

about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

009.
(bingo: podróż)
i dopiero dotarli do niewielkiego mieszkanka, które udało im się wynająć za względnie rozsądne pieniądze w centrum Paryża. Przez to, że znajdowało się ono na poddaszu miało spory plus w postaci pięknego widoku, ale niestety — brak widny sprawił, że Darcy (jak na gentlemana przystało!) musiał wtargać ich walizki po wąskich schodach kamienicy. Ostatecznie jednak się udało. Miał to być moment, w którym już będzie z górki, jednak okazało się, że życie wcale nie jest takie łatwe i nie mogło obyć się bez komplikacji. Być może była to cena za punktualny lot, a może karma za jakieś grzechy z przeszłości. A może po prostu czysta złośliwość losu, było to nieistotne. Bo jedyne, co było teraz ważne to fakt, że wbijany kod do skrytki z kluczem nie chciał zadziałać. Trzy razy upewniał się, że nie pomylił kolejności cyfr, ale nie. Wszystko się zgadzało, a on zaczynał się irytować.
— Mamy problem, Sol — oznajmił jej, marszcząc brwi i odwracając się w jej stronę. — To nie działa — wyjaśnił, może niezbyt szczegółowo, ale uznał, że w sumie więcej słów nie jest im potrzebne. — To znaczy: kod nie pasuje, sama skrytka mam nadzieję, że działa. Możesz zadzwonić do właściciela? — zapytał, bardzo starając się brzmieć spokojnie. Nie było przecież powodu do paniki, mogła zajść zwykła pomyłka. Problem jednak był w tym, że do Paryża z Australii leciało się sto lat i trzeba było handlować z szaloną różnicą czasu. Nic więc dziwnego, że Darcy marzył tylko o tym, aby wziąć prysznic, a potem zejść im po coś do jedzenia i wino, żeby dopiero po tych podstawowych czynnościach zastanowić się nad tym, co dalej z życiem.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

005.
Może i stwierdzenie, że była tym wyjazdem podekscytowana bardziej, niż czymkolwiek innym w ostatni czasie nie robiło wrażenia, bo — każdy, kto znał Solange — wiedział, jak łatwo było obudzić w niej takie emocje, ale tym razem naprawdę miała problem z tym, by normalnie funkcjonować. Jedynie ostatkiem silnej woli powstrzymywała się przed tym, by całą drogę nie podrygiwać z ekscytacji — wkurwiając tym sposobem prawdopodobnie nie tylko Darcy’ego, ale wszystkich, siedzących w samolocie w niewielkiej odległości.
Nie myślała zbyt dużo tym, czy ten wyjazd nie przysporzy jej jeszcze więcej rozterek. Była gotowa zaryzykować — tym bardziej że jedyny, co zamierzała zrobić, w związku z tym natłokiem niezrozumiałych uczuć, było cierpliwe oczekiwanie. Skoro pojawiły się zupełnie znienacka, to może i równie niespodziewanie znikną? I pozwolą jej być znowu jedynie najlepszą przyjaciółką Darcy’ego — taką, która nie zastanawiała się, czy nie fajniej byłoby być kimś więcej. Paryż może i był miejscem, które raczej prędzej od zabijania romansów, mógł je rozwinąć, ale nie było to coś, co brała faktycznie pod uwagę. Tyle już czasu radziła sobie z niespodziewanymi emocjami, że pozwoliło jej to uwierzyć, że i romantyczna sceneria niewiele zmieni.
— A próbowałeś od końca? Może to zakodowany kod? — zapytała poważnym tonem, nie przejmując się rzecz jasna faktem, że brzmiało to absurdalnie. Była zmęczona wystarczająco mocno samym lotem, że marzyła jedynie o prysznicu i wskoczeniu w czyste ciuchy. Aby to jednak było możliwe, musiała się dostać do środka, dlatego zgodnie z jego sugestią wyciągnęła telefon i zadzwoniła do właściciela, który odebrał po kilku sygnałach. Przedstawiła mu sytuację, przyglądając się Darcy’emu bacznie — na wypadek, gdyby coś przekręciła i ten chciał ją naprowadzić jakoś na poprawne tory. — Tak, takimi czerwonymi, aha — wtrąciła, kiwając głową — nie przejmując się faktem, że jej rozmówca nie mógł przecież tego dostrzec. Ściągnęła brwi chwilę później i rozejrzała się, dostrzegając przy końcu korytarza zielone drzwi.
— Ale to na pewno nie tamten? Bo… — urwała i mruknęła coś w ramach potwierdzenia. — Nie, to nie będzie problem, ale cztery butelki i makaroniki — dodała, jeszcze zanim się rozłączyła. Wcisnęła zaraz potem telefon do kieszeni i wskazała głową w stronę drzwi, znajdujących się na końcu korytarza. Nie wyglądała jednak jak ktoś, kto czymkolwiek się w tej chwili przejmował, więc i Darcy mógł odetchnąć.
— Okazało się, że nie miał tego pokoju, gdy go rezerwowaliśmy, więc dostaliśmy mniejszy. Ale też wyśle nam wino i makaroniki na przeprosiny — powiedziała wystarczająco podekscytowana, by zupełnie nie pasowało to do faktu, że wspominała o nagłej zmianie pokoju. Na mniejszy, ale jak bardzo? To dopiero mieli odkryć!


