


Ostatnie tygodnie Boyd spędził intensywnie pracując… i nie ma co się oszukiwać, uciekając od realnego życia, od swojej byłej żony od swoich problemów. Spotkanie jej było bolesne i trudne, sprawiło że poczuł się jak ostatni skurwiel, więc musiał się jakoś chyba karmicznie przydać społeczeństwu. A to oznaczało zapierdalanie w robocie, co przy ostatnich deszczach i napływach turystów było przecież bardzo łatwe do zrobienia. Co więcej, kiedy skupiał się na pracy, zauważał też, że bardzo dobrze mu sie uczy innych. Co prawda nie powie tego Cosmo w twarz, ale sam zawsze szukał młodego wzrokiem i z chęcią wciągał go w swoje przypadki, widzą w nim naprawdę dobry potencjał.. ale jeszcze za małą pewność siebie. Dlatego go uczył i szkolił, ale jednocześnie był surowy, bo przecież młody się niczego nie nauczy, jeśli będzie mu pobłażać i go głaskać po głowie. No ale tak, stał się trochę mieszkańcem szpitala, więc kiedy este chamberlein go w końcu chciała gdzieś wyciągnąć, to się zgodził, w małej obawie, że w końcu wpadnie po niego do szpitala, przywiąże go do noszy i w ten sposób stamtąd wyprowadzi. A kiedy zaproponowała nurkowanie, to nie mógł powiedzieć jej nie. I dlatego teraz, kiedy siedzieli razem na żaglówce i podpływali na lagunę, wciągając na siebie stroje, uśmiechnął się do niej, jak już wsadził w swoją piankę drugą nogę. - No dobra, naprawdę tego potrzebowałem. Powoli zaczynałem zapominać jak pachnie powietrze z dala od szpitala… - przyznał, unosząc lekko brew. - Rozumiem że po wszystkim ja stawiam kolację? - i zagadnął, bo tak chyba będzie fair, skoro go tutaj przytargała właściwie za uszy - No dobra, to co straciłem, kiedy zamieszkałem w szpitalu? Zdążyłaś już znaleźć jednego męża, rozwieść się, potem drugiego, wychować trójkę dzieci i przy okazji wygrałaś sprawę tysiąclecia w sądzie? - no zagadnął, oczywiście żartując sobie. Chociaż kto wie, może Estee miała intensywny um… miesiąc!



Este była zmęczona. Szczególnie mocno męczył ją coroczny napływ turystów. Z racji tego, że na co dzień mieszkała w Pearl Lagune, odczuwała go szczególnie mocno. Była typem osoby, która nie nieszczególnie przepadała za dużymi skupiskami ludzi. Odpowaidadała jej cisza. Lubiła spokój, który panował w miasteczku przez większą część roku. Zima miała jednak swoje plusy. Upały odpuszczały, więc w pełni można było skorzystać z różnych aktywności na świeżym powietrzu. Z racji tego, że posiadała patent żeglarski, w weekendy często wypływała na lokalne wody. Kochała to. Kiedy była na pokładzie, czuła ogromny spokój.
Tego dnia pogoda dopisywała, więc Este postanowiła wyciągnąć swojego przyjaciela na nurkowanie. Nie mogła się doczekać, aż znów będzie mogła podziwiać uroki rafy koralowej. Dla niej rafa była czymś magicznym, i za każdym razem zachwycała ją równie mocno, co w dzieciństwie. Z kolei sporty ekstremalne nie były jej obce. Chętnie przekraczała swoje granice. Czasem można było odnieść wrażenie, że pod tym względem nie było dla niej rzeczy niemożliwych.
— Znasz mnie i wiesz, że nigdy nie odmawiam dobrego jedzenia — odparła i wyszczerzyła zęby. — Powinnam powiedzieć, że przesadzasz, ale ja sama wciąż próbuję odnaleźć work life balance — przyznała zgodnie z prawdą. Gdyby teraz zaczęła go moralizować, byłaby hipokrytką, umówmy się.
— Tak się składa, że wygrałam ostatnio interesującą sprawę, ale mąż ciągle jest ten sam. Na razie nie chciałabym wymienić go na lepszy model, bo o dziwo sprawdza się całkiem nieźle — przyznała z rozbawieniem. Jej relacje z mężem były skomplikowane, ale gdyby powiedziała, że źle żyło jej się z Layo, skłamałaby.
Bardzo przepraszam, że dopiero teraz, ale życie trochę mnie przygniotło.




