and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
{outfit}
Wakacje z rodzicami, Troy nie pamiętał takiego stanu. Ostatni raz państwo Blanchard wyjechali po za grancie Lorne, w podróż, która nie była czysto służbowa, a służyła oddaniu się jedynie rozrywce, no pewnie z dobre piętnaście lat temu. Oni nie odpoczywali, praca była dla nich wypoczynkiem. Więc co się stało, że teraz nagle zapragnęli zmiany otoczenia, tego nie wie nikt. A już sam aż nad to skołowany Troy z pewnością. On nawet nie chciał nigdzie jechać. Nie wyobrażał sobie tego w żaden sposób. Jak razem we trójkę chodzą po plaży, żartują, pływają z delfinami i robią te wszystkie inne bzdury, które każdy musiał przy okazji wakacji odhaczyć. Naprawdę ciężko było to sobie wyobrazić. Ale jakby ten wyjazd był sam w sobie mało kłopotliwy, Blanchardowie zapragnęli też zaprosić ukochaną dziewczynę swojego syna. By w czwórkę mogli sobie beztrosko spacerować po plaży, klękajcie narody. Jakby na siłę chcieli udowodnić jak kochającą rodziną ciągle są, ale kto mógłby uwierzyć w taką pokazówkę, jedynie ludzie, którzy ich kompletnie nie znali bo Troy nie miał zamiaru się na to wszystko nabrać, wiedział, że ta sytuacja musiała mieć drugie dno, może jakiś wywiad do gazet albo nowi inwestorzy, którzy cenili wartości rodzinne, coś musiało być na rzeczy, bo ostatnie w co był by w stanie uwierzyć to jakiekolwiek nawrócenie.
Tylko, że Bianca nawet nie chciała się na to wszystko zgodzić, przynajmniej na początku, bo przecież tydzień wcześniej mówili o wspólnym dzieleniu pokoju i to nie skończyło się specjalnie dobrze. A teraz to faktycznie miało dojść do skutku i jakby nie było odwrotu. Podrzuciła mu zaledwie w minutę tysiąc powodów dlaczego to nie może nigdzie jechać, ale ostatecznie się zgodziła. Jakby miała inny wybór, sama weszła w to bagno i nikt nie mówił, że będzie łatwo. Mogła chociaż liczyć na egzotyczne.. poprawka, to nie był żaden Dubaj czy inna Dominikana, a po prostu hotel za miastem, po środku niczego właściwie. Tam gdzie Blanchardowie czuli się najlepiej i mogli wieczorami pracować, no oczywiście, oni tylko w taki sposób odpoczywali.
Po dobrych dwóch godzinach podróży, czy trzech dotarli na miejsce. Troy specjalnie się na drodze nie skupiał, bo wiła się w większej części między drzewami, gdzieś po środku niczego. Jego matka przynudzała a ojciec tylko puszczał w koło tą starą wysłużoną playlistę, jakby ten wyjazd już nie mógł być gorszy. Tym bardziej Troy odetchnął z ulgą gdy w końcu mógł dotknąć stopami stabilnego gruntu i zmienić towarzystwo. Właściwie bez słowa zabrał walizki z samochodu i pośpieszył w stronę jednego z drewnianych domków, który wynajęli. Resztę dnia Troy spędził właściwie Bóg jeden wie gdzie. Robił wszystko by unikać rodziców, nie miał już pięć lat by wyprawa tego typu miała być spełnieniem jego marzeń. Sam nie wiedział co Blanchardowie chcieli osiągnąć zabierać go tutaj, chcieli pokazać przed Biancą jakimi wspaniałymi rodzicami są i liczyli, że faktycznie Troy weźmie w tej całej szopce udział? On wolał upalić się ziołem i dopiero przy okazji pory kolacji wrócić do pokoju, w którym też Bianca zdążyła się już zadomowić. Właściwie bez słowa wszedł do środka, miał lepszy humor z wiadomych przyczyn ale ciągle nie chciał z rodzicami spędzać więcej czasu niż powinien, dlatego musiał jeszcze Biancę przeciągnąć na swoją stronę, ale to nie powinno być specjalnie trudne. Chyba, że miała zamiar mścić się na jego nieobecność, a tego przecież wykluczyć nie mógł.
