Ostatnim największym osiągnięciem Hucka w dziedzinie potocznie zwanej "ogarnianiem mieszkania" było sprzątnięcie sypialni, to jest syntetycznego dywan z tworzyw sztucznych typu papierki po batonach, paczki po czipsach i opakowania po daniach instant, przeplatanego zawrotną ilością szkła - głownie butelek po alkoholu. Swoją drogą, do tej pory nie potrafił wyjść z podziwu nad ilością wyprodukowanych w warunkach domowych alkoholi wysoko procentowych, których wytwórstwem zaczął się parać kilka lat temu.
Kiedy pseudo dywan znikł, mógł zaopatrzyć się w nowy, który zakryje posiniaczoną w plamy od zaschniętego wina podłogę, acz na to jeszcze miał czas, bo aktualnie próbował naprawić całe wyrządzone zło - przynajmniej w stosunku do młodszego brata - i zacząć od sprzątnięcia mieszkania. To było znacznie łatwiejsze niż rozmowa. Bo na to do tej pory czasu i odwagi jeszcze nie znalazł. Przynajmniej do momentu dopóki nie wychylił się z pokoju i nie stanął na środku salonu.
I wtedy go zobaczył. Rozpartego na kanapie, przeglądającego telefon. I chciał się już odwrócić na pięcie, uciec tak samo jak robił to zazwyczaj, ale było za późno. Nie znoszący sprzeciwu, uparty wzrok młodszego brata, natrafił na jego oczy. Nadeszła chwila konfrontacji. Postąpił więc kilka kroków na przód, z rezygnacją trzaskając za sobą drzwiami i sunął w stronę Hugo, z głową zwieszoną smętnie jak u wisielca.
- Wszystko gra? - zaczął niepewnie, przykuwając go wzrokiem do wezgłowia kanapy. Następnych kilka kroków pokonał niezwykle opieszale, nie spiesząc się by znaleźć się w polu ewentualnego rażenia. - Sorry za to ostatnio - przeprosiny pierwszym krokiem do sukcesu. - Naprawiłem umywalkę w łazience - to była nie do końca prawda, bo przymocował po prostu poluzowaną uszczelkę, ale skoro nie miał żadnego innego sukcesu na koncie, chciał zadowolić się chociaż jednym, częściowym.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tym razem miał wolne popołudnie, wracając w porze obiadowej koło piętnastej dostrzegł niemal od razu, że w mieszkaniu panował jakiś większy porządek niż zazwyczaj, chociaz zwykle nie panował u nich jakiś skrajny nieporządek to było dziś naprawdę czysto. Drzwi od pokoju brata były jak zwykle zamknięte więc na razie nie odważył się do niego zajrzeć. Zaparzył sobie kawę i po prostu położył się ciężko na kanapę, próbując złapać trochę oddechu po intensywnym dniu biegania na wykłady.
-Ty mi to powiedz... - oderwał wzrok od śmiesznego filmiku z śmiesznymi kotami do których chichrał się pod nosem by wreszcie spojrzeć na Hucka, którego miał wrażenie, że nie widział te kilka dni. Był dziś w całkiem dobrym humorze chociaż było mu dziwnie to odczuwać po ostatnich wydarzeniach -ty...sprzątasz? - wygiął usta w niemałym zdumieniu, chcąc mu zakomunikował że dostrzegał te małe zmiany i chciał go za to pochwalić bo zasłużył i to było po prostu coś bo Huck raczej zaliczał sie do ostatniej osoby, która parła sie do sprzątania - miał na myśli tez ten bałagan w życiu, który mu ostatnio zaprezentował. Podparł się wygodniej i po prostu usiadł, robiąc mu miejsce gdyby w razie co chciał obok niego legnąć -Super...właściwie to już chciałem ją wymienić na nową - rzucił machajac ręką, że jwszcze nie musi tego robić -spoko, jest...okej..tak myślę...zresztą...sam nie wiem..? - spojrzał kątem oka na brata jakby szukając w nim poparcia dla swoich słów.
