

about me
niepotrafiący w związki rozwodnik, który mimo wszystko potrafi Ci doradzić nawet i w sferze uczuciowej; na co dzień remontuje dom na farmie jaki otrzymał w spadku i zajmuje się opieką nad swoimi dwoma psami i dwoma alpakami oraz krówką i jej córką!

007. | outfit
Aukcja charytatywna.
Dawno na takowej nie był, ale nie obiecywał sobie po niej nie wiadomo czego. Nie miał w planach robienia wielkich zakupów, nie sądził żeby w ogóle cokolwiek miało się ciekawego tam znajdować, co mogłoby go skusić do brania udziału w tym wszystkim, niemniej dostał zaproszenie, więc zdecydował się z tego skorzystać.
Nawiasem mówiąc, ostatnio sporo tych zaproszeń otrzymuje, skoro tutaj był na wystawnym wydarzeniu rodziców McTavish, Sarah zaprosiła go do zwiedzania zoo w jakim pracuje, z czego niedługo ma zamiar skorzystać, a teraz taki event mu się trafił. Nie ma co, jakiegoś farta posiada na przestrzeni niedawnego czasu, z czego czerpał garściami, póki może. Bo nie wiadomo kiedy takie okazje jeszcze się nadarzą w jego codzienności.
Nie przychodził tutaj z żadną kobietą, bo zwyczajnie dzisiaj potrzebował być tu sam, co może zabrzmieć nieco dziwnie, ale nawet on miewa czasem takie dni, gdy nie potrzebuje towarzystwa, w jakiejkolwiek postaci. Tak więc pojawił się na wydarzeniu przyjaciela samotnie, acz niepozbawiony dobrego humoru, z jakiego miał zamiar korzystać w pełni w trakcie poznawania nowych ludzi.
Bo nie podejrzewał, by miał spotykać tylko te znajome twarze.
Jeśli jednak mowa o znajomych twarzach - dosłownie z godzinę później, gdy impreza zdążyła się nieco rozwinąć, przypadkowo wpadł na kogoś, kogo się tu kompletnie nie spodziewał. Szczególnie patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń, widząc się po wielu latach niewidzenia.
Niemniej w momencie wybrania się po kolejny kieliszek ulubionego trunku z lodem, wpadł na osobę Zoey. Na co się uśmiechnął, ale w sumie nie tak wyraźnie jak za ostatnim razem. Bo nie wiedział czego się może spodziewać w trakcie tego spotkania. - No proszę, znów się widzimy - odparł, bowiem nie mógł się powstrzymać, aby nie przywitać się oraz ogólnie nie odezwać. - I to w jakich okolicznościach - zauważył, patrząc przez chwilę na salę w jakiej się znajdowali, powracając ponownie oczami na kobietę. - Stare czasy się aż przypominają, czyż nie? - w końcu kiedyś mieli okazję razem brać udział w takiego typu wydarzeniu, co jednak było organizowane przez jej ojca; na dodatek kupując jej przepiękny komplet biżuterii, na wspomnienie czego aż się szerzej uśmiechnął. - Planujesz coś sprzedać czy zakupić? - zapytał dodatkowo z czystej ciekawości, jednocześnie chcąc delikatnie pociągnąć tą rozmowę, zachowując ją w pozytywnym nastroju. Odrobinę licząc, że Zoey to podejście podłapie.
Aukcja charytatywna.
Dawno na takowej nie był, ale nie obiecywał sobie po niej nie wiadomo czego. Nie miał w planach robienia wielkich zakupów, nie sądził żeby w ogóle cokolwiek miało się ciekawego tam znajdować, co mogłoby go skusić do brania udziału w tym wszystkim, niemniej dostał zaproszenie, więc zdecydował się z tego skorzystać.
Nawiasem mówiąc, ostatnio sporo tych zaproszeń otrzymuje, skoro tutaj był na wystawnym wydarzeniu rodziców McTavish, Sarah zaprosiła go do zwiedzania zoo w jakim pracuje, z czego niedługo ma zamiar skorzystać, a teraz taki event mu się trafił. Nie ma co, jakiegoś farta posiada na przestrzeni niedawnego czasu, z czego czerpał garściami, póki może. Bo nie wiadomo kiedy takie okazje jeszcze się nadarzą w jego codzienności.
Nie przychodził tutaj z żadną kobietą, bo zwyczajnie dzisiaj potrzebował być tu sam, co może zabrzmieć nieco dziwnie, ale nawet on miewa czasem takie dni, gdy nie potrzebuje towarzystwa, w jakiejkolwiek postaci. Tak więc pojawił się na wydarzeniu przyjaciela samotnie, acz niepozbawiony dobrego humoru, z jakiego miał zamiar korzystać w pełni w trakcie poznawania nowych ludzi.
Bo nie podejrzewał, by miał spotykać tylko te znajome twarze.
Jeśli jednak mowa o znajomych twarzach - dosłownie z godzinę później, gdy impreza zdążyła się nieco rozwinąć, przypadkowo wpadł na kogoś, kogo się tu kompletnie nie spodziewał. Szczególnie patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń, widząc się po wielu latach niewidzenia.
Niemniej w momencie wybrania się po kolejny kieliszek ulubionego trunku z lodem, wpadł na osobę Zoey. Na co się uśmiechnął, ale w sumie nie tak wyraźnie jak za ostatnim razem. Bo nie wiedział czego się może spodziewać w trakcie tego spotkania. - No proszę, znów się widzimy - odparł, bowiem nie mógł się powstrzymać, aby nie przywitać się oraz ogólnie nie odezwać. - I to w jakich okolicznościach - zauważył, patrząc przez chwilę na salę w jakiej się znajdowali, powracając ponownie oczami na kobietę. - Stare czasy się aż przypominają, czyż nie? - w końcu kiedyś mieli okazję razem brać udział w takiego typu wydarzeniu, co jednak było organizowane przez jej ojca; na dodatek kupując jej przepiękny komplet biżuterii, na wspomnienie czego aż się szerzej uśmiechnął. - Planujesz coś sprzedać czy zakupić? - zapytał dodatkowo z czystej ciekawości, jednocześnie chcąc delikatnie pociągnąć tą rozmowę, zachowując ją w pozytywnym nastroju. Odrobinę licząc, że Zoey to podejście podłapie.


