about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
001.
your existence is a scandal
{outfit}
Lata temu marzyła, by kiedyś zostać matką, jednak nigdy nie przypuszczała, że to stanie się tak niespodziewanie. Nie przypuszczała również, że wcześniej nie zdoła sobie tego zaplanować, ponieważ ni z tego, ni z owego spadną na nią obowiązki związane z opieką nad czteroletnim synem siostry, który zdecydowanie wymagał ogromu jej uwagi. Carrie mogła robić to przez tydzień, mogła robić to przez dwa, co zresztą obiecała Margo, kiedy ta wyznała, że potrzebowała urlopu. Wiedząc, że pełnienie roli samotnej matki nie było dla niej proste i kosztowało ją wiele wyrzeczeń, młodsza Broussard czuła się jakby zobowiązana do tego, aby nie zawieść. Jednocześnie nie przypuszczała, że koniec końców to ona okaże się tą, która rozczaruje się najbardziej.
Choć minął już niemal tydzień, a jej siostra nadal nie dała znaku życia, Carrie dalej nie potrafiła wyrzucić z głowy wiadomości, którą wówczas jej przysłała. Od tamtej pory próbowała dodzwonić się do Margo prawdopodobnie jakieś sto razy, jednak upierdliwa maszyna za każdym razem powtarzała, że abonent znajdował się poza zasięgiem sieci. Nie mając siły na dalszą szamotaninę, Carys zostawiła siostrze bardzo wymowną wiadomość, a później skupiła się na tym, co dla niej samej było jeszcze trudniejsze - na zajęciu się czterolatkiem bez konieczności wyjaśniania mu tego, dlaczego w pobliżu nie było jeszcze mamy.
Najgorsze były noce, ponieważ to właśnie wtedy chłopiec budził się z płaczem wzywając Margo, czemu Carrie w żaden sposób nie potrafiła zaradzić. Zwykle zrywała się wtedy razem z nim i trwała u jego boku, dopóki ten ponownie nie padł ze zmęczenia. Ostatnie dni kosztowały ją więc wiele energii, ale przede wszystkim także nerwów, których nie miała jak odreagować, ponieważ właśnie z myślą o tym malcu musiała pozostawać silna. Szkoda tylko, że na to brakowało jej już siły.
Nie mając żadnej wieści od starszej siostry, dzisiejszego popołudnia zdecydowała się zajrzeć do jej mieszkania, aby zabrać stamtąd resztę potrzebnych rzeczy. Siostrzeniec miał u niej część swoich zabawek, jednak ciągle pytał o inne, a w związku z powolną zmianą pogody Carrie uznała, że potrzebny będzie jej także zapas ubrań. Odstawiła młodego do rodziców, a sama postanowiła wykorzystać popołudnie, aby odpowiednio się zaopatrzyć. Na szczęście Margo pomyślała przynajmniej o tym, aby zostawić jej klucz do swojego domu, dzięki czemu Broussard mogła odpuścić sobie nieplanowane zakupy. Zresztą, zabranie potrzebnych rzeczy było wyłącznie pretekstem do wizyty, która, jak łudziła się Carrie, być może powie jej coś więcej. Bo tak, zamierzała przetrzepać rzeczy siostry w poszukiwaniu jakiejś wskazówki odnośnie tego, gdzie się obecnie znajdowała. Myszkowała właśnie w jednej z jej szuflad, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Ten sprawił, że nerwowo podskoczyła, jak gdyby ktoś przyłapał ją właśnie na gorącym uczynku. Podążyła w stronę wyjścia i zerknęła przez wizjer, a choć od razu poznała postać po drugiej stronie, mimo wszelkich oporów zdecydowała się otworzyć. — Czego tutaj szukasz? — zapytała, krzyżując przedramiona na piersi. Nie cofnęła się nawet o krok, nie chcąc dać mu mylnego wrażenia, że zamierzała wpuścić go do środka. Jej siostra zawsze miała bowiem tendencję do podejmowania złych wyborów, a z nich wszystkich związek z Theodorem był chyba tym najgorszym. Carys nigdy nie umiała obdarzyć go sympatią.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
001.
your existence is a scandal
{outfit}
Nigdy nie byli zgraną parą. To właściwie był gówniany związek, który w głównej mierze opierał się na pożądaniu poplątanym ze sporą ilością imprez i kłótni. Ona była nieodpowiedzialna, on był bawidamkiem, który brał z życia pełnymi garściami i nie mogło skończyć się to dobrze. W dodatku, gdy Margo zaszła w ciążę, on akurat został zaaresztowany więc jakoś naturalnie ich relacja dobiegła końca, wraz z początkiem odsiadki Theodora.
Tyle dobrego w tym wszystkim, że Blake wyrósł na całkiem fajnego dzieciaka. Mimo wielu wad jakie posiadali jego rodzice, odziedziczył po nich chyba to co najlepsze. Z każdym rokiem stawał się też coraz ważniejszy dla Teddy'ego, który ostatecznie kilka miesięcy temu podjął decyzję o przeprowadzce do Lorne Bay. Potrzebował nieco czasu, aby zamknąć biznes w Mareebie i zainwestować w coś nowego, ale dwa tygodnie temu wszystko zostało finalizowane. Wtedy też stracił kontakt z Margo, ale nie przejmował się tym, tylko tak jak było to ustalone, zjawił się odpowiedniego dnia u progu jej drzwi.
- Też miło ciebie widzieć, Carrie - odparł, spoglądając na siostrę swojej byłej. Nie przepadał za Carys równie mocno jak za Margo, więc w ramach powitania obdarzył ją kpiącym uśmiechem. - Przyszedłem po Blake'a - przyznał zgodnie z prawdą i jakby zrobił ruch do boku, chcąc zerknąć za Broussard w poszukiwaniu swojego syna. - Gdzie Margo? - Dopytał, bo w sumie nie odpisała mu na żadną z wiadomości, a ostatni sms jaki od niej przyszedł był dość niejednoznaczny i nieco enigmatyczny.
