właścicielka firmy z cateringiem dietetycznym — krytyk kulinarny w the cairns post
31 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasteczka uciekając przed toksycznym mężem, więc aktualnie skupia się na recenzowaniu posiłków podawanych w lokalnych restauracjach oraz powiększaniu zakresu działalności własnej firmy.
002.
I still taste the past
{outfit}

Wyjazd z małego miasteczka otwierać miał szereg możliwości. Poszerzać horyzonty do rozmiarów, jakich Lorne Bay nie znało. Niejednokrotnie słyszała o tym, że powinna uczyć się i dokładać wszelkich starań, aby ostatecznie się stąd wyrwać, bo tylko w ten sposób mogła osiągnąć sukces. Zrobiła to - wyrwała się z tej małej mieściny i wyjechała. I za sprawą tego bynajmniej nie poczuła się szczęśliwsza.
Bo nie, jej życiu nigdy nie było blisko do idealnego, choć z perspektywy osób trzecich właśnie takie mogło się wydawać. Miała kochającego męża i biznes, który stopniowo coraz prężniej się rozwijał. Nic dziwnego, skoro Casey poświęcała mu całą swoją energię, ponieważ powroty do domu wiązały się z przeżywaniem prawdziwego piekła. Każde spóźnienie, każdy uśmiech posłany komuś innemu, każde niewłaściwe słowo - wszystko to bardzo prędko stawało się powodem do kłótni, które stopniowo zaczęły zamieniać się w festiwal upokarzających słów i wyzwisk. Znosiła to przez bardzo długi czas, jednak czara goryczy przelała się w momencie, w którym po raz pierwszy oberwała w twarz. A choć czerwony ślad po uderzeniu zniknął już dawno, jej rany nadal się nie zabliźniły, dlatego od czasu powrotu do miasteczka cały czas stała w miejscu. Rozwijała się jedynie zawodowo, nie mając ochoty niczego zmieniać w swoim osobistym życiu. Teraz chciała po prostu nacieszyć się tym, że była sama. Choć najwyraźniej i w tym postanowieniu nie zdołała wytrwać długo.
Wieść o tym, że Parker zainwestował w lokalne sanktuarium okazała się dla niej niemałym zaskoczeniem, ale też i formą tego niewielkiego diabełka, który od tamtego czasu wodził ją na pokuszenie. Przez długi czas skrupulatnie kalkulowała swój kolejny ruch, zastanawiając się nad tym, czy chciała mogła się do niego odezwać. Nie rozstali się w idealnych okolicznościach, jednak dla niej on zawsze miał pozostać istotnym elementem przeszłości. Takim, przy którym naprawdę czuła się szczęśliwa.
Decyzja o odwiedzinach w sanktuarium była impulsem. Ot, zwykłym posunięciem, na które zdecydowałby się każdy na jej miejscu. Sanktuarium stanowiło przecież lokalną atrakcję turystyczną, więc skoro zdecydowała się na powrót, powinna do niego zajrzeć, natomiast jeżeli na siebie trafią… Mogła udawać, że było to dzieło przypadku. I tak oto przypadkiem zawędrowała przed wybieg krokodyli.
Kiedy w końcu udało jej się pochwycić jego spojrzenie, stała oparta o metalową barierkę, posyłając mu łagodny uśmiech. — I pomyśleć, że ze mną nie chciałeś adoptować nawet kota — rzuciła zaczepnie, nie siląc się na powitania. Zresztą, co miała powiedzieć mu po tylu latach? Tego, choć zastanawiała się nad tym przez całą drogę, nadal nie zdołała rozszyfrować.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
019.
