about
ósmy pasażer nostromo swojej nowej rodziny
005.
Dobra, to żeby wszystko było jasne, to Hilde jest posiadaczką konia rasy Camarillo o imieniu Warsong, którego kupiła jej mama. Nie są to drogie konie, więc mama mogła zainwestować w zainteresowania swojej córki zanim pojawił się Bernhard i wszystko zjebał. To jest Warsong. Siodło pewnie miała Upland. Wiadomo, najlepsze, hehe. Tak czy siak Hilde w stadninie bywała regularnie. Jak była młodsza to oczywiście miała więcej czasu, żeby tutaj przebywać. Kochała jazdę konną i cieszyła się, że mama zaraziła ją takim fajnym hobby. Chociaż żadna z nich tak naprawdę nie była jakąś typową koniarą. Plusem było też to, że Zara mogła sobie pozwolić na konia, zamiast kupić córce tego sztucznego na patyku, co też jest teraz jakąś dziwną obsesją wśród dzieci. Trochę to dziwne, ale no… takie czasy. Lepsze to niż tiktok, i guess.
Teraz jednak Hilde jeździła konno trochę rzadziej. Robiła to raz w tygodniu, ale w porównaniu do tego jak często jeździła wcześniej, była to zatrważająca różnica. Dodatkowo, o czym nie chciała za bardzo rozmawiać z mamą, bo było jej głupio, Bernhard trochę jej tą jazdę konną rujnował. Zaczął od niej wymagać tego, że powinna być w tym profesjonalistką, zamiast traktować to jak jakieś durne hobby. Ewidentnie w jego rodzinie jazda konna była czymś co było mile widziane. Byli jakąś dziwną rodziną z naprawdę chorymi zasadami. Hilde przestała więc mówić mu kiedy jeździ, żeby za nią nie podążał i jej niczego nie rujnował dalej. Czasami też kłamała na temat godzin. Dzisiaj jazdą zaczęła bardzo wcześnie rano. Dosłownie zdążyli otworzyć obiekt, a ona już tutaj była gotowa do swojej jazdy. Pojeździła trzy godziny. Trochę jeździła na terenie stadniny, a później postanowiła pojeździć dalej. Teraz wracała, żeby za bardzo nie przemęczyć swojego konia. Po dojechaniu do stadniny zsiadła ze swojej klaczy, pogłaskała ją, nakarmiła i wolnym krokiem zaczęła prowadzić w stronę odpowiedniego boksu. Tam miała zamiar zdjąć jej siodło, wyczesać ją i pożegnać się obiecując, że wróci do niej najszybciej jak się da (za równy tydzień). Niestety stadnina miała dziwne zasady, które zabraniały samodzielnego ogarniania swojego konia. Musiała czekać na jakiegoś pracownika, który miałby jej w tym pomóc. Niestety była dziwnie duża kolejka, a jej nie chciało się czekać, wiec postanowiła, że jeszcze pojeździ. I tak nie miała jakiś wielkich planów. Wsiadła na konia z powrotem i pojechała sobie w stronę dzikich terenów. Wiedziała, że jest tam niewielki potok, więc uznała, że pocziluje tam z Warsong i przeczekają.
Do potoku dotarła po około dwudziestu minutach niezbyt szybkiej jazdy. Przywiązała konia niedaleko wody, żeby mogła sobie w razie co pić wodę i skubać pobliskiej trawki. Sama usiadła niedaleko i patrzyła przed siebie, bo nie było sensu zaglądania w telefon. Nie było zasięgu. Po jakimś czasie usłyszała nadjeżdżającego konia więc obróciła się, żeby spojrzeć kto będzie zakłócał jej spokój. Z jakiegoś dziwnego powodu spodziewała się wkurwionego Bernharda, a nie Idrisa.
- To jest ten moment, w którym mam potwierdzenie, że masz jakąś obsesję na moim punkcie? Albo, że się po prostu zakochałeś? – Biedna. Nie wiedziała, że Idris widywał ją w okolicy już tysiąc razy, ale ona nie widziała niczego poza czubkiem swojego nosa. Zaraz jednak posłała mu ładny uśmiech, żeby złagodzić swój chamski komentarz.
about
It is precious to me, though I buy it with great pain.
008.
