projektant mody i mebli
we własnej marce formes rubis
175 cm
39 yo
Awatar użytkownika
about me
Maybe all the stars in the night are really dreams, maybe this whole world ain't exactly what it seems. Maybe the sky will fall down on tomorrow.
Awatar użytkownika
Biedna ta Waverly. Być może gdyby zaczęła dostrzegać, że gdy komuś dzieje się krzywda, to nie ona jest najbiedniejsza, bo musi znosić czyjąś uzasadnioną irytację, to jednak odkryłaby, że jej życie aż takie okrutne nie jest. No ale, to nie zadanie Rubensa uczyć ją żyć. Tak właściwie on bardzo chętnie żyłby daleko od niej, bo jego życie było wystarczająco stresujące i bez wiecznie nadąsanej blondynki, a jeśli chciał pozadawać się z kimś bez klasy, to miał od tego gwiazdki jednego sezonu serialu na Netflixie, które awanturowały się o to, że powinny siedzieć na fashion weeku w pierwszym rzędzie. Miał nadzieję, że po tym wydarzeniu uda się mu po prostu jej unikać — tak, jak miało miejsce to wcześniej. W tych pięknych czasach, gdy nie miał zielonego pojęcia o jej istnieniu, które w jego oczach znaczyło tyle, co nic.
Mogłabyś zacząć swoje bycie miłą od nie mówienia innym, kiedy mogą dramatyzować, a kiedy nie — stwierdził z lekką irytacją, bo po raz kolejny go próbowała w tej kwestii pouczać. — Działa to zazwyczaj odwrotnie, szczególnie w t a k i c h momentach — wycedził przez zęby te dwa ostatnie słowa, uśmiechając się do niej bardzo sztucznie. Jakby nie zauważyłą, to miał dość sensowny powód do tego, aby dramatyzować. I teraz, i ostatnio. No ale w sumie, może powinien jednak sam zrozumieć, że ta blondynka to przegrana sprawa w kwestii dostrzegania czegoś poza czubkiem własnego nosa.
Gratulacje — rzucił, nie podnosząc na nią wzroku, bo aktualnie przyglądał się temu, jak prezentowała się jedna ze ścian tego zadolenia, rozważając czy będzie w stanie się jakoś po tym wspiąć, jednocześnie nie robią sobie krzywdy. Większej, niż już się stała, ale w sumie wolał nie zastanawiać się aktualnie nad tym, czy jego noga bolała tylko trochę, czy może bardzo.
Nie, nie noszę przy sobie takich rzeczy — odpowiedział, zerkając na nią przelotnie, jednak wrócił dość szybko do tego, co robił chwilę wcześniej. Może jednak powinien zabierać ze sobą jakieś narzędzia tego typu. Albo gaz pieprzowy, ewentualnie pęk czosnku, skoro Waverly się ostatnio jakoś za blisko niego pojawiała. Nie powiedział jednak na głos ani tego, ani wszystkich tych złośliwych uwag, które przychodziły mu do głowy na temat jej osoby. Nie dodał też, że skoro ostatnio poradził sobie bez niej, to i teraz da radę. Głównie dlatego, że w tym momencie nie był niczego w tym zakresie pewien, a jednak nie była to sytuacja, w której planował rzucać słowa na wiatr. Odsunął się nieco, siedząc sobie w swojej dziurze i pomasował skronie, intensywnie się próbując skupić, jakby miał mu przyjść do głowy jakiś magiczny pomysł. — Poza tym wątpię, że uda Ci się uciąć gałąź na tyle długą na tym poziomie drzew, żeby to się udało. I żeby nie była grubym, niewygodnym konarem — dodał jeszcze, nawet nie do końca złośliwie. Raczej rzeczowo.

waverly ellsworth
ambitny krab
Patka
brak multikont
była tenisistka, właścicielka pensjonatu
charlotte guesthouse
171 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
dwa lata temu zawiesiła niezbyt owocną karierę tenisistki, by przyjechać do Lorne Bay i przejąć dom zmarłych dziadków
Awatar użytkownika
Lorne Bay może i było małe, ale wierzyła, że nie na tyle, by nie stwarzać jej możliwości ku temu, by oglądać go każdego dnia. Już i tak wystarczyło, że odkryła obecność Elio w miasteczku, co budziło w niej całkiem sporo negatywnych emocji. Nie chciała dokładać do tego stres, że od teraz, za każdym razem, gdy będzie opuszczała dom, może natknąć się też na Rubensa. Nie musiała znać go zbyt dobrze by wiedzieć, że z całą pewnością nie zostanie jej przyjacielem, bo cholernie irytował go dosłownie wszystkim. Co może i mogło działać w dwie strony, ale nie było jej wcale go specjalnie żal.