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

057.
{outfit}
No więc wybrała się na miejsce, może akurat pojawiłoby się coś ciekawego na tyle, że sobie sama kupi. Dawno nie zrobiła sama sobie żadnego prezentu, a wciąż myślała o przeprowadzce więc być może to była idealna pora, żeby zakupić sobie jakiś ciekawy mebel i dodać sobie motywacji do znalezienia idealnego miejsca do życia. Przez chwilę sądziła, że może powinna wynieść się z Lorne Bay i zamieszkać w Cairns. Miałaby zdecydowanie bliżej do pracy, a jednak tam ostatnio spędzała najwięcej czasu więc nie traciłaby dnia na dojazdy. Nie był do durny pomysł co nie?
Nie spodziewała się jednak, że na tak cudnym wydarzeniu spotka kogoś takiego. Od razu poczuła, że humor spada jej całkiem mocno, a już przez chwile było tak fajnie. – Znowu Ty – westchnęła i wywróciła oczami. – Stare czasy? – Uniosła brew. – Nie wiem o czym mówisz. Jedyne co mi się przypomina to moja niechęć do Ciebie – odpowiedziała i całe szczęście, że akurat ktoś przechodził z tacą i mogła sobie wziąć jakąś porcję alkoholu. Na trzeźwo tego nie ogarnie. Teraz jednak do niej dotarło, że on tu jest, a ona będzie sprzedawać prezent, który dostała od niego... może być dziwnie, ale w sumie było dziwnie jak ją zdradził, więc co jej tam teraz szkodzi. – Właściwie to w sumie sprzedawać, ale kto wie, może coś wpadnie mi w oko. – Odpowiedziała i napiła się. – A Ty? Będziesz kupował? – Zapytała i uśmiechnęła się nawet do niego, a później ułożyła swoją dłoń na jego ramieniu. – Jestem prawie pewna, że znajdziesz coś co wpadnie Ci w oko i przypomni stare czasy – dodała posyłając mu najbardziej szyderczy uśmiech na jaki było ją obecnie stać.


about me
niepotrafiący w związki rozwodnik, który mimo wszystko potrafi Ci doradzić nawet i w sferze uczuciowej; na co dzień remontuje dom na farmie jaki otrzymał w spadku i zajmuje się opieką nad swoimi dwoma psami i dwoma alpakami oraz krówką i jej córką!

