about
Harper go zostawiła, więc teraz tylko egzystuje. Mimo że spłacił długi swoich starych, jego rachunki wciąż nie są wyrównane, a szanse na przyszłość... mało istotne.
#
To, że Nico (a to że zmieniłam nick wcale nie oznacza, że używał teraz pełnego imienia, wciąż go nie znosił i nikomu nie zdradzał, ok) nie był najwspanialszym z sąsiadów to generalnie było wiadomo tutaj od zawsze. Miał dobre relacje z aborygenami, bo jako dziecko się tutaj włóczył i cóż, miał wtedy kogoś, kto względnie zastępował mu rodzinę. Ale poza tym? Poza tym nie do końca w ogóle swoich sąsiadów lubił. Zwłaszcza tych biednych i zapijaczonych jak on i jego rodzina. No dobra, może nie był aż tak zapijaczony jak jego matka, ani tak zadłużony jak ojciec, ale to nie tak, że mógł się mieć za lepszego. Był też w generalnie ponurej dziurze, odkąd laska pojechała robić karierę, no i przez laska oczywiście rozumie się miłość jego życia, więc jego umiejętności międzyludzkie spadały poniżej akceptowalnej normy. A brunhilde carradine po prostu miała pecha się znajdować na jego drodze. I to dosłownie, bo przez Tingaree zapewne jechała tylko jedna dróżka, a ona ją właśnie tarasowała, dlatego pocisnął po klaksonie kilkukrotnie, mrużąc z irytacją oczy. Uchylił okno i wychylił się przez nie, mierząc je gniewnym spojrzeniem. - Chyba coś ci się pomyliło księżniczko, to nie jest twoja prywatna droga do zamku, zejdź z drogi - rozkazał, ze znudzonym wyrazem twarzy, chociaż tak naprawdę to był wkurwiony. Niby złapał nową robotę w budowlance, ale to była marna naprawa dachu i to do tego tu w Tingaree. Nie wiedział gdzie od jutra zaczyna zlecenie jeszcze, ale nieważne. Hajs to hajs. Dlatego znów nacisnął dwa razy klakson - przynajmniej te szczury spod chaty ci wypłoszę - dodał, bo na pewno tam jakieś szczury były, w swoim rejonie też je widywał. Nie lubił szczurów. Ale lepsze to niż australijskie pająki…
To, że Nico (a to że zmieniłam nick wcale nie oznacza, że używał teraz pełnego imienia, wciąż go nie znosił i nikomu nie zdradzał, ok) nie był najwspanialszym z sąsiadów to generalnie było wiadomo tutaj od zawsze. Miał dobre relacje z aborygenami, bo jako dziecko się tutaj włóczył i cóż, miał wtedy kogoś, kto względnie zastępował mu rodzinę. Ale poza tym? Poza tym nie do końca w ogóle swoich sąsiadów lubił. Zwłaszcza tych biednych i zapijaczonych jak on i jego rodzina. No dobra, może nie był aż tak zapijaczony jak jego matka, ani tak zadłużony jak ojciec, ale to nie tak, że mógł się mieć za lepszego. Był też w generalnie ponurej dziurze, odkąd laska pojechała robić karierę, no i przez laska oczywiście rozumie się miłość jego życia, więc jego umiejętności międzyludzkie spadały poniżej akceptowalnej normy. A brunhilde carradine po prostu miała pecha się znajdować na jego drodze. I to dosłownie, bo przez Tingaree zapewne jechała tylko jedna dróżka, a ona ją właśnie tarasowała, dlatego pocisnął po klaksonie kilkukrotnie, mrużąc z irytacją oczy. Uchylił okno i wychylił się przez nie, mierząc je gniewnym spojrzeniem. - Chyba coś ci się pomyliło księżniczko, to nie jest twoja prywatna droga do zamku, zejdź z drogi - rozkazał, ze znudzonym wyrazem twarzy, chociaż tak naprawdę to był wkurwiony. Niby złapał nową robotę w budowlance, ale to była marna naprawa dachu i to do tego tu w Tingaree. Nie wiedział gdzie od jutra zaczyna zlecenie jeszcze, ale nieważne. Hajs to hajs. Dlatego znów nacisnął dwa razy klakson - przynajmniej te szczury spod chaty ci wypłoszę - dodał, bo na pewno tam jakieś szczury były, w swoim rejonie też je widywał. Nie lubił szczurów. Ale lepsze to niż australijskie pająki…
about
ósmy pasażer nostromo swojej nowej rodziny
007.
Rzeczywiście szła sobie środkiem drogi, ze słuchawkami w uszach i rozmyślała o tym, że właściwie to mogła temu nauczycielowi jazdy zapłacić za to, żeby przywiózł ją do domu. Zamiast tego odstawił ją na przystanek autobusowy, a jej było głupio wezwać Ubera. Postanowiła, że się przejdzie. Sama podjęła taką decyzję, a i tak miała wąty do całego świata.
Nie miała muzyki jakoś super głośno, ale utknęła w swoich myślach tak głęboko, że świat wokół przestał istnieć. Dopiero klakson wybudził ją z tego wszystkiego. A właściwie to prawie zrujnował jej życie, bo o mało co zawału nie dostała. Odskoczyła na bok spodziewając się tego, że auto, które na nią trąbnęło będzie pędziło.
- Jezu… – Spojrzała na niego krzywiąc się. – To też nie jest miejsce, żeby popisywać się małym penisem. – Odparła równie miło co on. Lubiła tą teorię, że jak mężczyzna zachowywał się jak pan drogi, to oznaczało, że musiał sobie coś rekompensować. – Można też być bardziej uprzejmym. – Zasugerowała, a przecież sama nie była nawet miss popularności i księżniczką uprzejmości. Zeszła z drogi jeszcze bardziej, żeby zrobić miejsce dla jego ego. Prawie się przez to potknęła, ale udało jej się utrzymać pion. – To możesz zawrócić, bo jedynym szczurem jakiego tutaj widzę to ty. – Prychnęła i ruszyła w swoją stronę, bo nie będzie chamstwa tolerować. W sumie będzie, ale po prostu… nawet na chamstwo trzeba sobie zapracować.