż pijackie wojaże, wobec których ląduje się z kimś w łóżku. Czyż jednak ta wizja nie była dodatkowo przerażająca? Jude odkaszlnął, poprawił krawędź koszulki u szyi, smutnym wzrokiem zerknął do pustego kubka. — Mam w sumie dwa pytania, ale musisz mi obiecać, że się nie wkurzysz — powiedział takim tonem, jakby stawiał właśnie zatrzymanej osobie warunki aresztowania. — No to… ten, w sumie to pierwsze to bardziej prośba. Bo się przyjaźnimy. A skoro, no wiesz, całowałaś już Nemo, to może mogłabyś pocałować też mnie? Tylko w celach naukowych, Hope, nie patrz na mnie w ten sposób, ja po prostu muszę wiedzieć, bo… Kurwa, ja chyba nie wiem, pocałuję cię i powiesz mi, czy robię coś źle? — można być już po trzydziestce, można planować ślub i spodziewać się dziecka, ale zachowywać się przy tym tak, jakby miało się piętnaście lat. Co jednak Jude miał zrobić? Danny po jednym pocałunku stwierdził, że jednak do niego niczego nie czuje, a Sollie nie mógł pytać, czy coś robi nie tak. Gdzie miał zyskać pomoc, jeśli nie u Hope? Swojej przyszłej i ostatecznej żony?

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Hope miała w pierścionku jeszcze ostatnią nadzieję. Nie, nie w wartości materialnej, czy samym przedmiocie, ale w uczuciu, jakie za sobą niósł, gdy go otrzymała. Wiedziała, że gdy mówiła Tony’emu tak, była pewna, że to jego chce poślubić i z nim spędzić resztę życia. Ale z drugiej strony, teraz gdy na niego patrzyła, to czy tak naprawdę zrobiła to z wielkiej miłości, czy może dlatego, że Tony dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego wtedy potrzebowała? Którego nikt nie potrafił jej dać w tamtym czasie. Zatroszczył się o nią. Był wyrozumiały dla jej obaw i z pewnością był mężczyzną, który wiedział, czego chce od życia. Nie był jak chorągiewka na wietrze. Ale właśnie? Czy był miłością jej życia? Może żyła trochę w bajce, zupełnie nieświadoma tego, jak żyje się na zewnątrz tej bańki, która sprawiła, że miała dostęp do rodzinnych pieniędzy, które później otworzyły jej wiele drzwi. Jak teraz. Tak na dobrą sprawę wcale nie musiała się martwić tym, że nie ma gdzie pójść. Jej dom w zasadzie stał pusty i tylko czekał na lokatora.
Spojrzała na pierścionek, słuchając słów przyjaciela.
- To nie o sam pierścionek chodzi Jude. Przecież wiesz. Przyjmując go, w pewnym sensie wiążesz się umową, która z prawem nie ma nic wspólnego. Ale to taka jakby wspólna deklaracja, nie? Że chcesz z kimś spędzić resztę życia. - Bo w teorii, w idealnym świecie, tak to powinno działać prawda.
Westchnęła.
- Nie powiedziało mi. Żadne z nich. Czułam się jak kretynka, kiedy się dowiedziałam. Tony’emu się wymsknęło w czasie jednej z ostatnich kłótni. - Powiedziała ciszej. Ostatnio w zasadzie tylko się kłócili. - Wściekłam się. Rozbiłam mu szklankę i butelkę od whiskey. Mówię ci. Jakiś diabeł we mnie wstąpił. A mieliśmy wtedy jechać do spa. Nie muszę mówić, że z wyjazdu nici. Ale napisał jej maila, że rezygnuje z jej usług. - Tony i Laurissa mieli historię. Gdyby jej narzeczony uświadomił Hope o niej, być może podeszłaby do sprawy zupełnie inaczej. A tak? Nie powiedział jej, Laurissa też milczała na ten temat, zupełnie jakby byli w zmowie. Zrobili z niej kretynkę do kwadratu. - A weź… Czasem tylko wziąć i zaszyć się gdzieś z jakimś zwierzakiem i mieć święty spokój. - Stwierdziła, wstając. - Rzeczywiście… Coś się przyda. - Jako kobieta w kryzysie związkowym, oczywiście, że miała butelkę wina. Chyba miała nawet jakąś wódkę do drinków. Ale niestety — nie była najlepsza w piciu sama. Ostatecznie jednak przyniosła wino i dwa kieliszki. Słuchając go, rozlała więcej, niż restauracje przewidują. - Czekaj co? - Trochę wina chlupnęło w naczyniu, ale na szczęście nic się nie rozlało. - Zacznijmy od tego, czemu sądzisz, że miałbyś robić coś nie tak? - Spytała, marszcząc nieznacznie brwi. - Sollie coś powiedziała? - Zaraz jednak jej twarz wypłynęło zaskoczenie. Przysunęła się bliżej Jude’a, jakby chciała się upewnić, że nikt inny ich nie usłyszy, chociaż byli sami. - Bo chyba nie ktoś inny? - Na razie kwestię pocałunku zostawiła na boku, ale zadziwiające i chyba dość znaczące było to, że w pierwszym momencie pomyślała, że byłoby to nie fair względem Nemo. Nemo, a nie Tony’ego.

jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Deklaracja. Pieprzona umowa. Gdy oświadczał się Sollie był szczęśliwy. Gdy myślał o tym, że spędzą ze sobą całe życie, był spokojny. Wszelkie problemy pojawiły się z czasem, a on zrozumiał, że po prostu nie jest na to wszystko gotowy. Że związkiem tym zasłania jakąś prawdę o sobie, być może ściśle łączącą się z tym przedziwnym rozważaniem, dlaczego z żadną kobietą nigdy mu nie wyszło. Ale dość, chodziło teraz tylko i wyłącznie o Sollie, Geordana wyrzucić musiał na zawsze ze swych rozgorączkowanych myśli. — To brzmi strasznie ckliwie. I naiwnie. No więc, Hope, ja już kiedyś byłem zaręczony, wiesz? Wierzyłem w tę całą pieprzoną miłość i szczęśliwe życie, a potem dostałem nagle ten pierścionek. Z listem. W kopercie — prychnął, na moment powróciwszy do tamtych zdarzeń. Mógł tłumaczyć to tym, że był młody i naiwny, ale tamta sytuacja powinna dać mu wiele do myślenia. Może gdyby wyciągnął odpowiednie wnioski, nie wpakowałby się teraz wcale w tę przedziwną relację z Sollie?
Kurwa — podsumował tylko jej opowieść, posyłając jej pełne zdumienia spojrzenie. — Dziwię się, że nie rozbiłaś mu tej butelki na głowie — dodał, choć pewnie jako stróż prawa nie powinien nawet podsuwać jej tak nierozważnych pomysłów. Mimo to dziwił się, że podeszła do tego mimo wszystko spokojnie, bo nie chodziło wcale o zupełnie błahą kwestię — gdyby Jude dowiedział się, że Sollie zataja przed nim podobne sprawy, wpadłby w furię. Nikt nie lubi być okłamywany, prawda? Stwierdził, że pieprzyć ten cały zdrowy tryb życia i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Gdy odpalił jednego, wyciągnął ją w stronę Hope, bo umówmy się — nikotyna była im teraz niezbędna. — Kiedy uciekamy? — spytał z bladym uśmiechem, zaciągając się trującym dymem. Nie palił od dawna, bo Sollie mu zabraniała, ale teraz kurwa czuł się w końcu tak wolny, jak nigdy wcześniej.
Oczekując na jej przybycie wpatrywał się w błękit nieba i kłębiaste chmury, które zwiastowały, że wieczorem rozpocznie się kolejna ulewa. Chciałby zniknąć. Uciec od tych dylematów, od problemów, od prawdy. Od tego, że nieustannie myślał o Dannym. Dość krzywo uśmiechnął się więc, gdy Hope powróciła, ale grymas ten pogłębił się, gdy rozlała do dwóch szkieł alkohol. — Em, no bo… Kurwa Hope, ja po prostu chciałbym, żeby moja przyjaciółka mi powiedziała, czy dobrze całuję. Boże — prychnął rozgniewany, upijając od razu spory łyk wina. Cholera. Czas na drugie pytanie. — Czy ty się kiedyś całowałaś z inną kobietą, Hope? — spytał więc, ignorując wszelkie posłane mu słowa. Brzmiał zapewne jak każdy obrzydliwy facet, ale przecież nie chodziło mu o nic niewłaściwego. Chyba… chyba łatwiej byłoby się jej przyznać do wszystkiego, gdyby… Gdyby okazała się bardziej otwarta na świat niż on.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Może i była naiwna. Może i wierzyła ślepo w to, że gdzieś na końcu drogi czeka ją szczęście. Ale czym byłoby życie bez marzeń, które można sobie spełniać, chociażby małymi kroczkami? I nie, wcale nie musiały być dla wszystkich takie same. Z całą pewnością jednak Hope była romantyczką i chciała, żeby jej się ułożyło.
