lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Zaaferowane dźwiękami i cieniami na nagraniu, nie zauważyłyście, że na stogu siana, z którego właśnie zabrałyście, zdawać by się mogło nikomu niepotrzebny blat od stołu, pozostała ciemnoczerwona plama. Nie zorientowałyście się też, że niezidentyfikowana ciecz znajdowała się również od spodu deski - to właśnie jej kilka kropel prysnęło na kostkę Raine, gdy ta upuściła blat i powoli spłynęły w dół stopy dziewczyny, powodując uczucie łaskotania. Czy to krew? A może zwykła farba? Tylko co w tym opuszczonym miejscu pod starym blatem miałaby robić kałuża świeżej farby? A jeśli to jednak to pierwsze... Co też tu mogło się (całkiem niedawno!) wydarzyć?
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
Głupia, niegłupia. Mądra, naiwna. Romy wiele różnych określeń usłyszała skierowanych do siebie. Stało się to nieodzowną częścią publicznego życia, które wraz ze swoimi plusami, niosło też oczywistą wrażliwość na opinie innych ludzi, niekoniecznie wyrażane w konstruktywny sposób. Z początku przejmowała się każdym komentarzem, każdą łapką w dół, która zdawała się ciągnąć ją do ciemności rozpaczy i rozczarowania w przekonaniu, że faktycznie nie jest wystarczająco dobra. Aż któregoś dnia wreszcie zauważyła, że osoby kryjące się pod ikonkami memów z żabami nie znają jej. Nie wiedzą kim jest, co ma do zaoferowania, ani też nie starają się zrozumieć. Posapała kilka kroków, podciągając drewno do góry. - No jasne, głupie głupie. - Potwierdziła niepewnie, chcąc samą siebie przekonać i dodać hartu ducha. Nie zdążyła właściwie dodać na głos wiele więcej, bo blat wyślizgnął im z dłoni przy okrzyku przyjaciółki. Odskoczyła niespodziewanie, ale zaraz potem w strachu zbliżyła się do Raine. - Co… Wszystko w porządku? - Przerwała, obejmując ją wzrokiem, dopóki oczy nie spoczęły na plamce czerwonej cieczy. - JESTEŚ RANNA. KREW! KREW! - Wydarła się. Wiadomo, nie powinna, ale nic nie mogła na to poradzić. Myśli wirowały w przestraszonym kołowrotku, a kamera spadła na ziemię z głuchym stąpnięciem. - Co trzeba? Opatrzeć, lekarza, musimy iść jezusku… Ja nie wiem, nie wiem. Może urwę kawałek bluzki?? Zawinę ci, ale cholera, to z Burrbery, dobra trudno. - Heroicznie i jak przystało na dobrą przyjaciółkę, oderwała kawałek z dołu ubrania, ledwo ledwo, bo tkanina nie miała ochoty współpracować. Skąd tutaj wzięły się takie ostre rzeczy? Romy była przekonana, że miejsce zabezpieczono i zbadano w kwestiach przestępstw bardzo dawno temu, stąd nie miała zbyt wielu obaw prowadząc na eskapadę towarzyszkę. Teraz jednak nie mogła zaprzeczyć, iż nie był to najlepszy pomysł. - Dobra, zostaw tę dechę i zmywajmy się stąd zanim stanie się coś jeszcze. Możesz chodzić? Jak coś, oprzyj się na mnie. - Zaoferowała swoje ramię, poprawiając oderwaną część bluzki tak by wciąż prezentowała się w miarę normalnie. Może troszkę przereagowała, ale ostrożni dmuchają na zimne, czy strzeże ich coś tam. Nie była najlepsza w literackich porównaniach.
Raine Barlowe
powitalny kokos
daisy
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- NO COŚ MNIE DOTKNĘŁO!!! - powtórzyła niezbyt cicho i delikatnie, a kiedy Romy zaczęła wydzierać się o krwi, dziewczyna dopiero wtedy zerknęła na swoją kostkę, widząc spływającą po niej strużkę czerwonego płynu. Nie czuła żadnego bólu, tylko łaskotanie, chociaż łaskotanie nie było najlepszym określeniem, bo kojarzyło się jej z czymś przyjemnym, a teraz nie było przyjemnie. Deska zdawała się jej teraz być najmniej istotną rzeczą i tylko drgnęła lekko, kiedy z łomotem upadła na ziemię, wzbijając w powietrze tumany kurzu, pyłu i jakichś paprochów, które znów łaskotały jej skórę. Było trochę jak w wodzie jeziora, kiedy coś niespodziewanie dotykało skóry na stopie i nie wiadomo było, czy to tylko wodorost, czy może jakiś potwór z głębin. Nienawidziła ciemnej i nieprzejrzystej wody, dlatego nigdy nie nauczyła się porządnie pływać, a to uczucie teraz trochę się jej z tym skojarzyło.
