about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Kiedy na studiach Deb i Bruno spotykali się na najlepszych imprezach – czyli w kuchni w domu jakiegoś bogatego dzieciaka, bo wiadomo że w kuchni są najlepsze imprezy – Deb na pewno wypytywała Bruna o jego korzenie. Bądź co bądź nazwisko Zimmerman nie należało raczej do klasycznych australijskich nazwisk, więc ciężko było nie być dociekliwą po wypaleniu paru jointów. Pewnie nawet wyobrażała sobie czasami Bruna w niemieckim mundurze. Z naciskiem na wyobrażała, bo nie wiedziała jak niemiecki mundur mógł wyglądać, a pewnie nie chciało jej się googlować tego na imprezie. W każdym razie lubiła poznawać ludzi z ciekawymi historiami rodzinnymi, więc i o dziadku naziście chętnie słuchała. Bo w końcu przeszłość to przeszłość i wnuki nie powinny płacić za grzechy swoich przodków. No i dziadek Zimmerman na pewno nie miał czasu ani głowy do takich przyziemnych rzeczy jak jakieś miłostki, więc plus dla Bruna, że jego serce potrafiło zabić do kogoś innego niż pewien typ z wąsem. Aczkolwiek Deborah pewnie zdziwiłaby się, że Bruno doświadczył nieszczęśliwej miłości. Zawsze wydawał jej się typem bawidamka i totalnego luzaka, któremu nie w głowie były związki i miłostki.
– No wiesz, trzeba się dobrze zakonserwować na stare lata. Jeszcze chwila i będę miała trzydziestkę, słyszałeś że kiedy przekroczy się ten wiek, to nagle cały organizm zaczyna się sypać? - roześmiała się chowając niesforny kosmyk włosów za uszami. Tak, jeszcze była w takim wieku kiedy myślała, że skończone trzydzieści lat niczym nie różniło się od pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu.
Zaskoczona uniosła brwi, kiedy poczuła jak Bruno łapie ją za nadgarstek i ciągnie w nieznaną jej alejkę. Obróciła się szybko na swój wózek jakby ktoś chciał ją tu zaraz obrobić, zapominając, że przecież jeszcze nie zapłaciła za żaden z tych produktów. – Pracujesz tu? Z własnej woli? – spytała zaskoczona. – Rodzina cię wydziedziczyła? Tak mi przykro, Bruno… Ale wiesz, to nie koniec świata. Odbijesz się szybciej, niż myślisz – zmarszczyła łagodnie brwi, żeby podkreślić to jak bardzo mu współczuła w tym momencie i nawet położyła mu dłoń na ramieniu, aby dodać mu otuchy. Sama w końcu doświadczyła w pewnym momencie biedy i musiała łapać się każdej roboty. – Ja? Odwiedzam dziadków. Tak jakby – dodała szybko i machnęła lekceważąco ręką. – A tak naprawdę, to wcale nie. Nie do końca. Mieszkam tu prawie dwa lata, ale faktycznie, byłam w rozjazdach. W trasie – dodała tajemniczo, zupełnie tak jakby stała tu teraz przed Brunem jakaś światowej sławy gwiazda. W sumie jej obecnego pracodawcę niektórzy mogliby uznać za światowej sławy gwiazdę uzdrowicielstwa, prawdziwą gwiazdę rocka w uniwersum schorowanych staruszek i naiwnych ludzi.
Bruno Zimmerman Jr
– No wiesz, trzeba się dobrze zakonserwować na stare lata. Jeszcze chwila i będę miała trzydziestkę, słyszałeś że kiedy przekroczy się ten wiek, to nagle cały organizm zaczyna się sypać? - roześmiała się chowając niesforny kosmyk włosów za uszami. Tak, jeszcze była w takim wieku kiedy myślała, że skończone trzydzieści lat niczym nie różniło się od pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu.
Zaskoczona uniosła brwi, kiedy poczuła jak Bruno łapie ją za nadgarstek i ciągnie w nieznaną jej alejkę. Obróciła się szybko na swój wózek jakby ktoś chciał ją tu zaraz obrobić, zapominając, że przecież jeszcze nie zapłaciła za żaden z tych produktów. – Pracujesz tu? Z własnej woli? – spytała zaskoczona. – Rodzina cię wydziedziczyła? Tak mi przykro, Bruno… Ale wiesz, to nie koniec świata. Odbijesz się szybciej, niż myślisz – zmarszczyła łagodnie brwi, żeby podkreślić to jak bardzo mu współczuła w tym momencie i nawet położyła mu dłoń na ramieniu, aby dodać mu otuchy. Sama w końcu doświadczyła w pewnym momencie biedy i musiała łapać się każdej roboty. – Ja? Odwiedzam dziadków. Tak jakby – dodała szybko i machnęła lekceważąco ręką. – A tak naprawdę, to wcale nie. Nie do końca. Mieszkam tu prawie dwa lata, ale faktycznie, byłam w rozjazdach. W trasie – dodała tajemniczo, zupełnie tak jakby stała tu teraz przed Brunem jakaś światowej sławy gwiazda. W sumie jej obecnego pracodawcę niektórzy mogliby uznać za światowej sławy gwiazdę uzdrowicielstwa, prawdziwą gwiazdę rocka w uniwersum schorowanych staruszek i naiwnych ludzi.
Bruno Zimmerman Jr
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
Bruno był bardzo dumny ze swoich niemieckich korzeni i chwalił się nimi a prawo i lewo. Całe szczęście, że Deborah mu nigdy nie powiedziała o tym, że go sobie w takim mundurze wyobrażała i, że nie wie jak taki mundur powinien wyglądać, bo pewnie Bruno, by jej pokazał. Na bank miał gdzieś zdjęcia munduru dziadka, czy tam pradziadka. Pewnie był od tego słynnego projektanta Hugo Bossa. Tą częścią rodzinnej historii taka na przykład Gaia nie za bardzo się chciała już chwalić, a Bruno nie uważał, żeby było to coś tragicznego. Takie były wtedy czasy i chociaż nie byłby dumny z działań takiego pradziadka to jednak było jak było. Nie chodził po ulicach i nie mówił każdemu, że miał dziadka w SS. Wolał jednak mówić o tym, że jego praprapra dziadek był księciem Bawarii i, że w jego żyłach płynie błękitna krew. To było już o wiele bardziej ekscytujące. A jak ta błękitna krew pompowała złamane serce to już w ogóle... niemiecka tragedia narodowa. Bruno też, by się nie spodziewał, że kiedykolwiek jakaś kobieta mu złamie serce. Głównie dlatego, że był spoko chłopakiem i jak już się z jakąś wiązał to raczej starał się jej gwiazdkę z nieba dać. Tak było ostatnim razem, gdy miał jeszcze swoją toxic eks od której się całe szczęście uwolnił. Teraz jednak było inaczej. Mati była super i niestety go nie chciała, bo zainteresowała się jakimś biedakiem.
- Ja słyszałem, że już po 25 się zaczyna sypać - ale nie u niego, on miał porządny organizm. Poza tym on czekał aż będzie miał 35 lat, bo podobni faceci są jak wino i z wiekiem wyglądają lepiej. Także nie mógł sie chłopak doczekać. - Ale według Twojej teorii mamy jeszcze kilka lat zanim nie wstaniemy z łóżka bez bólu pleców - chociaż ludzie z kasą to pewnie jakoś dawali radę dłużej. Stać ich było na tych wszystkich fizjoterapeutów i drogie leki. Dlatego Brunio się az tak tym nie martwił, a kto wie, może przynajmniej do tego czasu będzie miał porządny zarost.
