about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
096.
Spoiler
Nie potrafiła jednak usiedzieć na miejscu. Jak w przypadku przebywania w Lorne, nie miała z tym problemu, bo jednak miała mase rzeczy do zrobienia, tak siedząc w Europie, nie potrafiła się odnaleźć. Niby miała ten moment, gdzie mogła znowu sobie zwiedzać i cieszyć się wolnością, ale nie sprawiało jej to takiej radości jak kiedyś. Przez cały czas myślała o tym, że zaznała szczęścia i teraz nie miała nic. Właściwie to po jakimś czasie dotarło do niej to, że prawdopodobnie, najzwyczajniej na świecie, przechodziła teraz przez złamane serce. Nie miała jednak porównania i nie wiedziała jak to wyglądało. Nie płakała i nie obijała się o ściany. Nie, nie. Bardziej myślała o tym, że zrobiłaby wszystko, żeby wrócić do Lorne i wszystko naprawić. Obiecała jednak, że będzie trzymała się od tamtego miejsca z daleka. Jedynym sposobem na nie myślenie o Owenie i Lorne była praca. Nic więc dziwnego, że po kilku dniach przyjęła jakiś kontrakt. Później wzięła drugi, a w końcu trzeci. Po tym trzecim postanowiła zrobić sobie przerwę i przyjrzeć się sprawie odnośnie porwań, którą zaczęła prowadzić na własną kieszeń jakiś czas temu. Swego czasu planowała podrzucić (oczywiście anonimowo) tą sprawę Owenowi. Wiedziała, że jest odpowiednią osobą i wiedziała, że niczego by nie zignorował. Sameen zależało na tym, żeby ktoś kompetentny się tym zajął. Tym bardziej, że ostatnimi czasy dużo siedział w sprawach zamkniętych, albo przedawnionych. Podrzuciłaby mu kilka tropów i szybko Owen podchwyciłby temat i zajął się sprawą. Znała go.
Po kilku dniach badania poszlak i tropów, wylądowała w Berlinie. Spędziła tutaj ostatnie dwa tygodnie. Ku swojemu zdziwieniu natrafiła na trop detektywa, który obecnie pracował jako prywatny detektyw. Jednak niecały rok temu pracował w tym samym wydziale co Owen. Został z pracy zwolniony z niewyjaśnionych powodów. Chociaż zwolnienie jest tutaj tematem tabu. Rozwiązano z nim umowę za porozumieniem stron. Sameen była zaintrygowana tym, że nazwisko człowieka, który niejednokrotnie się przewinął w tej sprawie, akurat teraz był w Berlinie. To nie mógł być przypadek.
W końcu dowiedziała się o spotkaniu, które miało się odbyć dzisiaj. Miał się tutaj spotkać człowiekiem, który w mniejszym lub większym stopniu miał być powiązany z uprowadzeniami dzieci. Dzięki swoim kontaktom, Sameen zdobyła domniemany adres miejsca spotkania. Jeden z większych, berlińskich pustostanów, który obecnie był odnawiany. Sameen sprawdziła nawet firmę zajmującą się renowacją i powoli wszystko zaczynało się ze sobą łączyć. Firma była nowozelandzką korporacją, której nazwa również, niejednokrotnie przewinęła się odkąd zaczęła prowadzić śledztwo w tej sprawie.
Ubrana w strój antyterrorystycznej jednostki niemieckiej stawiła się w pustostanie. Wiedziała, że prawdziwy oddział nie pojawiłby się w pojedynkę. Musiała jednak sprawiać wrażenie osoby, która wie co robi. I z reguły wiedziała co robi. Tym razem jednak działała bardzo spontanicznie i… głupio. Jak na siebie. Nie wiedziała z czym przyjdzie jej się mierzyć, ale wiedziała, że nie odpuści.
Ukryła się w miejscu, z którego miała idealny widok na miejsce spotkania. Widziała jak McCormack chodzi zniecierpliwiony wyczekując na pojawienie się swojego kontraktu. W końcu jednak odebrał połączenie z informacją, że spotkanie odwołane, bo ich przykrywka została spalona. Sameen była pewna, że nie chodziła o nią. Widziała frustrację mężczyzny. Wiedział, że stracił sporą szansę na zabłyśnięcie. Sameen jednak nie miała zamiaru stracić swojej szansy. Zeskoczyła z podestu i wyszła z ukrycia stając za mężczyzną.
- McCormack! – Krzyknęła zwracając na siebie jego uwagę. Miała zamiar wycisnąć z niego wszystko. Każdy najmniejszy strzępek informacji, który pozwoli jej na ruszenie do przodu ze swoim śledztwem. Głupia. Nie wiedziała, że przykrywka osoby, która miała się z nim spotkać została spalona przez niego. McCormack aktywnie starał się o przywrócenie do służby. Był tak zdesperowany, że nawiązanie kontaktu z nieodpowiednimi ludźmi było ceną, którą miał zamiar zapłacić. Sameen jednak nie wiedziała, że poza tym, że McCormack miał australijskiej policji dostarczyć informacji na temat organizacji przestępczej, to dodatkowo, dostał cynk o tym, że ona się tutaj pojawi. Była dosyć wartościową nagrodą pocieszenia. Tak jak mówię, był naprawdę zdesperowany, żeby wrócić do aktywnej służby. Sameen natomiast, wśród swoich zaufanych przyjaciół, miała zdrajcę.
