about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nic nie rozwiązuje problemów lepiej niż aperol.
I nie ważne, czy aktualnie jesteś zmuszony wystawić na sprzedaż dom, aby spłacić długi zdesperowanego ojca, czy też masz na karku przemocowego byłego partnera, któremu te pieniądze jesteś winny. W najgorszych chwilach, nawet jeśli uważasz, że osuwa ci się spod nóg cały grunt, najlepiej jest sięgnąć po kilka drinków w towarzystwie koleżanek, świętując zbliżające się zamążpójście jednej z nich. Pal licho problemy! Należy dziękować światu za chociaż jeden wolny od zmartwień wieczór.
Naiwnie wierząc, że te mogą nadejść dopiero jutrzejszego ranka, wlewała w siebie kolejnego drinka. Przestała liczyć już po czwartym, więc trudno było jej stwierdzić jak blisko była swojej granicy. Jak na razie alkohol świetnie pomagał jej w podrygiwaniu na parkiecie w rytm jakiejś nieznanej piosenki. Nie kręciło się jej w głowie, jej żołądek także nie komunikował nagłego zwrotu zawartości, wszystko więc wskazywało na to, że mogła pozwolić sobie na więcej. Wolała jednak na razie oddać się piosence, kołyszac ciało w jej rytm. Przymknęła nawet oczy, aby bardziej wczuć się w klimat i nie być rozpraszaną przez agresywne światła sali.
Było świetnie. Jej koleżanki zdążyły już przyprowadzić na lożę nowopoznanych mężczyzn, knując w swoich głowach plan z nimi w roli głównej. Ona jednak obserwowała na razie to wszystko z boku, nie chcąc angażować się w nawiązywanie nowych relacji. Nie radząc sobie absolutnie ze starymi.
Źle czuła się z tym, że zbywała Lance'a krótkimi wiadomościami tuż po tym jak zdecydował się pożyczyć jej pieniądze. Wiedziała jednak, że dopóki nie zdobędzie spłaty, nie mogła się z nim widywać. Mógłby zadać jej jedno z tych pytań, po których musiałaby się przyznać po co jej aż taka ilość gotówki. Ona jednak nie miała siły na takie rozmowy. W zasadzie to nie miała siły na żadne rozmowy przeprowadzone z mężczyzną.
Jak na dorosłą, odpowiedzialną kobietę przystało, postanowiła się wyleczyć. Los jednak miał dla niej zupełnie inne plany, na które ewidentnie nie była gotowa. Otworzywszy w końcu oczy, wybita z tanecznego transu, skierowała wzrok w kierunku baru. Wiedziała, że musi się tam udać, gdyż jej drink niebezpiecznie sięgał dna kieliszka. Założyła, że wypije jeszcze dwa, a później wróci do koleżanek na lożę.
Chwiejnym, choć w jej głowie absolutnie nie, krokiem podeszła do baru, opierając łokcie o blat tak, aby móc swobodnie ułożyć brodę w dłoniach. Zmrużyła lewe oko mając zamiar wyostrzyć wzrok i przyjrzeć się rozpisce drinków. Nie mogąc się zdecydować absolutnie na nic, zrobiła w głowie wyliczankę, chcąc poddać i tę decyzję losowi. Korzystając z otwartego rachunku złożyła zamówienie, a podczas oczekiwań obróciła się przodem do sali, wyginając swoje ciało w delikatny łuk, aby dla stabilności moc oprzeć łokcie o blat. I wlasnie wtedy na loży, wśród jej koleżanek dostrzegła znajomą twarz, na widok której zrobiło się jej ciepło. Nie chcąc jednak zdradzać swoich emocji, uniosła dłoń ku górze i pomachała w stronę Lance'a, witając się z nim jakby nigdy nic.
Jakby od dwóch tygodni nie wisiała mu dość sporej ilości pieniędzy. I jakby nie był pierwszą osobą, o której myślała po przebudzeniu.
Nie wiedziała jak długo zajmował miejsce wśród jej koleżanek, nie chciała jednak przerywać im tych uroczych chwil. Tym bardziej, że jedna z nich ułożyła dłoń na udzie mężczyzny, próbując zagarnąć sobie jego uwagę.
