

about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
030.
I didn't know
the gun was loaded
{outfit}
the gun was loaded
{outfit}
Wiedział, że winien był Rebecce przeprosiny, jednak stawianie czoła poważnym rozmowom nigdy nie było jego mocną stroną. Nie znosił przyznawania się do błędu, choć miał świadomość tego, że branie odpowiedzialności za własne czyny było najlepszym, co można w takiej sytuacji zrobić. Tchórząc nieco, zdecydował się odłożyć tę rozmowę w czasie i przez kilka pierwszych dni poświęcił uwagę temu, co pod jego nieobecność działo się w pracy. Jako właściciel tego miejsca miał do nadrobienia sporo zaległości.
Miał zamiar także zmienić w końcu swoją sytuację mieszkaniową, dlatego od kilku dni przeglądał oferty w miasteczku. Dziś zdecydował się na odwiedzenie lokalnego biura nieruchomości, w kierunku którego zmierzał, kiedy na horyzoncie zamajaczyła mu znajoma postać. Choć była zwrócona tyłem do niego, nie miał nawet cienia wątpliwości względem tego, że trafił na Brattleby, a skoro już do tego doszło, zdecydował się stawić jej czoła. Nie było tu już więcej miejsca na tchórzostwo. - Zgubiłaś coś - odezwał się, kiedy zbliżając się w jej stronę spostrzegł, że upuściła jakiś świstek papieru. Nie przyglądając mu się zbytnio, podniósł go z chodnika i wyciągnął w stronę blondynki, kiedy ta odwróciła się w jego stronę. Niemal od razu dostrzegł, że nie towarzyszył jej już ten łagodny uśmiech, którym witała go zwykle. Szkoda, bo z nim było jej naprawdę do twarzy. - Cześć - dodał po chwili, najwyraźniej nie spiesząc się z wyjaśnieniami, które zdecydowanie był jej winien. Po tym, jak z dnia na dzień zapadł się pod ziemię, powinien był od razu wyjaśnić jej, z czego to wynikało, zamiast jak ostatni panikarz pozwolić, by to wszystko posunęło się jeszcze dalej. Jeśli więc miała go za kretyna, cóż, miała ku temu pełne prawo, a on nie mógłby się z tym spierać. I wcale mu na tym nie zależało.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
004
(bingo: udręczony bohater)
Dlatego incydent z Gabem, był dla niej jak kolejna drzazga, wbijająca się w jej pokiereszowane ciało. Właściwie to od początku nie liczyła na to, że między nimi mogłoby się coś wydarzyć, bo robiła tak z każdym mężczyzną. Wolała się nie rozczarować, nie zawieść, a przede wszystkim nie podstawić własnych potrzeb nad te jakie miał wobec niej syn i praca. Jednak gdzieś tam delikatnie wierzyła w to, że może Flemming będzie przyjemną odmianą. Wyjątkiem, który co jakiś czas zdarza się w życiu każdej kobiety. Koniec końców poznali się przez wspólnych znajomych i z okazji na okazję, zbliżali do siebie coraz bardziej. To było coś świeżego i interesującego. Nie było wymuszoną relacją, którą nawiązuje się w pubie, gdzie stymulowani alkoholem kochankowie, na drugi dzień wymykają się z pościeli pachnąc wstydem. Owszem, nie było to też w żaden sposób intensywne, ale rodziło nadzieję i chyba dlatego tak cholernie zabolało, gdy przyszło rozczarowanie.
Wystawiona do wiatru i wściekła, nawet nie miała sił na konfrontację z Gabem. Zresztą i tak nie odpowiedział na żadną z jej wiadomości, gdy dość dosadnie, ale nadal z klasą podziękowała mu za bycie rasowym gnojkiem. Założyła, że może wcześniej nie miał pojęcia o tym, że była matką, bo sama o tym nie wspominała, ale też mieli wspólnych znajomych i jakoś w rozmowach nie raz pojawił się temat Liama. Może więc dopytał, albo ktoś uprzejmy mu o tym doniósł i po prostu stchórzył, bo nie miał na tyle odwagi aby wprost powiedzieć jej, że nie przyjdzie na spotkanie. Wolał zapaść się pod ziemię i na zawsze wykreślić Beccę z życia. Nic nowego, ona też tak robiła, a podobno karma wraca.
Tamtego dnia pojawiła się na mieście by zrobić szybkie zakupy nim odbierze syna ze szkoły. Miał szlaban, więc Rebecca dość skrupulatnie pilnowała, aby poza zajęciami nie szlajał się nigdzie z kolegami, a siedział w domu i pokutował za swoje winy. Wyszła ze sklepu i właśnie miała napisać do syna zapytanie, o której dokładnie kończy, gdy znajomy głos sparaliżował jej działanie.
Jeszcze zanim się odwróciła wiedziała, że za nią stoi nie kto inny jak Flemming. Przymknęła na moment oczy, w myślach wyzywając Stwórcę za wszystkie nieszczęścia, które na nią sprowadzał, po czym odetchnęła głębiej i odwróciła się do Gabe'a.
Jego widok zabolał, a to sprawiło, że poczuła zawód samą sobą. Chciała by był jej obojętny, by został zatarty w jej pamięci wszelki ślad po nim, ale widocznie upłynęło zbyt mało czasu, a w jej życiu zdarzyło się zbyt wiele, by mogła w spokoju zaleczyć rany. Nawet jak nie były wcale zbyt głębokie.
- Cześć? - Odpowiedziała z lekką nutą niedowierzania i zaskoczenia, której wcale nie zamierzała ukrywać. Nie miała najlepszego humoru, zapewne też nie wyglądała wyśmienicie, bo od kilku dni spała naprawdę kiepsko, ale nauczyła się udawać pewniejszą niż była, więc szybko przybrała na twarzy obojętność. - Dziękuję - odparł, odbierając od Gabe'a papierek, który upuściła. - I co? To ta część, w której pytam co u ciebie, prawda? - Spytała kryjąc swoje zdenerwowanie za lekką kpiną, bo inaczej pewnie wyszłoby na jaw jak cholernie głupio się czuła. - Chciałabym w sumie zapytać, ale spieszę się - dodała szybko, bo faktycznie zrozumiała, że chciała wiedzieć co u niego, a przede wszystkim dlaczego rozpłynął się w powietrzu nie dając znaku życie przez tyle czasu.
Gabe Flemming


about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Początkowo nie miał względem tej relacji większych oczekiwań, ponieważ po tym, jak wiele zamętu wprowadził do jego życia rozwód, a także późniejsze próby naprawienia wszystkiego z Noel, zwyczajnie nie czuł się gotowy na to, aby na nowo podjąć się próby poukładania swojego życia. Czuł się niczym bohaterki wszystkich tych książek niosących przesłanie o tym, jak ważne jest myślenie o sobie. Bo właśnie, czuł się tak, jakby obecnie potrzebował czasu, aby nauczyć się samotności, a dopiero później wziąć pod uwagę ewentualne znalezienie kogoś, kto mógłby towarzyszyć mu w dalszej drodze. A choć pragnął uniknąć pośpiechu, sympatia, jaką obudziła w nim Rebecca, prędko stała się czymś, co popchnęło go w jej stronę. Polubił jej towarzystwo do tego stopnia, iż w końcu sam zaczął o nie zabiegać, w końcu decydując się na to, by zabrać ją gdzieś z dala od ciekawskich spojrzeń ich wspólnych znajomych. Może rzeczywiście miał to być pewnego rodzaju przełom, a może koniec końców mieli tylko się ze sobą zaprzyjaźnić? Cokolwiek było im pisane, Gabe bez wątpienia zepsuł to swoim milczeniem. I nie zrobił nic, aby jakoś to odpokutować.
Prawdopodobnie powinien czuć się z tym jeszcze gorzej, jednak kiedy w mieście pojawiła się Noel z wieścią o ciąży, jego myśli oscylowały już wyłącznie wokół tego. Nie był w stanie skupić się na niczym innym, a co za tym idzie, kompletnie wyparł z pamięci fakt, że umówił się z Rebeccą na spotkanie. Nie zasługiwała na to, aby zostać wystawioną, ba, nie zasługiwała na to żadna inna osoba, jednak Gabe w typowy dla siebie sposób odcinał się właśnie wtedy, kiedy ciężar dorosłego życia zaczynał go przytłaczać, a właśnie tak stało się, kiedy dostał wiadomość o tym, że zostanie ojcem. Bo właśnie, choć pod pewnymi względami był to powód do radości, istniał także cały szereg przeciwwskazań i powodów do obaw, którym musiał stawić czoła ze swoją byłą partnerką. Skoro nagle przyszło mu zrobić kilka kroków wstecz, jak nagle miałby zacząć myśleć o tym, aby ruszyć naprzód?
Wiedział, że nie będą w stanie przejść przez tę rozmowę w przyjemny sposób. W zasadzie nie miał nawet pewności co do tego, czy Brattleby w ogóle zechce z nim porozmawiać, a gdyby odprawiła go z kwitkiem, miałaby ku temu pełne prawo, które on zmuszony byłby uszanować. Ta świadomość sprawiła, że pomimo tego, jak nieprzyjemne było dla niego obserwowanie niechęci, z jaką teraz na niego spoglądała, nie wycofał się. Pokiwał głową na boki, a później uśmiechnął się krzywo. Nawet on wiedział, że zasługiwał na to, aby potraktowała go jeszcze bardziej szorstko. - Nie musisz pytać, ale i tak chciałbym co nieco ci opowiedzieć - przyznał, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Domyślał się, że nawet jeśli nie zrobi tego jego wybryk, jego obecna rodzinna sytuacja bez wątpienia przekreśli to, co ich dwójce udało się zbudować. Nie był naiwny i nie łudził się, iż nagle Rebecca zapragnie się w to zaangażować… Zresztą, sam chyba czuł się zobowiązany do tego, aby jej na to nie pozwolić, jednak nie zmieniało to faktu, że zasługiwała na wyjaśnienia, które on chciał jej zaoferować, gdyby tylko dała mu na to szansę. - Liczyłem, że dasz wyciągnąć się na kawę - skinął głową w stronę budynków znajdujących się po drugiej stronie ulicy, gdzie na pewno znaleźliby miejsce, w którym mogliby przysiąść i spokojnie ze sobą porozmawiać. No, na tyle spokojnie, na ile pozwoliłby towarzyszące im emocje. - Ale mogę też cię odprowadzić, jeśli tak bardzo się spieszysz - wzruszył lekko ramionami. Możliwości było wiele, jednak ich realizacja zależała od tego, co blondynka zdecydowałaby mu się dać. Po tym, jak sam nie okazał szacunku do jej czasu, nie liczył na to, że łaskawie zaoferuje mu cały jego zapas. Nawet on wiedział, że nie byłoby to rozsądne.