- Chcesz iść na tą kolacje? - zapytał, po czym ściągnął koszulkę i podszedł do walizki, która leżała gdzieś w kącie pokoju, nawet jeśli mieli zostać tutaj to musiał się przebrać w coś luźniejszego, chociaż czy w jej towarzystwie nie powinien czuć się zupełnie swobodnie, nawet bez jakiejś części ubrania. - Mogę nas jutro wytłumaczyć, możemy zostać tutaj i znacznie lepiej się bawić a nie słuchać o notowaniach giełdy na rynku czy czemu znowu dolar amerykański stracił na wartości. - kontynuował, przenosząc spojrzenie na wyraz jej twarzy, niewiele mu mówił, czyżby naprawdę była zła? Ale wolał niczego z góry nie zakładać, może potrzebowała chwili na przemyślenie tej sprawy, albo co gorsza polubiła jego rodziców i teraz faktycznie chciała do nich dołączyć i nie wiedziała jak ma mu to przekazać, oj oby nie bo przy takim obrocie sprawy samo zioło nie pomoże i Troy by przetrwać ten czas będzie musiał uciec się do mocniejszych wspomagaczy.
- Możemy też pójść na plaże, chyba właśnie trwa tam jakaś impreza. - dodał, tak to mogła być dobra opcja, mogli trochę się rozerwać, zapomnieć o tej całej szopce, która się tutaj rozgrywała. Bo przecież nie mogli cały weekend siedzieć w pokoju, ukrywając się przed jego rodzicami, mimo wszystko Troy uważał, że powinni dobrze wykorzystać ten czas, Na rozrywce, która w pełni im odpowiadała a nie wedle dokładnego plany jego rodziców, co prawda jeszcze takiego synowi nie przedstawili ale w ich przypadku wszystko było możliwe, może właśnie nad nim pracowali by przy kolacji im go przekazać. Tym bardziej nie powinni się tam pokazywać, mniej wiedzieli lepiej się bawili.
Z dnia na dzień, z każdą kolejną szopką, którą odstawiali, zastanawiała się, dlaczego musiała być taka głupia, że w to weszła. Przecież tak naprawdę ona nic z tego nie miała? Ani finansowo, ani duchowo... To nawet nie tak, że jej rodzice byli zachwyceni, że w końcu sobie faceta znalazła. Oczywiście, dotarła do nich ta informacja i nie zamierzali protestować, bo jednak Blanchard to była dobra partia, ale to nie tak, że ona dzięki temu coś miała. Nawet dobrego seksu miała nie mieć, bo brzydziła się dotknąć Troya kijem. No dobra, nie popadajmy w aż taką skrajność, ale nie kręcił jej. Nie marzyła, aby dotknąć jego klaty, czy czegoś tam innego.
Dlaczego pojechała? Pewnie została czymś zaszantażowana, a po sprawdzeniu, że ośrodek do którego się wybierają ma bazę spa, łaskawie się zgodziła, planując tam spędzić sporo czasu. Uwielbiała być rozpieszczana i choć nienawidziła latać samolotem, wręcz się tego bała, raz na jakiś czas leciała na Bali, bo tam mieli najwspanialsze luksusowe resorty.
Myślała, że z Troyem pojadą jego samochodem, ale nie... zostali wpakowani na tyle siedzenia niczym dzieciaki. Na całe szczęście nikt im nie proponował, że po drodze zatrzymają się w mcdonaldzie, ani nie dawał pokrojonych marchewek, aby coś sobie przegryźć. UF. Nie mniej jednak, było to niekomfortowe z zupełnie innych powodów. Po dojechaniu na miejsce, Bianca wciąż odgrywała grzeczną dziewczynę, uśmiechnęła się do państwa Blanchard, zatrudniła Troya, aby zabrał jej wszystkie bagaże do ich domku i pomachała, mówiąc że widzą się na kolacji.
Gdy blondyn gdzieś zniknął, dzięki bogu, ona rozpakowała się i rozgościła w sypialni. Troyowi została kanapa w części wypoczynkowej. A potem wybrała się do spa.
