Śniadania zwykle jadał na mieście, właściwie jak każdy inny posiłek. Możliwe jak najmniej czasu spędzał w domu. Ale zdołał już przywyknąć do takiego życia, tak samo jak jego rodzina, która już nawet nie oczekiwała jego obecności przy jednym stole. Nie jadali razem, nie spędzali wolnego czasu. Jakby każdy w domu państwa Bearmann żył swoim życiem. Dzisiejszy poranek nie różnił się niczym od każdego innego, bladym świtem Duke wstał, wziął prysznic, przebrał się i ruszył do miasta. Musiał jeszcze zajrzeć do urzędu, uregulować kilka spraw związanych z farmą, ale póki miał jeszcze godzinę do otwarcia, postanowił zejść śniadanie i wypełnić tym samym wolny czas. Po przejściu progu drzwi zauważył w środku sporo ludzi, ale miał i na tyle szczęścia, że kelner znalazł dla niego wolny stolik. Przeglądając kartę zauważył wchodzącą do środka znajomą twarz. Norma, delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach, a widząc zagubienie brunetki w minucie właściwie Duke znalazł się u jej boku. Jego stolik znajdował się blisko wejścia, więc właściwie nie był to żaden wyczyn.
- Cześć, uprzedzając Twoje pytanie tak wszystkie stoliki są zajęte, ale możesz dołączyć do mnie. - zaproponował. Nie chciał się narzucać, ale naprawdę przykro było by mu się nie zaoferować. Przecież mogli zejść razem, porozmawiać, jak dwójka dawnych znajomych. Nie patrząc na zawiłą przeszłość jaka ich łączyła. - Nie każ się prosić. - dodał jeszcze widząc jej zmieszanie na twarzy. Wahała się, ale to było raczej naturalne, szczególnie, że ich ostatnie spotkanie do jakoś specjalnie miłych nie należało, on się jej narzucał, ona tego ewidentnie nie chciała a teraz to wszystko wyglądało bardzo podobnie. Jakby ciągle tak bardzo nie mógł o niej zapomnieć, a przecież powinien, powinien już to dawno przerobić, zapomnieć o niej, o nich. Szczególnie, że brunetka miała niebawem wyjechać z miasta, przecież była tutaj tylko przejazdem. To nawet nie miało najmniejszego sensu.
- Mogę Ci odstąpić stolik i wziąć coś na wynos, żaden problem. - jakby za wszelką cenę chciał by dobrze on nim myślała, ale po co to wszystko, co chciał ugrać będąc niepoprawnym dżentelmenem. Znała go aż nad to doskonale i wiedziała jakim typem mężczyzny był. Interesownym, nigdy nie działał pod wpływem emocji, nie mając korzyści ze swoich czynów, ale przy Normie często nie poznawał samego siebie. Ona wyzwalała w nim emocje do których Duke nie sądził, że był zdolny. Do bycia zupełnie ludzkim i jakże empatycznym.
Oszalała. Norma Burroughs naprawdę rozważała całkiem poważnie, by pozostać w Lorne Bay. Aktualnie starała się zrobić listę plusów oraz minusów takiej decyzji, a nie potrafiła być obiektywna ani znajdując się w otoczeniu kwiaciarni ciotki Flory, ani w domu, który niegdyś stanowił dla kobiety oraz Landona azyl. Wybrała się więc po śniadaniu na kawę i ciastko do swojego ulubionego miejsca z przeszłości - once upon a tart, mając nadzieję, że wreszcie uda się odnaleźć właściwą odpowiedź. Z zawodem musiała więc uznać, że nic z tego, bo w lokalu panował iście dziki tłum i już miała zrezygnować kompletnie ze swojego postanowienia, przecież plan nie zakładał kawy oraz ciacha na wynos, ale wtedy... Wyrósł przed nią Duke... Może zamówienie mężczyzny pojawiło się wcześniej w kwiaciarni, ale Burroughs zabroniła Rachel informować o tym tego klienta, a także sama nie miała zamiaru tego robić. Akurat obecność Bearmanna w miasteczku przemawiała zdecydowanie za tym, by się z niego wynieść. Jeden wielki minus, będzie musiała zapisać to w swoim zeszyciku, kiedy zostanie już sama.