Dla Parkera nadchodzące dni w Sanktuarium były naprawdę ekscytujące. Krokodyle, które wykluły się na terenie jego sanktuarium parę miesięcy temu rosły w zaskakującym tempie. Na chwilę obecną były trzymane w specjalnym basenie na zapleczu. Chciał je powoli przyzwyczajać do tego, że niestety resztę swojego życia spędza w zamknięciu. W warunkach idealnych, ale w zamknięciu. No chyba, że rzeczywiście nie będą w stanie dostosować się do tego, żeby w spokoju i harmonii żyć na tym wybiegu z innymi krokodylami. Wtedy będzie musiał zorganizować specjalnych ludzi, którzy takiego „kłopotliwego” krokodyla będą musieli powoli przystosowywać do tego, że zostanie wypuszczony w dzikie tereny. Oczywiście mogło to być problematyczne, bo pomimo niemożliwości przystosowania się do życia w sanktuarium, nadal były tutaj urodzone i nie znały „tamtego” świata.
Parker na swoich kontach w mediach społecznościowych informował oczywiście mieszkańców Lorne i całego Queensland o tym jak dorastają Sabine, Petunia i Robert. Informował ich też o tym, że niedługo pojawią się na wybiegu i będzie można podziwiać je na wybiegu. Na razie ludzie musieli zaspokoić swoją ciekawość filmikami i zdjęciami, które udostępniał. Chociaż tez był człowiekiem, który uwielbiał chwalić się tą trójką traktując je jak swoje dzieci. Często więc bardzo bliskich znajomych zapraszał na zaplecze, żeby pokazać swoje pociechy. Teraz ludzie zgromadzili się przy wybiegu dla krokodyli, żeby podziwiać porę karmienia. Nie był to jednak jakiś specjalny pokaz. Oczywiście takie się odbywały, ale tym razem Parker wraz z pomocnikiem rzucał kawałami surowego mięsa. Te bardziej leniwe krokodyle naturalnie musiały mieć wszystko podstawione pod nos, więc wykorzystywali do tego specjalne haki. Woleli nie ryzykować. Ostatnie z kawałków zostawił dla pomocnika. Sam w tym czasie wycofał się nieco, żeby popatrzeć na reakcje ludzi. Podobało mu się zawsze to jak robili zdjęcia, kręcili filmiki i po prostu mieli ucieszone miny na widok jego pięknych stworzeń. Dopiero po kilku sekundach spojrzał na twarz, która była skierowana w jego stronę, a nie na jego dzieci. Twarz, której nie spodziewał się ujrzeć. Bardzo często, zwłaszcza teraz, w momentach kiedy leczył się po każdej miłosnej porażce przez jaką przeszedł, uciekał myślami do Casey myśląc o tym co by było gdyby…
Zdjął z glowy czapkę i jak zahipnotyzowany, nawet nie myśląc o tym, żeby poinformować pomocnika o tym, że schodzi z wybiegu ruszył spokojnym krokiem w stronę Casey. Przeszedł przez barierki i drzwi zabezpieczające, opuścił teren bezpośredniego wybiegu i stanął nieco pod nią. – To prawda. Nie chciałem adoptować kota. – Przyznał jej rację i się uśmiechnął szeroko. – Chciałem adoptować osiem kotów, ale nie miałem na to miejsca. – Zawsze jej obiecywał, że kupi coś dużego i rzeczywiście po tym jak się rozwiódł z Angie zainwestował w farmę, na której rzeczywiście miał masę zwierząt. Uznając, że przejście przez wyjście pracownicze zajmie mu za dużo czasu, skoczył, żeby złapać się barierek i sprawnie wspiął się do góry, żeby znaleźć się u jej boku. – Powiedz mi, że to nie przypadek, że przyszłaś popatrzeć na krokodyle. – Znowu się uśmiechnął i nachylił się, żeby ucałować ją w policzek. – Wyściskałbym cię, ale wolę najpierw umyć ręce i zmienić koszulkę. – Wskazał na strój, który nosił normalne ślady użytkowania, ale na szczęście nie był ubrudzony krwią czy jakimiś dziwnymi resztkami.
właścicielka firmy z cateringiem dietetycznym — krytyk kulinarny w the cairns post
31 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasteczka uciekając przed toksycznym mężem, więc aktualnie skupia się na recenzowaniu posiłków podawanych w lokalnych restauracjach oraz powiększaniu zakresu działalności własnej firmy.