- Też byłam. Miał na imię Sawyer. Rzucił mnie i wyjechał robić karierę w Nowym Jorku. To po nim pocieszał mnie Nemo, kiedy... No wiesz. - Wzruszyła lekko ramionami, ale wcale nie oznaczało to, że zamierzała odpuścić Jude’owi. - A co u was się stało? Tak po prostu ci go odesłała - Dopytała, bo tej strony mężczyzny jeszcze nie znała. Ciekawa była, co mogło być w tym liście. - I chcesz mi powiedzieć, że nie wierzysz w miłość? - To akurat ją zasmuciło, bo czy mogło być coś przyjemniejszego, niż zakochanie się? - Na długo przed Sollie to było? - Może chociaż on był mądrzejszy? Może chociaż on nie pchał się z miejsca w nowy związek, gdy wciąż nie przepracował poprzedniego?
- I tak było mi wstyd... Przelazłam przez to szkło, zatrzasnęłam się w łazience, jak jakaś drama queen. - Pokręciła głową nad swoim zachowaniem. Było jej zwyczajnie wstyd, że zamiast wszystko przegadać, po prostu dała się ponieść emocjom. - Nie mogę po prostu o tym myśleć, bo kiedy tylko to robię, to mnie skręca. Nawet nie wiem, kiedy się tak od siebie z Tonym oddaliliśmy. - A może wręcz przeciwnie? Może doskonale zdawała sobie sprawę z tego momentu?
- Jak tak dalej pójdzie, to zanim stąd wyjdziesz, będzie już na nas czekać taksówka, która zabierze nas prosto na lotnisko. Co powiesz na to, żeby poznać moich rodziców? - Westchnęła.
No i cóż... głupich pomysłów nie powinni podsuwać sobie nawzajem i dalej szli w opróżnianie butelki wina. Ale przydatnym było to, mieć takiego przyjaciela jak on. Zawsze potrafił ją doprowadzić do porządku w kilku słowach, nie sprawiając jednak, że czuła się głupia. W jakimś stopniu ich szaleństwo było na podobnym poziomie, to zaś czyniło z nich dobrych przyjaciół. Był przystojny, a i owszem, ale czy gotowa była w razie czego wplątywać się w niespokojną relację?
Z drugiej strony... To tylko jeden całus i to w celach naukowych. Czy to naprawdę coś złego?
- Nie całowałam się z kobietą. Chyba nie jestem w ich typie. Ale... dlaczego pytasz? - Jego pytania stawały się coraz dziwniejsze, a ona nie potrafiła rozgryźć, do czego właściwie pije. Jakaś orgia? Sollie całowała się z kobietą i teraz nie chciała całować Jude’a? - Ale ja ogólnie nie mam jakichś większych doświadczeń. Prędzej Nemo więcej eksperymentował niż ja. - Studiowali razem. Hope była kujonem, a on? Cóż... Niewiele w życiu okazji przepuścił.
- Powiesz mi wreszcie, o co chodzi Jude, czy mam Ci podać głupiego Jasia, żebyś mi wszystko wyśpiewał? Jak mam być przedmiotem badań, skoro nie wiem, jakie rzeczy będziemy sprawdzać? - Chyba powinna odstawić kieliszek z winem, póki jeszcze nie poszli o krok za daleko. Chyba że naprawdę miałoby mu to pomóc.


jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
najmocniej przepraszam i błagam o wybaczenie! :crying:

W głębi duszy Jude także był romantykiem, na swój dziwny, pokręcony sposób. Być może ze słów jego wynikało teraz coś innego, ale gdyby nie ta wielka wiara w miłość i szczęśliwe zakończenie, nie miałby za sobą złamanego serca, wizji życia z Creason i obaw, że z Sollie również mu nie wyjdzie. Nie myślałby bez przerwy o Geordanie. Gdyby był tak chłodny i przekonany, że miłości nie ma, sypiałby codziennie w innej sypialni, w ramionach innej osoby, uciekając o świcie do swego życia pozbawionego wyrazu. Ta jego naiwna natura objawiała się jednak tym, że Jude Westbrook nie miał bogatego życia towarzyskiego. Ilość jego związków wyliczyć można by na palcach jednej ręki, przy czym brakowało w tym wszystkich zuchwałych i beztroskich ekscesów.
Powiedziała, że ma dość, że nie będzie na mnie czekać, że poznała kogoś innego — do dziś wierzył w tę wersję wydarzeń, nie mając pojęcia o tym, że Crea tak bardzo wówczas cierpiała. Skoro jednak postanowiła zrezygnować z nich bez walki, nie miało to jednak znaczenia, prawda? — Nie wiem Hope, czasem wydaje mi się, że ja po prostu nigdy nie byłem tak naprawdę zakochany. To znaczy… nie jestem pewien, co wtedy powinno się czuć — mruknął kwaśno, bo pogubił się w tym wszystkim niesamowicie. Wpojono mu konkretne wzorce, którym się podporządkował i nie wpadł na to, że rozwiązanie od dawna jest na wyciągnięcie ręki. Że owszem, kocha, tylko przez strach tego nie dostrzega. — Jakieś… dziesięć… osiem lat temu? — potem po prostu egzystował, jak sądził, nie żyjąc tak naprawdę, ale i to było kłamstwem. Bo po drodze kogoś miał, nic poważnego, jasne, ale i tak liczył się tylko Danny i jego wsparcie. Boże, czemu był ślepy na to wszystko?
Słuchaj, Hope, nie musisz się niczego wstydzić, to on zjebał. Postawił cię w chujowej sytuacji, jak niby miałaś zareagować? — wszystko miało swoje granice, prawda? — Zamierzasz z nim o tym porozmawiać? No wiesz, wskazać mu, że się zjebało? — naturalnie Jude nie miałby pojęcia co robić, jak reagować. Czy naprawiać coś, na czym mu zależało, czy jednak doprowadzić do kompletnej destrukcji. Widmo ślubu niejako nakazywało walkę i pewnie dlatego nadal sam był z Sollie, ale to wszystko było tak bardzo trudne, ciężkie w opanowaniu, że czasem czuł, jak i teraz, że się dusi. Więc chociaż współczuł Hope z całego serca, liczył po cichu na to, że okaże się rozsądniejsza. Mądrzejsza. I że będąc jego przewodnikiem i inspiracją pomoże mu odnaleźć w życiu szczęście. Tak, Jude zamierzał ślepo zaufać jej decyzjom i przenieść je na własne życie. — Powiedz mi tylko, czy woleliby dostać wino czy kwiaty, czy jednak za twoją rękę powinienem kupić im stado owiec — zachichotał, czując, jak serce jego przygniata niewidzialny głaz, którego nie sposób było się pozbyć.
Ja… — zaczął, ale nie wiedział, jakich słów użyć. Co w zasadzie chce jej powiedzieć. Pełną prawdę? Tę, której przed samym sobą nie dopuszczał do głosu? Kłamstwo? Fikcję? Upił łyk wina. — Ja… — czyż nie było pocieszeniem to, że Nemo eksperymentował, a Hope i tak go lubiła, czy raczej — kochała? Czy w ogóle mogło mieć to wszystko jakiekolwiek znaczenie? Opróżnił swój kubek i wbił w nią spojrzenie, uznając, że upije się dziś na tyle mocno, by niczego z tej rozmowy nie zapamiętać. — Danny mnie pocałował, wiesz, jak były święta i w ogóle, ja się tego dnia pokłóciłem tak mocno z Sollie i ona pojechała do rodziców, a ja zamiast pojechać po nią całowałem się z Dannym, chociaż to nieprawda, bo czekaj, ja chciałem żeby to trwało, ale on stwierdził, że to nic dla niego jednak nie znaczy, boże, powiedział, że się PORZYGA, że to obrzydliwe… a ja nadal o tym myślę, o nim myślę, ale kurwa, on jest bratem Sollie, na miłość boską, Hope, co jest ze mną nie tak? — przypatrując się jej uważnie naprawdę liczył na odpowiedź. Może od razu skierowanie do psychiatry. Cokolwiek. Jakąś pomoc, bo bał się, był zagubiony i niepewny co dalej. — Myślisz, że ja naprawdę fatalnie całuję? — bo o cóż innego mogło chodzić? Chyba już był pijany, skoro tego bał się najmocniej.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
nic sie nie stało <3

Bycie romantykiem objawia się czasem paradoksalnie w panicznym lęku przed miłością. Bronimy się przed nią, jak przed słabością, podczas gdy dobrze ulokowana może być potężną siłą. Ale właśnie… Nigdy nie ma pewności, czy druga osoba jest tą właściwą. Stąd właśnie popada się ze skrajności w skrajność. Albo przenosi się góry ze szczęścia, albo popada w otchłań rozpaczy, albo znów szaleje ze strachu. W przedziwnych wyjątkach można było odczuwać wszystko na raz. A przynajmniej ona była o tym przekonana.