about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

Podróżowanie z podekscytowaną Solange tak daleko rzeczywiście wystawiało jego nerwy na ciężką próbę, jednak ostatecznie dotarli i nawet się nie pokłócili o nic, nadal ze sobą rozmawiali i byli w dobrych humorach. Ich współpasażerowie byli jednak mniej cierpliwi i wyrozumiali, więc Darcy odrobinę żałował, że Sol nie skłaniała się za bardzo ku temu, aby zasnąć i pewnie gadała tyle, co zawsze. Czyli cholernie dużo. Miał nadzieję, że nie gadała do siebie (albo do niego, ale jednak obok), gdy ten założył słuchawki, aby obejrzeć w spokoju film i odmówił ich ściągania co chwilę, bo coś wymyśliła.
— Nie próbowałem, ale jestem pewien, że to nie pomoże, Sol — spojrzał na nią nieco zbity z tropu początkowo, nie wiedząc w sumie, czy ona sobie żartuje, czy jednak mówi serio. Chyba to drugie, jednak mimo wszystko, nie miał zamiaru sprawdzać, bo było to tak dalekie od jakiejkolwiek logiki, że aktualnie Darcy nie był w stanie wziąć tego na klatę i próbować. Czułby się jeszcze bardziej brudny, serio. Ale będzie mu głupio, gdy facet przez telefon powie, że tak właśnie powinni zrobić i myślał, że wiedzą, bo przecież tak się robi w Europie, czy coś.
Cierpliwie całkiem czekał, słuchając tego, co mówiła, próbując jednocześnie coś wywnioskować z tego, ale jednak bez odpowiedzi drugiej strony, które były kluczowe w tym kontekście, nie bardzo było to możliwe.
— Co Ci powiedział? — jego cierpliwość miała granice mimo wszystko, więc ponaglił ją trochę, żeby powiedziała szybciej, zamiast trzymać go w niepewności.
— Och — mruknął. Nie był do końca ucieszony, ale nie miał siły za bardzo się nad tym załamywać. — To mało profesjonalne z jego strony, ale trudno. Nie pogardzę żadnym prysznicem i łóżkiem, jeśli tylko będzie czyste — zapewnił ją. Mogło być nawet niewygodne. Po takim czasie w samolocie, siedząc tyle godzin na tyłku, położenie się nawet na podłodze byłoby zbawieniem.
— Wino i makaroniki, okej. A kiedy je dostaniemy? Bo jestem koszmarnie głodny i nie wiem, czy iść po coś, jak będziesz brała prysznic, czy mogę czekać na makaroniki — wyjaśnił, gdy ruszyli w stronę odpowiednich tym razem już na pewno (taką miał nadzieję) drzwi. Do nich kod rzeczywiście pasował, więc Darcy pchnął je, aby otworzyć i przepuścił Solange przodem, wchodząc od razu za nią. Żeby przyjrzeć się miejscu, w którym mieli spać. — Hm — mruknął, rozglądając się. — Jest dużo mniejszy — na tyle mniejszy, że było jedno łóżko, stojące po środku i na pewno nie dało się z niego zrobić dwóch. — No cóż, którą stronę łóżka wybierasz? — zapytał, uznając po przemyśleniu sprawy, że nie ma co z tego robić problemu. Nie mieli pięciu lat i nie znali się od wczoraj, mogli spać w jednym łóżku. Żadne z nich nawet nie miało drugiej połówki, aby ta mogła być o to zazdrosna. Chociaż gdyby mieli kogoś, kto rzeczywiście jest, to byłby jasny znak na to, że warto się jej pozbyć.
solange rosenberg
— Nie próbowałem, ale jestem pewien, że to nie pomoże, Sol — spojrzał na nią nieco zbity z tropu początkowo, nie wiedząc w sumie, czy ona sobie żartuje, czy jednak mówi serio. Chyba to drugie, jednak mimo wszystko, nie miał zamiaru sprawdzać, bo było to tak dalekie od jakiejkolwiek logiki, że aktualnie Darcy nie był w stanie wziąć tego na klatę i próbować. Czułby się jeszcze bardziej brudny, serio. Ale będzie mu głupio, gdy facet przez telefon powie, że tak właśnie powinni zrobić i myślał, że wiedzą, bo przecież tak się robi w Europie, czy coś.
Cierpliwie całkiem czekał, słuchając tego, co mówiła, próbując jednocześnie coś wywnioskować z tego, ale jednak bez odpowiedzi drugiej strony, które były kluczowe w tym kontekście, nie bardzo było to możliwe.
— Co Ci powiedział? — jego cierpliwość miała granice mimo wszystko, więc ponaglił ją trochę, żeby powiedziała szybciej, zamiast trzymać go w niepewności.
— Och — mruknął. Nie był do końca ucieszony, ale nie miał siły za bardzo się nad tym załamywać. — To mało profesjonalne z jego strony, ale trudno. Nie pogardzę żadnym prysznicem i łóżkiem, jeśli tylko będzie czyste — zapewnił ją. Mogło być nawet niewygodne. Po takim czasie w samolocie, siedząc tyle godzin na tyłku, położenie się nawet na podłodze byłoby zbawieniem.
— Wino i makaroniki, okej. A kiedy je dostaniemy? Bo jestem koszmarnie głodny i nie wiem, czy iść po coś, jak będziesz brała prysznic, czy mogę czekać na makaroniki — wyjaśnił, gdy ruszyli w stronę odpowiednich tym razem już na pewno (taką miał nadzieję) drzwi. Do nich kod rzeczywiście pasował, więc Darcy pchnął je, aby otworzyć i przepuścił Solange przodem, wchodząc od razu za nią. Żeby przyjrzeć się miejscu, w którym mieli spać. — Hm — mruknął, rozglądając się. — Jest dużo mniejszy — na tyle mniejszy, że było jedno łóżko, stojące po środku i na pewno nie dało się z niego zrobić dwóch. — No cóż, którą stronę łóżka wybierasz? — zapytał, uznając po przemyśleniu sprawy, że nie ma co z tego robić problemu. Nie mieli pięciu lat i nie znali się od wczoraj, mogli spać w jednym łóżku. Żadne z nich nawet nie miało drugiej połówki, aby ta mogła być o to zazdrosna. Chociaż gdyby mieli kogoś, kto rzeczywiście jest, to byłby jasny znak na to, że warto się jej pozbyć.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

Dla Solange sam etap podróży był już wielkim przeżyciem — co najmniej jakby nigdy wcześniej nie podróżowała poza granice Australii. Na pewno nie robiła tego jednak z Darcym, a sama jego obecność zwiększała znaczenie tego wyjazdu o stokroć przynajmniej. I prawdopodobnie doprowadziła do szału kilka siedzących najbliżej osób, ale czy to było w stanie zmniejszyć jej ekscytację? Na pewno nie.
— To prawda, ale nie ma co sobie psuć wyjazdu takim jednym, małym szczegółem — zauważyła bardzo wesoło — zupełnie niepasującym tonem w tej sytuacji, bo przecież wiedziała, że ten pokój był mniejszy i mniej wygodny. Nie przekazała tego Darcy’emu, by nie denerwował się, skoro nawet nie dotarli do tych czerwonych drzwi. Solange nuciła za to pod nosem wesoło jakąś piosenkę, czekając, aż jej przyjaciół wpuści ich do środka.
— A tego mi nie powiedział — przyznała nagle, drapiąc się po głowie. — Zapytam go SMSem — zaproponowała, uznając, że rozsądnie byłoby to ustalić. Ona sama tez była głodna — na tyle, że pewnie makaroniki i tak nie okazałyby się wystarczające. Jeśli jednak nie przyśle ich dzisiaj, musieli zatroszczyć się o inny deser. Weszła do środka, stając już prawie przy samym łóżku. Samo mijanie się w tej ciasnej przestrzeni z pewnością będzie trudne, ale i tak odwróciła się do niego rozbawiona. — Po prawej, żebyś mnie nie podeptał, jak będziesz chciał wstać w nocy — zadecydowała. Brzmiało to jak logiczny argument i wygodny dla samej Solange. W tej chwili nie zastanawiała się jeszcze, czy spanie w jednym łóżku nie kolidowało z jej próbą zapanowania nad uczuciami, bo była zbyt zmęczona, nakręcona i podekscytowana wizją pełnego weekendu.
— To zadbajmy o swoje własne jedzenie, deser i alkohol, a tamte będą dodatkiem. Czy jemy gdzieś na mieście, czy dzisiaj już tylko się lenimy? — zapytała, zdradzając przy okazji, że znowu zapomniała o przygotowanych przez niego planach. Czytała je i nawet słuchała uważnie, gdy o nich opowiadał, ale pamięć miała dość kiepską, więc już nie była pewna niczego. W tej chwili i tak chciała w pierwszej kolejności po prostu coś zjeść — bez tego nie byłaby w stanie podjąć się realizacji żadnych planów. — Musisz się uśmiechnąć Darcy, bo wyglądasz jak naburmuszona księżniczka. Nie bądź nią, kupię ci na pocieszenie croissanta i zrobię zdjęcie na instagrama, żeby każdy wiedział, że nawet nerdy potrafią pozować ładnie — zaoferowała mu wspaniałomyślnie i uśmiechnęła się szeroko. Usiadła na łóżku i przyglądała mu się uważnie, bo sama jej obecność powinna mu przecież komfort życia podnieść!
— To prawda, ale nie ma co sobie psuć wyjazdu takim jednym, małym szczegółem — zauważyła bardzo wesoło — zupełnie niepasującym tonem w tej sytuacji, bo przecież wiedziała, że ten pokój był mniejszy i mniej wygodny. Nie przekazała tego Darcy’emu, by nie denerwował się, skoro nawet nie dotarli do tych czerwonych drzwi. Solange nuciła za to pod nosem wesoło jakąś piosenkę, czekając, aż jej przyjaciół wpuści ich do środka.
— A tego mi nie powiedział — przyznała nagle, drapiąc się po głowie. — Zapytam go SMSem — zaproponowała, uznając, że rozsądnie byłoby to ustalić. Ona sama tez była głodna — na tyle, że pewnie makaroniki i tak nie okazałyby się wystarczające. Jeśli jednak nie przyśle ich dzisiaj, musieli zatroszczyć się o inny deser. Weszła do środka, stając już prawie przy samym łóżku. Samo mijanie się w tej ciasnej przestrzeni z pewnością będzie trudne, ale i tak odwróciła się do niego rozbawiona. — Po prawej, żebyś mnie nie podeptał, jak będziesz chciał wstać w nocy — zadecydowała. Brzmiało to jak logiczny argument i wygodny dla samej Solange. W tej chwili nie zastanawiała się jeszcze, czy spanie w jednym łóżku nie kolidowało z jej próbą zapanowania nad uczuciami, bo była zbyt zmęczona, nakręcona i podekscytowana wizją pełnego weekendu.
— To zadbajmy o swoje własne jedzenie, deser i alkohol, a tamte będą dodatkiem. Czy jemy gdzieś na mieście, czy dzisiaj już tylko się lenimy? — zapytała, zdradzając przy okazji, że znowu zapomniała o przygotowanych przez niego planach. Czytała je i nawet słuchała uważnie, gdy o nich opowiadał, ale pamięć miała dość kiepską, więc już nie była pewna niczego. W tej chwili i tak chciała w pierwszej kolejności po prostu coś zjeść — bez tego nie byłaby w stanie podjąć się realizacji żadnych planów. — Musisz się uśmiechnąć Darcy, bo wyglądasz jak naburmuszona księżniczka. Nie bądź nią, kupię ci na pocieszenie croissanta i zrobię zdjęcie na instagrama, żeby każdy wiedział, że nawet nerdy potrafią pozować ładnie — zaoferowała mu wspaniałomyślnie i uśmiechnęła się szeroko. Usiadła na łóżku i przyglądała mu się uważnie, bo sama jej obecność powinna mu przecież komfort życia podnieść!