Carys Broussard
about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
Była młodszą siostrą. Tą, która z definicji powinna być bardziej zagubiona w życiu, może też nieco bardziej nieodpowiedzialna i obdarzona pomocą ze strony kogoś bardziej doświadczonego przez życie. Nie rozumiała zatem, dlaczego w ich rodzinie wszystko jakby wywróciło się do góry nogami, przez co to właśnie ona zmuszona była dźwigać na swoich barkach ciężary błędów popełnianych przez Margo. Jeszcze jako młoda dziewczyna, która powinna eksplorować własne możliwości i w spokoju odkrywać to, co miało jej do zaoferowania życie, odepchnęła na bok własne pragnienia, aby pomóc. Wiedziała przecież, że jej pogubiona i chaotyczna siostra nie zdoła samodzielnie stanąć na wysokości zadania, jakim była opieka nad nowonarodzonym dzieckiem, a skoro nie mogła liczyć na jego ojca, musiała wspomóc się siostrą. Tak, Carys czuła się do tego zobowiązana.
Nigdy nie wytknęła tego swojej siostrze. Nie zająknęła się słowem i nie obarczyła jej winą za to, że jej życie mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby tak wiele czasu i energii nie poświęciła problemom Margo. Po części chyba nie potrafiła winić jej za to, jaka była, dlatego znaczną część własnej niechęci przelała na byłego partnera siostry. To Theodore był tym, który namieszał jej w głowie, rozkochał, a później zmajstrował dziecko i porzucił w momencie, w którym Margo najbardziej go potrzebowała. Gdyby tego było mało, poranne mdłości nie wydawały się tak koszmarne w obliczu tego, iż za jego sprawą ciężarna wówczas Broussard ciągana była także po przesłuchaniach. Przyglądając się temu, Carys nie umiała nie współczuć siostrze, a koniec końców też się nad nią zlitować. Skoro zawiódł ją on, ona nie mogła.
A teraz stała z nim twarzą w twarz. Spoglądała w jego oczy nie będąc w stanie pozbyć się myśli, że jak zwykle pojawiał się dokładnie wtedy, kiedy mógł sprawić najwięcej kłopotów. Bo nie, Carrie wcale nie widziała w nim wyjścia z własnej, skomplikowanej sytuacji. Nie widziała w nim dobrego materiału na ojca Blake’a. — Nie tutaj — odparła, postanawiając pominąć niewygodny fragment, jakim było to, że nie miała bladego pojęcia, gdzie podziewa się jej siostra. — Blake’a też nie ma, więc… Możesz już sobie pójść — dodała, po czym uśmiechnęła się uroczo. No, ”uroczo”, ponieważ to, jak bardzo wymuszony był ten uśmiech, zdecydowanie biło po oczach, a Carrie wcale też jakoś szczególnie nie starała się, żeby to ukryć. Odkąd Theodore został aresztowany, a jego relacja z Margo definitywnie się rozpadła, z Carrie nie widywali się prawie w ogóle, a mimo to nie da się zaprzeczyć temu, że oboje mieli świadomość wzajemnej niechęci. Prawdopodobnie od samego początku była dla niego zołzą.
Nigdy nie wytknęła tego swojej siostrze. Nie zająknęła się słowem i nie obarczyła jej winą za to, że jej życie mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby tak wiele czasu i energii nie poświęciła problemom Margo. Po części chyba nie potrafiła winić jej za to, jaka była, dlatego znaczną część własnej niechęci przelała na byłego partnera siostry. To Theodore był tym, który namieszał jej w głowie, rozkochał, a później zmajstrował dziecko i porzucił w momencie, w którym Margo najbardziej go potrzebowała. Gdyby tego było mało, poranne mdłości nie wydawały się tak koszmarne w obliczu tego, iż za jego sprawą ciężarna wówczas Broussard ciągana była także po przesłuchaniach. Przyglądając się temu, Carys nie umiała nie współczuć siostrze, a koniec końców też się nad nią zlitować. Skoro zawiódł ją on, ona nie mogła.
A teraz stała z nim twarzą w twarz. Spoglądała w jego oczy nie będąc w stanie pozbyć się myśli, że jak zwykle pojawiał się dokładnie wtedy, kiedy mógł sprawić najwięcej kłopotów. Bo nie, Carrie wcale nie widziała w nim wyjścia z własnej, skomplikowanej sytuacji. Nie widziała w nim dobrego materiału na ojca Blake’a. — Nie tutaj — odparła, postanawiając pominąć niewygodny fragment, jakim było to, że nie miała bladego pojęcia, gdzie podziewa się jej siostra. — Blake’a też nie ma, więc… Możesz już sobie pójść — dodała, po czym uśmiechnęła się uroczo. No, ”uroczo”, ponieważ to, jak bardzo wymuszony był ten uśmiech, zdecydowanie biło po oczach, a Carrie wcale też jakoś szczególnie nie starała się, żeby to ukryć. Odkąd Theodore został aresztowany, a jego relacja z Margo definitywnie się rozpadła, z Carrie nie widywali się prawie w ogóle, a mimo to nie da się zaprzeczyć temu, że oboje mieli świadomość wzajemnej niechęci. Prawdopodobnie od samego początku była dla niego zołzą.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
Nie zasługiwał na tytuł najlepszego ojca i nie miał zamiaru się z tym nie zgadzać, bo pierwsze dwa, prawie trzy lata życia Blake'a spędził wypełniając swoje obowiązki w bardzo minimalny sposób. Nie przeszkadzało mu też to, że pełnię praw rodzicielskich posiadała Margo, a on mógł tylko odwiedzać syna w określone dni. Czasem zabierał go na weekend do siebie, czasem spędzał z nim jakieś święta, ale odpowiedzialność rodzicielska nie była przez niego odczuwalna w pełni. Dopiero od roku zaczął odrobinę bardziej angażować się w bycie tatą, a co za tym idzie więź między nim, a synem odrobinę się zacieśniła. Nigdy nie zapominał o ważnych datach, nawet raz zabrał małego do lekarza (co wcześniej mu się nie zdarzało), ani razu nie odwołał spotkania i po prostu czuł, że ma większy wpływ na wychowanie Blake'a. Dlatego też zdecydował się przenieść do Lorne Bay, gdzie udało mu się wykupić warsztat samochodowy, bo swój poprzedni biznes sprzedał. Nie ma co się oszukiwać, że też okres zaraz po wyjściu na wolność nie był dla Teddy'ego łatwy, bo minęło dość sporo czasu nim stanął na nogi i pogodził się z tym, że klientami jego warsztatu będą teraz zwykli ludzie, a nie najwyższej klasy kierowcy rajdowi.
