
about me
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?

Ciężko było nie widzieć w tym wszystkim nadziei na coś poważnego i długofalowego — chociaż starała się za bardzo nie wybiegać myślami do przodu. Nigdzie im się nie spieszyło przecież i jeśli się uda, będą miały dużo czasu na rozwijanie tej relacji po swojemu. Jeśli okaże się, że nie i nie przetrwa to poważniejszych prób, bo i taka była opcja, wtedy po prostu przekonają się, że to nie ze sobą będą układać sobie życie. Nie snuła tak odległych planów, skupiając się na samej myśli, że miały szansę to sprawdzić. Mogły chodzić na randki — nawet jeśli obecnie dość potajemne i poznawać się lepiej, a sama ta świadomość odbierała Astorii dech.
— Stale zapominam, że ratujesz ludziom życie — przyznała, nie kryjąc podziwu. Mallory zachwycała ją na długo przed tym, gdy dowiedziała się, że była chirurgiem — ta świadomość potęgowała jedynie uczucie, które zdołało się już w Astorii zakorzenić. Imponowało jej to, sprawiając jednocześnie, że chwilami tym mocniej czuła doskwierającą jej irytację. W końcu była ex-influencerką, która nadal nie znalazła pracy. I chociaż nie wyobrażała sobie momentu, w którym Mallory miałaby jej wytknąć, że trochę nie pasowała do tego, by stać obok, to i tak ją to niewygodnie uwierało.
— Okej, są z mięsem i bez — wyjaśniła, wygrzebując z koszyka zapakowane w papier kanapki. — Możemy zjeść po połowie, jeśli jesz mięso — przyznała. Nie wiedziała tego jeszcze. Próbowała sobie wprawdzie odgrzebać w pamięci jakąkolwiek sytuację, która mogłaby pomóc jej to określić, ale nie mogła. Pamiętała doskonale, że jej ulubionym jedzeniem był pad thai, ale nie dawało to możliwości jednoznacznego określenia. Odpakowała je w międzyczasie, układając na papierze, pomiędzy nimi i zajęła się drugim pakunkiem.
— Bardzo chętnie. Mogę przyjechać do ciebie — przyznała, czując podekscytowanie na samą myśl. Nie wiedziała wprawdzie, czy oferowała jej tę pełną ilość nocy, czy może mówiła jedynie o ostatniej, ale bez względu na szczegóły, i tak czuła gęsią skórkę na myśl, że miałaby ją całą dla siebie. — Mogłybyśmy wybrać się na prawdziwą randkę wtedy — dodała wyraźnie podekscytowana tą myślą. Mogły to zrobić na miejscu lub w sąsiednim miasteczku, gdzie szansa na spotkanie znajomych ze szpitala będzie minimalna. Chociaż prawda była taka, że dwie kobiety, jedzące ze sobą kolację raczej nie wzbudziłyby podejrzeń. Dopiero, gdyby okazało się, że ciężko było im trzymać ręce przy sobie, ale nie były nastolatkami. Miały już trochę lat na karku, by nie czuć potrzeby ostentacyjnego okazywania sobie uczuć w miejscu publicznym.
— Stale zapominam, że ratujesz ludziom życie — przyznała, nie kryjąc podziwu. Mallory zachwycała ją na długo przed tym, gdy dowiedziała się, że była chirurgiem — ta świadomość potęgowała jedynie uczucie, które zdołało się już w Astorii zakorzenić. Imponowało jej to, sprawiając jednocześnie, że chwilami tym mocniej czuła doskwierającą jej irytację. W końcu była ex-influencerką, która nadal nie znalazła pracy. I chociaż nie wyobrażała sobie momentu, w którym Mallory miałaby jej wytknąć, że trochę nie pasowała do tego, by stać obok, to i tak ją to niewygodnie uwierało.
— Okej, są z mięsem i bez — wyjaśniła, wygrzebując z koszyka zapakowane w papier kanapki. — Możemy zjeść po połowie, jeśli jesz mięso — przyznała. Nie wiedziała tego jeszcze. Próbowała sobie wprawdzie odgrzebać w pamięci jakąkolwiek sytuację, która mogłaby pomóc jej to określić, ale nie mogła. Pamiętała doskonale, że jej ulubionym jedzeniem był pad thai, ale nie dawało to możliwości jednoznacznego określenia. Odpakowała je w międzyczasie, układając na papierze, pomiędzy nimi i zajęła się drugim pakunkiem.
— Bardzo chętnie. Mogę przyjechać do ciebie — przyznała, czując podekscytowanie na samą myśl. Nie wiedziała wprawdzie, czy oferowała jej tę pełną ilość nocy, czy może mówiła jedynie o ostatniej, ale bez względu na szczegóły, i tak czuła gęsią skórkę na myśl, że miałaby ją całą dla siebie. — Mogłybyśmy wybrać się na prawdziwą randkę wtedy — dodała wyraźnie podekscytowana tą myślą. Mogły to zrobić na miejscu lub w sąsiednim miasteczku, gdzie szansa na spotkanie znajomych ze szpitala będzie minimalna. Chociaż prawda była taka, że dwie kobiety, jedzące ze sobą kolację raczej nie wzbudziłyby podejrzeń. Dopiero, gdyby okazało się, że ciężko było im trzymać ręce przy sobie, ale nie były nastolatkami. Miały już trochę lat na karku, by nie czuć potrzeby ostentacyjnego okazywania sobie uczuć w miejscu publicznym.

about me
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Hidin' all of our sins from the daylight

Mallory wciąż trudno było uwierzyć w to, że mimo początkowego planu Astorii siedziały naprzeciwko siebie i snuły plany na swoją pierwszą prawdziwą randkę. Przez chwilę myślała, że ją straci zanim mogła zacząć nazywać ją swoją. Dlatego wybieganie w przyszłość i zastanawianie się nad tym co je dalej czeka wydawało jej się wręcz abstrakcyjne. To, co miały obecnie było wystarczająco ekscytujące samo w sobie.
— Mogę zacząć przychodzić na nasze spotkania ze stetoskopem — powiedziała żartobliwie i się do niej pogodnie uśmiechnęła. Nie czuła wyższości nad nikim z uwagi na zawód, jaki wykonywała i na pewno nie postrzegała siedzącej naprzeciwko niej kobiety za gorszą ze względu na to, że obecnie żadnego zajęcia nie miała. Choć żyła w głównej mierze swoją pracą, nie oczekiwała tego od innych ani nie spodziewała się, że każdy będzie wiedział czym chce się zajmować.
— Możemy się podzielić — przystała na tę propozycję, bo nie miała żadnych ograniczeń w swojej diecie. Nie jadły jeszcze niczego w swoim towarzystwie, a jedyna rozmowa dotycząca jedzenia zidentyfikowała ich ulubione dania, więc dużo miały do odkrycia. W tym i innych tematach. Sięgnęła po pierwszą kanapkę i odgryzła kawałek z zamiarem wymienienia się z szatynką, gdy każda z nich dojdzie do połowy.
— Wspaniale — oznajmiła szczerze i radośnie. Bardzo ją ta wizja ucieszyła, przyprawiła nawet o lekki dreszcz. Miała na myśli tę jedną noc, przez pozostały czas nie będzie jej zbyt wiele, a gdy już się zjawi w mieszkaniu to będzie myśleć jedynie o jedzeniu, myciu się i spaniu. Po całym dniu lub nocy spędzonych w szpitalu nie stanowiła dobrego towarzystwa. Czasem ledwie stanowiła osobę. — Mogłybyśmy — przytaknęła. Co prawda nie myślała o wychodzeniu nigdzie z apartamentu, ale nie miała nic przeciwko, jeśli tego chciała Astoria. Najważniejsze było, że będą mogły spędzić ten czas razem. Sam na sam i tak się na koniec nocy znajdą. — Mogę nam zrobić rezerwację na sobotę w restauracji w Port Douglas — zaproponowała, przyglądając się Astorii nienatarczywie. Uwielbiała na nią patrzeć, a gdy to patrzenie łączyła z myślami o tym, że pójdą gdzieś razem na randkę sprawiała, że czuła się lekka jak piórko.
— Wymiana? — zaproponowała, wyciągając kanapkę w jej stronę, kiedy uznała, że obie doszły mniej więcej do połowy. — Co oznacza, że lubisz próbować w kuchni? — zapytała, nawiązując do jej wcześniejszych słów. Była ciekawa co się za nimi kryło i chciała lepiej poznać Astorię, która pozostawała dla niej niezmiennie fascynującą osobą. A do tego tak ciepłą i emaptyczną, że topniało jej serce, ilekroć o tym myślała.
astoria lindbergh
— Mogę zacząć przychodzić na nasze spotkania ze stetoskopem — powiedziała żartobliwie i się do niej pogodnie uśmiechnęła. Nie czuła wyższości nad nikim z uwagi na zawód, jaki wykonywała i na pewno nie postrzegała siedzącej naprzeciwko niej kobiety za gorszą ze względu na to, że obecnie żadnego zajęcia nie miała. Choć żyła w głównej mierze swoją pracą, nie oczekiwała tego od innych ani nie spodziewała się, że każdy będzie wiedział czym chce się zajmować.
— Możemy się podzielić — przystała na tę propozycję, bo nie miała żadnych ograniczeń w swojej diecie. Nie jadły jeszcze niczego w swoim towarzystwie, a jedyna rozmowa dotycząca jedzenia zidentyfikowała ich ulubione dania, więc dużo miały do odkrycia. W tym i innych tematach. Sięgnęła po pierwszą kanapkę i odgryzła kawałek z zamiarem wymienienia się z szatynką, gdy każda z nich dojdzie do połowy.
— Wspaniale — oznajmiła szczerze i radośnie. Bardzo ją ta wizja ucieszyła, przyprawiła nawet o lekki dreszcz. Miała na myśli tę jedną noc, przez pozostały czas nie będzie jej zbyt wiele, a gdy już się zjawi w mieszkaniu to będzie myśleć jedynie o jedzeniu, myciu się i spaniu. Po całym dniu lub nocy spędzonych w szpitalu nie stanowiła dobrego towarzystwa. Czasem ledwie stanowiła osobę. — Mogłybyśmy — przytaknęła. Co prawda nie myślała o wychodzeniu nigdzie z apartamentu, ale nie miała nic przeciwko, jeśli tego chciała Astoria. Najważniejsze było, że będą mogły spędzić ten czas razem. Sam na sam i tak się na koniec nocy znajdą. — Mogę nam zrobić rezerwację na sobotę w restauracji w Port Douglas — zaproponowała, przyglądając się Astorii nienatarczywie. Uwielbiała na nią patrzeć, a gdy to patrzenie łączyła z myślami o tym, że pójdą gdzieś razem na randkę sprawiała, że czuła się lekka jak piórko.
— Wymiana? — zaproponowała, wyciągając kanapkę w jej stronę, kiedy uznała, że obie doszły mniej więcej do połowy. — Co oznacza, że lubisz próbować w kuchni? — zapytała, nawiązując do jej wcześniejszych słów. Była ciekawa co się za nimi kryło i chciała lepiej poznać Astorię, która pozostawała dla niej niezmiennie fascynującą osobą. A do tego tak ciepłą i emaptyczną, że topniało jej serce, ilekroć o tym myślała.
astoria lindbergh

about me
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?