Po krótkiej, ale zaciekłej wymianie zdań, pomiędzy Galanis, a McCormackiem wywiązała się bójka. Już w pierwszym ciosie, niczego nie spodziewająca się Sameen, straciła broń, która odleciała kilka metrów od nich. Musiała walczyć z McCormackiem, który zdecydowanie nad nią górował. Był dobrze zbudowany, ale jednocześnie był przy tym zwinny i sprawny. Nie pozwolił na to, żeby zwolnienie z pracy źle na niego wpłynęło. Zamiast poddać się depresji czy nałogom, wziął się za siebie. Zupełnie jakby trenował i szykował się do tego momentu. Osłabiona już i tak Sameen, nie miała z szans. Chwycił ją za szyję i wolną ręką zdarł jej głowy hełm ochronny, a z twarzy kominiarkę. – Ty… – Wysyczał jakby już się kiedyś spotkali. Galanis w ogóle go nie kojarzyła. Wbijając mu palec w oko udało jej się wyswobodzić. McCormack zareagował jednak szybko i ponownie ją powalił. Chwycił ją tak mocno, że poczuła jak bark wypada jej ze stawu. Później tylko czuła jak były policjant chwyta ją za głowę i kilka razy uderza nią o podłogę sycząc przy tym najgorsze obelgi pod jej kątem. W końcu ją puścił i Sameen nie czuła go w pobliżu. W pierwszym odruchu pomyślała, że po raz kolejny, ktoś okazuje jej łaskę. Powoli się podniosła i jak tylko się obróciła to od razu uniosła do góry ręce. Jedną podniosła ledwo co. Syknęła nawet z bólu zapominając o ramieniu wybitym z barku. Patrzyła jak McCormack celuje w nią z broni. Musiał po nią pójść. Widziała jednak, że miał swoją broń. Jej nadal leżała… sama nie wiedziała gdzie.
- Spójrz. Dorwałem ją, Owen! Złapałem sukę. – Sameen zmarszczyła brwi uznając, że musiał ją naprawdę poturbować skoro miała omamy. Zauważyła jednak, że McCormack patrzy gdzieś w bok. – Podejdź no tu, Owen. Wezwałem wsparcie. Zaraz tutaj będą! – Spojrzała w bok i zobaczyła Owena. Nie wiedziała czy powinna się cieszyć na jego widok. W pierwszym odruchu rzeczywiście się cieszyła, zaraz jednak zobaczyła, że Rochester trzymał w dłoni jej pistolet.
- Nie podchodź. – Rzuciła do Owena i znowu się skrzywiła. Teraz poczuła, że musiała mieć też pęknięte żebro. – Nie wezwał żadnego wsparcia. Jest z nimi. – Wiedziała, że były marne szanse na to, żeby Owen jej uwierzył, ale znowu… nie miała już absolutnie nic do stracenia.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 188 cm
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
022.
{outfit}
Przykro mi, ale mój post na pewno nie będzie taki długi. Owen oczywiście wcale nie zapomniał o Sameen, nie przestał śledzić jej poczynań chociaż też to nie tak, że wiedział gdzie ona jest i nie miał pojęcia czy wróciła do pracy czy nie. Jednak nie byłby sobą, gdyby tych przypadków nagłych zgonów nie sprawdzał, tak mniej więcej, według tego algorytmu, który sobie już wyrobił. Oczywiście pojawiło się kilka spraw, które mogłyby wskazywać na aktywność znanej mu morderczyni, ale to były tylko tropy, z którymi nie szedł. Nie chciał jej spotkać, bo wiedział, że wtedy będzie musiał wprowadzić w życie to co obiecał. Będzie musiał zaprowadzić ją przed wymiar sprawiedliwości albo zabić. Serce nie pozwalało mu na zrobienie żadnej z nich więc lepiej żeby się już nie zobaczyli, bo wtedy... sam sobie złamie serce.
Skupiał się więc na innych sprawach oraz na życiu domowym. Miał teraz Phie, którą musiał się zająć i zaopiekować. Zdawał sobie sprawę z tego ile przeżyła i, że nie miała nawet czasu na to, żeby dobrze przeżyć żałobę po matce. Nie był kretynem, wiedział, że jest dla niej obcym człowiekiem mimo tego, że dzielili wspólne geny. Z nim rozmawiać o tym nie będzie i zastanawiał się czy nie powinien zaproponować jej wizyty u terapeutki albo przynajmniej szkolnego psychologa. Tyle rzeczy teraz się zmieniło w jej życiu, chciałby jakoś jej pomóc, ale nie umiał. Nie potrafił być takim ciepłym ojcem jakim chciałby być i sam nie wiedział czemu. Może czuł, że coś jest nie tak... a może nie chciał jej do siebie zbliżać w obawie, że to mogłoby przynieść jej jakieś problemy, w końcu zadzierał z wieloma groźnymi ludźmi.
W pracy natomiast miał kilka otwartych spraw, nad którymi pracowali jego podwładni i, które on nadzorował. Nastąpił jednak dzień, w którym dostali cynk z Interpolu, który dotyczył sprawy porwań i handlu ludźmi, nad którą zespół Owena już trochę pracował, to był ich teren, bo wiele rzeczy działo się w Australii i okolicy. Nie mogli za wiele czekać. Trzeba było spakować najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyć. Owen powiedział Phii, że ma w pracy ważną akcję i nie będzie go przez parę dni. Zmusił też Manfreda żeby pilnował jego córki, bo jak coś jej się stanie to mu nogi z dupy powyrywa, a Manny bardzo szanował Owena i nie mógł mu odmówić.