Dzisiaj na przykład postanowił przyjechać i dokończyć naprawę ogrodzenia, którą już wcześniej z Carterem zaczęli. Nie miał absolutnie żadnego problemu z tym, by poświęcać dni na robienie takich rzeczy, lubił pomagać państwo Van Horn, traktował ich jak własną rodzinę więc taka pomoc była dla niego czystą przyjemnością. Gdy przyjechał na miejsce to porozmawiał chwilę z rodzicami wujka Cartera, pani Van Horn oczywiście wpakowała w niego pokaźne śniadanie, a później ruszył wykonywać te naprawy wcześniej jeszcze zaglądając do Bereka i obiecując mu, że jak wszystko skończy to strzelą sobie wycieczkę nad s t r u m i e ń. Gdy tak na niego jednak patrzył to zrobiło mu się go żal i postanowił jednak wymienić kolejność. Najpierw postanowił się przejechać. Przygotował konia do wycieczki, wyprowadził z boksu, a później i z rancho, gdzie już otworzyła się przed nimi dość spora przestrzeń, którą często ludzie wykorzystywali do konnej jazdy. Idris pojeździł sobie z 40 minut, a później skierował konia w stronę strumyka, który był niedaleko żeby zrobić Berekowi ładne zdjęcie. Po około 10 minutach jazdy był już na miejscu i zdziwił się widząc, że ktoś już tam jest.
Od razu ją rozpoznał. Widywał już nie raz jak jeździła po tych rejonach na swoim koniu. - Mógłbym zapytać o to samo - powiedział i dopiero wtedy zszedł z konia. - Będziesz teraz odwiedzać wszystkie moje ulubione miejsca? - W końcu to ona go podrywała, a że podryw zadziałał to już inna sprawa. Spojrzał też w końcu na nią i przejechał sobie dłonią po włosach. - Ostatnio chyba mniej jeździsz co? - Zapytał przechylając lekko głowę na bok. Widywał ją jak jeździła dość często, ale jakoś wiadomo, że nie bywała wcześniej obiektem jego zainteresowań. Skupiał się na pomocy przy rancho i koniach, a nie na gapieniu się na laski. - Jest naprawdę piękną klaczą - kiwnął głową w stronę jej konia i zrobił parę kroków w ich stronę trzymając Bereka za uzdę. - Mogę? Czy będę Ci przeszkadzać? - Nie chciał niszczyć jej spokoju swoją nerdowską osobą.
zoey - eric - bruno - luna - joshua - olivia - ally - harlan - mei - mira - owen - benedict - inej - edwina - cece
about
ósmy pasażer nostromo swojej nowej rodziny
Zmarszczyła brwi, bo dlaczego niby miałby pytać ją o to samo? To on ewidentnie miał obsesję na jej punkcie. Chociaż nie wiedziała w ogóle skąd brała takie oskarżenia. To ona podeszła do niego i go zagadała. Widziała go drugi raz w życiu. To, że on ją widział tysięczny raz w życiu to już inna sprawa. O tym jednak Brunhilde nie wiedziała. Miała tylko swoje domysły laski, która wyżej srała niż dupę miała.
- Dlaczego miałabym cię o to pytać? – Zapytała i wstała, bo nie chciała, żeby tak nad nią paradował. Jeszcze się przysiądzie i będzie dziwnie. Chociaż nikogo nie było wokół. Ale ona już znała takie scenariusze. Przysiadłby się i zaraz pojawiłaby się jakaś wycieczka szkolna jej grupy ze studiów i jakimś cudem byliby tam też ci bogaci znajomi i miałaby u wszystkich przejebane. W dodatku Idris nie miał nawet na sobie stroju do jazdy konnej, to pewnie trąciło jakimś plebsem. Okropna była. – Wszystkie publiczne i ogólnie dostępne miejsca są twoimi ulubionymi? – Skrzyżowała ręce na piersi przyglądając mu się badawczo. Później przeniosła wzrok na ten strumyk. Była tutaj już może ze cztery razy i nigdy go jakoś nie widziała. A jednak jeździła tutaj konno od dobrych kilku lat. Jego pech, że nie widział jej tutaj te cztery razy.