Huckleberry Langford
Upewniwszy się, że nie dostanie w łeb poduszką, a Hugo wyglądał na bardziej zszokowanego faktem, że sprząta, a nie tym, że w ogóle tu jest i spogląda spode łba, usiadł obok niego na kanapie i sięgnął po szklankę z sokiem, która stała na stoliku. Najpewniej należała do brata, ale to akurat nie miało znaczenia.
- No... Jest w porządku. Brakuje mi trochę ciebie na zmianach - mruknął w odpowiedzi, bo dzisiaj to on obstawiał rano w pracy wartę, kończąc wczesnym popołudniem. Zmiany z Hugo miały wiele zalet, prócz picia po kątach i słaniania się przy ladzie, kiedy jedno o drugie się podpierało w walce o utrzymanie pionu. Otóż to z nim najlepiej szło mu zgarnianie napiwków. Przecież nie z Lemony, bo z nią się nienawidzili. Może to właśnie ta zdolność słuchania, którą cechował się młodszy Langford, miała kluczowe znaczenie, bo na przykład jemu takich umiejętności brakowało. On raczej zbijał piątki i brał udział w pijackich wyzwaniach (aż dziw, że jeszcze go nie zwolnili) albo czasem, co lepszym, stałym bywalcom, wydawał wskazówki: "ta-tak, ta-nie, ta-da, tej-polej". Nie był z niego najlepszy pracownik, a z dnia na dzień robił się wręcz coraz gorszy.
- Sprzątam - przytaknął, unosząc brew do góry, jakby nie było to wcale nic nadzwyczajnego. Mimo to, nie potrafił sobie przypomnieć kiedy był ostatni raz, gdy zrobił to z własnej woli. - To źle? - uśmiechnął się kpiąco, odstawiając szklankę z powrotem na stół. Przydałoby się piwo, ale od czasu ostatniej scysji, starał się nie sięgać po alkohol w towarzystwie brata. Tak właściwie ograniczył go ostatnio do rażącego minimum, co było w jego przypadku bardziej niewiarygodne niż porządki w domu.
- Na nową? A co z oszczędzaniem? Już nie planujesz żadnych wyjazdów? - nieco mu ulżyło, że nie drążyli dalej tematu, a mimo to czuł się wciąż paskudnie. Może gdyby tak na niego nie naskoczył, ani nie zachowywał się w ostatnim czasie jak skończony frajer, nie czułby teraz potężnych ciarek zażenowania. - Nie wiesz? - powtórzył po nim, marszcząc w zamyśleniu nos.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
-Zajebiście - pochwalił go rzucając telefonem na blat stolika -Zastanawiam się tak luźno tylko..co cię tak nagle weszło - mruknął wciąż z uniesionymi w górę kącikami usg w lekkim uśmiechu, próbując z niego wygrzebać coś więcej, bo znał go na tyle dobrze, że musiało się coś za tym nagłym zrywem kryć. Ale nie zamierzał go męczyć długo licząc może na to, że tymi sygnałami, które kierował w jego stronę dawały mu do zrozumienia, że zawsze mógł liczyć na rozmowę. -Tak tylko przymierzam się do tego...ale na pewno nie wydam wszystkich swoich oszczędności na umywalkę, zrobię tak by zostało coś na jakiś wyjazd..może chciałbyś ze mną się wybrać? I naprawić...tamten dzień? - rzucił luźno nie bardzo wiedząc jak Huck zareaguje na jego propozycję spędzenia wspólnie dnia -ale tym razem tylko ty i ja...na naszych koniach? - tym razem nie omieszkał spojrzeć się w jego oczy, próbując odnaleźć jego myśli, chcąc mu dać do zrozumienia, że nie musi sie już obwiniać o wszystko co wtedy zaszło -Nie wiem bo...czy jest między nami ok? - wydusil wreszcie swoje wątpliwości wzdychajac głęboko bo ostatnie dni pokazały mu, że wciąż wisiała nad nimi czerwona flaga.
