sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Pożyczył od Finneasa telefon, wystukał w nim
  • wszystko w porządku mamo,
    odezwę się potem
    Jude
a potem odszukał drogę ku zapomnieniu.

Wyjechać miał dwudziestego drugiego grudnia, ale ze względu na niesprzyjające warunki, wyznaczona została nowa data, padająca na koniec stycznia. W oczekiwaniu wysłano go jednak do Exmouth, na specjalne szkolenie, na co przystał bez oporów. Upływający tam jednak czas nie przyniósł z sobą wytchnienia, jakiego oczekiwał; choć nienagannie wykonywał powierzane mu zadania i sprawdzał się w operacjach, których wcześniej nie znał, myślami wciąż był w domu. Z Dannym.
A mimo to nie odwołał ślubu.
Rozmawiali z Sollie niemal codziennie, a każda z ich rozmów zamiast nabierać barw i uczucia, poczynała przypominać prawniczy żargon. Czasem zdawało się mu, że oboje oczekują od siebie tego samego, tyle że żadne z nich nie mając odwagi na to, by powiedzieć pewne słowa na głos, zrzucało odpowiedzialność na tę drugą osobę. Zamiast więc powiedzieć “nie róbmy tego, nie pobierajmy się”, żegnali się niczym zwykli znajomi. Częściej dzwonił do Geordana. Spytał na początku, czy może i czy mu to nie przeszkadza, i choć początkowo nie robił tego systematycznie, z czasem zaczął być w tym wszystkim, w pewien sposób, natarczywy. Może to jednak właśnie ten czas spędzony z dala od niego uświadomił mu, że nie jest gotowy na wyjazd. Że nie poradzi sobie bez niego w kraju owładniętym szaleństwem wojny. I że nie poradzi sobie bez niego tak w ogóle, ale gdy tylko chciał mu o tym powiedzieć, Danny akurat wspominał o Leonie i wszystko na nowo traciło znaczenie.

Jednakże, kiedy dwa dni temu stał na lotnisku, ubrany już w mundur, gotowy na powrót do swego największego koszmaru, poczucie bezdechu powróciło. I to na tyle, by wzbudzić zainteresowanie personelu; podano mu wodę, leki na uspokojenie i zaproponowano wezwanie lekarza, ale Jude wiedział, że pomoże mu tylko powrót. Kiedy więc jego zespół był w drodze do strefy wojny, Westbrook siedział w samolocie zmierzającym do Cairns. Z niedziałającym telefonem, uszkodzonym wskutek upadku (dowiedział się, że fachowo nazywa się to atakiem p a n i k i) i pewnością, że nigdy już nie zdoła wrócić do armii.

Dźwięk uderzeń, pochodzących z zewnątrz (początkowo ciężko było mu pojąć, że ktoś dobija się do drzwi jego domu) nie od razu sprowadził go na ziemię. Bo Jude tkwił w zaprzeczeniu. Bo kiedy postawił pierwsze kroki w upalnym Cairns, a Finneas, po którego wcześniej zadzwonił korzystając z cudzego telefonu, wpatrując się w niego z nieodgadnioną miną wyznał, że samolot należący do australijskiej armii został z a s t r z e l o n y, poczuł się tak, jakby zdradził cały kraj. Bo choć od kilku godzin mówiono o tym na świecie, Jude spędził cały dzień w niewiedzy, że zginęli członkowie jego zespołu. I że sam przeżył tylko dlatego, że się bał. Wpadając w amok nie potrafił zachować się rozsądnie; nie wpadł na to, że należy zawiadomić o wszystkim Geordana. Sollie. Rodzinę. Potrzebował uciec.
Więc uciekł z Finneasem. Bezmyślnie. Nierozsądnie.
Ale właśnie tego potrzebował.
Kiedy otwierał drzwi, nie myślał więc o tych wszystkich rzeczach, które winien był zrobić; kiedy zaś dostrzegł w progu Geordana, uśmiechnął się lekko, bo nic innego mu nie pozostało.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Te kilka godzin wydawało się w i e c z n o ś c i ą.