Tak się więc stało, że po długim locie i paru godzinach przygotować akcja była gotowa. Coś się jednak posypało i nie do końca wyszło tak jak powinno. Owen oczywiście wziął na siebie pierwsze wejście do pustostanu, bo nie wiedział co może tam zastać, a nie chciał żeby ktokolwiek mu ta akcję popsuł. To mogła być jego chwila, dzięki której dostanie ten swój upragniony awans. Wszedł do środka bardzo powoli ale od razu usłyszał odgłosy walki, przyśpieszył nieco kroku, a gdy zobaczył leżącą na ziemi broń od razu ją podniósł i wtedy prawie dostał zawału, gdy zobaczył kto tutaj jest z tym skurwysynem McCormackiem, którego już dawno powinien wpakować za kraty. Wiedział o jego machlojkach, jednak nigdy nie miał dowodów żeby cokolwiek z tym zrobić. - Moje gratulacje - odpowiedział do mężczyzny celując bronią oczywiście w Sameen. - Szukaliśmy jej od miesięcy. Dziękujemy za pomoc. - Właśnie w tym momencie łamał sobie serce, ale szedł dalej, bardzo powoli zbliżając się w stronę zarówno McCormaca jak i Sameen. Musiał na nią patrzeć, chociaż wolałby do niej podejść i opatrzeć jej ranę. Bolał go każdy centymetr ciała i myślał, że zaraz się porzyga z nerwów. - McCormac myślę, że możesz już iść. Zajmę się nią i przy okazji nie wspomnę w raporcie, że byłeś w podejrzanym miejscu, bez zgłaszania nam wcześniej o tym, że robisz sobie jakąś misję incognito. - Powiedział tym razem już spoglądając w stronę mężczyzny, który rzucił Owenowi gniewne spojrzenie i miał coś powiedzieć, ale wtedy odezwała się Sameen. - Zamknij się dziwko - McCormack zdecydowanie nie wiedział jak się zwracać do kobiet, a później kopnął Sameen z całej siły w brzuch. Zamierzył się po raz drugi jednak Owen nie dał mu już szansy to zrobić. Rozległ się odgłos wystrzału i mężczyzna padł na ziemię, a jego krew rozbryzgała się dookoła, gdy kula trafiła go w głowę. Owen nie czekał dłużej. Nie mieli za dużo czasu. Podszedł szybko do Sameen i chwycił ją w ramiona. - W porządku? Dasz radę wstać? - Zapytał próbując ją jakoś podnieść. - Musisz się stąd zmywać, zaraz wpadną tu posiłki - miał nadzieję, że Sameen zna stąd jakieś wyjście, które nie jest obstawione przez gliny.
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie patrzyła na Owena. Po rzuceniu mu ostrzeżenia patrzyła na McCormacka. A przynajmniej starała się. Nawet klęczenie na tym etapie było ciężkie i zbyt bolesne. Naprawdę żałowała, że tego nie zakończył. Ale oczywiście nie mógł. Musiał być tym mężczyzną, który triumfował nad swoim zwycięstwem i pastwił się nad ofiarą. Na Owena Sameen nie patrzyła, bo nie chciała dać satysfakcji McCormackowi. Nie chciała, żeby pomyślał, że Galanis szuka w nim wsparcia i współczucia. Dodatkowo, wiedziała, że McCormack nie jest głupi. Był szczwanym skurwysynem i byłby w stanie po kilku spojrzeniach domyślić się, że Owen wiedział kim jest Sameen. I to nie w kontekście bycia poszukiwaną przez McCormacka czy policję osobą. Nie mogła pozwolić na to, żeby cokolwiek mu groziło z jej strony. Kątem oka widziała jak Owen się zbliża i jak celuje do niej z jej własnej broni. Po części modliła się o to, żeby pociągnął za spust i żeby oszczędził jej dalszego pierdolenia się z tą sprawą i z tym życiem. Ułatwiłoby to też sprawę jemu. Rzeczywiście dostałby awans.
Ten cios nie był czymś czego Sameen się spodziewała. Zakładałaby, że te służby sprawiedliwości, w które tak bardzo Owen wierzył, będą schwytanego traktować z lekkim szacunkiem. Liczyła na to, że obejdzie się bez przemocy i dosłownego kopania leżącego. Kopnięcie McCormacka ją powaliło. Już wcześniej z trudem utrzymywała pionową pozycję. Żałowała, że nie była w stanie sięgnąć po nóż znajdujący się na łydce. Mogłaby wykonać szybki ruch i rzucić go prosto w gardło McCormacka. Była spora szansa, że dałaby radę trafić i załatwić go zanim zrobiłby cokolwiek. Niestety nie była w stanie. Leżąc po tym kopniaku znajdowała lekkie ukojenie w tym, że mogła dać odpocząć nogom. Cieszyła się z tego, że upadła na tą część, żeber, które nie były złamane. Dzięki temu odczuwała mniejszy ból i dyskomfort.
Była gotowa na kolejny cios, ale zamiast tego usłyszała strzał. W pierwszym odruchu spojrzała na Owena obawiając się tego, że McCormack postanowił go zabić. Zamiast tego poczuła jak ciało skorumpowanego detektywa pada obok niej. – Co ty zrobiłeś? – Zapytała patrząc na kałuże krwi, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Skrzywiła się kiedy Owen ją złapał. – Mam prawdopodobnie złamane żebro. – Wyjaśniła, ale na jego kolejne pytanie skinęła głową. Z jego pomocą rzeczywiście dała radę wstać i po chwili nawet się od niego odsunęła. Musiała mieć pewność, że da radę ustać bez jego pomocy. – Musisz oddać mi broń. – Wyciągnęła rękę w stronę pistoletu, który nadal trzymał. - Nie mogą obwinić ciebie. – A jak nie znajdą broni, to nigdy nie dowiedzą się kto z niej strzelał, bo komu przyjdzie na myśl sprawdzenie Owena? Nikomu. Sięgnęła do jednej z kieszonek i podała niewielką buteleczkę z atomizerem Owenowi. – Spryskaj tym jego dłonie. To wybielacz. Nie mogą mieć mojej krwi. – Złapała się jego ramienia, bo na chwilę straciła równowagę. – Przepraszam. – Wiedziała, że to nie mogła być łatwa decyzja. – I dziękuję. – Gdyby nie on to pewnie leżałaby już martwa, albo zakuta w kajdanki i torturowana ku uciesze McCormacka. – Mam ukryte niedaleko auto. – Pewnie nie powinna mu tego mówić. Im mniej wiedział tym lepiej dla niego. – Poradzisz sobie? – Zapytała i zbliżyła się powoli i ostrożnie do jakiegoś okna, żeby ocenić czy już przyjechały jakieś posiłki, które uniemożliwią jej ucieczkę.