Miała wrażenie, że brakowało jej tego rodzaju zaangażowania. Brakowało jej czegoś, co pokochałaby do tego stopnia, iż poświęciłaby się temu z takim oddaniem. Odkąd założyła własną firmę, starała się traktować ją jak swoje dziecko, jednak w rzeczywistości naprawdę tęskniła za gotowaniem. Brakowało jej tego, jak dobrze odnajdywała się w kuchni, z czego aktualnie nie była w stanie korzystać, ponieważ wszystkim zajmowała się raczej od strony technicznej. Jeśli zaś chodzi o dodatkową pracę, cóż, tam znajdowała się w zgoła odmiennej roli. Tym razem była po drugiej stronie i zamiast starać się trafić w gusta potencjalnych klientów, tym razem to ona oceniała pracę restauratorów. Warto przy tym nadmienić, że nie zawsze była chojna. Choć wiedziała, jak ciężkim kawałkiem chleba jest prowadzenie własnej restauracji, trudno było uzyskać od niej miłe słowa, jak gdyby za punkt honoru obrała sobie utrudnienie życia wszystkim innym. I może częściowo tak było - może w tak głupi sposób próbowała zrekompensować sobie to, co nie udało się w jej codzienności. Nie była przecież święta.
Powrót do Lorne Bay był więc niczym powrót do przeszłości, choć niekoniecznie wymarzony. Pod wieloma względami Casey wcale nie tęskniła za tym miejscem, mając wrażenie, że tutaj zawsze stała w miejscu. Wiedziała jednak, że nawet powrót tutaj miał okazać się przyjemniejszy, niż trwanie u boku osoby, która nie była w stanie okazać jej nawet grama szacunku. Obecnie nie wracała do niego już nawet myślami.
Uśmiechnęła się, gdy znalazł się obok. Kiedy jej małżeństwo zaczęło się psuć, sama niejednokrotnie wracała do niego myślami, jednak nigdy nie zebrała się na odwagę, aby sięgnąć po telefon i wybrać jego numer. Zresztą, co takiego miałaby powiedzieć? Że żałowała? Że jakaś jej część wcale nie chciała wywracać przeszłości do góry nogami? Na tego rodzaju słowa było już zwyczajnie za późno. — Teraz masz go pod dostatkiem — zauważyła, rozglądając się jeszcze dookoła. Naprawdę była pod ogromnym wrażeniem tego, do czego doszedł w ostatnim czasie. — Niewykluczone, że w ogóle nie przyszłam popatrzeć na zwierzęta — wyjaśniła, wyginając kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Chyba nie było niczego niewłaściwego w tym, że chciała go zobaczyć? — Czy w takim razie będę mogła też liczyć na kawę? — zapytała, omiatając go spojrzeniem. W takim wydaniu - we własnym żywiole prezentował się naprawdę dobrze.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Do Parkera niestety za późno dotarło to, że zbyt wielkie nadzieje pokładał w ludziach. Nie był co prawda typem, który desperacko poszukiwał drugiej połowy. Jasne, samotność mu nie służyła i nie był typem samotnika. Zdecydowanie preferował bycie kimś kto ma do kogo otworzyć gębe. Nie było w tym jednak żadnej desperacji. A przynajmniej taką miał nadzieję. Pokładał nadzieję i swoją przyszłość w drugiej osobie i później kończył właśnie tak, że nie miał niczego poza pustką, której nie był w stanie zapełnić. A musiał mieć co robić. Musiał się zająć czymkolwiek, żeby nie myśleć o tym przypadkowym morderstwie. A po tym jak jego przyjaciel się zabił, a Cat opuściła miasto, nie miał nikogo kto znałby ten sekret. A przecież nie pójdzie z tym do żadnego psychologa czy psychiatry czy terapeuty. Przecież to nie miałoby sensu. Na pewno ktoś by go zgłosił i trafiłby do więzienia. Chociaż nie był pewien czy byłoby to możliwe skoro sprawa została zamknięta, a niewłaściwie oskarżony człowiek siedział w więzieniu.