Był akurat z Leonem — leżeli na drewnianej podłodze jego sypialni, on odziany w koszulkę, Leon jedynie we własną, gładką i w tamtej chwili błyszczącą skórę, po której Geordan leniwie wodził koniuszkami palców — kiedy natrętna melodia telefonu rozbiła się o ściany jego umysłu, zakłócając codzienny rytm powolnych poranków. Dźwignął swe ciało niechętnie do pionu, przemierzył półmrok wstającego słońca, powlókł się w kierunku źródła hałasu, przycisnął zieloną słuchawkę migoczącą w rogu ekranu i już chciał odprawić dzwoniącego intruza, kiedy...
— George? George, jak dobrze, że odebrałeś! — mówił głos w głośniczku, dziwnie niski, jak na Sollie - musiał być napuchły płaczem. — Słyszałeś, co się stało? To takie okropne! Boże, George, ja nie wiem co robić, zaraz chyba oszaleję, nie mogę uwierzyć, że… To się wydaje niemożliwe, bo przecież… W tych czasach nie powinno już być… — poirytowany, kilkakrotnie kazał jej się uspokoić. — Chryste Sollie, weź się w garść — powiedział wściekle, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Leonem. W pierwszej chwili żałował, że w ogóle odebrał - później właściwie też żałował, myśląc, że wtedy jeszcze przez krótki moment wszystko byłoby w porządku, a jego świat nie runąłby w posadach - wciąż mając w sobie tę specyficzną nutę goryczy przeznaczoną dla jej osoby, której prawdopodobnie nie zdoła pozbyć się nigdy (ów cierpki posmak pojawił się w jego ustach w chwili, w której Sollie poinformowała go o planowanym ślubie z Judem). Ale kiedy poczęła opisywać a t a k na samolot australijskich służb wojskowych; samolot, na pokładzie którego był J u d e, nie przejmował się już ani jej skrzeczącym głosem, ani szlochem wypływającym z telefonu, ani nieskładnymi zdaniami pourywanymi w połowie, ani Leonem przypatrujacym mu się z drugiego końca pokoju — wszystko bowiem w tej jednej malutkiej sekundzie straciło znaczenie.
Bo Jude nie żył.
Przez tych kilka godzin.
A Geordan przecież stanowczo zabronił mu umierać.

Nie był w stanie przywołać w pamięci momentu, w którym zgodził się odwiedzić ją w szpitalu. Była w siódmym miesiącu ciąży, stale coś ją bolało i lekarze postanowili zatrzymać ją na obserwacji jeszcze cztery dni (okrzyknęli jej stan z a g r o ż o n y m, choć Sollie twierdziła, że przesadzają). Trzymał ją za rękę, kiedy drugą dłonią agresywnie przecierała tonące w łzach oczy i opowiadała mu o planach, które nie miały już nigdy zostać zrealizowane (chciała pojechać z Judem do Kalifornii i pokazać mu dom, w którym dorastała, a na zimę zaprosili ich do siebie rodzice), a potem pokiwał głową, kiedy między napadami szlochu zapytała, czy mógłby przywieźć z ich domu ( j e j domu) we Fluorite View kilka swetrów, bo ostatnio strasznie marzła — po śmierci Jude’a, choć minęło raptem kilka godzin (tych przeklętych kilka godzin) tym bardziej było widać jej podkrążone oczy, wychudłe ręce i nogi, a ciałem ciągle targały dreszcze. Zgodził się jednak nie z powodu braterskiej troski, a raczej potrzeby odpoczęcia od jej rozhisteryzowanego głosu choć na moment (wymagała za dużo uwagi i słów pocieszenia, a z jego umysłu uleciały przecież wszystkie wyrazy i myśli), i dlatego, ledwie godzinę później, koła leniwie toczącej się po jezdni taksówki postawiły go pod domem człowieka, który nigdy już nie miał wypełnić go ani ciepłem swojego głosu, ani aksamitną miękkością