Huckleberry Langford
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mu, że zmiana z nim jest czymś czego mu brakuje, wyśmiałby go. Dobrzy pracownicy, wykonują swoją pracę tak jak powinni. Idą do baru (jak w przypadku Hucka) i nie spóźniają się. Pracują dla pieniędzy, pracują żeby się uniezależnić, nieważne dlaczego, ważne, że to robią i wkładają w to całą swoją determinację. A dopiero potem piją. On robił zupełnie na odwrót. Kłamał. Że jest zajęty. Że robi coś ważnego. Oczy kłamliwe zasnuwały się mgłą wtedy i tylko nieliczni to zauważali, mylnie przyjmując za objaw zmęczenia. Niemniej, pracując z Hugo - starał się. Bywało to dość rzadko, ale wkładał w te zmiany całe serce. A przynajmniej okruchy tego co z niego pozostało. Gdyby jeszcze potrafił płakać, jego oczy by się w tym momencie zaszkliły, ale przez twarz przebiegł tylko cień wzruszenia.
- Ale tym razem nie możesz się przemęczać. Będę o ciebie dbał jak o jajko - przyrzekł, przykładając rękę do piersi w geście harcerskiej przysięgi, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo nigdy nim nie był. Nie chciał ryzykować, że znowu coś mu się stanie. Nie po tym jak orzekli u niego kardiomiopatię. Zamierzał się więc poprawić. Przynajmniej na wspólnych zmianach, bo w trakcie reszty zamierzał niepostrzeżenie się obijać, tak jak to zwykle robił.
- Po prostu chciałem zrobi coś miłego - i odwrócić uwagę od ostatniej kłótni, a najlepiej pogrzebać ją gdzieś głęboko pod ziemią, i zapomnieć. Problem w Hucku polegał na tym, że rzadko robił coś zupełnie bezinteresownie, bo zazwyczaj wiązały się z tym mniejsze lub większe korzyści, jak chociażby dzisiaj. Nie dodał jednak żadnego słowa na swoją obronę, uważając, że powiedział wystarczająco dużo, żeby ostatecznie zamieść temat pod dywan. - To w takim razie cieszę się, że żadnej nie musimy kupować. Ta działa i jest zajebiście. Nic nie cieknie, serio. Możesz sprawdzić - mruknął, skinąwszy głową w stronę łazienki. - Wyjechać razem? Czemu nie! Ale tak z Australii, czy gdzieś na kontynencie? - pomysł z wyjazdem wydawał się być czymś, czego w zasadzie mu brakowało. Zresztą chciał też naprawić wszystko co zjebał, a najlepiej mu to wyjdzie kiedy będzie z dala od... Candeli. I całego syfu, który tutaj narobił. - To już pytanie do ciebie, Hugo. Ja rozumiem, że chciałeś wtedy dobrze. Niepotrzebnie się uniosłem - burknął, opadając plecami na oparcie kanapy.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
-Nie no błagam, tylko nie to. Zamęczysz mnie - jęknąl zrozpaczony teatralne kiedy usłyszał, że nie zamierza mu tym razem odpuścić i pilnować go na każdym kroku? Nie chciał tego by się na tym zafiksował, choć kiedy sam usłyszał diagnozę swojego lekarza prowadzącego trochę go zmroziło. Nie spodziewał się tego, że naprawdę w nim coś wykryją i rzeczywiście ma chore serce. -To...miła odmiana, Huck - naprawdę ciężko było mu powstrzymywać śmiech kiedy widział minę swojego starszego brata, ale walczył ze sobą dzielnie. Nie chciał wracać do tamtej kłótni, nie chciał sobie przypominać tego obrazu a nie miał zamiaru mu mówić, że wczoraj w nocy to właśnie przez ten widok obudził się z krzykiem kiedy po raz kolejny wróciła do jego myśli tamta okropna scena. Siedząc skulony na łóżku miał nadzieje, że