Po co było więc się męczyć tym widokiem? Odwróciła się ponownie w stronę baru, przewracając z niezadowolenia oczami, a także z większą niecierpliwością oczekując swojego drinka.
Lance Howell
I nie ważne, czy aktualnie jesteś zmuszony wystawić na sprzedaż dom, aby spłacić długi zdesperowanego ojca, czy też masz na karku przemocowego byłego partnera, któremu te pieniądze jesteś winny. W najgorszych chwilach, nawet jeśli uważasz, że osuwa ci się spod nóg cały grunt, najlepiej jest sięgnąć po kilka drinków w towarzystwie koleżanek, świętując zbliżające się zamążpójście jednej z nich. Pal licho problemy! Należy dziękować światu za chociaż jeden wolny od zmartwień wieczór.
Naiwnie wierząc, że te mogą nadejść dopiero jutrzejszego ranka, wlewała w siebie kolejnego drinka. Przestała liczyć już po czwartym, więc trudno było jej stwierdzić jak blisko była swojej granicy. Jak na razie alkohol świetnie pomagał jej w podrygiwaniu na parkiecie w rytm jakiejś nieznanej piosenki. Nie kręciło się jej w głowie, jej żołądek także nie komunikował nagłego zwrotu zawartości, wszystko więc wskazywało na to, że mogła pozwolić sobie na więcej. Wolała jednak na razie oddać się piosence, kołyszac ciało w jej rytm. Przymknęła nawet oczy, aby bardziej wczuć się w klimat i nie być rozpraszaną przez agresywne światła sali.
Było świetnie. Jej koleżanki zdążyły już przyprowadzić na lożę nowopoznanych mężczyzn, knując w swoich głowach plan z nimi w roli głównej. Ona jednak obserwowała na razie to wszystko z boku, nie chcąc angażować się w nawiązywanie nowych relacji. Nie radząc sobie absolutnie ze starymi.
Źle czuła się z tym, że zbywała Lance'a krótkimi wiadomościami tuż po tym jak zdecydował się pożyczyć jej pieniądze. Wiedziała jednak, że dopóki nie zdobędzie spłaty, nie mogła się z nim widywać. Mógłby zadać jej jedno z tych pytań, po których musiałaby się przyznać po co jej aż taka ilość gotówki. Ona jednak nie miała siły na takie rozmowy. W zasadzie to nie miała siły na żadne rozmowy przeprowadzone z mężczyzną.
Jak na dorosłą, odpowiedzialną kobietę przystało, postanowiła się wyleczyć. Los jednak miał dla niej zupełnie inne plany, na które ewidentnie nie była gotowa. Otworzywszy w końcu oczy, wybita z tanecznego transu, skierowała wzrok w kierunku baru. Wiedziała, że musi się tam udać, gdyż jej drink niebezpiecznie sięgał dna kieliszka. Założyła, że wypije jeszcze dwa, a później wróci do koleżanek na lożę.
Chwiejnym, choć w jej głowie absolutnie nie, krokiem podeszła do baru, opierając łokcie o blat tak, aby móc swobodnie ułożyć brodę w dłoniach. Zmrużyła lewe oko mając zamiar wyostrzyć wzrok i przyjrzeć się rozpisce drinków. Nie mogąc się zdecydować absolutnie na nic, zrobiła w głowie wyliczankę, chcąc poddać i tę decyzję losowi. Korzystając z otwartego rachunku złożyła zamówienie, a podczas oczekiwań obróciła się przodem do sali, wyginając swoje ciało w delikatny łuk, aby dla stabilności moc oprzeć łokcie o blat. I wlasnie wtedy na loży, wśród jej koleżanek dostrzegła znajomą twarz, na widok której zrobiło się jej ciepło. Nie chcąc jednak zdradzać swoich emocji, uniosła dłoń ku górze i pomachała w stronę Lance'a, witając się z nim jakby nigdy nic.
Jakby od dwóch tygodni nie wisiała mu dość sporej ilości pieniędzy. I jakby nie był pierwszą osobą, o której myślała po przebudzeniu.
Nie wiedziała jak długo zajmował miejsce wśród jej koleżanek, nie chciała jednak przerywać im tych uroczych chwil. Tym bardziej, że jedna z nich ułożyła dłoń na udzie mężczyzny, próbując zagarnąć sobie jego uwagę.