about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

Dość egoistyczne było jej podejście, skoro tak. Ale Darcy jej nie oceniał, miał wrażenie, że często w takich kwestiach panowało między nimi coś na kształt symbiozy. Ona coś robiła, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że narozrabiała w tym momencie, a on automatycznie przepraszał kogoś, kto rykoszetem oberwał, jak na przykład kobietę w czarnych spodniach na kursie pieczenia, który pewnie skończył się zakalcem, przynajmniej u Sol. I o dziwo nie było to coś, co go irytowało. Bo jednak to nie tak, że robiła to celowo czy że robiła coś koszmarnego. Były to drobne wypadki, do których się przyzwyczaił mocno, bo były one dość istotną częścią jej osobowości chyba. Nikogo nimi nie krzywdziła, nie był to też powód do wstydu czy wielkiego zażenowania, więc po co się wkurzać? Być może była to zasługa tego, że Darcy z jakiegoś powodu miał nieograniczone pokłady spokoju i cierpliwości. Być może dlatego, że rodzice ukradli dla niego bardzo pyskatą siostrę, z którą też musiał sobie jakoś radzić.
Uśmiechnął się lekko, bo jednak nawet jeśli był zmęczony i chciał bardzo się wykąpać i jeść (nie miał pojęcia, które bardziej), to trudno było nie uśmiechnąć się na ten jej entuzjazm i optymistyczne nastawienie do sprawy.
— Dobra, jest to jakiś sensowny argument. Dobrze, że jest tu chociaż balkon, bo byłoby trochę przykro, gdyby nam go zabrali. Mały jak cholera, ale jest — no był to plus, bo jednak nie po to mieszkali na samej górze i wdrapali się po schodach, aby im zabrano ładne widoczki na paryż. Wieży pewnie nie widzieli, ale myślę że to nic, przecież i tak nie była najpiękniejsza tak naprawdę, szanujmy się.
— A jak wolisz? — zapytał, bo w sumie mogli to ustalić. To nie tak, że zaplanował im wyjazd co do minuty. — Mam kilka knajp w okolicy, więc możemy się przejść, ale równie dobrze mogę ogarnąć zamówienie z odbiorem i załatwić to, gdy będziesz brała prysznic — zaproponował. Możemy usiąść i zjeść na balkonie, bo tutaj jest cholernie mało miejsca[/b] — podsunął jeszcze, bo w sumie w środku mogli jeść właściwie tylko na łóżku. A to nie zawsze było wygodne. — Wino też mogę załatwić, chociaż nie wiem, czy w pierwszej kolejności nie potrzebuję kawy… — zamyślił się, co nie było łatwe, bo jego głowa była odrobinę przebodźcowana (z Solange? Niemożliwe) i już sam nie wiedział.
— Naburmuszona księżniczka w Paryżu brzmi jak nowy serial na Netflixa, totalnie chcę tam grać — zamiast spełnić jej prośbę, to naburmuszył się odrobinę bardziej, chociaż w jego oczach było widoczne już rozbawienie. — Wezmę prysznic i przestanę czuć się, jakby coś mnie przeżuło i wypluło, to będzie lepiej, obiecuję — zapewnił ją i naprawdę był przekonany, że tak właśnie będzie.
solange rosenberg
Uśmiechnął się lekko, bo jednak nawet jeśli był zmęczony i chciał bardzo się wykąpać i jeść (nie miał pojęcia, które bardziej), to trudno było nie uśmiechnąć się na ten jej entuzjazm i optymistyczne nastawienie do sprawy.
— Dobra, jest to jakiś sensowny argument. Dobrze, że jest tu chociaż balkon, bo byłoby trochę przykro, gdyby nam go zabrali. Mały jak cholera, ale jest — no był to plus, bo jednak nie po to mieszkali na samej górze i wdrapali się po schodach, aby im zabrano ładne widoczki na paryż. Wieży pewnie nie widzieli, ale myślę że to nic, przecież i tak nie była najpiękniejsza tak naprawdę, szanujmy się.
— A jak wolisz? — zapytał, bo w sumie mogli to ustalić. To nie tak, że zaplanował im wyjazd co do minuty. — Mam kilka knajp w okolicy, więc możemy się przejść, ale równie dobrze mogę ogarnąć zamówienie z odbiorem i załatwić to, gdy będziesz brała prysznic — zaproponował. Możemy usiąść i zjeść na balkonie, bo tutaj jest cholernie mało miejsca[/b] — podsunął jeszcze, bo w sumie w środku mogli jeść właściwie tylko na łóżku. A to nie zawsze było wygodne. — Wino też mogę załatwić, chociaż nie wiem, czy w pierwszej kolejności nie potrzebuję kawy… — zamyślił się, co nie było łatwe, bo jego głowa była odrobinę przebodźcowana (z Solange? Niemożliwe) i już sam nie wiedział.
— Naburmuszona księżniczka w Paryżu brzmi jak nowy serial na Netflixa, totalnie chcę tam grać — zamiast spełnić jej prośbę, to naburmuszył się odrobinę bardziej, chociaż w jego oczach było widoczne już rozbawienie. — Wezmę prysznic i przestanę czuć się, jakby coś mnie przeżuło i wypluło, to będzie lepiej, obiecuję — zapewnił ją i naprawdę był przekonany, że tak właśnie będzie.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