Huck nie wpadnie mu zaraz do pokoju, że dość twardo spał i go nie wybudził. -Nie no spoko, jak działa to super, w ogóle nie wiedziałem, zw potrafisz w takie rzeczy.. ja seriio, nieźle brat - im dłużej na niego teraz patrzył oczami wyobrani jedna strona twarzy Hucka wygladała teraz jak ta z tamtej nocy a druga strona jak teraz obecnie - zamrugał, przecierajac sobie oczy by za dużo sobie nie wyobrażał bo naogkądał się głupiego horroru a teraz mu psycha świruje. -Nie no nie wiem czy mamy taki zajebisty budżet, żeby myśleć o wyjeździe poza Australię...ale myślałem, żeby posiedzieć w naszym drewnianym domku na działce? Pare dni, bez nikogo - powiedział nieco zawstydzony swoim pomysłem, podwijając sobie rękaw bluzki by pomasować się bo ramieniu w tym czasie. Popatrzył na niego nie bardzo wiedząc co teraz ma czuć -Wiesz, pewnie też bym się włożył na twoim miejscu, dlatego nawet się nie dziwię, że się na mnie wkurwiłeś, serio..teraz te dni były tylko takie dziwne...myślałem, że dalej jesteś na mnie zły - wyjaśnił swoje wątpliwości, dlaczego teraz odczuwał taki miks różnych emocji, że niby było między nimi ok ale chyba nie zupełnie do końca. A wolałby, żeby już było dobrze.
Huckleberry Langford
Może to właśnie dzięki wierze Hugo w starszego brata, Huck ostatecznie nie stał się cieniem samego siebie, który straszyłby go każdego ranka, wychylając się spod łóżka. Prawdopodobnie sam nawet w minimalnym stopniu nie był świadom tego, jak wielką rolę odegrał młodszy z Langfordów w trakcie jego przemiany. Bo koniec końców, wciąż tliła w nim się niewielka część tego chłopca, który zwykł śmiać się na cały głos, zabierał zawsze ostatnie słowo w dyskusji i gotów był sprać na kwaśne jabłko każdego, kto ośmieliłby się skrzywdzić jego młodszego brata. Przez chwilę rzeczywiście mógł stać się tym wzorem do naśladowania. Starszym bratem, którego wszyscy by zazdrościli. Niestety w pewnym momencie skręcił na złą ścieżkę i słuch o tym jegomościu zaginął.
- No właśnie nie - pokręcił głową, przejeżdżając dłońmi po policzkach. - Ma być na odwrót. Masz się nie męczyć, rozumiesz? - łypnął na niego spode łba, wyczekując twierdzącej odpowiedzi. To jasne, że nie będzie go traktował jak małego dziecka, ale nie zamierzał też z powrotem dać mu wrócić na mordercze tory ciężkiej pracy, w której się tak namiętnie zatracił, aż w końcu trafił do szpitala. - Dzięki, ale... Nie przyzwyczajaj się. Nienawidzę sprzątać - zaśmiał się w odpowiedzi, zadowolony, że atmosfera się nieco rozluźniła. Taka była prawda. Jeśli któryś z nich był tym który zachowywał niemalże pedantyczną czystość, z pewnością to nie był Huck. On zazwyczaj głównie bałaganił, a kiedy nie dało się już przejść, próbował jakoś poukładać wszystkie rzeczy, a najlepiej tak szybko, żeby nie zajęło mu to dużo czasu.
- To nic takiego - mruknął speszony. W końcu przykręcił tylko uszczelkę, ale wciąż nie przyznał się do tego jaka to była błahostka. - Zresztą ile to razy bawiłem się w małego majstra albo mechanika? - co prawda większość rzeczy była potem nie do użytku, ale przez pewien czas serio wierzył w to, że zostanie wielkim wynalazcą albo chociaż złotą rączką. Niestety ze wszystkich rozebranych na części zegarków (ku rozpaczy rodziców) nie wyszedł żaden robot.