- Ja nie wiem, chyba do Cainrs, do szpitala! - nie skojarzyła nawet marki bluzki i przez chwilę zastanawiała się po co ktoś jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku używa telefonów BlackBerry, a na dźwięk rwanego materiału znów drgnęła jakoś płochliwie. - A jak ja się wykrwawię? - jęknęła, myśląc o mamie, o swoim domu w Sapphire River i o kwiatkach, które ostatnio posadziła, a które mogły umrzeć po jej śmierci z braku podlewania. To w sumie nawet trochę poetyckie i romantyczne, jak Romeo i Julia. Nie była jednak gotowa na śmierć, więc miala nadzieje, że Romy ogarnie jakoś sytuację, złapala się jej ramienia i dała wyprowadzić na zewnątrz, gdzie słońce trochę ostudziło jej emocje, a prowizoryczna opaska zsunęła się w dół, rozcierając krople krwi, przez co widać było doskonale, że to nie jej krew. - ROMY JA NIE MAM ŻADNEJ RANY, TO NIE BYŁA MOJA KREW! - pisnęła obrzydzona i od razu zajęła się wycieraniem tych plam, które miała, ale wyszło na to, że tylko wszystko porozcierała, więc trochę pośliniła tę bluzkę Hillbury i wycierała dalej. Tylko jeśli to nie była jej krew, to co stalo się w środku?

Andromeda Hillbury
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
Uznawała swój dom za bezpieczną okolicę. Jasne, nie całą Australię. Wiedziała, że wiele złego dzieje się pośród zakamarków, o których czasami nawet strach myśleć, ale większość z miejsc, w których bywała znała jak własną kieszeń. Tylko dlaczego akurat tym razem ta kieszeń była umazana czerwonym płynem i dziurawa? Odetchnęła z ulgą na głośną, ale pocieszającą odpowiedź Raine. - Nie twoja? To nie moja przecież, nie. - Zawahała się, ale sprawdziła pobieżnym spojrzeniem odsłonięte części własnego ciała, pozostające wciąż w nienagannej, chociaż trochę przykurzonej kondycji. Naprawdę nic już nie rozumiała z tej sytuacji, prócz jeżących się na karku włosów i stałego dźwięku pikania rozładowującej się baterii kamery. Dokładnie sprawdziła informacje na temat miejsca, w którym obecnie się znajdowały, ale przecież nie do wszystkich miała dostęp. Jeśli jakieś szemrane biznesy miały miejsce w niedawnym czasie, to z pewnością portale informacyjne, czy policja, nie miały do nich dostępu. - Dobra, zwijajmy się stąd. Nie chcę się nawet zastanawiać, co to jest i co tu się wydarzyło. Do diabła z tymi deskami, kupie jakąś w Home Depot. - Pocieszyła przyjaciółkę słabo wypowiedzianym żartem, a następnie żwawo zebrała swe rzeczy do kupy. Poczekała aż Barlowe wytrze z siebie resztę farby, myśląc z trudnym do zamaskowania niepokojem, boże, żeby to była farba i żadnej innej wersji wydarzeń nie zamierzała przyjmować. Romy nie należała do osób szczególnie chętnych do narażania swojego zdrowia, czy ryzykowania naiwnością, zatem chociaż skłonna była sprawdzić, czy na pewno miejsce było opuszczone, nie zamierzała przeprowadzać prywatnego śledztwa. Być może powinna, tak może zrobiłby jakiś inny odpowiedzialny obywatel, ale sama Hillbury wolała założyć, że ktoś malował płot, albo podobnie do niej szukał starych mebli do odrestaurowania, niż rozlewał czyjeś płyny wewnętrzne na blat stołu. - Pewnie to tylko farba. - Na każdą inną myśl, zadrżała z przerażeniem, chwytając Raine pod rękę i znacznie szybszym niż zazwyczaj spacerem, udały się w stronę bramy.
| zt. Raine Barlowe i Romy
powitalny kokos
daisy
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
017.