- Słucham? - Obruszył się, bo o ile nie interesowało go gdzie przebywała Margo, o tyle Blake'm przejmował się bardzo i nie spodobało mu się to co usłyszał. Zresztą ton i pogarda z jaką wypowiadała słowa Carrie także. Też za nią nie przepadał, ale przynajmniej na każdym kroku nie pokazywał jej jak bardzo w nosie ma to, że nie darzyła go sympatią, bo zwisała mu jej opinia. - Gdzie jest mój syn? - Powtórzył nieco poważniej, bo skoro młoda Broussard postanowiła go traktować chłodno, to on chciał odpłacić się jej tym samym. - I nie odpowiadaj mi, że nie tutaj, bo nie pytam na żarty. Nie mam kontaktu z Margo od kilkunastu dni, przyjeżdżam tutaj i zamiast niej i Blake'a, zastaję ciebie, więc chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, Carys - rzucił szorstko i podszedł o krok, by zrozumiała, że nie miał zamiaru się z nią teraz przepychać na słowa, a naprawdę chciał się dowiedzieć co działo się z jego dzieckiem, bo na ten moment wszystko mu podpowiadało to, że Margo postanowiła gdzieś zniknąć i zabrała ze sobą Blake'a.
Carys Broussard
- Słucham? - Obruszył się, bo o ile nie interesowało go gdzie przebywała Margo, o tyle Blake'm przejmował się bardzo i nie spodobało mu się to co usłyszał. Zresztą ton i pogarda z jaką wypowiadała słowa Carrie także. Też za nią nie przepadał, ale przynajmniej na każdym kroku nie pokazywał jej jak bardzo w nosie ma to, że nie darzyła go sympatią, bo zwisała mu jej opinia. - Gdzie jest mój syn? - Powtórzył nieco poważniej, bo skoro młoda Broussard postanowiła go traktować chłodno, to on chciał odpłacić się jej tym samym. - I nie odpowiadaj mi, że nie tutaj, bo nie pytam na żarty. Nie mam kontaktu z Margo od kilkunastu dni, przyjeżdżam tutaj i zamiast niej i Blake'a, zastaję ciebie, więc chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, Carys - rzucił szorstko i podszedł o krok, by zrozumiała, że nie miał zamiaru się z nią teraz przepychać na słowa, a naprawdę chciał się dowiedzieć co działo się z jego dzieckiem, bo na ten moment wszystko mu podpowiadało to, że Margo postanowiła gdzieś zniknąć i zabrała ze sobą Blake'a.
Carys Broussard
about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
Carys, dla odmiany, była przy Blake’u niemal zawsze. Choć mogła zająć się swoimi sprawami i pozwolić, by jej siostra samodzielnie stawiła czoła trudnościom, z jakimi wiązało się samotne wychowywanie dziecka, młodsza Broussard zwyczajnie nie potrafiła się na to zdecydować. Brakowało jej asertywności, z którą być może powinna podchodzić do życia, jednak nie potrafiła przejść obojętnie wokół krzywdy i bezradności swoich bliskich. Nie potrafiła zostawić na lodzie własnej siostry, która ani trochę jej tego nie ułatwiała, ponieważ posiadała zadziwiającą tendencję do pakowania się w kłopoty, a popełniane przez nią błędy wcale nie zdawały się sprowadzać na nią rozsądku. Wyglądało to trochę tak, jakby Margo na własne życzenie wprowadzała chaos nie tylko do swojej codzienności, ale i do codzienności Carys. Prawdopodobnie dlatego, że brunetka nigdy jej od tego nie odcięła. Nigdy nie zostawiła jej samej i przez to jej siostra nie czuła, że powinna zmądrzeć. Wydarzenia sprzed kilku dni były tego najlepszym przykładem.
Znów zamierzała stanąć na wysokości zadania i zająć się siostrzeńcem, który poza nią nie miał nikogo. Wiedziała, że mogła wybrać wygodne wyjście i odstawić go do rodziców, jednak w przeciwieństwie do własnej siostry, Carrie nie chciała przerzucać tej odpowiedzialności na kogoś innego. A skoro nie była w stanie zostawić go u własnych rodziców, co do których nie miała nawet cienia wątpliwości, że zajęliby się nim dobrze, jak mogłaby dopuścić, by Blake wrócił do domu z Theodorem, któremu kompletnie nie ufała? Na to nie pozwalał jej własny rozsądek. I trochę też prawdopodobnie upór. — Ja z niczego nie muszę ci się tłumaczyć, Ted — odparła niemal natychmiast, bo o ile rzeczywiście mógł domagać się wyjaśnień dotyczących syna, tak Carrie nic nie była mu winna. To było mieszkanie jej siostry, w którym za jej zgodą miała prawo przebywać, a cała reszta… Cóż, mogła udzielić mu informacji, ale czy aby na pewno chciała? Oczami wyobraźni była przecież w stanie zobaczyć, do czego to doprowadzi. — Posłuchaj… Nie mam pojęcia, jaki dokładnie masz układ z Margo, ale to nie moja sprawa. Jeśli czegoś ci nie powiedziała, najwyraźniej miała ku temu dobry powód, więc przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. To z nią powinieneś się kontaktować — stwierdziła, unosząc ku górze dłonie w geście, który miał oznaczać, że ona była względem tego całkowicie bezradna. Bzdura, ale przecież to nie ona powinna mówić mu o tym, że jej siostra porzuciła ich dziecko. Nie chciała. Nie czuła się do tego upoważniona.