-Pracujesz tu teraz, że witasz gości z takimi informacjami? I masz przerwę, by coś zjeść, więc okupujesz stolik? - zapytała niezbyt przyjemnie, bo tak, czuła się prześladowana przez tego wysokiego, ciemnowłosego wciąż i dobrze zbudowanego mężczyznę. Cholera... Czy nie mógłby wyglądać gorzej w tym wieku? Rozumiała, że jest byłym wojskowym, ale wciąż to lekka przesada... Byłaby ogromna, gdyby wiedziała, jak Duke lubi nadużywać sobie alkoholu. Tyle że nie wiedziała, bo nie gadała z nim od dwudziestu lat i nie bardzo miała chęć zmieniać cokolwiek między nimi. Za bardzo ją zranił, wykorzystując wcześniej. Może istniała szansa, by przebaczyć, ale nie mogła zapomnieć, bo zwyczajnie byłaby... Głupią gęsią, a Norma Potts, aktualnie Burroughs, nigdy taką nie była - dobra tylko przez chwilę właśnie przy nim, ale te czasy minęły. Bezpowrotnie. Nie wiedziała więc na co tutaj liczył ten jegomość przed nią. -Umilę ci czas jedzenia, ale tylko pod warunkiem, że kiedy skończysz posiłek, to znikasz. Jasne? Umowa stoi? - cóż, to naprawdę litościwa Norma. Podała swoje warunki, dość stanowczo, bo tylko spełnione mogły się ziścić, a kiedy już Duke się na to zgodził, szatynka podeszła sobie do lady, by wybrać ulubiony kawałek tarty z owocami oraz zamówić flat white. Później pozostało kobiecie dołączyć do Duke'a. -Och, skoro ciebie widzę... To przekazuję ci, ze możesz odebrać już ten nawóz - rzuciła od niechcenia, kiedy zajęła miejsce na krześle. Chyba uznała, że będzie mieć to z głowy. I szczerze liczyła, że to będzie ostatnia wizyta w kwiaciarni mężczyzny, zwłaszcza jeśli ona tu zostanie... Nie potrzebowała melodii z pieśni przeszłości, bo i tak ta nieco nowsza brzęczała kobiecie nieustannie w głowie... Dwie to już byłaby przesada...
Nie chciał jej nękać, nie był typem nachalnego mężczyzny, szczególnie w sytuacji w której widział kompletny brak zainteresowania ze strony przeciwnej. Norma miała do niego nie mały uraz z przeszłości. Tym bardziej teraz nie chciała go oglądać, a jednak już drugi raz trafili na siebie zupełnie przypadkiem, nie szukając nawet kontaktu. Duke nie chciał wierzyć w przeznaczenie, ale.. w ich historii było już zbyt wiele kompletnych zbiegów okoliczności. Nie chciał jej ignorować, nie chciał udawać, że się nie znają. Z resztą był też mało moralnym człowiekiem by przejmować się niuansami jak ich zawiła przeszłość. Szczególnie, że ciągle naiwnie wierzył, że to co mieli mogło by jeszcze wrócić. Nie mógł o niej zapomnieć od momentu w którym ich drogi ponownie się zetknęły właśnie w Lorne, w tej jej cholernej kwiaciarni. Jakby wszystko wróciło do niego ze zdwojoną siłą, wszystkie jego złe wybory i znowu zaczął sobie wyrzucać, że wtedy nie rzucił dla niej wszystkiego, że jej wtedy nie wybrał a zwiał, jak kompletny tchórz, bojąc się swoim własnych uczuć.
