All that it takes, one more chance
: 19 maja 2022, 22:01
Brzask. Zamroczony umysł odprowadzał wzrokiem sunącą ku stronie lasu mgłę, przenikającą kolejno przez szereg jasnych domów; chmury wznoszące się nad linią morza rozrzedzały się, ujawniając budzące się do życia turkusowe morze. Ignorowane przez całą noc policyjne radio zatrzeszczało gniewnie. ...wypadek na skrzyżowaniu Birdwing Street… Zaspana dłoń sięgnęła ku odpowiedniemu przyciskowi i na dobre pozbyła się nieistotnych szumów. Jude oszalał. Innego wyjaśnienia ku temu nie było, skoro całą noc przesiedział w policyjnym aucie przed domem Geordana i nawet na minutę nie zmrużył oczu. Z jego żołądka dobiegł nieprzyjemny dźwięk. Wgapiając się tępo w ulicę, pokrytą migoczącą rosą, zapragnął na moment odjechać, odnaleźć pierwszy lepszy sklep i błagać właściciela o wpuszczenie już teraz, na długo przed otwarciem. Nawet gdyby jednak miał pewność, że ktoś się nad nim zlituje, nie opuściłby gardy; musiał mieć pewność, że George powrócił do domu. Tliła się w nim jeszcze nadzieja, że nie wszystko między nimi stracone — nie, skoro ten postanowił właśnie do niego wczoraj zadzwonić, gdy potrzebował pomocy, a… Cóż, to, że Balmonta w barze nie zastał, było już oddzielną sprawą — liczyło się tylko to, że to właśnie do niego, do Jude’a, ktoś zadzwonił, na wyraźną potrzebę Geordana. Właśnie z powodu tejże prośby przesiedział w aucie całą noc, uporczywie wpatrując się w jego dom. Nie był głupi. Chociaż barmanka odmawiała udzielenia mu jakkolwiek ważnych informacji, Westbrook pojął, że mężczyzna wyszedł z baru z tąże swoją nową tajemniczą osobą, co do której także miał podejrzenia. Fatalne i doprawdy obrzydliwe, ale stawiając na całkowity brak szczęścia w życiu mógł już teraz zakładać, że celował dobrze.
Kiedy tylko na moment jego powieki zamknęły się, a umysł niebezpiecznie otarł się o sen, Jude prędko opuścił auto. Rozciągając obolałe plecy rzucił niemrawe dzień dobry do jakiejś nieprzytomnej kobiety, która niechętnie wyprowadzała psa na spacer. Przerażona policyjnym autem czmychnęła prędko w bok, oglądając się raz po raz za siebie, jakby w przekonaniu, że jest czemuś winna. Szarzejące niebo tymczasem nabierało konkretnych barw, a ciepłe powietrze zapowiadało kolejny upalny dzień. Wilgoć niesiona podmuchami lekkiego wiatru była jednakże orzeźwiająca; spacerując ulicami osiedla, rozbudzając prostymi ćwiczeniami zesztywniałe ciało, pewien był, że definitywnie pokonał senność. Problemem był jedynie ten nieznośny, ssący ból żołądka — był głodny. Ostatni posiłek jadł po dwudziestej i był to średniej jakości burger, którego dorwał podczas nocnego patrolu (z którego zrobił sobie ostatecznie wagary). Przez moment kusiło go zapukanie do byle jakich drzwi w celu wyłudzenia jakiegoś posiłku za sprawą niecnego kłamstwa, ale… Danny był roztrzepany. Często, jeszcze w internacie zdarzało się, że nie kluczył drzwi. Włamać się do jego domu mógł oczywiście i bez tego, ale po ich tragicznej ostatniej rozmowie wolał tego nie robić. Z nadzieją powędrował więc pod właściwy adres, sięgnął za klamkę i… Jęknął z rozpaczy. Zamknięte. Okna nieuchylone. Wymamrotał pod nosem kilka przekleństw, usiadł na drewnianej posadzce i oparł głowę o drzwi. Może jeśli zmruży na moment oczy będzie lepiej. Może głód zniknie. Przecież nie zaśnie, nie, nie, chodziło o chwilowy odpoczynek. Nie minęło jednak pięć minut, a Jude już spał, w dość żałosnej pozie, ale co to kogo obchodziło.
geordan balmont
Kiedy tylko na moment jego powieki zamknęły się, a umysł niebezpiecznie otarł się o sen, Jude prędko opuścił auto. Rozciągając obolałe plecy rzucił niemrawe dzień dobry do jakiejś nieprzytomnej kobiety, która niechętnie wyprowadzała psa na spacer. Przerażona policyjnym autem czmychnęła prędko w bok, oglądając się raz po raz za siebie, jakby w przekonaniu, że jest czemuś winna. Szarzejące niebo tymczasem nabierało konkretnych barw, a ciepłe powietrze zapowiadało kolejny upalny dzień. Wilgoć niesiona podmuchami lekkiego wiatru była jednakże orzeźwiająca; spacerując ulicami osiedla, rozbudzając prostymi ćwiczeniami zesztywniałe ciało, pewien był, że definitywnie pokonał senność. Problemem był jedynie ten nieznośny, ssący ból żołądka — był głodny. Ostatni posiłek jadł po dwudziestej i był to średniej jakości burger, którego dorwał podczas nocnego patrolu (z którego zrobił sobie ostatecznie wagary). Przez moment kusiło go zapukanie do byle jakich drzwi w celu wyłudzenia jakiegoś posiłku za sprawą niecnego kłamstwa, ale… Danny był roztrzepany. Często, jeszcze w internacie zdarzało się, że nie kluczył drzwi. Włamać się do jego domu mógł oczywiście i bez tego, ale po ich tragicznej ostatniej rozmowie wolał tego nie robić. Z nadzieją powędrował więc pod właściwy adres, sięgnął za klamkę i… Jęknął z rozpaczy. Zamknięte. Okna nieuchylone. Wymamrotał pod nosem kilka przekleństw, usiadł na drewnianej posadzce i oparł głowę o drzwi. Może jeśli zmruży na moment oczy będzie lepiej. Może głód zniknie. Przecież nie zaśnie, nie, nie, chodziło o chwilowy odpoczynek. Nie minęło jednak pięć minut, a Jude już spał, w dość żałosnej pozie, ale co to kogo obchodziło.
geordan balmont