- Działka też brzmi super. Możemy zaopatrzyć się w zimne piwka, zrobić grilla... Możemy też wziąć ze sobą konsolę i zrobić wieczór grania jak za starych czasów, a wieczorem maraton Harry'ego Pottera - sam nie był wielkim fanem (bluźnierca) tej serii, ale wiedział, że Hugo potrafił odświeżać ją nawet kilka razy do roku, dlatego był gotów na takie poświęcenie. O ile nie spuści mu wpierdolu w Mortal Combat, bo wtedy może mu się zrobić przykro.
- Szczerze? Nie mógłbym być na ciebie zły dłużej niż przez kilka mrugnięć okiem - westchnął, przerzucając ramię przez jego plecy, tak żeby go objąć.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
-Postaram się - dostrzegł, że tym razem mówił na poważnie i nie miał co dłużej ciągnąć tego tematu - jeszcze trochę nie docierało do niego, że musi faktycznie o siebie zadbać, że to już nie były przelewki. Nawet nie zauważył jak dużo brał na siebie w ostatnim czasie aż w końcu doprowadził do tego, że organizm mu wysiadł. -Ah już myślałem, że będzie teraz tak codziennie - udał, że robi zrezygnowaną minę, ale może faktycznie Huckowi przydałyby się takie porządki, nie te w mieszkaniu ale w życiu. Musiałby przewartościować to co do tej pory skłaniało go do tych wszystkich paskudnych zachowań, że koniec końców zaliczył noc w areszcie.
Rozmarzył się na myśl o spędzeniu w ten sposób kilku dni - możliwości zapomnienia o tej złej przygodzie i naprawienia tego co się zepsuło: spędzeniu z nim czasu, daniu mu do zrozumienia, że był przecież kochany i nie musiał walczyć sam ze sobą. Ta wizja była jak plaster miodu na skaleczone serce, które powoli zaczynało się goić.
-Nie wiem, ja nie mam cierpliwości do takich rzeczy - pokiwał głową rozbawiony, bo on w pierwszej kolejności zorganizowałby sobie jakiegoś hydraulika albo po prostu wymieniłby na nowe bo gdyby zabrał się za naprawdę to pewnie byłoby w gorszym stanie niż przed. -Maraton HP możemy sobie odpuścić, nie chcę cię nim zamykać, za to możemy wziąć się za Marvela bo nigdy nie obejrzałem ich w całości - poklepal brata po ramieniu bo widział już jak zaczyna się starać by było po prostu między nimi dobrze -Taaa?Myślisz, że tak łatwo dam się pokonać w Mortal Combat? Zobaczysz jak cię spiorę na kwasne jabłko- zaśmiał się kiedy poczuł jak go przytula go od tyłu, on natomiast odwrócił się zaraz przodem do niego zatapiając się w tym uścisku -Dzięki, że jesteś - powiedział cicho, ukrywając twarz w jego ramieniu.
Huckleberry Langford
Gdyby tylko zdobył się na większą otwartość. Gdyby tylko przestał być Huckiem, którego powszechnie wszyscy znali, może znalazłaby się ta jedna, mikro szansa, na to, by jego życie zamiast poszybować na łeb na szyję w dół, odbiłoby się od dna. Na razie tam leżało, ulegając powolnemu rozkładowi. Przeistaczało się w najgorszą wersję, z każdym dniem grzebiąc na amen powrót. Ale on nie potrafił się otworzyć. Nie rozumiał siebie, przez co nie chciał być zrozumiany przez innych. Tak dogłębnie siebie nienawidził, że chciał tego samego od reszty świata. Mimo to, ta tląca się wewnątrz iskierka, lgnęła do światła, które dawał od siebie Hugo.