Znów zamierzała stanąć na wysokości zadania i zająć się siostrzeńcem, który poza nią nie miał nikogo. Wiedziała, że mogła wybrać wygodne wyjście i odstawić go do rodziców, jednak w przeciwieństwie do własnej siostry, Carrie nie chciała przerzucać tej odpowiedzialności na kogoś innego. A skoro nie była w stanie zostawić go u własnych rodziców, co do których nie miała nawet cienia wątpliwości, że zajęliby się nim dobrze, jak mogłaby dopuścić, by Blake wrócił do domu z Theodorem, któremu kompletnie nie ufała? Na to nie pozwalał jej własny rozsądek. I trochę też prawdopodobnie upór. — Ja z niczego nie muszę ci się tłumaczyć, Ted — odparła niemal natychmiast, bo o ile rzeczywiście mógł domagać się wyjaśnień dotyczących syna, tak Carrie nic nie była mu winna. To było mieszkanie jej siostry, w którym za jej zgodą miała prawo przebywać, a cała reszta… Cóż, mogła udzielić mu informacji, ale czy aby na pewno chciała? Oczami wyobraźni była przecież w stanie zobaczyć, do czego to doprowadzi. — Posłuchaj… Nie mam pojęcia, jaki dokładnie masz układ z Margo, ale to nie moja sprawa. Jeśli czegoś ci nie powiedziała, najwyraźniej miała ku temu dobry powód, więc przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. To z nią powinieneś się kontaktować — stwierdziła, unosząc ku górze dłonie w geście, który miał oznaczać, że ona była względem tego całkowicie bezradna. Bzdura, ale przecież to nie ona powinna mówić mu o tym, że jej siostra porzuciła ich dziecko. Nie chciała. Nie czuła się do tego upoważniona.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
Oczywiście, że nie miała obowiązku tłumaczenie się przed nim z poczynań swojej siostry, ale obecnie Theodore bardziej interesowało to, gdzie znajdował się jego syn. Niestety póki co snuł domysły, w których to postać Margo zabrała gdzieś ich dziecko i postanowiła nie dzielić się z nim informacją o tym. Był więc ściekły, bo o ile na samym początku był kiepskim ojcem, o tyle teraz autentycznie interesował się losem Blake'a. Z jego też powodu przewrócił swoje życie do góry nogami i Margo wiedziała o tym, że mu zależy, aby istnieć w życiu syna. Dlaczego więc nagle postanowiła odstawić taki numer i nie wywiązać się z umowy. Oczywiście Teddy nie zakładał najgorszego, a po prostu uznał, że wyjechała sobie gdzieś poza miasto i tyle, w nosie mając to, że on miał plany na weekend z Blake'm i wcale nie chciał, aby im one przepadły, bo jej się zachciało wyjazdów.
- Ty nie, ale twoja siostra tak, a jak sama widzisz jej tutaj nie ma, więc chciałbym wiedzieć dlaczego - wyrzucił jej prosto w twarz. Mogli nie darzyć się zbytnią sympatią, ale z drugiej strony osobiście Theodore nigdy nie zrobił Carrie nic przykrego. Traktował ją raczej jako ładną statystkę w grze, w której jej siostra odgrywała rolę antagonisty. Pewnie z jej perspektywy to Teddy zasługiwał na takie miano, ale to już inna historia... Nie trafił za kratki, bo był złym i bezwzględnym człowiekiem, a dlatego, że zbłądził. I owszem nie miał złotego charakteru, był dupkiem i egoistą, ale umiał zachować się jak należy, gdy sytuacja tego wymagała. Nie był też idiotą, bo tacy nie kończyli studiów i nie zajmowali się budową najdroższych samochodowych silników. - Nie masz? Już nie kłam, dobra? - Obruszył się, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć w to, że Carys nie zauważyła, że od roku Teddy praktycznie co chwila zabierał do siebie Blake'a. Spędzał z nim każde wolne święta i co drugi weekend, dając zmęczonej Margo odpocząć. - Wiesz, że młody spędza ze mną weekendy, a tak się składa, że ten też powinien - wyjaśnił, jakby nagle Carrie naprawdę dostała amnezji. Z drugiej strony może siostra zapomniała jej wspomnieć o tym jaki miała z nim układ. - Chciałbym, ale jej, kurwa, nie ma, tak? - Syknął, po czym odsunął się od Carys i dla rozładowania napięcia zrobił kilka kroków w tę i z powrotem. Dopiero po chwili ponownie zerknął na Broussard. - Przestań już ze mnie robić kretyna, Carrie - westchnął zrezygnowany. - Wiem, że mnie nie lubisz, ale to nie oznacza, że powinnaś zachowywać się jak pinda i nie pozwalać mi na kontakt z synem - dodał, odrobinę chcąc uderzyć w jej sumienie, bo może to poskutkuje tym, że dowie się co obecnie działo się z jego dzieckiem.
Carys Broussard
- Ty nie, ale twoja siostra tak, a jak sama widzisz jej tutaj nie ma, więc chciałbym wiedzieć dlaczego - wyrzucił jej prosto w twarz. Mogli nie darzyć się zbytnią sympatią, ale z drugiej strony osobiście Theodore nigdy nie zrobił Carrie nic przykrego. Traktował ją raczej jako ładną statystkę w grze, w której jej siostra odgrywała rolę antagonisty. Pewnie z jej perspektywy to Teddy zasługiwał na takie miano, ale to już inna historia... Nie trafił za kratki, bo był złym i bezwzględnym człowiekiem, a dlatego, że zbłądził. I owszem nie miał złotego charakteru, był dupkiem i egoistą, ale umiał zachować się jak należy, gdy sytuacja tego wymagała. Nie był też idiotą, bo tacy nie kończyli studiów i nie zajmowali się budową najdroższych samochodowych silników. - Nie masz? Już nie kłam, dobra? - Obruszył się, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć w to, że Carys nie zauważyła, że od roku Teddy praktycznie co chwila zabierał do siebie Blake'a. Spędzał z nim każde wolne święta i co drugi weekend, dając zmęczonej Margo odpocząć. - Wiesz, że młody spędza ze mną weekendy, a tak się składa, że ten też powinien - wyjaśnił, jakby nagle Carrie naprawdę dostała amnezji. Z drugiej strony może siostra zapomniała jej wspomnieć o tym jaki miała z nim układ. - Chciałbym, ale jej, kurwa, nie ma, tak? - Syknął, po czym odsunął się od Carys i dla rozładowania napięcia zrobił kilka kroków w tę i z powrotem. Dopiero po chwili ponownie zerknął na Broussard. - Przestań już ze mnie robić kretyna, Carrie - westchnął zrezygnowany. - Wiem, że mnie nie lubisz, ale to nie oznacza, że powinnaś zachowywać się jak pinda i nie pozwalać mi na kontakt z synem - dodał, odrobinę chcąc uderzyć w jej sumienie, bo może to poskutkuje tym, że dowie się co obecnie działo się z jego dzieckiem.
