about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1
Trzydzieste drugie urodziny to nie byle przelewki. To już poważny wiek.
Całkiem możliwe, że William White mówił tak sobie za każdym razem, gdy miał urodziny, przynajmniej kiedy jeszcze je świętował. W pewnym momencie pojawiły się na świecie ich dzieci i wtedy nie miał głowy ani do świętowania, ani nawet do liczenia, ile lat kończy i czy to aby na pewno w tym miesiącu. Okrągłej trzydziestki też raczej nie świętował, skoro było to tuż po tym, gdy Dheran nauczył się chodzić i trzeba było za nim biegać i pilnować, by przypadkiem nie ściągnął firanki zrzucając sobie tym samym karnisz na głowę. Teraz jednak dzieci były coraz starsze, i choć wciąż wymagały całodobowej opieki, to nie musiała to być już opieka rodziców. Tym razem udało mu się przekonać mamę do tego, by została z dziećmi, a żonę, że to świetny pomysł i jedna noc odpoczynku dobrze im zrobi. Znaleźli domek w lesie, taki z jacuzzi na tarasie, hamakiem i miejscem na ognisko, co oznaczało tyle, że każde z nich powinno polubić chociaż jakąś jego część. I choć dzień zaczęli od świętowania wspólnie z rodziną, a tort przygotowany przez Maggie niesamowicie Williama rozczulił i szczędził jej pochwał i buziaków, to teraz byli już w Kurandzie, a Will wciągał na tyłek kąpielówki, by jeszcze chwilę się pomoczyć, nim zabierze się za rozpalanie ogniska.
Pech chciał, że kąpielówki miały już swoje lata (ostatecznie Will nie używał ich jakoś bardzo często) i nieco mocniejsze pociągnięcia sprawiło, że do jego uszu dobiegł dźwięk pękającego w szwie materiału. Zaklął pod nosem i zaczął rozglądać się za pęknięciem, licząc, że nie jest na tyle duże, by być problemem. Niestety, jego nadzieje spełzły na niczym. Westchnął pod nosem i uchylił drzwi łazienki, wystawiając przez nie głowę i szukając wzrokiem Maggie.
- Mamy problem - rzucił krótko i by nie przedłużać, od razu postanowił zaprezentować jej jego sedno. Otworzył drzwi szerzej i stanął w nich tyłem do pokoju, prezentując sporą dziurę, a właściwie materiał rozerwany praktycznie na pół i elegancko prezentujące się spod niego pośladki. No nie było opcji, że w tym stanie kąpielówki utrzymają mu się na pupie wśród tych wszystkich szalejących bąbelków.
Trzydzieste drugie urodziny to nie byle przelewki. To już poważny wiek.
Całkiem możliwe, że William White mówił tak sobie za każdym razem, gdy miał urodziny, przynajmniej kiedy jeszcze je świętował. W pewnym momencie pojawiły się na świecie ich dzieci i wtedy nie miał głowy ani do świętowania, ani nawet do liczenia, ile lat kończy i czy to aby na pewno w tym miesiącu. Okrągłej trzydziestki też raczej nie świętował, skoro było to tuż po tym, gdy Dheran nauczył się chodzić i trzeba było za nim biegać i pilnować, by przypadkiem nie ściągnął firanki zrzucając sobie tym samym karnisz na głowę. Teraz jednak dzieci były coraz starsze, i choć wciąż wymagały całodobowej opieki, to nie musiała to być już opieka rodziców. Tym razem udało mu się przekonać mamę do tego, by została z dziećmi, a żonę, że to świetny pomysł i jedna noc odpoczynku dobrze im zrobi. Znaleźli domek w lesie, taki z jacuzzi na tarasie, hamakiem i miejscem na ognisko, co oznaczało tyle, że każde z nich powinno polubić chociaż jakąś jego część. I choć dzień zaczęli od świętowania wspólnie z rodziną, a tort przygotowany przez Maggie niesamowicie Williama rozczulił i szczędził jej pochwał i buziaków, to teraz byli już w Kurandzie, a Will wciągał na tyłek kąpielówki, by jeszcze chwilę się pomoczyć, nim zabierze się za rozpalanie ogniska.