Astoria też obawiała się tego, jak podłamana i rozczarowana wróci do domu — po paskudnej próbie pozostania porządną. Wystarczyło jednak, że poznała lepiej perspektywę drugiej strony, by nabrać przekonania, że faktycznie nie robiły nic złego. A przynajmniej nie w stosunku do kogoś, kto sobie nie zasłużył na to, by wkroczyła między nich. Nigdy nie chciała rozbijać związków, ale tym razem wolała myśleć, że ją ratowała. Jeśli nie traktował jej tak, jak na to zasługiwała, Astoria mogła postarać się za niego.
— Albo może ja cię kiedyś odwiedzę w szpitalu? — zagadnęła, unosząc brew do góry. Nie teraz na pewno i nie po to, by jej jakoś przeszkadzać. Mogły wykorzystać jej chwilową przerwę, gdyby takowa się nadarzyła. Był to jednak bardzo odległy plan, ale chyba snuła go tylko dlatego, że podobała jej się myśl, że może.
Sięgnęła po jedną z kanapek i nadgryzła kawałek. Uśmiechnęła się chwilę później do niej, czując przyjemny dreszcz, przebiegający jej po plecach na myśl o wspólnym wyjeździe i ich pierwszej randce. Bywała w życiu zakochana — teraz było wprawdzie za wcześnie, by to tak określać, ale była prawie pewna, że już dawno nie czuła takiej ekscytacji na myśl o kolejnych chwilach, które z nią spędzi. Jedno spotkanie jeszcze trwało, a ona już chciała, by nastało kolejne, żeby wcale nie zostawiała jej na dłużej, niż kilka chwil. Rozsądnie nie dzieliła się tymi przemyśleniami, nie chcąc jej przypadkiem przytłoczyć. Nawet jeśli nie stanowiło wcale wątpliwości, że Astoria naprawdę mocno ją polubiła.
— Wspaniale — przyznała, uśmiechając się do niej. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nie woli namówić jej na kolację w apartamencie, ale myśl o wspólnym wyjściu — świadomości, że piękna Mallory wystroi się dla niej i będą na pierwszej randce, była na tyle ekscytująca, że była gotowa poświęcić te kilka godzin na to, by znaleźć się wśród innych ludzi. Nie miała jednocześnie wątpliwości najmniejszych, że zaraz po powrocie nie pozwoli jej za bardzo się od siebie odsuwać. Skinęła głową i wymieniła się kanapką z kobietą.
— Nie jestem mistrzem w kuchni, ale lubię się uczyć. Nawet byłam na internetowym kursie ostatnio! — pochwaliła się, lekko rozbawiona. Był to jej sposób na zajęcie wolnego czasu, którego po przeprowadzce miała w nadmiarze. — Nauczyli mnie robić ravioli z grzybami, więc chętnie się pochwalę swoim popisowym daniem — przyznała, unosząc lekko brwi. Mogła wpaść, kiedy tylko miała na to ochotę. Tym bardziej że Mallory była aktualnie osobą, dla której mogłaby przygotowywać je nawet w środku nocy, gdyby tylko poprosiła.
— Albo może ja cię kiedyś odwiedzę w szpitalu? — zagadnęła, unosząc brew do góry. Nie teraz na pewno i nie po to, by jej jakoś przeszkadzać. Mogły wykorzystać jej chwilową przerwę, gdyby takowa się nadarzyła. Był to jednak bardzo odległy plan, ale chyba snuła go tylko dlatego, że podobała jej się myśl, że może.
Sięgnęła po jedną z kanapek i nadgryzła kawałek. Uśmiechnęła się chwilę później do niej, czując przyjemny dreszcz, przebiegający jej po plecach na myśl o wspólnym wyjeździe i ich pierwszej randce. Bywała w życiu zakochana — teraz było wprawdzie za wcześnie, by to tak określać, ale była prawie pewna, że już dawno nie czuła takiej ekscytacji na myśl o kolejnych chwilach, które z nią spędzi. Jedno spotkanie jeszcze trwało, a ona już chciała, by nastało kolejne, żeby wcale nie zostawiała jej na dłużej, niż kilka chwil. Rozsądnie nie dzieliła się tymi przemyśleniami, nie chcąc jej przypadkiem przytłoczyć. Nawet jeśli nie stanowiło wcale wątpliwości, że Astoria naprawdę mocno ją polubiła.
— Wspaniale — przyznała, uśmiechając się do niej. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nie woli namówić jej na kolację w apartamencie, ale myśl o wspólnym wyjściu — świadomości, że piękna Mallory wystroi się dla niej i będą na pierwszej randce, była na tyle ekscytująca, że była gotowa poświęcić te kilka godzin na to, by znaleźć się wśród innych ludzi. Nie miała jednocześnie wątpliwości najmniejszych, że zaraz po powrocie nie pozwoli jej za bardzo się od siebie odsuwać. Skinęła głową i wymieniła się kanapką z kobietą.
— Nie jestem mistrzem w kuchni, ale lubię się uczyć. Nawet byłam na internetowym kursie ostatnio! — pochwaliła się, lekko rozbawiona. Był to jej sposób na zajęcie wolnego czasu, którego po przeprowadzce miała w nadmiarze. — Nauczyli mnie robić ravioli z grzybami, więc chętnie się pochwalę swoim popisowym daniem — przyznała, unosząc lekko brwi. Mogła wpaść, kiedy tylko miała na to ochotę. Tym bardziej że Mallory była aktualnie osobą, dla której mogłaby przygotowywać je nawet w środku nocy, gdyby tylko poprosiła.

about me
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Hidin' all of our sins from the daylight

Mallory czuła się w pewien sposób uratowana, a raczej uwolniona. Nie była księżniczką z wieży, po prostu kimś, kto potrzebował bodźca do tego by wybudzić się ze snu. Może jednak była trochę księżniczką… Nie, zdecydowanie nie. Nie liczyła też na to, że wszystko się ułoży jak za dotknięciem magicznej różdżki i dostanie swoje szczęśliwe zakończenie ot tak. Wymagało ono pracy i odrobiny poświęcenia, jak większość rzeczy w życiu. I nie była też na tyle pewna, że akurat u boku Astorii je odnajdzie. Była jednak gotowa zaryzykować.
— Mogę Cię przyjąć na prywatną konsultację w moim gabinecie — powiedziała żartobliwym tonem, ale i tak się przy tym zarumieniła. Można się było dość łatwo domyślić, że tego typu słowa nie padały z jej ust zbyt często. W zasadzie nie pamiętała kiedy ostatni raz była taka bezpośrednia i nieco… zbereźna? Nie wiedziała czy to dobre słowo i wolała się nad tym za długo nie zastanawiać zbyt głęboko, żeby jeszcze bardziej się nie zawstydzić.
Wgryzła się w kanapkę, którą dostała od kobiety i słuchała o jej kulinarnych poczynaniach. Chciała się o niej coraz więcej dowiadywać i lepiej ją poznać. Myśl o kolejnych dwóch, a jak się zaraz okazało trzech, randek bardzo ją ekscytowała. Głównie ze względu na to właśnie, że będą mogły dalej rozmawiać i odkrywać siebie nawzajem, choć oczywiście myśli o tym co jeszcze mogły robić też sprawiała, że przyszłość zdawała się malować w bardzo przyjemnych barwach.
— Bardzo chętnie — przystała na jej propozycję z szerokim uśmiechem na ustach. Przeszedł ją dreszcz na myśl o powrocie do mieszkania Astorii, z wiadomych przyczyn. — Możesz na mnie testować kolejne przepisy, których będziesz się tam uczyć — zapewniła ją jeszcze na wypadek, gdyby Lindbergh poszukiwała królików doświadczalnych do próbowania jej eksperymentów w kuchni. Mallory była gotowa na to poświęcenie, jakim było spędzanie czasu w towarzystwie urokliwej szatynki, poznawanie jej lepiej i jedzenie dobrych dań… Tak naprawdę jednak to, co robiły było dla niej sprawą drugorzędną. Najbardziej chciała po prostu przy niej być i spędzać razem czas. Którego zdawały się mieć zawsze za mało, płynął za szybko. Nawet się nie zorientowały, kiedy słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, co oznaczało, że powinny się zbierać. I wracać do tych części swoich żyć, które wiodły osobno.
koniec, astoria lindbergh
— Mogę Cię przyjąć na prywatną konsultację w moim gabinecie — powiedziała żartobliwym tonem, ale i tak się przy tym zarumieniła. Można się było dość łatwo domyślić, że tego typu słowa nie padały z jej ust zbyt często. W zasadzie nie pamiętała kiedy ostatni raz była taka bezpośrednia i nieco… zbereźna? Nie wiedziała czy to dobre słowo i wolała się nad tym za długo nie zastanawiać zbyt głęboko, żeby jeszcze bardziej się nie zawstydzić.
Wgryzła się w kanapkę, którą dostała od kobiety i słuchała o jej kulinarnych poczynaniach. Chciała się o niej coraz więcej dowiadywać i lepiej ją poznać. Myśl o kolejnych dwóch, a jak się zaraz okazało trzech, randek bardzo ją ekscytowała. Głównie ze względu na to właśnie, że będą mogły dalej rozmawiać i odkrywać siebie nawzajem, choć oczywiście myśli o tym co jeszcze mogły robić też sprawiała, że przyszłość zdawała się malować w bardzo przyjemnych barwach.
— Bardzo chętnie — przystała na jej propozycję z szerokim uśmiechem na ustach. Przeszedł ją dreszcz na myśl o powrocie do mieszkania Astorii, z wiadomych przyczyn. — Możesz na mnie testować kolejne przepisy, których będziesz się tam uczyć — zapewniła ją jeszcze na wypadek, gdyby Lindbergh poszukiwała królików doświadczalnych do próbowania jej eksperymentów w kuchni. Mallory była gotowa na to poświęcenie, jakim było spędzanie czasu w towarzystwie urokliwej szatynki, poznawanie jej lepiej i jedzenie dobrych dań… Tak naprawdę jednak to, co robiły było dla niej sprawą drugorzędną. Najbardziej chciała po prostu przy niej być i spędzać razem czas. Którego zdawały się mieć zawsze za mało, płynął za szybko. Nawet się nie zorientowały, kiedy słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, co oznaczało, że powinny się zbierać. I wracać do tych części swoich żyć, które wiodły osobno.
koniec, astoria lindbergh


about me
studiuje żeby być w przyszłości "pigułą", dorywczo podaje drinki i przystawki, a jednocześnie coraz częściej łapie się na myśleniu o tym, żeby dać Sebastianowi drugą szansę