Spojrzał na nią z ukosa. - Nie, nie wydziedziczyli mnie. Mama mnie kocha. Po prostu po studiach pomyślałem, że dobrze byłoby trochę samemu popracować, a nie ciągnąć z hajsu rodziców... no i jestem tutaj. Nic wielkiego. - Pewnie mógłby pracować w jakiejś korporacji, ale tutaj było przynajmniej zabawnie i bez większych stresów. Jego szef był super i nie znał się za bardzo na prowadzeniu sklepu więc on jako kierownik miał trochę wolnej ręki w działaniu.
Zmarszczył czoło słysząc jej słowa. - W trasie? A co sprzedajesz garnki starym ludziom? - Albo termomixa. Jakoś tak pierwsze co mu wpadło do głowy to właśnie to. - Dwa lata i się dopiero teraz spotkaliśmy? Mogłaś napisać, spotkalibyśmy się na mojej łódce. - Bruno każdego chciał na swoją łódkę ostatnio zapraszać. Wcześniej jedyną osobą, która tam bywała była jego siostra, a teraz jakoś taki bardziej otwarty na otoczenie sie typek zrobił.
Deborah Hill
- Ja słyszałem, że już po 25 się zaczyna sypać - ale nie u niego, on miał porządny organizm. Poza tym on czekał aż będzie miał 35 lat, bo podobni faceci są jak wino i z wiekiem wyglądają lepiej. Także nie mógł sie chłopak doczekać. - Ale według Twojej teorii mamy jeszcze kilka lat zanim nie wstaniemy z łóżka bez bólu pleców - chociaż ludzie z kasą to pewnie jakoś dawali radę dłużej. Stać ich było na tych wszystkich fizjoterapeutów i drogie leki. Dlatego Brunio się az tak tym nie martwił, a kto wie, może przynajmniej do tego czasu będzie miał porządny zarost.
Spojrzał na nią z ukosa. - Nie, nie wydziedziczyli mnie. Mama mnie kocha. Po prostu po studiach pomyślałem, że dobrze byłoby trochę samemu popracować, a nie ciągnąć z hajsu rodziców... no i jestem tutaj. Nic wielkiego. - Pewnie mógłby pracować w jakiejś korporacji, ale tutaj było przynajmniej zabawnie i bez większych stresów. Jego szef był super i nie znał się za bardzo na prowadzeniu sklepu więc on jako kierownik miał trochę wolnej ręki w działaniu.
Zmarszczył czoło słysząc jej słowa. - W trasie? A co sprzedajesz garnki starym ludziom? - Albo termomixa. Jakoś tak pierwsze co mu wpadło do głowy to właśnie to. - Dwa lata i się dopiero teraz spotkaliśmy? Mogłaś napisać, spotkalibyśmy się na mojej łódce. - Bruno każdego chciał na swoją łódkę ostatnio zapraszać. Wcześniej jedyną osobą, która tam bywała była jego siostra, a teraz jakoś taki bardziej otwarty na otoczenie sie typek zrobił.
Deborah Hill
Zoey - Inej - Joshua - Ally - Eric - Idris - Mei - Mira - Owen - Liv - Cece - Edwina - Benedict - Luna - Harlan
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Przynajmniej Bruno miał ciekawe anegdotki do opowiadania na imprezach. Deborah jednego ze swoich dziadków nigdy nie poznała, a drugi był stolarzem, nuda. I choć wywodziła się z bogatej rodziny, żadnych książęcych korzeni też nie miała. Miała tylko matkę, która prawdopodobnie z powodu choroby psychicznej popełniła samobójstwo i ojca, który ożenił się potem z laską niewiele starszą od Deborah i w późniejszym czasie trafił do pierdla. To już był materiał na ciekawą historię, ale Deb nie zdążyła już jej opowiedzieć nikomu ze studiów, bo z dnia na dzień zakręcono jej kurek z kasą i na te studia po prostu nie było jej już stać.
– Moja teoria zdecydowanie bardziej mi leży – westchnęła, bo jednak nie uśmiechało jej się już w wieku 25 lat nazywać się staruszką. Zdecydowanie lepiej było to odroczyć do trzydziestki, może nawet zacznie wtedy nagrywać zabawne Tik Toki o tym, jak w dniu trzydziestych urodzin wstając z łóżka nie jest w stanie się wyprostować. A na Tik Toku można zarobić kupę kasy, więc w ten sposób opłaci potem tych fizjoterapeutów, bo obecnie była jednak zbyt spłukana na takie przyjemności.
Lekko posmutniała, kiedy Bruno wspomniał o swojej mamie. – Kochająca mama, to skarb. Moja chyba nawet mnie nie lubiła, zanim zmarła – stwierdziła wzruszając ramionami. Dało się do tego przyzwyczaić po wielu nieudanych próbach zaskarbienia sobie jej miłości. Ale matka Deb była chora i dziewczyna dopiero teraz zaczynała to rozumieć. – Wow, to takie… Dojrzałe – stwierdziła szczerze. Gdyby Deb nie musiała się usamodzielnić, być może nie zrobiłaby tego jeszcze przez wiele lat. – Ale dlaczego akurat sklep? Tu przychodzi mnóstwo ludzi i pewnie każdy coś chce. Koszmar – wywróciła oczami. Sama potrafiła być upierdliwa klientką i dopytywać milion razy obsługi, czy na pewno nie ma crunchipsów chakalaka, bo nie widzi ich na półce, a akurat ma na nie ochotę.
Roześmiała się nieco nerwowo i założyła kosmyk włosów za ucho. – Prawie. Można powiedzieć, że sprzedajemy… nadzieję – dodała uśmiechając się głupkowato. – Mój szef jest tak jakby… uzdrowicielem. Nie, nie tak jakby. Po prostu ma takie moce, że wiesz, dotyka cię i nagle czujesz się lepiej – nawet dotknęła lekko ramienia Bruno, aby mu zademonstrować. – Teraz nie zadziała, bo ja nie mam takich zdolności – dodała pospiesznie, puszczając ramię Bruno. Musiała tak mówić, bo Lachlan chyba by ją zajebał, gdyby się dowiedział, że lata po Lorne Bay i podważa jego umiejętności. Nie wspominając już o tej wariatce Vi, która też z nim pracowała i której źle z oczu patrzyło.
– Trochę unikałam ludzi przez pewien czas po przyjeździe tu – powiedziała zgodnie z prawdą. – Mój ojciec nawywijał i nie była pewna, jak ludzie zareagują – dodała wzruszając ramionami, czując że wreszcie jest w stanie o tym mówić bez skrępowania. – Masz swoją łódkę? Ale ekstra! To jakiś jacht? – dopytała, znowu nie łapiąc że mieszkanie na łódce jest częścią dorosłego życia na swoim.
Bruno Zimmerman Jr
– Moja teoria zdecydowanie bardziej mi leży – westchnęła, bo jednak nie uśmiechało jej się już w wieku 25 lat nazywać się staruszką. Zdecydowanie lepiej było to odroczyć do trzydziestki, może nawet zacznie wtedy nagrywać zabawne Tik Toki o tym, jak w dniu trzydziestych urodzin wstając z łóżka nie jest w stanie się wyprostować. A na Tik Toku można zarobić kupę kasy, więc w ten sposób opłaci potem tych fizjoterapeutów, bo obecnie była jednak zbyt spłukana na takie przyjemności.
Lekko posmutniała, kiedy Bruno wspomniał o swojej mamie. – Kochająca mama, to skarb. Moja chyba nawet mnie nie lubiła, zanim zmarła – stwierdziła wzruszając ramionami. Dało się do tego przyzwyczaić po wielu nieudanych próbach zaskarbienia sobie jej miłości. Ale matka Deb była chora i dziewczyna dopiero teraz zaczynała to rozumieć. – Wow, to takie… Dojrzałe – stwierdziła szczerze. Gdyby Deb nie musiała się usamodzielnić, być może nie zrobiłaby tego jeszcze przez wiele lat. – Ale dlaczego akurat sklep? Tu przychodzi mnóstwo ludzi i pewnie każdy coś chce. Koszmar – wywróciła oczami. Sama potrafiła być upierdliwa klientką i dopytywać milion razy obsługi, czy na pewno nie ma crunchipsów chakalaka, bo nie widzi ich na półce, a akurat ma na nie ochotę.