uśmiechu. Jedynie permanentna pustka, chłodna i cicha, tylko momentami brzmiąca jak echo urojonych kroków postawionych kilka dni wcześniej, miała dudnić pod numerem dwieście sześćdziesiąt pięć. Nawet teraz, milimetry przed drzwiami z ciemnego drewna, które dzieliły go od uprzytomnienia sobie p r a w d y (choć nie spodziewał się jeszcze jakiej), odniósł to złudne wrażenie, że dom ten przepełnia czyjaś obecność. J e g o obecność, choć to podpowiadał mu już tylko zrozpaczony umysł. I dopiero po dłużących się minutach, paraliżujących jego ciało i umysł, zdał sobie sprawę, że w istocie wnętrze mieszkania zakłóca prawdziwy hałas. Dlatego zapukał; raz, dwa razy, nieskończoną ilość razy, z początku spokojnie, później napastliwie i agresywnie, gniewem obdarzając człowieka, który sprawił, że na ten krótki moment uwierzył jeszcze, że… — Jude? — wydarło się głucho z jego ściśniętego gardła, zdając się rozrywać ścianki przełyku. Majacząca w drzwiach sylwetka była jakby złudzeniem — bardzo rzeczywistym i upragnionym, ale wciąż złudzeniem. Wyprostowane ramiona mężczyzny, pozbawione koszulki i udekorowane szlakiem ciemnych tatuaży, zdawały się nie posiadać żadnego wypełnienia — jakby wyciągając ku nim swoją rękę, napotkać miał nie na ciepłą i twardą skórę, a tylko powietrze. Usta z kolei, wykrzywione w grymasie delikatnego zaskoczenia, wyglądały tak, jakby niezdolne były do wypowiedzenia ani jednego zdania — nie należały bowiem do niczyjego aparatu mowy. Kiedy jednak minuty zaczęły upływać, a kolana nie wyginały się już pod napływem s z o k u, Geordan postawił niepewny krok do przodu, uniósł wątłą dłoń w stronę budzącego wątpliwości ciała i dopiero, kiedy zyskał swój pierwszy dowód na to, że wszystko to dzieje się n a p r a w d ę (pod postacią palców p r a w d z i w i e zakleszczających się na westbrookowym barku), ośmielił się spleść ręce na gładkiej powierzchni jego pleców, niwelując cały nieznośny dystans powstały między nimi (nie tylko teraz, ale i przez ostatnie miesiące) i z początku nie dodając ani słowa.
To po chwili — długiej ale niewystarczająco — pachnącej judahowym ciałem, buchającej ciepłem jego ramion i smakującej spełnieniem wszystkich próśb, które słał do wszechświata od samego rana, postanowił lekko się odsunąć — ledwie na wyciągnięcie ręki, by z łatwością móc potem uderzyć go w okolice mostka. Na tyle mocno, by sylwetka bruneta lekko zatoczyła się do tyłu. — Pojebało cię? Dlaczego nikomu nie powiedziałeś? dlaczego nie powiedziałeś m i? cisnęło mu się raczej na usta.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Nie miał nawet pojęcia, która jest godzina.
Milczał. Powinien pewnie zacząć od wyjaśnień, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy, to próba usprawiedliwienia braku koszulki i roztargnienia, jakim migotały teraz jego oczy. Przyszpilony szokiem, wobec którego czuł się winny — lecz nie tak, jak powinien — począł żałować, że to nie Sollie stoi teraz w progu drzwi; miał wrażenie, że zdrada ta tylko Geordana mogła zaboleć. Przez moment gotów był do ucieczki — pewien, że Danny pojmuje wszystko, to jest: zawiłości jego umysłu. Przez moment nie pamiętał o swej domniemanej śmierci, o utracie kompanii i konsekwencjach prawnych, jakie nieść miała z sobą ta niefortunna dezercja.
A potem zatonął w podarowanym uścisku i myślał
jest dobrze.
Będzie dobrze.