013. | outfit
Sama nie wiedziała czemu się na to zgodziła - na to wyjście z Sebastianem i to na całą noc; na łono natury, gdzie mając w kompletnie romantyczny sposób (bo inaczej obecnie się to nie zapatrywała sama studentka)oglądając gwiazdy na niebie. Niemniej jednak była zarazem jakoś dziwnie podekscytowana tym faktem, że będzie mogła to przeżyć; bowiem podobno właśnie teraz, w trakcie kiedy trwa zima są one najlepiej widoczne. O tym się mieli przekonać dzięki przebywaniu na polanie, z dala od miasta oraz tego całego zgiełku, by móc podziwiać konstelacje na nieboskłonie.
Nie wiedziała jednego - jak się przygotować. Bowiem przez ostatnie zmiany pogodowe miała problemy z zachowaniem swojego zdrowia na swoim miejscu; niekiedy pociągała bardziej nosem, wykorzystując miliony chusteczek w celu tamowania większych czy mniejszych potoków z nozdrzy. Nie raz łapała się w trakcie spania na tym, że się mocno pociła, walcząc z całą pewnością ze stanem podgorączkowym. Zresztą, ostatnio odpuściła sobie chodzenie na zajęcia oraz do pracy, wybierając się do lekarza po diagnozę oraz receptę na ewentualne leki, otrzymując zarazem zwolnienie lekarskie. Okazało się, że jakby jeszcze tak trochę bagatelizowałaby ów sprawę, a skończyłoby się zapaleniem płuc, chociaż przy osłuchowym badaniu i tak coś się nie podobało lekarce. Dostała więc antybiotyk oraz przymus siedzenia na czterech literach, gdzie Sebastian mocno ją w tym wspierał; czasem aż za bardzo, codziennie przynosząc jej jedzenie, jakieś dodatkowe witaminy i nie wiadomo co jeszcze! .
Na całe szczęście, największy z kryzysów minął, a leczenie się antybiotykami został zakończony; dzięki czemu uznała, że to świetny moment, aby się zdecydować na mini-wycieczkę. Oczywiście tamten coś oponował, że to za wcześnie, że nie powinna się od razu decydować na noce przesiadywanie na dworze zaraz po chorobie, niemniej postawiła go przed faktem dokonanym - albo teraz, albo nigdy!
Miała też jeszcze jedno zmartwienie - co jeśli na polanie natrafią na jakieś krokodyle? Albo niebo okaże się tak zachmurzone, że nie będą w stanie czegokolwiek zobaczyć? Nie mówiąc już o tym, co będzie jeśli polana będzie pokryta błotem, przez co będą skazani na całonocne stanie albo prędką ewakuację z tego miejsca?
Nie chciała się zamartwiać na zaś, decydując się na pozytywne nastawienie do sprawy. Dlatego też z uśmiechem przywitała podjeżdżającego Sebastiana pod jej obecny adres zamieszkania, pakując do bagażnika pojazdu produkty, które według Willow były im na dzisiejszy wypad wręcz niezbędne. - Gotowy na przygodę? - zagaiła, jak tylko znaleźli się w środku auta, dalej mając uśmieszek na twarzy. - I nie martw się na zaś - zrobiłam nam do termosów ciepłej kawy, herbaty a nawet czekolady, jeśli będziesz miał tylko ochotę - zapewniła, że nawet pod takim względem są przygotowani, sprawdzając w swojej podręcznej torebce, czy na sto procent wszystko miała spakowane. - Czy chcesz jeszcze gdzieś po drodze zajechać, czy jedziemy już bezpośrednio na polanę? - zapytała tak jeszcze z czystej ciekawości, jak tylko ruszyli spod domu.
Sama nie wiedziała czemu się na to zgodziła - na to wyjście z Sebastianem i to na całą noc; na łono natury, gdzie mając w kompletnie romantyczny sposób (bo inaczej obecnie się to nie zapatrywała sama studentka)oglądając gwiazdy na niebie. Niemniej jednak była zarazem jakoś dziwnie podekscytowana tym faktem, że będzie mogła to przeżyć; bowiem podobno właśnie teraz, w trakcie kiedy trwa zima są one najlepiej widoczne. O tym się mieli przekonać dzięki przebywaniu na polanie, z dala od miasta oraz tego całego zgiełku, by móc podziwiać konstelacje na nieboskłonie.
Nie wiedziała jednego - jak się przygotować. Bowiem przez ostatnie zmiany pogodowe miała problemy z zachowaniem swojego zdrowia na swoim miejscu; niekiedy pociągała bardziej nosem, wykorzystując miliony chusteczek w celu tamowania większych czy mniejszych potoków z nozdrzy. Nie raz łapała się w trakcie spania na tym, że się mocno pociła, walcząc z całą pewnością ze stanem podgorączkowym. Zresztą, ostatnio odpuściła sobie chodzenie na zajęcia oraz do pracy, wybierając się do lekarza po diagnozę oraz receptę na ewentualne leki, otrzymując zarazem zwolnienie lekarskie. Okazało się, że jakby jeszcze tak trochę bagatelizowałaby ów sprawę, a skończyłoby się zapaleniem płuc, chociaż przy osłuchowym badaniu i tak coś się nie podobało lekarce. Dostała więc antybiotyk oraz przymus siedzenia na czterech literach, gdzie Sebastian mocno ją w tym wspierał; czasem aż za bardzo, codziennie przynosząc jej jedzenie, jakieś dodatkowe witaminy i nie wiadomo co jeszcze! .
Na całe szczęście, największy z kryzysów minął, a leczenie się antybiotykami został zakończony; dzięki czemu uznała, że to świetny moment, aby się zdecydować na mini-wycieczkę. Oczywiście tamten coś oponował, że to za wcześnie, że nie powinna się od razu decydować na noce przesiadywanie na dworze zaraz po chorobie, niemniej postawiła go przed faktem dokonanym - albo teraz, albo nigdy!
Miała też jeszcze jedno zmartwienie - co jeśli na polanie natrafią na jakieś krokodyle? Albo niebo okaże się tak zachmurzone, że nie będą w stanie czegokolwiek zobaczyć? Nie mówiąc już o tym, co będzie jeśli polana będzie pokryta błotem, przez co będą skazani na całonocne stanie albo prędką ewakuację z tego miejsca?
Nie chciała się zamartwiać na zaś, decydując się na pozytywne nastawienie do sprawy. Dlatego też z uśmiechem przywitała podjeżdżającego Sebastiana pod jej obecny adres zamieszkania, pakując do bagażnika pojazdu produkty, które według Willow były im na dzisiejszy wypad wręcz niezbędne. - Gotowy na przygodę? - zagaiła, jak tylko znaleźli się w środku auta, dalej mając uśmieszek na twarzy. - I nie martw się na zaś - zrobiłam nam do termosów ciepłej kawy, herbaty a nawet czekolady, jeśli będziesz miał tylko ochotę - zapewniła, że nawet pod takim względem są przygotowani, sprawdzając w swojej podręcznej torebce, czy na sto procent wszystko miała spakowane. - Czy chcesz jeszcze gdzieś po drodze zajechać, czy jedziemy już bezpośrednio na polanę? - zapytała tak jeszcze z czystej ciekawości, jak tylko ruszyli spod domu.


about me
Ze wszystkich sił stara się odzyskać Willow, której miłość stracił przez niedojrzałość i błędnie podejmowane decyzje.