Carys Broussard
about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
Nie lubiła go, to prawda. Nie darzyła go sympatią i prawdopodobnie była do niego uprzedzona od samego początku, ale… Ale wydawało jej się, że była to niechęć w pełni uzasadniona, bo przecież zostawił jej siostrę na lodzie w momencie, w którym ta najbardziej go potrzebowała, co Carys skwitowała tylko krótkim a nie mówiłam. Od samego bowiem początku wydawało jej się, że z tego związku nie wyniknie nic dobrego. Od samego początku przekonana była, że jej siostra w końcu będzie przez niego płakać i, jak widać, nie była w błędzie. Prawdą jest jednak to, że w chwili obecnej Theodore nie był jedynym czarnym charakterem w tej historii. Była nim także jej siostra, która z dnia na dzień postanowiła zapaść się pod ziemię i zostawić na pastwę losu chłopca, który poza nią nie widział świata. Była nim także sama Carrie, która pozwoliła na to, aby jej własne widzimisię przysłoniło jej osąd i odsunęło od tego dzieciaka jedynego rodzica, jaki mu pozostał. Czy to znaczy, że natychmiast miała się zreflektować? Nie, jednak swoimi słowami Everhart naprawdę nadepnął jej na odcisk. Właśnie dlatego wciągnęła głębiej powietrze i poczerwieniała na twarzy, najwyraźniej kompletnie nie przejmując się tym, że nie wypadało jej wybuchnąć, ponieważ to w oka mgnieniu zwróciłoby uwagę ciekawskich sąsiadów. — Ja nie pozwalam ci na kontakt z synem?! Czyś ty, kurwa, na głowę upadł? — warknęła, rozkładając na boki ręce w geście niezrozumienia. Musiał mieć cholernie duży tupet, skoro przychodził tu i to ją atakował za to, że nie miał kontaktu z dzieckiem (pal licho, że w chwili obecnej rzeczywiście była to trochę jakby jej wina). — Teraz ci się nagle przypomniało? Nie udawaj, że taki świetny z ciebie ojciec — wytknęła mu, chwilę po tym krzyżując ręce na piersi. Kiedy się denerwowała, miała tendencję do przesadnego gestykulowania. Nie mówiła wyłącznie ona - mówiło całe jej ciało, a przecież jemu chciała okazywać jak najmniej emocji. Nie chciała, by myślał, że cokolwiek związanego z nim interesowało ją choćby w najmniejszym stopniu. — Nie interesuje mnie, jaki masz układ z Margo, Ted. Jeśli ona doszła do wniosku, że były kryminalista to dobre towarzystwo dla Blake’a to jej sprawa, ale ja nie będę przykładać do tego ręki. Zresztą, nie bez powodu nie powiedziała ci, gdzie wyjeżdża — wzruszyła lekko ramionami, w końcu uchylając przed nim rąbek tajemnicy, jednak tylko ten, o którym wiedziała ona. No bo właśnie, choć była świadoma wyjazdu siostry, tego samego nie można powiedzieć o jej lokalizacji. Prawdę powiedziawszy wiedziała równie mało, co on. No, za wyjątkiem tego, gdzie w chwili obecnej znajdował się jego syn.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zasługiwał na kiepską opinię w oczach Carys ze względu na swoją przeszłość. Pech chciał, że trafiła akurat na najbardziej niechlubny okres w życiu Theodora i najwyraźniej tylko przez ten pryzmat miała zbudować sobie wizję jego osoby. Absolutnie nie zastanawiając się nad tym, że może miał chociaż odrobinę oleju w głowie, skoro zajmował się najwyższej klasy autami i brał udział w renomowanych wyścigach. Owszem, zawsze miał odrobinę wybujałe ego i przeważnie myślał tylko o czubku własnego nosa, ale nigdy nie uważał się za wybitnie złego człowieka. Bardziej niedojrzałego i odrobinę samolubnego. Carrie jednak nie miała okazji przekonać się o niczym, bo dla niej był kryminalistą i typem, który zaciążył jej siostrę, a potem porzucił dzieciaka, aby przypomnieć sobie o nim po kilku latach.
- Uspokój się, co? - Syknął, bo nie chciał afery, a już nie raz przyszło mu się z Carys zetrzeć na klatce schodowej przez co odnosił wrażenie, że wszyscy jej sąsiedzi łupali na niego podejrzliwie wzrokiem. - A jak to, kurwa, nazwiesz? Nie odpowiadasz na moje pytania i stosujesz jakieś popieprzone gierki - warknął, nieco ciszej niż Carys, ale przez to nachylił się bardziej nad jej sylwetką, aby dosadność jego słów odpowiednio wybrzmiała. - Oh, daj już spokój, dobra? Będziesz mi, kurwa, teraz wypominać? Przecież wiem, że zjebałem, ale teraz jestem tutaj dla małego, przeprowadziłem się do tego gównianego miasteczka, też dla niego, więc może spuść z tonu i przestań mnie pouczać - wycedził spoglądając na młodszą Broussard tak, jakby miał zamiar wypalić jej dziurę w czole. Był na nią wściekły, ale też nie z powodu tego co mówiła, a głównie przez to, że nie chciała mu udzielić żadnych informacji. Pieklił się więc, a jednocześnie starał jakoś zapanować, ale niestety wszystko poszło na marne, wraz z jej kolejnym komentarzem. - Jestem jego ojcem, do cholery! Przestań się zachowywać tak jakbyś nie przyjmowała tego do wiadomości, Carys! - Fuknął, a dla rozładowania nagromadzonej złości, uderzył otwartą dłonią w futrynę, bo inaczej chyba by po prostu pchnął te pieprzone drzwi i sam wszedł do mieszkania Margo szukając jej i ich syna. - Czyli wyjechała? - Zatrzymał się na tej kwestii i ponowie spojrzał w oczy Broussard. - Z nim? Tak? Uciekała, czy po prostu zapomniała mi powiedzieć? Chociaż mi, kurwa, powiedz, że Blake jest bezpieczny z nią, że nie odjebała czegoś - ciągnął dalej i już w nosie miał to co robiła jego była, a chciał po prostu wiedzieć, czy z jego synem było wszystko w porządku, bo jeśli obecnie na czymkolwiek mu w życiu zależało, to tylko na nim.