Gdy wróciła i usiadła z książką, dopiero łaskawie pojawił się jej ukochany. -Jeśli masz na myśli, czy chcę zjeść kolację, to tak, przydałoby się-odpowiedziała przyglądając się młodemu mężczyźnie i zauważyła, że zdecydowanie wzorem wstrzemięźliwości od używek nie był. Nie jej problem. Szczerze? Kolacja w dobrej restauracji wydawała się nie być wcale najgorszym pomysłem, a państwo Blanchard wcale nie najgorszym możliwym towarzystwem. -Twoje alternatywy niespecjalnie wydają się być kuszące-przyznała podnosząc się z fotela. Ona i impreza na plaży? Nie, to nie do końca pasowało do niej. Nie była wielką imprezowiczką, nie piła, nie ćpała. Miała swoje pomysły na spędzenie czasu.-Zapisałam nas na jutro na całą serię zabiegów w spa.-poinformowała go. A co, niech on też cierpi. W większości nie będzie z nią w jednym pomieszczeniu, więc jęczał jej nie będzie, a jednak to będzie coś, co pary robią wspólnie. Lub mężczyźni są do tego przymuszani przez swoje wybranki serca, hehe. Będzie to dobrze wyglądać w oczach rodziców, na bank.
Troy Blanchard
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Troy bez wątpienia miał więcej szczęścia niż rozumu, że udało mu się namówić Biancę na ten cały teatrzyk. Bo ona faktycznie nic nie zyskiwała pomagając Troyowi. Sam fakt, że musiała go znosić był wielką niedogodnością. Do tego bywał chamem, dupkiem i nie miał do niej za grosz szacunku. No dobra trochę miał, bo jednak ciągle nie starał jej się dobrać do majtek, mimo iż śmiało by mógł. Nie chciał jednak jej i do siebie zniechęcić, więc wolał pohamować to takie stu procentowe bycie najgorszą możliwą wersją siebie. Tą był też zazwyczaj tylko w towarzystwie rodziców, gdy starał się im aż nad to dobiec, robiąc wszystko co nie wypadało na pokaz. Bo on naprawdę nie był złym chłopcem za jakiego to chciał uchodzić. Po prostu jawnie nie zgadzał się z zasadami, które panowały w jego domu. Z brakiem wolności przede wszystkim, jakby nie mógł żyć po swojemu, kochać kogo chciał i robić co chciał. Ciągle musiał spełniać jakieś chore oczekiwania, jakby bycie dobrze urodzonym było ważniejsze od wszystkiego innego, tak samo jak powielanie ich już gigantycznego majątku, który nawet nie dawał im szczęścia. Troy nie chciał tak żyć, w tej złotej klatce, więc jak mógł buntował się, ale czy miało to jakikolwiek pozytywny skutek? Wątpliwe. Ciągle siedział w tym wszystkim sam, bez szans na rozpoczęcie swojego życia, według swoich zasad.
- Kolacje z moim rodzicami? - zapytał dla jasności, ale jej odpowiedź chyba była dosyć jasna. Jakby chociaż raz nie mogła się z nim zgodzić, ułatwić mu nieco życie a tą podróż szczególnie, ale nie. Uparła się, że zje z nimi, bo przecież dla niej państwo Blanchard byli tacy mili, pozory. A przecież Troy samej nie mógł jej zostawić, na jakiego by chłopaka wtedy wyszedł, bo przecież to jemu w pierwszej kolejności powinno najbardziej zależeć na wiarygodności ich związku. Więc chcąc nie chcąc musiał dzisiejszego wieczoru spiąć tyłek i stanąć na wysokości zadania, chciał idealnej dziewczyny to ją miał, w całej okazałości.
- Naprawdę? Wolisz siedzieć z nimi w tej sztywnej atmosferze, pokazując jak to bardzo kochasz swojego chłopaka czyli mnie? - oczywiście, że próbował ją zniechęcić, niemal, że za wszelką cenę. Ale jak to mówili kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. - Będą obserwować każdy nasz ruch i bez trzymania za rączki się nie obejdzie. - teraz cień uśmiechu jakby pojawił się na jego twarzy, bo niby ta cała sytuacja była mu tak bardzo nie w smak a jednak i trochę go bawiła. Jakby testowanie cierpliwości Bianci ciągle było dla niego tak wielką frajdą, złośliwy lis.