Sebastian był bardzo podekscytowany na dzisiejszy wieczór, więc zapakował wszystkie potrzebne rzeczy, które uprzednio przygotował i wsiadł do swojego auta, aby wyruszyć w kierunku mieszkania brunetki. Włączył swoją ulubioną muzykę i wciąż szczerzył się do siebie analizując wszystko, co działo się między nimi w ostatnich dniach. Nie spodziewał się zbliżenia, do którego dochodziło wraz z każdym kolejnym ich spotkaniem. Nawet sobie tego nie wymarzył, że będzie wyglądało to właśnie w takowy sposób. Był przekonany, że prędzej czy później dostanie sromotnego kosza od swojej ex-ukochanej, a teraz jadą właśnie na romantyczną wyprawę, która bardzo go ekscytowała. Może i nie był typem romantyka nigdy wcześniej, ale kilka spraw w tej kwestii musiał zmienić, aby przybliżyć się do odzyskania jej serca.
U Willow zjawił się o umówionej godzinie i gdy widział z oddali, że czekała na niego, zaparkował tak blisko jak się tylko dało. Wysiadł z pojazdu i z szerokim uśmiechem przywitał swoją towarzyszkę. — Nigdy wcześniej nie byłem tak gotowy — zakomunikował, przytakując głową. Od razu otworzył dziewczynie bagażnik, aby bez problemu mogła zapakować do niego rzeczy, które chciała wziąć ze sobą. — Ja z kolei mam sporo przysmaków, którymi możemy się zapychać całą noc. Na przykład marshmallows, które możemy sobie zrobić nad ogniskiem, a jeśli nie uda nam się go rozpalić z powodu warunków atmosferycznych, w bagażniku mam przenośną kuchenkę gazową — zaśmiał się pod nosem, bo z jego umiejętnościami rozpalania ogniska, a zwłaszcza w zimę było kiepsko, więc kuchenka zdecydowanie bardziej im pomoże, gdyby chcieli przygotować sobie coś na ciepło. — Mam też koce oraz ogrzewacze do rąk, gdyby faktycznie zrobiło nam się zimno, bo nie pozwolę na to, abyś znów mi się rozchorowała — zakomunikował, przyglądając się dziewczynie, która wyglądała zdecydowanie lepiej niż przez ostatnie dni. Było to spowodowane jej chorobą i Sebastian zdawał sobie sprawę z tego, jak to wszystko źle przechodziła. Nie chciał, aby sytuacja w jakikolwiek sposób się powtórzyła.
— Niczego więcej nie potrzebuję, jedźmy od razu na polanę — zakomunikował, a następnie zamknął klapę od bagażnika i przeszedł w kierunku drzwi pasażera, otwierając je. W końcu przecież miał to być romantyczny wypad, a od takich gestów musiał zdecydowanie zacząć. R O M A N T Y C Z N Y C H.
W końcu oboje znajdowali się w środku pojazdu i mogli ruszać. Sebastian nieco ściszył muzykę, bo grała ona zdecydowanie za głośno, aby móc w środku przeprowadzić normalną konwersację. — Przygotowałaś już listę marzeń, o które będziesz prosić każdą ze spadających gwiazd? — spojrzał na nią, unosząc jeden z kącików ust ku górze. On wiedział jakie na ten moment było jego największe marzenie i chyba nie trzeba być zbyt dociekliwym, aby wiedzieć o co chodzi. Ruszył więc spod jej domu, a kierunkiem podróży była polana.
U Willow zjawił się o umówionej godzinie i gdy widział z oddali, że czekała na niego, zaparkował tak blisko jak się tylko dało. Wysiadł z pojazdu i z szerokim uśmiechem przywitał swoją towarzyszkę. — Nigdy wcześniej nie byłem tak gotowy — zakomunikował, przytakując głową. Od razu otworzył dziewczynie bagażnik, aby bez problemu mogła zapakować do niego rzeczy, które chciała wziąć ze sobą. — Ja z kolei mam sporo przysmaków, którymi możemy się zapychać całą noc. Na przykład marshmallows, które możemy sobie zrobić nad ogniskiem, a jeśli nie uda nam się go rozpalić z powodu warunków atmosferycznych, w bagażniku mam przenośną kuchenkę gazową — zaśmiał się pod nosem, bo z jego umiejętnościami rozpalania ogniska, a zwłaszcza w zimę było kiepsko, więc kuchenka zdecydowanie bardziej im pomoże, gdyby chcieli przygotować sobie coś na ciepło. — Mam też koce oraz ogrzewacze do rąk, gdyby faktycznie zrobiło nam się zimno, bo nie pozwolę na to, abyś znów mi się rozchorowała — zakomunikował, przyglądając się dziewczynie, która wyglądała zdecydowanie lepiej niż przez ostatnie dni. Było to spowodowane jej chorobą i Sebastian zdawał sobie sprawę z tego, jak to wszystko źle przechodziła. Nie chciał, aby sytuacja w jakikolwiek sposób się powtórzyła.
— Niczego więcej nie potrzebuję, jedźmy od razu na polanę — zakomunikował, a następnie zamknął klapę od bagażnika i przeszedł w kierunku drzwi pasażera, otwierając je. W końcu przecież miał to być romantyczny wypad, a od takich gestów musiał zdecydowanie zacząć. R O M A N T Y C Z N Y C H.
W końcu oboje znajdowali się w środku pojazdu i mogli ruszać. Sebastian nieco ściszył muzykę, bo grała ona zdecydowanie za głośno, aby móc w środku przeprowadzić normalną konwersację. — Przygotowałaś już listę marzeń, o które będziesz prosić każdą ze spadających gwiazd? — spojrzał na nią, unosząc jeden z kącików ust ku górze. On wiedział jakie na ten moment było jego największe marzenie i chyba nie trzeba być zbyt dociekliwym, aby wiedzieć o co chodzi. Ruszył więc spod jej domu, a kierunkiem podróży była polana.


about me
studiuje żeby być w przyszłości "pigułą", dorywczo podaje drinki i przystawki, a jednocześnie coraz częściej łapie się na myśleniu o tym, żeby dać Sebastianowi drugą szansę

Uśmiechnęła się wymownie, gdy usłyszała o tym nie byciu gotowym jak nigdy wcześniej, bo zazwyczaj przed każdą taką wycieczką przy poprzednich takich okazjach padały takie właśnie słowa. A potem okazywało się, że nie mieli podstawowych rzeczy z sobą zabranych, bowiem Sebastian miał je z sobą zabrać, a ostatecznie przygotował je i... nie zapakował. Niemniej co miała wtedy Willow poradzić? Co jak co, ale jedynie wzruszała ramionami, zachowywała się wyrozumiale i albo kończyli wycieczkę wcześniej, albo jechali do pobliskiego sklepu, aby się w te rzeczy zaopatrzyć. Miała nadzieję, że tym razem odrobił lekcje z uprzednich zdarzeń, dzięki czemu faktycznie będą gotowi jak jeszcze nigdy.
Gdy zaczął jednak wymieniać następująco o co dokładnie chodziło, pokiwała aż głową z aprobatą oraz pełnym szacunku i uznaniem za pomyślenie o takich rzeczach. Tym bardziej o tej kuchence gazowej mowa, bo bez niej mogłoby im być faktycznie ciężko. - Fiu fiu, czyli naprawdę jesteśmy przygotowani - zauważyła z uśmiechem, jak po raz kolejny raport z przygotowań został jej przedstawiony, na co jeszcze szerzej uniosła swoje kąciki warg. - Też wzięłam koce, bo nie wiedziałam czy w końcu ustalaliśmy co kto bierze... - no cóż, z całą pewnością nie zmarzną z taką ilością zabranych z sobą koców. - Zresztą, zobaczysz na miejscu, co jeszcze z sobą zabrałam - bo również pokusiła się o napoje oraz przekąski - nawet te własnoręcznej roboty - a pomijając już inne przedmioty jak noże, ogólnie sztućce, talerzyki i... można by tak wymieniać, chociaż patrząc po jej bagażu to nie wygląda, jakby zapakowała się na jakieś trzy dni.
Zgodziła się bez zastanowienia z tym, iż mogą od razu ruszać na polanę, a gdy już chciała otworzyć sobie drzwi od strony pasażera, ten prędko ją ubiegł, decydując się samemu na taki krok, zapraszając ją odpowiednim gestem do środka. - Cóż za dżentelmen z Ciebie. Dziękuję - odparła z uśmieszkiem w stylu tych bardziej słodszych, po czym zajęła miejsce z przodu, obok kierowcy. Usadowiła się wygodnie w międzyczasie, gdy ten po zamknięciu przeszedł na odpowiednią stronę, zasiadając przed kierownicą. - No wiesz... jest kilka, to oczywiste - przyznała, zerkając na Sebastiana ukradkiem, zastanawiając się czy rozmyśla o co takiego mogłaby poprosić spadające gwiazdy. A i też o co on mógłby rzucić za życzenia; i czy w jednym z nich znajdzie się jej osoba? - Ale nie wiem czy nie jestem już za stara, żeby wierzyć w takie rzeczy - dodała żartobliwie, patrząc przez chwilę przed siebie - na drogę, którą się poruszali. - Bardziej obawiam się tego, żebyśmy kogoś niezbyt przyjaznego nie spotkali. A już nie mówiąc o dzikich zwierzętach nie za bardzo miło nastawionych do naszej nagłej eskapady na ich terenie... - czy to była gładka forma zmiany tematu, aby nie pociągnął ją za język odnośnie wcześniejszej kwestii?
Może...
Gdy zaczął jednak wymieniać następująco o co dokładnie chodziło, pokiwała aż głową z aprobatą oraz pełnym szacunku i uznaniem za pomyślenie o takich rzeczach. Tym bardziej o tej kuchence gazowej mowa, bo bez niej mogłoby im być faktycznie ciężko. - Fiu fiu, czyli naprawdę jesteśmy przygotowani - zauważyła z uśmiechem, jak po raz kolejny raport z przygotowań został jej przedstawiony, na co jeszcze szerzej uniosła swoje kąciki warg. - Też wzięłam koce, bo nie wiedziałam czy w końcu ustalaliśmy co kto bierze... - no cóż, z całą pewnością nie zmarzną z taką ilością zabranych z sobą koców. - Zresztą, zobaczysz na miejscu, co jeszcze z sobą zabrałam - bo również pokusiła się o napoje oraz przekąski - nawet te własnoręcznej roboty - a pomijając już inne przedmioty jak noże, ogólnie sztućce, talerzyki i... można by tak wymieniać, chociaż patrząc po jej bagażu to nie wygląda, jakby zapakowała się na jakieś trzy dni.
Zgodziła się bez zastanowienia z tym, iż mogą od razu ruszać na polanę, a gdy już chciała otworzyć sobie drzwi od strony pasażera, ten prędko ją ubiegł, decydując się samemu na taki krok, zapraszając ją odpowiednim gestem do środka. - Cóż za dżentelmen z Ciebie. Dziękuję - odparła z uśmieszkiem w stylu tych bardziej słodszych, po czym zajęła miejsce z przodu, obok kierowcy. Usadowiła się wygodnie w międzyczasie, gdy ten po zamknięciu przeszedł na odpowiednią stronę, zasiadając przed kierownicą. - No wiesz... jest kilka, to oczywiste - przyznała, zerkając na Sebastiana ukradkiem, zastanawiając się czy rozmyśla o co takiego mogłaby poprosić spadające gwiazdy. A i też o co on mógłby rzucić za życzenia; i czy w jednym z nich znajdzie się jej osoba? - Ale nie wiem czy nie jestem już za stara, żeby wierzyć w takie rzeczy - dodała żartobliwie, patrząc przez chwilę przed siebie - na drogę, którą się poruszali. - Bardziej obawiam się tego, żebyśmy kogoś niezbyt przyjaznego nie spotkali. A już nie mówiąc o dzikich zwierzętach nie za bardzo miło nastawionych do naszej nagłej eskapady na ich terenie... - czy to była gładka forma zmiany tematu, aby nie pociągnął ją za język odnośnie wcześniejszej kwestii?
Może...


about me
Ze wszystkich sił stara się odzyskać Willow, której miłość stracił przez niedojrzałość i błędnie podejmowane decyzje.