Prawdopodobnie powinien czuć się z tym jeszcze gorzej, jednak kiedy w mieście pojawiła się Noel z wieścią o ciąży, jego myśli oscylowały już wyłącznie wokół tego. Nie był w stanie skupić się na niczym innym, a co za tym idzie, kompletnie wyparł z pamięci fakt, że umówił się z Rebeccą na spotkanie. Nie zasługiwała na to, aby zostać wystawioną, ba, nie zasługiwała na to żadna inna osoba, jednak Gabe w typowy dla siebie sposób odcinał się właśnie wtedy, kiedy ciężar dorosłego życia zaczynał go przytłaczać, a właśnie tak stało się, kiedy dostał wiadomość o tym, że zostanie ojcem. Bo właśnie, choć pod pewnymi względami był to powód do radości, istniał także cały szereg przeciwwskazań i powodów do obaw, którym musiał stawić czoła ze swoją byłą partnerką. Skoro nagle przyszło mu zrobić kilka kroków wstecz, jak nagle miałby zacząć myśleć o tym, aby ruszyć naprzód?
Wiedział, że nie będą w stanie przejść przez tę rozmowę w przyjemny sposób. W zasadzie nie miał nawet pewności co do tego, czy Brattleby w ogóle zechce z nim porozmawiać, a gdyby odprawiła go z kwitkiem, miałaby ku temu pełne prawo, które on zmuszony byłby uszanować. Ta świadomość sprawiła, że pomimo tego, jak nieprzyjemne było dla niego obserwowanie niechęci, z jaką teraz na niego spoglądała, nie wycofał się. Pokiwał głową na boki, a później uśmiechnął się krzywo. Nawet on wiedział, że zasługiwał na to, aby potraktowała go jeszcze bardziej szorstko. - Nie musisz pytać, ale i tak chciałbym co nieco ci opowiedzieć - przyznał, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Domyślał się, że nawet jeśli nie zrobi tego jego wybryk, jego obecna rodzinna sytuacja bez wątpienia przekreśli to, co ich dwójce udało się zbudować. Nie był naiwny i nie łudził się, iż nagle Rebecca zapragnie się w to zaangażować… Zresztą, sam chyba czuł się zobowiązany do tego, aby jej na to nie pozwolić, jednak nie zmieniało to faktu, że zasługiwała na wyjaśnienia, które on chciał jej zaoferować, gdyby tylko dała mu na to szansę. - Liczyłem, że dasz wyciągnąć się na kawę - skinął głową w stronę budynków znajdujących się po drugiej stronie ulicy, gdzie na pewno znaleźliby miejsce, w którym mogliby przysiąść i spokojnie ze sobą porozmawiać. No, na tyle spokojnie, na ile pozwoliłby towarzyszące im emocje. - Ale mogę też cię odprowadzić, jeśli tak bardzo się spieszysz - wzruszył lekko ramionami. Możliwości było wiele, jednak ich realizacja zależała od tego, co blondynka zdecydowałaby mu się dać. Po tym, jak sam nie okazał szacunku do jej czasu, nie liczył na to, że łaskawie zaoferuje mu cały jego zapas. Nawet on wiedział, że nie byłoby to rozsądne.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
Nie pierwszy raz przyszło jej zmierzyć się z sytuacją, w której z dnia na dzień zostaje wystawiona do wiatru. W zasadzie niekiedy nawet na to liczyła, bo przecież od lat wmawiała sobie, że nie powinna wchodzić w żadne poważne relacje. Chociaż zdarzały się momenty, w których nikły płomień nadziei się w niej rozpalał, ale nigdy nie na tyle, by jego wygaszenie sprawiało jej ból. Zawód i owszem, ale z tym nauczyła się żyć. I wtedy pojawił się Gabe, który wydawał się przyjemną odmianą; może i kompletnie nowym rozdziałem, bo ich znajomość rozwijała się zupełnie inaczej niż każda poprzednia w jakiej brała udział. Chyba przez to na moment spuściła gardę i cios jaki dostała faktycznie ją pokiereszował. Nie jakoś wybitnie, ale nie potrafiła od tak zrozumieć dlaczego coś, co nabierało tempa nagle kompletnie zniknęło bez słowa wyjaśnienia.
Chociaż tak naprawdę jak zwykle snuła domysły o tym, dlaczego kolejny numer telefonu powinna usunąć z listy kontaktów i zapomnieć o imieniu jego właściciela. To wywoływało w niej złość na Flamminga, ale też przede wszystkim na sama siebie, bo jak ta głupia, po raz kolejny sparzyła się chociaż nawet nie miała czym.
-A ja chciałabym posłuchać - pomyślała spoglądając na tę jego skruszoną minę i postawę, która wcale nie przywodziła na myśl podłego gnojka, świadomie wystawiającego ją do wiatru. - A więc dlaczego nie opowiedziałeś mi o tym ostatnim razem? - Zapytała, ale nie dała mu szansy na odpowiedź - Ah, tak! Przecież mnie wystawiłeś i zniknąłeś bez słowa, co za pech - odparła na tyle wyniosłym tonem, na ile pozwalało jej sumienie. Bo te z kolei zaczęło podsuwać jej rozwiązania dalekie od tych, do jakich przekonywała samą siebie. Może zbyt pochopnie go oceniała? Może faktycznie wydarzyło się coś, co nie pozwoliło mu się do niej odezwać, a potem była za późno i chociaż wysłał jej tę jedną wiadomość, ona w przypływie złości nawet jej nie odczytała tylko od razu skasowała wmawiając sobie, że tak będzie lepiej. -Durna! To facet, pewnie byłaś druga na liście, ale z tamtą nie wyszło, więc postanowił spróbować jednak z opcją B - skarciła się, bo takie głupie domysły nigdy nic dobrego jej nie przyniosły. - Gabe, czemu miałabym teraz z tobą porozmawiać? Założę się, że gdybyś przypadkiem na mnie nie wpadł, nadal nic by się nie zmieniło, więc dlaczego nagle zmieniasz zdanie? - Westchnęła, bo wcale nie było jej łatwo go tak traktować, a z drugiej strony wolała obrać tę taktykę niż potem znów udawać, że samotnie planowała spędzić wieczór w restauracji. Poza tym lubiła go. Spotkała na swojej drodze wielu mężczyzn, ale mało który wykazywał się taką dojrzałością i samoświadomością jak Flemming. Rozmowy z nim nie były tylko durną przepychanką słowną podszytą tanim flirtem, a intrygującą debatą w jakiej każde z nich mogło się spełnić. Miał w sobie coś, co jej się spodobało i poniekąd też dlatego była taka rozemocjonowana, gdy po prostu jej to zabrano. Poza tym w jej życiu panował chaos, a odkąd Haynes zaczął kręcić się w pobliżu i węszyć gdzie nie powinien była jeszcze bardziej rozdrażniona i przewrażliwiona, a już szło jej tak dobrze, już pojawiało się światełko w tunelu. - Mam godzinę, potem muszę odebrać syna ze szkoły - przyznała zgodnie z prawdą, a zaraz potem na jej twarzy poza zniechęceniem, pojawił się cień uśmiechu. Nikły, ale jednak. Po tym wszystkim co spotkało ją w ostatnich tygodniach byłoby miło chociaż jeden rozdział wyjaśnić, prawdopodobnie zamknąć na zawsze i zgasić światełko.
Gabe Flemming
Chociaż tak naprawdę jak zwykle snuła domysły o tym, dlaczego kolejny numer telefonu powinna usunąć z listy kontaktów i zapomnieć o imieniu jego właściciela. To wywoływało w niej złość na Flamminga, ale też przede wszystkim na sama siebie, bo jak ta głupia, po raz kolejny sparzyła się chociaż nawet nie miała czym.