- Oczywiście, że tak. Jesteś nakręcona na jedzenie, tak samo jak Ned Kelly na złoto. Chociaż jesteś od niego o wiele ładniejsza i na pewno nie skończysz na żadnej egzekucji w tym stylu. A gdybyś założyła, jak on, swoją kelly gang, czy raczej w Twoim przypadku – Estee gang, na pewno bylibyście nieuchwytni. Sory, wczoraj złapałem kawałek filmu o nim, wyobrażasz sobie, że on miał na sobie domowej roboty zbroję? 44 kilo żywej wagi - pokręcił lekko głową, było to nieco imponujące.
- No ale, jak ci idzie z tym work life balance? Bo ja powiem ci, nie wiem co to jest - pokiwał głową powoli - to jakiś brat potwora z loch ness? - no dopytał, bo nigdy nie wiadomo! Ale potem się już wsłuchał w to, co kobieta ma do powiedzenia.
- O proszę, no to gratulacje! Co było w tej sprawie takie interesujące? - zapytał, ciekaw, bo nie śledził aż tak dokładnie co tam się w mieście działo. A potem pokiwał powoli głową. - To dobrze, ostatnio ciągle tylko słyszę, że u kogoś się coś sypie. Z moim przykładem na czele. Wpadliśmy ostatnio na siebie, pięć minut interakcji było bardziej bolesne, niż kanałowe na żywca - podsumował, marszcząc nos i krzywiąc się lekko.



Este nawet podczas wakacji unikała turystów. Uwielbiała miejsca, które świeciły pustkami. Bardzo ceniła sobie spokój i prywatność. W tłumie nie czuła się komfortowo. Gdy otaczały ją tłumy ludzi, nie była w stanie odpocząć. A przecież o to chodziło na wakacjach, o pełen relaks. Miała nadzieję, że za parę dni trochę przywyknie do nowego stanu rzeczy. W końcu jakby na to nie patrzeć, nie była to dla niej jakaś wielka nowość. Takie same obrazki oglądała co roku. Zasadą było to, że gdy tylko robiło się nieco chłodniej, to do Lorne Bay tłumnie napływali turyści. Te dwie rzeczy był ze sobą ściśle powiązane. Podejrzewała, że gdy na dobre oswoi się z sytuacją, to przestanie zwracać uwagi na zwiedzających. Lorne Bay było urokliwym miejscem. W zasadzie nie dziwiło ją to, że ludzie tak licznie tu przyjeżdżali. Można było tu robić wiele ciekawych rzeczy, zwłaszcza na łonie natury.
— Widzę, że naprawdę się wciągnąłeś — odparła z rozbawieniem i zachichotała, zasłaniając usta dłonią. Odniosła wrażenie, że Boyd złapał prawdziwą zajawkę na filmy związane z tematyką dzikiego zachodu. Nie wydało jej się to dziwne, ponieważ w miasteczku właśnie rozpoczęto pracę nad zdjęciami do westernu. Sama planowała obejrzeć plan z bliska. Słyszała, że wyglądał naprawdę imponująco. — Cieszę się, że wyglądam lepiej, niż jakiś typ w kapeluszu i z brodą — dodała po chwili, ton jej głosu był żartobliwy. Este miała do siebie naprawdę spory dystans. Dlatego tego typu żarty kompletnie jej nie przeszkadzały.
— Akurat w tej pieniądze. Sprawa dotyczyła podziału majątku, mogę zdradzić, że ex małżonkowie mieli naprawdę zasobny portfel — przyznała zgodnie z prawdą. Cała sprawa nie była łatwa, ponieważ zarówno jej klient, jak i jego ex żona wzajemnie utrudniali sobie życie. Na jego kolejne słowa skrzywiła się nieznacznie. — Brzmi kiepsko, o czym rozmawialiście? — dopytała. Wiedziała, że spotkania z ex bywały trudne.