— Jak będziesz się czepiał, to tez nie pomagasz — burknęła zirytowana. Nie zamierzała mu grozić, że go porzuci, jeśli nie przestanie, bo wcale nie planowała tego robić. Chciała mu pomóc (może czuła, że jest mu to trochę winna?), ale nie znaczyło to wcale, że od razu przejdzie przemianę i stanie się odpowiednio zdyscyplinowana poukładana i milsza. Niczym mała harcerka, która planuje zebrać wszystkie odznaki.
— Okej, dobra. Ja też nie — przyznała, rozglądając się gorączkowo, bo potrzebowała wpaść na jakiś pomysł, który mógłby okazać się wystarczająco sensowny. Nie miała pojęcia, co takiego mogła zrobić, by okazać się użyteczna. Nie miała ze sobą nic, co mogłoby się sprawdzić jakkolwiek. Zrezygnowana nachyliła się nad nim, utrzymując jednak bezpieczny dystans, by przypadkiem ziemia nie osunęła się także pod nią. Gdyby wylądowali razem w jednej dziurze, wtedy z pewnością doszłoby do jakiegoś zabójstwa. Ewentualnie samobójstwa, bo to też wydawało się całkiem prawdopodobne. Westchnęła, bo miał chyba rację. Nie była oburzona, że jej brak logiki wytykał, naprawdę starała się skupić jedynie na planie działania, który nadal nie wyklarował się w jej głowie wystarczająco.
— Masz jakiś pomysł, czy nic ci tez nie przychodzi do głowy? Bo jak nie masz, to możemy nie tracić czasu i mogę po kogoś skoczyć. Albo zadzwonić może po prostu? Masz zasięg? — zapytała nagle, uzmysławiając sobie, że była to opcja, której dotychczas nie wzięła pod uwagę. Sama chyba sobie nie poradzi, ale nie musiała przerywać poszukiwań, po prostu potrzebowali kogoś, kto przywiezie im linę i pomoże Waverly ją zaczepić wokół drzewa. Sama wygrzebała teraz z kieszeni telefon i zerknęła na jedną, żałosną kreskę. Podniosła się z miejsca, z zamiarem znalezienia zasięgu. — Sprawdź, jeśli nie masz, to cię zostawię i pójdę poszukać zasięgu jakoś blisko i zadzwonię po kogoś, kto na pewno ma więcej siły niż ja — podsunęła. Była miła! Naprawdę się starała znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie, które go uratuje. Zasłużyła na nagrodę.
i'll never desert you
ania
brak multikont
projektant mody i mebli
we własnej marce formes rubis
175 cm
39 yo
Awatar użytkownika
about me
Maybe all the stars in the night are really dreams, maybe this whole world ain't exactly what it seems. Maybe the sky will fall down on tomorrow.
Awatar użytkownika
Na samą myśl o częstszych spotkaniach z tą kobietą, Rubensa aż przechodził dreszcz. Nie ten przyjemny dreszcz ekscytacji, którą budziły jakieś wyczekiwane wydarzenia, ale ten niekomfortowy, gdy człowieka po prostu wzdryga, gdy o czymś pomyśli i wyobrazi sobie, że mogłoby się stać to prawdą. Niby nie miał aż takiego powodu, aby na tyle jej nie lubić — ostatecznie po prostu zachowała się jak skończona frajerka i małomiasteczkowa dziewucha, której słoma z butów wystaje. Nic nowego i nic rzadko spotykanego. Jednak z jakiegoś powodu wszystko to wzbudziło w nim aż takie oburzenie i irytację, a jej postawa teraz również nie sprawiała, że czuł się zobowiązany do tego, aby nie pałać do niego aż taką gamą negatywnych uczuć, że po prostu wolałby jej nie oglądać już wcale. A już na pewno nie chciał z nią udawać się do lasu, bo zaufanie miał do niej zerowe. No i najwyraźniej za wiele się nie pomylił, skoro ewidentnie przynosiła pecha i komplikowała ludziom życie samą swoją obecnością. Na razie jednak, łaskawie, nie wypominał jej tego, tylko sam próbował się skupić na tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. I nawet nie skomentował jej słów, tylko po prostu westchnął prawie bezgłośnie, czego więc nie miała za bardzo szansy usłyszeć skoro dzieliła ich jakaś odległość, wcale nie najmniejsza, i wrócił do oględzin swojego pięknego dołka.