- Okej, ja żartowałam z tą obsesję, ale to pytanie jednak sugeruje mi, że możesz ją jednak mieć. – Bo skąd wiedział, że jeździła mniej. – Rzeczywiście jeżdżę mniej. – Przyznała mu rację, bo nie miała zamiaru się wykłócać o coś takiego. – Doszło mi kilka nowych obowiązków. – Nie chwaliła się, nie nie, to było żalenie się. Ale nie wiedziała czemu akurat jemu się żaliła. – Skąd wiesz, że jeżdżę mniej? – Wolała dopytać i podeszła do swojej klaczy, żeby ta się nie spłoszyła w związku z nowym towarzystwem. Chociaż na razie na nich nie reagowała jakoś bardzo. Była spokojnym konikiem. – Dziękuję. – Poklepała Warsong delikatnie po łbie. – Twój koń też całkiem w porządku. – Przyznała nadal stając przy swojej klaczy.
- No słuchaj, to twoje ulubione miejsce. Kim ja jestem, żeby zabraniać ci w nim przebywać? – Posłała mu ładny uśmiech. Była tylko uniżonym sługą bożym. Żartuje. Daleko jej do kogoś takiego. Prędzej szkoliła się na pomocnika szatana.
- Dlaczego miałabym cię o to pytać? – Zapytała i wstała, bo nie chciała, żeby tak nad nią paradował. Jeszcze się przysiądzie i będzie dziwnie. Chociaż nikogo nie było wokół. Ale ona już znała takie scenariusze. Przysiadłby się i zaraz pojawiłaby się jakaś wycieczka szkolna jej grupy ze studiów i jakimś cudem byliby tam też ci bogaci znajomi i miałaby u wszystkich przejebane. W dodatku Idris nie miał nawet na sobie stroju do jazdy konnej, to pewnie trąciło jakimś plebsem. Okropna była. – Wszystkie publiczne i ogólnie dostępne miejsca są twoimi ulubionymi? – Skrzyżowała ręce na piersi przyglądając mu się badawczo. Później przeniosła wzrok na ten strumyk. Była tutaj już może ze cztery razy i nigdy go jakoś nie widziała. A jednak jeździła tutaj konno od dobrych kilku lat. Jego pech, że nie widział jej tutaj te cztery razy.
- Okej, ja żartowałam z tą obsesję, ale to pytanie jednak sugeruje mi, że możesz ją jednak mieć. – Bo skąd wiedział, że jeździła mniej. – Rzeczywiście jeżdżę mniej. – Przyznała mu rację, bo nie miała zamiaru się wykłócać o coś takiego. – Doszło mi kilka nowych obowiązków. – Nie chwaliła się, nie nie, to było żalenie się. Ale nie wiedziała czemu akurat jemu się żaliła. – Skąd wiesz, że jeżdżę mniej? – Wolała dopytać i podeszła do swojej klaczy, żeby ta się nie spłoszyła w związku z nowym towarzystwem. Chociaż na razie na nich nie reagowała jakoś bardzo. Była spokojnym konikiem. – Dziękuję. – Poklepała Warsong delikatnie po łbie. – Twój koń też całkiem w porządku. – Przyznała nadal stając przy swojej klaczy.
- No słuchaj, to twoje ulubione miejsce. Kim ja jestem, żeby zabraniać ci w nim przebywać? – Posłała mu ładny uśmiech. Była tylko uniżonym sługą bożym. Żartuje. Daleko jej do kogoś takiego. Prędzej szkoliła się na pomocnika szatana.
about
It is precious to me, though I buy it with great pain.
- Nie wszyscy wierzą w przypadki - odpowiedział, bo niektórzy wierzyli w teorie spiskowe, on co prawda do takich osób nie należał, ale to dziwne, że nie mieli ze sobą kontaktu praktycznie nigdy, a byli w bardzo podobnym wieku i nagle jak ona do niego zagadała to się akurat tutaj spotykają. Gdyby nie to, że wiedział, że nie jest na tym samym poziomie co Hilde, to może nawet na serio pomyślałby, że to wszystko było ukartowane, ale znał swoje miejsce w szeregu i było mu tam bardzo wygodnie. - Nie wszystkie - pokręcił głową - tylko te, które są moimi ulubionymi - nie powiedziałby też, żeby to akurat było takie ogólnodostępne. Dojazd tutaj mógł być utrudniony przez to, że nie koniecznie była tutaj jakaś dobrej jakości droga, ktoś musiałby też bardzo lubić spacery, bo jednak było to jednak dość mocno na obrzeżach miasta. Idris często tutaj bywał i jeszcze nikogo tutaj nigdy nie spotkał. Brunhilde była pierwsza.