- Jako dzieciak bawiłem się regularnie w jackaroo i bushrangerów po prostu - przyznał i zaśmiał się cicho - a teraz, razem z napływem turystów te stare historie są odświeżane. I masz racje, szpital puszcza westerny w salach pacjentów, żeby nakręcać zainteresowaniem tym festynem - dodał, bo reklama dźwignią handlu, a wiadomo że jak ludzie coś widzą, to tego chcą. Nie bez powodu po pierwszym sezonie Wednesday wszystkie laski zaczęły nosić chokery, czarne listonoszki i ciężkie buty do spódniczek. Ludzie byli podatni na takie sprawy, o zalewie różowych Barbie inspired elementów też nie trzeba przecież mówić. Ale nic w tym nowego, Top Gun kiedyś też nakręcił szał na bomberki, James Dean na jeansy i tak dalej i tak dalej.
- Oczywiście, gdybyś miała brodę,t o pewnie wciąż byś lepiej wyglądała - no zapewnił ją, bo jeśli miała takie marzenie na swojej liście, to mogła je spełnić, wciąż będzie pięknie! A przynajmniej Boyd w to wierzył. Nie wiadomo, czy este chamberlein będzie chciała przetestować i sprawdzić tę teorię…
- Widzisz, małżeństwo tylko wszystkim komplikuje życie - mruknął w ramach podsumowania. Nie skupiał się na sprawach finansowych, bo cóż, do niczego się nie przyklejał, skoro rozwód był z jego winy, co nie.
- Właściwie o niczym specjalnie, typowe grzeczności, podszyte pogardą i zniechęceniem… była w szoku, że mnie zobaczyła i chyba jej bolący ząb nagle wydał się najlepszym co ją tego dnia spotkało - skrzywił się lekko. Nie wiedział jak się zachowywać kiedy Liv (bo pojawiła się żona 2.0, chociaż wciąż eks!) była w pobliżu…a to było bardzo małe miasteczko.



Wtedy na szkolnej stołówce Mona obiecała Hunterowi, że pokaże mu fajne miejsca w Lorne Bay. Oczywiście, w ostatnim czasie widywali się w szkole i Mona robiła co mogła, by mimo wszystko Hunter wcale nie czuł się zagubiony czy to w gmachu szkolnym, czy w mieście. Doradzała mu i cierpliwie odpowiadała na każde pytanie, jakie padło w jej kierunku. A w towarzystwie Andie próbowała zawsze powiedzieć coś pozytywnego o Hunterze – głównie dlatego, że chciała go w ich grupie znajomych, by lepiej się zaaklimatyzował. Ale nie miała zbytnio dla niego czasu po szkole. Miało to związek z jej sytuacją rodzinną, o której wiedziały tylko jej dwie najbliższe przyjaciółki i Remus oraz… miało to związek ze skomplikowaną sytuacją ze wspomnianym chłopakiem właśnie.
Ale po tym jak spektakularnie się zbłaźniła przed obiektem westchnień, Mona nagle miała w życiu o wiele więcej czasu. To znaczy, na tyle więcej czasu na ile można mieć przy chodzeniu do szkoły, uczeniu się i dodatkowej pracy. Ale jej kalendarz wyszczuplił się właśnie o te okienka czasu zarezerwowane tylko dla Remusa, a że nie chciała wiecznie zawracać głowy Andie, postanowiła zaprzyjaźnić się z Hunterem.
Umówiła się z nim już wcześniej na weekend i jeszcze przed południem byli już na łódce płynącej na syrenią wyspę – czyli do miejsca, które jako jedno z wielu Mona obiecała mu pokazać, a które uznawała za najciekawsze w okolicy. Dziewczyna obsługiwała silniczek wynajętej łódki, opowiadając mu pokrótce o legendzie dotyczącej wyspy i o tym, że lokalsi wiele mówią o tym, że z wody otaczającej wyspą dochodzą tajemnicze głosy, a z samej wyspy w noce można dostrzec tajemnicze światła. Oprowadziła go następnie nieco po wyspie, ale tak naprawdę od początku jej celem była laguna, do której zmierzali. –– I jak ci się podoba to miejsce? –– spytała, gestem wskazując na malowniczy widok. Odwróciła się nawet wokół własnej osi, jak zwykle zachwycona tym miejscem, i znów skupiła spojrzenie na Hunterze. –– Chcesz popływać? –– Miała nadzieję, że miał na sobie kąpielówki, tak jak mu powiedziała w wiadomości.