Love it equals hurt
but you could be my saviour So I risk to burn
{outfit}
Ostatnie wycieczki sprawiły, że Melis wróciła do swojej pracy rześka i całkowicie gotowa. Stadnina prosperowała coraz lepiej, wszystkie remonty, choć jeszcze nie zwróciły swojej ceny, to na pewno podniosły wartość tego miejsca. Huntington mogła w końcu zatrudnić więcej ludzi i cieszyć się nowym startem. Była szczęśliwa, kiedy przechadzała się po tym miejscu, widząc instruktorów zajętych podopiecznymi, zadbane konie, które biegały po łące. Tata siedział na swoim wózku inwalidzkim na werandzie farmy i choć nie mógł obdarzyć jej uśmiechem z powodu swojej choroby, Melis widziała jego błyszczące oczy. To chyba najbardziej podnosiło ją na duchu. Jak głupia ocierała łzy wzruszenia, kiedy patrzyła na swoją ciężką pracę, swoją i ludzi, którzy ją w tym wspierali.
Wycieczka do Darwin dodała jej mocy nie tylko dlatego, że znacząco odpoczęła. Zamknęła ostatecznie jeden ważny dla niej rozdział – związek z Nicholasem. Wyjaśnili sobie wiele spraw, a przy tym tak dobrze się bawili, że zupełnie zapomniała o tym, że miała kiedykolwiek jakieś problemy. Natomiast wyjazd w góry z Aaronem dał jej dowód na to, że doszła do siebie po poronieniu. Oraz na to, że bardzo ceni sobie jego przyjaźń i naprawdę nie chce tego zepsuć. Musiała jakoś zdystansować się, zapomnieć o uczuciach, którymi go obdarzyła. Wiedziała, że to będzie trudne, ale obiecała sobie, że otworzy się na coś innego, na innych ludzi, może pójdzie na randkę? Nie wiedziała od czego zacząć, bo nigdy nie musiała szukać mężczyzn, zazwyczaj stawali na jej drodze przypadkiem. Tak było z Nicholasem i z Aaronem również. Nie mogła pochwalić się zbyt dużym doświadczeniem w tej sferze, ale naprawdę nigdy nie czyniła żadnych kroków, by te doświadczenia poszerzyć.
Dzisiejszy dzień również był pełen pracy. Melis nie zwracała uwagi na uciekający czas. Dopiero, kiedy zaczęło zmierzchać, osiodłała Tear – swoją ukochaną klacz i wybrała się na wycieczkę. W stadninie nie było również gniadosza, ale wiedziała, że osoba, która go wzięła na pewno przyprowadzi go z powrotem. Nie mieli do czynienia z oszustami. Melis postawiła stopę w strzemionie, dosiadła klacz wygodnie i ruszyła najpierw powoli, chwilę później popędzając konia do kłusu, a później do galopu. Wiedziała, że to nie jest tak naprawdę to, co Tear potrafi. Wielokrotnie cwałowały kilka kilometrów, nie zatrzymując się, a wiatr wyciskał łzy z oczu Melis. Teraz, jednak nie pozwoliła sobie na to. Zwyczajnie bała się po wypadku, w którym spadła z konia i straciła dziecko. Od tamtego dnia minęło kilka długich miesięcy, ale nadal tkwiła w niej jakaś obawa. Dotarły do opuszczonej farmy, którą zazwyczaj okrążały, by skierować się do domu, ale Melis zauważyła gniadosza wypożyczonego dzisiaj ze stadniny. Robiło się ciemno, dlatego ruszyła w tamtym kierunku. Nie wiedziała czy jeźdźcowi coś się stało, czy po prostu postanowił zrobić sobie przerwę. Zeskoczyła z Tear i przywiązała ją do ogrodzenia otaczającego farmę. Weszła do środka, nie pukając. To miejsce nie było zbyt często odwiedzane. – Halo – zawołała. – Wszystko w porządku? – spytała, nie potrafiąc odnaleźć wzrokiem osoby, która tu przyjechała.
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
#7

Chyba zrobił się z wiekiem sentymentalny, bo postanowił pożegnać się z Lorne, odwiedzić wszystkie miejsca które lubił jako dzieciak, spotkać się z dawnymi znajomymi i ostatecznie zamknąć rozdział Australijski swojego życia. Skoro Leonie ostatecznie nie chciała z nim być, to nie było sensu dłużej przeciągać tej udręki. Nie widział sensu w tym, by przyjeżdżać do rodzinnego miasta ponownie. Tak będzie lepiej, był o tym przekonany. Tu już go nic nie trzymało. A fakt, że był ojcem Tessie też nic nie znaczył, skoro miał zrzec się ojcostwa. Czy robił to dla siebie? Pewnie trochę tak, bo wiedział, że nie nadaje się do tej roli, zwłaszcza na warunkach Leo. Ale robił to też dla tej małej dziewczynki, by nie burzyć na siłę jej świata, w którym to Ephraim jest jej ojcem, nie Hunter.