Gdyby miała wskazać osobę, która wykazywała się największym zrozumieniem i akceptacją, na pewno wymieniłaby Darcy’ego. Bo może i większości takich wpadek, czy irytujących kwestii sama nie dostrzegała, ale przynajmniej wiedziała, że ratował ją częściej, niż sama mogłaby uznać, że to konieczne. Był też wyjątkowo trafnym dopełnieniem jej — i niby wiedziała to już od dawna i nie miewała zwyczaju wątpić w tę kwestię, ale kiedy zaczęła dostrzegać, że uzupełniał ją dodatkowo na innych poziomach, to trochę jej to zaczęło w głowie mieszać. Planowała jednak nie zgłębiać tego na tym wyjeździe — co może i nie było najłatwiejsze, ale konieczne, jeśli nie chciała popsuć im paryskiej wycieczki nieprzemyślanymi decyzjami.
— Pomieścimy się na nim. Najwyżej wsadzę ci nogę na głowę — dodała bardzo poważnym tonem, jakby rozważała taką opcję naprawdę. Nie był jednak aż tak ciasny, by zaszła taka konieczność. Ale skorzystać z niego planowała, bo wieczorne popijanie wina i jedzenie makaroników, wydawało się jakieś milsze na balkonie, rozkoszując się widokiem na miasto. Nawet jeśli odrobinę ciasnym!
— Możemy się przejść. Ale możemy też jeść na balkonie — wyrzuciła z siebie, zmieniając zdanie bardzo szybko. W rzeczywistości powtórzyła dokładnie to, co sam zaproponował — dwie opcje, spośród których ktoś, kto potrafił podejmować decyzję, musiał wybrać jedną. — Ja też mogę iść po jedzenie, jeśli wybierzemy balkon — zaoferowała się ochoczo. Istniała szansa, że się nie zgubi i zdoła powrócić do pokoju — podobnie spora, jak ta, że wybierze rzeczy, które faktycznie chcieli jeść. A nie te, które w danej chwili ją najmocniej zachwycą. Chciała jednak się na coś przydać i jakoś odciążyć Darcy’ego, by nie czuł, że wszystko zrzuca na niego. Chociaż odrobinę tak było — co wiązało się jedynie z faktem, że w tym duecie była tylko jedna odpowiedzialna osoba.
— Dałabym ci główną rolę — zapewniła go, kiwając głową. Byłby piękną księżniczką — wystarczyło spojrzeć na jego zmęczoną twarz, by wiedzieć, że spisałby się pierwszorzędnie. Solange nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Właściwie to gdyby klasyfikował się jako księżniczka, a nie książę, to odjęłoby jej to jeden problem. Nie musiałaby analizować, czy może być zakochana w przyjacielu i czy przypadkiem nie myliła się w kwestii orientacji. Jeden filozoficzny dramat mniej!
— Jak chcesz być naburmuszony, to tak naprawdę też możesz. Wiem, że to nie dlatego, że tak naprawdę nie cieszysz się na wyjazd ze mną — zapewniła go, by nie czuł przypadkiem niezdrowej presji, która mu kazała być najbardziej pozytywną wersją siebie. Entuzjazm Solange starczy za nich dwoje w razie czego!
— Pomieścimy się na nim. Najwyżej wsadzę ci nogę na głowę — dodała bardzo poważnym tonem, jakby rozważała taką opcję naprawdę. Nie był jednak aż tak ciasny, by zaszła taka konieczność. Ale skorzystać z niego planowała, bo wieczorne popijanie wina i jedzenie makaroników, wydawało się jakieś milsze na balkonie, rozkoszując się widokiem na miasto. Nawet jeśli odrobinę ciasnym!
— Możemy się przejść. Ale możemy też jeść na balkonie — wyrzuciła z siebie, zmieniając zdanie bardzo szybko. W rzeczywistości powtórzyła dokładnie to, co sam zaproponował — dwie opcje, spośród których ktoś, kto potrafił podejmować decyzję, musiał wybrać jedną. — Ja też mogę iść po jedzenie, jeśli wybierzemy balkon — zaoferowała się ochoczo. Istniała szansa, że się nie zgubi i zdoła powrócić do pokoju — podobnie spora, jak ta, że wybierze rzeczy, które faktycznie chcieli jeść. A nie te, które w danej chwili ją najmocniej zachwycą. Chciała jednak się na coś przydać i jakoś odciążyć Darcy’ego, by nie czuł, że wszystko zrzuca na niego. Chociaż odrobinę tak było — co wiązało się jedynie z faktem, że w tym duecie była tylko jedna odpowiedzialna osoba.
— Dałabym ci główną rolę — zapewniła go, kiwając głową. Byłby piękną księżniczką — wystarczyło spojrzeć na jego zmęczoną twarz, by wiedzieć, że spisałby się pierwszorzędnie. Solange nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Właściwie to gdyby klasyfikował się jako księżniczka, a nie książę, to odjęłoby jej to jeden problem. Nie musiałaby analizować, czy może być zakochana w przyjacielu i czy przypadkiem nie myliła się w kwestii orientacji. Jeden filozoficzny dramat mniej!
— Jak chcesz być naburmuszony, to tak naprawdę też możesz. Wiem, że to nie dlatego, że tak naprawdę nie cieszysz się na wyjazd ze mną — zapewniła go, by nie czuł przypadkiem niezdrowej presji, która mu kazała być najbardziej pozytywną wersją siebie. Entuzjazm Solange starczy za nich dwoje w razie czego!


about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

Dobrani byli świetnie, jako przyjaciele rzecz jasna. Dla Darcy’ego było to oczywiste, bo sprawa przecież została postawiona jasno już dawno. Trzymał się tego, bo przecież jakiekolwiek inne zachowanie byłoby samolubne. Co z tego, że zdarzało mu się o tym pomyśleć, skoro to po prostu nie było możliwe? To nie tak, że był jakimś przegranym w tym przypadku, bo mimo wszystko jej przyjaźń cenił najbardziej. A inne kwestie można było zignorować, nawet jeśli czasami się o nich człowiekowi przypominało. Co prawda wspólny wyjazd do Paryża mógł być dość problematyczny pod tym względem, ale na razie się tym nie przejmował.
— Nie jesteś taka wygimnastykowana, nie kłam — spojrzał na nią z miną, jakby co najmniej totalnie rzucił argument nie do przebicia. — I jeśli mamy tam jeść, to jednak stopa na głowie… No sama rozumiesz, nagle francuskie croissanty nie będą takie pyszniutkie — wierzył, że wykaże się zrozumieniem w tej kwestii i jednak znajdą jakieś inne rozwiązanie tego problemu. Mimo wszystko tak naprawdę nie był aż taki malutki — powinni obydwoje dać radę usiąść tam na podłodze i oglądać sobie widoczki, no po prostu będą musieli mieć winko i jedzenie na niewielkim skrawku podłogi między sobą, żeby dać radę wszystko wcisnąć.
Przyglądał się jej z lekkim rozbawieniem, bo pomocna była wcale w tym momencie, ale to nic. Była sobą, wiedział na co się pisał. — Idź pod prysznic, a ja w tym czasie skoczę nam po jakiegoś croissanta i wezmę nam po małym winie, żeby zjeść i wypić na balkonie, a potem pójdziemy razem poszukać czegoś bardziej konkretnego? — zaproponował, gdy już przemyślał to wszystko trochę, bo jednak trudno inaczej było połączyć jedno i drugie. A tak i się przejdą, nie zalegając w pokoju, co było ryzykowne, bo jednak jet lag mógł ich potem męczyć mocno, jeśli od razu pójdą spać, a tak to przynajmniej coś już zobaczą. — Nie, żebym w ciebie wątpił, że nie dasz rady się nie zgubić, ale jednak jakby się to stało, to nie wiem, czy bym Ci wytłumaczył, jak wrócić, skoro nie mam pojęcia, gdzie tu co jest — wyjaśnił. No tak było. A Solange chyba po francusku mówiła średnio albo wcale, więc raczej trudno oczekiwać, że się w tym dziwnym języku dogada łatwo.
— Dzięki, tylko mi nie dawaj jej w swojej książce, ok? — wolałby jednak nie być powiązany z bohaterem erotyku, wolał serial netflixa.
— Myślę, że nie chcę, więc nic się nie martw, nie będę marudził. Ale Ty nie możesz marudzić, że za dużo chodzimy — zastrzegł, uśmiechając się do niej pięknie, bardzo dumny z siebie, że właśnie na to wpadł. — Dobra, idź zająć łazienkę, ja idę poszukać jedzenia — postanowił, bo jednak nie ma chyba co zwlekać.
solange rosenberg
— Nie jesteś taka wygimnastykowana, nie kłam — spojrzał na nią z miną, jakby co najmniej totalnie rzucił argument nie do przebicia. — I jeśli mamy tam jeść, to jednak stopa na głowie… No sama rozumiesz, nagle francuskie croissanty nie będą takie pyszniutkie — wierzył, że wykaże się zrozumieniem w tej kwestii i jednak znajdą jakieś inne rozwiązanie tego problemu. Mimo wszystko tak naprawdę nie był aż taki malutki — powinni obydwoje dać radę usiąść tam na podłodze i oglądać sobie widoczki, no po prostu będą musieli mieć winko i jedzenie na niewielkim skrawku podłogi między sobą, żeby dać radę wszystko wcisnąć.
Przyglądał się jej z lekkim rozbawieniem, bo pomocna była wcale w tym momencie, ale to nic. Była sobą, wiedział na co się pisał. — Idź pod prysznic, a ja w tym czasie skoczę nam po jakiegoś croissanta i wezmę nam po małym winie, żeby zjeść i wypić na balkonie, a potem pójdziemy razem poszukać czegoś bardziej konkretnego? — zaproponował, gdy już przemyślał to wszystko trochę, bo jednak trudno inaczej było połączyć jedno i drugie. A tak i się przejdą, nie zalegając w pokoju, co było ryzykowne, bo jednak jet lag mógł ich potem męczyć mocno, jeśli od razu pójdą spać, a tak to przynajmniej coś już zobaczą. — Nie, żebym w ciebie wątpił, że nie dasz rady się nie zgubić, ale jednak jakby się to stało, to nie wiem, czy bym Ci wytłumaczył, jak wrócić, skoro nie mam pojęcia, gdzie tu co jest — wyjaśnił. No tak było. A Solange chyba po francusku mówiła średnio albo wcale, więc raczej trudno oczekiwać, że się w tym dziwnym języku dogada łatwo.
— Dzięki, tylko mi nie dawaj jej w swojej książce, ok? — wolałby jednak nie być powiązany z bohaterem erotyku, wolał serial netflixa.
— Myślę, że nie chcę, więc nic się nie martw, nie będę marudził. Ale Ty nie możesz marudzić, że za dużo chodzimy — zastrzegł, uśmiechając się do niej pięknie, bardzo dumny z siebie, że właśnie na to wpadł. — Dobra, idź zająć łazienkę, ja idę poszukać jedzenia — postanowił, bo jednak nie ma chyba co zwlekać.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