- Owszem. – Uśmiechnął się. – Ale musiałabyś zobaczyć moją farmę. – Dodał i omiótł wzrokiem wybieg dla krokodyli. – Dobra. Nie jest tak wielka jak całe sanktuarium, ale jest całkiem spora. – Nie będzie jej przecież wkręcał, że ma nie wiadomo jak gigantyczną farmę. Teren jest rzeczywiście spory i nadal ma fragmenty, których nie zagospodarował, ale była niczym w porównaniu do sanktuarium. – Chociaż nie wiem czy ci się spodoba. – Dodał z delikatnym uśmiechem. Patrzył na nią i widział kobietę, która należała do wielkiego miasta. Nie pasowałyby do niej gumiaki czy chociażby kowbojki. Nawet nie był w stanie wyobrazić sobie scenariusza, w którym ubrałaby crocsy. Chociaż byłby to uroczy widok.
- Fantastyczna wiadomość dla mnie. – Nie było co kłamać. Takie słowa naprawdę go ucieszyły. Prawdopodobnie zawsze będzie miał miejsce w sercu dla jej osoby. Była jego pierwszym, poważnym zawodem miłosnym. Chociaż też nie tylko tym. Była też pierwszą miłością. Gdyby nie rozbieżność w marzeniach i planach to mogłaby mu złamać serce na kilka innych sposobów. Chociaż wolałby wierzyć, że w innym, alternatywnym świecie, nigdy tego nie zrobiła.
- Oczywiście, że tak. Możesz nawet liczyć na nuggetsy w kształcie dinozaurów, ale pewnie nie będziesz zainteresowana, co? – Zażartował, ale rzeczywiście coś takiego istniało w menu na terenie restauracji. Gestem dłoni wskazał jej drogę, którą powinni się skierować. – Poczekaj. – Zatrzymał się i wskazał na kieszonkę koszuli znajdującą się na lewej piersi. – Mam tutaj przepustkę dla odwiedzających. Możesz ją proszę sobie wziąć? – Nie chciał dotykać tej przepustki brudnymi rękoma, a jednak potrzebowała jej, żeby przechodzić przez tereny dla personelu. – Pójdziemy na zaplecze. Tam mamy lepsze ekspresy. – Oczywiście, że zasponsorował swoim pracownikom dobre ekspresy do kawy. Co prawda musiał z tego zapłacić z własnej kieszeni, ale zadowolenie jego pracowników było równie ważne co zadowolenie zwierząt. – Przyjechałaś w odwiedziny? – Nie zakładał, że wróciłaby do miasta na stałe.
właścicielka firmy z cateringiem dietetycznym — krytyk kulinarny w the cairns post
31 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Wróciła do miasteczka uciekając przed toksycznym mężem, więc aktualnie skupia się na recenzowaniu posiłków podawanych w lokalnych restauracjach oraz powiększaniu zakresu działalności własnej firmy.