-A ja chciałabym posłuchać - pomyślała spoglądając na tę jego skruszoną minę i postawę, która wcale nie przywodziła na myśl podłego gnojka, świadomie wystawiającego ją do wiatru. - A więc dlaczego nie opowiedziałeś mi o tym ostatnim razem? - Zapytała, ale nie dała mu szansy na odpowiedź - Ah, tak! Przecież mnie wystawiłeś i zniknąłeś bez słowa, co za pech - odparła na tyle wyniosłym tonem, na ile pozwalało jej sumienie. Bo te z kolei zaczęło podsuwać jej rozwiązania dalekie od tych, do jakich przekonywała samą siebie. Może zbyt pochopnie go oceniała? Może faktycznie wydarzyło się coś, co nie pozwoliło mu się do niej odezwać, a potem była za późno i chociaż wysłał jej tę jedną wiadomość, ona w przypływie złości nawet jej nie odczytała tylko od razu skasowała wmawiając sobie, że tak będzie lepiej. -Durna! To facet, pewnie byłaś druga na liście, ale z tamtą nie wyszło, więc postanowił spróbować jednak z opcją B - skarciła się, bo takie głupie domysły nigdy nic dobrego jej nie przyniosły. - Gabe, czemu miałabym teraz z tobą porozmawiać? Założę się, że gdybyś przypadkiem na mnie nie wpadł, nadal nic by się nie zmieniło, więc dlaczego nagle zmieniasz zdanie? - Westchnęła, bo wcale nie było jej łatwo go tak traktować, a z drugiej strony wolała obrać tę taktykę niż potem znów udawać, że samotnie planowała spędzić wieczór w restauracji. Poza tym lubiła go. Spotkała na swojej drodze wielu mężczyzn, ale mało który wykazywał się taką dojrzałością i samoświadomością jak Flemming. Rozmowy z nim nie były tylko durną przepychanką słowną podszytą tanim flirtem, a intrygującą debatą w jakiej każde z nich mogło się spełnić. Miał w sobie coś, co jej się spodobało i poniekąd też dlatego była taka rozemocjonowana, gdy po prostu jej to zabrano. Poza tym w jej życiu panował chaos, a odkąd Haynes zaczął kręcić się w pobliżu i węszyć gdzie nie powinien była jeszcze bardziej rozdrażniona i przewrażliwiona, a już szło jej tak dobrze, już pojawiało się światełko w tunelu. - Mam godzinę, potem muszę odebrać syna ze szkoły - przyznała zgodnie z prawdą, a zaraz potem na jej twarzy poza zniechęceniem, pojawił się cień uśmiechu. Nikły, ale jednak. Po tym wszystkim co spotkało ją w ostatnich tygodniach byłoby miło chociaż jeden rozdział wyjaśnić, prawdopodobnie zamknąć na zawsze i zgasić światełko.
Gabe Flemming


about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Nie mógł w nieskończoność tłumaczyć się tym, że się pogubił, miał tego świadomość, jednak niczego nie był w stanie poradzić na to, że w jego życiu zapanował chaos, nad którym on już pewien czas temu stracił kontrolę. Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś poukładał kostki domino składające się z nieszczęść, a kiedy Gabe trącił jedną z nich, cała reszta podążyła za nią jak lawina. W ciągu ostatnich kilku lat stracił nie tylko żonę, którą postrzegał jako jedyną szansę na szczęście, ale również ojca - najcudowniejszego człowieka pod słońcem, który nauczył go tego, jak prawidłowo obchodzić się z ludźmi. Gabe naprawdę starał się z tej nauki czerpać, jednak mimo to popełnił błąd, który później przyszło mu przypłacić rozwodem. Miał dziwne wrażenie, że tamta głupota do tej pory ciągnęła się za nim konsekwencjami, a kiedy już myślał, że wszystko udało mu się uporządkować… Noel wróciła z wiadomością o ciąży. Tego nie mógł tak po prostu zignorować i nie mógł też udawać, że cokolwiek innego jest od tego ważniejsze. Zatem tak, okazał się frajerem przynajmniej na tej płaszczyźnie, na której stwierdził, że jego rodzinne problemy były ważniejsze od Brattleby. Głównie za to winien był jej wyjaśnienia.
Wciągnął głębiej powietrze, nie zamierzając już teraz podejmować się obrony. Naprawdę wolał wyjaśnić jej to wszystko na spokojnie, bez desperackich prób wybielenia się w jej oczach. Rozchylił jednak usta, chcąc zaprotestować, ale prędko zdał sobie sprawę z tego, że nie miał nic na swoją obronę. Pomimo tego, iż wiedział, że był jej winien wyjaśnienia, nie zdobył się na nie, dopóki dziś jej nie zobaczył. Może więc miała rację? Może unikałby jej w nieskończoność, bojąc się stawić czoła temu, jak wiele szkód wyrządził? Okazuje się, że był naprawdę wielkim tchórzem. - Powinniśmy się wyrobić. Chodź, za rogiem widziałem jakąś kawiarnię - nie znał jej i nie mógł ocenić, czy była dobra, ponieważ sam wyjątkowo rzadko bywał w takich miejscach. Dziś jednak okoliczności były wyjątkowe, dlatego poprowadził blondynkę w odpowiednim kierunku, przed wejściem przepuszczając ją w drzwiach. Czas na szczęście nie naglił ich na tyle, by nie mogli w spokoju złożyć zamówienia, czym zajęli się w pierwszej kolejności. Dopiero kiedy ciemnowłosa kelnerka odeszła od stolika, Flemming przeniósł spojrzenie na Brattleby, jak gdyby chcąc wyczytać coś z wyrazu jej twarzy, jednak ten, niestety, zbyt wiele mu nie powiedział. - Posłuchaj… Wiem, że powinienem był się odezwać i uprzedzić, że się nie pojawię, ale zwaliły mi się na głowę rzeczy, o których nawet bym nie pomyślał. Musiałem na kilka dni wyjechać i przez to odłożyłem na bok całą resztę. To żadne usprawiedliwienie, wiem, ale powinnaś wiedzieć, że nie próbowałem zabawić się twoim kosztem - zaczął, biorąc w dłonie jedną z serwetek, której brzeg nerwowo zaczął skubać palcami. Nie miał na tym poprzestać, ale cholera, jak powiedzieć dziewczynie, z którą jeszcze niedawno byłeś na randce, że spodziewasz się dziecka z inną? O czymkolwiek nie pomyślał, to po prostu nie brzmiało dobrze. - Chodziło o moją byłą żonę. Jest w ciąży - wyjaśnił w końcu, decydując się na zastosowanie taktyki plastra. Szkoda tylko, że sam wcale nie czuł się z tym dobrze i jakoś nie zakładał, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. A przecież to wcale nie tak, że leciał na dwa fronty; nie tym razem.
Wciągnął głębiej powietrze, nie zamierzając już teraz podejmować się obrony. Naprawdę wolał wyjaśnić jej to wszystko na spokojnie, bez desperackich prób wybielenia się w jej oczach. Rozchylił jednak usta, chcąc zaprotestować, ale prędko zdał sobie sprawę z tego, że nie miał nic na swoją obronę. Pomimo tego, iż wiedział, że był jej winien wyjaśnienia, nie zdobył się na nie, dopóki dziś jej nie zobaczył. Może więc miała rację? Może unikałby jej w nieskończoność, bojąc się stawić czoła temu, jak wiele szkód wyrządził? Okazuje się, że był naprawdę wielkim tchórzem. - Powinniśmy się wyrobić. Chodź, za rogiem widziałem jakąś kawiarnię - nie znał jej i nie mógł ocenić, czy była dobra, ponieważ sam wyjątkowo rzadko bywał w takich miejscach. Dziś jednak okoliczności były wyjątkowe, dlatego poprowadził blondynkę w odpowiednim kierunku, przed wejściem przepuszczając ją w drzwiach. Czas na szczęście nie naglił ich na tyle, by nie mogli w spokoju złożyć zamówienia, czym zajęli się w pierwszej kolejności. Dopiero kiedy ciemnowłosa kelnerka odeszła od stolika, Flemming przeniósł spojrzenie na Brattleby, jak gdyby chcąc wyczytać coś z wyrazu jej twarzy, jednak ten, niestety, zbyt wiele mu nie powiedział. - Posłuchaj… Wiem, że powinienem był się odezwać i uprzedzić, że się nie pojawię, ale zwaliły mi się na głowę rzeczy, o których nawet bym nie pomyślał. Musiałem na kilka dni wyjechać i przez to odłożyłem na bok całą resztę. To żadne usprawiedliwienie, wiem, ale powinnaś wiedzieć, że nie próbowałem zabawić się twoim kosztem - zaczął, biorąc w dłonie jedną z serwetek, której brzeg nerwowo zaczął skubać palcami. Nie miał na tym poprzestać, ale cholera, jak powiedzieć dziewczynie, z którą jeszcze niedawno byłeś na randce, że spodziewasz się dziecka z inną? O czymkolwiek nie pomyślał, to po prostu nie brzmiało dobrze. - Chodziło o moją byłą żonę. Jest w ciąży - wyjaśnił w końcu, decydując się na zastosowanie taktyki plastra. Szkoda tylko, że sam wcale nie czuł się z tym dobrze i jakoś nie zakładał, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. A przecież to wcale nie tak, że leciał na dwa fronty; nie tym razem.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
Nie potrafiła być na tyle bezczelna (chociaż miała swoje momenty) i zimna, aby po prostu obrócić się na pięcie i zignorować Gabe'a. Tym bardziej, że pomimo pozorów, Rebbeca wcale nie widziała w nim typowego łamacza serc, który bawił się kobietami bez myślenia o konsekwencjach. Z drugiej strony może taki był jego urok, a ona oczarowana nim podczas spotkań jakie za sobą mieli, dała się złapać na fortel, który stosował od zawsze. Oby nie, bo byłaby na siebie jeszcze bardziej zła niż za to, że zgodziła się pójść na kawę i wyjaśnić z nim wszystko.
Kręciła łyżeczką w ciemnej toni swojej kawy i ani śmiała zacząć pierwsza rozmowę, po tym jak już zostali sami. W końcu nie do niej należało odgrywać pierwsze skrzypce. Przemogła się jednak na tyle, aby unieść na Gabe'a wzrok i ponownie poczuła ucisk w żołądku zdając sobie sprawę z tego, że nic przyjemnego z ich rozmowy nie wyniknie. Owszem, doceniała inicjatywę, nawet jak ta były wymuszona impulsem i chwilę, ale nie na to liczyła... Nie tego oczekiwała kilka tygodni temu, gdy czekała na niego w restauracji pierwszy raz od dawna pozwalając sobie poczuć odrobinę więcej nadziei.
- Oczywiście i napisanie "Sorry, ale dziś nie przyjdę" po prostu nie wchodziło w grę, bo straciłeś telefon, albo połamałeś obie ręce, albo... Wiem! Przecież wysyłałeś wiadomości, ale pewnie do mnie nie dochodziły przez jakiś błąd operatora - zakpiła z goryczą, bo lepsze były te okrutne żarty niż uświadomienie sobie, że jest na tyle nieistotna, że poświęcenie dziesięciu sekund by do niej napisać, byłoby zbyt wielkim marnotrawstwem.