Ten cios nie był czymś czego Sameen się spodziewała. Zakładałaby, że te służby sprawiedliwości, w które tak bardzo Owen wierzył, będą schwytanego traktować z lekkim szacunkiem. Liczyła na to, że obejdzie się bez przemocy i dosłownego kopania leżącego. Kopnięcie McCormacka ją powaliło. Już wcześniej z trudem utrzymywała pionową pozycję. Żałowała, że nie była w stanie sięgnąć po nóż znajdujący się na łydce. Mogłaby wykonać szybki ruch i rzucić go prosto w gardło McCormacka. Była spora szansa, że dałaby radę trafić i załatwić go zanim zrobiłby cokolwiek. Niestety nie była w stanie. Leżąc po tym kopniaku znajdowała lekkie ukojenie w tym, że mogła dać odpocząć nogom. Cieszyła się z tego, że upadła na tą część, żeber, które nie były złamane. Dzięki temu odczuwała mniejszy ból i dyskomfort.
Była gotowa na kolejny cios, ale zamiast tego usłyszała strzał. W pierwszym odruchu spojrzała na Owena obawiając się tego, że McCormack postanowił go zabić. Zamiast tego poczuła jak ciało skorumpowanego detektywa pada obok niej. – Co ty zrobiłeś? – Zapytała patrząc na kałuże krwi, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Skrzywiła się kiedy Owen ją złapał. – Mam prawdopodobnie złamane żebro. – Wyjaśniła, ale na jego kolejne pytanie skinęła głową. Z jego pomocą rzeczywiście dała radę wstać i po chwili nawet się od niego odsunęła. Musiała mieć pewność, że da radę ustać bez jego pomocy. – Musisz oddać mi broń. – Wyciągnęła rękę w stronę pistoletu, który nadal trzymał. - Nie mogą obwinić ciebie. – A jak nie znajdą broni, to nigdy nie dowiedzą się kto z niej strzelał, bo komu przyjdzie na myśl sprawdzenie Owena? Nikomu. Sięgnęła do jednej z kieszonek i podała niewielką buteleczkę z atomizerem Owenowi. – Spryskaj tym jego dłonie. To wybielacz. Nie mogą mieć mojej krwi. – Złapała się jego ramienia, bo na chwilę straciła równowagę. – Przepraszam. – Wiedziała, że to nie mogła być łatwa decyzja. – I dziękuję. – Gdyby nie on to pewnie leżałaby już martwa, albo zakuta w kajdanki i torturowana ku uciesze McCormacka. – Mam ukryte niedaleko auto. – Pewnie nie powinna mu tego mówić. Im mniej wiedział tym lepiej dla niego. – Poradzisz sobie? – Zapytała i zbliżyła się powoli i ostrożnie do jakiegoś okna, żeby ocenić czy już przyjechały jakieś posiłki, które uniemożliwią jej ucieczkę.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 188 cm
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że zobaczy tutaj Sameen i to jeszcze w takim stanie. Wiedział, że jej życie wisi na włosku. Zdawał sobie sprawę, że gdyby ją teraz pojmali to on dostałby zajebisty awans, ale też ten zjeb McCormack mógłby śmiało wrócić do pracy i pewnie zostałby przyjęty z wielkimi honorami. Owen mógł postawić swoje własne szczęście na pierwszym miejscu. Zabrać Sameen, postawić ją przed sądem, a później wtrącić do więzienia. McCormacka nawet pewnie za często, by nie widywał, bo dzięki awansowi juz w ogóle nie musiałby się użerać z takimi leszczami jak on. Mógł to wszystko zrobić i zakończyć całą tą farsę, zamknąć sprawę niewyjaśnionych morderstw. Sprawiedliwość jednak wcale, by nie zatriumfowała. McCormack był żmiją i nie zasługiwał na powrót do pracy, tak samo jak Sam nie zasługiwała na kolejne poniżające traktowanie. Serce go bolało widząc ją w takim stanie i chociaż starał się wyciszyć swoje uczucia względem niej, to jednak wzięły one górę i jego współpracownik musiał pożegnać się z życiem. Owen mógł mieć tylko nadzieję, że ten aniołek wcale nie będzie słodko spał, bo na to po prostu nie zasługiwał. Powinien sie smażyć w piekle gdzie pewnie za parę lat Sam i Owen do niego dołączą. - Uratowałem Ci życie. - Powiedział, ale był pod wrażeniem, że nawet się przez sekundę nie zawahał. Wystarczyła sekunda żeby wiedział, że powinien pociągnąć za spust, ale to nie w Sameen powinna być wtedy lufa wycelowana. - Cholera - skrzywił się, ale pomógł jej wstać i przyjrzał się jej z troską, chociaż nie było teraz na to za bardzo czasu. Kiwnął głową i oddał jej broń, może robił teraz głupotę, ale wierzył w to, że gdyby Sameen miała go zabić to zrobiłaby to już wtedy w Lorne Bay, albo na lotnisku w Cairns. - Dobrze - wziął od niej płyn i gdy musiała się go przytrzymać to złapał ją w talii żeby dać jej więcej oparcia. - Nie masz za co mnie przepraszać, to była moja decyzja, a on... nie pozwoliłbym mu wrócić do służby. - Spojrzał na ciało, a później ponownie zerknął na Sameen i puścił ją upewniając się wcześniej, że da radę ustać. - Dasz radę prowadzić? - Zapytał obserwując jej ruchy, ale nie było za bardzo na to czasu więc jednak podszedł do ciała, żeby spryskać dłonie mężczyzny. - Dam Ci pięć minut, później będę musiał ich zaalarmować i zaczną przeszukiwać teren - gdy skończył niszczenie śladów krwi Sameen to ponownie do niej podszedł i oddał jej buteleczkę. Lepiej żeby tego przy nim nie znaleźli, chociaż też obstawiał, że nikt, by go nie przeszukiwał... ale tak dla bezpieczeństwa. - Dam sobie radę - Kiwnął głową, ale jeszcze złapał ją za nadgarstek. - Sameen... mam hotel na ZimmermanStraße, pokój 320. Będę tam jeszcze przez trzy dni. Przyjdź jeżeli będziesz chciała porozmawiać. - Albo go udusić we śnie. Trudno. Zaryzykował dzisiaj naprawdę wiele. - Uważaj na siebie - dodał puszczając jej dłoń i odsunął się pozwalając jej zniknąć. Odczekał chwilę i wezwał posiłki oraz poinformował o znalezionym ciele, a później cała machina się rozkręciła.