Solange była święcie przekonana, że to temat zamknięty. Ona sama pamiętała o tym, że zdążyła w czasie ich przyjaźni dać mu kosza jedynie dlatego, że przecież nagle jakoś ją to uwierało. Ale Darcy? Zakładała, że nie stanowiło to na tyle ważnej kwestii, by po takim czasie poświęcał jej jakąkolwiek myśl. Nie frustrowało jej to i nie oburzało, właściwie pozwalało sprowadzić się na ziemię, przypominając, że przyjaźń też była spoko. W ich przypadku nawet bardziej, niż spoko.
— Jeszcze niedawno umiałam założyć nogę za głowę — uparła się z poważną miną. Niedawno, czyli jak była jeszcze dzieckiem, ale dla Solange czas inaczej płynął, więc wcale nie kłamała — naprawdę wierzyła w to, że mogła to określać mianem niedawnego. — No dobra, to akurat racja — potwierdziła rozbawiona. Mogli znaleźć jakieś najrozsądniejsze i najwygodniejsze rozwiązanie wspólnymi siłami, bo i tak podobała jej się ta wizja. Nawet jeśli musieliby siedzieć bardzo ze sobą ściśnięcie — to co w tym złego niby? No, Solange nie potrafiłaby na pewno wskazać minusów!
— Okej, tak pasuje — potwierdziła. Podeszła nawet do swojej walizki, żeby rozsunąć ją na tym niewielkim skrawku podłogi. Potrzebowała kosmetyczkę i jeszcze kilka drobiazgów, zanim uda się pod prysznic. Parsknęła śmiechem na jego kolejne słowa, godząc się z myślą, że było to bardzo prawdopodobne. Solange mogłaby się zgubić chwile po wyjściu z mieszkania, nawet jeśli nie poszłaby daleko. I o ile w Australii na pewno by sobie poradziła, zaczepiając ludzi, tak w Paryżu nie mogła być tego pewna — nie miała pojęcia, ile z nich mówiło po angielsku.
— Dzięki, zamierzam dużo marudzić — dała mu słowo, chociaż na pewno mijało się z prawdą. W końcu Solange ekscytowała się byle pierdołą, ciężko więc spodziewać się, że w trakcie ich wspólnej wycieczki zamieni się w zgorzkniałego gburka, wywracającego oczami na wszystko to, co mijali. Chwilę po tym wyszedł z pokoju, więc Solange po usłyszeniu, jak zamek się przekręca, udała się do łazienki, by zmyć z siebie samolot. Kiedy wyszła — około piętnastu minut później — Darcy’ego jeszcze nie było. Ubrała się w świeże ubranie i nawet rozczesała wilgotne włosy, czując, że robi się coraz bardziej głodna. Drgnęła więc, słysząc, że drzwi się otwierają.
— O, nie zgubiłeś się! — zawołała z ulgą pomieszaną ze szczerą radością. Wprawdzie nie podejrzewała go o to, ale zawsze lepiej było utwierdzić się w tym i zobaczyć go na własne oczy. W sumie to zawsze milej było go po prostu zobaczyć. — Możesz teraz ty skoczyć pod prysznic, a ja nam zrobię tutaj balkonowy ogródek do siedzenia — zaproponowała. Wprawdzie było to określenie bardzo na wyrost, ale to nic. Na pewno się postara dla niego!
— Jeszcze niedawno umiałam założyć nogę za głowę — uparła się z poważną miną. Niedawno, czyli jak była jeszcze dzieckiem, ale dla Solange czas inaczej płynął, więc wcale nie kłamała — naprawdę wierzyła w to, że mogła to określać mianem niedawnego. — No dobra, to akurat racja — potwierdziła rozbawiona. Mogli znaleźć jakieś najrozsądniejsze i najwygodniejsze rozwiązanie wspólnymi siłami, bo i tak podobała jej się ta wizja. Nawet jeśli musieliby siedzieć bardzo ze sobą ściśnięcie — to co w tym złego niby? No, Solange nie potrafiłaby na pewno wskazać minusów!
— Okej, tak pasuje — potwierdziła. Podeszła nawet do swojej walizki, żeby rozsunąć ją na tym niewielkim skrawku podłogi. Potrzebowała kosmetyczkę i jeszcze kilka drobiazgów, zanim uda się pod prysznic. Parsknęła śmiechem na jego kolejne słowa, godząc się z myślą, że było to bardzo prawdopodobne. Solange mogłaby się zgubić chwile po wyjściu z mieszkania, nawet jeśli nie poszłaby daleko. I o ile w Australii na pewno by sobie poradziła, zaczepiając ludzi, tak w Paryżu nie mogła być tego pewna — nie miała pojęcia, ile z nich mówiło po angielsku.
— Dzięki, zamierzam dużo marudzić — dała mu słowo, chociaż na pewno mijało się z prawdą. W końcu Solange ekscytowała się byle pierdołą, ciężko więc spodziewać się, że w trakcie ich wspólnej wycieczki zamieni się w zgorzkniałego gburka, wywracającego oczami na wszystko to, co mijali. Chwilę po tym wyszedł z pokoju, więc Solange po usłyszeniu, jak zamek się przekręca, udała się do łazienki, by zmyć z siebie samolot. Kiedy wyszła — około piętnastu minut później — Darcy’ego jeszcze nie było. Ubrała się w świeże ubranie i nawet rozczesała wilgotne włosy, czując, że robi się coraz bardziej głodna. Drgnęła więc, słysząc, że drzwi się otwierają.
— O, nie zgubiłeś się! — zawołała z ulgą pomieszaną ze szczerą radością. Wprawdzie nie podejrzewała go o to, ale zawsze lepiej było utwierdzić się w tym i zobaczyć go na własne oczy. W sumie to zawsze milej było go po prostu zobaczyć. — Możesz teraz ty skoczyć pod prysznic, a ja nam zrobię tutaj balkonowy ogródek do siedzenia — zaproponowała. Wprawdzie było to określenie bardzo na wyrost, ale to nic. Na pewno się postara dla niego!