- Czekaj. - nagle przerwał wszystkie obecne czynności, czyli dokładniej przegrzebywanie walizki w poszukiwaniu ciuchów na dzisiejszy wieczór i skupił na niej swój wzrok. - Zapisałaś, nas? - co jak co Troy luksusom nie odmawiał, lubił swoje wygodne życie ale spa, jeśli ograniczało się do masażu to jasne, nie odmawiał, ale obawiał się, że Bianca do tych wszystkich atrakcji dołożyła jeszcze coś specjalnego, od siebie. - Na masaż tak? - dopytywał dalej, bo nie chciał żadnych niespodzianek. Tylko czy Bianca była skora faktycznie powiedzieć mu prawdę czy jednak obróci to wszystko w taki sposób by jedynie uspokoić Troya, ten się zgodzi na wszystko a jutro i równie szybko wszystkie pożałuje. Bo co jak co ale Bianca była równie przebiegła co on sam.
A takie zachowania, podwójnie destrukcyjne a potrójnie wkurwiające tylko dlatego, że państwo Blanchard byli w pobliżu, były totalnie dziecinne i Bianca to widziała. Była dobrze wychowana, z wielkim szacunkiem do swoich rodziców, czy osób starszych, nawet jeśli się ich nie lubi czy nie ceni. Bianca by nie potrafiła się tak postawić ani swoim rodzicom, ani cudzym rodzicom.
-Kolacja. Jeśli z Twoimi rodzicami, to przeżyję, w przeciwieństwie do Ciebie-jeszcze raz zmierzyła go wzrokiem, bo nie była ślepa, wiedziała co i jak. Że Troy jest upalony i pewnie będzie odstawiał jakieś szopki. Cóż, ona do swoich teściów nic nie miała, więc nawet mogła pójść tam sama, choć niespecjalnie byłaby zachwycona faktem, że musiałaby kłamać na temat tego, czemu ich rozpieszczony synalek nie przyszedł z nią.
-Twoi rodzice i tak wystarczająco dziwią się, czemu w ogóle Ciebie toleruję-przyznała. Miała za dobrą opinię, na którą całe życie pracowała głównie pani Cho. Spokojnie by się zrozumiała z Blanchardami, mogłaby nawet porozmawiać trochę o biznesie, lecz niewiele. To nie był jej konik, nie miała z tym nic wspólnego. Jej kariera od zawsze była... Dziwna. Teraz, gdy stawała się twórcą internetowym, pewnie jeszcze mniej ją rozumieli i może nie do końca szanowali, ale przynajmniej to nie swoje ciało sprzedawała, a swoje umiejętności kulinarne.
-A co, nie potrafisz utrzymać łap przy sobie, jak jesteś upalony w trzy dupy?-zapytała, wyciągając kota z kapelusza, czy jak to się mówi, gdy w końcu mleko się rozlało i wszystko wyszło na jaw. Oczywiście, że to widziała, nie była pewna tylko jakie substancje do tego doprowadziły, nie znała się na tym, właściwie tylko trawki próbowała z Gaią, ale to też dawno i w niewielkich ilościach. Nic gorszego nie wzięła do ust. Bo mama nauczyła ją, że gówna się do buzi nie wsadza. Tylko foie gras albo kawior.
-Owszem-powiedziała. Ona miała już sukienkę przygotowaną, wystarczyło się tylko przebrać i lekko pomalować. Nie potrzebowała do tego zbyt wiele czasu, ale to nie było ważne w tym momencie.-Też-odpowiedziała niewinnie. W Spa oprócz masażu było jeszcze wiele przyjemnych możliwości. Było co prawda też woskowanie dosłownie każdej części ciała, co nie oszukujmy się, powiedzieć że jest nieprzyjemne, to jak nic nie powiedzieć. A jednak kobiety robiły to regularnie, aby zadowolić facetów, którzy się naoglądali porno.