Ściągnęła brwi, czując jak złość z niej emanuje. Zaczęła się uporczywie skupiać na serwetce, której coraz mniejsze kawałki pojawiały się na stole przed nią. - Oh.. - Takiego wyznania się nie spodziewała i chociaż ponownie opuściła wzrok, to musiała powrócić nim do twarzy Gabe'a, aby się upewnić, że nie żartuje z niej okrutnie.
Nie żartował, a w dodatku widać było po nim, że ta sytuacja go kompletnie przerosła. Teraz jego słowa wydawały się mieć w głowie Rebeccy odrobinę więcej sensu, ale jak na złość w jej umyśle nagle pojawiła się postać Chrisa. Co by było, gdyby lata temu to ona sprzedała mu taką informację? Czy podobnie jak Gabe rzuciłby wszystko, aby jakoś sobie z tym poradzić, czy rzuciłby wszystko i zniknął gdzie pieprz rośnie... Po ich ostatniej rozmowie obstawiała, że ta druga opcja była tylko jej chorym założeniem i wcale nie była zadowolona z takiego biegu wydarzeń.
- Z tobą - oznajmiła. - W sensie mam nadzieję, że z tobą, albo uznam cię za kompletnego kretyna, który załamał się życiowo, bo była partnerka zaciążyła - dodała, starając się odgrywać rolę niewzruszonej, gdy tak naprawdę miała ochotę śmiać się i płakać nad swoim głupim i niefortunnym losem. - Ile czasu minęło od waszego rozwodu, Gabe? - Zapytała spokojnie, bo jakby w momencie, w którym wszystko jej wyznał uznała, że faktycznie po tym spotkaniu chyba będzie musiała usunąć jego numer z listy. On z jej pewnie zrobi to samo.
Gabe Flemming
Kręciła łyżeczką w ciemnej toni swojej kawy i ani śmiała zacząć pierwsza rozmowę, po tym jak już zostali sami. W końcu nie do niej należało odgrywać pierwsze skrzypce. Przemogła się jednak na tyle, aby unieść na Gabe'a wzrok i ponownie poczuła ucisk w żołądku zdając sobie sprawę z tego, że nic przyjemnego z ich rozmowy nie wyniknie. Owszem, doceniała inicjatywę, nawet jak ta były wymuszona impulsem i chwilę, ale nie na to liczyła... Nie tego oczekiwała kilka tygodni temu, gdy czekała na niego w restauracji pierwszy raz od dawna pozwalając sobie poczuć odrobinę więcej nadziei.
- Oczywiście i napisanie "Sorry, ale dziś nie przyjdę" po prostu nie wchodziło w grę, bo straciłeś telefon, albo połamałeś obie ręce, albo... Wiem! Przecież wysyłałeś wiadomości, ale pewnie do mnie nie dochodziły przez jakiś błąd operatora - zakpiła z goryczą, bo lepsze były te okrutne żarty niż uświadomienie sobie, że jest na tyle nieistotna, że poświęcenie dziesięciu sekund by do niej napisać, byłoby zbyt wielkim marnotrawstwem.
Ściągnęła brwi, czując jak złość z niej emanuje. Zaczęła się uporczywie skupiać na serwetce, której coraz mniejsze kawałki pojawiały się na stole przed nią. - Oh.. - Takiego wyznania się nie spodziewała i chociaż ponownie opuściła wzrok, to musiała powrócić nim do twarzy Gabe'a, aby się upewnić, że nie żartuje z niej okrutnie.
Nie żartował, a w dodatku widać było po nim, że ta sytuacja go kompletnie przerosła. Teraz jego słowa wydawały się mieć w głowie Rebeccy odrobinę więcej sensu, ale jak na złość w jej umyśle nagle pojawiła się postać Chrisa. Co by było, gdyby lata temu to ona sprzedała mu taką informację? Czy podobnie jak Gabe rzuciłby wszystko, aby jakoś sobie z tym poradzić, czy rzuciłby wszystko i zniknął gdzie pieprz rośnie... Po ich ostatniej rozmowie obstawiała, że ta druga opcja była tylko jej chorym założeniem i wcale nie była zadowolona z takiego biegu wydarzeń.
- Z tobą - oznajmiła. - W sensie mam nadzieję, że z tobą, albo uznam cię za kompletnego kretyna, który załamał się życiowo, bo była partnerka zaciążyła - dodała, starając się odgrywać rolę niewzruszonej, gdy tak naprawdę miała ochotę śmiać się i płakać nad swoim głupim i niefortunnym losem. - Ile czasu minęło od waszego rozwodu, Gabe? - Zapytała spokojnie, bo jakby w momencie, w którym wszystko jej wyznał uznała, że faktycznie po tym spotkaniu chyba będzie musiała usunąć jego numer z listy. On z jej pewnie zrobi to samo.
Gabe Flemming


about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Popełnił w swoim życiu trochę błędów. Być może nawet o kilka za dużo, raniąc przy tym osoby, które zdecydowanie na to nie zasługiwały, a mimo to nie można zarzucić mu perfidii. To nigdy nie było działanie celowe, choć tłumaczenie się życiowym zagubieniem mogło brzmieć jak tania wymówka. Nie zmierzał jednak do tego; nigdy nie chciał nikogo zranić, a mimo to wyrządzał krzywdę wszystkim, których miał dookoła. Sobie również, choć to samo w sobie nie wydawało się aż tak bolesne. A może inaczej: bolało go, jednak stawało się jeszcze trudniejsze do zniesienia w obliczu świadomości, że przy okazji zawodził osoby, na których naprawdę mu zależało. I wyglądało to trochę tak, jakby nie potrafił przestać.
Spoglądając w jej zielonkawe oczy, znów to zrozumiał. Dostrzegł, że zawiódł kolejną osobę, która otworzyła się na niego i w mniejszej lub większej roli chciała zatrzymać go w swoim życiu, na co on ewidentnie nie zasługiwał. Teraz to wiedziała, jednak on wcale nie czuł się z tą świadomością lepiej. Oznaczała bowiem, że Rebecca musiała mieć o nim kiepskie zdanie. W pełni też uzasadnione.
Chciał powiedzieć, że to nie takie proste, jednak ostatecznie ugryzł się w język. Wybielanie się nie miało sensu, a poza tym jakaś jego część wierzyła chyba, że kiedy już jej to wszystko wytłumaczy, Brattleby lepiej zrozumie jego sytuację. Nie musiała mu wybaczać, ani chcieć kontynuować tę znajomość, ale w zupełności wystarczyłaby mu odrobina zrozumienia, dzięki której nie malowałby się w jej oczach jako skończony palant. Mimo to właśnie tak się czuł. - Ze mną - potwierdził, lekko kiwając przy tym głową. A choć jej słowa sugerowały, że w innym wypadku nie powinien się przejmować, właśnie w tej chwili uświadomił sobie, że byłoby inaczej. Wypuścił Noel ze swoich rąk, choć uczucia do niej nie do końca wygasły. Wiedział zresztą, że i ona coś do niego czuła, jednak wprowadzili do swojego życia tak wiele zamieszania, iż lepiej było puścić to drugie wolno i spróbować poukładać wszystko na nowo. Mimo to nie byłby gotów na wieść o tym, że jego była żona już teraz ruszyła naprzód, bo nawet jeżeli z prawnego punktu widzenia ich związek zakończył się już dawno, tego samego nie można powiedzieć o rzeczywistości. Przez długi czas tkwili jeszcze w swoich życiach, jak gdyby bali się odejść. I teraz już nawet nie mogli. - Prawie dwa lata, ale to trochę bardziej skomplikowana kwestia - przyznał, jedną dłonią ze zmieszaniem drapiąc się po karku. Oczywistym było, że nie domknęli swoich spraw od razu, ale mówienie o tym na głos wydawało mu się dziwnie… krępujące. To nie było do niego podobne. - Wyjechała kilka tygodni przed tym, jak się poznaliśmy. Wróciła w swoje rodzinne strony, a ja… - próbował sobie to wszystko poukładać, ale nawet w obliczu czegoś, co pozornie wydawało się tak proste, zdołał doprowadzić do tego, że ktoś inny się sparzył. - Nie wiem nawet, co powinienem ci powiedzieć. Jasne, spieprzyłem, że tak nagle zapadłem się pod ziemię, ale kompletnie mnie to przygniotło - co innego, gdyby między nim a Noel była choć iskierka nadziei. Wtedy byłoby to prostsze choćby dlatego, że on bez wątpienia nie próbowałby zaangażować w to kogoś innego. Nie traciłby jej czasu. - Przepraszam - dodał, po czym lekko wzruszył ramionami. Nic więcej tak naprawdę nie mógł już zrobić.
Spoglądając w jej zielonkawe oczy, znów to zrozumiał. Dostrzegł, że zawiódł kolejną osobę, która otworzyła się na niego i w mniejszej lub większej roli chciała zatrzymać go w swoim życiu, na co on ewidentnie nie zasługiwał. Teraz to wiedziała, jednak on wcale nie czuł się z tą świadomością lepiej. Oznaczała bowiem, że Rebecca musiała mieć o nim kiepskie zdanie. W pełni też uzasadnione.