Nie umiał jednak tak od razu pożegnać się z miastem, w którym spędził połowę swojego życia, a nawet więcej. Mógł dopilnować sprzedaży domu, który swego czasu kupił matce, mógł pozamykać swoje sprawy. No i oczywiście metaforycznie pożegnać się z młodością i dzieciństwem, poprzez odwiedzenie ulubionych miejsc.
Na opuszczoną farmę łaził z kolegami pić piwo, gdy jeszcze był za młody by robić to w pubach. Rozmawiali o dziewczynach, samochodach, muzyce. Snuli z zespołem śmiałe plany o ich przyszłości. Nie miał teraz ani ochoty na tak długi spacer, ani odpowiedniego samochodu by tu dojechać, dlatego zdecydował się na wynajęcie konia. Nie był jakimś wybitnym jeźdźcem, ale umiał jeździć konno. Swego czasu reżyser jednego z jego teledysków wymyślił sobie, że fajnie będzie jeśli Hunter będzie jeździć konno. I się chłopak musiał nauczyć. Stwierdził, że to całkiem relaksująca sprawa i zdarzało mu się w Stanach wypożyczać konia i jeździć po plaży... tak, często w towarzystwie jakiejś pięknej pani, bo jednak to robiło wrażenie na płci pięknej.
Trochę się na miejscu zapomniał. Pozwolił sobie porwać wspomnieniom i tak go jakoś naszło, że zaczął pisać piosenkę. Nie miał ze sobą gitary, ani żadnego innego instrumentu, ale miał telefon, a to wystarczyło by spisać tekst, czy zanucić i nagrać melodię. Piosenka była o utraconej młodości, o wspomnieniach, o tym co minęło. Siedział na górnym poziomie starej stodoły, machał nogami nad zanikającą w cieniu podłogą kilka metrów niżej. Koń stał sobie na dworze, dobrze przywiązany do płotu. A sam Hunter nie spodziewał się, że minęło aż tyle czasu, dopóki nie usłyszał głosu kobiety.
- Tak... - zawołał, szukając wzrokiem skąd jest ten głos. - To pani farma? - zapytał, bo może ktoś kupił to miejsce w międzyczasie i teraz był intruzem. Ostrożnie wstał i zszedł po chwiejnej drewnianej drabince na dół. - Już się stąd zbieram. - dodał, gdy schodził z drabinki.

melis huntington
christmas time
nick
brak multikont
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Każdy sposób na zamknięcie jakiegoś rozdziału w życiu był dobry. Nawet jeśli miała być to konna przejażdżka po miejscach, w których spędziło się najfajniejsze chwile w przeszłości. Melis nie miała zielonego pojęcia jak zamknąć własne. Jak skończyć z tą głupią miłością do Aarona, która pewnego dnia przestała sprawiać jej radość. Uświadomienie sobie, że ich relacja nigdy się nie zmieni było bolesne, a Melis niekoniecznie chciała to przeżywać. Chciała wyleczyć się z tych uczuć jak najszybciej. Tylko jak miała to zrobić? Jak miała przestać kochać kogoś, kto zrobił dla niej tak wiele, wyciągnął ją z takiego życiowego doła, w którym znalazła się po rozstaniu z Nicholasem? Może po prostu powinna zmienić osobę, której była wdzięczna. Może to przyjaciółka Melis, która jednocześnie była zmarłą żoną Aarona powinna być kimś, komu najbardziej należało podziękować? W końcu, gdyby nie Julia i jej listy, nigdy nie dotarłaby do tak fantastycznego faceta jak Barnard. Nie mogła też się od niego zdystansować, ba, nie chciała tego robić, bo jak miałaby wytłumaczyć mu, że nie chce go widywać? To wszystko było dla niej za trudne. Myślała, że wszystkie ciężkie etapy ma już za sobą, ale wcale tak nie było.