Hunter już był jakiś czas w Australii i w sumie... W sumie to się trochę zadomowił. Może nie czuł się całkiem jak u siebie, ale potrafił się samodzielnie poruszać po miasteczku, ale także po korytarzach szkoły. Nie było więc dramatu. Nie było idealnie, ale tragicznie też nie. Hunter się jakoś odnajdywał. Nawet dogadywał się z Lou, Andie już go tak nie przerażała, Mona była spoko... Innych uczniów też znał i nie bał się ich.
Nie da się jednak ukryć, że sam w jakieś wielkie wycieczki krajoznawcze się nie wypuszczał. Jakimś wielkim turystycznym świrem nie był, ani także nie był fanem mitologii lornianiańskich, ani nordyckich, greckich czy rzymskich, ale uważał że jest to dość ciekawe.
Gdy Mona zaproponowała wycieczkę, to się zgodził. Nawet jeśli kazała mu założyć kąpielówki na jego chudy tyłek, to tak zrobił. Oczywiście w plecak wsadził bieliznę na zmianę, ręcznik, krem z filtrem, a także jakieś kanapki, które pani Branwell mu przygotowała. Czy tam kupiła w supersamie, nieważne. W każdym razie miał prowiant! A także ze sobą smarfon, bo wiedział, że jego matka będzie ciekawa szczegółów, gdy syn się jej pochwali wycieczką.
-Każdy u was potrafi prowadzić motorówkę?-zapytał. Właściwie słowo motorówka to było zdecydowanie za dużo powiedziane, ale to też nie tak, że obsługa silnika, nawet takiego małego, jest tak prosta jak wymachiwanie wiosłami w kajaku. On też był wychowywany nad wodą, więc z silnikiem by sobie poradził, ale wiedział, że to nie jest tak często spotykana umiejętność jak umiejętność wiązania butów na kokardkę. To nie tak, że to co słyszał o syreniej wyspie było mniej interesujące. Co do tego, też miał pytania. -To są jakieś wierzenia... stare? Czy te legendy powstały nie tak dawno, bo coś się zdarzyło i plotki się przerodziły w te historie?-zapytał. Jako ktoś, to w szkole najbardziej lubił historię i literaturę, było to dla niego interesujące! W końcu na tych terenach mieszkali Aborygeni, więc wiele historyjek mogło pochodzić jeszcze z naprawdę dawnych dziejów.
-Kąpać się, tutaj? Wśród syren?-zapytał. Nie wiedział, czy tutaj w ogóle można pływać, ale skoro Mona to proponowała, to pewnie można było. Było naprawdę ładnie tutaj, a pogoda aż wzywała do zamoczenia się w wodzie. Nie był wielkim fanem kąpieli morskich, nawet nie potrafił pływać. Wody też trochę się bał, no ale nogi to w sumie mógł zamoczyć...
Mona Monet



Mona zaśmiała się lekko i dźwięcznie. –– Nie wiem czy każdy, ale na pewno jest to przydatna umiejętność –– stwierdziła z rozbawieniem, wzruszając ramionami, bo przecież gdyby nie to, to musieliby pozostać w Lorne Bay. –– Właściwie jest mnóstwo opowieści na temat syreniej wyspy. Powstały wieki temu, ale są po prostu przekazywane. Wiesz jak to jest… legendy nie umierają, no nie? Ale podobno w ostatniej Halloween działy się tu różne rzeczy i ludzie mieli mnóstwo historii do opowiadania –– oznajmiła Mona. –– Chcesz… jakiejś posłuchać? –– spytała niepewnie, bo przecież to były zapewne tylko wyssane z palca plotki. Co do samych legend i opowieści miał przecież rację – większość przekazywali sobie Aborygeni żyjący na tych pobliskich terenach.
Zerknęła na niego przelotnie i tylko parsknęła śmiechem. –– Chyba się nie boisz? –– spytała ze wzruszeniem ramion, bo skoro jej metr sześćdziesiąt się nie bało, to chyba Hunter tym bardziej nie powinien. Sama pozbyła się już zbędnego odzienia, pozostając wyłącznie w jednoczęściowym stroju kąpielowym. –– Możemy podejść tylko do samego obmytego wodą brzegu –– zaproponowała ugodowo i nawet posłała mu lekki uśmiech.
Hunter Ward