Chciał powiedzieć, że to nie takie proste, jednak ostatecznie ugryzł się w język. Wybielanie się nie miało sensu, a poza tym jakaś jego część wierzyła chyba, że kiedy już jej to wszystko wytłumaczy, Brattleby lepiej zrozumie jego sytuację. Nie musiała mu wybaczać, ani chcieć kontynuować tę znajomość, ale w zupełności wystarczyłaby mu odrobina zrozumienia, dzięki której nie malowałby się w jej oczach jako skończony palant. Mimo to właśnie tak się czuł. - Ze mną - potwierdził, lekko kiwając przy tym głową. A choć jej słowa sugerowały, że w innym wypadku nie powinien się przejmować, właśnie w tej chwili uświadomił sobie, że byłoby inaczej. Wypuścił Noel ze swoich rąk, choć uczucia do niej nie do końca wygasły. Wiedział zresztą, że i ona coś do niego czuła, jednak wprowadzili do swojego życia tak wiele zamieszania, iż lepiej było puścić to drugie wolno i spróbować poukładać wszystko na nowo. Mimo to nie byłby gotów na wieść o tym, że jego była żona już teraz ruszyła naprzód, bo nawet jeżeli z prawnego punktu widzenia ich związek zakończył się już dawno, tego samego nie można powiedzieć o rzeczywistości. Przez długi czas tkwili jeszcze w swoich życiach, jak gdyby bali się odejść. I teraz już nawet nie mogli. - Prawie dwa lata, ale to trochę bardziej skomplikowana kwestia - przyznał, jedną dłonią ze zmieszaniem drapiąc się po karku. Oczywistym było, że nie domknęli swoich spraw od razu, ale mówienie o tym na głos wydawało mu się dziwnie… krępujące. To nie było do niego podobne. - Wyjechała kilka tygodni przed tym, jak się poznaliśmy. Wróciła w swoje rodzinne strony, a ja… - próbował sobie to wszystko poukładać, ale nawet w obliczu czegoś, co pozornie wydawało się tak proste, zdołał doprowadzić do tego, że ktoś inny się sparzył. - Nie wiem nawet, co powinienem ci powiedzieć. Jasne, spieprzyłem, że tak nagle zapadłem się pod ziemię, ale kompletnie mnie to przygniotło - co innego, gdyby między nim a Noel była choć iskierka nadziei. Wtedy byłoby to prostsze choćby dlatego, że on bez wątpienia nie próbowałby zaangażować w to kogoś innego. Nie traciłby jej czasu. - Przepraszam - dodał, po czym lekko wzruszył ramionami. Nic więcej tak naprawdę nie mógł już zrobić.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
Siedziała słuchając tłumaczeń Gabe'a i czując się kompletnie wyprana ze wszelkich emocji i myśli. Chciała być na niego zła i nawet przez moment pielęgnowała to odczucie rzucając kilkoma kąśliwymi uwagami i komentarzami, ale jednocześnie rozumiała jak bardzo życie się zmienia, gdy na świecie ma pojawić się dziecko. Sama zrezygnowała ze wszystkiego co było dla niej najważniejsze, tylko po to, aby w pełni oddać się macierzyństwo. Zresztą była też przerażona. Młoda, niedoświadczona i nie mająca pojęcia, czy malutkie serduszko, które nosiła w sobie było po części owocem jej związku, czy romansu z Chrisem. Wolała więc uciec od tego problemu i nie mówić o niczym nikomu. Wyjechała z miasta, a gdy wróciła sprawa była zamieciona pod dywan, a ona spacerowała po ulicach z brzuchem. Jak więc mogła oceniać negatywnie człowieka, który nagle dowiedział się o tym, że zostanie ojcem, a matką jego dziecka będzie kobieta, z którą teoretycznie dzielił już zamknięty rozdział życia. Czysto teoretycznie, bo przecież łatwo było się domyśleć tego, że papiery rozwodowe i podpis sędziego wcale nie wyrokowały o wszystkim.
- Chciałabym ci pogratulować, ale widzę, że jesteś kompletnie rozbity - oznajmiła, a chociaż starała się wybrzmieć sucho to gdzieś tam w jej głosie dało się wyłapać chociaż odrobinę zrozumienia. Była matką, patrzyła na tę sprawę z innej perspektywy i podświadomie porównywała ją do swojego przypadku, co wcale nie było takie przyjemne. Przynajmniej dziecko Gabe'a będzie miało od początku obu rodziców, a jej syn miał tylko ją i chociaż nie powinna o tym decydować to teraz było już za późno. - Domyślam się - skomentowała z lekkim przekąsem jego słowa o skomplikowanej kwestii. Schyliła się też, aby upić odrobinę kawy i ponownie wlepiła w Flemminga swoje spojrzenie. Lubiła go. Był dobrym człowiekiem, a przynajmniej tak czuła i za takiego go miała. Nic jej nie deklarował, nic tak naprawdę ich nie łączyło i nic nie musiał jej wyjaśniać, a jednak siedział z nią w tej kawiarni i najwyraźniej zależało mu na tym, aby ich znajomość nie zakończyła się niedopowiedzeniem. Z drugiej strony odstawił jej nieprzyjemny numer i urażona duma wcale nie chciała tak szybko się poddawać i wprowadzać Brattleby w stan czystej empatii. - To lepiej stań na nogi, bo dziecko będzie ciebie potrzebować - oznajmiła, absolutnie póki co nie nawiązując do spraw łączących ją z Gabem, a tego w jakiej on znajdował się sytuacji i stanie. - Stało się, podejrzewam, że tego nie planowaliście, ale teraz już za późno. Ciesz się, że wiesz o tym, że będziesz mógł widzieć jak twoje dziecko dorasta i być częścią jego świata, rozumiesz? - Wyrzuciła nagle, trochę bezmyślnie i trochę za szybko poddając się emocjom. Dlatego też urwała w pół zdania i odwróciła spojrzenie, bo zrozumiała, że chyba nie tylko Gabe'a i jego byłą żonę miała na myśli. Zrobiła przerwę, upijając odrobinę kawy i ponownie nabierając powietrza w płuca. - To co było między na... To... - tutaj machnęła dłonią wskazując to na niego to na siebie - ...nie było niczym, czym powinieneś się przejmować, więc w sumie nic dziwnego, że nawet nie napisałeś - dodała, czując jak gdzieś tam w środku gniecie ją ból; pogodzenie się z kolejną porażką nie mogło być dla nikogo przyjemne. - Masz teraz inne priorytety i to na nich się skup - dodała starając się wybrzmieć tak, aby uwierzył, że w pełni zgadzała się z własnymi słowami, bo przecież nawet jakby chciała być odrobiną jego świata to była na tyle mądrą dziewczynką, aby wiedzieć, że nie ma tam już miejsca na nikogo więcej.
Gabe Flemming
- Chciałabym ci pogratulować, ale widzę, że jesteś kompletnie rozbity - oznajmiła, a chociaż starała się wybrzmieć sucho to gdzieś tam w jej głosie dało się wyłapać chociaż odrobinę zrozumienia. Była matką, patrzyła na tę sprawę z innej perspektywy i podświadomie porównywała ją do swojego przypadku, co wcale nie było takie przyjemne. Przynajmniej dziecko Gabe'a będzie miało od początku obu rodziców, a jej syn miał tylko ją i chociaż nie powinna o tym decydować to teraz było już za późno. - Domyślam się - skomentowała z lekkim przekąsem jego słowa o skomplikowanej kwestii. Schyliła się też, aby upić odrobinę kawy i ponownie wlepiła w Flemminga swoje spojrzenie. Lubiła go. Był dobrym człowiekiem, a przynajmniej tak czuła i za takiego go miała. Nic jej nie deklarował, nic tak naprawdę ich nie łączyło i nic nie musiał jej wyjaśniać, a jednak siedział z nią w tej kawiarni i najwyraźniej zależało mu na tym, aby ich znajomość nie zakończyła się niedopowiedzeniem. Z drugiej strony odstawił jej nieprzyjemny numer i urażona duma wcale nie chciała tak szybko się poddawać i wprowadzać Brattleby w stan czystej empatii. - To lepiej stań na nogi, bo dziecko będzie ciebie potrzebować - oznajmiła, absolutnie póki co nie nawiązując do spraw łączących ją z Gabem, a tego w jakiej on znajdował się sytuacji i stanie. - Stało się, podejrzewam, że tego nie planowaliście, ale teraz już za późno. Ciesz się, że wiesz o tym, że będziesz mógł widzieć jak twoje dziecko dorasta i być częścią jego świata, rozumiesz? - Wyrzuciła nagle, trochę bezmyślnie i trochę za szybko poddając się emocjom. Dlatego też urwała w pół zdania i odwróciła spojrzenie, bo zrozumiała, że chyba nie tylko Gabe'a i jego byłą żonę miała na myśli. Zrobiła przerwę, upijając odrobinę kawy i ponownie nabierając powietrza w płuca. - To co było między na... To... - tutaj machnęła dłonią wskazując to na niego to na siebie - ...nie było niczym, czym powinieneś się przejmować, więc w sumie nic dziwnego, że nawet nie napisałeś - dodała, czując jak gdzieś tam w środku gniecie ją ból; pogodzenie się z kolejną porażką nie mogło być dla nikogo przyjemne. - Masz teraz inne priorytety i to na nich się skup - dodała starając się wybrzmieć tak, aby uwierzył, że w pełni zgadzała się z własnymi słowami, bo przecież nawet jakby chciała być odrobiną jego świata to była na tyle mądrą dziewczynką, aby wiedzieć, że nie ma tam już miejsca na nikogo więcej.
Gabe Flemming


about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Nie miał pojęcia, jak powinien się teraz czuć. Ba, nie był w stanie poprawnie zdefiniować emocji, które trzymały się go od chwili, w której dowiedział się od ciąży Noel. Oczywistym jest, że sobie tego nie zaplanowali, choć gdyby zdarzyło się to przed dwoma, może trzema laty, Gabe nie posiadałby się z zachwytu. To też nie tak, iż teraz nie cieszył się, że zostanie ojcem, a jednak nie sposób nie dostrzec tego, jak niesprzyjające były okoliczności. Relacja z byłą żoną dobiegła przecież końca, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać, ponieważ wiele czasu nie minęło od chwili, w której wspólnie z Noel doszli do wniosku, że danie sobie kolejnej szansy nie było tym, czego obecnie mogli potrzebować. Wbrew uczuciom, które nie wyparowały z dnia na dzień, potrzebowali przestrzeni, aby uporządkować swoje życia na nowo. Niełatwo było mu się z tym pogodzić, a jednak ostatnie miesiące spędził na przekonywaniu samego siebie do tego, że nic innego nie miało sensu. Prawie mu się to udało - prawie osiągnął na tej płaszczyźnie sukces, jednak los z jakiegoś powodu musiał czerpać niebywałą przyjemność z wywracania mu wszystkiego do góry nogami, skoro teraz zrobił to ponownie. Nic dziwnego, że tak trudno było mu się odnaleźć.