Troy Blanchard
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może bywał dziecinny, próbując za wszelką cenę przeciwstawić się rodzicom. Ale chyba nie potrafił inaczej. To nawet nie była kwestia wychowania, bo całe swoje dzieciństwo Troy spędził z niańkami, one dawały mu jeść, bawiły się z nim, odprowadzały do szkoły. Robiły wszystko to co powinni też robić państwa Blanchard. Ale firma pochłaniała cały ich czas, jakby nic po za nią też się nie liczyło. Bo ilu pracujących rodziców potrafiło pogodzić pracę z rodziną, tysiące jak nie miliony to przecież było zupełnie normalne w obecnych czasach. A oni ciągle znajdywali wymówki, czemu nie mogą przyjść na występ w szkole, czemu nie mogą poświecić mu chociaż by pięciu minut. Troy więc ukształtował się sam, z licznym wadami i niedociągnięciami. Bianca chyba w każdym możliwym aspekcie była jego przeciwieństwem, córką jaką państwo Blanchard z pewnością chcieli być mieć. Idealna w każdym calu, tylko czy to była jej prawdziwa twarz, właśnie taka? Jakby bała się zboczyć niemal, że z wyznaczonej ścieżki i co gorsza kogoś zawieść.
- Jesteś jak oni. - cicho westchnął, sam sobie zaczynał współczuć, jakby nie mogła być chociaż przez pięć minut jego wspólniczką. - Jakbyście byli ulepieni z jednej gliny. Bawią was te same żarty i kochacie przepych. O takiej synowej moi rodzice właśnie marzyli i nawet nie wiesz jak wielką radość sprawi mi kiedyś powiedzenie im całej prawdy na temat naszego związku. Kiedyś gdy rzucę to wszystko w diabły i zacznę żyć po swojemu. - może to stan w jakiś obecnie był zmusił go tej nagłej i chyba zupełnie też nie potrzebnej szczerości. Nie chciał by ktoś znał jego plany, szczególnie Bianca, która w żadnym razie nie była jego przyjaciółką no i coraz bardziej zaczynała też przekonywać się do jego rodziców. To mogło się źle skończyć, szczególnie jeśli Troy zrobi coś głupiego a ona zechce go za to ukarać. Nie miała nic do stracenia.
- Kochanie ja tak rozładowuje stres, nie ma w tym nic złego. Też powinnaś czasem spróbować, może wtedy było by nieco zabawniej i nawet na kiepską imprezę na plaży dałabyś się namówić. Czasem trzeba dać się ponieść emocją. - mrugnął do niej, wracając do przeszukiwania swojej walizki. Tak, miał zamiar jednak pójść na tą kolacje, nie chciał mimo wszystko zostawiać jej samej, no nie powinien jak by to wyglądało, zupełnie nie elegancko a później przez najbliższy tydzień nie słuchał by o niczym innym, jak o swojej złej postawie. - Ta może być, pani poważna? - zapytał pokazując jej szarą koszulę, którą wyciągnął. Była raczej luźną propozycją, ale na żadną gale nie szli przecież, to była tylko kolacja, powinni się czuć swobodnie.
- Jeśli zapisałaś mnie na jakieś zabiegi to zapomnij. - od razu zaprotestował, wiedział, że ona coś kombinuje. - Depilacja też nie wchodzi w grę. - dodał po chwili, zaczynając się ubierać. Przecież nie mogli się spóźnić co nie. Chociaż przynajmniej dzisiaj Troy miałby kogo obarczyć całą winą i wiadomo, że uszło by mu to na sucho, bo co jak co ale Bianca złego słowa z ust jego rodziców z pewnością nie usłyszy. Tylko, że ubezwłasnowolnić jej nie mógł, zamknąć w szafie również, nie miał pola do popisu, a ona jak na dobrze wychowaną pannę nie lubiła się spóźniać, z pewnością.
-To znaczy piękna, bogata i odnosząca sukcesy? Chciałabym...-rzuciła. No, oczywiście, że trochę miała z nimi wspólnego. Jednak nie wszystko, przede wszystkim, mimo swojego biznesu nie odnosiła sukcesów jeszcze. A pieniądze miała rodziców. Jednak to porównanie zdecydowanie nie zabrzmiało jak obelga, choć blondyn mocno się starał. Mocno mu na tym zależało. -To dlaczego nie zrobisz tego teraz?-zapytała wprost. No przecież, że ona nie chciała bawić się w tą szaradę, zdążyli to ustalić. Troy też doskonale wiedział, kogo sobie wybrał za swoją bezpośrednią ofiarę. Bia nigdy nie była wielką imprezowiczką, wiadomo było, że charakterologicznie bardziej przypomina pokolenie ich rodziców! Blanchard jednak zdecydowanie w to poszedł, jak dzik w żołędzie. To był jego pomysł, więc niech sobie pluje w brodę.