Doskonale wiedział, iż przywitanie oraz ogólna reakcja na jego osobę nie będzie najmilsza, ale… szczerze - spodziewał się, że będzie o wiele, wiele gorzej z tym spotkaniem, które akurat całkowicie przypadkowo i bez zaplanowania czegoś uprzednio miało miejsce. Bo przy wcześniejszym, po takim długim czasie, był bardziej niż świadomy spotkania Zoey, lecz teraz? Za nic w świecie by nie pomyślał o jej obecności tutaj. — Oj nie przesadzaj, na pewno masz wiele fajnych wspomnień z moją osobą — machnął ręką, nie przyjmując jej słów, wiedząc iż ta naprawdę miała z tyłu głowy miłe wydarzenia, które się działy za czasów ich związku; póki nie odjebał, wychodząc na chama, prostaka… chuja roku, kolokwialnie mówiąc. — A co do tych starych czasów, mam na myśli ten nasz wspólny wypad na aukcję charytatywną, ale organizowaną przez Twojego ojca — przypomniał jej, chociaż wiedział doskonale że Zoey wiedziała o czym powiedział, tylko po prostu zgrywała się przed nim. Nie wiadomo dlaczego i po co…
Gdy wybawiciel z tacą pojawił się w zasięgu wzroku oraz rąk jednego jak i drugiej, jak jeden mąż chwycili po szkła z wybranymi trunkami, racząc się jak na jakiś znak, sygnał, hasło, swe podniebienia, gardła, przełyki oraz żołądki procentami, dając sobie jakąś swoistą łatwość do tego niespodziewanego spotkania. Chociaż jemu tej odwagi nie brakowało, a zrobił tak tylko po to, aby zwilżyć usta, bo i tak miał zamiar to zrobić nim nie spotkał na swojej drodze byłej. — Sprzedawać, no proszę — raczej przypuszczał, iż będzie chętniejsza zrobieniem jakiegoś zakupu, a tu jednak został mocno zaskoczony, na co się aż uśmiechnął delikatnie znad szklaneczki, z której ponownie pociągnął łyk alkoholu. — Jeszcze nie wiem. Przyszedłem, bo zostałem zaproszony przez znajomego i głupio było nie skorzystać z takiej okazji. Ale kto wie, może coś mi wpadnie w oko — obwieścił spokojnie, chcąc z nią faktycznie porozmawiać z cywilizowany sposób, bez jakichkolwiek urazów z przeszłości. Nawet jeśli wiedział, że to on był winowajcą tego, iż McTavish miała teraz do niego taki stosunek.
Podążył zaraz spojrzeniem najpierw na jej dłoń, a za chwilę na jej oczy, gdy jakoś miał wrażenie że znalazła się bliżej niego, co było kompletnie nieprzewidzianym ruchem ze strony Zoey, nie rozumiejąc co ona właśnie knuła. Tym bardziej, gdy powiedziała tak tajemnicze zdanie. — Skąd to przekonanie? — zapytał wprost, unosząc swą brew w geście zaintrygowania. — Czyżbyś wcześniej zapoznała się z listą tego, co będzie sprzedawane? Psujesz sobie zabawę zanim jeszcze ona ma miejsce — on zawsze przychodził na zakupy aukcyjne w ciemno, nie wiedząc czego się może spodziewać, nie podejmując pochopnych decyzji bo widział to czy tamto w propozycjach do zlicytowania, ciągle uważając że pewnie jeszcze coś ciekawszego się mu trafi. — No ale skoro tak mówisz, to aż jestem zaciekawiony co to takiego będzie — oczywiście, że widział ten szyderczy uśmiech, ale nie chciał dawać się mu zwieść - ma takie do niego podejście, że mogło jej chodzić o dosłownie wszystko, byleby mu zrobić na złość, w jakiś sposób dopiec czy zrobić cokolwiek innego, co przyprawiłoby ją o satysfakcję z nie wiadomych dla niego powodów. — Przyszłaś tutaj z kimś? — podpytał jeszcze w ramach kolejnej zagadki, która go ciekawiła.
Gdy wybawiciel z tacą pojawił się w zasięgu wzroku oraz rąk jednego jak i drugiej, jak jeden mąż chwycili po szkła z wybranymi trunkami, racząc się jak na jakiś znak, sygnał, hasło, swe podniebienia, gardła, przełyki oraz żołądki procentami, dając sobie jakąś swoistą łatwość do tego niespodziewanego spotkania. Chociaż jemu tej odwagi nie brakowało, a zrobił tak tylko po to, aby zwilżyć usta, bo i tak miał zamiar to zrobić nim nie spotkał na swojej drodze byłej. — Sprzedawać, no proszę — raczej przypuszczał, iż będzie chętniejsza zrobieniem jakiegoś zakupu, a tu jednak został mocno zaskoczony, na co się aż uśmiechnął delikatnie znad szklaneczki, z której ponownie pociągnął łyk alkoholu. — Jeszcze nie wiem. Przyszedłem, bo zostałem zaproszony przez znajomego i głupio było nie skorzystać z takiej okazji. Ale kto wie, może coś mi wpadnie w oko — obwieścił spokojnie, chcąc z nią faktycznie porozmawiać z cywilizowany sposób, bez jakichkolwiek urazów z przeszłości. Nawet jeśli wiedział, że to on był winowajcą tego, iż McTavish miała teraz do niego taki stosunek.
Podążył zaraz spojrzeniem najpierw na jej dłoń, a za chwilę na jej oczy, gdy jakoś miał wrażenie że znalazła się bliżej niego, co było kompletnie nieprzewidzianym ruchem ze strony Zoey, nie rozumiejąc co ona właśnie knuła. Tym bardziej, gdy powiedziała tak tajemnicze zdanie. — Skąd to przekonanie? — zapytał wprost, unosząc swą brew w geście zaintrygowania. — Czyżbyś wcześniej zapoznała się z listą tego, co będzie sprzedawane? Psujesz sobie zabawę zanim jeszcze ona ma miejsce — on zawsze przychodził na zakupy aukcyjne w ciemno, nie wiedząc czego się może spodziewać, nie podejmując pochopnych decyzji bo widział to czy tamto w propozycjach do zlicytowania, ciągle uważając że pewnie jeszcze coś ciekawszego się mu trafi. — No ale skoro tak mówisz, to aż jestem zaciekawiony co to takiego będzie — oczywiście, że widział ten szyderczy uśmiech, ale nie chciał dawać się mu zwieść - ma takie do niego podejście, że mogło jej chodzić o dosłownie wszystko, byleby mu zrobić na złość, w jakiś sposób dopiec czy zrobić cokolwiek innego, co przyprawiłoby ją o satysfakcję z nie wiadomych dla niego powodów. — Przyszłaś tutaj z kimś? — podpytał jeszcze w ramach kolejnej zagadki, która go ciekawiła.