Roześmiała się nieco nerwowo i założyła kosmyk włosów za ucho. – Prawie. Można powiedzieć, że sprzedajemy… nadzieję – dodała uśmiechając się głupkowato. – Mój szef jest tak jakby… uzdrowicielem. Nie, nie tak jakby. Po prostu ma takie moce, że wiesz, dotyka cię i nagle czujesz się lepiej – nawet dotknęła lekko ramienia Bruno, aby mu zademonstrować. – Teraz nie zadziała, bo ja nie mam takich zdolności – dodała pospiesznie, puszczając ramię Bruno. Musiała tak mówić, bo Lachlan chyba by ją zajebał, gdyby się dowiedział, że lata po Lorne Bay i podważa jego umiejętności. Nie wspominając już o tej wariatce Vi, która też z nim pracowała i której źle z oczu patrzyło.
– Trochę unikałam ludzi przez pewien czas po przyjeździe tu – powiedziała zgodnie z prawdą. – Mój ojciec nawywijał i nie była pewna, jak ludzie zareagują – dodała wzruszając ramionami, czując że wreszcie jest w stanie o tym mówić bez skrępowania. – Masz swoją łódkę? Ale ekstra! To jakiś jacht? – dopytała, znowu nie łapiąc że mieszkanie na łódce jest częścią dorosłego życia na swoim.
Bruno Zimmerman Jr
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
- Powoli trzeba się z tym godzić babciu - Bruno mógł się spodziewać, że czasem jak zarzuci żartem, to istnieje dość spora opcja, że ktoś mu kiedyś przyjebie. Nie zawsze wiedział co wypada, a co nie, ale starał się. Teraz wiedział, że Deb nie jest sztywna jak klienci The Last Goodbye i na pewno się nie obrazi. Nawet ją poklepał po ramieniu jak to robi jeden staruszek do drugiej staruszki. Bruno już chciał być na emeryturze i siedzieć w bujanym fotelu patrząc na biegające dookoła wnuki. To, by znaczyło, że dobrze mu się w życiu ułożyło. Jak na razie miał jednak małe wątpliwości, czy to będzie możliwe.
Zmarszczył czoło słysząc słowa Deb. To co mówiła, było cholernie smutne i zawsze miał problem jak zareagować w takich sytuacjach. - Na pewno tak nie było, jak mogła Cię nie lubić? Jesteś całkiem fajna. - Powiedział i posłał jej uśmiech, bo spróbował tym ją jakoś podnieść na duchu czy coś. - Poza tym, rodzice... czasem nie są do końca udani - Ci jego to akurat byli, bo nie mógł złego słowa powiedzieć na temat swoich staruszków. Byli świetni i dawali im dużo przestrzeni do tego, by byli tym, kim tylko chcieli. Chociaż oczywiście teraz już Bruno się im nie zwierzał z tego, że pracował w supermarkecie. To, by się im nie podobało. Byliby zawiedzeni, że po tylu latach studiach wybrał sobie taką pracę, skoro mógłby z palcem w dupie pracować dla międzynarodowych korporacji czy banków. On wolał Coles. - Myślisz? - Uśmiechnął się, bo chyba pierwszy raz mu coś takiego powiedział. Chciał być dojrzały! - Po prostu nie chciałem brać pieniędzy od rodziców, trzeba się trochę ogarnąć. Gaia zaczęła pracę w domu starców, a ja tutaj. - Nie była to jakaś wielka filozofia. Oboje stwierdzili, że chcą sie trochę usamodzielnić. -Tu akurat szukali kierownika i przynajmniej mam co robić, nie nudzę się - zaśmiał się. - Poza tym ludzie też nie są tacy najgorsi - poza Mati, bo ona mu złamała serce. Reszta była okej. - Poza tym, jak mam być szczery. To nie za bardzo tu czegokolwiek pilnują, większość ludzi jest tu wiecznie zjarana - wliczając w to szanownego pana kierownika Bruna Zimmermana. Teraz akurat nie był, bo zapomniał sobie ususzyć! Bruno nie kupował trawy, sam sobie ją hodował na łódce.
Bruno zmarszczył czoło, bo nie oszukujmy się, on nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Był mądry i chyba nie do końca wierzył w takie coś jak uzdrawianie. - Aaa to do tego nie trzeba być lekarzem? Brać leków, robić operacje? - Zapytał, bo może no cos mu się tu nie kleiło. - Chyba nie można nikogo uleczyć przez dotyk... co jeszcze robi? Mineralizuje wodę przez telewizor? - Dla niego to brzmiało trochę naciąganie, ale to może była też kwestia tego, że Bruno był niewierzący i ciężko go było przekonać do czegokolwiek. Uparty bachor. - I co dla niego robisz? W sensie jak wygląda praca dla kogoś takiego? - Nie wiedział, a brzmiało to dziwacznie wiec chciał się dowiedzieć.
- Oj daj spokój Deb - machnął ręką - nie odpowiadasz za to co dzieje się u Twoich rodziców. Nikt z nas tego nie robi. Nawet jeżeli ktoś, by miał do Ciebie pretensje czy patrzył na Ciebie z ukosa, to tylko ich problem - uważał, że wszyscy powinni się wyzbyć tego głupiego nawyku odpowiadania za starych. Powinno być na odwrót. Rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci i ich wychowanie, dzieci nie miały za wiele do gadania. - No taki trochę... można tak powiedzieć, ale nie jest jakiś wielki. Mam tam sypialnie, łazienkę mały salon z kuchnią, chociaż najfajniejsze rzeczy są na pokładzie, bo zrobiłem sobie tam mały ogródek i mam tam pomidory, paprykę, takie pierdoły. - Marihuanę też tam hodował między różnymi krzakami. Nikt nie widział! - Możesz mnie kiedyś odwiedzić to Ci pokaże - ostatnio zrobił się trochę bardziej gościnny i zapraszał ludzi na swoje pływające m2.
Deborah Hill
Zmarszczył czoło słysząc słowa Deb. To co mówiła, było cholernie smutne i zawsze miał problem jak zareagować w takich sytuacjach. - Na pewno tak nie było, jak mogła Cię nie lubić? Jesteś całkiem fajna. - Powiedział i posłał jej uśmiech, bo spróbował tym ją jakoś podnieść na duchu czy coś. - Poza tym, rodzice... czasem nie są do końca udani - Ci jego to akurat byli, bo nie mógł złego słowa powiedzieć na temat swoich staruszków. Byli świetni i dawali im dużo przestrzeni do tego, by byli tym, kim tylko chcieli. Chociaż oczywiście teraz już Bruno się im nie zwierzał z tego, że pracował w supermarkecie. To, by się im nie podobało. Byliby zawiedzeni, że po tylu latach studiach wybrał sobie taką pracę, skoro mógłby z palcem w dupie pracować dla międzynarodowych korporacji czy banków. On wolał Coles. - Myślisz? - Uśmiechnął się, bo chyba pierwszy raz mu coś takiego powiedział. Chciał być dojrzały! - Po prostu nie chciałem brać pieniędzy od rodziców, trzeba się trochę ogarnąć. Gaia zaczęła pracę w domu starców, a ja tutaj. - Nie była to jakaś wielka filozofia. Oboje stwierdzili, że chcą sie trochę usamodzielnić. -Tu akurat szukali kierownika i przynajmniej mam co robić, nie nudzę się - zaśmiał się. - Poza tym ludzie też nie są tacy najgorsi - poza Mati, bo ona mu złamała serce. Reszta była okej. - Poza tym, jak mam być szczery. To nie za bardzo tu czegokolwiek pilnują, większość ludzi jest tu wiecznie zjarana - wliczając w to szanownego pana kierownika Bruna Zimmermana. Teraz akurat nie był, bo zapomniał sobie ususzyć! Bruno nie kupował trawy, sam sobie ją hodował na łódce.