Może ta przejażdżka jej też miała pomóc wyrzucić negatywne myśli z głowy? To się na pewno stało, bo kiedy pędziła na Tear, a wiatr szumiał jej w uszach, czuła tak ogromną euforię. Uwielbiała te momenty i żałowała, że zrobiła sobie aż tak długą przerwę. Nie sądziła tylko, że jej szaleńczy uśmiech tak szybko zgaśnie, kiedy dotarła na farmę. Naprawdę wystraszyła się, że może zobaczyć tam coś, na co nie była gotowa. Bo kto przyjeżdża do takiego miejsca, przywiązuje konia i znika we wnętrzu opuszczonej farmy? Przyszły samobójca? To była naprawdę jej pierwsza myśl, kiedy tutaj dotarła. Westchnęła głośno. A kiedy usłyszała męski głos, odetchnęła ponownie, tym razem z ulgi, w ogóle nie myśląc o osobie przed sobą jak o zagrożeniu. Bardziej jak o kimś potrzebującym. – Nie, to nie moja farma. Właściwie właściciel zmarł dawno temu i… tak stoi – powiedziała, a kiedy podeszła bliżej, dostrzegła naprawdę wysokiego mężczyznę. – A ja zobaczyłam konia, w dodatku z mojej stadniny i zastanawiałam się, czy coś się nie stało. Wszystko w porządku, tak? – jeszcze raz wolała się upewnić. Wyciągnęła dłoń w kierunku swojego towarzysza. – Jestem Melis Huntington – przedstawiła się, choć już i tak musiał wiedzieć, że należy do Huntingtonów, skoro wypożyczał od nich konia. – Co cię tu przywiało? – zapytała, od razu przechodząc na ty. Nie chciała bawić się w żadne konwenanse, skoro byli w dość podobnym wieku, a Melis była wyraźnie wyluzowana po dłuższej przejażdżce.
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Najlepszy był chyba taki, który faktycznie pomagał zamknąć dany rozdział, a nie zrobić to tylko pozornie, albo co gorsza, rozdrapać świeże rany. Hunter nie wiedział czy jemu się uda i z jakim efektem, ale chciał spróbować. Dojrzewanie do pożegnania się nie tyle z Lorne co z Leonie, zajęło mu bardzo dużo czasu i nadal było w trakcie. Nie wiedział jak sobie z tym poradzi a sposoby jakie mu przychodziły do głowy, były raczej tymczasowe a nie stałe. Jedyne sensowne na co wpadł, to po prostu odcięcie się od Lorne Bay raz na zawsze.
Trudne to było, bo przez długi długi czas miał nadzieję, że on i Leo się w końcu zejdą, nawet gdy wyszła za mąż nie tracił nadziei, choć tliła się ona ledwo ledwo. Gdy dowiedział się o Tessie, ta nadzieja buchnęła płomieniem tak żywym, że wywróciła jego świat do góry nogami. Tym trudniej teraz było ruszyć naprzód.
Nie zamierzał nikogo stresować czy straszyć. Stracił po prostu poczucie czasu, siedząc w tym grożącym zawaleniem budynku.
- Czyli bez zmian. - zaśmiał się. - Myślałem, że ktoś może kupił to miejsce i niechcący stałem się intruzem. - potarł nerwowo kark. To by dopiero była wtopa i nagłówek do brukowca - "znany rockman wtargnął na czyjąś posesję". - Tak... przepraszam, straciłem poczucie czasu. - zrobiło mu się głupio. Koń nie był jego, długo nie wracał, więc pewnie w stadninie zaczęli się denerwować. Może nie sądzili, że go ukradł, ale że może zdarzył się jakiś wypadek i koń jest ranny. - Aż tak nabroiłem, że przyszła mnie szukać właścicielka? - uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem. - Hunter Williams. - wyciągnął dłoń przed siebie by się należycie przedstawić. Jemu taka forma również bardziej odpowiadała, niż bycie na pan/pani. - Szczerze? Niedługo prawdopodobnie wyjadę z Lorne na zawsze i jakoś chciałem odwiedzić star kąty gdzie się szlajałem jako gówniarz. - może powinien był wymyślić jakąś ściemę, żeby dziewczyna nie pobiegła od razu do prasy, podsuwać sensacyjnego tematu, ale czuł przez skórę, że Melis nie jest taka. Raczej nawet nie wiedziała kim jest Hunter Williams, skoro go nie rozpoznała. Nie przeszkadzało mu to, nie uważał się za aż takiego celebrytę, żeby każdy na Ziemi musiał go znać. Co więcej był zdania, że jeśli jakaś sława była przekonana o tym, że jest ponad wszystkimi i każdy musi ją znać, podziwiać i uskakiwać jej z drogi, to miała nierówno pod sufitem.