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

- Nie. - Odpowiedziała i wzruszyła ramionami. - Wszystkie zostały przykryte Twoja zdradą - mogła mówić o tym wprost. To nie ona powinna się wstydzić tego co sie wydarzyło. To była jego wina. On za to odpowiadał. Nie prosiła się żeby tak ją potraktował, a jednak wybrał inną kobietę niż tą, która czekała na niego w domu. Na własne życzenie zrobił sobie z niej wroga. - Nie pamiętam - starała się zabrzmieć tak jakby to rzeczywiście było prawdą. Wolała tego nie pamiętać, wolała nie myśleć o nim w jakichkolwiek superlatywach, bo był skończonym dupkiem, który nie zasługiwał na to żeby w ogóle w jej myślach się pojawiać. Po prostu.
Całe szczęście, że pojawił się alkohol, bo tylko to mogło ją teraz uratować od kolejnej dawki nerwów. Po prostu wypije sporo i poczuje się bardziej rozluźniona, a niesmak związany ze spotkaniem go szybko minie pod wpływem procentów. Taką przynajmniej miała nadzieję, bo nie chciała sobie psuć wieczoru jego obecnością. Zastanawiające było to jak przez tyle lat jakoś na siebie nie wpadali i nagle się to zmieniło. Jak dla niej to naprawdę mogli wrócić do tego żeby się nie widywać wcale. Na pewno obojgu to wyjdzie na dobre. On najwyraźniej i tak nie chciał jej widywać skoro ja zdradził, gdyby chciał ją mieć w swoim życiu to przecież tego, by nie zrobił.
- Jestem pewna, że coś Ci wpadnie w oko. - Powiedziała ponownie się bardzo ładnie chociaż nieco ironicznie uśmiechając. Teraz trochę żałowała, że pewnie nie będzie jej dane zobaczyć jego miny, gdy okaże się, że Zoey sprzedaje prezent od niego. No przecież to będzie piękne! Może gdzieś tu są kamery żeby mogła to później zobaczyć. - Jest tu tyle rzeczy, że coś pewnie Ci przypadnie do gustu. Może jakiś stary mebel. - Albo kolia i kolczyki z diamentami, które będzie mógł kupić i podarować jakiejś wywłoce. Nie żeby Zoey to jakkolwiek interesowało. - Można tak powiedzieć. Nie przychodzę tutaj dla zabawy. - Przyszła żeby się pozbyć badziewia, które miała w domu, a którego nigdy już nie zamierzała nosić. Pewnie, by jej szyję wypaliło jakby ten naszyjnik na siebie założyła. - Jak to zobaczysz to będziesz wiedział. Wiesz to jak jak w relacjach, czasem od razu wiadomo, że ta osoba jest ta jedyną. - Kto wie może i ją kiedyś strzała amora pierdolnie tak mocno, że od razu straci dla kogoś głowę tak kompletnie. - Nie - odpowiedziała krótko wypijając kolejny łyk swojego alkoholu. - Szczerze mówiąc to sądziłam, że nikogo znajomego nie spotkam. Chociaż, bardzo mi przykro, że to powiem, ale sądziłam, że jeżeli los mi rzuci jakaś znajomą osobę tutaj to akurat nie będziesz nią Ty. - Nie chciała być teraz akurat niemiła, po prostu taka była prawda. Była szczera, może do bólu, ale jednak.
Całe szczęście, że pojawił się alkohol, bo tylko to mogło ją teraz uratować od kolejnej dawki nerwów. Po prostu wypije sporo i poczuje się bardziej rozluźniona, a niesmak związany ze spotkaniem go szybko minie pod wpływem procentów. Taką przynajmniej miała nadzieję, bo nie chciała sobie psuć wieczoru jego obecnością. Zastanawiające było to jak przez tyle lat jakoś na siebie nie wpadali i nagle się to zmieniło. Jak dla niej to naprawdę mogli wrócić do tego żeby się nie widywać wcale. Na pewno obojgu to wyjdzie na dobre. On najwyraźniej i tak nie chciał jej widywać skoro ja zdradził, gdyby chciał ją mieć w swoim życiu to przecież tego, by nie zrobił.
- Jestem pewna, że coś Ci wpadnie w oko. - Powiedziała ponownie się bardzo ładnie chociaż nieco ironicznie uśmiechając. Teraz trochę żałowała, że pewnie nie będzie jej dane zobaczyć jego miny, gdy okaże się, że Zoey sprzedaje prezent od niego. No przecież to będzie piękne! Może gdzieś tu są kamery żeby mogła to później zobaczyć. - Jest tu tyle rzeczy, że coś pewnie Ci przypadnie do gustu. Może jakiś stary mebel. - Albo kolia i kolczyki z diamentami, które będzie mógł kupić i podarować jakiejś wywłoce. Nie żeby Zoey to jakkolwiek interesowało. - Można tak powiedzieć. Nie przychodzę tutaj dla zabawy. - Przyszła żeby się pozbyć badziewia, które miała w domu, a którego nigdy już nie zamierzała nosić. Pewnie, by jej szyję wypaliło jakby ten naszyjnik na siebie założyła. - Jak to zobaczysz to będziesz wiedział. Wiesz to jak jak w relacjach, czasem od razu wiadomo, że ta osoba jest ta jedyną. - Kto wie może i ją kiedyś strzała amora pierdolnie tak mocno, że od razu straci dla kogoś głowę tak kompletnie. - Nie - odpowiedziała krótko wypijając kolejny łyk swojego alkoholu. - Szczerze mówiąc to sądziłam, że nikogo znajomego nie spotkam. Chociaż, bardzo mi przykro, że to powiem, ale sądziłam, że jeżeli los mi rzuci jakaś znajomą osobę tutaj to akurat nie będziesz nią Ty. - Nie chciała być teraz akurat niemiła, po prostu taka była prawda. Była szczera, może do bólu, ale jednak.


about me
niepotrafiący w związki rozwodnik, który mimo wszystko potrafi Ci doradzić nawet i w sferze uczuciowej; na co dzień remontuje dom na farmie jaki otrzymał w spadku i zajmuje się opieką nad swoimi dwoma psami i dwoma alpakami oraz krówką i jej córką!