- To… to niezbyt przyjemne rozstanie. - Stwierdziła, żeby nie użyć ostrzejszego słowa. Nie znała dziewczyny i nie wiedziała, jakie miała motywy, ale czy czekanie nie było w jakimś stopniu nieświadomym testem tego, czy w razie czego ta osoba jest gotowa wyczekiwać też innych rzeczy? - Wszystko jeszcze przed tobą Jude… - Czy brzmiała jak naiwniaczka? Być może, ale nie umiała wyprzeć z głowy myśli o tym, że na każdego gdzieś ktoś czeka. Nawet na niego. Jeśli miłość miała przyjść, to mogła zrobić to dosłownie w każdym momencie czyjegoś życia.
Prawda?
Czy Tony naprawdę był winien całej sytuacji? Chciałaby móc to powiedzieć, ale jednocześnie sama siebie nie potrafiła do tego przekonać. Może wcześniej zrobiła coś takiego, że chciał po prostu zbliżyć się do byłej?
- Nie rozumiem jedynie, czemu mi nie powiedział, że to jego była. Sytuacja byłaby mniej podejrzana dla mnie, gdyby to zrobił. Bo jeśli to ukrywał, może było co ukrywać? - Nie mogła oprzeć się takiemu właśnie wrażeniu. Że od początku coś było na rzeczy. - Ale chyba nie umiemy już rozmawiać. Ostatnio, kiedy próbowaliśmy, ciągle się kłóciliśmy. - Wypuściła powietrze jakby ciężej. Smutniej. - Odgryza się za każdą uwagę o Laurissie, wypominając mi Nemo. I ma rację. - Wzruszyła ramionami, chociaż ewidentnie, nie było jej wszystko jedno.
Przysunęła się bliżej przyjaciela, tak by mogła oprzeć głowę na jego ramieniu. Obojgu było ciężko, więc ten rodzaj bliskości wydawał się jej potrzebny im obojgu.
- Myślę, że najszczęśliwsi by byli, gdyby znalazł się ktoś, kto by mnie skrzywdził. A tobie się to jeszcze nie udało. Nawet kiedy polałeś mi danie ostrym sosem, to dałam sobie radę. - Spędzili ze sobą tyle czasu, że w zasadzie czuła się już swobodnie, żartując w ten sposób. Teraz widziała, że przyjaciel potrzebuje wsparcia.
Widząc, że się męczy z wyznaniem prawdy, podniosła głowę z jego ramienia i spojrzała na niego poważnie, z uwagą.
- Danny? - Imię w pierwszej chwili nie zapaliło lampki. Dopiero któryś trybik wskoczył na swoje miejsce. - Danny Belmont? - Spojrzała na niego z pewnym niedowierzaniem. Chyba kiedyś rzeczywiście wspominane było, że się znali, ale takiego wyznania Hope się nie spodziewała. Że jej przyjaciel i były pacjent… razem?
Wysłuchała go jednak i sama też przechyliła swój kieliszek do końca, żeby ponownie napełnić szkła im obojgu. To była naprawdę spora rewelacja.
Dopiero gdy doszło do rozpaczliwego pytania, Hope odstawiła wszystko na podłogę i usiadła tak, by Jude musiał na nią spojrzeć. Położyła mu dłonie na ramionach.