Bruno zmarszczył czoło, bo nie oszukujmy się, on nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Był mądry i chyba nie do końca wierzył w takie coś jak uzdrawianie. - Aaa to do tego nie trzeba być lekarzem? Brać leków, robić operacje? - Zapytał, bo może no cos mu się tu nie kleiło. - Chyba nie można nikogo uleczyć przez dotyk... co jeszcze robi? Mineralizuje wodę przez telewizor? - Dla niego to brzmiało trochę naciąganie, ale to może była też kwestia tego, że Bruno był niewierzący i ciężko go było przekonać do czegokolwiek. Uparty bachor. - I co dla niego robisz? W sensie jak wygląda praca dla kogoś takiego? - Nie wiedział, a brzmiało to dziwacznie wiec chciał się dowiedzieć.
- Oj daj spokój Deb - machnął ręką - nie odpowiadasz za to co dzieje się u Twoich rodziców. Nikt z nas tego nie robi. Nawet jeżeli ktoś, by miał do Ciebie pretensje czy patrzył na Ciebie z ukosa, to tylko ich problem - uważał, że wszyscy powinni się wyzbyć tego głupiego nawyku odpowiadania za starych. Powinno być na odwrót. Rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci i ich wychowanie, dzieci nie miały za wiele do gadania. - No taki trochę... można tak powiedzieć, ale nie jest jakiś wielki. Mam tam sypialnie, łazienkę mały salon z kuchnią, chociaż najfajniejsze rzeczy są na pokładzie, bo zrobiłem sobie tam mały ogródek i mam tam pomidory, paprykę, takie pierdoły. - Marihuanę też tam hodował między różnymi krzakami. Nikt nie widział! - Możesz mnie kiedyś odwiedzić to Ci pokaże - ostatnio zrobił się trochę bardziej gościnny i zapraszał ludzi na swoje pływające m2.
Deborah Hill
Zoey - Inej - Joshua - Ally - Eric - Idris - Mei - Mira - Owen - Liv - Cece - Edwina - Benedict - Luna - Harlan
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Posłała mu łagodny uśmiech, kiedy wspomniał że jest całkiem fajna. Nie mogła myśleć, że mówi tak tylko dlatego, żeby ja pocieszyć, bo gdyby nie była fajna, to by się z nią nie zadawał na studiach, nie?
– Powinno być ustawowo wpisane, że za zjebane dzieciństwo rodzice mają obowiązek dokładać się do terapii dorosłego dziecka – rzuciła gorzkim żartem, bo nawet jeśli, to obecnie żadne z jej rodziców nie dałoby rady wypełnić tego obowiązku. Machnęła ręką na znak, że już skończyła swój dziwny emocjonalny wysryw i mogą już nie kontynuować tego tematu. – No jeśli tak nie wygląda dojrzałość, to ja już nie wiem co nią jest – zapewniła uśmiechając się ciepło. Widać było, że takie dorosłe życie naprawdę sprawiało Brunowi radochę. – Gaia w domu starców? No nieźle. I co tam robi? – spytała z zaciekawieniem. Na pewno co najmniej kojarzyła siostrę Bruna, zwłaszcza że rodzeństwo miało ze sobą dobre relacje i nie udawało zapewne że się nie zna, kiedy razem lądowali na imprezie. Zaskoczona uniosła brwi, kiedy Bruno zdradził jej tajniki pracy w Coles. To by wyjaśniało dlaczego czasami miała wrażenie, że pracownicy sklepu nie wiedzą w jakim świecie żyją. – Więc przykładowo, gdybym schowała sobie swój ulubiony batonik tim tam do kieszeni, to nikt by na to nie zwrócił uwagi? – spytała uśmiechając się zaczepnie. Nigdy nie miała potrzeby kradzieży czegokolwiek, więc tego typu akcje robiła w przeszłości tylko i wyłącznie dla funu i odrobiny adrenaliny.
Trochę zmieszała się pytaniami Bruna. No nie mogła tak publicznie szydzić ze swojego szefa, bo by ją zajebał. A jego druga pracownica, dziwna Vi, zajebałaby ją drugi raz. – Grunt, że ludzie po takich spotkaniach z nim czują się lepiej – sama na pewno nie czułaby się lepiej, gdyby wydała hajs za efekt placebo. – Poza tym nikogo nie nakłaniamy do wzięcia udziału w takich spotkaniach. To nie tak, że chodzimy po domach starców i robimy spotkania, a ludzie na nie przychodzą, bo myśleli że akurat będzie tu dziś potańcówka – a przynajmniej Deb miała nadzieję, że Lachlan nigdy się do czegoś takiego nie posunie. – Jestem jego asystentką. Czasami pomagam mu na scenie, coś podaję. Czasami zbieram datki. Albo sprzedaję kubki z jego logo – wzruszyła ramionami, jakby była to najzwyklejsza praca na świecie.
– Gdyby każdy miał takie podejście jak ty, Bruno, to świat byłby lepszym miejscem – westchnęła. Wiedziała, że kumpel ma rację, ale ciężko było jej oddzielić grubą krechą poprzednie życie od tego nowego. Z zafascynowaniem słuchała, jak Bruno opowiadał o swojej łodzi. Brzmiało to tak prosto, a jednocześnie tak egzotycznie! – Co? Zrobiłeś ogródek na łodzi? – parsknęła śmiechem, ale nie dlatego, że ją to śmieszyło, bardziej po prostu zaskoczyło. – No oczywiście, że muszę to zobaczyć na żywo. Masz jakiś konkretny adres czy tak dokujesz gdzie ci akurat podpasuje? – to też ważna kwestia, bez stałego adresu można łatwo uciec na przykład przed skarbówką.
Bruno Zimmerman Jr
– Powinno być ustawowo wpisane, że za zjebane dzieciństwo rodzice mają obowiązek dokładać się do terapii dorosłego dziecka – rzuciła gorzkim żartem, bo nawet jeśli, to obecnie żadne z jej rodziców nie dałoby rady wypełnić tego obowiązku. Machnęła ręką na znak, że już skończyła swój dziwny emocjonalny wysryw i mogą już nie kontynuować tego tematu. – No jeśli tak nie wygląda dojrzałość, to ja już nie wiem co nią jest – zapewniła uśmiechając się ciepło. Widać było, że takie dorosłe życie naprawdę sprawiało Brunowi radochę. – Gaia w domu starców? No nieźle. I co tam robi? – spytała z zaciekawieniem. Na pewno co najmniej kojarzyła siostrę Bruna, zwłaszcza że rodzeństwo miało ze sobą dobre relacje i nie udawało zapewne że się nie zna, kiedy razem lądowali na imprezie. Zaskoczona uniosła brwi, kiedy Bruno zdradził jej tajniki pracy w Coles. To by wyjaśniało dlaczego czasami miała wrażenie, że pracownicy sklepu nie wiedzą w jakim świecie żyją. – Więc przykładowo, gdybym schowała sobie swój ulubiony batonik tim tam do kieszeni, to nikt by na to nie zwrócił uwagi? – spytała uśmiechając się zaczepnie. Nigdy nie miała potrzeby kradzieży czegokolwiek, więc tego typu akcje robiła w przeszłości tylko i wyłącznie dla funu i odrobiny adrenaliny.