- Zdecydowanie nie będzie tak codziennie - zaśmiał się, nieco przerażony wizją sprzątania każdego dnia. Życie bałaganiarza znacznie bardziej mu odpowiadało. - Ale mogę obiecać raz w tygodniu, co ty na to? - uniósł brew, spoglądając na niego spod ukosa. Tyle mógł od siebie dać, a i tak w jego przypadku było to aż nadto. Chaos towarzyszył mu od zawsze i sączył się nawet do codziennych czynności jak sprzątanie czy głupie robienie kanapek. Nawet jedzenie nie mogło być przygotowane bez zrobienia armagedonu w kuchni. Najczęściej doprowadzanego do porządku przez młodszego brata, bo choć Huck próbował po sobie ogarnąć ten syf, nie wychodziło mu to najlepiej i zawsze zostawało coś do poprawienia.
- Marvel też brzmi zajebiście - stwierdził, a niemała ulga wypełniła jego ciało, zwłaszcza, że on zawsze był team Slytherin i jeszcze by się okazało, że pokłóciliby się o takie głupoty. - Sam też wszystkiego nie oglądałem, więc możemy sobie przebrnąć od początku. W takim razie przydałby się jakiś tygodniowy trip - zarządził, już w myślach licząc dni urlopu. Przydałoby mu się coś takiego. Odskocznia od wszystkiego co się działo wokół, a przede wszystkim szansa, by przez jakiś czas nie być tym chujem Huckiem, którego wszyscy mieli dosyć (włącznie z nim samym) tylko po prostu chłopakiem, który wyjechał na działkę z bratem.
- Nie sądzę, akurat w biciu się mam większe doświadczenie - zamachał żartobliwie brwiami, nieco insynuując, że ma na myśli ostatnie doświadczenia. Cóż, pora o nich zapomnieć. Kto wie, może rzeczywiście na padzie nie będzie szło mu tak dobrze jak w życiu? - Zawsze - dodał ciszej, klepiąc delikatnie Hugo po głowie.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
-Zrobimy sobie grafik kto w jakie dni sprząta by było sprawiedliwie - błysnął błyskotliwą myślą bo w gruncie rzeczy on odziedziczył po ich matce cechę pedantyczności i nie lubił bałaganu i zwykle potrafił zabrać bez mrugnięcia okiem posprzątać całe mieszkanie w środku tygodnia, zresztą nawet lubił to robić. Włączał sobie ulubioną muzę na głośnik, ba nawet miał specjalną playlistę ułożoną do sprzątania i w godzinę mieszkanie znowu było czuste. Jednakże pokoju Hucka nigdy nie tykał, wolał tam po prostu mię wchodzić. Naczynia ogarniał od razu, bo nienawidzilł potem piętrzących się w zlewie brudnych talerzy.
-To robimy Marvela - wyszczerzył się szeroko czując się zadowolony, że trafił w gust brata nie musząc jednocześnie katować go serią HP za którą ten nie przepadal. On zaś kochał Pottera od początku i widział filmy z milion razy, znał większość cytatów na pamięć, ostatnio nawet nagrywał filmiki gdzie naśladował głosy różnych postaci j najlepiej wychodził mu według komentarzy Draco. Milion razy robił Tiarę Przydziału i za każdym razem trafiał na Gryffindor raz Ravenclaw miał ale nigdy Slytherin. Chciał tego dla niego - chciał, żeby po prostu zapomniał o tamtym wieczorze i sytuacji z Candelą o której nie wspominał ani słowem już co zdążył zrozumieć przy poprzedniej kłótni. -No widziałem to ostatnio i...właśnie czy może...chciałbyś mnie tego nauczyć? - powiedział nagle ale ostatnio dużo o tym myślał, jak bardzo był słaby - jak miałby obronić się przed ewentualnym napadem? A tak gdyby Huck nauczył go podstaw może miałaby jakieś większe szanse?
Oderwał się po chwili od brata czując jakby wielki kamień mu spadł z serca, że wrócili na normalne tory.