-Racja, jakbyś chciał, to mógłbyś przestać, to tylko ciebie rozluźnia, bla bla bla-może i się nie dogadywała z tym młodym mężczyzną, ale serce miała. No i jej kij w tyłku sprawiał, że totalnie nie popierała tej sytuacji. Nie chciała żeby się stoczył, żeby coś mu się stało przez jego nałóg. -Nie ma opcji. Nie interesują mnie takie rzeczy. A zabawa wcale nie musi wiązać się z rzyganiem w krzaki-rzuciła. Oczywiście, nie od razu się to robi a pomiędzy pełną trzeźwością a byciem porobionym. Biance zdarzało się oczywiście czasem napić, nawet więcej niż jednego drinka. -Może być-powiedziała. Oczywiście, że lubiła ładnie się ubierać, czy kupować ładne ciuszki, ale nie była jakąś wielką fashionistką, która by nie odezwała się do mężczyzny, który założył brązowy pasek do czarnych spodni.
-To chyba ode mnie w tym momencie zależy co wchodzi w grę, a co nie, skarbie.-powiedziała podnosząc się i podchodząc do Troya. Poklepała go po policzku, tak delikatnie, niemal przyjacielsko.-Przygotuj sobie od razu poduszkę na kanapę, bo ze mną spać nie będziesz-powiedziała, wrzucając telefon do niewielkiej torebki. Ona była już gotowa.
Troy Blanchard
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Miał plan, nie mogli teraz zerwać. Musiał by szukać 'nową dziewczynę' i jasne, gdyby tylko rzucił groszem, pewnie nie jednak chętna by się znalazła, ale on potrzebował odpowiedniej dziewczyny, z dobrego domu z klasą i pieniędzmi, a takie jednak nie chciały grać jak im Troy każę. Skoro miały wszystko a on nie miał im do zaoferowania nic. Bianca była kandydatką idealną, w każdym calu, więc może by i jej nie stracić Troy powinien nieco mniej paplać. Jakby tylko potrafił się powstrzymać będąc pod wpływem pewnych substancji, które i język skutecznie potrafiły mu rozwiązać.
- Nie taki jest plan. Musisz jeszcze ze mną troszkę wytrzymać. - delikatnie się uśmiechnął. Wolał czym szybciej i ten temat porzucić bo jeszcze Biance faktycznie coś odbije i zbierze jej się na szczerość, szczególnie, że jak sama mówiła, zdołała polubić jego rodziców, czemu więc miała by przed nimi udawać. Troya ledwo znosiła i jego los z pewnością był jej obojętny.
- Wszystko jedno, cokolwiek wymyśliłaś, a na pewno nie będzie to nic przyjemnego, poradzę sobie. Czego nie robi się dla ukochanej. - cicho westchnął, bo co miał innego powiedzieć, w każdym razie zawsze może nie stawić się na czas, zabiegi przepadną i plan jej tortur również się nie powiedzie. Przecież nie musiał grać pod jej dyktando. - Łóżko jest duże, nawet Cię nie dotknę. - zapewnił, ale widząc wyraz jej twarzy wiedział, że tak łatwo ją do swoich racji nie przekona. Różnili się, w wielu kwestiach i można powiedzieć, że przeciwieństwa się przyciągały, ale czy oni potrafili by ze sobą żyć? Wytrzymać razem, w jednym pomieszczeniu więcej niż dobę? Tak by ostatecznie nie zacząć rzucać w siebie talerzami czy wyszukanymi oblegami, próbując rozładować emocje. Póki co jedno było jasne, kłócili się na każdym kroku, może potrzebowali czasu, może musieli się dotrzeć i zrozumieć w jakiś sposób? Bo to nie tak, że Troy kompletnie się nie starał. Chciał by czas, które ni jako musieli spędzić razem był miły, dla ich obojga, nie chciał ciągle się z nią szarpać. Ale czasem nawet ciężko było mu ją zrozumieć i to nie tylko dlatego, że był upalony jak dzisiaj i średnio ogarniał rzeczywistość. Był typem buntownika, a ona księżniczką, która żyła swoim najlepszym życiem. Zbyt wiele ich różniło. Dlatego też Troy wpadł naprawdę na genialny plan, przynajmniej w jego głowie on się tak ni jako przedstawiał. Chciał by zobaczyła świat inaczej, chociaż przez chwilę. Ubrał się i właściwie również był już gotowy, ale zanim zdołali podejść do drzwi, Troy przeszedł w stronę baru, tego w rogu pokoju.