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uratowałem Ci życie.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Była bardzo świadoma tego co zrobił. Po prostu się tego nie spodziewała. Tym bardziej, że uratował jej to życie po raz drugi. W momencie, kiedy podarował jej wolność i dał jej uciec, oferował jej też życie. Teraz zrobił to ponownie. Nie było jednak czasu na to, żeby być ckliwym. Tym bardziej, że Sameen nadal żyła ze świadomością, że Owen nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie mogła więc pozwolić sobie na to, żeby go tutaj brać na uczucia czy coś. – Posiadał dużo informacji. – Powiedziała patrząc na ciało McCormacka. – Mógł się przydać dla mnie i dla ciebie. – Owen nie musiał go dla niej torturować, ani zmuszać do współpracy. Na tym etapie wystarczyłoby, żeby trochę go obezwładnił i dla niej dostarczył. Ona zajęłaby się wyciąganiem informacji, które przekazałaby również Owenowi. A później zabiłaby McCormacka tak czy siak. Raz, że nie zasługiwał na życie, a dwa, był jedyną osobą, która wiedziała o tym, że Owen znał tożsamość Sameen i był nawet gotowy z nią współpracować. Z tego Owen prawdopodobnie nigdy by się nie wybronił.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale zaraz zniknęło to za grymasem bólu. – Wiesz, że takich jak on jest więcej, nie? To tylko wierzchołek góry lodowej. – Wiadomo, ze nie każdy był skorumpowany, ale takie miejsca były pełne ludzi, którzy byli gotowi sprzedać się za naprawdę niewielkie sumy pieniędzy. Wszystko, żeby mieć chociaż delikatne poczucie jakiejkolwiek władzy. – Tak. Prowadziłam w gorszym stanie. – Trochę kłamała, bo jednak nigdy wcześniej nie dała się tak poturbować. Była ostrożna i uważna. Przede wszystkim, była też młodsza i w lepszej kondycji. Teraz podupadała na zdrowiu i traciła grację i kunszt, z którymi wcześniej żyła w idealnej harmonii. – Pięć minut w zupełności mi starczy. – Wcześniej dawała sobie dwie minuty na ucieczkę. Teraz jednak była wdzięczna za te pięć minut. Jej oryginalny plan nie zakładał tego, że zostanie tak bardzo poturbowana. Opierając się o jakiś filar, obserwowała jak Owen niszczy ślady jej krwi. Wzięła od niego buteleczkę i skinieniem głowy podziękowała mu za to co dla niej zrobił. Znowu.
Była już gotowa odejść, kiedy chwycił ją za nadgarstek. – Doceniam troskę, ale ostatnio postawiłeś sprawę jasno. – Przypomniała mu o warunkach, które jej postawił. Mieli się już nigdy nie widzieć, bo przecież obiecał, że jak spotkają się po raz kolejny, to nie będzie dla niej taki łaskawy. – Ty również. – Chciała nawet rzucić jakieś do zobaczenia, ale przecież mieli się już nigdy nie widzieć. Wycofała się do cienia, a później rzeczywiście, przygotowaną wcześniej trasą, niepostrzeżenie dotarła do auta. Wyjęła z bagażnika apteczkę, usiadła na miejscu kierowcy i założyła na siebie bluzę oversize, żeby ukryć na szybko strój, który miała na sobie. Z apteczki wygrzebała tabletki przeciwbólowe, nafaszerowała się nimi i ruszyła w stronę swojego safe house.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Była bardzo świadoma tego co zrobił. Po prostu się tego nie spodziewała. Tym bardziej, że uratował jej to życie po raz drugi. W momencie, kiedy podarował jej wolność i dał jej uciec, oferował jej też życie. Teraz zrobił to ponownie. Nie było jednak czasu na to, żeby być ckliwym. Tym bardziej, że Sameen nadal żyła ze świadomością, że Owen nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie mogła więc pozwolić sobie na to, żeby go tutaj brać na uczucia czy coś. – Posiadał dużo informacji. – Powiedziała patrząc na ciało McCormacka. – Mógł się przydać dla mnie i dla ciebie. – Owen nie musiał go dla niej torturować, ani zmuszać do współpracy. Na tym etapie wystarczyłoby, żeby trochę go obezwładnił i dla niej dostarczył. Ona zajęłaby się wyciąganiem informacji, które przekazałaby również Owenowi. A później zabiłaby McCormacka tak czy siak. Raz, że nie zasługiwał na życie, a dwa, był jedyną osobą, która wiedziała o tym, że Owen znał tożsamość Sameen i był nawet gotowy z nią współpracować. Z tego Owen prawdopodobnie nigdy by się nie wybronił.
Uśmiechnęła się delikatnie, ale zaraz zniknęło to za grymasem bólu. – Wiesz, że takich jak on jest więcej, nie? To tylko wierzchołek góry lodowej. – Wiadomo, ze nie każdy był skorumpowany, ale takie miejsca były pełne ludzi, którzy byli gotowi sprzedać się za naprawdę niewielkie sumy pieniędzy. Wszystko, żeby mieć chociaż delikatne poczucie jakiejkolwiek władzy. – Tak. Prowadziłam w gorszym stanie. – Trochę kłamała, bo jednak nigdy wcześniej nie dała się tak poturbować. Była ostrożna i uważna. Przede wszystkim, była też młodsza i w lepszej kondycji. Teraz podupadała na zdrowiu i traciła grację i kunszt, z którymi wcześniej żyła w idealnej harmonii. – Pięć minut w zupełności mi starczy. – Wcześniej dawała sobie dwie minuty na ucieczkę. Teraz jednak była wdzięczna za te pięć minut. Jej oryginalny plan nie zakładał tego, że zostanie tak bardzo poturbowana. Opierając się o jakiś filar, obserwowała jak Owen niszczy ślady jej krwi. Wzięła od niego buteleczkę i skinieniem głowy podziękowała mu za to co dla niej zrobił. Znowu.