Po co było więc się męczyć tym widokiem? Odwróciła się ponownie w stronę baru, przewracając z niezadowolenia oczami, a także z większą niecierpliwością oczekując swojego drinka.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Spodziewał się, że po tym jak zakończył się ich rejs na chwilę ich kontakt nieco się ostudzi. W końcu jakby nie patrzeć przy okazji tego wszystkiego nie tylko się poparzyła, ale dodatkowo trochę podniszczyła mu łazienkę na jachcie. Choć dla niego nie był to większy problem, tak znając dawną Ellę, spodziewał się że będzie się tym cholernie zamęczać. Zawsze miała tendencję do wyolbrzymiania zdarzeń w swoim życiu. Zwłaszcza jeśli chodziło o niego. Może nie byli już razem i nie był dla niej tak ważny, jak kiedyś, ale podejrzewał, że nie wszystko się u niej zmieniło. Ta cecha jej charakteru wydawała się niezależna od niego.
Dlatego dość mocno się zdziwił kiedy zadzwoniła do niego z prośbą o pożyczkę. Spodziewałby się, że chodziło bardziej o wciśnięcie mu jakiejś kwoty za naprawę jego łazienki, której oczywiście by nie przyjął, aczkolwiek sytuacja była zupełnie odwrotna. Los uśmiechnął się do niego finansowo już przy kilku okazjach, więc pożyczenie jej dość sporej sumy nie było dla niego większym problemem. Miał też pewne przeczucie, że nie powinien pytać po co dokładnie są jej te pieniądze, więc po prostu tego nie zrobił. Wypłacił gotówkę, podwiózł jej do domu i nie musieli o tym w ogóle rozmawiać w najbliższym czasie. Nie ustalili żadnego precyzyjnego terminu spłaty ani tego czy nastąpi to w ratach czy wszystko na raz. Na razie nic go nie goniło. Miał za co żyć i za co się bawić. Dlatego nie zwracał większej uwagi na to, że w sumie Ella od tamtego momentu po prostu przepadła. Po jakichś dwóch tygodniach zaczął już myśleć, że może dobrze go wystrugała. Wzięła pieniądze i pojechała hajtnąć się z jego aplikantem, tylko, że ten nadal przychodził do pracy i to trochę podminowany, więc jeśli to zrobiła to nie z nim. Może właśnie jest w podróży poślubnej z jakimś Elvisem w Las Vegas. Nie posądzał jej o to, ale hej, ludzie się zmieniają. Ona też ma to prawo.
Nie spędzało mu to jednak snu z powiek. Czasami zdarzają się po prostu złe inwestycje. Skupił się bardziej na tym by po prostu dobrze wykonywać swoją robotę. Zawsze mógł to odrobić. Nie siedział oczywiście tylko w biurze. Zawsze lubił sobie trochę pobrudzić ręce. Więc kiedy jeden z detektywów poprosił go by towarzyszył mu w wizycie u właściciela klubu nocnego, nie protestował. To popularna technika by pokazać, że nie żartują. Pokazanie się w prokuratorem zawsze ma inny efekt. Wskazuje na to, że ktoś już zajmuje się sprawą. Postraszyli ich trochę, teraz trzeba było poczekać aż im się wystawią. Skoro już musieli zabić trochę czasu on został w środku na drinka albo dwa. Praktycznie był już po godzinach pracy. Mógł trochę zluzować.
Wychylił dwa drinki, spotkał całkiem atrakcyjną dziewczynę i dał się zaciągnąć na coś, co wyglądało jak wieczór panieński? Dlaczego miałby nie skorzystać z takiej okazji? Był w końcu bez żadnych zobowiązań, a ostatnim razem gdy wyciągał kogoś z baru skończyło się to bardzo pozytywnie. Przynajmniej do czasu. Nie miał problemu z flirtem. Odwzajemniał całą atencję, którą dostawał. Do momentu w którym zobaczył Ellę przy barze. Oczywiście również jej pomachał. Ładnie wyprosił się z tego towarzystwa obiecując, że tak, zaraz wróci. Nie mógł sobie odpuścić takiej okazji.