Ale jeszcze nie dzisiaj. Bo wiedział, że Finneas gdzieś tam jest i że pewnie ubiera się pospiesznie, a on tylko modlił się, by udało mu się skryć w cieniu jakiegoś pomieszczenia bądź wymknąć tylnym wyjściem. Pogrążony jednakże w beznadziei liczył trochę, że Barrington nie przejął się wizytą niespodziewanego gościa; dość miał już tego ciągłego u d a w a n i a. — Auć — wyrzucił, zataczając się o dwa kroki do tyłu. Nie zabolało. To znaczy — nie to uderzenie. Bo bolało go wszystko. Wpuścił jednak Geordana do domu wraz z promieniami słońca; oglądając się raz, drugi, w pośpiechu i nieuważnie, bo może mógłby wyjaśnić dziś Danny’emu wszystko, ale nie to jedno. — Przepraszam. Straciłem poczucie czasu — na początek wyjaśnienie to musiało mu wystarczyć. Nie należało co prawda do najlepszych, ale Jude nie wiedział, jakimi słowami ma się bronić i czy w ogóle ma do tego prawo. — Mój telefon. Rozjebał się, więc pożyczyłem od… i napisałem do Olivii, bo uznałem, że jakby ktoś… Przepraszam, Danny, serio, powinienem był ci też napisać, ale to jest, kurwa, takie absurdalne. Nie pomyślałeś chyba, że…? Boże, nie sądziłem, że ktokolwiek od razu uzna… — westchnąwszy spostrzegł, że znów nie oddycha. Że znów ma ten sam problem, dzięki któremu nie wsiadł na pokład samolotu. — Cofnąłem się. W ostatniej chwili uciekłem, George. Kiedy wylądowałem w Cairns, przed kilkoma godzinami, nie miałem nawet pojęcia co się stało — oraz jak wielkie ma to znaczenie. Ale teraz — choć winien być skruszony i przepraszać w s z y s t k i c h — myślami wciąż dryfował przy innej historii. — Nie jestem sam — szepnął przepraszająco.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Może i widok Jude’a — zdrowego, wyprostowanego, ż y w e g o — ugasił nieco bezmiar płomieni parzących ścianki jego umysłu, ale wciąż skrzyły się w nim pewne wątpliwości. Nawet po tym, kiedy Westbrook strumieniem nieposregowanych wyrazów starał się je ugasić. Na przykład:
Dlaczego jednak nie wsiadłeś na pokład samolotu?
Bałeś się?
Dlaczego nie wyjaśniłeś wszystkiego Sollie, mającej tendencję do przesadnej paniki?
Będącej w szpitalu, właśnie z powodu tej swojej permanentnej histerii?
Dlaczego straciłeś poczucie czasu?
Dlaczego wróciłeś właśnie t u t a j?
Spałeś?
Czemu nie masz koszulki?
Kto jest tu jeszcze?

Ale nie one miały teraz znaczenie — najpierw musiał nacieszyć się tą chwilą; tą, w której brunet był obok, prawdziwy i prawdziwie oddychający, prawdziwie go przepraszający, no i skutecznie rozwiewający te wszystkie paskudne myśli, które towarzyszyły Geordanowi od chwili, w której odebrał telefon od Sollie. Dlatego znów poderwał swą dłoń do góry, teraz jednak nie wysyłając jej w formie uderzenia na połać odkrytego torsu mężczyzny, a układając ją na jego twarzy, na policzku. Delikatnie i troskliwie. Jakby Westbrook był z porcelany, takiej bardzo drogiej i wyjątkowej, o którą Geordan bardzo dbał i którą bał się zniszczyć mocniejszym uściskiem palców. Uśmiechnął się nawet, promiennie i z entuzjazmem nadającym błysku jego matowym oczom, a potem znów prześlizgnął się wzrokiem po całej sylwetce bruneta, upewniając się, że jest tu n a p r a w d ę, i że niczego jej nie brakuje. Ale kiedy wracał wzrokiem do góry, do jego twarzy, napotkał najpierw — znów — tę jego odkrytą klatkę piersiową, przypomniał sobie jego słowa (że nie jest tu s a m), usłyszał szelest mącący sypialnianą ciszę i dopiero wówczas połączył ze sobą wszystkie kropki. — Och — wyjąkał tylko, rozluźniając mięśnie w napiętej ręce do tego stopnia, że ta bezładnie z westbrookowej twarzy upadła wzdłuż ciała Balmonta. Uśmiech zdawał się upaść wraz z nią. — Mam wyjść? — to pierwsze nasunęło mu się na myśl, po przypomnieniu sobie przepraszającego tonu dźwięczącego w głosie mężczyzny. Bo jeśli nie chciał go stąd odprawić, to dlaczego brzmiał na skruszonego?