Była już gotowa odejść, kiedy chwycił ją za nadgarstek. – Doceniam troskę, ale ostatnio postawiłeś sprawę jasno. – Przypomniała mu o warunkach, które jej postawił. Mieli się już nigdy nie widzieć, bo przecież obiecał, że jak spotkają się po raz kolejny, to nie będzie dla niej taki łaskawy. – Ty również. – Chciała nawet rzucić jakieś do zobaczenia, ale przecież mieli się już nigdy nie widzieć. Wycofała się do cienia, a później rzeczywiście, przygotowaną wcześniej trasą, niepostrzeżenie dotarła do auta. Wyjęła z bagażnika apteczkę, usiadła na miejscu kierowcy i założyła na siebie bluzę oversize, żeby ukryć na szybko strój, który miała na sobie. Z apteczki wygrzebała tabletki przeciwbólowe, nafaszerowała się nimi i ruszyła w stronę swojego safe house.
****
W hotelu planowała pojawić się zaraz po tym jak uciekła. Nie mogła jednak tego zrobić. Musiała się ogarnąć i przygotować. Musiała funkcjonować tak, żeby nie budzić podejrzeń. Po dotarciu do kryjówki, pod wpływem środków przeciwbólowych, zasnęła na około trzy godziny. Po tym jak wstała, to wzięła prysznic podczas, którego dokonała wstępnych oględzin swojego ciała. Wyglądało tragicznie. Odnosiła wrażenie, że jej stare blizny są obecnie uwydatnione przez nowe siniaki i krwiaki. Najbardziej jednak martwił ją paskudnie fioletowy siniak w okolicy żebra, które podejrzewała o pęknięcie. Teraz zaczęła zakładać, że więcej niż jedno jest połamane. Ogarnęła się i ubrała. Siadajac przy biurku, zrobiła rezerwację w hotelu na ZimmermanStraße. Upierała się, żeby dostać pokój na piątym piętrze i obiecała, że zaraz się tam pojawi, żeby zapłacić za nocleg. Do hotelu dotarła taryfą, zapłaciła oczywiście gotówką. Na recepcji zaczęła trajkotać z recepcjonistką chwaląc się, że organizują dla jej siostry imprezę niespodziankę, na której jej narzeczony jej się oświadczy. Mówiła też o tym jak bardzo jest zmęczona i że wolałaby, żeby nikt jej nie przeszkadzał. Po otrzymaniu i opłaceniu (gotówką) pokoju, skierowała się do wind, gdzie wjechała na piąte piętro. Do swojego pokoju jednak nigdy nie weszła, zamiast tego, schodami zeszła na trzecie piętro do pokoju Owena. Włamała się do środka bezproblemowo. Przejrzała jego rzeczy, żeby się upewnić, że to rzeczywiście jego pokój i że jest tutaj sam. Próbowała nawet zaciągnąć się zapachem jego perfum, ale nie potrafiła nic wyczuć. Za dużo razy dzisiaj dostała po twarzy. Zdjęła z nosa okulary, zrzuciła z siebie płaszcz i otworzyła minibarek, z którego wyjęła trzy male buteleczki z alkoholem. Normalnie nie piła, ale teraz potrzebowała ukoić czymś ból. Z wielkim trudem przestawiła fotel tak, żeby stał przy oknie, ale, żeby jednocześnie mogła patrzeć prosto na drzwi wejściowe. Usadowiła się w nim i otworzyła butelkę z whisky, którą wypiła od razu. W drugiej dłoni trzymała broń, którą wycelowała w drzwi wejściowe. W razie gdyby przeszedł przez nie ktoś kto nie był Owenem.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 188 cm
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
To wedle ustaleń skupiam się na tej drugiej części posta i tym, że Owen na spokojnie obserwował jak Sameen ucieka z miejsca i miał w sobie dwa wilki. Jeden to ten, który był lojalny w stosunku do pracy, do tego czym się zajmował i co obiecywał, a drugi to ten, który wyjechać z Sameen i zapewnić jej opiekę, pomoc w wyleczeniu ran, a później spędzić z nią wspólnie dalszy kawał życia. Był w potrzasku między rozumem, a sercem. Jego serce jednak uciekło, został rozum i musiał się zmierzyć z tym co się tu wydarzyło, wymyślić dobrą historię, która oczywiście z McCormacka robiłaby ofiarę i to jeszcze najlepiej taką, która miałaby być pochowana z honorami. Było mu niedobrze na samą myśl, ale jak trzeba, to trzeba. Opowiedział wszystkim co się stało, a że był Owenem Rochesterem ich przełożonym to nikt tego nie kwestionował, ani nawet za bardzo nie dochodził. Owen powiedział, że sam zrobi z tego raport i żeby zajęli się zebraniem dowodów, sprzątaniem i poinformowaniem rodziny. Oczywiście wiedział, że nie znajdą żadnych dowodów poza kulą w głowie mężczyzny. Nic tu po nim.
Zebrał swoje rzeczy powiedział zastępcy, że jedzie do hotelu i będą ze sobą w kontakcie. Dojazd na miejsce zajął mu około pół godziny. Na recepcji przywitał się recepcjonistką i od razu skierował swoje kroki w stronę pokoju. Nie spodziewał się tam gości. Był pewien, że Sameen raczej się już u niego nie pojawi. Otworzył drzwi, nie zapalił jednak od razu światła. Wiedział, że nie jest na swoim terytorium i jednak próbuje złapać złych ludzi. Jeżeli ktoś go śledził lepiej żeby nie ułatwiać mu zadania od razu pokazując, do którego pokoju powinien pójść. Przeszedł jednak dalej i ściągnął z ramion kurtkę, bo w Niemczech jednak trochę chłodniej niż w Australii i wtedy dostrzegł coś, co sprawiło, że zrobił krok do tyłu. Widok Sameen z pistoletem wycelowanym w jego stronę. – Sameen... – zaczął mrużąc lekko oczy. – Jednak skorzystałaś z mojego zaproszenia – stwierdził i zaryzykował robiąc kilka szybkich kroków w jej stronę. – Chyba nie potrzebujesz tej broni – nie miał w planach robić jej krzywdy i miał nadzieję, że ona jemu też nie, nie po tym ja uratował jej życie. – Jak się czujesz? – Zapytał i przykucnął obok niej, tak że lufa pistoletu była naprawdę blisko jego głowy. Postanowił jednak jej zaufać.