- Przypadek. - zaczął patrząc na nią. - Kompletnym przypadkiem wpadliśmy tutaj na siebie. To małe miasto, takie rzeczy się zdarzają i naprawdę nie jest w tym nic dziwnego. - krótko wyjaśnił, bo oczywiście, że nie wierzyła w ich przypadkowe spotkanie, jakby co najmniej spędzał tutaj kolejną dobę, wyglądając jej by i w porę zaatakować. Nie chodził za nią, nawet nie szukał kontaktu. Z resztą przy okazji ich ostatniego spotkania sama zapewniła, że wyjeżdża, więc Duke raczej założył, że więcej się nie zobaczą, a tu taka o to niespodzianka i o ile Duke w jakiś sposób ucieszyła to już Normy z pewnością nie. Grunt, że zgodziła się do niego dołączyć, nawet za wiele nie grymasząc. Bearmann więc wrócił do stolika i tam zaczekał na brunetkę, przy okazji ciesząc się już swoją kawą, która dotarła do stolika gdy on rozmawiał jeszcze z brunetką.
- Zajrzę jutro do kwiaciarni, dobrze? Chociaż jak mniemam zrobisz wszystko by akurat jutro się tam nie zjawić. - delikatnie się uśmiechnął, ale znał ją dobrze i wiedział, że jeśli czyjeś towarzystwa było jej w niesmak, obecnie samego Duke, to zrobi wszystko byle by się w danym miejscu nie pojawić i specjalnie nie narażać na zupełnie niechciane towarzystwo. Rozumiał to, jasne, ale kto powiedział, że to co mówił miało jakiekolwiek pokrycie w prawdzie i czy zapowiadając swoją jutrzejszą wizytę, tak naprawdę nie chciał jej zwieść. Norma też powinna pamiętać jak podstępny bywał Duke i jak często lubił się mijać z prawdą, czyż nie. Jakie ta gra w kotka i myszkę, coraz bardziej zaczynała mu się podobać.
- Plany się zmieniły, jednak nie wyjechałaś? - zapytał nagle, znowu upijając nieco kawy z kubka. Bywał bezpośredni, czasem aż nad to, ale to chyba nie było żadne zabronione pytanie, czyż nie. Przecież nie chciał wiedzieć z kim sypia, a jedynie wiedzieć co planuje, jeśli w ogóle miała jakieś plany.
-Może. Pozostaje ci się pojawić jutro i to sprawdzić - odparła skwaszona, bo nie do końca w smak Normie było to, że Duke poniekąd rozgryzł tok rozumowania towarzyszący kobiecie przy automatycznym planowaniu jutrzejszego dnia gdy usłyszała o możliwości pojawienia się Bearmanna w kwiaciarni. Jeden dzień mogła zrobić sobie wolny, dwa też, ale nie powinna ignorować tego miejsca w nieskończoność. Prawda jest też taka, że nie potrafiła... Zupełnie jakby mury przesiąkły na dobre obecnością Flory, a ona karmiła się tym, jak jakimś smakołykiem.
-Dziękuję - powiedziała do kelnerki, która postawiła przed nią filiżankę z kawą oraz talerzyk z ciastkiem. Nie zabrała się na razie za pałaszowanie deseru, a jedynie upiła łyk ciepłego napoju, który rozlał się zaraz przyjemnie po wnętrzu szatynki ogrzewając je z tego chłodu, dostarczonego zapewne przez niezbyt komfortowe towarzystwo.
Zadrżała, słysząc pytanie Duke'a o zmianę planów i brak wyjazdu. Raz jeszcze twarz wykrzywił grymas, kiedy odstawiała kubek drżącą dłonią. Nie miała pojęcia, dlaczego spotkanie z nim wprawiało ją w tak ogromny dyskomfort. Czego się obawiała? Nic nie łączyło ich już od dawna, a te przypadkowe spotkania wcale nie miały sprawić, że raz jeszcze ich drogi się połączą na jakikolwiek moment, nawet pod kątem zwykłej znajomości koleżeńskiej...