Zaśmiał sie i pokręcił głową. - Nie, nie. Nie musisz się martwić, nie mam żadnej obsesji - nie był popierdolony. Obsesje to on może mieć na punkcie jej kuzynki, skoro mu się śni po nocach. - Rodzina mojego wujka ma rancho niedaleko i czasem jak sobie tu spacerowałem albo jeździłem to Cię widywałem. Odkąd wróciłem do Lorne jestem tu częściej, a Ty jeździsz już nie tak często jak kiedyś... nie żebym też robił jakieś statystki i dzienniki. - On niestety, ale nie zapisywałby ręcznie takich danych. Musiałby ze sobą wozić lapka, zrobić porządnego excela, ustawić funkcje, a to za dużo pierdolenia się. - To tylko moja obserwacja - dodał próbując jakoś to wyjaśnić i nie wyjść przy tym na beznadziejnego faceta, bo rzeczywiście mogło to wyglądać trochę podejrzanie. - Praktycznie się tutaj wychowałem więc po prostu kojarzę dość sporo ludzi, którzy się tutaj kręcą. - Chcąc nie chcąc jakoś zwracał uwagę na to kto tutaj niedaleko jeździ. Czasem z kimś nawet pogadał jeżeli jakoś blisko siebie przejeżdżali jednak większość ludzi trzymała się od siebie z daleka. On też nigdy do niej nie podjechał i pewnie gdyby nie fakt, że po prostu spotkali się akurat w tym miejscu to dalej, by do niej nie podjechał. Nie dlatego, że udawałby, że jej nie zna, ale po prostu żeby jej nie przeszkadzać i się nie wtrącać. - Dziękuję, ale nie jest mój. - Powiedział i poklepał Bereka po boku. - Jest moim ulubionym to na pewno, ale to konie rodziców mojego wujka. - Jego matki nigdy nie było stać na konia, poza tym żaden nie był mu nigdy tak na własność potrzebny, bo miał trochę koni do wyboru na rancho Van Hornów. Jednak to z Berekiem wyrobił sobie taką silną więź i zdecydowanie gdyby miał mieć własnego konia to chciałby mieć tego.
- Brunhilde - odpowiedział, bo nerd to wiedział, ze z Walkirią lepiej nie zadzierać. - Jak tam po imprezie? Dotarłaś spokojnie czy uber wiózł Cię dziwną drogą? - Zapytał i przywiązał konia do pobliskiego drzewa, a później zszedł w pobliże wody żeby umyć sobie ręce w strumyku. - Usiądziesz? Czy Cię spłoszyłem? - Zapytał kładąc swoje ręce na biodrach i spojrzał na nią z uśmiechem błąkającym się na jego twarzy. Zdecydowanie zachowywała się zupełnie inaczej niż na początku ich ostatniego spotkania.