Z pewnością oboje byli dobrze przygotowani. Sebastian, który kiedyś w organizacji takich rzeczy był totalnie do bani, tym razem chciał się dobrze przygotować. Wielokrotnie przecież w swojej przeszłości potrafił zawieść i nawet gdy brunetka coś uprzednio przygotowała to on potrafił zapomnieć tego spakować. To pewnie jedna z rzeczy, które w tamtych czasach bardzo ją wkurzały, mimo że nigdy wcześniej nie dawała tego po sobie poznać.
Chciał, aby ta przygoda była wyjątkowa, bo Willow zdecydowanie na to zasługiwała. Ten wieczór może zdecydowanie przybliżyć ich do siebie, a przecież on niczego innego w tym momencie nie oczekiwał. Wszystko co robił w ostatnim czasie miało swój cel i dziewczyna zdecydowanie o tym wiedziała. Mimo to chciał jej pokazać, że mówienie o zmianie to nie tylko puste słowa, ale mają one również przełożenie na czyny. — Z takim zapasem okrycia, nawet zima stulecia nie jest nam straszna — zakomunikował, a następnie przytaknął głową. Faktycznie oboje byli świetnie przygotowani. — Przygotowałaś jakąś niespodziankę? Cholera, wiesz, że uwielbiam niespodzianki — powiedział bardzo ekspresyjnie, bo przecież zawsze uwielbiał niespodzianki. Oczywiście na nic takiego się nie nastawiał, ale kto wie co panienka Flint przygotowała na dzisiejszy wieczór. Ona również przecież trochę się ostatnio zmieniła od czasu, gdy oboje byli ze sobą w związku. Nie nastawiał się na nie wiadomo co, ale jej tajemniczość pozostawiła ślad na jego wyobraźni.
Sprawa marzeń nigdy nie była jego mocną stroną. Nie można powiedzieć, że nie był marzycielem, bo był, ale raczej żadne z nich się nie spełniło. Nie zaliczał do tej grupy tego, że został zawodowym zawodnikiem, bo w jego uznaniu była to kwestia ciężkiej pracy, a nie szczęścia. Poświęcenia i zaangażowania, które kosztowało go przecież tak wiele. Willow wiedziała o tym najlepiej. — Przestań! Na posiadanie marzeń nigdy nie jest za późno. W człowieku zawsze pozostaje ta chodzącego w chmurach cząsteczka dziecka, nieważne ile wiosen ma się na karku — zakomunikował z uśmiechem na twarzy i mimo, że sam w nie nie wierzył to przecież nie musiał o tym otwarcie mówić. Tak, zdecydowanie. Willow była jednym z jego marzeń, ale tak jak w przypadku futbolu - tu też raczej ciężka praca zbliży go do tego celu, a nie przesiadywanie z głową w chmurach i proszenie losu o znak. — Jak jedna z tych gwiazd nie przyniesie mi w nowym sezonie tytułu MVP to również przestane w nie wierzyć — zakomunikował z udawanym obrażeniem, lecz szybko przerodziło się to w śmiech. W tamtym roku było tak blisko, aby znaleźć się w ścisłej czołówce, że apetyt na to wyróżnienie z każdym kolejnym meczem po prostu rósł. — Na dzikie zwierzęta również mam rozwiązanie. Gdzieś w bagażniku mam kilka rac, które zostały nam z celebracji mistrzostwa, więc jeżeli przypałęta się ktoś nieproszony to mam nadzieje, że przy ich użyciu sobie z nimi poradzimy — zakomunikował, nie do końca wiedząc czy dzikie zwierzęta dym z rac przyciąga, czy odstrasza.
Chciał, aby ta przygoda była wyjątkowa, bo Willow zdecydowanie na to zasługiwała. Ten wieczór może zdecydowanie przybliżyć ich do siebie, a przecież on niczego innego w tym momencie nie oczekiwał. Wszystko co robił w ostatnim czasie miało swój cel i dziewczyna zdecydowanie o tym wiedziała. Mimo to chciał jej pokazać, że mówienie o zmianie to nie tylko puste słowa, ale mają one również przełożenie na czyny. — Z takim zapasem okrycia, nawet zima stulecia nie jest nam straszna — zakomunikował, a następnie przytaknął głową. Faktycznie oboje byli świetnie przygotowani. — Przygotowałaś jakąś niespodziankę? Cholera, wiesz, że uwielbiam niespodzianki — powiedział bardzo ekspresyjnie, bo przecież zawsze uwielbiał niespodzianki. Oczywiście na nic takiego się nie nastawiał, ale kto wie co panienka Flint przygotowała na dzisiejszy wieczór. Ona również przecież trochę się ostatnio zmieniła od czasu, gdy oboje byli ze sobą w związku. Nie nastawiał się na nie wiadomo co, ale jej tajemniczość pozostawiła ślad na jego wyobraźni.
Sprawa marzeń nigdy nie była jego mocną stroną. Nie można powiedzieć, że nie był marzycielem, bo był, ale raczej żadne z nich się nie spełniło. Nie zaliczał do tej grupy tego, że został zawodowym zawodnikiem, bo w jego uznaniu była to kwestia ciężkiej pracy, a nie szczęścia. Poświęcenia i zaangażowania, które kosztowało go przecież tak wiele. Willow wiedziała o tym najlepiej. — Przestań! Na posiadanie marzeń nigdy nie jest za późno. W człowieku zawsze pozostaje ta chodzącego w chmurach cząsteczka dziecka, nieważne ile wiosen ma się na karku — zakomunikował z uśmiechem na twarzy i mimo, że sam w nie nie wierzył to przecież nie musiał o tym otwarcie mówić. Tak, zdecydowanie. Willow była jednym z jego marzeń, ale tak jak w przypadku futbolu - tu też raczej ciężka praca zbliży go do tego celu, a nie przesiadywanie z głową w chmurach i proszenie losu o znak. — Jak jedna z tych gwiazd nie przyniesie mi w nowym sezonie tytułu MVP to również przestane w nie wierzyć — zakomunikował z udawanym obrażeniem, lecz szybko przerodziło się to w śmiech. W tamtym roku było tak blisko, aby znaleźć się w ścisłej czołówce, że apetyt na to wyróżnienie z każdym kolejnym meczem po prostu rósł. — Na dzikie zwierzęta również mam rozwiązanie. Gdzieś w bagażniku mam kilka rac, które zostały nam z celebracji mistrzostwa, więc jeżeli przypałęta się ktoś nieproszony to mam nadzieje, że przy ich użyciu sobie z nimi poradzimy — zakomunikował, nie do końca wiedząc czy dzikie zwierzęta dym z rac przyciąga, czy odstrasza.


about me
studiuje żeby być w przyszłości "pigułą", dorywczo podaje drinki i przystawki, a jednocześnie coraz częściej łapie się na myśleniu o tym, żeby dać Sebastianowi drugą szansę