-Kto powiedział, że się zmieniły? Nie mówiłam nigdy, kiedy wyjadę - wyjaśniła, podkreślając wyraźnie, że ten moment nastąpi. Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała dawać Duke'owi jakichkolwiek okazji do rozważania możliwości dla nich, jeśli zostałaby w miasteczku. Nie istniały, przecież żadne. -A ty co... Masz niedobre śniadania w domu? - zapytała, unosząc brew, a prawą nogę założyła na lewą. Plecy zaś przesunęła do tyłu, opierając wygodnie o oparcie pluszowego krzesła. Spojrzenie piwnych tęczówek świdrowało twarz szatyna, by żaden blef nie zaskoczył już Normy.
Negowała wszystko, cokolwiek by nie powiedział. Ale zdołał już chyba do tego przywyknąć, do jej tonu, do tej wiecznie bojowej postawy. Przynajmniej była dla niego swego typu wyzwaniem, nawet jeśli gorliwie go odrzucała i nie dawała nawet krzty nadziei. Faceci jednak z natury lubili przegrane sprawy, te beznadziejne sytuacje, które malowały się tylko w złych barwach. Coś co zostało nam podane na tacy nie cieszyło tak bardzo, a Duke niemal, że uwielbiał przegrane sprawy. Chociaż wracanie do przeszłości niespecjalnie. Jakby zapomniał, że Normę jako jedną z dwóch, no może trzech kobiet w swoim jakże rozrywkowym życiu, darzył uczuciem. Nie chciał wywlekać chyba i tego na wierzch, wracać do przeszłości, której sam do końca nie rozumiał. Tylko brunetka była ciągle zbyt atrakcyjna by po prostu przejść obok niej obojętnie, by po prostu zapomnieć.
- Wolisz bym udawał, że Cię nie znam? - pytał, chociaż odpowiedź była aż nad to jasna. - Nie licz na to. - więc dodał równie szybko, jako by pozbawić ją jakichkolwiek złudzeń. Nie chciał jej unikać, przechodzić na drugą stronę ulicy byle by nie minąć się z nią ramię a ramie, odwracać wzrok by nie spotkać się z jej spojrzeniem. Zranił ją jasne, ale czy nie mieli też miłych wspólnych wspomnień, czy człowiek zawsze musiał skupiać całą swoją uwagę na tych możliwe, że najgorszych aspektach, jakby wszystko inne nagle nie miało znaczenia bo na samym końcu on zachował się tak jak nie powinien. Ale i o tym powinien myśleć zawczasu a nie dopiero teraz gdy sytuacja wyglądała jak wyglądała, a ona niemal, że nie mogła na niego patrzeć, chociaż jeśli tak by właśnie było czy ciągle siedziała by z nim przy jednym stole?
- Powiedziałaś, że długo tutaj nie zabawisz, minęły dwa tygodnie więc myślałem, że już ślad po Tobie zaginął. A może Lorne okazało się dobrym miejscem na spędzenie nieco więcej czasu niż początkowo zakładałaś? - lubił drążyć temat, był właśnie tym typem osób, który aż nad to wybierał niewygodne tematy. Ale niewygodne dla rozmówcy, nie dla niego samego. - Kwiaciarnia to też dobry powód by zostać. - zasugerował, jakby Norma faktycznie potrzebowała dodatkowych argumentów. Pewnie już dawno zdołała je znaleźć skoro ciągle siedziała w miasteczku i może lepiej by Duke specjalnie się w to wszystko nie zagłębiał. Jakby nie mogli porozmawiać o pogodzie, po prostu. Tyle, że Bearmann nigdy nie lubił banalnych tematów, to już lepiej było by wcale nie rozmawiać.
- Może lubię jeść na mieście, może nie ma mi kto gotować. - jakby delikatnie zasugerował, ale czy naprawdę chciał poruszać temat jego jakże kruchego małżeństwa. Jakby został po nim tylko ślad, bo nawet obrączki Duke już nie nosił, zaczął nawet rozglądać się za mieszkaniem, takim dla siebie. Coraz częściej dochodząc do wniosku, że jego małżeństwo było tylko cholerną farsą, a on sam nie wiedział czy ciągle chce w niej uczestniczyć.