about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

Niby nie był jakimś mocno pamiętliwym typem o przerośniętym ego, które okrutnie zraniła dając mu kosza — nie tylko dlatego, że jednak miała na to argument, którego nie mógł przeskoczyć. Jednak ich przyjaźń potrafiłą mu czasami dość skutecznie przypominać, dlaczego mógł lubić ją zdecydowanie bardziej niż przyjaciółkę. Bywały więc momenty, gdy ta świadomość do niego docierała, a on przez moment był nią odurzony i nie potrafił od razu jej odsunąć. Na szczęście dość szybko wracał na ziemię. Tak, jak teraz, gdy powstrzymał się przed komentarzem na temat jej zakładania nogi na głowę oraz tego, w jakich momentach z tej umiejętności korzystała, skoro nigdy tego nie widział. Zamiast tego po prostu ogarnął się odrobinę, zostawiając rzeczy, które nie były mu potrzebne i zabierając to, co jednak było niezbędne, aby mógł przynieść im wino i jedzenie i wyruszył na wycieczkę solo. Zajęło mu to odrobinę więcej czasu niż się spodziewał, jednak niestety — trafili na czas, który jego zdaniem powinien być pewnie już kolacją, a był porą lunchu, więc musiał odczekać w kolejkach swoje. Udało mu się jednak załatwić dla nich i dobre wino, i trochę przekąsek typowo paryskich, wśród których znajdował się zestaw na prawdziwe słodko-wytrawne śniadanie francuskie, makaroniki i jeszcze jakieś ciastka, których nazwy nie potrafił wymówić, bo kobieta podała mu ją po francusku, a także kawę. Kawa na pewno im się przyda, bo musieli jakoś poradzić sobie z różnicą czasu. Jeśli teraz pójdą spać, to zmarnują cały dzień, a przecież mieli ich zaledwie kilka — musieli z nich korzystać, skoro spędzili kilkanaście godzin na lataniu samolotem i przesiadkach.
— Oczywiście, że nie — przyznał z dumą, ściągając z ramienia płócienną torbę z jedzeniem, dość ostrożnie kładąc ją na łóżku, a obok drugą z trzema różnymi winami. — Mam kawę, będziemy żyć — tym razem wyciągnął w jej kierunku tekturowy uchwyt na dwa kubki, aby wzięła jeden z nich, ten znajdujący się bliżej, bo zawierał on napój w wydaniu, które preferowała. Dobrze, że znali się na tyle, że nawet nie musiał się zastanawiać, co jej zamówić.
— Dobra, nie musisz mnie do tego namawiać — zapewnił ją, upijając sporego łyka ze swojego papierowego kubka, aby odstawić go na jakiś stolik nocny i zabrać ze swojej walizki rzeczy niezbędne do tego, aby wziąć prysznic i się odświeżyć. Nie zajęło mu to dużo czasu na szczęście, bo w przeciwnym razie istniało prawdopodobieństwo, że umarłby tam z głodu. A to jednak głupia śmierć. Pod prysznicem, no generalnie dość żenujące, co nie. Wrócił w każdym razie do niej dość szybko, musząc jednak znaleźć (he he buziaczki) jeszcze jakąś koszulkę do ubrania, wycierając się do końca ręcznikiem.
— Jak Ci idzie? — zapytał, wychylając się w stronę balkoniku. — No nieźle, może nawet nie będziesz musiała zakładać sobie nogi na głowę — przyznał z uznaniem, cofając się, aby założyć coś na siebie jeszcze i rozwiesić ręcznik, zanim wyszedł do niej.
solange rosenberg
— Oczywiście, że nie — przyznał z dumą, ściągając z ramienia płócienną torbę z jedzeniem, dość ostrożnie kładąc ją na łóżku, a obok drugą z trzema różnymi winami. — Mam kawę, będziemy żyć — tym razem wyciągnął w jej kierunku tekturowy uchwyt na dwa kubki, aby wzięła jeden z nich, ten znajdujący się bliżej, bo zawierał on napój w wydaniu, które preferowała. Dobrze, że znali się na tyle, że nawet nie musiał się zastanawiać, co jej zamówić.
— Dobra, nie musisz mnie do tego namawiać — zapewnił ją, upijając sporego łyka ze swojego papierowego kubka, aby odstawić go na jakiś stolik nocny i zabrać ze swojej walizki rzeczy niezbędne do tego, aby wziąć prysznic i się odświeżyć. Nie zajęło mu to dużo czasu na szczęście, bo w przeciwnym razie istniało prawdopodobieństwo, że umarłby tam z głodu. A to jednak głupia śmierć. Pod prysznicem, no generalnie dość żenujące, co nie. Wrócił w każdym razie do niej dość szybko, musząc jednak znaleźć (he he buziaczki) jeszcze jakąś koszulkę do ubrania, wycierając się do końca ręcznikiem.
— Jak Ci idzie? — zapytał, wychylając się w stronę balkoniku. — No nieźle, może nawet nie będziesz musiała zakładać sobie nogi na głowę — przyznał z uznaniem, cofając się, aby założyć coś na siebie jeszcze i rozwiesić ręcznik, zanim wyszedł do niej.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