Zebrał swoje rzeczy powiedział zastępcy, że jedzie do hotelu i będą ze sobą w kontakcie. Dojazd na miejsce zajął mu około pół godziny. Na recepcji przywitał się recepcjonistką i od razu skierował swoje kroki w stronę pokoju. Nie spodziewał się tam gości. Był pewien, że Sameen raczej się już u niego nie pojawi. Otworzył drzwi, nie zapalił jednak od razu światła. Wiedział, że nie jest na swoim terytorium i jednak próbuje złapać złych ludzi. Jeżeli ktoś go śledził lepiej żeby nie ułatwiać mu zadania od razu pokazując, do którego pokoju powinien pójść. Przeszedł jednak dalej i ściągnął z ramion kurtkę, bo w Niemczech jednak trochę chłodniej niż w Australii i wtedy dostrzegł coś, co sprawiło, że zrobił krok do tyłu. Widok Sameen z pistoletem wycelowanym w jego stronę. – Sameen... – zaczął mrużąc lekko oczy. – Jednak skorzystałaś z mojego zaproszenia – stwierdził i zaryzykował robiąc kilka szybkich kroków w jej stronę. – Chyba nie potrzebujesz tej broni – nie miał w planach robić jej krzywdy i miał nadzieję, że ona jemu też nie, nie po tym ja uratował jej życie. – Jak się czujesz? – Zapytał i przykucnął obok niej, tak że lufa pistoletu była naprawdę blisko jego głowy. Postanowił jednak jej zaufać.
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Siedząc w ciemności obserwowała jak Owen krząta się po pokoju. Postanowiła się nie odzywać od razu. Była w gorszej pozycji. Nie miała gdzie uciec i miała mniejsze pole do popisu w razie, gdyby postanowił jednak zaprosić do siebie kogoś innego. Raczej go o to nie podejrzewała, ale nie wiedziała jak się potoczyły sprawy na miejscu zbrodni. Może musiał z kimś omówić dalszą część całego śledztwa. Przez cały czas miała wycelowany w niego pistolet. Nie był to jednak jakiś gest wymierzony konkretnie w jego stronę. Po prostu każdy, nawet najmniejszy ruch, zwróciłby na nią uwagę Owena. Chciała mu dać chwilę.
- No wiesz… nie jestem dziewczyną, która odmówi takiemu zaproszeniu. – Postanowiła sobie delikatnie zażartować, żeby mu pokazać, że przyszła tu w pokojowych zamiarach. Dobra, może nawet nie w pokojowych, bo ona nie miała kosy (hehe) z Owenem. Po prostu chciała sprawdzić czy przemyślał swoje poprzednie zachowanie. Chciała też wiedzieć dlaczego postanowił uratować jej życie i zabić swojego współpracownika. – To nie na ciebie. – Wyjaśniła i zdjęła palec ze spustu. Po chwili zabezpieczyła broń i położyła ją sobie za plecami. – Na wszelki wypadek, gdybyś przyszedł tutaj z kimś, albo w razie gdyby ktoś zaplanował złożyć ci wizytę. – Sprawa i tak już była posrana. Jeżeli ktoś wiedział, że Owen przy tym pracuje, to równie dobrze jego życie mogło być zagrożone. I wbrew pozorom zagrożenie nie pochodziłoby od Sameen. Wyprostowała się powoli i lekko się przy tym skrzywiła. Zasiedziała się w jednej pozycji i zapomniała o tym, że bolał ją każdy fragment ciała. Nawet ten gdzie nie oberwała.
- Oh, wiesz. Jakbym została skopana za wszystkie czasy. – Znowu się lekko uśmiechnęła. – Przeżyję. Bywało gorzej. – Z tym nawet nie kłamała. – Chodź. – Powiedziała i lekko kiwnęła głową. Powoli, znowu krzywiąc się, wstała z fotela i skierowała się do łazienki. Odkręciła wodę w kranie i pod prysznicem. – Nie miałam okazji sprawdzić pokoju pod kątem podsłuchów. – Wyjaśniła i ostrożnie przysiadła na wannie. – Jak u ciebie? Czepiali się czy udało ci się? – Nie musiał jej zdradzać szczegółów. Chciała tylko wiedzieć czy był bezpieczny.
- No wiesz… nie jestem dziewczyną, która odmówi takiemu zaproszeniu. – Postanowiła sobie delikatnie zażartować, żeby mu pokazać, że przyszła tu w pokojowych zamiarach. Dobra, może nawet nie w pokojowych, bo ona nie miała kosy (hehe) z Owenem. Po prostu chciała sprawdzić czy przemyślał swoje poprzednie zachowanie. Chciała też wiedzieć dlaczego postanowił uratować jej życie i zabić swojego współpracownika. – To nie na ciebie. – Wyjaśniła i zdjęła palec ze spustu. Po chwili zabezpieczyła broń i położyła ją sobie za plecami. – Na wszelki wypadek, gdybyś przyszedł tutaj z kimś, albo w razie gdyby ktoś zaplanował złożyć ci wizytę. – Sprawa i tak już była posrana. Jeżeli ktoś wiedział, że Owen przy tym pracuje, to równie dobrze jego życie mogło być zagrożone. I wbrew pozorom zagrożenie nie pochodziłoby od Sameen. Wyprostowała się powoli i lekko się przy tym skrzywiła. Zasiedziała się w jednej pozycji i zapomniała o tym, że bolał ją każdy fragment ciała. Nawet ten gdzie nie oberwała.