Carys Broussard
- Uspokój się, co? - Syknął, bo nie chciał afery, a już nie raz przyszło mu się z Carys zetrzeć na klatce schodowej przez co odnosił wrażenie, że wszyscy jej sąsiedzi łupali na niego podejrzliwie wzrokiem. - A jak to, kurwa, nazwiesz? Nie odpowiadasz na moje pytania i stosujesz jakieś popieprzone gierki - warknął, nieco ciszej niż Carys, ale przez to nachylił się bardziej nad jej sylwetką, aby dosadność jego słów odpowiednio wybrzmiała. - Oh, daj już spokój, dobra? Będziesz mi, kurwa, teraz wypominać? Przecież wiem, że zjebałem, ale teraz jestem tutaj dla małego, przeprowadziłem się do tego gównianego miasteczka, też dla niego, więc może spuść z tonu i przestań mnie pouczać - wycedził spoglądając na młodszą Broussard tak, jakby miał zamiar wypalić jej dziurę w czole. Był na nią wściekły, ale też nie z powodu tego co mówiła, a głównie przez to, że nie chciała mu udzielić żadnych informacji. Pieklił się więc, a jednocześnie starał jakoś zapanować, ale niestety wszystko poszło na marne, wraz z jej kolejnym komentarzem. - Jestem jego ojcem, do cholery! Przestań się zachowywać tak jakbyś nie przyjmowała tego do wiadomości, Carys! - Fuknął, a dla rozładowania nagromadzonej złości, uderzył otwartą dłonią w futrynę, bo inaczej chyba by po prostu pchnął te pieprzone drzwi i sam wszedł do mieszkania Margo szukając jej i ich syna. - Czyli wyjechała? - Zatrzymał się na tej kwestii i ponowie spojrzał w oczy Broussard. - Z nim? Tak? Uciekała, czy po prostu zapomniała mi powiedzieć? Chociaż mi, kurwa, powiedz, że Blake jest bezpieczny z nią, że nie odjebała czegoś - ciągnął dalej i już w nosie miał to co robiła jego była, a chciał po prostu wiedzieć, czy z jego synem było wszystko w porządku, bo jeśli obecnie na czymkolwiek mu w życiu zależało, to tylko na nim.
Carys Broussard
about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
Jej tok rozumowania nie był prawdopodobnie ani właściwy, ani sprawiedliwy, ale tym bynajmniej nie zamierzała się przejmować. Z jakiegoś powodu potrzebowała lokować w nim tę złość, bo może dzięki temu nie kierowała jej tak dużo w stronę własnej siostry? Strasznie chaotycznej, zakręconej i zdecydowanie lekkomyślnej siostry, która przez całe życie popełniała błędy, z których nie umiała samodzielnie się wydostać. W ich przypadku również musiała to zrobić, choć Carrie nie dopuszczała do siebie myśli, że ten błąd mógł leżeć w innym miejscu, niż to, w którym sama go dostrzegała. Może problem wcale nie polegał na tym, że Margo wpuściła go do swojego życia… Może jej błędem było to, że w końcu go z niego wypuściła, choć mogła wszystko sobie z nim poukładać i być szczęśliwą w sposób, jakiego oczekiwałaby Carrie? Patrząc jednak na położenie, w którym znajdowali się teraz, siostry Broussard miały bardzo rozbieżne pragnienia i bardzo nikłe było prawdopodobieństwo, że według Carys Margo kiedykolwiek zacznie postępować dobrze.
Miał trochę racji, a choć pod żadnym pozorem nie przyznałaby tego na głos, sama myśl o tym doprowadzała ją do szału. Nie chciała dać za wygraną i zdecydowanie też nie chciała mówić mu, że Blake znajdował się teraz pod jej opieką, ponieważ wiedziała, co by to oznaczało. Bezmyślna Margo nie uporządkowała przecież kwestii praw rodzicielskich wtedy, kiedy miała ku temu najlepszą okazję - gdy Theodore siedział jeszcze za kratkami. Teraz więc miał do chłopca znacznie większe prawa, niż kiedykolwiek mogłaby mieć Carrie, a przecież nie mogła tak po prostu oddać mu siostrzeńca. Nie kiedy wierzyła, że w ogóle się do tego nie nadawał. — Co takiego? — otworzyła szerzej oczy, kiedy usłyszała tych kilka kluczowych słów. Przeprowadził się. Tutaj. Do Lorne Bay. To cholernie komplikowało sprawę, ale przy okazji wyjaśniało dziwaczne postępowanie Margo. Ona po prostu chciała przed tym uciec. — Niczego, kurwa, nie wiem! — podniosła głos, nie tyle zła na niego, co zwyczajnie zmęczona tą rozmową. Cholerna Margo, zawsze wywoływała kłopoty, z którymi później to Carrie musiała się mierzyć. — Wyjechała na urlop i stwierdziła, że nie wraca. Też nie mam pojęcia, gdzie się podziewa — i to cholernie ją frustrowało. Martwiła się, ponieważ jaka by nie była, to nadal była jej siostra. — Ale młodemu nic nie jest — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wolałaby zachować tę informację dla siebie, ale jakaś zagrzebana głęboko cząstka jej sumienia nie pozwoliła jej tego zrobić. Nie w chwili, w której sama przypomniała sobie o tym, jak bardzo martwiła się o siostrę. Choć na swój sposób sobie na to zasłużył, nie mogła pozwolić, aby on tak samo martwił się o syna.