Wystarczyło, że Burroughs miała świadomość, dlaczego wciąż siedziała przy jednym stole z Bearmannem. Mężczyzna absolutnie nie musiał tego wiedzieć, a kobieta nie odczuwała też zwyczajnie potrzeby by się z czegokolwiek tłumaczyć Dukeo'owi. Za długo czekała, by dostać od niego jakieś konkretniejsze wyjaśnienia. Nigdy się ich nie doczekala. Tak więc... To nie ona miała jakiś dług do spłacenia, czy sprawy do wyjaśnienia... Nie zamierzała wyciągać ręki. I co najważniejsze... Miała do tego cholerne prawo. Za wszystkie rany, które zadał przed laty on.
-Niedługo to pojęcie względne, każdy człowiek może je rozumieć inaczej - odparła krótko, uznając, że nie będzie wdawać się w szczegółowe dyskusje odnośnie tego ile taki okres czasu mógł trwać według niej. Nie zamierzała też w żaden sposób zdradzać czy faktycznie Lorne Bay okazało się dla niej dobrym miejscem do pozostania w nim na dłużej, a już na pewno nie planowała wspominać o synu i tym, że wciąż tu mieszkał jego ojciec. To prywatne sprawy Normy, a Duke pozostawał obcym facetem. Nic mu do tego, jak sobie ułożyła życie oraz jakie zobowiązania mogła z tego tytułu tutaj mieć. -Dzięki, że mi powiedziałeś, bo sama w życiu bym na to nie wpadła - odparła, nie kryjąc ironii, kiedy Bearmann postanowił podzielić się tą jakże złotą oraz lotną myślą, by podsunąć powód warty pozostania w miasteczku. Właściwie to właśnie ze względu na to miejsce Norma tak długo się miotała z podjęciem decyzji, ale... Im dłużej przebywała w towarzystwie Duke'a, tym bliższa czuła się zapakowania auta i ruszenia w drogę, jeszcze nawet dziś...
-No tak, a żeby zrobić coś samemu jesteś za wygodny... - skomentowała tylko, by podkreślić, że on się nic a nic nie zmienił. Zupełnie jakby to miało dać kobiecie jakąś wygraną... Tylko... Niby jaką?
Wiedział jak unikać ludzi, szczególnie tych którym zaszedł za skórę i takich w Lorne naprawdę nie brakowało. Te wszystkie biedne kobiety, które zwiódł, których uczuciami się zabawił i co prawda Norma była jedną z nich, ale jej jakby unikać ciągle nie chciał, mimo iż ona tylko o tym marzyła, nawet nie starała się udawać miłej. Czy nie powinno więc mu to faktycznie dać do myślenia? Nie mógł wygrać tej już na starcie przegranej sprawy. Może była ciągle zbyt piękna, może ciągle gdzieś miał ją w swoim sercu, że ciągle nie potrafił z niej zrezygnować, szczególnie teraz gdy miał ją niemal, że na wyciągnięcie ręki. A Duke niestety też jak każdy facet, lubił gonić króliczka. Jakby posiadanie Normy było dla niego swojego typu wyzwaniem, obok i którego nie mógł po prostu przejść obojętnie. Ale chyba nie liczył, że ciągle za nią podążając ona w końcu dla świętego spokoju by ulegnie, chociaż.
- A nie potrafisz po prostu przyznać, że nigdzie się stąd nie wybierasz? Chyba, że sama ciągle nie wiesz i stąd też te nie jasne odpowiedzi. Wypisałaś już wszystkie za i przeciw? - no i tym razem nie zakładał, że Norma mu odpowie, ale tak czy siak prawda kiedyś wyjdzie na jaw i naprawdę nie było sensu w nieskończoność się przed nią wzbraniać, szczególnie, że Duke znał jej miejsce pracy, wiedział gdzie może ją spotkać. Chyba, że ona faktycznie ciągle biła się z myślami i sama nie wiedziała czy chce tu zostać. Prawda leżała gdzieś po środku.