Trochę zmieszała się pytaniami Bruna. No nie mogła tak publicznie szydzić ze swojego szefa, bo by ją zajebał. A jego druga pracownica, dziwna Vi, zajebałaby ją drugi raz. – Grunt, że ludzie po takich spotkaniach z nim czują się lepiej – sama na pewno nie czułaby się lepiej, gdyby wydała hajs za efekt placebo. – Poza tym nikogo nie nakłaniamy do wzięcia udziału w takich spotkaniach. To nie tak, że chodzimy po domach starców i robimy spotkania, a ludzie na nie przychodzą, bo myśleli że akurat będzie tu dziś potańcówka – a przynajmniej Deb miała nadzieję, że Lachlan nigdy się do czegoś takiego nie posunie. – Jestem jego asystentką. Czasami pomagam mu na scenie, coś podaję. Czasami zbieram datki. Albo sprzedaję kubki z jego logo – wzruszyła ramionami, jakby była to najzwyklejsza praca na świecie.
– Gdyby każdy miał takie podejście jak ty, Bruno, to świat byłby lepszym miejscem – westchnęła. Wiedziała, że kumpel ma rację, ale ciężko było jej oddzielić grubą krechą poprzednie życie od tego nowego. Z zafascynowaniem słuchała, jak Bruno opowiadał o swojej łodzi. Brzmiało to tak prosto, a jednocześnie tak egzotycznie! – Co? Zrobiłeś ogródek na łodzi? – parsknęła śmiechem, ale nie dlatego, że ją to śmieszyło, bardziej po prostu zaskoczyło. – No oczywiście, że muszę to zobaczyć na żywo. Masz jakiś konkretny adres czy tak dokujesz gdzie ci akurat podpasuje? – to też ważna kwestia, bez stałego adresu można łatwo uciec na przykład przed skarbówką.
Bruno Zimmerman Jr
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
Zaśmiał się i pokiwał głową, chociaż sam niewiele wiedział na temat zjebanego dziecństwa, bo nie było one wcale tragiczne. Może ludzie się z niego śmiali, ale bez przesady. Jakoś dawał radę, byc tym uroczym wioskowym głupkiem. Dobrze, że przynajmniej ludzie w jego towarzystwie się usmiechali, a nie siedzieli znudzeni lub zapłakani. To pokazywało, że nie był wcale taki targiczny za jakiego sam się uważał. – Wódka ze mną jest tańsza niż terapia, jakbyś potrzebowała pogadać – powiedział uśmiechając się do niej i nawet ją złapał za rękę żeby jej pokazać, że w razie co to on służy ramieniem do wypłakania. Założy wtedy nawet jakąś miłą w dotyku, drogą koszulę, żeby jej było wygodniej! – Albo możemy też zajarać – tym sie Bruno szczycił na prawo i lewo. Miał swoją hodowlę zioła, które było wspaniałe i dobrej jakości. Dzięki temu oszczędzał na narkotykach, a nawet gdyby mu bardzo zalezało na hajsie to mógłby jeszcze zarobić. -Prosze Cię... wciąż jeżdże samochodami kupionymi przez rodziców – to wcale nie była aż taka dojrzałość. Nie chciał jednak jeździć byle czym, bo przeciez tu chodziło o bezpieczeństwo jego niemieckiej dupeczki, a że ufał tylko niemieckim samochodom, które szczyciły się niemieckom jakością to cóż, były to drogie interesy. – No też się zdziwiłem jak mi o tym powiedziała, ale najwyraźniej ma jakieś grandfather issue. – Zażartował sobie, bo nawet nie wiedział czy coś takiego istniało. – Jest animatorką, robi dla tych ludzi jakieś zabawy, imprezy, przyprowadza dziwki, takie rzeczy – jedna z tych rzeczy była nieprawdziwa. Niech Deborah sama zadecyduje która. Gdyby jego przełozony usłyszał jak sobie gada z klientką to pewnie powinien go wyrzucić, ale Glen za bardzo kochał Bruna. Był w niego wpatrzony jak w obrazek i wiedział, że Bruno nigdy nie zrobiłby nic złego. To dawało mu przewagę nad innymi. Nie pozwalam sobie jednak na więcej niż mogli inni, a że wszyscy niewiele tu robili, no to już inna sprawa. Chyba tylko Matheo się starał, bo chciał zostać pracownikiem miesiąca. – Myślę, że mogę odwrócić wzrok i wtedy nikt się nie dowie – powiedział puszczając do niej oczko. – Ale jak chcesz to mogę też Ci dać darmowe próbki nowego musli... niby trzeba je dodawać do zakupów powyżej 100 dolarów, ale możemy zachachmęcić. – Dodał konspiracyjnym, przyciszonym tonem głosu, żeby nikt nie usłyszał jak dysponuje nie swoim.
- Może też powinienem wpaść, chętnie bym się poczuł lepiej – bo obecnie to fizycznie czuł się okej, ale tak mentalnie? Tragedia. Sądził jednak, że tacy ludzie przede wszystkim odczuwają lekkość portfela po takich spotkaniach. Nie powiedział jednak tego na głos żeby nie denerwować dziewczyny. – Rozumiem... i dużo macie ludzi na tych spotkaniach? – To było ciekawe, ile osób rzeczywiście wierzy w takie rzeczy. – Dobrze Ci chociaż płaci? – Może nie powinien o to pytać, ale był dość bezpośredni poza tym on pracował w supermarkecie, a ona była asystentką jakiegoś pajaca. Miała lepiej.
- Liczy się tylko Twoje podejście, a innymi nie powinnaś się przejmować. – Uśmiechnął się do niej chąc tym jakoś poprawić jej samopoczucie. Postanowił wykorzystać okazję, że Deborah jest na miejscu i trochę może uda mu się odciągnąć jej myśli od takich brzydkich rzeczy, nie powinna się przejmowac tym co ludzie sobie myślą. – Wiem, jestem geniuszem – odpowiedział poszerzając tylko uśmiech. Albo był geniuszem, albo był popierdolony. Też sobie może Deborah wybrać, które stwierdenie jest prawdziwe. – Zazwyczaj cumuje ją w porcie, tam gdzie stoją jachty. Wypływam nią tylko w weekendy, albo jak mam wolne. Także jak masz ochotę to wpadnij do mnie w sobotę. Zrobimy sobie mały rejs, niedaleko jest taka fajna zatoka, gdzie można popływać, a w tych upałach take orzeźwienie w wodzie jest zajebiste – tak samo jak morska bryza, którą Bruno wręcz kochał, gdy był na morzu.
Deborah Hill
- Może też powinienem wpaść, chętnie bym się poczuł lepiej – bo obecnie to fizycznie czuł się okej, ale tak mentalnie? Tragedia. Sądził jednak, że tacy ludzie przede wszystkim odczuwają lekkość portfela po takich spotkaniach. Nie powiedział jednak tego na głos żeby nie denerwować dziewczyny. – Rozumiem... i dużo macie ludzi na tych spotkaniach? – To było ciekawe, ile osób rzeczywiście wierzy w takie rzeczy. – Dobrze Ci chociaż płaci? – Może nie powinien o to pytać, ale był dość bezpośredni poza tym on pracował w supermarkecie, a ona była asystentką jakiegoś pajaca. Miała lepiej.
- Liczy się tylko Twoje podejście, a innymi nie powinnaś się przejmować. – Uśmiechnął się do niej chąc tym jakoś poprawić jej samopoczucie. Postanowił wykorzystać okazję, że Deborah jest na miejscu i trochę może uda mu się odciągnąć jej myśli od takich brzydkich rzeczy, nie powinna się przejmowac tym co ludzie sobie myślą. – Wiem, jestem geniuszem – odpowiedział poszerzając tylko uśmiech. Albo był geniuszem, albo był popierdolony. Też sobie może Deborah wybrać, które stwierdenie jest prawdziwe. – Zazwyczaj cumuje ją w porcie, tam gdzie stoją jachty. Wypływam nią tylko w weekendy, albo jak mam wolne. Także jak masz ochotę to wpadnij do mnie w sobotę. Zrobimy sobie mały rejs, niedaleko jest taka fajna zatoka, gdzie można popływać, a w tych upałach take orzeźwienie w wodzie jest zajebiste – tak samo jak morska bryza, którą Bruno wręcz kochał, gdy był na morzu.