Niby jej pokiwał głową, niemniej wiedział jedno - na pewno jego zdrada oraz fakt ogólnego potraktowania jej nie sprawiło, iż całkowicie przyćmiło te miłe, przyjemne, wesołe chwile w ich wspólnym życiu, gdzie do pewnego momentu naprawdę cudownie spędzali z sobą dni, wieczory, noce. Ale niech Zoey będzie - niech sobie uważa, iż Randall pogodził się na swój sposób z tym, iż właśnie w taki zamiar jedynie będzie go traktować i do niego się odnosić, bo wiedział że jak będzie usilnie ją przekonywał do zmiany obozu, ta tym bardziej się uprze i nie zmieni co do niego zdania kiedykolwiek. Tutaj trzeba zdecydowanie sposobem - a on ów sposób prędzej czy później odkryje oraz wykorzysta do działania.
Ponowne zapewnienie sprawiło, iż zaczynał mieć jakieś pewne obawy, czy ona czegoś nie knuje i nie zaplanowała względem jego osoby, ale… z drugiej strony, czemu miałoby coś takiego mieć miejsce, skoro przypadkowo na siebie wpadli, a Zoey w stu procentach nie była w najmniejszym stopniu świadoma jego ewentualnej obecności na ów aukcji? No właśnie, to się kompletnie kupy nie trzymało, przez co mógł się prędko uspokoić, uśmiechając delikatnie. — Dobrze wiesz, że żeby jakiś stary mebel miał mnie zaciekawić, to naprawdę musi mieć coś w sobie — co rzadko kiedy się zdarza na jakiejkolwiek aukcji, na których lubował bywać. Zaraz po tym upił łyka trunku, przypatrując się kobiecie. — Kiedyś sądziłem tak o Tobie — mnie miał czego się wstydzić, więc bez pomyślunku jakiegokolwiek i bez zastanowienia jak może na taką wieść zareagować, palnął po jej tekście o relacjach taką rewelację, po czym wzruszył ramionami i ciężej westchnął. — Ale to spierdoliłem — dodał, również kompletnie szczerze, na moment uciekając spojrzeniem, jakby szukał kogoś czy sprawdzał cokolwiek innego, a po prostu musiał na moment odejść tęczówkami od osoby Zoey. To nie tak, że zaraz by się tu rozpłakał jak bóbr, niemniej jednocześnie to nie jest coś codziennego, aby powiedzieć takie rzeczy - tym bardziej byłej.
— Nie? — zdziwił się, wracając na nią oczami. — A dopiero co mówiłaś, że masz męża, więc sądziłem że to z nim się wybrałaś — nie wiedział jednak, że właśnie wstępował na bardzo grząskie gruntu, bo i skąd mógłby mieć takową świadomość? — Przykro mi, że los Cię tak okrutnie potraktował, ale mnie jakoś z tego powodu nie jest aż tak bardzo ciężko — dodał, uśmiechając się, by znów umoczyć usta w trunku procentowym. — Ale też muszę przyznać, że oprócz znajomego, który mnie tutaj zaprosił, to nie sądziłem żebym miał na jakąkolwiek znajomą twarzyczkę trafić — w końcu mało osób w ich granicach wiekowych przebywa na takich wydarzeniach. Chociaż jednocześnie musiał przyznać, że ów kwestia zaczyna się też zmieniać, bo frekwencja takich osób i tak jest znacznie większa iż na przestrzeni ostatnich lat. — A które miejsce zajmujesz? — zaczepił jeszcze z zaciekawieniem, przypominając sobie iż kolega wspominał że na bilecie znajduje się numer krzesełka, jakie ma dzisiejszego wieczoru, w trakcie aukcji, zająć. — Bo jak się okaże, że jeszcze los Nas obok siebie posadził, to dopiero będę miał bekę — zdecydowanie wtedy los z nich kompletnie zakpi.
Ponowne zapewnienie sprawiło, iż zaczynał mieć jakieś pewne obawy, czy ona czegoś nie knuje i nie zaplanowała względem jego osoby, ale… z drugiej strony, czemu miałoby coś takiego mieć miejsce, skoro przypadkowo na siebie wpadli, a Zoey w stu procentach nie była w najmniejszym stopniu świadoma jego ewentualnej obecności na ów aukcji? No właśnie, to się kompletnie kupy nie trzymało, przez co mógł się prędko uspokoić, uśmiechając delikatnie. — Dobrze wiesz, że żeby jakiś stary mebel miał mnie zaciekawić, to naprawdę musi mieć coś w sobie — co rzadko kiedy się zdarza na jakiejkolwiek aukcji, na których lubował bywać. Zaraz po tym upił łyka trunku, przypatrując się kobiecie. — Kiedyś sądziłem tak o Tobie — mnie miał czego się wstydzić, więc bez pomyślunku jakiegokolwiek i bez zastanowienia jak może na taką wieść zareagować, palnął po jej tekście o relacjach taką rewelację, po czym wzruszył ramionami i ciężej westchnął. — Ale to spierdoliłem — dodał, również kompletnie szczerze, na moment uciekając spojrzeniem, jakby szukał kogoś czy sprawdzał cokolwiek innego, a po prostu musiał na moment odejść tęczówkami od osoby Zoey. To nie tak, że zaraz by się tu rozpłakał jak bóbr, niemniej jednocześnie to nie jest coś codziennego, aby powiedzieć takie rzeczy - tym bardziej byłej.
— Nie? — zdziwił się, wracając na nią oczami. — A dopiero co mówiłaś, że masz męża, więc sądziłem że to z nim się wybrałaś — nie wiedział jednak, że właśnie wstępował na bardzo grząskie gruntu, bo i skąd mógłby mieć takową świadomość? — Przykro mi, że los Cię tak okrutnie potraktował, ale mnie jakoś z tego powodu nie jest aż tak bardzo ciężko — dodał, uśmiechając się, by znów umoczyć usta w trunku procentowym. — Ale też muszę przyznać, że oprócz znajomego, który mnie tutaj zaprosił, to nie sądziłem żebym miał na jakąkolwiek znajomą twarzyczkę trafić — w końcu mało osób w ich granicach wiekowych przebywa na takich wydarzeniach. Chociaż jednocześnie musiał przyznać, że ów kwestia zaczyna się też zmieniać, bo frekwencja takich osób i tak jest znacznie większa iż na przestrzeni ostatnich lat. — A które miejsce zajmujesz? — zaczepił jeszcze z zaciekawieniem, przypominając sobie iż kolega wspominał że na bilecie znajduje się numer krzesełka, jakie ma dzisiejszego wieczoru, w trakcie aukcji, zająć. — Bo jak się okaże, że jeszcze los Nas obok siebie posadził, to dopiero będę miał bekę — zdecydowanie wtedy los z nich kompletnie zakpi.