Jednak niezależnie od tego, nie miał nic przeciwko temu, aby Mona odpokutowała swoje wyrzuty sumienia. Nie miał nic do brunetki, a i sama wycieczka wydawała się być interesująca. Lubił historię, lubił literaturę, a takie legendy i mity miały coś wspólnego i z jednym i z drugim.
-To prawda. Też potrafię-przyznał się, choć wcale nie chodziło mu o to, aby dziewczyna oddała mu ster i tak dalej. Totalnie nie miał problemu tym, aby być pasażerem, nawet jeśli było to pod dowództwem kobiety. -Moi rodzice posiadają camping nad oceanem, więc mamy tam i kajaki i kanadyjki, zwykłe bączki... No i motorówkę, ale to nasza jest, nie dla gości-powiedział. Właściwie to nie wiedział, czy Monie mówił na temat tego, czym się zajmują jego rodzice, a właściwie to cała rodzina.
-Tak, bardzo chętnie. Pewnie większe wrażenie zrobiłyby te opowieści, jakby było ciemno, albo chociaż mgła.... co nam w tym momencie nie grozi-powiedział zerkając w bezchmurne niebo. Dlatego totalnie mogli sobie opowiadać najbardziej creepy legendy o duchach i nawet nie dostaną gęsiej skórki.
-Nie, nie boję się. Myślałem że może to jakiś rezerwat, czy coś-przyznał się. No dobra, widać tak było po nim, że on i woda to nie jest najlepsze połączenie? Trochę słabe to jak na faceta, Hunter doskonale zdawał sobie sprawę. I jak na co dzień absolutnie mu nie przeszkadzało, tak przy dziewczynie... No tak trochę wstyd. -Jak chcesz, to popływaj. Ja się najpierw nasmaruje kremem z filtrem. Też powinnaś-powiedział, wyciągając z torby tubkę z kremem. No i ściągnął koszulkę, skoro mieli już plażować.
Mona Monet



–– Brzmi fajnie. Prowadzicie jakąś wypożyczalnie sprzętu na tym campingiem? To znaczy… twoi rodzice? –– spytała, bo trochę tak to sobie chyba wyobraziła po tym co jej powiedział. Następnie jednak się zaśmiała. Jego spostrzeżenie było na tyle trafne, że Mona w momencie zmieniła zdanie. –– W zasadzie masz rację. Legendy zdecydowanie robią lepszy efekt, gdy opowiada się je pod osłoną nocy albo przy mgle, dlatego może… wrócimy do tematu na powrocie…? –– rzuciła luźno, z rozbawieniem i psotnymi iskierkami w oczach, bo jednak całym sercem była za zrobieniem klimatu. Nie to, żeby chciała Huntera straszyć czy coś.
Pytając czy się czegokolwiek boi – miała na myśli czy boi się mitycznych stworzeń, tudzież syren. Właściwie tylko się z nim drażniła. Bowiem ze swoją sylwetką totalnie wyglądał jej na pływaka i nawet przez myśl jej nie przeszło, że mógłby nie umieć pływać. Posłała mu tylko wymowne spojrzenie, bo oczywiście użyła przed samą wyprawą kremu z filtrem i planowała użyć go po raz drugi dopiero po wyjściu z wody. Odrzuciła tylko na bok swoje ciuchy i wbiegła do wody, by już po chwili zanurzyć się po samą szyję i pozwolić by jej ciało zniknęło pod taflą wody. Odetchnęła kilkukrotnie, bo choć najpierw poczuła dreszcze w kontakcie z chłodną wodą, tak po chwili zalał ją spokój. Nie chciała jednak zostawiać Huntera zbyt długo, więc po tym kilkuminowym ochłodzeniu się w wodzie, z błyszczącymi kropelkami wody na całym ciele wróciła na piasek do miejsca, gdzie został chłopak. I opadał nieopodal niego, obok swoich rzeczy, wyciskając wodę z włosów. –– Jest naprawdę… kojąco –– rzuciła tylko i lekko się uśmiechnęła.
Hunter Ward