- Może kieliszek wina przed wyjściem, na rozluźnienie atmosfery? - zapytał, ale nawet nie czekając na jej odpowiedź, nalał nieco czerwonego płynu do kieliszka, chwilę później dodając do niego nieco białego proszku, oczywiście w ramach testu ni jako. Chciał sprawdzić czy Bianca również tak bardzo pogardzi używkami gdy już właściwie nie będzie miała nad sobą żadnej kontroli. Wziął kieliszek w dłoń, swój i jej i nagle się odwrócił, podchodząc bliżej dziewczyny. - Za nas. - podał jej trunek z lekkim uśmiechem na ustach. Zabawę czas zacząć.
-Na razie, to Ty nie możesz ze mną wytrzymać-zauważyła, bo to przecież Troy się pieklił, a młoda kobieta na razie doskonale się bawiła na tym wyjeździe. Takie ekskluzywne wyjazdy, gdzie było nie dość że spa, to jeszcze najlepsze restauracje. To było życie, w którym Bia czuła się najlepiej i najwygodniej. Owszem, miała jakieś tam ambicje, ale równie dobrze jej nowy pomysł na życie mógł być hobby bogatej żony. Jedno drugiemu nie przeszkadzało. Na razie jednak nie znalazła księcia na białym koniu, któremu skradłaby serce najkrótszą drogą, która wcale nie prowadziła ostrym narzędziem przez żebra, hehe.
-Cieszę się, że chociaż o to nie musimy się kłócić-uśmiechnęła się, potwierdzając jego słowa. No, oczywiście, że mogłaby wymyślić coś gorszego niż cały dzień w spa na różnych zabiegach, więc Blanchard i tak powinien się cieszyć. Na pewno przeżyje to, że będzie gładki jak pupcia niemowlaka w każdej części swojego ciała po depilacji i różnych peelingach. Poczuje się jak młody bóg, a potem jeszcze będzie dziękował Biance, na bank.
-Och zdecydowanie mnie nie dotkniesz, z kanapy na salonie-dalej trzymała się słów, że po jej trupie pójdzie z nim do łóżka, niezależnie czy rozpatrujemy sens tych słów dosłowny, czy też może przenośnię. Jeśli to drugie, to kijem by go nie dotknęła. Zdecydowanie nie należała do osób, które leciały na ładną nagą klatę, którą Blanchard na bank jej serwował w tym momencie, w końcu się przebierał.
Istniała zapewne szansa na to, aby się dogadali. Serio, nawet cuda się zdarzają, w rzeczywistym świecie również. Jednak w tym przypadku oboje by się musieli postarać o to. Na razie żadne nie zamierzało iść na żadne ustępstwa, ani się starać, więc trudno się spodziewać jakiegokolwiek pozytywnego rozwiązania tej sprawy. Miłość, czy nawet zwykły związek wymaga pracy, czasem cięższej, czasem mniej. A tutaj nie było nawet najmniejszej chęci.
-Ty i wino?-zapytała z powątpiewaniem, bo taki gest niekoniecznie pasował do Blancharda. No, ale nie odmówi, do kolacji na pewno jeszcze minie trochę czasu, więc zupełnie nic nie podejrzewając, bo nie miała aż tak negatywnego zdania o swoim udawanym chłopaku. No bez przesady. Wiele mogła o nim powiedzieć, ale nie że jest hm... trucicielem i gwałcicielem?
Troy Hover