Zaśmiał sie i pokręcił głową. - Nie, nie. Nie musisz się martwić, nie mam żadnej obsesji - nie był popierdolony. Obsesje to on może mieć na punkcie jej kuzynki, skoro mu się śni po nocach. - Rodzina mojego wujka ma rancho niedaleko i czasem jak sobie tu spacerowałem albo jeździłem to Cię widywałem. Odkąd wróciłem do Lorne jestem tu częściej, a Ty jeździsz już nie tak często jak kiedyś... nie żebym też robił jakieś statystki i dzienniki. - On niestety, ale nie zapisywałby ręcznie takich danych. Musiałby ze sobą wozić lapka, zrobić porządnego excela, ustawić funkcje, a to za dużo pierdolenia się. - To tylko moja obserwacja - dodał próbując jakoś to wyjaśnić i nie wyjść przy tym na beznadziejnego faceta, bo rzeczywiście mogło to wyglądać trochę podejrzanie. - Praktycznie się tutaj wychowałem więc po prostu kojarzę dość sporo ludzi, którzy się tutaj kręcą. - Chcąc nie chcąc jakoś zwracał uwagę na to kto tutaj niedaleko jeździ. Czasem z kimś nawet pogadał jeżeli jakoś blisko siebie przejeżdżali jednak większość ludzi trzymała się od siebie z daleka. On też nigdy do niej nie podjechał i pewnie gdyby nie fakt, że po prostu spotkali się akurat w tym miejscu to dalej, by do niej nie podjechał. Nie dlatego, że udawałby, że jej nie zna, ale po prostu żeby jej nie przeszkadzać i się nie wtrącać. - Dziękuję, ale nie jest mój. - Powiedział i poklepał Bereka po boku. - Jest moim ulubionym to na pewno, ale to konie rodziców mojego wujka. - Jego matki nigdy nie było stać na konia, poza tym żaden nie był mu nigdy tak na własność potrzebny, bo miał trochę koni do wyboru na rancho Van Hornów. Jednak to z Berekiem wyrobił sobie taką silną więź i zdecydowanie gdyby miał mieć własnego konia to chciałby mieć tego.
- Brunhilde - odpowiedział, bo nerd to wiedział, ze z Walkirią lepiej nie zadzierać. - Jak tam po imprezie? Dotarłaś spokojnie czy uber wiózł Cię dziwną drogą? - Zapytał i przywiązał konia do pobliskiego drzewa, a później zszedł w pobliże wody żeby umyć sobie ręce w strumyku. - Usiądziesz? Czy Cię spłoszyłem? - Zapytał kładąc swoje ręce na biodrach i spojrzał na nią z uśmiechem błąkającym się na jego twarzy. Zdecydowanie zachowywała się zupełnie inaczej niż na początku ich ostatniego spotkania.
zoey - eric - bruno - luna - joshua - olivia - ally - harlan - mei - mira - owen - benedict - inej - edwina - cece
about
ósmy pasażer nostromo swojej nowej rodziny
Prychnęła, bo oczywiście w ogóle nie usatysfakcjonowała jej jego odpowiedź. To on za nią łaził. Ona tutaj była pierwsza. Chociaż z tym łażeniem za nią to sobie ostro wmawiała, ale wiadomo jaka Hilde czasami była. Żyła w swoim świecie. Starała się nie, ale było jak było.
- Okej. – Poddala się. Nie lubiła jak ktoś miał odpowiedź na wszystko. Czuła się wtedy zagięta i bezbronna i wkurwiona, bo ona chciałaby mieć odpowiedź na wszystko. – To jakie miejsca są jeszcze twoimi ulubionymi? Muszę wiedzieć czego unikać, albo czy muszę cię pytać o zgodę. – Nie chciała, żeby wyszło, że będzie go unikać, bo bez przesady. Nie musiała go unikać. Jakie były szanse, że spotka go jeszcze kiedykolwiek. Dzisiaj było przypadkiem. Następny raz nigdy się już nie wydarzy. Nie widziała go przez 20 lat swojego życia i raczej nic się nie zmieni.
- Wmawiaj sobie dalej, Idris. – Przewróciła oczami, ale w teatralny sposób, żeby mu pokazać, że się tylko z nim droczy. Nie robi mu pretensji. – Rodzina twojego wujka? – Uniosła brwi. – To brzmi trochę jakby też byli jednak twoją rodziną. – Nie wiedziała zbyt wiele o koneksjach rodzinnych, bo nawet jak jej mama miała rodzeństwo to dla Hilde istniała tylko mama. A swojej nowej rodziny nie ogarniała, bo była pewna, że tam wszyscy sypiają ze sobą, żeby zachować czystość krwi. Tacy Malfoye czy coś. – To jednak brzmi jakbyś prowadził jakieś statystyki i dzienniki. Pewnie przy następnym „przypadkowym” spotkaniu pokażesz mi komputerową prezentację z wykresami słupkowymi, co? – Zażartowała, ale też w sumie nie zdziwiłaby się jakby tak było. Pamiętała, że Idris był komputerowcem. Rozejrzała się po okolicy. – Wychowałeś się przy tym strumyku? – Znowu zażartowała. – Jeszcze powiedz, że wilczyca cię wykarmiła. – Dodała z uśmiechem na ustach. Smutna prawda była taka, że oni pewnie mogli kiedyś ze sobą rozmawiać, a ona i tak by tego nie zapamiętała, bo była zbyt wielką idiotką, żeby docenić cokolwiek.
- Jest twoim ulubionym ze względu na imię czy ty go tak nazwałeś? – Zapytała ponownie, nieco nieumyślnie, zdradzając, że wie o Władcy Pierścieni więcej niż powinna wiedzieć. I zapamiętała, że Idris miał obsesje na punkcie jakiś kart czy coś tam. Dobra, może jednak nie zapamiętała aż tak dobrze.
- Dotarłam. Dziękuję za troskę. Mógłbyś zapytać wcześniej, ale nigdy nie poprosiłeś mnie o numer. – Wytknęła przybierając całkiem obojętny ton głosu. Głaskała sobie dalej swojego pięknego konika. Czekała aż wyruszą razem do Colter. – Nie schlebiaj sobie, Idris. – Parsknęła. – Nasiedziałam się już. – Odparła, ale żeby nie było, odeszła od swojego konia i skierowała się ku Idrisowi, żeby nie było niezręcznie.
- Okej. – Poddala się. Nie lubiła jak ktoś miał odpowiedź na wszystko. Czuła się wtedy zagięta i bezbronna i wkurwiona, bo ona chciałaby mieć odpowiedź na wszystko. – To jakie miejsca są jeszcze twoimi ulubionymi? Muszę wiedzieć czego unikać, albo czy muszę cię pytać o zgodę. – Nie chciała, żeby wyszło, że będzie go unikać, bo bez przesady. Nie musiała go unikać. Jakie były szanse, że spotka go jeszcze kiedykolwiek. Dzisiaj było przypadkiem. Następny raz nigdy się już nie wydarzy. Nie widziała go przez 20 lat swojego życia i raczej nic się nie zmieni.
- Wmawiaj sobie dalej, Idris. – Przewróciła oczami, ale w teatralny sposób, żeby mu pokazać, że się tylko z nim droczy. Nie robi mu pretensji. – Rodzina twojego wujka? – Uniosła brwi. – To brzmi trochę jakby też byli jednak twoją rodziną. – Nie wiedziała zbyt wiele o koneksjach rodzinnych, bo nawet jak jej mama miała rodzeństwo to dla Hilde istniała tylko mama. A swojej nowej rodziny nie ogarniała, bo była pewna, że tam wszyscy sypiają ze sobą, żeby zachować czystość krwi. Tacy Malfoye czy coś. – To jednak brzmi jakbyś prowadził jakieś statystyki i dzienniki. Pewnie przy następnym „przypadkowym” spotkaniu pokażesz mi komputerową prezentację z wykresami słupkowymi, co? – Zażartowała, ale też w sumie nie zdziwiłaby się jakby tak było. Pamiętała, że Idris był komputerowcem. Rozejrzała się po okolicy. – Wychowałeś się przy tym strumyku? – Znowu zażartowała. – Jeszcze powiedz, że wilczyca cię wykarmiła. – Dodała z uśmiechem na ustach. Smutna prawda była taka, że oni pewnie mogli kiedyś ze sobą rozmawiać, a ona i tak by tego nie zapamiętała, bo była zbyt wielką idiotką, żeby docenić cokolwiek.
- Jest twoim ulubionym ze względu na imię czy ty go tak nazwałeś? – Zapytała ponownie, nieco nieumyślnie, zdradzając, że wie o Władcy Pierścieni więcej niż powinna wiedzieć. I zapamiętała, że Idris miał obsesje na punkcie jakiś kart czy coś tam. Dobra, może jednak nie zapamiętała aż tak dobrze.
- Dotarłam. Dziękuję za troskę. Mógłbyś zapytać wcześniej, ale nigdy nie poprosiłeś mnie o numer. – Wytknęła przybierając całkiem obojętny ton głosu. Głaskała sobie dalej swojego pięknego konika. Czekała aż wyruszą razem do Colter. – Nie schlebiaj sobie, Idris. – Parsknęła. – Nasiedziałam się już. – Odparła, ale żeby nie było, odeszła od swojego konia i skierowała się ku Idrisowi, żeby nie było niezręcznie.