Pech chciał, że kąpielówki miały już swoje lata (ostatecznie Will nie używał ich jakoś bardzo często) i nieco mocniejsze pociągnięcia sprawiło, że do jego uszu dobiegł dźwięk pękającego w szwie materiału. Zaklął pod nosem i zaczął rozglądać się za pęknięciem, licząc, że nie jest na tyle duże, by być problemem. Niestety, jego nadzieje spełzły na niczym. Westchnął pod nosem i uchylił drzwi łazienki, wystawiając przez nie głowę i szukając wzrokiem Maggie.
- Mamy problem - rzucił krótko i by nie przedłużać, od razu postanowił zaprezentować jej jego sedno. Otworzył drzwi szerzej i stanął w nich tyłem do pokoju, prezentując sporą dziurę, a właściwie materiał rozerwany praktycznie na pół i elegancko prezentujące się spod niego pośladki. No nie było opcji, że w tym stanie kąpielówki utrzymają mu się na pupie wśród tych wszystkich szalejących bąbelków.
about
bo chcę być Twoją burzą, chcę być Twoim małym trzęsieniem ziemi, chcę żeby było trudno, chcę się o Ciebie potknąć, coś zmienić. słońce wstaje a ja... ja jeszcze nie chcę spać, ściany pękają... pękają w nas.
outfit #2
Margaret naprawde chciała postarać się, jeśli chodziło o tegoroczne urodziny Williama. Dzieciaki nieco podrosły, stały się samodzielniejsze, a teściowa ubóstwiała spędzać z nimi czas i odzwyczajać je od matycznej rutyny. Irytowało to okropnie, ale rudowłosa była gotowa zaryzykować, zostawiając pociechy na jedną noc z panią White. Nie mogła, przecież zepsuć ich tak bardzo, prawda? Niemniej zanim Maggie cokolwiek zaproponowała swojemu mężowi, on już roztoczył przed kobietą wizję ich małego wyjazdu. Pozostało więc się zgodzić bez zbędnego marudzenia, choć czuła troszkę zawód, że nie mogła zaskoczyć Willa swoją kreatywnością.
Tak więc poranek chociaż należał do niej, nie robiła sobie nic z tego, co uważała teściowa, że powinno się zadziać, jak to uparte i rude stworzenie, zadziałała kompletnie po swojemu. Razem z dzieciakami dzień wcześniej wykleili piękną laurkę, którą dołączyli do sportowego zegarka - może nie do końca takiego Willy potrzebował, ale może to go zmotywuje do pracy nad kondycją, która i tak nie była najgorsza - a tort był uroczy, bo w kształcie ulubionego zwierzaka pana White'a. Nic sobie nie robiła z tego, że jest dziecinny. Zarówno Willy, jak i dzieciaki mieli z niego frajdę, a pamiątkowe zdjęcia są urocze, dołączą też jako ostatni element prezentu, kiedy już je wywoła i oprawi w rameczki przygotowane przez ich pociechy. Tak, lubiła robić rzeczy samodzielnie, z pomocą tych małych urwisów.
Teraz, jednak czekała na łóżku, aż jej przystojniak zaszczyci ją swoją obecnością, bo spędził bardzo dużo czasu na przygotowaniach do wyjścia do... jacuzzi. Co nieco bawiło Maggie, ale nie aż tak bardzo, jak prezentacja stroju, kiedy już zjawił się w ich pokoju. Zapewne przewróciłaby się z wrażenia, dobrze więc, ze znajdowała się na środku materaca, a nie krawędzi. Tak, zanosiła się tylko głośnym śmiechem.
-Na pewno? Widziałam już wszystko, możesz śmiało zrzucić te gatki - zaproponowała, bo przecież te domki były w jakiejś odległości od siebie, by gościom zapewniać odpowiednią prywatność. Pewnie i po to, by mogli właśnie korzystać nieco mniej przyzwoicie z takich dogodności, jakimi było jacuzzi. Co prawda Maggie wolała nie wnikać, ile osób przed nimi to robiło w takim miejscu, ale wierzyła, że obsługa dbała o dobrą dezynfekcję. Jak widać... Kobieta miała całkiem dobre nastawienie do tego wyjazdu. Mimo wszystko... Chciała, żeby znów było tak... Jak kiedyś. W końcu oboje na to zasługiwali, co nie? Zwłaszcza Willy, który dziś powinien się tylko cieszyć.