- Oh, wiesz. Jakbym została skopana za wszystkie czasy. – Znowu się lekko uśmiechnęła. – Przeżyję. Bywało gorzej. – Z tym nawet nie kłamała. – Chodź. – Powiedziała i lekko kiwnęła głową. Powoli, znowu krzywiąc się, wstała z fotela i skierowała się do łazienki. Odkręciła wodę w kranie i pod prysznicem. – Nie miałam okazji sprawdzić pokoju pod kątem podsłuchów. – Wyjaśniła i ostrożnie przysiadła na wannie. – Jak u ciebie? Czepiali się czy udało ci się? – Nie musiał jej zdradzać szczegółów. Chciała tylko wiedzieć czy był bezpieczny.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 188 cm
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
- Musiał Cię naprawdę mocno poturbować skoro sobie żartujesz - odpowiedział ale się uśmiechnął, bo wiadomo, że on też sobie teraz trochę żartował. Dobrze było ją widzieć w nieco innych warunkach niż tam w magazynie. Obawiał się, czy aby na pewno będzie z nią wszystko w porządku i nawet zaczął żałować, że nie pojechał z nią żeby się upewnić, że wszystko będzie z nią w porządku. Dlatego trochę odetchnął z ulgą. Kto, by się tego spodziewał, że wojskowy, który wręcz polował na takie osoby jak ona, czuł ulgę widząc najbardziej zabójczą kobietę na świecie. - Dziękuję, że się tak o mnie martwisz - wolał nie dopytywać co, by się stało gdyby rzeczywiście przyszedł tutaj z kimś innym, bo obawiał się, że znał już odpowiedź. Obserwował ją i od razu chciał ją dotknąć, gdy zobaczył, ze krzywi się przy zmianie pozycji na fotelu. Nie zrobił jednak tego, bo nie był do końca pewien na ile może sobie pozwolić. Trzymał więc mały dystans cały czas się jej przypatrując, jednak było widać jak na otwartej dłoni, że nie była mu obojętna i szczerze stresował się jej stanem zdrowia.
- W to nie wątpię, nigdy nie był wybitnie umiejętnym w walce mężczyzną - mówił tu oczywiście o zjebanym McCormacku, któremu ziemia wcale nie musiała być lekką. Gdy wstała to i on się podniósł ruszając za nią do łazienki. Obserwował to co robi i uśmiechnął się. - Nie musisz się tym martwić, mogę Cię zapewnić, że mam sprawdzony pokój. - Powiedział i zakręcił wodę, bo to jednak nie było dobre dla środowiska, a on jednak miał nową córkę więc musiał dopilnować żeby Phia mogła jeszcze zobaczyć niedźwiedzie polarne w naturalnym środowisku. - Jestem ich szefem, nikt niczego nie kwestionował. Napiszę z tego raport sam, żeby nikt się nie dopytywał za wiele. Na miejscu nie było żadnych odcisków palców poza moimi i McCormacka, nie było też innej krwi, więc jesteś bezpieczna. - Przynajmniej ze strony jego jednostki, bo nie wiedział jak to mogło być z innych źródeł. - Pokaż te rany - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Musiał sie upewnić, że z nią wszystko w porządku. - Wyjdę na chwilę i kupię Ci leki, nie rozcieńczaj sobie jeszcze krwi alkoholem - może i działało to trochę przeciwbólowo, ale były lepsze sposoby na złagodzenie bólu. - Potrzebujesz jakiegoś opatrunku? - Może nie był lekarzem, ale bywał na frontach, pływał w marynarce wojennej, miewał rożne rany, czasem musiał kogoś zszyć w polowych warunkach. Musiała mu jednak się pokazać, żeby mógł ocenić na ile te jej rany były poważne. - Aczkolwiek widzę, że ignorujesz to co Ci powiedziałem w Lorne Bay... - rzucił nieco ciszej, bo jednak mówił, że miała porzucić pracę, nie posłuchała jego warunków, chociaż mógł się tego pewnie domyślić jak tylko te słowa powiedział te pare tygodni temu.
- W to nie wątpię, nigdy nie był wybitnie umiejętnym w walce mężczyzną - mówił tu oczywiście o zjebanym McCormacku, któremu ziemia wcale nie musiała być lekką. Gdy wstała to i on się podniósł ruszając za nią do łazienki. Obserwował to co robi i uśmiechnął się. - Nie musisz się tym martwić, mogę Cię zapewnić, że mam sprawdzony pokój. - Powiedział i zakręcił wodę, bo to jednak nie było dobre dla środowiska, a on jednak miał nową córkę więc musiał dopilnować żeby Phia mogła jeszcze zobaczyć niedźwiedzie polarne w naturalnym środowisku. - Jestem ich szefem, nikt niczego nie kwestionował. Napiszę z tego raport sam, żeby nikt się nie dopytywał za wiele. Na miejscu nie było żadnych odcisków palców poza moimi i McCormacka, nie było też innej krwi, więc jesteś bezpieczna. - Przynajmniej ze strony jego jednostki, bo nie wiedział jak to mogło być z innych źródeł. - Pokaż te rany - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Musiał sie upewnić, że z nią wszystko w porządku. - Wyjdę na chwilę i kupię Ci leki, nie rozcieńczaj sobie jeszcze krwi alkoholem - może i działało to trochę przeciwbólowo, ale były lepsze sposoby na złagodzenie bólu. - Potrzebujesz jakiegoś opatrunku? - Może nie był lekarzem, ale bywał na frontach, pływał w marynarce wojennej, miewał rożne rany, czasem musiał kogoś zszyć w polowych warunkach. Musiała mu jednak się pokazać, żeby mógł ocenić na ile te jej rany były poważne. - Aczkolwiek widzę, że ignorujesz to co Ci powiedziałem w Lorne Bay... - rzucił nieco ciszej, bo jednak mówił, że miała porzucić pracę, nie posłuchała jego warunków, chociaż mógł się tego pewnie domyślić jak tylko te słowa powiedział te pare tygodni temu.