Zastanawiam się — poinformował ją spokojnie na jej pytanie. — I próbuję ocenić na ile jestem w stanie spróbować stąd wyjść po tych kamieniach, ale nie wydają się zbyt stabilnie osadzone. A ja jestem projektantem, nie kaskaderem czy amatorem sportów wyczynowych — przyznał, chociaż nie patrzył na nią, a na wspomniane kamienie mniejsze i większe, które jednak ruszały się dość mocno, gdy się mocniej ich dotknęło dłonią, a co dopiero, gdy miałby się spróbować wdrapać po nich jak po ściance wspinaczkowej. Na której ostatni raz był dawno temu i miał wtedy uprząż i asekurację, co sporo zmieniało.
Nie mam — pokręcił głową, gdy wyciągnął telefon z kieszeni. Niestety, w jego dołku sprawa nie prezentowała się lepiej i wątpił, aby miało udać mu się gdziekolwiek dodzwonić. — Okej, śmiało — przytaknął, dość skupiony na jej słowach i trochę też na własnych myślach. — Nie przychodzi mi nic lepszego do głowy, więc nie będę się zastanawiał, czy może jednak na coś nie wpadnę, bo nie chcę spędzić tu nocy — dodał cierpko nieco, ale o dziwo nie było to wcale skierowane do niej jakoś personalnie. I owszem, właśnie przyznał, że miała dobry pomysł, a on nie. Wow, piekło zamarznie chyba, bo jeszcze jakieś kilkanaście minut temu najchętniej by rzucił na nią jakieś nieprzyjemne zaklęcie (gdyby był czarodziejem, którym nie był).

waverly ellsworth
ambitny krab
Patka
brak multikont
była tenisistka, właścicielka pensjonatu
charlotte guesthouse
171 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
dwa lata temu zawiesiła niezbyt owocną karierę tenisistki, by przyjechać do Lorne Bay i przejąć dom zmarłych dziadków
Awatar użytkownika
Waverly naprawdę chciała pomóc mu w wyjściu z dołka — tego dosłownego, rzecz jasna. Wprawdzie nie do końca wiedziała, jak, bo nie była Roszpunką, która mogła włosami zarzucić, a jemu na pewno było do księcia jeszcze dalej, ale szukała gorączkowo w głowie czegoś, co mogłoby okazać się pomocne. Gdyby jednak zdecydował się zachowywać jak frajer, ignorując niezbyt korzystną dla niego sytuację, to nie mrugnęłaby nawet, porzucając go w tym rowie. Ruszyłaby na samotne poszukiwania, a po kilku godzinach może nawet wspomniałaby komuś wreszcie łaskawie, że został gdzieś tam w środku lasu, w dziurze. Dobrze więc, że podarował sobie dalsze złośliwości, skoro Waverly naprawdę zaangażowała się w próbę wyciągnięcia go z tego dołu. Chociaż nie była w żaden sposób winna tego, że się tam znalazł — miał pecha, nic więcej. Nie znaczyło to wcale, że ona się do niego jakkolwiek przysłużyła.
— To ryzykowne, bo jak poślizgniesz się na ostatnim, to możesz narobić sobie więcej szkody — zauważyła rzeczowo. Wybawieniem byłaby lina, ale nikt z nich nie nosił pięciometrowego, grubego sznurka, który mogłaby mu rzucić, zaczepiając przy okazji o pobliskie drzewo. Mogła go nie lubić, ale nie chciała oglądać jego wystających, złamanych kości, które później będzie musiał składać chirurg. Istniała szansa, że wtedy naprawdę dałaby nogę, wychodząc z założenia, że nie może na to patrzeć, bo jest trochę zbyt delikatna.