- Chcesz mi coś zasugerować? - uniósł nieco jedną z brwi w górę, patrząc na nią nieco uważniej, kolejny przytyk, a to dobre. - Jakbyś nie mogła po prostu prowadzić ze mną normalnej rozmowy, nie szukając tylko okazji by się do mnie przyczepić. Ale jeśli sprawia Ci to przyjemność to śmiało, nie krępuj się, bo przecież nie zakładasz, że mogę nie lubić jeść w samotności, albo faktu, że tutaj podają najlepszą kawę w mieście i właśnie taka mi się zamarzyła dzisiejszego poranka. Nie, po prostu jestem zbyt wygodny. Nic się nie zmieniłem i... coś jeszcze pominąłem. - delikatnie się uśmiechnął, bo w jakiś sposób go ta cała sytuacja jednak bawiła, chociaż może i nie powinna, bo jeśli Norma faktycznie ciągle uważała go za największe zło to jaką niby miał szansę by się do niej jakkolwiek zbliżyć? Żadną i równie dobrze jej niesmak do niego mógł już pozostać stały, ale czy Duke sam na własne życzenie nie doprowadził do tego typu sytuacji? On ją zostawił, on ją oszukał, mógł myśleć o tym wszystkim zawczasu a nie w momencie w którym już sprawa była zupełnie przegrana.
- Przyjechałaś do miasta sama? - zapytał nagle, właściwie dwa razy się nawet nad tym pytaniem nie zastanawiając. Chociaż było ono w jakiś sposób kluczowe, bo jej niesmak mógł mieć inne źródło w postaci jej męża, który równie dobrze mógł na nią i czekać w domu.
-Nie twój interes - odparł krótko, odnosząc się właściwie do wszystkich pytań mężczyzny. Posłała też mu chłodne spojrzenie, bo naprawdę wierzyła w sens wypowiedzianego przez siebie zdania. I nieważne, czy mężczyzna posiadał wiedzę o miejscu pracy szatynki, ani czy mial zamiar ją tam nachodzić... Ona po prostu nie miała chęci na prowadzenie z nim dyskusji o swoich życiowych wyborach oraz motywacjach, tak więc absolutnie nie zacznie się w nią angażować, bo on postanowił ją bombardować pytaniami.
Właściwie mogła się do niego nie dosiadać, ale słowo się już rzekło. Nie zamierzała być słaba i uciekać. Bearmann przyszedł tu zdecydowanie wcześniej, a warunkiem było to, że sobie po prostu pójdzie, kiedy skończy. Oczywiście perfidnie mógł przeciągać swój czas spędzony przy stoliku, ale Norma też za punkt honoru postawiła sobie zniechęcenie Duke'a do spędzania tego poranka w jej, jakże uroczym, towarzystwie.
Wzruszyła tylko ramionami w geście bezradności, a może by okazać stan własnej niewiedzy o przyzwyczajeniach, rutynach i czym tam jeszcze pana Bearmanna. Nie zamierzała się nadto angażować w jego tematy, bo nie chciała dać mu satysfakcji, ani okazji do sentymentalnych wycieczek w pogadance. Nie interesowało Normy absolutnie to, co on tu robił i dlaczego. Nie zamierzała ciągnąć go za język, ani brać jakkolwiek na serio tych jego wyjaśnień. Tak więc gest wzruszenia ramionami, to idealna odpowiedź, której nie trzeba w żaden sposób rozwijać.