Nie pomyślałem o tym, żeby zadzwonić do Olivii, byłem u Sollie i chyba głupio uznałem, że ona już z nią rozmawiała. Próbowałem dodzwonić się do porucznika Batesa, ale on… No wiesz, musi mieć teraz wiele na głowie, a w telewizji powiedzieli, że nikt nie przeżył — powrócił jeszcze na moment do tej jednej kwestii, spuszczając wzrok na ziemię i starając się brzmieć neutralnie, beznamiętnie.
To ta sama, z którą wcześniej… To coś poważnego? — dopytał niepewnie, nieznacznym ruchem dłoni wskazując na sypialnię i postanawiając sobie, że nie będzie go oceniać. Krytykować za to, że kiedy jego narzeczona odchodziła od zmysłów w szpitalnej sali, zalewając się łzami poświęconymi jego pamięci, on akurat zaliczał jakąś pannę w pościeli, którą Sollie prawdopodobnie sama kupiła. Bo to, że nie powiedział Geordanowi, który przez te kilka godzin upewniał się tylko w przeświadczeniu, że bez Jude’a to w s z y s t k o chyba nie ma już sensu, było mniej istotne. Jego uczucia i jego problemy zawsze przy Westbrooku traciły znaczenie i wcale mu to nie przeszkadzało, nawet teraz. No więc chciał pokazać, jaki jest wyrozumiały i otwarty. Pokazać, że z nim Jude może porozmawiać o wszystkim, tak jak dawniej. Ale kiedy z sypialni wyłoniła się wysoka sylwetka udekorowana w blond czuprynę i odznakę policyjną zwisającą na łańcuchu u skraju szyi, pośpiesznie zapinająca ostatni guzik swojej białej koszuli, całe to postanowienie o byciu otwartym, wyrozumiałym i względnie szczęśliwym nagle straciło już swą ważność. — Jude… — parsknął prawie bezgłośnie, jakby to wydech sam ułożył się w literki jego imienia i jakby przez moment jeszcze myślał, że to wszystko jest tylko wybitnie głupim żartem.
— Wzywają mnie na posterunek. Przepraszam — powiedziała barytonem obca postać, którą nieustannie pochłaniał swoim wzrokiem. A potem ponowiła to “przepraszam”, bo Jude z Geordanem wciąż stali w korytarzu, blokując jej przejście, więc Balmont wykonał dwa kroki do tyłu i zanim zdążył to przemyśleć, otworzył nieznanemu mężczyźnie drzwi. A ten mu podziękował. Bardzo zażenowany. I wyszedł. A Danny wciąż stał z dłonią obejmującą ciasno klamkę i nie wiedział, co powiedzieć.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Do tej pory traktował to jako temat zamknięty. Całą tę historię nieodwzajemnionej, być może urojonej miłości, której przez całe swe życie nie potrafił zaakceptować (choć raczej chodziło o to, że akceptować nie był w stanie samego siebie). Kiedy jednak Danny raz za razem wypierał się uczuć, podarowanych mu wyłącznie na ułamek kruchej sekundy, nie pozostawało mu nic innego, niż pogodzenie się z tą namiastką łączącej ich, wyłącznie, przyjaźni. Ciepło jego dłoni zdradziło jednak zbyt wiele, by Jude dłużej mógł udawać; oddychając coraz ciężej, wpatrywał się bezsilnie w tę pogodną, wyrzeźbioną pięknem twarz i zastanawiał się, jak mógł nie kochać go wcześniej, to znaczy — w sposób jawny. Może właśnie dlatego zadzwonił dziś do Finneasa; potrzebny był mu substytut uczucia, którego, jak sądził, od Geordana już nie otrzyma; tymczasem ciepło płynące z jego dotyku szeptało, że karmili się dotąd, jak zwykle, kłamstwami. I że wciąż istniała dla nich szansa.