Szczerze? Wcale nie oczekiwał od niej aż takiego zrozumienia, dlatego ono było dla niego nie lada zaskoczeniem. Wiedział, że zawalił - w tej kwestii nie zamierzał się sprzeczać, zatem spodziewał się raczej kolejnych przykrych słów, które mogłyby paść pod jego adresem. Nie był doświadczony w tego rodzaju sprawach, zatem nie wziął pod uwagę tego, iż Rebecca, jako matka, spojrzy na jego sytuację z nieco innej perspektywy. To czyniło z niej w jego oczach jeszcze lepszą kobietę, a ta myśl wpędziła go w jeszcze silniejsze wyrzuty sumienia. Naprawdę nie zasługiwała na to, w jaki sposób ją potraktował. - Nie, to zupełnie nie tak - zaprotestował, kiedy nagle umniejszyła ich relacji. Było to zrozumiałe, bowiem w obliczu numeru, jaki wyciął, nie liczył na to, iż Brattleby będzie jeszcze miała ochotę tę znajomość utrzymać. To miał być jej koniec, a Flemming nie był na tyle zuchwały, żeby prosić ją o coś innego. Nie chciał jednak, by wierzyła, że znaczyła dla niego całe nic, bo przecież wcale tak nie było. - Naprawdę cię lubię, Rebecca. Jesteś świetną dziewczyną i to nie powinno tak wyglądać, ale… Cholera. Nie mogę udawać, że byłbym w stanie skupić się teraz na czymkolwiek innym - przyznał otwarcie, lekko wzruszając przy tym ramionami. Nie pomyliła się, Gabe rzeczywiście był rozbity i miało minąć sporo czasu, zanim wszystko sobie poukłada. Nie mógł prosić jej o to, by zdecydowała się na niego zaczekać. - Gdyby nie to wszystko, na pewno nie zachowałbym się jak ostatni dupek, więc mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie tak całkiem. Byłoby naprawdę miło, gdybym mógł zapytać, co u ciebie, jeśli następnym razem na siebie wpadniemy - dodał, omiatając jej twarz spojrzeniem. Oczywistym było, że nie zostaną parą przyjaciół, która nagle zacznie wymieniać się doświadczeniami związanymi z dziećmi, ale czy to znaczy, że musieli całkowicie wymazać tę znajomość ze swojej pamięci? Czy nie mogli choć w minimalnym stopniu uratować wzajemnej sympatii? Nie było to może to, o co im obojgu chodziło początkowo, jednak w obliczu tego, iż nic innego nie mogli zyskać, wydawało się to naprawdę niezłą opcją. Gabe nie wiedział tylko, czy i ona spoglądała na to podobnie. Albo czy kiedykolwiek w ogóle zacznie.
Szczerze? Wcale nie oczekiwał od niej aż takiego zrozumienia, dlatego ono było dla niego nie lada zaskoczeniem. Wiedział, że zawalił - w tej kwestii nie zamierzał się sprzeczać, zatem spodziewał się raczej kolejnych przykrych słów, które mogłyby paść pod jego adresem. Nie był doświadczony w tego rodzaju sprawach, zatem nie wziął pod uwagę tego, iż Rebecca, jako matka, spojrzy na jego sytuację z nieco innej perspektywy. To czyniło z niej w jego oczach jeszcze lepszą kobietę, a ta myśl wpędziła go w jeszcze silniejsze wyrzuty sumienia. Naprawdę nie zasługiwała na to, w jaki sposób ją potraktował. - Nie, to zupełnie nie tak - zaprotestował, kiedy nagle umniejszyła ich relacji. Było to zrozumiałe, bowiem w obliczu numeru, jaki wyciął, nie liczył na to, iż Brattleby będzie jeszcze miała ochotę tę znajomość utrzymać. To miał być jej koniec, a Flemming nie był na tyle zuchwały, żeby prosić ją o coś innego. Nie chciał jednak, by wierzyła, że znaczyła dla niego całe nic, bo przecież wcale tak nie było. - Naprawdę cię lubię, Rebecca. Jesteś świetną dziewczyną i to nie powinno tak wyglądać, ale… Cholera. Nie mogę udawać, że byłbym w stanie skupić się teraz na czymkolwiek innym - przyznał otwarcie, lekko wzruszając przy tym ramionami. Nie pomyliła się, Gabe rzeczywiście był rozbity i miało minąć sporo czasu, zanim wszystko sobie poukłada. Nie mógł prosić jej o to, by zdecydowała się na niego zaczekać. - Gdyby nie to wszystko, na pewno nie zachowałbym się jak ostatni dupek, więc mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie tak całkiem. Byłoby naprawdę miło, gdybym mógł zapytać, co u ciebie, jeśli następnym razem na siebie wpadniemy - dodał, omiatając jej twarz spojrzeniem. Oczywistym było, że nie zostaną parą przyjaciół, która nagle zacznie wymieniać się doświadczeniami związanymi z dziećmi, ale czy to znaczy, że musieli całkowicie wymazać tę znajomość ze swojej pamięci? Czy nie mogli choć w minimalnym stopniu uratować wzajemnej sympatii? Nie było to może to, o co im obojgu chodziło początkowo, jednak w obliczu tego, iż nic innego nie mogli zyskać, wydawało się to naprawdę niezłą opcją. Gabe nie wiedział tylko, czy i ona spoglądała na to podobnie. Albo czy kiedykolwiek w ogóle zacznie.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
Rozgoryczenie i irytację związaną z tym, że i ta relacja zakończyła się fiaskiem, Rebecca miała już za sobą. Przepracowała ją kilka tygodni temu i chociaż było to bolesne to już nie czuła nic. Było jej po prostu przykro, bo poza zwykłym zauroczeniem, najzwyczajniej w świecie lubiła Flemminga i przyjemnie spędzało im się razem czas. Prawdopodobnie jeszcze kiedyś się spotkają, bo posiadali kilku wspólnych znajomych, ale ta świeżość i zrozumienia z jakim patrzyli na siebie na samym początku już nie wrócą. Poza tym przez myśl jej przeszło, że jak nawet ktoś taki jak Gabe potrafi odstawić numer niczym z opery mydlanej i nagle sprawić sobie dzieciaka z byłą żoną to chyba czas opuszczać Australię i poszukać szczęścia gdzie indziej, bo ilość normalnych mężczyzn na tym kontynencie było równa zeru.
- Wiem Gabe - odparła, po czym jak serię komplementów zatarły jego słowa o niemożności myślenia o czymkolwiek innym niż dziecko. Znała to, rozumiała zapewne lepiej niż ktokolwiek, bo naście lat temu poświęciła wszystko temu, aby zostać matką i dać synowi możliwie najlepszy dom. Oczywiście wtedy wydawało jej się rozsądnym zrezygnowanie z zagmatwanych, sercowych intryg, bo wstyd jej było za zdradę i nieświadomość tego, który z jej byłych jest ojcem. Po latach doszła do wniosku, że niebywale skrzywdziła syna pozbawiając go ojcowskiej opieki i dlatego wiedziała jak ważne jest to, aby Gabe przy swoim dziecku pozostał. Poza tym czuła, że między nim, a jego byłą żoną nadal było wiele niewyjaśnionych spraw. Koniec końców nie każde małżeństwo dwa lata po rozwodzie nagle spodziewa się dziecka. - Masz teraz w życiu inne priorytety, a poza tym... - Przerwała, bo sama nie wiedziała co chciałaby mu dokładnie powiedzieć. O wiele łatwiej byłoby jej go znielubić, gdyby okazał się podłym dupkiem, ale jego ciepłe oczy i fakt, że chciał z nią w ogóle pomówić, wyjaśnić to wszystko nie pozwalał Bratlebby na bycie podłą jędzą. Wyciągnęła więc dłoń i zacisnęła ją na jego palcach, bardzo delikatnie. - Coś czuję, że skoro po dwóch latach nadal potraficie się dogadać to może warto pomyśleć nad tym jak będzie wyglądała ta wasza rodzina jeszcze zanim dziecko się pojawi - dodała, po czym zabrała rękę i usiadła znów wygodniej uśmiechając się przy tym do niego, aczkolwiek na pewno nie był to radosny grymas, a raczej pogodzenie się z tym, że życie jest niesprawiedliwie podłe.
Pewnie o wiele łatwiej byłoby jej nigdy więcej go nie spotkać, bo przypominać jej będzie jak łatwowierna i głupia była wierząc, że po tylu latach może wreszcie trafiła na kogoś wyjątkowego. Z drugiej strony Lorne Bay było małe, oni pracowali na tym samym osiedlu i mieli wspólnych znajomych. Bycie w negatywnych stosunkach z Gabe'm zapewne odbiłoby się bardziej niekorzystnie dla niej, niż dla niego samego. Poza tym była dorosła i przestała obrastać w piórka i unosić się urażoną, kobiecą dumą już lata temu. Nie miała na to sił i energii. Wolała kogoś po prostu z życia wykreślić, a jego chyba by nie chciała... Mimo wszystko.
- Nie chcę abyś tak mówił, wiesz? Wolę myśleć, że nie byłoby żadnego "gdyby", bo to mniej rozczarowuje i wkurza, aniżeli świadomość, że mógłbyś tamtego wieczoru jednak się pojawić i wszystko potoczyłoby się inaczej - westchnęła, sięgając po swoją kawę i upijając jej spory łyk. Zastanawiała się, czy dodać od siebie coś jeszcze, czy obiecać mu, że będą mogli jeszcze zachować chociaż część tej relacji. - To no zapytasz co u mnie, bo jednak nie jesteś dupkiem, a byłoby o wiele łatwiej jakbyś był, wiesz? - Burknęła, niby z przekąsem, ale właściwie po tych słowach po raz pierwszy faktycznie się uśmiechnęła, tak szczerze angażując w to także swoje spojrzenie.