Ucieczka przed problemami stanowi zawsze prostsze rozwiązanie niż próba stawienia im czoła, o czym Casey przekonała się na własnej skórze. Kiedy jej małżeństwo skomplikowało się, to znaczy: kiedy jej mąż zaczął przekraczać granice, które dla niej były czymś nie do przekroczenia, w końcu zaczęła tracić cierpliwość. Zanim postawiła na siebie - zanim otwarcie przyznała, że nie zasługuje na takie traktowanie, przez długi czas udawała, że wszystko jest w porządku. Akceptowała każdą zniewagę, każdą próbę poniżenia i udowodnienia jej, że w domu, który stanowić powinien jej bezpieczną przystań, rządzi ktoś inny. W końcu powiedziała temu pas. Postanowiła zadbać o własne bezpieczeństwo i uciec, jednak za nic w świecie nie czuła się gotowa do podjęcia rozmowy na ten temat z kimkolwiek. Dusiła to wszystko w sobie, ponieważ wydawało jej się, że przyznanie na głos tego, jak przez długie miesiące, a może nawet lata wyglądało jej małżeństwo, byłoby ostateczną klęską, a tego przecież nie chciała. Tutaj, w rodzinnym miasteczku, wolała pozostawać kobietą, która posiadała nad wszystkim kontrolę. Chciała, żeby ludzie postrzegali ją jako silną, bo tylko dzięki temu sama tak właśnie się czuła. Poza tym nie miała już nic.
Człowiek sukcesu — skomentowała, a choć na jej twarzy wymalował się uśmiech, to wcale nie znaczy, że wypowiadała te słowa przekornie. Wręcz przeciwnie - dostrzegała to, jak szczęśliwy wydawał się dzięki realizacji własnych planów i częściowo chyba mu tego zazdrościła. Sama nie była bowiem przekonana, czy jej samej uda się jeszcze kiedykolwiek do takiego szczęścia wrócić. — Musiałbyś mi najpierw ją pokazać — stwierdziła, nie oczekując jednak wcale, że nagle rzuci wszystko, aby ona mogła odwiedzić miejsce, w którym teraz się zadomowił. Po tym, jak w przeszłości nagle zdecydowała się na wyjazd, już sam fakt, że miał ochotę dotrzymać jej teraz towarzystwa to dużo. Casey nie zamierzała być zachłanna, choć jednocześnie skłamałaby mówiąc, że miała coś przeciwko temu, aby w przyszłości jeszcze się z nim spotkać. Ku temu chętnie znalazłaby pretekst.
Uśmiechnęła się - zupełnie szczerze, co w ostatnim czasie nie przychodziło jej z łatwością. Parker, jak widać, potrafił nadal u niej ten grymas przywołać, co wynikać mogło z jego indywidualnych zdolności lub tego, jak wielkie ich dawna znajomość pociągała za sobą sentymenty. — Z takim menu pewnie niedługo dostaniecie też gwiazdkę Michelin — stwierdziła, a kiedy poprosił ją o wzięcie przepustki, posłała mu najpierw pytające spojrzenie, dopiero potem decydując się na jej wyciągnięcie. Gdy ta znalazła się w jej dłoniach, Casey obróciła nią, a później łagodnie się uśmiechnęła. — Nie — odparła, po czym koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę. — Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że chciałabym poszerzyć działalność swojej firmy i doszłam do wniosku, że ta okolica byłaby strzałem w dziesiątkę, więc przyjechałam na dłużej. Póki co zamierzam się tu zatrzymać — stwierdziła, nie do końca kłamiąc. Miała zostać tu na dłużej, jednocześnie nie posiadając planu na to, co dalej. Postanowiła jednak przemilczeć to, że pewien związek z jej powrotem miało jej toksyczne małżeństwo. Nieszczególnie miała ochotę się tym chwalić. — Powinieneś więc przygotować się na to, że będę zaglądać tu częściej — wspomniała, a choć nie planowała traktować tego zbyt poważnie, chciała chyba wiedzieć, jak się na to zapatrywał. Bądź co bądź zrozumiałaby, gdyby miał do niej zbyt duży żal.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Najważniejsze, że Casey postanowiła odzyskać kontrolę nad własnym życiem i że postanowiła od tego odejść. Nie wszyscy mieli w sobie na tyle siły, żeby odważyć się na taki krok. Odejście od kogoś takiego wydawało się przecież takie proste, pakujesz swoje rzeczy i po prostu wychodzisz nie odwracając się za siebie. A jednak dużo ludzi, a zwłaszcza kobiet, decydowało się na pozostawanie w takich związkach. A to przecież nie o to chodziło. Osoba, która miała być miłością nie powinna być tą, która najbardziej rani. A przynajmniej nie w taki sposób.