Szkoda, że Jude nie potrafił komponować słów.
Nie — zaprotestował z trudem, choć Danny faktycznie powinien wyjść. Dać mu jeszcze chwilę, kilka godzin; był pewien, że jeszcze dziś stawiłby się w progu jego domu, opowiadając mu o wszystkim. Bo czy nie powinien dowiedzieć się właśnie w taki sposób? Pozbawiony dramaturgii i teatralności, przez które słowa stanowić miały jeszcze większy problem? Nim jednak zdążył zareagować na padające wyjaśnienia i pytania, Finneas wyłonił się zza kurtyny. A Jude nawet na niego nie spojrzał. Wpatrywał się ze skruchą w jedyną osobę, której skrzywdzić nie chciał nigdy, a którą mimo to ranił bez przerwy. — Nie wychodź — wyszeptał błagalnie, gdy omiotła ich już cisza. Nie wiedział co powiedzieć. I czy mógłby cokolwiek, choć gwarantować chciał mu tak wiele — że to nic nie znaczyło, że obaj się zapomnieli, że to o nim myślał teraz i za pierwszym razem, kiedy… Przesunął dłonią po udręczonej twarzy, a potem krzyknął i kopnął wściekle drewnianą szafkę, w której, wskutek uderzenia, doszło do eksplozji. Nie interesowało go jednak to, co skryte w jej wnętrzu, uległo zagładzie. Nie sądził, by Danny był w stanie mu tę zdradę wybaczyć; nie chodziło przecież o to, że po prostu wdał się w jakiś romans. Poróżnić miało ich coś znacznie gorszego. — Powiedziałem tylko pułkownik Doss. Lecieliśmy razem, chłopaków przenieśli szybciej, a my zostaliśmy z tyłu. Powiedziałem jej, że nie dam rady, a ona zapytała, czy jestem świadom konsekwencji prawnych i tak dalej — wyrzucił na wdechu, wpatrując się w oliwkową farbę zdobiącą połać potężnej ściany. Nie wiedział, czy Doss przeżyła. Czy którykolwiek z członków jego zespołu, tak jak i on, cofnął się. Pewnie nie, pewnie wszyscy z godnością stawili czoła śmierci i pewnie tylko Jude okazał się tchórzem. — To nic poważnego, Danny. To nic. Potrzebowałem… musiałem jakoś zagłuszyć to wszystko, uciec, nieważne z kim — może gdyby powiedział: nie potrafiłem wyjechać, bo myślałem o tobie i to ty mi ocaliłeś życie, albo: kiedy go całowałem, myślałem tylko o tobie, istniałaby szansa, żeby Danny został. Żeby wysłuchał go do końca i zaakceptował jego popieprzoną naturę i strach przed dopuszczeniem do siebie szczęścia. Jude nie potrafił jednak wydobyć z siebie tych wszystkich zdań, obawiając się odrzucenia. Krytyki. A więc milczał i myślał o tym, jak bardzo nie chce zostać dziś sam.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Nie widział w tym nic nadzwyczajnego.
W tym, że koniuszki jego palców — te o chropowatej strukturze, naznaczonej kontaktem z pustynnymi biomami, wieczorami spędzanymi w okopach i towarzystwem broni palnej — okalały teraz judahowy policzek. To zwykła, braterska troska, odrzekłby zapytany. Nie żadnego rodzaju przebudzenie zwalczonych w sobie przed kilkoma miesiącami uczuć i z pewnością nie cicha sugestia ku temu, by ich wargi złączyły się wreszcie w sposób głęboki i szczególny, taki, w jaki powinny to zrobić już dawno temu. Nie dostrzegł więc niczego, co od kilku minut zauważał Jude — że naprawdę wystarczyłyby im teraz tylko dwa krótkie słowa i dotyk jego ust na swoich. I że wtedy wszystko — w końcu — może byłoby już w porządku (po wszystkim, co przeszli, Geordan nie potrafił do końca wyobrazić sobie takiej sytuacji — w której wszystko mogłoby być wreszcie dobrze) i że nie musieliby już dłużej zwodzić się i zadawać sobie nienamacalnych ran słowami.