Czasami Solange wygadywała rzeczy, w których potencjalnie nie widziała nic złego. Chwilami robiła to trochę zaczepnie, ale bardziej po to, by dać sobie upust, niż badać jego reakcję na przykład. Znalazła się w dziwnym miejscu, którego nie rozumiała — tym bardziej że przecież ona od zawsze mówiła więcej, niż sobie w głowie zdążyła poukładać. Nie było w niej żadnej zachowawczości, czy nieśmiałości. Nie pozwoliła sobie utykać w niejasnych sytuacjach, bo po prostu konfrontowała się z rzeczywistością bardzo sprawnie i szybko. A tutaj jednak nie mogła tego do końca zrobić, bo nie tylko za dużo do stracenia miała, ale też zwyczajnie nie wiedziała, czy powinna. Wciąż żyła w jakimś dziwnym przekonaniu, że któregoś dnia może obudzić się z myślą, że to tylko dziwna fascynacja, która właśnie minęła. Darcy znowu będzie dawnym Darcym, a ona znowu pójdzie na beznadziejne randki z ładnymi kobietami, dorastając do wniosku, że faceci wrócili do bycia jedynie przyjaciółmi. Nawet jeśli wiedziała, że jej życie byłoby na pewno o stokroć fajniejsze, gdyby zamiast chodzić na nieudane randki, zaczęła umawiać się po prostu z nim. Z kimś, kto ją tak dobrze znał, rozumiał i wiedział, jak ratować wszystkie te sytuacje, kiedy to ona wprowadzała wokół siebie zajebiście wielki chaos.
Gdyby kiedykolwiek trafiła na kobiecy odpowiednim Darcy’ego, prawdopodobnie już dawno planowałaby swój ślub. Nikt taki jednak nie istniała Darcy niestety był jedyny w swoim rodzaju. Niestety, bo jeśli Solange to spieprzy, to wiedziała, że nie pojawi się nikt, kto mógłby na to miejsce po prostu wskoczyć. Będzie tak sama, jak chyba jeszcze nigdy w życiu i — w tym całym bałaganie — naprawdę mocno ją to przerażało.
— Jesteś lepszym superbohaterem, niż wszyscy ci z gier — zapowiedziała z powagą. I chociaż najchętniej rzuciłaby się na zakupy, które ze sobą zabrał, to postanowiła rozsądnie się opanować. Planowała poczekać na Darcy’ego, aż ten weźmie prysznic i do niej wróci. Pozwoliła sobie jedynie przejąć kawę, by ta nie wystygła całkowicie.
Zgarnęła koc i położyła go na balkonie, następnie sięgnęła po poduszki ozdobne, które leżały na łóżku i te wcisnęła na przeciwległych krańcach, zakładając, że jeśli usiądą na nich po turecku, powinni się zmieścić. Pomiędzy postawiła torbę z jedzeniem, wyciągając na nią przekąski i wino, które kupił. Nie było idealnie, było ciasno i trochę pewnie niewygodnie, ale nie było innej możliwości. Nie znalazła magicznie stolika — a nawet gdyby taki ktoś schował do szafy, wtedy na pewno zabrałby im całą pozostałą przestrzeń.
Odwróciła się na dźwięk jego słów, nie spodziewając się zupełnie tego, że wyszedł bez koszulki. I mógł nie być to pierwszy raz, gdy widziała go półnagiego, ale tym razem skupiło to jej wzrok na zdecydowanie zbyt długo.
— Nieźle, tak — przyznała, chociaż nie do końca mówili o tym samym. — A tak, jedzenie. Nie będzie nóg, będzie jedzenie i siedzenie, O patrz, rym — zawołała i napiła się kawy, żeby się zająć czymś innym, niż przyglądanie mu się z myślą, że zajebiście ciężko będzie jej dzielić z nim po prostu łóżko później. Czy byłoby głupio, gdyby Solange poprosiła go, by spał w golfie?
Gdyby kiedykolwiek trafiła na kobiecy odpowiednim Darcy’ego, prawdopodobnie już dawno planowałaby swój ślub. Nikt taki jednak nie istniała Darcy niestety był jedyny w swoim rodzaju. Niestety, bo jeśli Solange to spieprzy, to wiedziała, że nie pojawi się nikt, kto mógłby na to miejsce po prostu wskoczyć. Będzie tak sama, jak chyba jeszcze nigdy w życiu i — w tym całym bałaganie — naprawdę mocno ją to przerażało.
— Jesteś lepszym superbohaterem, niż wszyscy ci z gier — zapowiedziała z powagą. I chociaż najchętniej rzuciłaby się na zakupy, które ze sobą zabrał, to postanowiła rozsądnie się opanować. Planowała poczekać na Darcy’ego, aż ten weźmie prysznic i do niej wróci. Pozwoliła sobie jedynie przejąć kawę, by ta nie wystygła całkowicie.
Zgarnęła koc i położyła go na balkonie, następnie sięgnęła po poduszki ozdobne, które leżały na łóżku i te wcisnęła na przeciwległych krańcach, zakładając, że jeśli usiądą na nich po turecku, powinni się zmieścić. Pomiędzy postawiła torbę z jedzeniem, wyciągając na nią przekąski i wino, które kupił. Nie było idealnie, było ciasno i trochę pewnie niewygodnie, ale nie było innej możliwości. Nie znalazła magicznie stolika — a nawet gdyby taki ktoś schował do szafy, wtedy na pewno zabrałby im całą pozostałą przestrzeń.
Odwróciła się na dźwięk jego słów, nie spodziewając się zupełnie tego, że wyszedł bez koszulki. I mógł nie być to pierwszy raz, gdy widziała go półnagiego, ale tym razem skupiło to jej wzrok na zdecydowanie zbyt długo.
— Nieźle, tak — przyznała, chociaż nie do końca mówili o tym samym. — A tak, jedzenie. Nie będzie nóg, będzie jedzenie i siedzenie, O patrz, rym — zawołała i napiła się kawy, żeby się zająć czymś innym, niż przyglądanie mu się z myślą, że zajebiście ciężko będzie jej dzielić z nim po prostu łóżko później. Czy byłoby głupio, gdyby Solange poprosiła go, by spał w golfie?


about me
chyba wychodzą z solange z friendzone

Gdyby postanowiła od razu dorwać się do jedzenia, jego wysyłając pod prysznic, to pewnie by się poczuł nieco urażony, skoro przecież on nie pokusił się nawet o kradzież chociażby jednego makaronika, uznając dość sprawiedliwie, że nie powinno się tak brzydko robić swojej współtowarzyszące tej trudnej podróży. Nie byłļy to pierwszy raz co prawda, gdy okazywałoby się, że jednak zbyt miękki był w takich kwestiach, chociaż oczywiście on nazywał to raczej szlachetnością czy czymś podobnym, bo brzmiało milej. Co innego było jednak zderzyć się ze zgoła innym podejściem do takich kwestii w przypadku kogoś innego, a co innego zupełnie, gdy była to Solange.
Z ulgą przyjął, że gdy wrócił, to nadal rzeczywiście było co jeść, a ona jedynie wszystko przygotowała i nawet się postarała bardzo i na tym skupiła, a nie siedziała tam, gdzie ją zostawił wychodząc do łazienki, sprzątając pospiesznie okruszki, żeby się nie wydało, jak naprawdę postanowiła spożytkować ten czas. Uśmiechnął się więc do niej ładnie, całkiem radośnie, bo spisała się — w granicach posiadanych możliwości, naprawdę świetnie.
— Planujesz przerzucić się na pisanie wierszy, czy zostać raperką? — zapytał całkiem poważnie, odkładając to, co zabrał ze sobą z łazienki i czystą koszulkę na siebie wciągając. Nie brał pod uwagę, że jakkolwiek mogło być nieodpowiednie świecenie przed nią gołą klatą. W końcu rzeczywiście to nie tak, że nigdy takiego widoku nie miała, a że ustalili dość dawno, że jej to nie interesuje, to uznał, że zawiesiła się odrobinę przez to, że po prostu była zmęczona. Albo on był i mu się wydawało. W każdym razie: nie zwrócił na to większej uwagi ostatecznie.
— Zdecydowałaś od czego zaczynamy? — zapytał, wciskając się na balkon, aby zająć miejsce, które dla niego przygotowała.
— Masz jakieś 20 sekund na decyzję, potem po prostu będę jadł, bo jestem zbyt głodny, aby czekać — poinformował ją zgodnie z prawdą. Poduszka pod tyłkiem i brak stolika może i sprawiały, że rzeczywiście nie było to najwygodniejsze wszystko, ale nie zamierzał na to narzekać już w tym momencie. Po prysznicu poziom życia automatycznie wzrastał, jak wiadomo. Działało to w wielu sytuacjach, a takiej, w której było się po tak długim locie, tym bardziej. Dlatego też uśmiech aktualnie nie schodził mu z twarzy. A gdy Solange układała im kolejność dań w menu, on zajął się tym, aby nalać im wina. Nie miał kieliszków, ale wziął za to z kawiarni po dodatkowym kubeczku papierowym, aby móc nalać go do nich, zamiast picia prosto z butelki. W końcu nie po to lecieli do Paryża aż, żeby pić z gwinta niczym studenci na plaży.
solange rosenberg
Z ulgą przyjął, że gdy wrócił, to nadal rzeczywiście było co jeść, a ona jedynie wszystko przygotowała i nawet się postarała bardzo i na tym skupiła, a nie siedziała tam, gdzie ją zostawił wychodząc do łazienki, sprzątając pospiesznie okruszki, żeby się nie wydało, jak naprawdę postanowiła spożytkować ten czas. Uśmiechnął się więc do niej ładnie, całkiem radośnie, bo spisała się — w granicach posiadanych możliwości, naprawdę świetnie.
— Planujesz przerzucić się na pisanie wierszy, czy zostać raperką? — zapytał całkiem poważnie, odkładając to, co zabrał ze sobą z łazienki i czystą koszulkę na siebie wciągając. Nie brał pod uwagę, że jakkolwiek mogło być nieodpowiednie świecenie przed nią gołą klatą. W końcu rzeczywiście to nie tak, że nigdy takiego widoku nie miała, a że ustalili dość dawno, że jej to nie interesuje, to uznał, że zawiesiła się odrobinę przez to, że po prostu była zmęczona. Albo on był i mu się wydawało. W każdym razie: nie zwrócił na to większej uwagi ostatecznie.
— Zdecydowałaś od czego zaczynamy? — zapytał, wciskając się na balkon, aby zająć miejsce, które dla niego przygotowała.
— Masz jakieś 20 sekund na decyzję, potem po prostu będę jadł, bo jestem zbyt głodny, aby czekać — poinformował ją zgodnie z prawdą. Poduszka pod tyłkiem i brak stolika może i sprawiały, że rzeczywiście nie było to najwygodniejsze wszystko, ale nie zamierzał na to narzekać już w tym momencie. Po prysznicu poziom życia automatycznie wzrastał, jak wiadomo. Działało to w wielu sytuacjach, a takiej, w której było się po tak długim locie, tym bardziej. Dlatego też uśmiech aktualnie nie schodził mu z twarzy. A gdy Solange układała im kolejność dań w menu, on zajął się tym, aby nalać im wina. Nie miał kieliszków, ale wziął za to z kawiarni po dodatkowym kubeczku papierowym, aby móc nalać go do nich, zamiast picia prosto z butelki. W końcu nie po to lecieli do Paryża aż, żeby pić z gwinta niczym studenci na plaży.
solange rosenberg