Huckleberry Langford
Nieważne ile razy słyszał no powiedz co się dzieje albo zawsze możesz mi powiedzieć czy razem przez to przejdziemy, za każdym razem się wycofywał. Systematycznie, krok za krokiem, w tył, z daleka od troskliwych spojrzeń i zapewnień, że będzie dobrze. Przecież n i e m o g ł o być dobrze. To było niemożliwe w jego przypadku, skoro tak wiele rzeczy się spierdoliło z jego winy i nie tylko, niezależnie od niego, jakby to była po prostu kara za wszystkie dotychczasowe przewinienia.
- Niech będzie - zgodził się ostatecznie, bo w końcu dopóki Apollo nie dołączy do nich i nie zgarnie jednej trzeciej obowiązków, to całkiem logiczne, że powinni się dzielić pół na pół. Zwłaszcza, że do tej pory Huck odwalał zupełne minimum. A skoro chciał dbać o to, żeby Hugo się nie przemęczał, mógłby z łaski swojej zmobilizować swoje cztery litery do uprzątnięcia raz na jakiś czas pierdolnika, który w głównej mierze generował właśnie on.
Zdziwił się, kiedy usłyszał nietypową prośbę. Zawsze myślał, że Hugo stronił od przemocy, choć akurat w kwestii bicia się, starszy Langford uważał, że każdy powinien znać chociaż podstawy samoobrony. Co za ironia. Może gdyby Candela wtedy wiedziała jak się bronić, nie dopuściłaby do tego co jej zrobił. Skrzywił się, a cień goryczy przemknął przez jego twarz. Szybko go zgasił, udając, że nic się nie stało, przybierając na usta delikatny uśmiech.
- Mogę... - zaczął ostrożnie, intensywnie wpatrując się mu w oczy, jakby to mógł być jakiś podstęp. - Tylko nie oczekuj, że na samym starcie będziemy robić jakieś judo, okej? Zaczniemy od postawy potem od prawidłowych chwytów. W ogóle najpierw nauczę cię samoobrony, a dopiero potem ataku. Atak... Cóż, jest niebezpieczny w nieodpowiednich rękach - w końcu sam wiedział to najlepiej. Nie powinien znać tych tajnych arkana bicia się. Może wtedy nie doprowadziłby do tak wielu niepożądanych sytuacji. - Na działce będziemy mieć dużo czasu żeby to ogarnąć. Ale pamiętaj, że na to potrzeba miesięcy. Nie od razu będzie Ci wychodzić - poza tym postanowił go traktowac łagodnie na wypadek ewentualnego ataku. Nie chciał go wpakować z powrotem do szpitala.
Hugo Langford
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Myśląc o grafiku zapewne nie wcisnąlby go nie więcej niż w dwa dni w tygodniu, bo znając życie on pewnie i tak by poprawiał po swojemu bo swego czasu tak się przyzwyczaił, że robił to sam, więc teraz będzie musiał się przyzwyczaić, żeby tego nie robić. Chciał funkcjonować normalnie jak dotychczas, a teraz wiedział przynajmniej co mu dolegała Oczywiście, że unikał jak mógł nieprzyjemnych starć, zawsze uważał, że rozmowa była lekiem na wszystko ale ostatnia sytuacja pokazała mu jak niewiele potrafił - chociażby nie potrafił się wyrwać dwóm osilkom, którzy go przetrzymywali za ramiona w barze tamtego dnia kiedy Huck okładał typa.
-Tak, bardziej mnie nawet interesuje sposób samoobrony niż atak - kiwnął głową w momencie kiedy starszy brat spojrzał mu prosto w oczu, bo oczywiście wolałby mieć szansę na ucieczkę niż rzeczywiście z kimś miałby się bić. -Tak zdaje sobie z tego sprawę..ale chce ruszyć chociaż podstawy tak jak mówisz - dokończył a potem ziewnął -Dobra, jutro zobaczymy co dalej ale już się nie mogę doczekać tej wycieczki - klasnąl w dłonie. Resztę wieczoru spędzili razem grając w planszówki.
z/t x2 Huckleberry Langford