Gabe Flemming
- Wiem Gabe - odparła, po czym jak serię komplementów zatarły jego słowa o niemożności myślenia o czymkolwiek innym niż dziecko. Znała to, rozumiała zapewne lepiej niż ktokolwiek, bo naście lat temu poświęciła wszystko temu, aby zostać matką i dać synowi możliwie najlepszy dom. Oczywiście wtedy wydawało jej się rozsądnym zrezygnowanie z zagmatwanych, sercowych intryg, bo wstyd jej było za zdradę i nieświadomość tego, który z jej byłych jest ojcem. Po latach doszła do wniosku, że niebywale skrzywdziła syna pozbawiając go ojcowskiej opieki i dlatego wiedziała jak ważne jest to, aby Gabe przy swoim dziecku pozostał. Poza tym czuła, że między nim, a jego byłą żoną nadal było wiele niewyjaśnionych spraw. Koniec końców nie każde małżeństwo dwa lata po rozwodzie nagle spodziewa się dziecka. - Masz teraz w życiu inne priorytety, a poza tym... - Przerwała, bo sama nie wiedziała co chciałaby mu dokładnie powiedzieć. O wiele łatwiej byłoby jej go znielubić, gdyby okazał się podłym dupkiem, ale jego ciepłe oczy i fakt, że chciał z nią w ogóle pomówić, wyjaśnić to wszystko nie pozwalał Bratlebby na bycie podłą jędzą. Wyciągnęła więc dłoń i zacisnęła ją na jego palcach, bardzo delikatnie. - Coś czuję, że skoro po dwóch latach nadal potraficie się dogadać to może warto pomyśleć nad tym jak będzie wyglądała ta wasza rodzina jeszcze zanim dziecko się pojawi - dodała, po czym zabrała rękę i usiadła znów wygodniej uśmiechając się przy tym do niego, aczkolwiek na pewno nie był to radosny grymas, a raczej pogodzenie się z tym, że życie jest niesprawiedliwie podłe.
Pewnie o wiele łatwiej byłoby jej nigdy więcej go nie spotkać, bo przypominać jej będzie jak łatwowierna i głupia była wierząc, że po tylu latach może wreszcie trafiła na kogoś wyjątkowego. Z drugiej strony Lorne Bay było małe, oni pracowali na tym samym osiedlu i mieli wspólnych znajomych. Bycie w negatywnych stosunkach z Gabe'm zapewne odbiłoby się bardziej niekorzystnie dla niej, niż dla niego samego. Poza tym była dorosła i przestała obrastać w piórka i unosić się urażoną, kobiecą dumą już lata temu. Nie miała na to sił i energii. Wolała kogoś po prostu z życia wykreślić, a jego chyba by nie chciała... Mimo wszystko.
- Nie chcę abyś tak mówił, wiesz? Wolę myśleć, że nie byłoby żadnego "gdyby", bo to mniej rozczarowuje i wkurza, aniżeli świadomość, że mógłbyś tamtego wieczoru jednak się pojawić i wszystko potoczyłoby się inaczej - westchnęła, sięgając po swoją kawę i upijając jej spory łyk. Zastanawiała się, czy dodać od siebie coś jeszcze, czy obiecać mu, że będą mogli jeszcze zachować chociaż część tej relacji. - To no zapytasz co u mnie, bo jednak nie jesteś dupkiem, a byłoby o wiele łatwiej jakbyś był, wiesz? - Burknęła, niby z przekąsem, ale właściwie po tych słowach po raz pierwszy faktycznie się uśmiechnęła, tak szczerze angażując w to także swoje spojrzenie.
Gabe Flemming


about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Pragnął życia pozbawionego komplikacji, choć jednocześnie wiedział, że osiągnięcie sukcesu na tym podłożu nie będzie wcale takie proste. W przeszłości wydawało mu się, że przyjdzie to naturalnie. Był przekonany, że skoro odniósł sukces i zdobył kobietę, na której naprawdę mu zależało, nic złego już się nie wydarzy, ale najwyraźniej bardzo się pomylił. Przede wszystkim nie przewidział tego, jak bardzo sam się pogubi, w ten sposób komplikując swoje życie jeszcze bardziej. Od tamtej pory, niestety, nie potrafił się już odnaleźć.
Wiedział zatem, że znikając z dnia na dzień mógł wyrządzić jej krzywdę. Nie drastyczną, bo przecież łącząca ich relacja nie była miłością po grób, a przywiązanie, jeśli jakiekolwiek w ogóle się pojawiło, było raczej jednym z tych, które dość łatwo będzie zwalczyć. Nie sądził zatem, że Rebecka mogłaby wylewać za nim morze łez, co jednak nie znaczy, że nie należały jej się przeprosiny. Wręcz przeciwnie, zasługiwała na nie, ba, zasługiwała na znacznie więcej, jednak w chwili obecnej tylko tyle był w stanie jej dać. Całą resztę własnej energii musiał przeznaczyć na to, co za pewien czas miało nadejść. — Gdyby to jeszcze było takie proste — stwierdził, zaciskając usta w wąską linię. Jego relacja z Noel była… pełna komplikacji. Nie brakowało im uczuć, jednak to nie one były tutaj problemem. Ten znajdował się znacznie głębiej, a od czasu, kiedy połączony został z brakiem zaufania, ciężko było tak po prostu go zwalczyć. Próbowali przecież, jednak za każdym razem te próby kończyły się fiaskiem, w dodatku dość bolesnym. A o ile ich dwójka była w stanie dźwigać ten ciężar na swoich barkach i pogodzić się z faktem, że wspólne szczęście nie było im pisane, Flemming naprawdę nie chciał, aby z podobnym ciosem musiało zmierzyć się ich dziecko. Wydawało mu się, że jeśli przyjdzie na świat, a jego rodzice nie będą razem, ale będą dobrze dogadywać się jako rodzicielski duet, zaakceptowanie takiej rzeczywistości będzie prostsze niż przyglądanie się temu, jak znów zawalają. Takie myśli towarzyszyły mu od chwili, w której dowiedział się o ciąży Noel, jednak nie był w stanie wypowiedzieć ich na głos. Wydawało się to niewłaściwe szczególnie w obecności kobiety, z którą jeszcze niedawno chadzał na randki.
Wciągnął głębiej powietrze. Miała rację, w takich sytuacjach nieszczególnie chciało się debatować o tym, co mogło być, ale na pewno nie będzie. Rozumiał to, dlatego z pewną dozą niepewności pokiwał lekko głową. Dopiero po chwili, gdy usłyszał jej kolejne słowa, uśmiechnął się łagodnie. Zdenerwowanie nie wyparowało całkiem, jednak bez wątpienia udało jej się sprawić, że denerwował się trochę mniej. — Szczerze? Nie byłem pewien, czy mogę — przyznał, nie kłamiąc przy tym. Do niedawna obawiał się, że gdyby zadał jej tak banalnie proste pytanie, przekroczyłby granicę, której Rebecka wcale przekraczać nie chciała. — Ale bardzo chętnie posłucham o tym, jak minęły ci ostatnie dwa tygodnie — dodał i oparł przedramiona na stoliku, by móc nieco wychylić się w jej stronę. Kiedy ze sobą wychodzili, uwielbiał jej słuchać i to najwyraźniej nie uległo zmianie. I może wcale nie musiało? Choć myślenie, że byliby w stanie zachować tę relację w nieco zmienionej formie - koleżeńskiej - było ciut zuchwałe, niczego nie był w stanie poradzić na to, że podobna myśl odezwała się w jego umyśle. Koniec końców nie chciał chyba tak całkiem jej stracić.
Wiedział zatem, że znikając z dnia na dzień mógł wyrządzić jej krzywdę. Nie drastyczną, bo przecież łącząca ich relacja nie była miłością po grób, a przywiązanie, jeśli jakiekolwiek w ogóle się pojawiło, było raczej jednym z tych, które dość łatwo będzie zwalczyć. Nie sądził zatem, że Rebecka mogłaby wylewać za nim morze łez, co jednak nie znaczy, że nie należały jej się przeprosiny. Wręcz przeciwnie, zasługiwała na nie, ba, zasługiwała na znacznie więcej, jednak w chwili obecnej tylko tyle był w stanie jej dać. Całą resztę własnej energii musiał przeznaczyć na to, co za pewien czas miało nadejść. — Gdyby to jeszcze było takie proste — stwierdził, zaciskając usta w wąską linię. Jego relacja z Noel była… pełna komplikacji. Nie brakowało im uczuć, jednak to nie one były tutaj problemem. Ten znajdował się znacznie głębiej, a od czasu, kiedy połączony został z brakiem zaufania, ciężko było tak po prostu go zwalczyć. Próbowali przecież, jednak za każdym razem te próby kończyły się fiaskiem, w dodatku dość bolesnym. A o ile ich dwójka była w stanie dźwigać ten ciężar na swoich barkach i pogodzić się z faktem, że wspólne szczęście nie było im pisane, Flemming naprawdę nie chciał, aby z podobnym ciosem musiało zmierzyć się ich dziecko. Wydawało mu się, że jeśli przyjdzie na świat, a jego rodzice nie będą razem, ale będą dobrze dogadywać się jako rodzicielski duet, zaakceptowanie takiej rzeczywistości będzie prostsze niż przyglądanie się temu, jak znów zawalają. Takie myśli towarzyszyły mu od chwili, w której dowiedział się o ciąży Noel, jednak nie był w stanie wypowiedzieć ich na głos. Wydawało się to niewłaściwe szczególnie w obecności kobiety, z którą jeszcze niedawno chadzał na randki.