Deborah Hill
Zoey - Inej - Joshua - Ally - Eric - Idris - Mei - Mira - Owen - Liv - Cece - Edwina - Benedict - Luna - Harlan
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
– Tym ziołem mnie przekonałeś – roześmiała się, jeszcze chwilę wpatrując się w Bruno. Może właśnie dokładnie tego potrzebowała? Porządnie się zjarać i odpalić wrotki? Coś jej mówiło, że w tym zestawie prędzej posika się ze śmiechu zanim zdąży uronić choć jedną łzę, ale bardzo doceniała ofertę ramienia i ładnej koszuli. – No daj spokój, musisz mieć choć jedną wadę – żartobliwie szturchnęła go w ramię. Doskonale wiedziała, jak potrafiły żyć bogate dzieciaki z dobrych domów. Ale hej, Bruno sam na siebie zarabiał i mieszkał na łodzi, dobre auto po prostu mu się należało w tym układzie.
– Kumam. Pewnie dodatkowo ma zniżki na koks u miejscowego dilera – przytaknęła głową lekko mrużąc oczy. Jej dziadkowie co prawda nie mieszkali (jeszcze) w domu spokojnej starości, ale życie towarzyskie mieli zdecydowanie lepsze niż ona. Tu jakaś osiemdziesiątka sąsiadki, tam potańcówka, innym razem gra w bingo w miejscowym domu kultury… państwo Hil nie mieli hamulców, nie ma co.
– Darmowe próbki musi… Nigdy nie czułam się bardziej wyjęta spod prawa, niż teraz – puściła mu oczko. Wiadomo, była chętna. Nie odmawiało się niczemu, co było za darmo – chyba, że był to wpierdol. Wtedy można było powiedzieć „nie”.
– Wiesz, mogę ci załatwić wideo z występu. Efekt będzie taki sam – odchrząknęła nieco nerwowo, bo głupio jej było naciągać kumpla. Mimo wszystko miała jeszcze jakieś hamulce. – Zależy od tego, gdzie akurat jesteśmy. W takim Lorne Bay może być trochę gorzej, bo to mniejsze miasto. Ale już w Cairns możemy liczyć ludzi już w setkach – czasami nawet robili spotkania dwa dni pod rząd, więc jebali koło tysiąca ludzi w dwa dni. – Nie jest źle – odparł tajemniczo na temat płacy. Głupio było jej to przyznać na głos, ale to właśnie hajs trzymał ją w tej robocie. Żadne tam ambicje czy chęć rozwoju.
Roześmiała się, nie zaprzeczając jego słowom o geniuszu. To pewnie dlatego dobrze się dogadywali, he he. – Okej. Wyślij mi pinezkę i widzimy się w sobotę – stwierdziła z uśmiechem, serio nie mogąc się doczekać tej dwuosobowej imprezki. W innym wypadku pewnie siedziałaby z babcią na ławce przed domem i obgadywała każdego przechodnia. – A teraz chodź ze mną do kasy i szepnij słowo komu trzeba, żeby naliczył mi darmowe musli – przypomniała mu, bo no serio, z takich okazji po prostu trzeba było korzystać. Pewnie tak zaczynała się historia każdego miliardera – skorzystali z odpowiedniej okazji!
/zt x 2
Bruno Zimmerman Jr
– Kumam. Pewnie dodatkowo ma zniżki na koks u miejscowego dilera – przytaknęła głową lekko mrużąc oczy. Jej dziadkowie co prawda nie mieszkali (jeszcze) w domu spokojnej starości, ale życie towarzyskie mieli zdecydowanie lepsze niż ona. Tu jakaś osiemdziesiątka sąsiadki, tam potańcówka, innym razem gra w bingo w miejscowym domu kultury… państwo Hil nie mieli hamulców, nie ma co.
– Darmowe próbki musi… Nigdy nie czułam się bardziej wyjęta spod prawa, niż teraz – puściła mu oczko. Wiadomo, była chętna. Nie odmawiało się niczemu, co było za darmo – chyba, że był to wpierdol. Wtedy można było powiedzieć „nie”.
– Wiesz, mogę ci załatwić wideo z występu. Efekt będzie taki sam – odchrząknęła nieco nerwowo, bo głupio jej było naciągać kumpla. Mimo wszystko miała jeszcze jakieś hamulce. – Zależy od tego, gdzie akurat jesteśmy. W takim Lorne Bay może być trochę gorzej, bo to mniejsze miasto. Ale już w Cairns możemy liczyć ludzi już w setkach – czasami nawet robili spotkania dwa dni pod rząd, więc jebali koło tysiąca ludzi w dwa dni. – Nie jest źle – odparł tajemniczo na temat płacy. Głupio było jej to przyznać na głos, ale to właśnie hajs trzymał ją w tej robocie. Żadne tam ambicje czy chęć rozwoju.
Roześmiała się, nie zaprzeczając jego słowom o geniuszu. To pewnie dlatego dobrze się dogadywali, he he. – Okej. Wyślij mi pinezkę i widzimy się w sobotę – stwierdziła z uśmiechem, serio nie mogąc się doczekać tej dwuosobowej imprezki. W innym wypadku pewnie siedziałaby z babcią na ławce przed domem i obgadywała każdego przechodnia. – A teraz chodź ze mną do kasy i szepnij słowo komu trzeba, żeby naliczył mi darmowe musli – przypomniała mu, bo no serio, z takich okazji po prostu trzeba było korzystać. Pewnie tak zaczynała się historia każdego miliardera – skorzystali z odpowiedniej okazji!
/zt x 2
Bruno Zimmerman Jr
about
Aktorka, która została trochę canellowana w środowisku za romans z żoną jednego ze znanych, australijskich reżyserów i wróciła do rodzinnego miasta nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić.
001.
{outfit}
Wracając z zajęć zajechała jeszcze do supermarketu, bo musiała kupić papier toaletowy i mydło do łazienki, w końcu było to jedyne pomieszczenie, które miała w stu procentach skończone i mogła je zapełniać potrzebnymi rzeczami. Oczywiście jak już w tym supermarkecie była to polazła na świeczki, bo to jest ten typ kobiety, który jest jak ja i jak się puści na stoisko ze świeczkami to wyjdzie trzy godziny później. No i w jej wypadku było podobnie. Oczywiście władowała sobie kilka świeczek do wózka i pojechała dalej do alejki, w którym mogła wybrać sobie papier toaletowy. Było tutaj w pizdu rodzaju więc bardzo dokładnie przyjrzała się opakowaniom żeby wybrać ten, który byłby idealny. Miał być delikatny, wielowarstwowy, rumiankowy i najlepiej biodegradowalny. Nie będzie szkłem dupy podcierać. Przeszła dalej wzdłuż alejki i zauważyła kogoś z obsługi, kto stał niedaleko i pomyślała, że zapyta jaki jest najlepszy papier toaletowy, rzeczywiście zrobiła kilka kroków w stronę kobiety w niebieskiej kamizelce (ja wiem, że podobno Coles ma inne kolory, ale dalej żyjemy w Superstore era). Jednak wtedy dziewczyna się odwróciła i Mire aż zamurowało. No teraz to już na bank nie zapyta o rodzaje papieru do dupy. - Mathilda? Niemożliwe... - zmarszczyła lekko czoło nie wiedząc jeszcze czy cieszy się na widok swojej byłej dziewczyny. - Co Ty tu robisz? - Kogo jak kogo ale nie spodziewała się Mati w takim miejscu. W końcu Mathilda miała być lekarką (chyba, popraw mnie jak się mylę), a nie pracować w sklepie i to akurat w Cairns.
mathilda brubaker
Zoey - Inej - Joshua - Bruno - Eric - Olgierd - Mei - Ally - Owen - Liv - Cece - Edwina - Benedict - Luna - Harlan
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
025.