Uśmiechnęła się, gdy wspomniał o niespodziankach, chociaż ten pewnie myślał o nie wiadomo czym, a przecież niczego specjalnego - aż tak - nie przygotowała. Pokręciła więc głową z rozbawienia. - Głuptasie, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Nie będzie to coś wybitnego, wielkiego i nie wiadomo co jeszcze, także możesz się uspokoić - zapewniła, żeby zaraz nie było, że się nakręcił, by w późniejszej chwili stwierdzić iż się mocno zawiódł na ów oczekiwaniach, bowiem nic konkretnego nie znalazł w pakunkach przygotowanych przez Willow na to nocne obserwowanie gwiazd. Żeby też zaraz nie wyobrażał sobie dodatkowo czegoś mocnego, związanego z ich związkiem, bo już w ogóle Will go zawiedzie na całej linii… Chyba. Nigdy nic nie wiadomo.
Marzenia - wiadomo - są dla każdego, są możliwe do zrealizowania, są niekiedy tak prawdziwe, że to aż nieprawdopodobne. Ale nie wierzyła, aby miały się akurat jej tyczyć, bo gdy tylko marzyła o szczęściu - najpierw trafił jej się przypadek Sebastiana, a następnie Dominica, by teraz na nowo przeżywać jeszcze raz kwestię tego pierwszego, nie wiedząc jak się na to zapatrywać. I czy w ogóle mogła w tej sprawie marzyć, aby jego słowa nie były mrzonkami? Żeby nie była to fikcja wyssana z palca tylko po to, aby osiągnął swój cel w odzyskaniu byłej dziewczyny? - A co jeśli byśmy mieli taką możliwość raz albo dwa razy w życiu? - zagaiła do Sebastiana, patrząc na niego zaciekawiona swoją własną myślą. - Co jeśli byśmy dostali możliwość, żebyśmy mogli dostać tak po prostu możliwość spełnienia swojego marzenia, tak po prostu, nic za to nie płacąc, gdzie nikt niczego nie oczekuje od Ciebie w zamian? - kontynuowała, patrząc przez moment przed siebie, jak jeszcze znajdowali się w pojeździe i jechali do miejsca, gdzie zdecydowali się na jedną noc rozbić mini-biwak. - Jakbym mogła taką jedną rzecz wprowadzić do życia każdego na świecie, to zdecydowanie chciałabym, żeby każdy dostał taką jedną albo dwie szansy od losu, żeby te zachcianki, oczywiście w zdroworozsądkowy sposób zostały każdemu spełnione - odparła jeszcze, przenosząc na niego tęczówki. - Wiem, głupio to brzmi, ale… czy nie byłoby to coś fajnego? - zapytała jeszcze, chcąc dowiedzieć się jego opinii w tej sprawie. Może jednak nie była aż taka naiwna i Sebastian podzielał jej zdanie w ów kwestii?
- A jak jedna z tych gwiazd nie przyniesie mi szczęścia i nie pozwoli mi zdać chociaż dobrze tej obrony, to zdecydowanie zapadnę się pod ziemię i nie będę wiedziała co z sobą zrobić dalej - odpowiedziała pół żartem - pół serio. Bo naprawdę by się tak stało, gdyby nie doszło do finalizacji jej studenckich poczynań w taki sposób, jak zdaniem obrony. Bowiem co wtedy by z sobą poczęła? Gdzie to dalsze dążenie do zawodowego realizowania siebie w pielęgniarstwie? Co wtedy z tymi wszystkimi latami praktykowania w szpitalu i nie wiadomo gdzie jeszcze?
- Tylko żebyśmy tą racą ich bardziej nie zachęcili… no cóż, przetestujemy i się dowiemy - w końcu - do odważnych świat należy! Także muszą się przekonać jak to będzie wyglądało; oczywiście najlepiej by było, jakby na żadne zwierzątko nie trafili, szczególnie takie które mogłoby im mocno zagrozić pod jakimkolwiek względem.
Dotarli niedługo po tym na miejsce, parkując w pobliże polany. - Mamy tyle miejsca do wyboru, że nie wiem gdzie powinniśmy się rozbić - przyznała ze śmiechem, rozciągając się zaraz po tym, gdy wysiadła z auta. - Jaki mamy namiot? Automatyczny czy takiego starszego typu? - od tego zależało, czy zejdzie im mniej czy więcej czasu z rozkładaniem i szykowaniem sobie miejsca do spania.
Marzenia - wiadomo - są dla każdego, są możliwe do zrealizowania, są niekiedy tak prawdziwe, że to aż nieprawdopodobne. Ale nie wierzyła, aby miały się akurat jej tyczyć, bo gdy tylko marzyła o szczęściu - najpierw trafił jej się przypadek Sebastiana, a następnie Dominica, by teraz na nowo przeżywać jeszcze raz kwestię tego pierwszego, nie wiedząc jak się na to zapatrywać. I czy w ogóle mogła w tej sprawie marzyć, aby jego słowa nie były mrzonkami? Żeby nie była to fikcja wyssana z palca tylko po to, aby osiągnął swój cel w odzyskaniu byłej dziewczyny? - A co jeśli byśmy mieli taką możliwość raz albo dwa razy w życiu? - zagaiła do Sebastiana, patrząc na niego zaciekawiona swoją własną myślą. - Co jeśli byśmy dostali możliwość, żebyśmy mogli dostać tak po prostu możliwość spełnienia swojego marzenia, tak po prostu, nic za to nie płacąc, gdzie nikt niczego nie oczekuje od Ciebie w zamian? - kontynuowała, patrząc przez moment przed siebie, jak jeszcze znajdowali się w pojeździe i jechali do miejsca, gdzie zdecydowali się na jedną noc rozbić mini-biwak. - Jakbym mogła taką jedną rzecz wprowadzić do życia każdego na świecie, to zdecydowanie chciałabym, żeby każdy dostał taką jedną albo dwie szansy od losu, żeby te zachcianki, oczywiście w zdroworozsądkowy sposób zostały każdemu spełnione - odparła jeszcze, przenosząc na niego tęczówki. - Wiem, głupio to brzmi, ale… czy nie byłoby to coś fajnego? - zapytała jeszcze, chcąc dowiedzieć się jego opinii w tej sprawie. Może jednak nie była aż taka naiwna i Sebastian podzielał jej zdanie w ów kwestii?
- A jak jedna z tych gwiazd nie przyniesie mi szczęścia i nie pozwoli mi zdać chociaż dobrze tej obrony, to zdecydowanie zapadnę się pod ziemię i nie będę wiedziała co z sobą zrobić dalej - odpowiedziała pół żartem - pół serio. Bo naprawdę by się tak stało, gdyby nie doszło do finalizacji jej studenckich poczynań w taki sposób, jak zdaniem obrony. Bowiem co wtedy by z sobą poczęła? Gdzie to dalsze dążenie do zawodowego realizowania siebie w pielęgniarstwie? Co wtedy z tymi wszystkimi latami praktykowania w szpitalu i nie wiadomo gdzie jeszcze?
- Tylko żebyśmy tą racą ich bardziej nie zachęcili… no cóż, przetestujemy i się dowiemy - w końcu - do odważnych świat należy! Także muszą się przekonać jak to będzie wyglądało; oczywiście najlepiej by było, jakby na żadne zwierzątko nie trafili, szczególnie takie które mogłoby im mocno zagrozić pod jakimkolwiek względem.
Dotarli niedługo po tym na miejsce, parkując w pobliże polany. - Mamy tyle miejsca do wyboru, że nie wiem gdzie powinniśmy się rozbić - przyznała ze śmiechem, rozciągając się zaraz po tym, gdy wysiadła z auta. - Jaki mamy namiot? Automatyczny czy takiego starszego typu? - od tego zależało, czy zejdzie im mniej czy więcej czasu z rozkładaniem i szykowaniem sobie miejsca do spania.


about me
Ze wszystkich sił stara się odzyskać Willow, której miłość stracił przez niedojrzałość i błędnie podejmowane decyzje.

To nie było tak, że myślał o czymś totalnie niesamowitym. On po prostu lubił to uczucie oczekiwania, a Willow w tak łatwy sposób pokrzyżowała jego marzenia. — Mogłaś teraz o tym nie wspominać niszczycielko dobrej zabawy. Chwila niepewności na pewno dobrze zrobiłaby na moją wyobraźnię, nawet jeśli finał byłby zupełnie inny niż oczekiwany — zakomunikował, kręcąc przecząco głową. Nawet wysilił się na udawaną minę, która wskazywała na tę smutniejszą wersję jego samego. Mimo wszystko zaraz wszystko wróciło do normy. Przecież nie mógł od niej niczego oczekiwać. Sam przyjazd tutaj był dla niego czymś, o czym jeszcze nie myślał jakiś czas temu. To w jaki sposób udało mu się odzyskać bliskość panienki Flint było wszystkim czego mógł od życia oczekiwać.
To prawda, że otwarta gra w marzenia, którymi była właśnie ona były nie na miejscu. Nie chciał rzucać tanimi tekstami na podryw, bo nie do końca o to tutaj chodziło. Wiedział, że ona oczekuje od niego czynów, a nie pustych słów, którymi karmił ją już za pierwszym razem, gdy byli razem. — To byłoby super, ale nauczony życia wiem, że marzenia to niestety dobra bajka na romantyczny wieczór, taki jak ten. Jeśli czegoś naprawdę chcemy to trzeba w to włożyć ogromną ilość pracy i wysiłku — zakomunikował, pewnie niszcząc jej wielkie plany odnośnie marzeń. Co prawda bardzo podobało mu się to w jaki sposób dziewczyna to przedstawiła, lecz nie do końca wierzył, że w słowa które do niego kierowała sama poniekąd wierzyła. — Ale tak. Życie czasem powinno samo dawać nam więcej od siebie. Tak po prostu, w nagrodę — rzekł, gdy ich spojrzenia spotkały się w jednej linii. Zdecydowanie sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby, gdyby czasami w życiu człowiekowi niektóre kwestie przychodziły po prostu zdecydowanie łatwej. Oczywiście staranie się o coś i wkładanie w to mnóstwa pracy było poniekąd dobrą zabawą, ale są rzeczy, w których rozwiązania powinny być łatwiejsze.
— W kwestii Twojej obrony to ja mogę być tą gwiazdą. Bardzo chętnie przypilnuję Cię, abyś się do tego przyłożyła jak należy, ale nie mogę obiecać, że nie będę nadto wymagający — zakomunikował, bo jemu równie bardzo na tym zależało, co dziewczynie. Nawet gdy nie było go obok Willow to trzymał za nią kciuki i chciał, aby wszystkie jej plany się spełniały. Gdy ktoś z ich wspólnych znajomych przekazywał mu informacje o kolejnych sukcesach brunetki, cieszył się. Prawie tak samo, jakby przeżywali to wspólnie. Gdyby tego chciała i potrzebowała bodźca do motywacji, Seba z pewnością by się na to zgodził. Zaśmiał się po tym co powiedziała. Faktycznie efekt mógł być zdecydowanie inni niż ten oczekiwany. Nie wiedział przecież jak zwierzęta mogą zareagować na światło z flary. Oby po prostu nie musieli się o tym przekonywać.
Zaczął rozglądać się dookoła szukając dobrego miejsca na namiot oraz zarówno takiego, które będzie dobrym punktem widokowym. — Może tutaj? — wskazał miejsce niedaleko jednego z drzew. — Jest tutaj drzewo i na wypadek mocnego wiatru możemy przywiązać do niego nasz namiot — zakomunikował. Co prawda pogoda nie przewidywała silnych wiatrów, ale lepiej być zabezpieczonym, prawda? — A jak myślisz? Wziąłem ten, który samodzielnie musimy złożyć. Przy tym zawsze jest więcej zabawy — uśmiechnął się, od razu przechodząc do bagażnika swojego pojazdu w poszukiwaniu namiotu. Natrafił jednak na coś zupełnie innego. — Mam coś jeszcze — zakomunikował, wyciągając duży futerał. — Gdyby pogoda sprawiła, że ciężko będzie nam dostrzec gwiazdy to wziąłem ze sobą lunetę. Rodzice kupili ją Emberly jak była młodsza. Użyła jej raz i resztę żywota spędziła w ich piwnicy, nie wiem nawet czy działa — wzruszył ramionami, bo faktycznie jest to przedmiot, który mógłby im się przydać w dostrzeżeniu gwiazd. Przecież po to tutaj przyjechali, prawda?
To prawda, że otwarta gra w marzenia, którymi była właśnie ona były nie na miejscu. Nie chciał rzucać tanimi tekstami na podryw, bo nie do końca o to tutaj chodziło. Wiedział, że ona oczekuje od niego czynów, a nie pustych słów, którymi karmił ją już za pierwszym razem, gdy byli razem. — To byłoby super, ale nauczony życia wiem, że marzenia to niestety dobra bajka na romantyczny wieczór, taki jak ten. Jeśli czegoś naprawdę chcemy to trzeba w to włożyć ogromną ilość pracy i wysiłku — zakomunikował, pewnie niszcząc jej wielkie plany odnośnie marzeń. Co prawda bardzo podobało mu się to w jaki sposób dziewczyna to przedstawiła, lecz nie do końca wierzył, że w słowa które do niego kierowała sama poniekąd wierzyła. — Ale tak. Życie czasem powinno samo dawać nam więcej od siebie. Tak po prostu, w nagrodę — rzekł, gdy ich spojrzenia spotkały się w jednej linii. Zdecydowanie sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby, gdyby czasami w życiu człowiekowi niektóre kwestie przychodziły po prostu zdecydowanie łatwej. Oczywiście staranie się o coś i wkładanie w to mnóstwa pracy było poniekąd dobrą zabawą, ale są rzeczy, w których rozwiązania powinny być łatwiejsze.
— W kwestii Twojej obrony to ja mogę być tą gwiazdą. Bardzo chętnie przypilnuję Cię, abyś się do tego przyłożyła jak należy, ale nie mogę obiecać, że nie będę nadto wymagający — zakomunikował, bo jemu równie bardzo na tym zależało, co dziewczynie. Nawet gdy nie było go obok Willow to trzymał za nią kciuki i chciał, aby wszystkie jej plany się spełniały. Gdy ktoś z ich wspólnych znajomych przekazywał mu informacje o kolejnych sukcesach brunetki, cieszył się. Prawie tak samo, jakby przeżywali to wspólnie. Gdyby tego chciała i potrzebowała bodźca do motywacji, Seba z pewnością by się na to zgodził. Zaśmiał się po tym co powiedziała. Faktycznie efekt mógł być zdecydowanie inni niż ten oczekiwany. Nie wiedział przecież jak zwierzęta mogą zareagować na światło z flary. Oby po prostu nie musieli się o tym przekonywać.
Zaczął rozglądać się dookoła szukając dobrego miejsca na namiot oraz zarówno takiego, które będzie dobrym punktem widokowym. — Może tutaj? — wskazał miejsce niedaleko jednego z drzew. — Jest tutaj drzewo i na wypadek mocnego wiatru możemy przywiązać do niego nasz namiot — zakomunikował. Co prawda pogoda nie przewidywała silnych wiatrów, ale lepiej być zabezpieczonym, prawda? — A jak myślisz? Wziąłem ten, który samodzielnie musimy złożyć. Przy tym zawsze jest więcej zabawy — uśmiechnął się, od razu przechodząc do bagażnika swojego pojazdu w poszukiwaniu namiotu. Natrafił jednak na coś zupełnie innego. — Mam coś jeszcze — zakomunikował, wyciągając duży futerał. — Gdyby pogoda sprawiła, że ciężko będzie nam dostrzec gwiazdy to wziąłem ze sobą lunetę. Rodzice kupili ją Emberly jak była młodsza. Użyła jej raz i resztę żywota spędziła w ich piwnicy, nie wiem nawet czy działa — wzruszył ramionami, bo faktycznie jest to przedmiot, który mógłby im się przydać w dostrzeżeniu gwiazd. Przecież po to tutaj przyjechali, prawda?