Zaśmiała się, posyłając pełne niedowierzania spojrzenie szatynowi, kiedy padło to bezpośrednie pytanie. Mogła tak to zostawić, ale uznała, że tym razem odpowie: -Nie - krótko, aczkolwiek wymownie. I nie, nie kłamała. Przyjechała w końcu do Lorne Bay z synem, ale Duke nie pytał o to z kim się tu znalazła, tylko czy z kimś. I dobrze Norma wyczuwała, że pytanie ma konkretny charakter, który miał dać znać mężczyźnie o obecnym stanie związkowym jego rozmówczyni, dlatego wybrała tę niejasną odpowiedź, choć mogła wydawać się dla innych, a szczególnie dla Duke'a (taką miała szatynka nadzieję), aż nadto klarowna i nie pozostawiająca złudzeń.
Nie chciał przyznać, że ta sprawa mogłaby być w jakikolwiek sposób przegrana, ale coraz częściej właśnie takie myśli go nachodziły. Norma nie miała go chęci oglądać a tym bardziej z nim rozmawiać, co więc mieli robić? Siedzieć w milczeniu, a on miałby ją uwodzić spojrzeniem? Może potrzebowała czasu? a on znowu niepotrzebnie się jej narzucał. Bo już nie o samą kwestię jakiegokolwiek nowego początku tutaj chodziło, a wybaczenia, tak by jednak mogli zacząć od zera? Tylko czy faktycznie mogli? Czy to w ogóle było możliwe? Bo pewnych kwestii czasem nie dało się przeskoczyć, nawet mimo szczerych chęci.
- Rozumiem. - jedynie westchnął, nie chciała o tym mówić, nie musieli. Duke nie miał zamiaru drążyć tematu z uporem maniaka. Zajął się kawą, którą kelnerka w odpowiednim i momencie przyniosła mu do stolika. Pewnie Duke był i ostatnią osobą, której Norma zdradziła by swoje plany, jeśli nawet jakiekolwiek miała. Ale coraz bardziej Bearmann myślała, że po prostu grała za zwłokę, nie wiedząc sama co powinna zrobić i czy w ogóle chce zostać w Lorne.
Niestety, wcale odpowiedź Normy nie była tak klarowna, jak sobie tego życzyła. Inne bezpośrednie pytanie zaatakowało Burroughs dość niespodziewanie, bo przecież wydawało się kobiecie, że zakończyli ten temat. Pokręciła głową, patrząc z niedowierzaniem na Bermana, ale nie zamierzała przesadzać ze swoimi niedopowiedzeniami, tak więc... -Mój były mąż tu mieszka - oznajmiła dość krótko, uznając że dalej nie będzie wnikać w szczegóły z kim przyjechała do miasteczka. Nie miała pojęcia, dlaczego, ale chciała trzymać od Duke'a wiadomość o swoim synu tak długo z daleka, jak to tylko możliwe. To irracjonalne, bo przecież nic go nie łączyło z Landonem, ale po prostu... Po prostu... Jakby w taki sposób miała go chronić? Śmieszne, bo niby... Co miało mu grozić ze strony Bearmana? On miał w końcu zupełnie kogoś innego na swoim celowniku.
I znów zapadła między nimi krępująca cisza, a zwłaszcza Norma nie kwapiła się do tego, by jakkolwiek temu zaradzić. Właściwie taki układ był szatynce na rękę, aż znów Duke postanowił spróbować to zmienić. Raz jeszcze uraczył ją bezpośrednim pytaniem, ale wreszcie takim, na które była w stanie udzielić szczerej odpowiedzi, bez żadnych wybiegów. -Poproszę, bardzo to docenię - przyznała szczerze, patrząc z oczekiwaniem w swoich piwnych tęczówkach na to, co zrobi dalej Duke. Czy był gotów spełnić tę obietnicę tak od razu? Po prostu wstać i dać jej spokój? Cóż, teraz piłka znajdowała się po jego stronie, gdyż Norma wykonała czyste podanie. Tak więc... Co zrobi Bearman? Frapowało to Normę, co widać było w spojrzeniu szatynki. Będzie wciąż upartym sobą, czy może raz jeden uszanuje czyjąś wolę?