Miał trochę racji, a choć pod żadnym pozorem nie przyznałaby tego na głos, sama myśl o tym doprowadzała ją do szału. Nie chciała dać za wygraną i zdecydowanie też nie chciała mówić mu, że Blake znajdował się teraz pod jej opieką, ponieważ wiedziała, co by to oznaczało. Bezmyślna Margo nie uporządkowała przecież kwestii praw rodzicielskich wtedy, kiedy miała ku temu najlepszą okazję - gdy Theodore siedział jeszcze za kratkami. Teraz więc miał do chłopca znacznie większe prawa, niż kiedykolwiek mogłaby mieć Carrie, a przecież nie mogła tak po prostu oddać mu siostrzeńca. Nie kiedy wierzyła, że w ogóle się do tego nie nadawał. — Co takiego? — otworzyła szerzej oczy, kiedy usłyszała tych kilka kluczowych słów. Przeprowadził się. Tutaj. Do Lorne Bay. To cholernie komplikowało sprawę, ale przy okazji wyjaśniało dziwaczne postępowanie Margo. Ona po prostu chciała przed tym uciec. — Niczego, kurwa, nie wiem! — podniosła głos, nie tyle zła na niego, co zwyczajnie zmęczona tą rozmową. Cholerna Margo, zawsze wywoływała kłopoty, z którymi później to Carrie musiała się mierzyć. — Wyjechała na urlop i stwierdziła, że nie wraca. Też nie mam pojęcia, gdzie się podziewa — i to cholernie ją frustrowało. Martwiła się, ponieważ jaka by nie była, to nadal była jej siostra. — Ale młodemu nic nie jest — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wolałaby zachować tę informację dla siebie, ale jakaś zagrzebana głęboko cząstka jej sumienia nie pozwoliła jej tego zrobić. Nie w chwili, w której sama przypomniała sobie o tym, jak bardzo martwiła się o siostrę. Choć na swój sposób sobie na to zasłużył, nie mogła pozwolić, aby on tak samo martwił się o syna.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
Nie do końca był przekonany czy zaobserwował u Carys czyste zaskoczenie, czy mieszankę zdziwienia i strachu, po tym jak przyznał się do przeprowadzki.
- Nie kłam, bo widzę jak próbujesz ją kryć, Carrie - odburknął, gdy wrzasnęła, że nic nie wie o tym, gdzie podziewa się jej siostra. W takim razie niby co robiła w jej mieszkaniu? Zapewne Margo prosiła ją, aby zadbała o jakieś kwiatki, czy inne bzdety, gdy ona sama włóczyła się Bóg wie gdzie. - Co, kurwa? - Teraz to sam był zaskoczony, bo o ile Margo faktycznie miała troszkę nietuzinkowe i niezbyt dojrzałe podejście do życia to jednak nie spodziewał się, że od tak mogłaby zrezygnować ze wszystkiego i wyjechać. A praca? Dom? Przedszkole Balke'a? - Jest z nią? - Dopytał, bo już miał po dziurki w nosie tych zagadkowych odpowiedzi. Nie był już durniem, który kilka lat temu trafił, a dorosłym facetem, który odpokutował chociaż część win i szczerze starał się naprawić pozostałe. - Dobra, nie chcesz mówić to nie, po prostu zadzwonię na policję i zgłoszę uprowadzenie - rzucił spokojnie, bo może i był na bakier z prawem, ale nie obecnie. Poza tym Margo nie miała prawa zabierać ich dziecka bez jego zgody, nawet jeśli posiadała większość praw rodzicielskich, bo Theodore nie został ich całkowicie pozbawiony.
Carys Broussard
- Nie kłam, bo widzę jak próbujesz ją kryć, Carrie - odburknął, gdy wrzasnęła, że nic nie wie o tym, gdzie podziewa się jej siostra. W takim razie niby co robiła w jej mieszkaniu? Zapewne Margo prosiła ją, aby zadbała o jakieś kwiatki, czy inne bzdety, gdy ona sama włóczyła się Bóg wie gdzie. - Co, kurwa? - Teraz to sam był zaskoczony, bo o ile Margo faktycznie miała troszkę nietuzinkowe i niezbyt dojrzałe podejście do życia to jednak nie spodziewał się, że od tak mogłaby zrezygnować ze wszystkiego i wyjechać. A praca? Dom? Przedszkole Balke'a? - Jest z nią? - Dopytał, bo już miał po dziurki w nosie tych zagadkowych odpowiedzi. Nie był już durniem, który kilka lat temu trafił, a dorosłym facetem, który odpokutował chociaż część win i szczerze starał się naprawić pozostałe. - Dobra, nie chcesz mówić to nie, po prostu zadzwonię na policję i zgłoszę uprowadzenie - rzucił spokojnie, bo może i był na bakier z prawem, ale nie obecnie. Poza tym Margo nie miała prawa zabierać ich dziecka bez jego zgody, nawet jeśli posiadała większość praw rodzicielskich, bo Theodore nie został ich całkowicie pozbawiony.
Carys Broussard
about
Jej siostra zapadła się pod ziemię i zostawiła jej pod opieką czteroletniego chłopca, więc z dnia na dzień musi odnaleźć się w roli matki.
Denerwował ją. Szalenie ją denerwował, ale przecież niczego nie mogła z tym zrobić. Mogła co najwyżej nawrzeszczeć na niego i wytknąć mu to, jak bardzo był nieodpowiedzialny, jednak i tu musiała być ostrożna. Bądź co bądź Theodore posiadał całkiem silną kwartę przetargową - prawa do opieki nad jej siostrzeńcem.
Właśnie dlatego trochę odpuściła. Przypomniała sobie o tym, że jeżeli chciała mieć chociaż częściową kontrolę nad tym, co dzieje się z Blake'm, musiała spokornieć. Nie była w stanie zrobić tego całkiem, ponieważ Everhart z niejasnych przyczyn posiadał niebywały talent do wyprowadzania jej z równowagi, ale się uspokoiła...
Przynajmniej do czasu, aż usłyszała jego kolejne słowa.