melis huntington
christmas time
nick
brak multikont
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Rzeczywiście. Plany tak naprawdę w takich sytuacjach były niczym i to czas sprawiał, że zapominaliśmy o sprawach, które teraz wydawały nam się szalenie ważne i bardzo sensowne. A za jakiś czas, kiedy rzeczywiście ruszymy naprzód, w pozornie najmniej odpowiednim momencie, okaże się, że to, co tak bardzo nas dręczyło jest już za nami. Czas naprawdę leczył rany i pomagał się pozbierać, ale w momentach jak ten, kiedy wszystko nam się sypało, wydawało nam się, że właśnie teraz jest najgorzej i że nasza sytuacja się nie zmieni. Problem urasta do wielkości Mount Everestu. Chociaż tak naprawdę problemy Melis wydawały się być niczym przy tych Huntera. Ona była po prostu zakochana w kimś, kto tych uczuć nie odwzajemniał. I to też było w porządku, bo nie chciała nikogo zmuszać na siłę do miłości. Hunter miał jeszcze dziecko. To było znacznie trudniejsze.
- Nie, chyba odrobinę się boją, a tak naprawdę to miejsce nie jest straszne. Często wpadamy tu z Tear – odpowiedziała. Może po prostu ludzie stawali się bardziej wygodni, woleli życie w mieście albo bez takich zobowiązań jak rola czy zwierzęta hodowlane, przy których trzeba być niemalże non stop. Albo może rzeczywiście tutaj straszyło, tyle, że Melis nigdy nie spotkała się z żadnym duchem. Może niczego nie przeskrobała? – Nie szukałam, bo raczej nie uznajemy naszych klientów za złodziei. Pewnie jutro zaczęłabym się martwić – wyjaśniła. – Jestem tu na prywatnej przejażdżce – również się uśmiechnęła, a kiedy poznała jego imię i nazwisko, uświadomiła sobie, że kojarzy tę twarz, tylko nie miała zielonego pojęcia, skąd. Czasami tak bywało, że coś istotnego uciekało nam z głowy. – Naprawdę? Boże, jestem kretynką, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd cię znam. Teraz powinnam żałować, że nie mam mazaka i kawałka papieru, żeby poprosić o autograf – zaśmiała się cicho. Stała przed nią prawdziwa gwiazda rocka, człowiek znany na całym świecie, a ona zachowywała się jakby był zwykłym przechodniem. Ale może to lepiej? Zawsze wydawało jej się, że ludzie tak długo sławni mają pewnego dnia już tego dosyć. Może nie popełniła aż tak wielkiej gafy? Ona miała to szczęście, że owszem, była znana, ale głównie w środowisku fotografów. Robiła zdjęcia dla znanych magazynów, ale jej kariera influencerska nigdy nie była szczególnie ogromna, nie miała zbyt wielu fanów na Instagramie. I chyba była z tego zadowolona, bo miała przynajmniej święty spokój, którego potrzebowała. – Dlaczego? Przecież to najlepsze miejsce na świecie – powiedziała. Była zdziwiona, a jednocześnie trochę głupio jej było, że zadaje pewnie zbyt osobiste pytania. – Jeśli nie chcesz, to oczywiście nie odpowiadaj – zastrzegła. W końcu była zupełnie obcą osobą, nie musiał jej ufać.
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Gdyby mógł cofnąć czas, to chyba wolałby się nie dowiedzieć nigdy o Tessie. Czasami niewiedza była błogosławieństwem. Na pewno łatwiej by mu się żyło, gdyby nie wiedział prawdy. Ale wiedział i musiał się z nią jakoś zmierzyć. Przynajmniej pewne decyzje już zostały podjęte. Wydawało mu się, że zrzeczenie się praw do opieki i wyjazd z miasta, były najlepszym wyjściem. Najmniej szkód mogły spowodować, poza tymi już dokonanymi. Tessie nadal będzie mogła żyć w przekonaniu, że to Ephraim jest jej tatą, trwać w słodkiej bańce dziecięcej naiwności. I po raz kolejny niewiedza była błogosławieństwem.
- Przynajmniej dzięki temu, że się boją, to można tu przychodzić i cieszyć się samotnością. Chociaż jak byłem dzieciakiem, to często tu się roiło od nastolatków. - uśmiechnął się do swoich wspomnień. Ogniska, gry, imprezy czy rzucanie wyzwań, a także straszne opowieści, picie piwa i pierwsze pocałunki. Takie miejsca dla jego pokolenia były najlepsze, lepsze od centrów handlowych czy od klubów. Tu byli wolni.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Czyli przypadek, ale może szczęśliwy. Kobieta była bardzo miła i ładna, a on lubił ładne kobiety.