Wciągnął głębiej powietrze. Miała rację, w takich sytuacjach nieszczególnie chciało się debatować o tym, co mogło być, ale na pewno nie będzie. Rozumiał to, dlatego z pewną dozą niepewności pokiwał lekko głową. Dopiero po chwili, gdy usłyszał jej kolejne słowa, uśmiechnął się łagodnie. Zdenerwowanie nie wyparowało całkiem, jednak bez wątpienia udało jej się sprawić, że denerwował się trochę mniej. — Szczerze? Nie byłem pewien, czy mogę — przyznał, nie kłamiąc przy tym. Do niedawna obawiał się, że gdyby zadał jej tak banalnie proste pytanie, przekroczyłby granicę, której Rebecka wcale przekraczać nie chciała. — Ale bardzo chętnie posłucham o tym, jak minęły ci ostatnie dwa tygodnie — dodał i oparł przedramiona na stoliku, by móc nieco wychylić się w jej stronę. Kiedy ze sobą wychodzili, uwielbiał jej słuchać i to najwyraźniej nie uległo zmianie. I może wcale nie musiało? Choć myślenie, że byliby w stanie zachować tę relację w nieco zmienionej formie - koleżeńskiej - było ciut zuchwałe, niczego nie był w stanie poradzić na to, że podobna myśl odezwała się w jego umyśle. Koniec końców nie chciał chyba tak całkiem jej stracić.


about
Przez czternaście lat ukrywała swojego syna przed jego ojcem. W końcu przyznała się do bycia tchórzem i z roztrzaskanym sercem stara się odpokutować swoje winy wprowadzając chaos w życiu wszystkich, których napotka na swej drodze.
Komplikowanie sobie życia było specjalnością Rebecki. Zaczęła już dawno temu, właściwie zanim pojawiła się na tym świecie, bo jej ojciec zniknął jeszcze zanim się urodziła. Była niechcianym, kolejnym kłopotem, który w zasadzie niósł za sobą same kolejne niefortunne problemy. Potem było tylko gorzej, bo młoda i naiwna panienka, nawet jeśli całkiem towarzyska i sympatyczna, była podatna na wpływy innych. W tym na o starszego od siebie chłopaka, który miał się okazać kluczem do zagmatwania sobie życia na dobre. Tak więc Brattleby wcale nie miała prawa oceniać Gabriela, bo sama zapisała karty swojej biografii milionem potknięć, kłamstw i nieprzemyślanych decyzji.
Z drugiej strony może właśnie to poczucie bycia wybrakowanym i nieidealnym, które im towarzyszyło sprawiło, że tak łatwo przychodziło im się porozumieć. Wystarczy spojrzeć na tę rozmowę, której niby Becka wcale nie chciała, która miała być nieprzyjemna i trudna, a jakimś cudem obróciła się w pełną zrozumienia i wsparcia konwersację. Co prawda nadal lika łez żalu przelewało się przez serce Rebecki, ale przecież nie pierwszy raz się na kimś zawiodła, więc takie rany dość prędko się na niej zabliźniały. Tym bardziej, że powodem dla którego im nie wyszło, nie był jakiś poboczny romans, w który Gabe się wdał, ani zniechęcenie, a pojawienie się w życiu mężczyzny szczęścia, o jakim jeszcze nie miał pojęcia. Jednak Rebecka miała i patrząc z perspektywy podejmowanych przez siebie decyzji, darzyła żonę Flemminga niebywałym szacunkiem i odwagą, że bez zwłoki powiedziała mu o swojej ciąży. Może gdyby Brattleby miała w sobie chociaż odrobinę jej siły to obecnie jej życie wyglądałoby całkiem inaczej.
- Nie jest, wiadomo... Ale może chociaż mogłoby być mniej zagmatwane? - Skomentowała jego słowa trochę na ślepo, bo jednak nie wiedziała zbyt wiele o jego kłopotach w byłym małżeństwie i obecnej relacji z ex-żoną.
Wchodząc z nim do tej kawiarni była przekonana o tym, że uda jej się odegrać rolę obojętnej pindy i bez wzruszenia zakończyć tę relację. Potem pewnie pocieszyłaby się w domu butelką wina i lodami, ale w jego oczach nie wyszłaby na miękka kluchę. Tymczasem dogadali się. Mimo tego jak popaprana sytuacja wyniknęła między nimi, udało im się to, przynajmniej póki co, obgadać.
- Ja też nie, ale jakoś ci to wyszło - rzuciła z przekąsem, a potem na jej twarzy zamigotał uśmiech. Westchnęła też cicho, bo jego pytanie wcale do najłatwiejszych nie należało, ale... - Wiesz co? - Zaczęła, bo nagle wpadło jej coś do głowy. Coś czego w życiu nie zrobiłaby na trzeźwo i na pewno nie planowała obmówić właśnie teraz, a jednak... - Jesteś mi coś winien, Gabe. Ta moja wyrozumiałość nie jest za darmo, a jako, że odstawiłeś niezły numer to może i na mój spojrzysz z większym zrozumieniem - dodała i zamilkła na kilka sekund. Jednak nie była, aż tak odważna by po prostu móc to wszystko co leżało jej na sumieniu nagle z siebie wyrzucić. - I nikomu nie możesz nic powiedzieć, rozumiesz? Nikomu - oznajmiła poważnie unosząc na niego smukły palec. - Liam ostatnio trafił do aresztu za zniszczenie mienia, czytaj porysowanie czyjegoś auta - wyrecytowała spoglądając teraz na swoje dłonie, w których spoczywała papierowa serwetka, którą zaczęła się bawić. - I już samo nie jest ciekawą sprawą, ale... On porysował auto faceta, z którym byłam te trzynaście lat temu i który jest prawdopodobnie, a raczej na pewno, jego ojcem i żaden z nich o tym nie wie - wywaliła z siebie czując jak po tych słowach treść żołądka także chciała z niej wyjść. Przymknęła jednak oczy i potrzasnęła głową, ale uczucie mdłości wcale jej nie opuściło. Sądziła, że jej kłamstwa smakują obrzydliwie, ale prawda była o wiele bardziej gorzka i trudna do zgryzienia.
Gabe Flemming
Z drugiej strony może właśnie to poczucie bycia wybrakowanym i nieidealnym, które im towarzyszyło sprawiło, że tak łatwo przychodziło im się porozumieć. Wystarczy spojrzeć na tę rozmowę, której niby Becka wcale nie chciała, która miała być nieprzyjemna i trudna, a jakimś cudem obróciła się w pełną zrozumienia i wsparcia konwersację. Co prawda nadal lika łez żalu przelewało się przez serce Rebecki, ale przecież nie pierwszy raz się na kimś zawiodła, więc takie rany dość prędko się na niej zabliźniały. Tym bardziej, że powodem dla którego im nie wyszło, nie był jakiś poboczny romans, w który Gabe się wdał, ani zniechęcenie, a pojawienie się w życiu mężczyzny szczęścia, o jakim jeszcze nie miał pojęcia. Jednak Rebecka miała i patrząc z perspektywy podejmowanych przez siebie decyzji, darzyła żonę Flemminga niebywałym szacunkiem i odwagą, że bez zwłoki powiedziała mu o swojej ciąży. Może gdyby Brattleby miała w sobie chociaż odrobinę jej siły to obecnie jej życie wyglądałoby całkiem inaczej.
- Nie jest, wiadomo... Ale może chociaż mogłoby być mniej zagmatwane? - Skomentowała jego słowa trochę na ślepo, bo jednak nie wiedziała zbyt wiele o jego kłopotach w byłym małżeństwie i obecnej relacji z ex-żoną.
Wchodząc z nim do tej kawiarni była przekonana o tym, że uda jej się odegrać rolę obojętnej pindy i bez wzruszenia zakończyć tę relację. Potem pewnie pocieszyłaby się w domu butelką wina i lodami, ale w jego oczach nie wyszłaby na miękka kluchę. Tymczasem dogadali się. Mimo tego jak popaprana sytuacja wyniknęła między nimi, udało im się to, przynajmniej póki co, obgadać.
- Ja też nie, ale jakoś ci to wyszło - rzuciła z przekąsem, a potem na jej twarzy zamigotał uśmiech. Westchnęła też cicho, bo jego pytanie wcale do najłatwiejszych nie należało, ale... - Wiesz co? - Zaczęła, bo nagle wpadło jej coś do głowy. Coś czego w życiu nie zrobiłaby na trzeźwo i na pewno nie planowała obmówić właśnie teraz, a jednak... - Jesteś mi coś winien, Gabe. Ta moja wyrozumiałość nie jest za darmo, a jako, że odstawiłeś niezły numer to może i na mój spojrzysz z większym zrozumieniem - dodała i zamilkła na kilka sekund. Jednak nie była, aż tak odważna by po prostu móc to wszystko co leżało jej na sumieniu nagle z siebie wyrzucić. - I nikomu nie możesz nic powiedzieć, rozumiesz? Nikomu - oznajmiła poważnie unosząc na niego smukły palec. - Liam ostatnio trafił do aresztu za zniszczenie mienia, czytaj porysowanie czyjegoś auta - wyrecytowała spoglądając teraz na swoje dłonie, w których spoczywała papierowa serwetka, którą zaczęła się bawić. - I już samo nie jest ciekawą sprawą, ale... On porysował auto faceta, z którym byłam te trzynaście lat temu i który jest prawdopodobnie, a raczej na pewno, jego ojcem i żaden z nich o tym nie wie - wywaliła z siebie czując jak po tych słowach treść żołądka także chciała z niej wyjść. Przymknęła jednak oczy i potrzasnęła głową, ale uczucie mdłości wcale jej nie opuściło. Sądziła, że jej kłamstwa smakują obrzydliwie, ale prawda była o wiele bardziej gorzka i trudna do zgryzienia.
Gabe Flemming