- Hej! Hej! Spójrz na mnie! Wszystko z tobą w porządku ok? - Zapewniła go z pełną stanowczością w głosie, którą miała zazwyczaj w głosie tylko wobec pacjentów, którzy panikowali. - Nie sądzę, żeby chodziło o jakoś twoich pocałunków. Jeśli mam być zupełnie szczera, to raczej o to, że jednak o sam fakt tego, że to zrobiliście. Że w pewnym sensie… hmmm… zdradziliście to mocne słowo, ale raczej o to, że oboje *hic* jesteście z Sollie bardzo blisko, chociaż na różne sposoby. Twoje usta wyglądają na zdolne do bardzo dobrych pocałunków, więc zakładam, że to moja wersja jest prawdziwa. - Nie miała wątpliwości, że Jude dobrze całował. Chyba też czuła lekki szum w głowie, że myślała w takich kategoriach. Potrzebowała chwili na przemyślenie tego, co powiedział. - Rozmawiałeś z nim potem? Widzieliście się…? - Bo jej zdaniem powinni. Nawet jeśli w dalszym ciągu uważała, że bardziej zaskoczyć jej nie mógł.


jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wzruszywszy ramionami, jak zwykle, odegnał od siebie te wszelkie tajemnice i niejasności, jak i przeszłość, która w żaden sposób już nie bolała, a która tych kilka lat temu zdawała się swoją siłą pozbawiać go życia. Nie miało to już najmniejszego znaczenia, a na pewno nie teraz, nie tutaj, gdy lepkie promienie upalnego słońca kąsały jego skórę. Teraz był całkiem pewien swoich uczuć i tego, co na niego czeka. Był pewien, że odrobina cierpliwości mu w tym wszystkim pomoże, że w istocie przyjdzie mu w końcu zaznać tejże miłości nasiąkniętej romantyzmem, że będzie już wtedy pewien i że za nic ów uczuciu nie pozwoli odejść. Musiał jednak milczeć, musiał życzenia te skrywać przed światem, by nie zostały mu odebrane.
Nie chcę być odpowiedzialny za to, jaką podejmiesz w związku z tym decyzję, ale… Nie, Hope, to nie jest normalne. Gdyby nie miał niczego do ukrycia, powiedziałby ci od razu — rzekł posępnie, uważnie śledząc ją spojrzeniem. Jej reakcje, najmniejsze, były dla niego ważne. Zastanawiał się nad tym wszystkim intensywnie, to jest koncepcją małżeństwa. A raczej tych dwóch konkretnych, do których dojść raczej nie powinno, ale przecież oboje byli zbyt dobrze wychowani, by doprowadzić do ich rozłamu. Czyż nie? — Pytanie więc brzmi, czy masz jeszcze na to wszystko siłę. I czy wierzysz w to, że warto brnąć w to dalej — on sam odpowiedzi na to wszystko nie znał. Próbował odkryć prawdę wielokrotnie, ale nadal sprawy były dla niego niejasne, ale… Siły jednak już nie miał. Nie, zdecydowanie nie. Spochmurniał w sposób widoczny, wiedząc, że będzie musiał to zakończyć. Za dzień lub dwa, tydzień bądź miesiąc, ale jedno było już pewne — nie będzie mógł poślubić Sollie.
Choć uśmiech na moment przyozdobił tę zmęczoną, udręczoną twarz, gotów zaśmiać się w chwilowym uniesieniu, mnogość problemów skutecznie mu to uniemożliwiła. Chłonął jednakże bliskość przyjaciółki, jej wsparcie i w końcu, właśnie teraz, uświadomił sobie, że jest jedynym takim promykiem jego życia. Że będąc pewnym, że przyjaciół nie ma żadnych, udało się mu jakimś cudem tę jedną, cudowną osobę do siebie przekonać. Jak? Kiedy się to stało? Rozkojarzony tą myślą wbił w nią zaskoczone spojrzenie, dopiero w tym momencie uświadamiając sobie popełniony błąd. — Nie — zaprotestował prędko, przełykając głośno ślinę. — Nie. Nie, nie, nie, nie. Nie miałem ci tego mówić — czuł, że nie jest w stanie oddychać, że jego klatka piersiowa zapada się i zapada, że i on się zapada i że wobec tego zniknie zaraz, raz na zawsze. Twarz jego się zapłoniła, a on, przerażony, nie miał odwagi wsłuchiwać się w wymawiane przez Hope słowa.