Margaret naprawde chciała postarać się, jeśli chodziło o tegoroczne urodziny Williama. Dzieciaki nieco podrosły, stały się samodzielniejsze, a teściowa ubóstwiała spędzać z nimi czas i odzwyczajać je od matycznej rutyny. Irytowało to okropnie, ale rudowłosa była gotowa zaryzykować, zostawiając pociechy na jedną noc z panią White. Nie mogła, przecież zepsuć ich tak bardzo, prawda? Niemniej zanim Maggie cokolwiek zaproponowała swojemu mężowi, on już roztoczył przed kobietą wizję ich małego wyjazdu. Pozostało więc się zgodzić bez zbędnego marudzenia, choć czuła troszkę zawód, że nie mogła zaskoczyć Willa swoją kreatywnością.
Tak więc poranek chociaż należał do niej, nie robiła sobie nic z tego, co uważała teściowa, że powinno się zadziać, jak to uparte i rude stworzenie, zadziałała kompletnie po swojemu. Razem z dzieciakami dzień wcześniej wykleili piękną laurkę, którą dołączyli do sportowego zegarka - może nie do końca takiego Willy potrzebował, ale może to go zmotywuje do pracy nad kondycją, która i tak nie była najgorsza - a tort był uroczy, bo w kształcie ulubionego zwierzaka pana White'a. Nic sobie nie robiła z tego, że jest dziecinny. Zarówno Willy, jak i dzieciaki mieli z niego frajdę, a pamiątkowe zdjęcia są urocze, dołączą też jako ostatni element prezentu, kiedy już je wywoła i oprawi w rameczki przygotowane przez ich pociechy. Tak, lubiła robić rzeczy samodzielnie, z pomocą tych małych urwisów.
Teraz, jednak czekała na łóżku, aż jej przystojniak zaszczyci ją swoją obecnością, bo spędził bardzo dużo czasu na przygotowaniach do wyjścia do... jacuzzi. Co nieco bawiło Maggie, ale nie aż tak bardzo, jak prezentacja stroju, kiedy już zjawił się w ich pokoju. Zapewne przewróciłaby się z wrażenia, dobrze więc, ze znajdowała się na środku materaca, a nie krawędzi. Tak, zanosiła się tylko głośnym śmiechem.
-Na pewno? Widziałam już wszystko, możesz śmiało zrzucić te gatki - zaproponowała, bo przecież te domki były w jakiejś odległości od siebie, by gościom zapewniać odpowiednią prywatność. Pewnie i po to, by mogli właśnie korzystać nieco mniej przyzwoicie z takich dogodności, jakimi było jacuzzi. Co prawda Maggie wolała nie wnikać, ile osób przed nimi to robiło w takim miejscu, ale wierzyła, że obsługa dbała o dobrą dezynfekcję. Jak widać... Kobieta miała całkiem dobre nastawienie do tego wyjazdu. Mimo wszystko... Chciała, żeby znów było tak... Jak kiedyś. W końcu oboje na to zasługiwali, co nie? Zwłaszcza Willy, który dziś powinien się tylko cieszyć.
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że Maggie mogła zaskoczyć Willa kreatywnością! To, że zaproponował miejscówkę, w niczym nie przeszkadzało. Mogła wymyślić prezent, jakiego za nic by się nie spodziewał, może znaleźć jakiejś miejsce w okolicy warte odwiedzenia, albo postawić na fikuśne praktyki erotyczne, których tym bardziej by się po niej nie spodziewał. Prawda była zresztą taka, że William nie potrzebował wiele, by się zachwycić i poczuć się docenionym (z drugiej strony, nie potrzebował też wiele, by w siebie zwątpić). Laurka od razu wylądowała na honorowym miejscu na lodówce, bo absolutnie dostrzegł ogrom artyzmu w tych chaotycznych maziajach, a zegarek został zamontowany na nadgarstku. Może i nie było to coś, o czym śnił po nocach, ale nie wątpił, że się przyda, a jak wiadomo, praktyczne prezenty są najlepsze. Jeszcze nie rozgryzł wszystkich jego funkcji, ale może już niedługo mu się to uda. Na razie jednak nie zamierzał zawracać sobie tym głowy, bo miał ważniejsze rzeczy do roboty - zjedzenie kawałka tortu z nosem Lotty, która to przecież była jego ulubionym zwierzakiem, no i spędzenie czasu z żoną.