Mathilda miała humor typowy dla jakiejś postaci z kreskówki, albo jakiegoś przerysowanego filmu. Miała ochotę chodzić żwawym, skocznym krokiem i sobie pod nosem gwizdać jakieś wesołe melodyjki. Jej życie w końcu było proste i szczęśliwe. Nie martwiła się dosłownie o nic. Wypłata jej się nie zmieniła, ale miała jakoś więcej oszczędności. Wiadomo, że to przez to, że nie wydawała tylu pieniędzy na narkotyki, ale ona temu zdrowo zaprzeczała. Po prostu uważała, że jak jest szczęśliwsza sama z siebie, to po prostu pieniądze się jej trzymają. Joshua był fantastyczny, wszystko było mega super. Dosłownie na nic nie narzekała. Bo nie mogła. A gdyby mogła to by narzekała na to, że zbliża się huragan w postaci jej siostry, która będzie chciała ją z jakiegoś powodu ściągnąć do domu. Mathilda o tym jednak nie wiedziała, więc po prostu czilowała sobie bombę żyjąc swoim życiem.
Nawet do pracy przychodziła szczęśliwsza niż dotychczas. Oczywiście był ten mroczny okres, gdzie nie wiedziała jak się zachowywać, bo nie czuła się tutaj mile widziana. Myslała, że Bruno jej nienawidzi i ją gnębi tym nieodzywaniem się do siebie, bo dla niego łatwiej tak było dać jej do zrozumienia, że jest zwolniona. Okazało się, że jednak nie o zwolnienie chodziło. Rozmowa sama w sobie była niesamowicie ciężka, ale ostatecznie była po prostu bardzo potrzebna. Dzięki tej rozmowie życie znowu wróciło na właściwie tory, a panienka Brubaker na nowo czerpała radość z życia i pracowania w swoim ulubionym sklepie Coles.
Śmiesznie, bo ja wybrałam strój zanim przeczytałam twoją wzmiankę o niebieskiej kamizelce. No, ale jak widzisz to ja też nadal głęboko wierzę w to, że oni w tym Coles nosili niebieskie kamizelki jak pracownicy Superstore. A jeżeli nie to po prostu Mathilda tak się ubierała z miłości do tego serialu. Teraz jednak stała w dziale z papierem toaletowym i zajmowała się układaniem chusteczek nawilżających. Wiadomo, że papier toaletowy to nie zapewni człowiekowi komfortu w stu procentach. Naturalnie najlepiej byłoby umyć dupsko od razu po wypuszczeniu dzieci na basen, ale nie zawsze człowiek ma na to czas. Dlatego wtedy na ratunek przychodzą chusteczki nawilżane. Bardzo fajna sprawa. Mathilda uwielbiała je układać. Było coś niesamowicie satysfakcjonującego w tych niewielkich opakowaniach. No tak czy siak układała tak sobie ładnie jak usłyszała swoje imię. Nie było to nic dziwnego, bo jednak pracowała z ludźmi, którzy jej imię znali. Po prostu to zdziwienie… Uniosła wzrok i widząc Cami zmarszczyła brwi. – Mówiłam ci, że pracuję w Coles. I mówiłam ci, że w Coles w Cairns, a nie w Lorne, więc nie udawaj takiej wielce zszokowanej. – Zaśmiała się odrzucając na paletę opakowanie chusteczek i podchodząc do przyjaciółki. W połowie drogi zreflektowała się jednak, że przed nią nie stoi wcale Cami. – Mira. – Nie było sensu w udawaniu. Powinna od razu rozpoznać, że nie ma przed sobą Cami. – Pracuję. – Wyznała, bo z tego nie wybrnie. Wykładała towar i miała na sobie strój sklepowy. Zrobiło jej się głupio, bo jednak stała przed aktorką. Przysunęła się nawet bliżej regału, żeby jakoś schronić się przed jej wzrokiem. – Przeprowadziłam się tutaj jakoś… ponad dwa lata temu. – Wyznała, bo też zdała sobie sprawę z tego, że Mira nie wiedziała, że Mati była w Lorne. – A ty co tutaj robisz? – No bo zakładała, że co jak co, ale Mira to powinna być na jakimś planie filmowym. Powinna kręcić jakiś awendżersów czy coś.
about
Aktorka, która została trochę canellowana w środowisku za romans z żoną jednego ze znanych, australijskich reżyserów i wróciła do rodzinnego miasta nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić.
Dla Miry spotkanie Mathildy w takim miejscu było dość dziwnym przeżyciem i pojebanym zbiegiem okoliczności. Nie spodziewała się jej tutaj, bo przecież nigdy nie słyszała o tym, żeby dziewczyna miała coś wspólnego z Cairns. A tu proszę co za zaskoczenie. Jednak po swoim powrocie w rodzinne strony panna O’Brallaghan nie miała tu zbyt wiele znajomych twarzy, starzy przyjaciele już przestali nimi być i czuła sie tu dość obco, więc miło było zobaczyć kogoś kogo znała, a kiedyś nawet bardzo lubiła. Trochę ją jednak wmurowało słysząc słowa Mati, bo przecież nie widziały się przez tak długo, skąd mogła wiedzieć, że tu pracuje... ohh... Cami. Posiadanie siostry bliźniaczki nie zawsze miało swoje plusy, patrząc na realcje Miry i Cami o wiele łatwiej było znaleźć całą masę minusów. Nie były ze sobą blisko, może kiedyś, może jako dzieci, ale teraz? Każda miała swoje życie i absolutnie się ich losy za bardzo ze sobą nie zazębiały. Nie każda para bliźniaków może być taka super jak Bruno i Gaia. Wiadomo, oni sa niedoścignionym wzorem do naśladowania. – Widzę, że Cami mnie ubiegła – odpowiedziała posyłając dziewczynie bardzo delikatny uśmiech. Powinna się już przyzwyczaić, że ludzie je trochę mylili. Były do siebie podobne, ale jednocześnie bardzo się od siebie różniły. – Przeprowadziłaś się do Lorne? Takiego plot twistu się nie spodziewałam. Co ze studiami i Gold Coast? – Kto normalny bez wyraźnego powodu chciałby się tutaj przenosić z takiego dość sporego miasta. Tam było o wiele więcej możliwości, które taka Mati mogłaby wykorzystać. Lorne? Dawało całe nic. – Musiałam wrócić na chwilę. Problemy w pracy i potrzebowałam się wycofać i trochę odpocząć. – Było to kłamstwo, bo wcale tego nie potrzebowała, mogłaby na luzie dalej pracowac, gdyby tylko dostawała jakies oferty i udawało jej się przechodzić castingi. Miała smutne wrażenie, że w branży filmowej była spalona. Nikt nie będzie chciał z nią pracowac po tym co odwaliła. – Jak Ci idzie, życie tutaj? – Zapytała przyglądając jej się przez moment, a później spojrzała na papier toaletowy, który kobieta wykładała. – Widzę, że poznałaś już moją siostrę – tak jej się ten papier do dupy skojarzył jakoś z Cami. – Mam nadzieję, że nie odwaliła Ci niczego głupiego – bo z Cami to nigdy nie wiadomo czego można się było spodziewać.
mathilda brubaker
mathilda brubaker
Zoey - Inej - Joshua - Bruno - Eric - Olgierd - Mei - Ally - Owen - Liv - Cece - Edwina - Benedict - Luna - Harlan
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
No Mathilda też niespecjalnie spodziewała się spotkać Mirę w osiedlowym supermarkecie. W końcu była teraz gwiazdą. Pewnie w Sydney czy Melbourne miała jakieś swoje prywatne sklepy gdzie na zakupy chodziły gwiazdy. Albo miała takie sklepy w Hollywood czy w Los Angeles. Chociaż najbardziej prawdopodobne było to, że Mira miała po prostu ludzi, którzy robili jej te zakupy. Na bank nie zastanawiała się nad tym kto i co wkładał jej do lodówki. Albo w inne miejsca. Na przykład w spiżarkę!! Nic zbereźnego. Tak czy siak Mathilda kompletnie wyrzuciła z głowy to, że te tereny były rodzinnymi terenami Miry. Przyjaźń z Cami jej tego nie rozjaśniała, bo Cami też przez ostatnie parę lat raczej nie była obecna w okolicy. Jeśli dobrze pamiętam, nie dam sobie ręki uciąć.