— Okej, postaram się ogarnąć to jak najszybciej — przyznała i podniosła się. Rzuciła na niego jeszcze okiem raz jeszcze, a potem ruszyła krzakami w stronę, która — jej zdaniem — była tą, z której przyszli. Wyciągnęła telefon z kieszeni, szukając zasięgu, ale ten nie pojawił się zbyt szybko. Dopiero po nieco ponad kilometrze, zdołała złapać wystarczająco kresek, by zadzwonić po pomoc. Nie spotkała nikogo po drodze, kto mógłby im jakoś pomóc. Zadzwoniła więc na numer alarmowy, przedstawiając sprawę. Nie ściągała Grahama, bo nadal mogłoby się okazać, że marnują czas, bo nie mają go jak wyciągnąć wygodnie i bezpiecznie.
A skoro już zdołała załatwić sprawę, to ruszyła w stronę, z której przyszła. Przynajmniej taką nadzieję miała, ale gdzieś w połowie zaczęła wątpić, czy aby na pewno szła prawidłowo. Rozejrzała się dookoła i otworzyła usta.
— Kurwa, jak mu było — mruknęła, nagle uświadamiając sobie, że nie pamięta jego imienia. Była pewna, że zaczynało się na R. — Rubeus? Remus? Rudolph? Ruby? RUBY?! — zawołała, bo wydawało jej się, że było to jakieś takie imię. Nie pamiętała go teraz, ale miała nadzieję, że i tak jej odpowie. Nawet jeśli miała usłyszeć jego wkurwiony ton, oburzony, że nazywa to Rubeusem.
i'll never desert you
ania
brak multikont
projektant mody i mebli
we własnej marce formes rubis
175 cm
39 yo
Awatar użytkownika
about me
Maybe all the stars in the night are really dreams, maybe this whole world ain't exactly what it seems. Maybe the sky will fall down on tomorrow.
Awatar użytkownika
Na szczęście w żadnym innym dołku nie był, więc nie musiała się martwić, że Ruby uzna, że skoro tak dobrze jej to poszło, to może też pomóc mu wyjść z dołka takiego bardziej metaforycznego, życiowego. Mogła ewentualnie pomóc mu się w życiu mniej irytować i po prostu po tym spotkaniu schodzić mu już z drogi. Oczywiście były jakieś szanse na to, że uzna później, że po prostu nie powinien już się na nią denerwować. Miał jednak wrażenie, że byłoby to zbyt proste. Nie znał jej jakoś świetnie, ale jednak zdążył zauważyć, że miała skłonności do przesadnego dramatyzmu i do tego, aby się przesadnie oburzać. Trudno jednak było mu uwierzyć, że jakkolwiek by się nie zachował, to by go tu porzuciła — nawet jeśli nie ze względu na swoje własne sumienie to na to, że jednak ludzie raczej by nie pytali, czy gość, którego porzuciła bez zasięgu na pastwę losu w jakimś leśnym dole, był dla niej niemiły i to ona bezsprzecznie byłaby uznana za czarny charakter tej historii.
Fakt — zgodził się z nią bardzo krótko, ale o dziwo nie dlatego nawet, że przyszło mu to z trudem. Najczęściej nie miał z takimi rzeczami problemu, o ile mówiła z sensem. A do tej pory to nie bardzo mu się z tej strony zaprezentowała. Głównie pierdoliła głupoty i się oburzała, jakby co najmniej rzucał pod jej kątem jakieś oskarżenia fałszywe.
W porządku, nie planuję odwalać głupot i potem udawać, że próbowałaś mnie zabić — obietnica za obietnicę, innej nie mógł jej chyba w tym momencie złożyć. I nie chciał, nie oszukujmy się. Mógł być w dupie (na szczęście metaforycznej), ale jednak był rozsądnym człowiekiem, nie będzie jej obiecywał gruszek na wierzbie i krasnala z garnkiem złota, czy coś w nagrodę. Co najwyżej jakiś kurs dobrych manier i kultury, ale przecież postanowił, że będzie chwilowo miły.
Czekał i czekał, i trochę się nudził. Nie grymasił jednak ani nie irytował się przesadnie, bo zdawał sobie sprawę z faktu, że byli w lesie — trudno czasami kogoś znaleźć w okolicy, szczególnie że większość grup poszukiwawczych była przed nimi. Obejrzał więc w tym czasie swoją kostkę, która zdążyła zsinieć. Niewiele jednak mógł z tym aktualnie zrobić, więc zaklął pod nosem i wrócił do czekania. A potem do nucenia jakiejś piosenki, która z tej nudy pojawiła mu się w głowie. Nie była ona o Ruby, jak coś, być może początkowo nie bardzo rozumiał, dlaczego z oddali to słyszy.
No kurwa wszystko, ale nie Rudolph — odkrzyknął jej, oburzony. Rubeusa mógł przyjąć nie tylko dlatego, że najbliżej temu do Rubensa. — Waverly? — zawołał jeszcze, dość głośno. No taki dobry typ, nawet pamiętał od razu jak miała na imię. — CZY TY SIĘ ZGUBIŁAŚ? — zawołał jeszcze trochę glośniej, starając się jednak nie brzmieć na oburzonego.

waverly ellsworth
ambitny krab
Patka
brak multikont
była tenisistka, właścicielka pensjonatu
charlotte guesthouse
171 cm
32 yo
Awatar użytkownika
about me
dwa lata temu zawiesiła niezbyt owocną karierę tenisistki, by przyjechać do Lorne Bay i przejąć dom zmarłych dziadków
Awatar użytkownika
Jeśli tylko przy kolejnych okazjach faktycznie będzie miała okazję go unikać, to z pewnością to zrobi. Spędzanie z nim czasu sprawiało jej mniej więcej tyle przyjemności, ile przetykanie zatkanej toalety. Wolałaby, aby to spotkanie było jednak ich ostatnim — nawet jeśli chętnie zobaczyłaby, czy po tej akcji ratunkowej, którą dla niego przeprowadziła, nadal byłby taką paskudą. Bo zdaniem Waverly oczywiście nie powinien, skoro ta stawała właśnie na rzęsach, szukając jakiegoś rozsądnego wyjścia, który pomoże im wyciągnąć go z tego dołka możliwie najszybciej. Gdyby była takim potworem, za jakiego ją uważał, z pewnością by sobie poszła po prostu.
Nie odczuwała satysfakcji, gdy się z nią zgadzał, bo nie było tutaj miejsca na takie osobiste wycieczki. Planowała jak najszybciej ogarnąć ten bałagan, żeby móc wrócić do tego, co mieli robić lub — co brzmiało nagle jakoś milej — po prostu wrócić do siebie i odpocząć. Nie chciała być jednak takim człowiekiem.
— Doceniam! — rzuciła jeszcze na odchodne, zanim zniknęła pomiędzy drzewami, szukając zasięgu lub kogokolwiek, kto zdoła im pomóc. Udało jej się to jednak ostatecznie całkiem sprawnie osiągnąć. Gorzej było z powrotem, który zajął jej trochę więcej czasu, bo chyba skręciła nie za tym drzewem, za którym powinna. A później jeszcze zapomniała, jak dokładnie miał na imię. I tylko dlatego, że była teraz taka wspaniała i niesamowicie pomocna, zdecydowała sie nie nawoływać go per burak.
— RUBY? — zawołała raz jeszcze, a gdy wreszcie usłyszała jego głos, ruszyła w tamtą stronę i położyła się tak, by zajrzeć ostrożnie do środka. Minimalizowało to szansę na to, że i pod nią lada chwila ziemia się osunie. Żył, nigdzie stąd nie uciekł i nadal by tak samo naburmuszony jak wtedy, gdy go tutaj zostawiała. Nawet jej całkiem z tego powodu ulżyło. — Tylko trochę, ale zadzwoniłam na numer alarmowy, mają przyjechać i cię wyciągnąć. Musimy poczekać i liczyć, że dobrze im wytłumaczyłam, gdzie muszę dotrzeć — przyznała. W razie czego będzie ich po prostu nawoływać, ale nie było to rozwiązanie, które jej się podobało, bo po lesie chodzili też inni, którzy mogliby pomyśleć, że to zagubione dziecko szuka pomocy — a nie drobna blondynka, która nie może wyciągnąć dużego typa z dołka.
Ale na szczęście pojawili się ludzie, którzy ją wyręczyli i nawet nie czekali aż tak długo!
koniec!
i'll never desert you
ania
brak multikont
ODPOWIEDZ