Dopiero, kiedy kątem oka namierzył cień obcej postury wyłaniający się zza sypialnianych drzwi, dotarło do niego, że chyba nie wyleczył się z Jude’a jeszcze tak do końca. Uczucie, które rozlało się raptownie po jego ciele, było bowiem bardzo nieprzyjemne. Głos został nielitościwie zablokowany, serce dudniło mu już nawet w głowie, a trzewia oblała jakaś chłodna substancja, zmieniająca się po chwili w twardy lód raniący wszystko dookoła.
Gdyby napotkał na filigranową, piękną kobietę o bujnych włosach w odcieniu hebanu (bo Jude przecież do takich miał od zawsze słabość), posłałby jej być może jeden ze swoich najlepszych uśmiechów i ze skruszeniem oznajmił, że nie będzie im już dłużej przeszkadzać. Bo tych kobiet spotykał już wiele. Do nich był przyzwyczajony i one — choć boleśnie piękne i zadbane — nie były w stanie wedrzeć się do jego ciała ostrością pokruszonego lodu. Były barierą oddzielającą go od Westbrooka, której ani Geordan, ani żaden inny mężczyzna po prostu nie mógł przekroczyć, a więc łatwiej było mu zaakceptować swoje miejsce z brzegu. Uważał wtedy, że ten przeznaczony mu obszar i tak jest wyjątkowo rozległy i plenny — że nie ma sensu wkurzać się i smucić o coś, co i tak jest już bardzo wyjątkowe. Ale w tym momencie ani trochę nie czuł się już wyjątkowy. Miał wrażenie, że go i Westbrooka nigdy nie dzieliła tak spora odległość — taka, która nawet nie pozwalała im dostrzegać się nawzajem z jej dwóch krańców.
Drgnął lekko, wyrwany spomiędzy wniosków zaplatanych wewnątrz głowy, bo coś bardzo głośno uderzyło gdzieś niedaleko niego. Rozluźniając uścisk dłoni oplatającej klamkę, spojrzał w miejsce, z którego dobiegał hałas — na drewnianą szafkę, z której odpadła porcelanowa gałka, turlając się teraz bezbronnie po ziemi. — Teraz konsekwencje prawne nie wydają się już takie straszne, co? — zauważył cicho, trochę nieobecnym tonem. Był przekonany, że pułkownik Doss też wolałaby raczej zdezerterować, niż umrzeć, ale nie był za bardzo w stanie myśleć teraz o osobach nie wypełniających sobą wnętrza tego niewielkiego domu. Czuł się trochę tak, jakby uleciało z niego całe powietrze. Mimo to, postanowił napełnić nim swoje płuca na nowo, a to dlatego, że Jude poruszył temat, którego wcale nie miał już dotykać. — Nie, Jude, ja… Po prostu o tym nie rozmawiajmy, okej? — poprosił, starając się nie brzmieć żałośnie. Tak, jakby faktycznie go to bolało, choć przecież dawno nic tak go nie piekło. — Przyszedłem tylko po kilka swetrów — oznajmił, wciąż tym cichym i beznamiętnym tonem — wciąż nie potrafiąc podnieść wzroku na jego oczy. Ruszył nawet przed siebie, zamierzając zrealizować cel wspomniany przed momentem, ale wyciągnięta dłoń zawisła w powietrzu — kilka milimetrów przed klamką prowadzącą do sypialni. Bo nie mógł tam wejść. Nie mógł zobaczyć zmiętej pościeli. Zemdliło go. — Wiesz co? Lepiej będzie, jak ty jej te swetry znajdziesz i zawieziesz, to w końcu twoja ciężarna narzeczona, nie moja — nie chciał być kąśliwy. Nie chciał wyładować swojej frustracji w tych kilku oceniających słowach, ale niewiele ostatnim czasem przebiegało po jego myśli. Przynajmniej ton miał względnie opanowany i cierpliwy. Tak, brzmieniu jego głosu nic nie można było zarzucić — można by nawet odnieść wrażenie, że nic strasznego się przed momentem nie wydarzyło. — Ona się naprawdę martwi. Powinieneś zajrzeć