Jej spojrzenie zawrzało, a policzki oblały się intensywną czerwienią. On - ten sam facet, który kilka lat temu dał zakuć się w kajdanki, odgrażał jej się policją? Cholerny dupek naprawdę miał tupet.
— Ty naprawdę upadłeś na głowę — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Chcesz go w ten sposób stresować? Udowodnisz tylko, jak kiepski z ciebie ojciec — tak, nie umiała odmówić sobie tego przytyku. — Ochłoń trochę i wtedy porozmawiamy. Na razie wystarczy ci tyle, że nic mu nie jest. I nie, nie zabrała go ze sobą — żałowała, że mu powiedziała, ale bała się tego, do czego był zdolny.
Właśnie dlatego trochę odpuściła. Przypomniała sobie o tym, że jeżeli chciała mieć chociaż częściową kontrolę nad tym, co dzieje się z Blake'm, musiała spokornieć. Nie była w stanie zrobić tego całkiem, ponieważ Everhart z niejasnych przyczyn posiadał niebywały talent do wyprowadzania jej z równowagi, ale się uspokoiła...
Przynajmniej do czasu, aż usłyszała jego kolejne słowa.
Jej spojrzenie zawrzało, a policzki oblały się intensywną czerwienią. On - ten sam facet, który kilka lat temu dał zakuć się w kajdanki, odgrażał jej się policją? Cholerny dupek naprawdę miał tupet.
— Ty naprawdę upadłeś na głowę — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Chcesz go w ten sposób stresować? Udowodnisz tylko, jak kiepski z ciebie ojciec — tak, nie umiała odmówić sobie tego przytyku. — Ochłoń trochę i wtedy porozmawiamy. Na razie wystarczy ci tyle, że nic mu nie jest. I nie, nie zabrała go ze sobą — żałowała, że mu powiedziała, ale bała się tego, do czego był zdolny.
about
Niby mechanik, a psuje wszystko czego się tknie.
Gotowało się w nim! Miał dość tego z jaką pewnością siebie i przesadnym wywyższaniem traktowała go Carys. Zupełnie jakby miała ku temu prawo, bo on lata temu popełnił jeden błąd. Owszem, nie uważał się za dobrego człowieka. Miał wiele grzeszków na sumieniu i wiedział o tym, ale też nie był jakimś totalnym degeneratem, by całkowicie go skreślać. Jednak odnosił wrażenie, że w oczach Carrie był nikim. Kroplą wody podczas potężnej ulewy w lesie deszczowym, której nikt nie zauważa. Chociaż może to kiepskie porównanie, bo Broussard go widziała i bezczelnie krytykowała za każde słowo, chociaż obecnie zachowywał się jak odpowiedzialny i zmartwiony ojciec, bo ktoś zabrał mu dziecko. W dodatku ktoś inny nie chce powiedzieć, gdzie ono się znajduje, chociaż ewidentnie zna prawdę. Nic więc dziwnego, że cierpliwość Teddy'ego się wyczerpała i przestał przejmować się tym, że ponownie on i Margo staną się powodem do sąsiedzkich plotek. Chociaż rolę jego ex obecnie zajmowała jej pyskata i bezczelna młodsza siostra.
- Ale ty mnie wkurwiasz, dziewczyno! - fuknał wściekły. - Ja upadłem na głowę? Twoja popieprzona siostra gdzieś zniknęła, a wraz z nią mój syn i to ja niby jestem tutaj złym charakterem? - Prychnął niedowierzając własnym uszom. W dodatku to jak go określiła sprawiało, że miał ochotę faktycznie sięgnąć po ten telefon i raz, a dobrze zakończyć tę durna wymianę zdań. - Zrób sobie własne dziecko, jak taka zajebista z ciebie matka, co? A nie czekaj, pewnie z taką wywyższającą się pindą nikt nie wytrzyma, więc udajesz, że jesteś mamą dla dziecka, którego nie posiadasz... Bo nawet od własnej siostry czujesz się lepsza! - Wycedził przez zaciśnięte zęby nie przejmując się tym, że prawdopodobnie przesadził w swoich oskarżeniach. Chciał jednak sięgnąć czułego punktu i sprawić, że chociaż przez chwilę Carys poczuje się tak źle jak on, gdy wytykała mu to kim był jej oczach. - Mów gdzie on jest, do cholery! Serio, Carys! Nie żartuje i mam już, kurwa, dość tego jak na mnie patrzysz. Gadaj! - Uniósł się jeszcze bardziej, bo obawa o syna, ale też irytacja tym jak nieprzyjemna rozmowę musiał prowadzić z tą zadufaną panną, sprawiały że tracił nad sobą panowanie.
Carys Broussard
- Ale ty mnie wkurwiasz, dziewczyno! - fuknał wściekły. - Ja upadłem na głowę? Twoja popieprzona siostra gdzieś zniknęła, a wraz z nią mój syn i to ja niby jestem tutaj złym charakterem? - Prychnął niedowierzając własnym uszom. W dodatku to jak go określiła sprawiało, że miał ochotę faktycznie sięgnąć po ten telefon i raz, a dobrze zakończyć tę durna wymianę zdań. - Zrób sobie własne dziecko, jak taka zajebista z ciebie matka, co? A nie czekaj, pewnie z taką wywyższającą się pindą nikt nie wytrzyma, więc udajesz, że jesteś mamą dla dziecka, którego nie posiadasz... Bo nawet od własnej siostry czujesz się lepsza! - Wycedził przez zaciśnięte zęby nie przejmując się tym, że prawdopodobnie przesadził w swoich oskarżeniach. Chciał jednak sięgnąć czułego punktu i sprawić, że chociaż przez chwilę Carys poczuje się tak źle jak on, gdy wytykała mu to kim był jej oczach. - Mów gdzie on jest, do cholery! Serio, Carys! Nie żartuje i mam już, kurwa, dość tego jak na mnie patrzysz. Gadaj! - Uniósł się jeszcze bardziej, bo obawa o syna, ale też irytacja tym jak nieprzyjemna rozmowę musiał prowadzić z tą zadufaną panną, sprawiały że tracił nad sobą panowanie.
Carys Broussard