about me
oficjalnie wyszła z friendzonu

Zapanowanie nad sobą było ciężkie. Nie tylko w kwestii słodyczy, które kusiły zapachem i sprawiały, że ślina napływała jej do ust, potęgując uczucie odczuwanego głodu, ale także w momencie, w którym postanowił wyjść trochę za bardzo rozebrany z tej łazienki. Starała się nie myśleć o nim w kategoriach wykraczających poza przyjacielskie, mając na uwadze, że przyszło dzielić im jedno łóżko — i przez chwilę wierzyła, że będzie to możliwe. W końcu była dużą dziewczynką i nie pierwszy raz ktoś nie podzielał jej zainteresowania przecież.
A później wychodził z tej łazienki, jakby robił jej na złość i sprawiał, że trudniej było jej zebrać logiczne myśli, bo pierwszy raz od dawna nawiedziła ją dodatkowo myśl, że chyba trochę za dużo żyła ostatnio w celibacie. Chociaż nie do końca wiedziała, czy nawet gdyby udało jej się poprzedniego wieczora, na chwilę przed zapakowaniem swojej walizki, rozebrać jakąś ładną koleżankę z baru, to dałoby to cokolwiek. Prawdopodobnie nie zmieniłoby to wcale faktu, że — jak już rozsądnie uznała — chyba miała przejebane.
— Będę rapować. Kiedyś ci to zaprezentuję — dała mu słowo. Tęskniła trochę za czasami, gdy Darcy nie robił na niej żadnego wrażenia. Nie musiała wtedy zastanawiać się nad tyloma komplikacjami i potencjalnymi rozwiązaniami, że aż przysparzało jej to ból głowy. Nie musiała wahać się, czy przypadkiem nie zachowuje się głupio (albo głupiej, niż zwykle) i czy nie domyśli się, że jej odbiło. I to sama nie wiedziała na jak długo — bo gdyby miała pewność, że na dobre, to byłoby to może nawet wygodne.
— Od tego — wskazała na coś, co — jak zakładała — mogło być jagodowym makaronikiem. Wzięła jednego dla siebie, a drugiego podała Darcy’emu, dzięki czemu mogła jeszcze się z nim lekko ciastkiem stuknąć — prawie jakby był to kieliszek. Chociaż ten wypełniony alkoholem i tak od niego przyjęła, błądząc wzrokiem po słodkościach, by nie wpatrywać się zbyt natrętnie w niego, skoro siedział tak blisko. Teraz nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, wpychając ich na ciasny balkon, zmuszając do siedzenia tak blisko, że dotykała swoim kolanem jego. A fragment jej skóry w tamtym miejscu albo faktycznie ją już trochę mrowił, albo sobie wmawiała, bo była głupia i cholernie zagubiona. — Potem może być ten, ten i ten. A na koniec croissant i to — wskazała palcem, podejmując decyzję — tak jak prosił. Nie mogła jednak czekać już dłużej, więc wgryzła się w pierwsze ciastko, czując, jak wspaniale rozpływa się na jej języku, dzięki czemu mogła jedynie mruknąć zachwycona.
A później wychodził z tej łazienki, jakby robił jej na złość i sprawiał, że trudniej było jej zebrać logiczne myśli, bo pierwszy raz od dawna nawiedziła ją dodatkowo myśl, że chyba trochę za dużo żyła ostatnio w celibacie. Chociaż nie do końca wiedziała, czy nawet gdyby udało jej się poprzedniego wieczora, na chwilę przed zapakowaniem swojej walizki, rozebrać jakąś ładną koleżankę z baru, to dałoby to cokolwiek. Prawdopodobnie nie zmieniłoby to wcale faktu, że — jak już rozsądnie uznała — chyba miała przejebane.
— Będę rapować. Kiedyś ci to zaprezentuję — dała mu słowo. Tęskniła trochę za czasami, gdy Darcy nie robił na niej żadnego wrażenia. Nie musiała wtedy zastanawiać się nad tyloma komplikacjami i potencjalnymi rozwiązaniami, że aż przysparzało jej to ból głowy. Nie musiała wahać się, czy przypadkiem nie zachowuje się głupio (albo głupiej, niż zwykle) i czy nie domyśli się, że jej odbiło. I to sama nie wiedziała na jak długo — bo gdyby miała pewność, że na dobre, to byłoby to może nawet wygodne.
— Od tego — wskazała na coś, co — jak zakładała — mogło być jagodowym makaronikiem. Wzięła jednego dla siebie, a drugiego podała Darcy’emu, dzięki czemu mogła jeszcze się z nim lekko ciastkiem stuknąć — prawie jakby był to kieliszek. Chociaż ten wypełniony alkoholem i tak od niego przyjęła, błądząc wzrokiem po słodkościach, by nie wpatrywać się zbyt natrętnie w niego, skoro siedział tak blisko. Teraz nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, wpychając ich na ciasny balkon, zmuszając do siedzenia tak blisko, że dotykała swoim kolanem jego. A fragment jej skóry w tamtym miejscu albo faktycznie ją już trochę mrowił, albo sobie wmawiała, bo była głupia i cholernie zagubiona. — Potem może być ten, ten i ten. A na koniec croissant i to — wskazała palcem, podejmując decyzję — tak jak prosił. Nie mogła jednak czekać już dłużej, więc wgryzła się w pierwsze ciastko, czując, jak wspaniale rozpływa się na jej języku, dzięki czemu mogła jedynie mruknąć zachwycona.