- Nie przejmuj się. Nie mam jakiegoś chorego mniemania, że wszyscy muszą mnie znać. - uśmiechnął się miło. - A jak będziesz chciała jakąś pamiątkę, to możemy zrobić sobie jakieś selfie, czy coś. A autograf masz w biurze... na papierach potwierdzających wypożyczenie konia. - wytłumaczył co miał na myśli i się zaśmiał.
Może nie miał żadnych podstaw by jej ufać, ale chyba potrzebował się wygadać. Po nieszczęsnym pocałunku na złomowisku Julia zdawała się go unikać. Kumple z zespołu na dźwięk imienia Leonie robili się zieloni i prawie rzygali, tak często o niej mówił. Dlatego teraz wskazał dłonią na drewniany płot złożony z poprzecznych pali, na których tak często siadał za dzieciaka. A raczej to, co z ogrodzenia zostało.
- Może usiądziemy? - zaproponował - Jeśli obiecasz, że zachowasz dla siebie tę moją historię, to chętnie ci ją opowiem. Co ty na to Mel? Mogę ci mówić Mel, czy wolisz pełnym imieniem? - zapytał. Lubił skracać imiona, nadawać ludziom ksywki i pieszczotliwe zdrobnienia, ale jeśli ktoś sobie tego nie życzył, to to szanował. - I to nie to, że uważam cię za plotkarę, czy kogoś, kto sprzeda tę historię do brukowca. Po prostu to nie tylko moja opowieść i powinienem chronić tamte osoby przed zbędnym rozgłosem. - uśmiechnął się, pomagając Melis usiąść na płotku. Wcześniej przywiązali Tear obok drugiego konia, żeby mogła w spokoju skubać trawę, bez obaw że się spłoszy.

melis huntington
christmas time
nick
brak multikont
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
To musiała być bardzo przemyślana decyzja. I wbrew pozorom duża odwaga. Postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że to wygodne – porzucić własne dziecko, ale rzeczywistość była inna i czasami dla czyjegoś dobra lepiej się wycofać. Nawet, jeśli biologia wskazuje inaczej. Tym bardziej, jeśli to dziecko, które ma już poukładany swój mały świat. Melis nie miała takich problemów. Właściwie, jej główne problemy już się skończyły, dlatego mogła odetchnąć z pewną ulgą i teraz skupiać się na dalszym rozwoju. Brzmiało to banalnie, ale kiedy wszystko zaczęło się układać, ona zaczęła rozmyślać o dalszej sytuacji stadniny. Planowała odnowić stare kontakty, zaprosić kilka osób i zacząć robić warsztaty dla kobiet, które zatraciły siebie. I nie chodziło tu o jakiś coaching i rozmowy, ale zrobienie czegoś dla siebie. Jakieś mini spa, może robienie świec czy makram, zajęcia fotograficzne. Coś, co mogłoby je zrelaksować. A poza tym, chciała w końcu wynieść się z farmy rodziców, ze swojego starego pokoju i rozpocząć życie całkowicie niezależne. Wróciła tam, kiedy stadnina była w krytycznym stanie, ale skoro udało jej się postawić to miejsce na nogi i przywrócić do dawnej świetności, to dlaczego miałaby nie pomyśleć o sobie?
- Jeśli potrzebujesz samotności, to mogę zniknąć – powiedziała, delikatnie zmartwiona, że naruszyła jakąś jego prywatność. Byli w miejscu, w którym raczej człowiek nie spodziewa się ludzkiej bytności, więc mogła spodziewać się, że Hunter będzie chciał pobyć sam.