do niej jak najszybciej — dodał, wycofując się z obszaru wejścia do sypialni, które zaczęło niemal promieniować nieznośnym, odstraszającym ciepłem drażniącym jego skórę. Kierował się do wyjścia. Nie chciał spędzić tu ani chwili dłużej, ale bał się też opuścić te cztery ściany — choć bowiem rozsądek podpowiadał mu, że tamten mężczyzna zdążył już dawno temu rozmyć się w morskim powietrzu miasta, i tak obawiał się, że natknie się na niego po drodze. Ale chyba musiał zaryzykować. Przed wyjściem udało mu się nawet na bruneta spojrzeć — w końcu, po tak wielu trudach i bezowocnych próbach. Problem jednak polegał na tym, że chyba lepiej byłoby, gdyby jednak nie patrzył — jego oczy bowiem nigdy wcześniej nie przyglądały mu się w tak obcy, pozbawiony ciepła sposób.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Teraz —
zakotwiczonym w piekielnej czeluści, gdzieś pomiędzy pierwszym postrzałem, który rozerwał fragment jego ciała na strzępy, a wiadomością Sullivana, że oddział Geordana jeszcze nie wrócił
myślał o tym, że nikogo nie skrzywdził jeszcze w taki sposób. I że może trochę zrobił to celowo. Za te wszystkie zapewnienia że “już nie” i za każde wtrącenie o Leonie, o którym słuchać nie chciał. Za to, że Danny wycofał się ze wszystkiego nazbyt gwałtownie i szybko, jak i za to, że był jedyną osobą, z którą Jude nie mógł porozmawiać o rozdzierającym jego umysł kryzysie. No i może czasem chciał, żeby Danny dowiedział się właśnie w taki sposób, ale i tak nie miało to w sobie ani jednej kropli nienawiści, skoro Jude myślał o nim bez przerwy. Kiedy całował obce usta i kiedy dowiadywał się o sobie nowych rzeczy. Nie tylko w łóżku; takich jak te myśli, które nawiedzały teraz jego umysł również. Bo konsekwencje prawne nie były już ani trochę straszne czy ważne; bo jedynym przerażeniem była pewność, że Danny mu tego wszystkiego nie wybaczy. Nie powinien. Ani on, ani Finneas. Ten pierwszy raz, z Orpheusem, dało się jeszcze wyjaśnić; dzisiejsze wydarzenia zdawały się mu jednak teraz nazbyt wielką tragedią. Kiedy więc wpatrywał się w błękit oczu rozlewający się po wszystkim, co nie było nim, myślał, że powinien był umrzeć. Bo to chyba byłoby łatwiejsze.
Myślę, że powinniśmy — choć odważył się wypowiedzieć te słowa z mocą, ów siły zabrakło, by postawić na swoim. Judah nie potrafił bowiem rozmawiać o swoich uczuciach. Nie potrafił brać za coś odpowiedzialności. Tym bardziej teraz, tym bardziej w tych sprawach; może i bowiem dowiedział się, że seks z mężczyznami jest równie przyjemny, jak ten z kobietami, ale nie był jeszcze na tyle odważny, by wprost o tym mówić. By w końcu się akceptować. Pokiwał więc głową, stojąc wciąż w tym samym miejscu. Ciężarna. Narzeczona. Niedługo żona. Matka jego dziecka. Siostra Geordana. Zemdliło go w równie mocnym stopniu. — W porządku. Zaraz tam pojadę — obiecał, chcąc dodać: pojedź ze mną. Nie zostawiaj mnie. Odkaszlnął jednak tylko i odprowadził go wzrokiem; nie zamierzał go zatrzymywać. Zdawało się, że przez długi czas — przynajmniej do dnia ślubu — nie będą mieli o czym rozmawiać i że żadne z nich (choć z różnych powodów; Geordan z poczucia zdrady, a Jude pod woalem wstydu) nie będzie wykazywać do tego nawet chęci. Nie musiał nawet pytać go, czy wszystko w porządku; odpowiedź otrzymał w tym ostatnim, bolesnym spojrzeniu.

koniec
geordan balmont
ODPOWIEDZ