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

Zoey i knucie? W życiu! Ona była grzeczną kobietą biznesu! Nigdy nie bawiłaby się w jakieś manipulacje i knucie za czyimiś plecami, bo nie miała na to najmniejszje ochoty, ale też nie miała czasu. To, że się tutaj spotkali było czystym przypadkiem i nawet, by nie wpadła na to, że akurat w momencie, w którym miała w planach sprzedać prezent od niego to ten się pojawi na aukcji. – Przestań – prychnęła, bo nie wierzyła w te jego słowa. Kiedyś być może mogłaby pomyśleć, że rzeczywiście była dla niego aż tak ważna, ale później zrobił co zrobił i to wszystko nie miało już znaczenia. – Gdybyś tak naprawdę myślał to teraz nie bylibyśmy w takiej sytuacji – wzruszyła ramionami. Jeżeli rzeczywiście uważał ją kiedyś za „tą jedyną” to, by jej po prostu tak chamsko nie zdradził. Nie ona była odpowiedzialna za to, że ich relacja obecnie wyglądała w taki sposób, nie jej winą był rozpad ich związku, oboje mogli mieć o to pretensje tylko do niego. Sorry, ale taka była smutna prawda. Najgorsze było w tym wszystkim to, że ten jego wybryk odbił się tak mocno na jej samoocenie i pewności siebie, która nagle spadła na łeb na szyję i do tej pory próbowała to odbudować. W pracy jej się to udawało, bo wiedziała, że jest dobra w swoim fachu, ale w życiu prywatnym? Gdyby mogła to, by ludzi błagała, żeby z nią byli i nigdy jej nie zdradzali, tak nisko przez niego upadła i bardzo powoli szło to jej podnoszenie się. Nie można jednak powiedzieć, że się nie starała.
- Mój mąż nie żyje – odpowiedziała, bo już szczerze mówiąc to zapomniała o Loganie i tym upośledzonym małżeństwie, w które się wplątała po pijaku. – Zmarł poczatkiem roku – nieszczęśliwy wypadek, za który odpowiedzalna była jej zaprzyjaźniona płatna morderczyni. Dobrze, że Randall nie podpadł jej aż tak jak Blackwell, bo tez zupełnie przypadkowo spadłby ze schodów. - Spokojnie, możesz udawać, że nie jestem znajomą twarzyczką i wtedy Twoje oczekiwania się spełnią – uśmiechnęła się do niego ładnie. Słysząc jego pytanie zmarszczyła nieco czoło i chyba, by się popłakała gdyby okazało się, że całą licytację musi siedzieć obok niego, chociaż... przynajmniej wtedy mogłaby zobaczyć jego minę jak zaczną licytować znajomy zestaw biżuterii. – 40 – odpowiedziała więc zerkając w jego stronę. – Czy los mnie pokarał takim sąsiadem? – Zapytała, bo teraz to była ciekawa czy rzeczywiście siedzą obok siebie czy jednak nie.
- Mój mąż nie żyje – odpowiedziała, bo już szczerze mówiąc to zapomniała o Loganie i tym upośledzonym małżeństwie, w które się wplątała po pijaku. – Zmarł poczatkiem roku – nieszczęśliwy wypadek, za który odpowiedzalna była jej zaprzyjaźniona płatna morderczyni. Dobrze, że Randall nie podpadł jej aż tak jak Blackwell, bo tez zupełnie przypadkowo spadłby ze schodów. - Spokojnie, możesz udawać, że nie jestem znajomą twarzyczką i wtedy Twoje oczekiwania się spełnią – uśmiechnęła się do niego ładnie. Słysząc jego pytanie zmarszczyła nieco czoło i chyba, by się popłakała gdyby okazało się, że całą licytację musi siedzieć obok niego, chociaż... przynajmniej wtedy mogłaby zobaczyć jego minę jak zaczną licytować znajomy zestaw biżuterii. – 40 – odpowiedziała więc zerkając w jego stronę. – Czy los mnie pokarał takim sąsiadem? – Zapytała, bo teraz to była ciekawa czy rzeczywiście siedzą obok siebie czy jednak nie.


about me
niepotrafiący w związki rozwodnik, który mimo wszystko potrafi Ci doradzić nawet i w sferze uczuciowej; na co dzień remontuje dom na farmie jaki otrzymał w spadku i zajmuje się opieką nad swoimi dwoma psami i dwoma alpakami oraz krówką i jej córką!