- Ah, przestań. – Machnął ręką nieco zawstydzony. Jeszcze za takiego się nie uważał. Dopiero jak sanktuarium w jego oczach zacznie funkcjonować poprawnie – czyli będzie generowało większe zyski, to może wtedy będzie się uważał za człowieka sukcesu. Na razie musiał poza pracą w sanktuarium jeździć po Queensland i reklamować swoją placówkę szukając sponsorów i darczyńców. Sama sprzedaż biletów czy funkcjonowanie restauracji lub sklepów z pamiątkami nie przynosiło aż tak ogromnych zysków. – Serio? Chciałabyś ją zobaczyć? – Ucieszył się, bo jednak kochał się chwalić swoją farmą i zwierzętami. – Dzisiaj nie dam rady, bo mam trochę roboty tutaj na miejscu, ale… może jutro? – Spojrzał na nią wyczekująco. – Albo po prostu daj znać kiedy będziesz miała czas! – Nie wiedział jeszcze czy przyjechała w odwiedziny i jeżeli tak to czy były to jakieś dłuższe czy krótsze odwiedziny. Nie chciał jej zaburzać planów chociaż skoro postanowiła go odwiedzić to robił sobie nadzieje, że może jednak jakieś plany z nim, wchodziły w grę. – I jak coś to mam dodatkową parę gumiaków, więc nie musisz przynosić swoich. – Dorzucił pół żartem, pół serio. Zawsze miał dodatkowe obuwie dla swoich gości. Nikt nie chciałby chodzić po błocie w swoich butach, albo wejść w krowią czy końską niespodziankę.
- Cały czas się o to staramy. Okazjonalnie zmieniamy nawet kształt nuggetsów, żeby przekonać jury. – Żażartował. Rzeczywiście zdarza im się urozmaicać menu zmieniając kształt nuggestów, ale nie robili tego pod żadną ławę oceniających. Poczekał cierpliwie, z delikatnym uśmiechem na ustach, żeby wzięła tą przepustkę. Musiał zachować chociaż podstawowe zasady bezpieczeństwa. Co prawda na zapleczu nie biegały zwierzęta luzem, ale musiał chronić sanktuarium w razie jakiegokolwiek wypadku. – Nie wiedziałem, że masz swoją firmę. Czym się zajmujesz? – Zapytał i otworzył drzwi na zaplecze i zaprosil ją, żeby weszła do środka. – Świetnie. Mam nadzieję, że nie będziesz super zajęta i znajdziesz czasami czas, żeby mnie odwiedzić. Albo żeby dać się gdzieś zaprosić. – Jeżęli miał taką możliwość to chciał spędzić z nią trochę czasu. Wiedział, że zapewne nie będzie w tym niczego dobrego dla jego zdrowia psychicznego i serca, ale miał zamiar podjąć to ryzyko.
- Załatwię ci w takim razie darmową wejściówkę. – Nawet nie żartował. Miał możliwość wręczenia czegoś takiego. Nie robił tego często, bo jednak sprzedaż biletów była istotna, ale dla wąskiego grona był w stanie zrobić wyjątki. – Poczekaj tutaj sekundkę, przebiorę się i zdezynfekuję. – I rzeczywiście zniknął na chwilę w jakimś pomieszczeniu gospodarczym. Przebrał się w czystą koszulę i zaraz ponownie do niej dołączył. – Teraz mogę cię wyściskać. – Wyszczerzył się i rzeczywiście podszedł do niej, żeby ją przytulić. – Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten absolutnie nieseksowny zapach. – Oczywiście był to zapach środków do dezynfekcji.
ODPOWIEDZ
cron