- Selfie brzmi dobrze albo po prostu zrobię ci zdjęcie z Hectorem i powieszę w naszej galerii sław – zaśmiała się. Nie mieli żadnej galerii sław, bo najwyraźniej Hunter był pierwszą sławną osobą, która ich odwiedziła, ale mogli od czegoś zacząć, prawda? – Tak naprawdę nie jestem dobra w zapamiętywaniu twarzy, ale twoje piosenki znam – powiedziała całkowicie szczerze, a nie tylko dlatego, żeby zrobić na nim jakieś wrażenie. O dziwo, nie potrzebowała niczego udowadniać. Skinęła głową, kiedy wyszli. Usiadła na płotku i spojrzała na Williamsa z uwagą. – Może być Mel. Chyba nikt tak do mnie nie mówi – przyznała. Kiedyś robił to Nicholas, ale on już przestał być integralną częścią jej życia. Teraz był po prostu kolegą. Na szczęście ich relacje jakoś się poukładały. – Przysięgam, że nikt nie dowie się o naszej rozmowie. To będzie nasza tajemnica, okej? – jeśli to miało sprawić, że poczułby się bezpieczniej, to nie widziała powodu, żeby komukolwiek o tym mówić. Zresztą, komu miałaby o tym powiedzieć? Jedyną osobą, której ufała w stu procentach był jej ojciec, który nikomu nie powtórzyłby tego, bo po wylewie nie był już tak komunikatywny jak kiedyś.
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Czy był odważny, czy raczej wprost przeciwnie? Łatwo mu było "zniknąć" z życia córki, bo ona nie miała pojęcia o tym, że wujek Hunter wcale wujkiem nie jest. Była za mała, żeby wiedzieć, że biologia itd. Dla niej jej tatą był ten, który ją wychowywał, czytał jej bajki na dobranoc i przepędzał potwory spod łóżka. A Hunter nie widział sensu w burzeniu tego poglądu. Argumentów było wiele, te egoistyczne i przeciwnie. Nie znajdował jednak żadnych argumentów, by upierać się przy powiedzeniu prawdy, poza tym okropnym "bo tak, bo to moja córka i mam do tego prawo". A jeśli Tessie kiedyś odkryje prawdę, wtedy będzie mógł się wykazać wsparciem, jeśli tego akurat będzie chciała.
Oboje byli po przejściach, choć jego historia w porównaniu z jej była błahostką. Ważniejsze jednak było to, że oboje byli gotowi ruszyć naprzód ze swoimi życiami.
Pokręcił głową.
- Nie, już się sam nasiedziałem. - uśmiechnął się. Mel miała w sobie coś, co koiło jego duszę, może ton głosu, albo łagodne spojrzenie. Może po prostu potrzebował towarzystwa kogoś, kto nie uważał go za największego dupka, a może towarzystwa pięknej kobiety. A taką na pewno była Melis.
- Żebym tylko nie wisiał obok jakiegoś buca. - zaśmiał się. Nie wiedział, czy mają taką galerię czy nie, wiedział jednak, że Lorne to nie jest pierwsze miejsce które kojarzy się z bywającymi tu sławami. - Nie przejmuj się. Przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie mnie nie poznają. - dodał z uśmiechem. - O dziwo w Lorne chyba najczęściej. - zastanowił się na głos. Może po prostu pasował do tego miejsca i dlatego nikt nie podejrzewał, że jest kimś więcej niż szarym obywatelem miasta.
Skinął głową i się uśmiechnął. Chyba i tak by nie umiał do niej mówić pełnym imieniem. Niektórzy uważali, że to z jego strony ignorancja, że tak zdrabnia albo nadaje ksywki, ale on robił to tylko w przypadku osób, które lubił, albo które podejrzewał, że polubi.
Nie znał jej, ale czuł, że może jej się zwierzyć. Czasami jak człowiek wie, to wie. Tak było w tym przypadku. A może sobie tylko tak wmawiał.
- Szczerze, to wyjeżdżam przez kobietę. Znamy się całe życie i mamy tak długą historię, że aż trudno w to uwierzyć. Nigdy nie byliśmy razem, ale coś nas zawsze przyciągało. Ona ma męża... co prawda mają teraz kryzys, który jest w dużej mierze z mojej winy. Nie robiłem tego specjalnie... po prostu jesteśmy związani jakąś kosmiczną siłą, która raz nas od siebie odrzuca, a raz przyciąga i jesteśmy wobec niej bezsilni. Miałem nadzieję, że skoro jej małżeństwo zmierza ku końcowi, to w końcu moglibyśmy spróbować być razem. Ale nie... ona mnie nie chce, nie chce mojego życia. A ja nie chcę rezygnować z tego co mam, by zostać małomiasteczkowym gościem z domkiem z białym płotkiem. Powiedziała wprost, że nie chce mnie w swoim życiu, więc nie ma sensu, żebym dłużej był w Lorne. Zwłaszcza, że nie mam tu już nikogo z rodziny. - opowiedział swoją historię unikając tematu Tessie. Obiecał, że nikomu o małej nie powie i tego zamierzał się trzymać.

melis huntington
christmas time
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