- Wspaniale - podsumował, szybkim ruchem zrzucając kąpielówki, które zatrzymały się dopiero u jego kostek. Maggie mogła teraz widzieć pośladki Williama w ich pełnej okazałości, niczym księżyc w pełni. Zaraz jednak odwrócił się do niej i z szerokim uśmiechem ruszył w jej kierunku. - A ty zamierzasz się moczyć w tym? - machnął w kierunku jej sukienki, która wydawała mu się być mało praktyczna w jacuzzi. Przysiadł obok niej na materacu i położył rękę na jej nodze, nieśmiało wsuwając ją pod materiał. Nachylił się i musnął ustami jej łydkę. A potem poderwał się nagle i rzucił: - Kto ostatni ten trąba! - i ruszył biegiem, wypadając z domku wraz z hukiem otwieranych szeroko drzwi, by już po chwili, z głośnym pluskiem, wejść do jacuzzi. Wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos, kiedy to najwyraźniej poczuł bąbelki tam, gdzie się tego nie spodziewał. Usiadł tak, by przez otwarte drzwi móc obserwować Maggie i zachęcać ją gestem, by do niego dołączyła.
- Wspaniale - podsumował, szybkim ruchem zrzucając kąpielówki, które zatrzymały się dopiero u jego kostek. Maggie mogła teraz widzieć pośladki Williama w ich pełnej okazałości, niczym księżyc w pełni. Zaraz jednak odwrócił się do niej i z szerokim uśmiechem ruszył w jej kierunku. - A ty zamierzasz się moczyć w tym? - machnął w kierunku jej sukienki, która wydawała mu się być mało praktyczna w jacuzzi. Przysiadł obok niej na materacu i położył rękę na jej nodze, nieśmiało wsuwając ją pod materiał. Nachylił się i musnął ustami jej łydkę. A potem poderwał się nagle i rzucił: - Kto ostatni ten trąba! - i ruszył biegiem, wypadając z domku wraz z hukiem otwieranych szeroko drzwi, by już po chwili, z głośnym pluskiem, wejść do jacuzzi. Wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos, kiedy to najwyraźniej poczuł bąbelki tam, gdzie się tego nie spodziewał. Usiadł tak, by przez otwarte drzwi móc obserwować Maggie i zachęcać ją gestem, by do niego dołączyła.
about
bo chcę być Twoją burzą, chcę być Twoim małym trzęsieniem ziemi, chcę żeby było trudno, chcę się o Ciebie potknąć, coś zmienić. słońce wstaje a ja... ja jeszcze nie chcę spać, ściany pękają... pękają w nas.
Całkiem przyjemny okazał się przystanek Williama tuż obok stóp Margaret na materacu. Widać było też po minie rudowłosej, że całkiem aprobowała tenże pomysł, przymrużając swoje powieki w oczekiwaniu na dalszy ciąg. On, jednak nie był aż tak intensywny, jakby sobie tego kobieta życzyła. Zareagowała więc głośnym westchnięciem, po czym z jękiem zawodu opadła na materac. Rude włosy ułożyły się na poduszce, a ona przez chwilę liczyła w głowie do jakiejś setki, by się nie irytować. Dziś były urodziny Willy'ego, powinna więc mu wybaczyć, że wciąż zachowywał się jak ten trzynastoletni Willy, który się z niej nabijał, nie potrafiąc dorosnąć w pełni i stać się już na dobre Williamem. Przypominała sobie, że za to go pokochała i... Nie mogło po prostu być tak, że teraz w tej dorosłości, irytowało ją to tak bardzo, że nie była w stanie tego przełknąć... A jednak... Zajęło kobiecie trochę czasu, by znaleźć wewnętrzny spokój, bo przecież musiała się jeszcze pozłościć na siebie, że znów ją ta dziecinność męża zirytowała.