No cóż, nie można było temu odmówić logiki jakiejkolwiek. Był winny temu, że ich obecna relacja wyglądała w taki właśnie sposób, niemniej… jednocześnie wierzył w drugie szanse, łudząc się nieco iż może w końcu Zoey uzna, że w końcu taką mu podaruje? Nie mogę powiedzieć, że nie byłby za to wdzięczny; ba, on by chyba początkowo zbyt bardzo angażował się w naprawianie swoich szkód i win, odpłacając się kobiecie za ten haniebny czyn, jakiego się dopuścił!
Wiedział jednocześnie, iż pomimo takiego gdybania oraz wewnętrznych rozmyślań jakie byłoby to miłe z jej strony, to zdecydowanie niczego takiego nie doświadczy ze strony McTavish. Czemu? Bo znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, iż ona po prostu nie odpuścić. Nigdy w życiu i za nic z świecie. Musiałaby ewentualnie być bardzo pijana żeby podjąć taką decyzję - czemu by następnego dnia zaprzeczyła, oczywiście - ewentualnie doznać amnezji, dzięki czemu otrzyma świeży start na to, aby jakoś złagodzić jej sposób patrzenia na swoją osobę. Nie zrobiłby nic głupiego i nie rozkochałby jej w sobie na nowo, bo taką świnią to on nie jest, omówmy się, ale mimo wszystko chciałby znów przeżyć z nią te miłe chwile. Tak po prostu. Bo było im zwyczajnie fajnie.
Gdy padła jednak kwestia męża jako tematu główniejszego, spodziewał się usłyszeć że jest jakimś wziętym biznesmenem, który nie ma czasu na chodzenie ze swoją żoną na takie wydarzenia, bo mu załatwiać inne, mocno ważniejsze sprawunki czy cokolwiek w ten deseń, by w sekundę zostać sprowadzonym na ziemię, przez co aż zrobił odrobinę większe oczy z nieukrywanego zaskoczenia. — Przykro mi, nie wiedziałem — bo i skąd mógł, ale uznał że powinien coś takiego powiedzieć. Żeby nie zapadła niezręczna cisza, żeby nie było jakoś głupio. — Ale chyba jakoś się trzymasz, co? — w końcu nadal jest w formie, nie zauważył na ostatnim przypadkowym spotkaniu, aby chowała się po kątach, a obecnie tryska dosyć dobrą energią, uśmiecha się… to może jednak nie byłą tak związana z tym swoim mężulkiem? Nie wiedział, czy to odpowiedni moment, a przede wszystkim miejsce na zadawanie takiego typu pytań, i to na dodatek byłej którą się zdradziło.
— Jakże mógłbym udawać, że nie jesteś znajomą twarzyczką? No tego to nie będę w stanie zrobić, przykro mi bardzo — wyszczerzył się, czując niejaką ulgę iż nie przeszli na stanie w ciszy czy na tą bardziej niezręczną formę prowadzenia konwersacji w dalszym ciągu, mogąc nawet unosić przy tym kąciki ust. — 40… — powtórzył miękko po niej, po czym sięgnął do kieszeni spodni, by wyciągnąć bilecik, a na nim znajdowała się numeracja jaka została mu przydzielona na czas dzisiejszej aukcji. — No cóż, jesteś na mnie skazana. Przed wydarzeniem poprosiłem znajomego, żeby mnie przesadził w miarę możliwości bliżej, a akurat zwolniło się miejsce… 39, więc nieświadomie udało mi się znaleźć sposób na dłuższe męczenie Cię dzisiejszego wieczoru — parsknął na koniec, chowając karteczkę z powrotem. — Będziemy się na pewno świetnie bawić — a żeby to uczcić, aż wychylił zawartość alkoholu do końca. — Niedługo się zresztą zaczyna — nie musieli patrzeć w zegarek, by dostrzec jak reszta przybyłych zaczyna się powoli udawać do odpowiedniej części z krzesełkami, zajmując swe miejsca.
Wiedział jednocześnie, iż pomimo takiego gdybania oraz wewnętrznych rozmyślań jakie byłoby to miłe z jej strony, to zdecydowanie niczego takiego nie doświadczy ze strony McTavish. Czemu? Bo znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, iż ona po prostu nie odpuścić. Nigdy w życiu i za nic z świecie. Musiałaby ewentualnie być bardzo pijana żeby podjąć taką decyzję - czemu by następnego dnia zaprzeczyła, oczywiście - ewentualnie doznać amnezji, dzięki czemu otrzyma świeży start na to, aby jakoś złagodzić jej sposób patrzenia na swoją osobę. Nie zrobiłby nic głupiego i nie rozkochałby jej w sobie na nowo, bo taką świnią to on nie jest, omówmy się, ale mimo wszystko chciałby znów przeżyć z nią te miłe chwile. Tak po prostu. Bo było im zwyczajnie fajnie.
Gdy padła jednak kwestia męża jako tematu główniejszego, spodziewał się usłyszeć że jest jakimś wziętym biznesmenem, który nie ma czasu na chodzenie ze swoją żoną na takie wydarzenia, bo mu załatwiać inne, mocno ważniejsze sprawunki czy cokolwiek w ten deseń, by w sekundę zostać sprowadzonym na ziemię, przez co aż zrobił odrobinę większe oczy z nieukrywanego zaskoczenia. — Przykro mi, nie wiedziałem — bo i skąd mógł, ale uznał że powinien coś takiego powiedzieć. Żeby nie zapadła niezręczna cisza, żeby nie było jakoś głupio. — Ale chyba jakoś się trzymasz, co? — w końcu nadal jest w formie, nie zauważył na ostatnim przypadkowym spotkaniu, aby chowała się po kątach, a obecnie tryska dosyć dobrą energią, uśmiecha się… to może jednak nie byłą tak związana z tym swoim mężulkiem? Nie wiedział, czy to odpowiedni moment, a przede wszystkim miejsce na zadawanie takiego typu pytań, i to na dodatek byłej którą się zdradziło.
— Jakże mógłbym udawać, że nie jesteś znajomą twarzyczką? No tego to nie będę w stanie zrobić, przykro mi bardzo — wyszczerzył się, czując niejaką ulgę iż nie przeszli na stanie w ciszy czy na tą bardziej niezręczną formę prowadzenia konwersacji w dalszym ciągu, mogąc nawet unosić przy tym kąciki ust. — 40… — powtórzył miękko po niej, po czym sięgnął do kieszeni spodni, by wyciągnąć bilecik, a na nim znajdowała się numeracja jaka została mu przydzielona na czas dzisiejszej aukcji. — No cóż, jesteś na mnie skazana. Przed wydarzeniem poprosiłem znajomego, żeby mnie przesadził w miarę możliwości bliżej, a akurat zwolniło się miejsce… 39, więc nieświadomie udało mi się znaleźć sposób na dłuższe męczenie Cię dzisiejszego wieczoru — parsknął na koniec, chowając karteczkę z powrotem. — Będziemy się na pewno świetnie bawić — a żeby to uczcić, aż wychylił zawartość alkoholu do końca. — Niedługo się zresztą zaczyna — nie musieli patrzeć w zegarek, by dostrzec jak reszta przybyłych zaczyna się powoli udawać do odpowiedniej części z krzesełkami, zajmując swe miejsca.