about me
studiuje żeby być w przyszłości "pigułą", dorywczo podaje drinki i przystawki, a jednocześnie coraz częściej łapie się na myśleniu o tym, żeby dać Sebastianowi drugą szansę

- Teraz tak mówisz, a jakbym zrobiła właśnie w taki sposób, to byś pewnie zaraz wyjechał z jakimś - dlaczego nie uprzedziłaś mnie wcześniej, że nie muszę oczekiwać na nie wiadomo co?! - w trakcie mówienia tego, udawała trochę jego głos oraz mimikę, by na koniec się roześmiać, domyślając się iż właśnie takie następstwo kolejnych wydarzeń miałoby między nimi miejsce, gdy tylko dojdzie do rozpakowywania rzeczy z bagażnika oraz toreb, jakie przygotowali na dzisiejsze nocowanie. Gdzie naprawdę wyglądało, jakby wybierali się na parę dni, niż na kilka godzin, zapewne w głównej mierze jeszcze śpiąc w tym namiocie. Także po co to całe pakowanie? Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, ale to raczej na zasadzie - lepiej wziąć więcej, niż potem zastanawiać się co zrobić bez tego czy tamtego. A przecież zawsze można z tym wszystkim wrócić do domu i nikt nie będzie widział większego problemu.
- Romantyczny wieczór, taki jak ten? - zagaiła na początek, przerywając mu myśl. - Czyli co, mam to traktować jako randkę? - zapytała wprost, będąc ciekawa jego reakcji, miny, zachowania, przede wszystkim odpowiedzi. - To akurat prawda, ale czasami moglibyśmy dostać od losu taki mały prezent, szczególnie jak nam się trafia spora seria niepowodzeń, żeby nieco rozjaśnić szare dni i polepszyć samopoczucie, by w kryzysowym momencie życia zrozumieć, że nie jest wszystko stracone - odparła z uśmiechem, zastanawiając się jakby to wyglądało. Czy świat byłby wtedy jeszcze lepszy? Czy byłoby mniej przykryć wydarzeń? Mniej zaginięć, morderstw, kradzieży? - No widzisz, nie powiesz, że nie ucieszyłbyś się, jakbyś mógł poprosić o zastrzyk gotówki, poprawę jakiejś innej sfery życiowej czy cokolwiek innego, co by Ci było potrzebne - dodała na koniec, patrząc na Sebastiana uważniej.
- Jesteś pewny tego pilnowania? - zapytała zaciekawiona jego propozycją? - Ty? Wymagający? Proszę Cię, zdziwisz się jak bardzo ja będę wymagająca sama dla siebie - zaśmiała się, bo dobrze wiedziała, jak podchodzi do uczenia się, do przygotowywania obrony, także Bassett nie miał szans, aby być faktycznie jakoś mocno wymagający względem niej. - Ale dziękuję za propozycję. Chętnie skorzystam - dopowiedziała, aby nie pomyślał, iż nie przyjmie tej propozycji. To naprawdę miłe, że tak o tym pomyślał. I że w ogóle postanowił się tak poświęcić.
Spojrzała w kierunku wskazanego miejsca, kiwając głową w odpowiedzi i przechodząc z zabranymi dotąd rzeczami do obranej miejscówki, gdzie będą się rozstawiali. Niemniej zaraz jej mina, gdy usłyszała odpowiedź odnośnie zabranego namiotu. - No nie, żartujesz sobie? - jęknęła aż nieco posmutniała, wzdychając ciężko. - Niby tak, fajnie, ale jednocześnie utrudniasz skupienie się na gwiazdach! - pokazała aż na niego palcem oskarżycielsko, po czym zaśmiała się w trakcie czego kręcąc głową. - No teraz to już nie mam wyboru - przewróciła na koniec teatralnie oczyskami, zabierając się za pracę, aby jak najszybciej się z tym uporać.
Powróciła do Sebastiana, gdy odstawiła większe torby w okolice drzewa, patrząc na przedmiot który wyciągnął, będąc tym zaciekawioną. - O ja Cię! Żartujesz! Ale super! - i nie, nie żartowała bądź nie wyolbrzymiała reakcji, patrząc na zabraną przez Sebastiana lunetę. - To zdecydowanie nam pomoże w obserwowaniu. Bo mnie Joshua mógł jedynie dać lornetkę i pewnie to nam by za wiele i tak nie pomogło, ale teraz? Z całą pewnością jesteśmy dobrze przygotowani na dzisiejsze obserwacje - przyznała z uśmiechem, patrząc na sportowca. - Dobra, szybko się zabierajmy do roboty, bo nas świt zastanie - pogoniła go do roboty, zabierając się za rozkładanie namiotu, co… szło im raz lepiej, a raz gorzej, ale ostatecznie w końcu udało im się ustawić wszystko jak trzeba. Otrzepała na koniec ręce, unosząc kąciki ust ku górze. - No, całkiem nieźle nam to poszło - przyznała, zerkając na chłopaka. - Tylko żebyś mi teraz nagle nie powiedział, że nie wziąłeś materaca… - bo jak będą spali w środku bez niego?!
- Romantyczny wieczór, taki jak ten? - zagaiła na początek, przerywając mu myśl. - Czyli co, mam to traktować jako randkę? - zapytała wprost, będąc ciekawa jego reakcji, miny, zachowania, przede wszystkim odpowiedzi. - To akurat prawda, ale czasami moglibyśmy dostać od losu taki mały prezent, szczególnie jak nam się trafia spora seria niepowodzeń, żeby nieco rozjaśnić szare dni i polepszyć samopoczucie, by w kryzysowym momencie życia zrozumieć, że nie jest wszystko stracone - odparła z uśmiechem, zastanawiając się jakby to wyglądało. Czy świat byłby wtedy jeszcze lepszy? Czy byłoby mniej przykryć wydarzeń? Mniej zaginięć, morderstw, kradzieży? - No widzisz, nie powiesz, że nie ucieszyłbyś się, jakbyś mógł poprosić o zastrzyk gotówki, poprawę jakiejś innej sfery życiowej czy cokolwiek innego, co by Ci było potrzebne - dodała na koniec, patrząc na Sebastiana uważniej.
- Jesteś pewny tego pilnowania? - zapytała zaciekawiona jego propozycją? - Ty? Wymagający? Proszę Cię, zdziwisz się jak bardzo ja będę wymagająca sama dla siebie - zaśmiała się, bo dobrze wiedziała, jak podchodzi do uczenia się, do przygotowywania obrony, także Bassett nie miał szans, aby być faktycznie jakoś mocno wymagający względem niej. - Ale dziękuję za propozycję. Chętnie skorzystam - dopowiedziała, aby nie pomyślał, iż nie przyjmie tej propozycji. To naprawdę miłe, że tak o tym pomyślał. I że w ogóle postanowił się tak poświęcić.
Spojrzała w kierunku wskazanego miejsca, kiwając głową w odpowiedzi i przechodząc z zabranymi dotąd rzeczami do obranej miejscówki, gdzie będą się rozstawiali. Niemniej zaraz jej mina, gdy usłyszała odpowiedź odnośnie zabranego namiotu. - No nie, żartujesz sobie? - jęknęła aż nieco posmutniała, wzdychając ciężko. - Niby tak, fajnie, ale jednocześnie utrudniasz skupienie się na gwiazdach! - pokazała aż na niego palcem oskarżycielsko, po czym zaśmiała się w trakcie czego kręcąc głową. - No teraz to już nie mam wyboru - przewróciła na koniec teatralnie oczyskami, zabierając się za pracę, aby jak najszybciej się z tym uporać.
Powróciła do Sebastiana, gdy odstawiła większe torby w okolice drzewa, patrząc na przedmiot który wyciągnął, będąc tym zaciekawioną. - O ja Cię! Żartujesz! Ale super! - i nie, nie żartowała bądź nie wyolbrzymiała reakcji, patrząc na zabraną przez Sebastiana lunetę. - To zdecydowanie nam pomoże w obserwowaniu. Bo mnie Joshua mógł jedynie dać lornetkę i pewnie to nam by za wiele i tak nie pomogło, ale teraz? Z całą pewnością jesteśmy dobrze przygotowani na dzisiejsze obserwacje - przyznała z uśmiechem, patrząc na sportowca. - Dobra, szybko się zabierajmy do roboty, bo nas świt zastanie - pogoniła go do roboty, zabierając się za rozkładanie namiotu, co… szło im raz lepiej, a raz gorzej, ale ostatecznie w końcu udało im się ustawić wszystko jak trzeba. Otrzepała na koniec ręce, unosząc kąciki ust ku górze. - No, całkiem nieźle nam to poszło - przyznała, zerkając na chłopaka. - Tylko żebyś mi teraz nagle nie powiedział, że nie wziąłeś materaca… - bo jak będą spali w środku bez niego?!


about me
Ze wszystkich sił stara się odzyskać Willow, której miłość stracił przez niedojrzałość i błędnie podejmowane decyzje.