Udało się jednak pani White znaleźć wewnętrzną równowagę, więc wstała niespiesznie z łożka. Zrzuciła z siebie wdzianko w kropki, zostawiając je na materacu, a sama niespiesznie skierowała się do jaccuzi. Starała się, żeby w tym jak tam podążała, a później zajmowała miejsce obok Willy'ego było coś seksownego, ale trochę obawiała się, że on był za bardzo podekscytowany samotnością, by to zauważyć i docenić. Mimo wszystko skradła mu pocałunek, kiedy już jako ta trąba dołączyła do męża, a kiedy się odsunęła, to nawet udała, że gra na palcach na trąbce i wydaje z siebie taki dźwięk, jakby rzeczywiście tym instrumentem była. Tak, czasami było stać Maggie na to, by obudzić swoje wewnętrzne dziecko, a kiedy, jeśli nie w urodziny pana White'a?
-Odzywał się do ciebie ostatnio Johnny? - zapytała, bo przypomniała sobie, że widziała go dwa dni temu pod szkołą. Chwilę rozmawiali. Mówił, że odezwie się i do Willa. Nie mieli, jednak chwili, by porozmawiać, ale Maragaret podejrzewała, że White zaprzeczy. W końcu, gdyby Peck odezwał się do przyjaciela, to byłoby całkiem spore wydarzenie, a ten wariat, zwany mężem, stanąłby na uszach, by znaleźć chwilę i wspomnieć o tym żonie. Nie to co ona... Dwa dni milczała o powrocie ich przyjaciela, ale... Zwyczajnie się nie złożyło. Nie to, żeby teraz w tym jacuzzi mieli idealne warunki do rozmów o Jonathanie, tyle że... To naprawdę pierwszy taki moment, kiedy to do niej trafiło, a obok nie było ciekawskiego ucha pani White! Wcale to nie wina Maggie, że tak się złożyło...
Udało się jednak pani White znaleźć wewnętrzną równowagę, więc wstała niespiesznie z łożka. Zrzuciła z siebie wdzianko w kropki, zostawiając je na materacu, a sama niespiesznie skierowała się do jaccuzi. Starała się, żeby w tym jak tam podążała, a później zajmowała miejsce obok Willy'ego było coś seksownego, ale trochę obawiała się, że on był za bardzo podekscytowany samotnością, by to zauważyć i docenić. Mimo wszystko skradła mu pocałunek, kiedy już jako ta trąba dołączyła do męża, a kiedy się odsunęła, to nawet udała, że gra na palcach na trąbce i wydaje z siebie taki dźwięk, jakby rzeczywiście tym instrumentem była. Tak, czasami było stać Maggie na to, by obudzić swoje wewnętrzne dziecko, a kiedy, jeśli nie w urodziny pana White'a?
-Odzywał się do ciebie ostatnio Johnny? - zapytała, bo przypomniała sobie, że widziała go dwa dni temu pod szkołą. Chwilę rozmawiali. Mówił, że odezwie się i do Willa. Nie mieli, jednak chwili, by porozmawiać, ale Maragaret podejrzewała, że White zaprzeczy. W końcu, gdyby Peck odezwał się do przyjaciela, to byłoby całkiem spore wydarzenie, a ten wariat, zwany mężem, stanąłby na uszach, by znaleźć chwilę i wspomnieć o tym żonie. Nie to co ona... Dwa dni milczała o powrocie ich przyjaciela, ale... Zwyczajnie się nie złożyło. Nie to, żeby teraz w tym jacuzzi mieli idealne warunki do rozmów o Jonathanie, tyle że... To naprawdę pierwszy taki moment, kiedy to do niej trafiło, a obok nie było ciekawskiego ucha pani White! Wcale to nie wina Maggie, że tak się złożyło...