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

Wzruszyła ramionami. – Skąd niby miałeś wiedzieć – ona o tym nie gadała, nie chciała nawet wspominać o tym kretynie, który tylko niepotrzebnie skomplikował jej życie. Szkoda, że nie mogła cofnąć czasu i do tego nie dopuścić. W sumie, gdyby takie rzeczy były możliwe to nie dopuściłaby do wielu rzeczy, między innymi jej związku z Randallem. Ciekawe jaką byłaby osobą, gdyby nidy się nie spotkali. Czy ktoś inny złamałby jej serce? Czy może udałoby się jej to ominąć i poznałaby kogoś z kim byłaby do tej pory. Chyba tego własnie, by chciała. Nie potrzebowała większej ilości uczuciowych zawirowań. Wolałaby mieć święty spokój, biały domek na przedmieściach i nudne, przewidywalne ale bezpieczne życie. – Trzymam się, dziękuję za troskę – odpowiedziała i nawet nie zabrzmiała ironicznie, chociaż było blisko. Nie chciała jednak wyjść na aż taką tragiczną i oburzoną tym, że ktoś się jej o cokolwiek zapytał. Już bez przesady. Nie była potworem, nawet dla Logana.
- Myślę, że dałbyś radę. Nie obraziłabym się na Ciebie gdybyś mnie po prostu zignorował – nawet, by się ucieszyła, bo przynajmniej nie musiałaby z nim teraz rozmawiać. Westchnęła jednak tylko i lekko pokręciła głową. Miała twarz, którą dało się zapomnieć, on na przykład zapomniał o jej istnieniu, gdy ją zdradził więc była pewna, że drugi raz też, by mu się udało to zrobić. Wierzyła w niego! Wystarczyło tylko chcieć. – Chyba sobie żartujesz – prychnęła pod nosem – ja to mam kurde pecha – skrzywiła się, no bo sorry ale nie podobało jej sie to, że dalej będą na siebie skazani. Jedynym plusem było to, że zobaczy jego reakcję na rzecz jaką sprzedaje. – Mam nadzieję, że szybko się skończy – powiedziała i przeszła na swoje miejsce, on pewnie poszedl za nią i usiedli sobie czekając aż się zacznie. Długo czekać nie musieli i wkrótce na podwyższeniu pojawiały się różne rzeczy i ludzie je kupowali, aż w końcu nadszedł czas na sprzedaż zestawu, który przyniosła ze sobą Zoey. – Ten teraz powinien Ci się spodobać – rzuciła w jego stronę, a na jej ustach pojawił się cień łobuzerskiego uśmiechu.
- Myślę, że dałbyś radę. Nie obraziłabym się na Ciebie gdybyś mnie po prostu zignorował – nawet, by się ucieszyła, bo przynajmniej nie musiałaby z nim teraz rozmawiać. Westchnęła jednak tylko i lekko pokręciła głową. Miała twarz, którą dało się zapomnieć, on na przykład zapomniał o jej istnieniu, gdy ją zdradził więc była pewna, że drugi raz też, by mu się udało to zrobić. Wierzyła w niego! Wystarczyło tylko chcieć. – Chyba sobie żartujesz – prychnęła pod nosem – ja to mam kurde pecha – skrzywiła się, no bo sorry ale nie podobało jej sie to, że dalej będą na siebie skazani. Jedynym plusem było to, że zobaczy jego reakcję na rzecz jaką sprzedaje. – Mam nadzieję, że szybko się skończy – powiedziała i przeszła na swoje miejsce, on pewnie poszedl za nią i usiedli sobie czekając aż się zacznie. Długo czekać nie musieli i wkrótce na podwyższeniu pojawiały się różne rzeczy i ludzie je kupowali, aż w końcu nadszedł czas na sprzedaż zestawu, który przyniosła ze sobą Zoey. – Ten teraz powinien Ci się spodobać – rzuciła w jego stronę, a na jej ustach pojawił się cień łobuzerskiego uśmiechu.