Nie można ukryć, że Sebastiana nie rozbawił sposób wypowiedzi przez brunetkę, która skutecznie zaczęła go papugować. Wyszło jej to naprawdę bardzo dobrze. — Masz rację, a potem przez resztę wieczoru siedziałbym obrażony w moim namiocie patrząc jak marzniesz na zewnątrz, bo przecież nie pozwoliłbym Ci go ze mną dzielić — wywrócił oczami, zerkając na towarzyszkę, aby chwilę później samemu zacząć się śmiać. Już niech go tak krytycznie nie ocenia, bo przecież nie mógł być rozczarowany, gdy dostał więcej niż zakładał. Już sam ten wyjazd był dla niego pewnego rodzaju niespodzianką, która ekscytowała go z każdą kolejną chwilą.
Ilość bagaży zdecydowanie mogłaby zwiastować, że wyjeżdżają gdzieś na kilka dni, a nie na jedną noc i to jeszcze na polanę do namiotu. Sam nie spodziewał się tego, że tyle rzeczy ze sobą zabiorą. Z drugiej jednak strony to fajnie, bo oboje się przygotowali i pokazali, że im na tym zależy.
— No wiesz. Dwójka samotnych ludzi, która wspólnie jedzie obserwować gwiazdy pod gołym niebem. To brzmi jak przepis na romantyczny wieczór — uśmiechnął się, a na potwierdzenie swoich słów przytaknął jeszcze głową. — Wiesz, że bardzo bym tego chciał — spojrzał na Willow i szczerze powiedział jej to w twarz. Wcale nie musiała o to pytać, bo doskonale znała odpowiedź. Sebastian nie krył się z tym, że bardzo zależy mu na odzyskaniu jej miłości, a o tym zdążyła się już niejednokrotnie przekonać. Szczególnie wtedy, gdy zwierzał jej się nawalony w trupa. — Uwaga, bo zabrzmię bardzo dyplomatycznie, ale... — normalnie odchrząknął, aby się nie zapowietrzyć, ale od razu kontynuował! — Uważam, że my akurat tego nie potrzebujemy. To prawda, że czasem powinię nam się noga, ale naprawdę nie mamy prawa do narzekania. Jesteśmy zdrowi, mamy pracę oraz swoje zainteresowania. Mamy bliskich i wsparcie zawsze, gdy go potrzebujemy. Niektórzy ludzie nie mają nawet połowy z tego co my — odpowiedział szczerze, przytakując przy tym głową. Sebastian trochę zmienił się na przestrzeni lat. Zaczął mniej narzekać i bardziej koncentrować się nad tym, co w tym swoim żywocie może jeszcze zmienić. — Pewnie, że bym się ucieszył — odpowiedział, czując, że to pytanie było swojego rodzaju pułapką. Oczywiście, że gdyby mógł o coś poprosić to miałby tylko jedno marzenie - serce Willow. Tylko tego brakowało mu do pełni szczęścia.
— No i bardzo dobrze. Możemy się nawet pozabijać podczas Twojego przygotowania do egzaminu i jestem gotów się na to pisać, jeśli poskutkuje to tym, że go zdasz — uśmiechnął się szczerze, szczególnie wtedy, gdy potwierdziła zainteresowanie tym pomysłem. Sebastian mógł nawet dostać od niej w skórę, jeśli faktycznie równać się to będzie ze zdaniem egzaminów. Były one bardzo ważne dla jej przyszłości i na pewno zrobiłby wszystko, gdyby mógł wpłynąć na ich rezultat.
— Przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze mamy trochę czasu zanim pokaz zacznie się na dobre — zakomunikował, aby uspokoić dziewczynę podczas rozkładania namiotu. To prawda, że ten automatyczny sprawiłby im mniej problemu, ale przecież to od razu mniej frajdy. Trochę ponarzekają, ale będą mogli być dumni, gdy rano się obudzą, a namiot wciąż będzie stał w tym samym miejscu. Trochę gorzej, gdy wraz z nimi przetransportuje się na drugi koniec polany.
Zaśmiał się gdy usłyszał o lornetce. Przy jej pomocy mogliby jedynie wytropić dziką zwierzynę, a nie gwiazdy na niebie. No cóż. Przynajmniej ten Joshua w pewien sposób próbował i za to należą mu się ukłony. — Mam jedynie śpiwór, ale jest na tyle gruby, że nie powinniśmy pod nim zmarznąć. Mamy jeszcze koce, którymi możemy się przykryć — przytaknął głową, aby potwierdzić słuszność swoich słów. Pewnie do tego wszystkiego dojdzie fakt, że Willow nawet nieświadomie i przez sen się do niego przytuli i od razu zrobi się jej cieplej. On nigdy nie miał problemu z temperaturą, więc obawiał się o swój stan o wiele mniej. — Nie jest Ci zimno? — zapytał, bo pogoda wcale nie była aż tak korzystna. Mógł przecież rozpalić ognisko, aby panienka Flint mogła się przy nim ogrzać.
Ilość bagaży zdecydowanie mogłaby zwiastować, że wyjeżdżają gdzieś na kilka dni, a nie na jedną noc i to jeszcze na polanę do namiotu. Sam nie spodziewał się tego, że tyle rzeczy ze sobą zabiorą. Z drugiej jednak strony to fajnie, bo oboje się przygotowali i pokazali, że im na tym zależy.
— No wiesz. Dwójka samotnych ludzi, która wspólnie jedzie obserwować gwiazdy pod gołym niebem. To brzmi jak przepis na romantyczny wieczór — uśmiechnął się, a na potwierdzenie swoich słów przytaknął jeszcze głową. — Wiesz, że bardzo bym tego chciał — spojrzał na Willow i szczerze powiedział jej to w twarz. Wcale nie musiała o to pytać, bo doskonale znała odpowiedź. Sebastian nie krył się z tym, że bardzo zależy mu na odzyskaniu jej miłości, a o tym zdążyła się już niejednokrotnie przekonać. Szczególnie wtedy, gdy zwierzał jej się nawalony w trupa. — Uwaga, bo zabrzmię bardzo dyplomatycznie, ale... — normalnie odchrząknął, aby się nie zapowietrzyć, ale od razu kontynuował! — Uważam, że my akurat tego nie potrzebujemy. To prawda, że czasem powinię nam się noga, ale naprawdę nie mamy prawa do narzekania. Jesteśmy zdrowi, mamy pracę oraz swoje zainteresowania. Mamy bliskich i wsparcie zawsze, gdy go potrzebujemy. Niektórzy ludzie nie mają nawet połowy z tego co my — odpowiedział szczerze, przytakując przy tym głową. Sebastian trochę zmienił się na przestrzeni lat. Zaczął mniej narzekać i bardziej koncentrować się nad tym, co w tym swoim żywocie może jeszcze zmienić. — Pewnie, że bym się ucieszył — odpowiedział, czując, że to pytanie było swojego rodzaju pułapką. Oczywiście, że gdyby mógł o coś poprosić to miałby tylko jedno marzenie - serce Willow. Tylko tego brakowało mu do pełni szczęścia.
— No i bardzo dobrze. Możemy się nawet pozabijać podczas Twojego przygotowania do egzaminu i jestem gotów się na to pisać, jeśli poskutkuje to tym, że go zdasz — uśmiechnął się szczerze, szczególnie wtedy, gdy potwierdziła zainteresowanie tym pomysłem. Sebastian mógł nawet dostać od niej w skórę, jeśli faktycznie równać się to będzie ze zdaniem egzaminów. Były one bardzo ważne dla jej przyszłości i na pewno zrobiłby wszystko, gdyby mógł wpłynąć na ich rezultat.
— Przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze mamy trochę czasu zanim pokaz zacznie się na dobre — zakomunikował, aby uspokoić dziewczynę podczas rozkładania namiotu. To prawda, że ten automatyczny sprawiłby im mniej problemu, ale przecież to od razu mniej frajdy. Trochę ponarzekają, ale będą mogli być dumni, gdy rano się obudzą, a namiot wciąż będzie stał w tym samym miejscu. Trochę gorzej, gdy wraz z nimi przetransportuje się na drugi koniec polany.
Zaśmiał się gdy usłyszał o lornetce. Przy jej pomocy mogliby jedynie wytropić dziką zwierzynę, a nie gwiazdy na niebie. No cóż. Przynajmniej ten Joshua w pewien sposób próbował i za to należą mu się ukłony. — Mam jedynie śpiwór, ale jest na tyle gruby, że nie powinniśmy pod nim zmarznąć. Mamy jeszcze koce, którymi możemy się przykryć — przytaknął głową, aby potwierdzić słuszność swoich słów. Pewnie do tego wszystkiego dojdzie fakt, że Willow nawet nieświadomie i przez sen się do niego przytuli i od razu zrobi się jej cieplej. On nigdy nie miał problemu z temperaturą, więc obawiał się o swój stan o wiele mniej. — Nie jest Ci zimno? — zapytał, bo pogoda wcale nie była aż tak korzystna. Mógł przecież rozpalić ognisko, aby panienka Flint mogła się przy nim ogrzać.