Nie-e, jeszcze nie — wymamrotał, kompletnie zagubiony. Być może miała słuszność. Być może, chociaż lepiej gdyby tak nie było, bo ów słowa dodały mu dziwnej nadziei. — Tylko mu niczego nie mów. Nigdy. On myśli, że to wszystko, że to dla mnie nic i niech tak będzie — cóż, Jude nie był gotowy jeszcze na uświadomienie sobie tak wielu spraw. Na przykład tego, że z Sollie związał się wyłącznie z powodu tęsknoty za Georgem, jako i że ona w ten sam sposób za nim tęskniła. Albo tego, że tak naprawdę od dawna czekał na pierwszy krok z jego strony, bo sam był nazbyt przerażony, by zrobić cokolwiek. By zrozumieć, że jego życie nie jest czarno białe i że to nic, jeśli do tej przyjaźni dawno temu wkradły się większe uczucia.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Tajemnice bolały. I to nie w sposób, jak boleć może skaleczenie, czy poparzenie. Ból był o tyle straszniejszy, że niemożliwy do okiełznania w samotności. A tajemnice właśnie były na tyle przebiegłe, że właśnie w jej cieniu, w tym samotnym przeżywaniu, rozwijały się najlepiej. W takich chwilach właśnie mieli siebie. Nie znali się długo, ale to, że mogli się przed sobą otworzyć, pomagało. Lekkim ukojeniem muskało rany, żeby złagodzić ból. Wiedziała, że od kogo, jak od kogo, ale Jude powie jej całą prawdę, nawet jeśli nie była ona najprzyjemniejsza do słuchania.
- Wiem… Próbowałam go w głowie usprawiedliwiać wiele razy. Wyrównać winy. Ale czasem mam wrażenie, że po prostu tak musiało być. - Wyciągnęła przed siebie długie nogi, pozwalając jasnej skórze ogrzać się w ostatnich tego lata promieniach słońca. - I chyba właśnie dlatego nie do końca mam do niego pretensje. - Stwierdziła, zupełnie jakby godząc się z tym że koniec, chociaż się zbliża, wcale nie wydaje się jej taki straszny. W tym chyba również zawierała się odpowiedź na jego pytanie. Czy dalej w to brnęli, czy tak naprawdę decyzja już zapadała, tylko należało powiedzieć o niej głośno. Odwołanie drugiego z kolei już ślubu z pewnością było tym, o czym marzyła jej rodzina i znajomi z Ameryki.
Błogość sielanki przerwana została jednak niespodziewaną paniką w przyjacielu. Hope momentalnie zareagowała, przesuwając się tak, by swoje dłonie ułożyć na jego torsie w uspokajającym geście.
- Jude… Spokojnie. Nic się nie stało. Wszystko, co powiedziałeś, jest ze mną bezpieczne i z pewnością nie zostanie wykorzystane przeciwko tobie. - Tym razem ona próbowała zarzucić uspokajającą uwagą. Szybko dłonie przeniosła na jego policzki, unieruchamiając twarz i potem nagle, w przypływie impulsu zbliżyła się do niego, na krótką chwilę niemal łącząc ich wargi w przyjacielskim pocałunku. Minęła je dosłownie o milimetry.
Cofnęła się dopiero po chwili, wciąż oddychając nieco ciężej, ale z pewnością na krótką chwilę zamknęła mu możliwość wypowiadania tych wszystkich nie mądrości.
- Nie powiem. - Miała nadzieję, że ten gest go uspokoi i w pewnym stopniu przypieczętuje tajemnice, jaka ich teraz łączyła. - Ale musisz mi obiecać, że kiedyś się dowie o tym, co myślisz. Nawet jeśli miałby być to list wysłany z łoża śmierci. Takie uczucia nie powinny pozostać tajemnicą na zawsze. - Sama mogła być doręczycielem tego listu, jeśli będzie tego chciał. Niezależnie jednak od tego, czy Jude prośbę spełnił, czy nie, Hope wiedziała jedno. To nie kiepskie całowanie musiało być przyczyną przedziwnej reakcji Geordana. Bo w jej mniemaniu Jude’owi niczego nie brakowało, a już zwłaszcza nie w tej kwestii.

jude westbrook

/zt x2
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
ODPOWIEDZ