-Tak, mamy różne sprzęty pływające - kajaki, rowery wodne, zwykłe łódki... Mój brat chciał dodać deski windsurfingowe, ale mój tato uważa, że to za droga inwestycja, a popytu może na to nie być-stwierdził. Cóż, on się na tym nie znał, do wody by nie wszedł, więc jego na szczęście nikt nie pytał, czy ten pomysł ma sens, czy też nie. Może to i dobrze, Hunter nie miał smykałki do biznesu.
-Widzę, że chcesz mnie nastraszyć, Mono. Nie będzie to takie proste-uśmiechnął się, błyskając swoimi białymi ząbkami. Nigdy nie miał grupy znajomych, ani rówieśników, z którymi mógłby usiąść wokół ogniska, piec pianki, albo kiełbaski i opowiadać sobie straszne historie. Cóż, takie już było życie odludka, który totalnie nie umie w relacje międzyludzkie. Nie, żeby to mu specjalnie przeszkadzało, ale akurat to, czyli opowiadanie strasznych historyjek, brzmiało jako całkiem fajna zabawa.
Młody mężczyzna, żeby nie powiedzieć, że chłopak, trochę się poczuł głupio, że taki duży a boi się wody co niejednokrotnie słyszał w swoim życiu, głównie od starszego brata i jak Mona zanurzyła się w wodzie, to on wszedł do wody, ale tak maks po kolana. Ochlapał się wodą, bo nie dało się ukryć, że było gorąco, a słońce paliło... No ale dalej nie ma mowy. Nawet jakby mu ktoś założył kamizelkę ratunkową, albo pływaczki, jakie nosiły dzieci przed nauką pływania. -W taki gorący dzień, to na pewno. Często tu przychodzisz pływać?-zapytał i wyciągnął z plecaka jabłka pokrojone na kawałki, aby ją poczęstować.
Mona Monet



Zaśmiała się w odpowiedzi i niewinne wzruszyła ramionami. Może i chciała, bo jednak trochę adrenaliny im się przyda, ale postanowiła opowiadanie legend zostawić faktycznie na powrót. W ogóle Mona pewnie bardzo by się zdziwiła, słysząc o życiu odludka, zważywszy na to, że Hunter Ward wydawał się bardzo spoko osobą. I Mona kompletnie nie widziała powodów, dla których ktoś nie chciałby się z nim zaprzyjaźnić. Zwłaszcza tutaj, bo skoro był nową twarzą w Lorne Bay, to jednak Mona zakładała, że będzie wzbudzał jawne zainteresowanie ze strony rówieśników.
Na jego pytanie tylko pokręciła głową. –– Nie, w zasadzie to… rzadko. Wiesz, zazwyczaj mam mnóstwo rzeczy do zrobienia na lądzie –– odparła ze wzruszeniem ramion a następnie podziękowała za poczęstowanie jej jabłkiem. Chwilę milczała, pozwalając by promienie słońca okalały jej twarz. –– Chcesz sobie zrobić zdjęcie? Na insta? –– I zakładam, że się zgodził, więc Mona ustawiła zdjęcie na jakimś sticku i oboje ustawili się w takich pozycjach, by później owa fotka trafiła na instagram Mony. Spędzili poza tym całkiem miło czas i później zgodnie z obietnicą, Mona opowiedziała na powrocie legendy Hunterowi. Pewnie nikt z jej rodziny nie był zadowolony z jej późnego powrotu do domu, ale w Monie wciąż pozostawały jeszcze cząstki buntowniczych cech, na tyle, by się tym nie przejmować. I tutaj skończę, ale będę się odzywać niebawem po coś świeżego.

/zt x2