Pokiwała głową nadal będąc w szoku, że widzi przed sobą Mirę. – Poznałam ją niedługo po tym jak się tutaj przeprowadziłam. – Wyznała. Oczywiście wiedziała, że Mira miała siostrę bliźniaczkę, ale nigdy nie miała okazji jej poznać. Tak więc los i przeznaczenie chciały, żeby Mathilda miała w swoim życiu obie siostry O’Brallaghan. A przynajmniej jedną po tym jak tą pierwszą straciła na rzecz kariery w świecie filmu czy seriali. Może jednak powinnam zacząć czytać kp. – Miałam tutaj babcię. – Wyjaśniła i postanowiła nie wdawać się w szczegóły, które były dosyć istotne. Zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę, że Mathilda tej babci nigdy właściwie nie poznała. – Skończyłam studia. A Gold Coast zostawiłam za sobą. Miałam ochotę na zmianę. – Odparła i była zszokowana tym jak łatwo przyszło jej kłamanie na ten temat. Chyba niespecjalnie chciała rozmawiać o tym z Mirą, bo jednak pamiętała jak Mira ją porzuciła. Nie było w tym nic miłego. A wszystko co się działo później było jeszcze bardziej tragiczne. Właściwie to z nikim o tym nie rozmawiała. Oczywiście jej rodzina wiedziała, bo odwiedzali ją w szpitalu i próbowali ją później poskładać do kupy, ale ostatecznie to nie miała okazji rozmawiać o tym jak sama się z tym czuje.
- Oh. – Nie wiedziała jakie problemy można mieć w Hollywood, ale domyślała się, że nic dobrego, ani lekkiego skoro musiała się wycofać. – Mam nadzieję, że nic poważnego. – Dodała nie czując, że mogła zapytać o co chodziło. Poza tym jak sprawa była poważna to równie dobrze Mathilda mogła sobie to wygooglować. Ale nie chciała. Ze względu na szacunek, którym darzyła Mirę. Poza tym bała się trochę, że Mira była jak Taylor Swift i nagle zaczęła pisać chamskie piosenki z masą szejdowania o swoich byłych.
- Nie narzekam. Jest super. – Nie kłamała. Uwielbiała Cairns, a Lorne Bay kochała jeszcze mocniej. Była tutaj szczęśliwa. Dobrze było porzucić dramaty z Gold Coast i zaszyć się gdzieś gdzie nikt jej nie znał. – A czemu miałaby odwalić coś głupiego? – Zapytała. – Cami jest fantastyczna. Uwielbiam ją. – Nie kłamała. Wiadomo, że Cami jak każdy miała swój bagaż, ale Mathilda nie miała zamiaru jej oceniać i oczerniać za jej plecami. Nie taką przyjaciółką była.
Pokiwała głową nadal będąc w szoku, że widzi przed sobą Mirę. – Poznałam ją niedługo po tym jak się tutaj przeprowadziłam. – Wyznała. Oczywiście wiedziała, że Mira miała siostrę bliźniaczkę, ale nigdy nie miała okazji jej poznać. Tak więc los i przeznaczenie chciały, żeby Mathilda miała w swoim życiu obie siostry O’Brallaghan. A przynajmniej jedną po tym jak tą pierwszą straciła na rzecz kariery w świecie filmu czy seriali. Może jednak powinnam zacząć czytać kp. – Miałam tutaj babcię. – Wyjaśniła i postanowiła nie wdawać się w szczegóły, które były dosyć istotne. Zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę, że Mathilda tej babci nigdy właściwie nie poznała. – Skończyłam studia. A Gold Coast zostawiłam za sobą. Miałam ochotę na zmianę. – Odparła i była zszokowana tym jak łatwo przyszło jej kłamanie na ten temat. Chyba niespecjalnie chciała rozmawiać o tym z Mirą, bo jednak pamiętała jak Mira ją porzuciła. Nie było w tym nic miłego. A wszystko co się działo później było jeszcze bardziej tragiczne. Właściwie to z nikim o tym nie rozmawiała. Oczywiście jej rodzina wiedziała, bo odwiedzali ją w szpitalu i próbowali ją później poskładać do kupy, ale ostatecznie to nie miała okazji rozmawiać o tym jak sama się z tym czuje.
- Oh. – Nie wiedziała jakie problemy można mieć w Hollywood, ale domyślała się, że nic dobrego, ani lekkiego skoro musiała się wycofać. – Mam nadzieję, że nic poważnego. – Dodała nie czując, że mogła zapytać o co chodziło. Poza tym jak sprawa była poważna to równie dobrze Mathilda mogła sobie to wygooglować. Ale nie chciała. Ze względu na szacunek, którym darzyła Mirę. Poza tym bała się trochę, że Mira była jak Taylor Swift i nagle zaczęła pisać chamskie piosenki z masą szejdowania o swoich byłych.
- Nie narzekam. Jest super. – Nie kłamała. Uwielbiała Cairns, a Lorne Bay kochała jeszcze mocniej. Była tutaj szczęśliwa. Dobrze było porzucić dramaty z Gold Coast i zaszyć się gdzieś gdzie nikt jej nie znał. – A czemu miałaby odwalić coś głupiego? – Zapytała. – Cami jest fantastyczna. Uwielbiam ją. – Nie kłamała. Wiadomo, że Cami jak każdy miała swój bagaż, ale Mathilda nie miała zamiaru jej oceniać i oczerniać za jej plecami. Nie taką przyjaciółką była.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
058.
{outfit}
W każdym razie jak już wyszła z biura to skierowała się do supermarketu, który miała dość niedaleko i tam zaczęła robić jakieś drobne zakupy. Pomyślała, że może przy okazji ogarnie sobie też coś do domu, bo tam pewnie też lodówka raczej za wiele rzeczy w sobie nie miała. Kręciła się miedzy alejkami wybierając kolejne przedmioty i wkładała je do koszyka, który trzymała w ręku. To przynajmniej zapewniało, że nie weźmie tych pierdół za wiele. Przechodziła obok nabiału, gdy dostrzegła znajomą dziewczynę. Nie oszukujmy się, Zoey wystarczyłby tył głowy, żeby poznać Gaie bez problemu. Nie wiedziała czy powinna do niej podchodzić, bo jakoś ostatnio ten ich kontakt nieco osłabł. Obie były zajęte, Zoey była przekonana, że Gaia zajmuje się pomocą Lunie, ona sama zresztą miała dość sporo rzeczy na głowie i jakoś tak wyszło... nie żeby zupełnie ze sobą nie gadały, ale zdecydowanie było to rzadziej niż chyba być powinno. Chociaż... Harlan i Bellamy byli małżeństwem, a prawie ze sobą nie gadali. Nie mogła się w nieskończoność zastanawiać nad tym co zrobić więc po prostu podeszła do Zimmerman. - Przepraszam, czy my się znamy? - Rzuciła marszcząc nieco czoło. - Jestem prawie pewna, że się kiedyś już spotkałyśmy, ale nie potrafię skojarzyć - po fakcie to trochę pożałowała, że nie użyła tekstu o upuszczonym kasztanie. Zmarnowana okazja.
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict