about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
14
midge & tove
when you need a friend to carry you
outfit
when you need a friend to carry you
outfit
Owszem, jej życie ostatnimi czasy zaczęło nabierać nieoczekiwanych barw, co przepowiadało cholerną katastrofę, lecz ona, w tym wszystkim, nadal pozostała s o b ą. Nieśmiałą, zagubioną, spokojną s o b ą.
Nigdy wcześniej tego nie robiła — nigdy nie wymykała się z domu, pisząc wcześniej krótkiego, pospiesznego i pełnego błędów smsa do Tove, sprawdzając, czy jest aktualnie w mieście. Nie uśmiechała jej się wycieczka do Cairns. Nie o tak później porze; gdy słońce już dawno zniknęło z horyzontu.
Fakt, że był weekend, niewątpliwie p o m a g a ł — Rosenthal, nie mając zajęć, mogła spędzać czas w matczynym domu. Gdy ta myśl przeszła przez głowę Midge, ta na moment się zawahała.
Próbowała sobie przypomnieć k i e d y ona sama była ostatnio na uczelni — ale nie mogła. Ciągłe obietnice, że od przyszłego tygodnia stanie się pilniejsza, kończyły się dokładnie tak samo: f i a s k i e m. I powracającym raz za razem lękiem, którego nadal nie potrafiła kontrolować.
Kolejnym niepowodzeniem, które Winslow kolekcjonowała niczym pocztówki z wakacji, czy różnorakie monety. Niewątpliwie potrzebowała wsparcia, którego jej rodzice — osoby znajdujące się najbliżej — zdecydowanie n i e potrafili zapewnić. Próbowała im wyjaśnić. Po raz kolejny przedstawić, c z e g o dokładnie potrzebuje. Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu, że wcale nie słuchali. A ona — kurde, jednak była w niej ta odrobina buntowniczki? — w odwecie, nie zamierzała słuchać ich.
W y m k n ę ł a się.
Chociaż być może to niezbyt trafne określenie, skoro po prostu wyszła z domu; zabierając wcześniej ze znajdującej się w kuchni, specjalnej lodówki, butelkę dobrego (i najpewniej drogiego) wina. Wsiadła na rower i po mniej więcej kwadransie znalazła się na miejscu. Zostawiając go pod garażem, zapukała do frontowych drzwi. — Hej — powiedziała, a w jej oczach, po raz kolejny tego dnia, zalśniły łzy. By je ukryć, przytuliła przyjaciółkę na przywitanie, a gdy po wzięciu głębszego oddechu doprowadziła się do porządku, posłała jej serdeczny uśmiech. — Mam wino — oznajmiła, po czym rozejrzała się, jakby szukała czegoś za jej plecami. — Jesteś sama? — zapytała. Nie miała pojęcia, czy jej matki są na miejscu i czy nie powinna przynajmniej mówić szeptem.
about
Beautiful stranger, here you are in my arms and I know that beautiful strangers only come along to do me wrong. And I hope, beautiful stranger, here you are in my arms, but I think it's finally, finally, finally, finally, finally safe for me to fall
Od jakiegoś czasu rzadko spędzała weekendy w Lorne Bay. Początkowo, gdy zaczęła studia w Cairns, to była pewna norma: w piątek, najpóźniej w sobotę rano, zjawiała się w domu matki i Mathilde. Przyjeżdżała z nadzieją, że może uda jej się choć trochę odbudować relację z mamą (bo jeśli Tove była w czymś dobra, to w upartym wmawianiu sobie przez ostatnie lata, że rzadki kontakt w XXI wieku wynika wyłącznie z odległości, które je dzieli, jak gdyby informacje o darmowych smsach, Skypie czy innym FaceTimie nie dotarły jeszcze do jej matki), a trochę po to, by odpocząć od niewielkiego pokoju w akademiku i pouczyć się przy większym biurku, nie słuchając odgłosów imprezy, jaką zorganizowała sąsiadka zza ściany. Jakiś czas później przyjeżdżała do Lorne Bay głównie z myślą o tym, że wykorzysta matczyną kuchnię i nagra trochę materiału na zapas, bo gotowanie - zwłaszcza gdy nazywasz samą siebie foodvlogerką - było tu o wiele łatwiejsze niż w akademiku, w jedynej kuchni na piętrze. Czasami pojawiała się w miasteczku także na prośbę mamy, gdy zapraszała Tove do Lorne po to, by karmiła koty, gdy ona wyrwie się z Mathilde na weekend do spa czy konferencję naukową (była prawie pewna, że to eufemizm, ale nie miała psychy, by zastanawiać się, czy kryje się za tym seks).
W ostatnich tygodniach jednak nie było jej w Lorne Bay właściwie wcale: oficjalna wersja brzmiała tak, że pochłonęły ją studia. Nieoficjalna… no cóż, jej studia były o piętnaście lat starsze, posiadały nastoletnią córkę i żonę, z którą się dopiero rozwodził. Ten weekend Julian spędzał jednak z dzieckiem, a współlokatorka Tove z Cairns miała gości w ich wspólnym mieszkaniu, więc uznała, że przyjazd do matki może być najlepszym pomysłem.
Jej macocha była jednak innego zdania, bo już na wstępie poinformowała Tove, że ona i jej matka mają plany na sobotni wieczór, więc Tove powinna zrozumieć, że nie odwołają swoich zobowiązań jedynie przez wzgląd na nią. Dlatego Midge nie musiała się martwić o dodatkowe towarzystwo: - Tak, matki są na jakiejś imprezie u znajomych i wrócą dopiero jutro - wyjaśniła. Przyglądała się Midge przez moment z wyraźnym zmartwieniem i już otwierała usta, by spytać ją, czy wszystko jest w porządku, ale w ostatniej chwili udało jej się powstrzymać. - Chcesz zamówić pizzę czy od razu otwieramy wino? - zapytała zamiast tego, prowadząc dziewczynę do salonu.
midge winslow
W ostatnich tygodniach jednak nie było jej w Lorne Bay właściwie wcale: oficjalna wersja brzmiała tak, że pochłonęły ją studia. Nieoficjalna… no cóż, jej studia były o piętnaście lat starsze, posiadały nastoletnią córkę i żonę, z którą się dopiero rozwodził. Ten weekend Julian spędzał jednak z dzieckiem, a współlokatorka Tove z Cairns miała gości w ich wspólnym mieszkaniu, więc uznała, że przyjazd do matki może być najlepszym pomysłem.
Jej macocha była jednak innego zdania, bo już na wstępie poinformowała Tove, że ona i jej matka mają plany na sobotni wieczór, więc Tove powinna zrozumieć, że nie odwołają swoich zobowiązań jedynie przez wzgląd na nią. Dlatego Midge nie musiała się martwić o dodatkowe towarzystwo: - Tak, matki są na jakiejś imprezie u znajomych i wrócą dopiero jutro - wyjaśniła. Przyglądała się Midge przez moment z wyraźnym zmartwieniem i już otwierała usta, by spytać ją, czy wszystko jest w porządku, ale w ostatniej chwili udało jej się powstrzymać. - Chcesz zamówić pizzę czy od razu otwieramy wino? - zapytała zamiast tego, prowadząc dziewczynę do salonu.
midge winslow
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
Ostatnio coraz częściej myślała o tym, jak bardzo potrzebuje w życiu swobody, mimo że pod kloszem — o ile w ogóle, w swojej sytuacji, mogła tak to nazwać — wylądowała poniekąd z własnej, nieprzymuszonej woli. Na dobrą sprawę nie ograniczali jej rodzice, a głęboko zakorzenione lęki, nad którymi nie potrafiła zyskać kontroli. To — jak mówiła jej terapeutka — wymagało c z a s u. Tyle że Midge czuła… ogromną frustrację i złość. Traciła cierpliwość, gdy wszystko dookoła się sypało. I naprawdę, bardzo mocno potrzebowała w y t c h n i e n i a. Odrobiny luzu, dzięki której byłaby w stanie zacząć oddychać pełną piersią. Lub przynajmniej… odrobiny wsparcia. Po które udała się tego dnia (a w zasadzie nocy) do Tove.
— W porządku — odetchnęła, wyraźnie się uspokajając; jakby perspektywa czyjejś obecności wydawała jej się zbyt przytłaczająca. Po części było to prawdą. W zastałych okolicznościach znacznie łatwiej potrafiła się odnaleźć. — Ja chyba… nie wiem — stwierdziła, patrząc na nią przepraszająco. Liczyła, że Tove zdejmie z niej ciężar tej jakże s k o m p l i k o w a n e j decyzji; bo nawet tyle, nawet taka drobna rzecz, przynosiła jej trudność. Wino mogły natomiast otworzyć niezależnie od tego, czy chciały zamawiać tę pizzę, czy nie.
Midge nie odzywała się przez chwilę — nie, kiedy poszły do kuchni, nie, kiedy wyciągnęły kieliszki i nie, kiedy otworzyły butelkę. Dopiero trzymając w dłoni wypełnione alkoholem szkło i patrząc na nie tak, jakby napój miał magiczne możliwości, rzuciła cicho: — Wiesz ja… nie chciałam tak nagle zawracać ci głowy, ale potrzebowałam się stamtąd wyrwać — oznajmiła, podnosząc głowę tak, by móc spojrzeć na Tove. — Dziękuję — dodała. Niewątpliwie miała szczęście, że udało jej się zastać przyjaciółkę w Lorne Bay. Miała też szczęście, że nie miała innych planów i była skłonna ją zaprosić, niezależnie od późnej pory. — Co u ciebie? — zapytała miękko, dochodząc do wniosku, że znacznie łatwiej będzie jej najpierw posłuchać, a potem dodać cokolwiek od siebie. Nigdy nie kwapiła się do opowiadania o swoich problemach. A przynajmniej nie od razu — do tego potrzebowała nieco więcej procentów.
— W porządku — odetchnęła, wyraźnie się uspokajając; jakby perspektywa czyjejś obecności wydawała jej się zbyt przytłaczająca. Po części było to prawdą. W zastałych okolicznościach znacznie łatwiej potrafiła się odnaleźć. — Ja chyba… nie wiem — stwierdziła, patrząc na nią przepraszająco. Liczyła, że Tove zdejmie z niej ciężar tej jakże s k o m p l i k o w a n e j decyzji; bo nawet tyle, nawet taka drobna rzecz, przynosiła jej trudność. Wino mogły natomiast otworzyć niezależnie od tego, czy chciały zamawiać tę pizzę, czy nie.
Midge nie odzywała się przez chwilę — nie, kiedy poszły do kuchni, nie, kiedy wyciągnęły kieliszki i nie, kiedy otworzyły butelkę. Dopiero trzymając w dłoni wypełnione alkoholem szkło i patrząc na nie tak, jakby napój miał magiczne możliwości, rzuciła cicho: — Wiesz ja… nie chciałam tak nagle zawracać ci głowy, ale potrzebowałam się stamtąd wyrwać — oznajmiła, podnosząc głowę tak, by móc spojrzeć na Tove. — Dziękuję — dodała. Niewątpliwie miała szczęście, że udało jej się zastać przyjaciółkę w Lorne Bay. Miała też szczęście, że nie miała innych planów i była skłonna ją zaprosić, niezależnie od późnej pory. — Co u ciebie? — zapytała miękko, dochodząc do wniosku, że znacznie łatwiej będzie jej najpierw posłuchać, a potem dodać cokolwiek od siebie. Nigdy nie kwapiła się do opowiadania o swoich problemach. A przynajmniej nie od razu — do tego potrzebowała nieco więcej procentów.