- Hej, więc na to poszły moje pieniądze? Koks, alkohol i imprezy? - zaśmiał się opierając się o bar obok niej i zamawiając sobie kolejnego drinka. Dla niej również jeśli potrzebowała.
Oczywiście żartował i starał się by to wybrzmiało w jego tonie, ale czy ona będzie w stanie tak to zrozumieć? To już zależało od niej.
Ella Laidman
Dlatego dość mocno się zdziwił kiedy zadzwoniła do niego z prośbą o pożyczkę. Spodziewałby się, że chodziło bardziej o wciśnięcie mu jakiejś kwoty za naprawę jego łazienki, której oczywiście by nie przyjął, aczkolwiek sytuacja była zupełnie odwrotna. Los uśmiechnął się do niego finansowo już przy kilku okazjach, więc pożyczenie jej dość sporej sumy nie było dla niego większym problemem. Miał też pewne przeczucie, że nie powinien pytać po co dokładnie są jej te pieniądze, więc po prostu tego nie zrobił. Wypłacił gotówkę, podwiózł jej do domu i nie musieli o tym w ogóle rozmawiać w najbliższym czasie. Nie ustalili żadnego precyzyjnego terminu spłaty ani tego czy nastąpi to w ratach czy wszystko na raz. Na razie nic go nie goniło. Miał za co żyć i za co się bawić. Dlatego nie zwracał większej uwagi na to, że w sumie Ella od tamtego momentu po prostu przepadła. Po jakichś dwóch tygodniach zaczął już myśleć, że może dobrze go wystrugała. Wzięła pieniądze i pojechała hajtnąć się z jego aplikantem, tylko, że ten nadal przychodził do pracy i to trochę podminowany, więc jeśli to zrobiła to nie z nim. Może właśnie jest w podróży poślubnej z jakimś Elvisem w Las Vegas. Nie posądzał jej o to, ale hej, ludzie się zmieniają. Ona też ma to prawo.
Nie spędzało mu to jednak snu z powiek. Czasami zdarzają się po prostu złe inwestycje. Skupił się bardziej na tym by po prostu dobrze wykonywać swoją robotę. Zawsze mógł to odrobić. Nie siedział oczywiście tylko w biurze. Zawsze lubił sobie trochę pobrudzić ręce. Więc kiedy jeden z detektywów poprosił go by towarzyszył mu w wizycie u właściciela klubu nocnego, nie protestował. To popularna technika by pokazać, że nie żartują. Pokazanie się w prokuratorem zawsze ma inny efekt. Wskazuje na to, że ktoś już zajmuje się sprawą. Postraszyli ich trochę, teraz trzeba było poczekać aż im się wystawią. Skoro już musieli zabić trochę czasu on został w środku na drinka albo dwa. Praktycznie był już po godzinach pracy. Mógł trochę zluzować.
Wychylił dwa drinki, spotkał całkiem atrakcyjną dziewczynę i dał się zaciągnąć na coś, co wyglądało jak wieczór panieński? Dlaczego miałby nie skorzystać z takiej okazji? Był w końcu bez żadnych zobowiązań, a ostatnim razem gdy wyciągał kogoś z baru skończyło się to bardzo pozytywnie. Przynajmniej do czasu. Nie miał problemu z flirtem. Odwzajemniał całą atencję, którą dostawał. Do momentu w którym zobaczył Ellę przy barze. Oczywiście również jej pomachał. Ładnie wyprosił się z tego towarzystwa obiecując, że tak, zaraz wróci. Nie mógł sobie odpuścić takiej okazji.
- Hej, więc na to poszły moje pieniądze? Koks, alkohol i imprezy? - zaśmiał się opierając się o bar obok niej i zamawiając sobie kolejnego drinka. Dla niej również jeśli potrzebowała.
Oczywiście żartował i starał się by to wybrzmiało w jego tonie, ale czy ona będzie w stanie tak to zrozumieć? To już zależało od niej.
Ella Laidman
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Opcja ze ślubem w Vegas brzmiała bardzo kusząco, na pewno bardziej niż spłata długów zaciągniętych przez ojca. Kto wie, może udałoby się jej zmusić do ślubu jakiegoś bogatego gościa, który rozwiązałby jej aktualne problemy finansowe. Spłaciłaby wtedy wszystko z nawiązką i mogła zostać sobie dom dziadków, bo to chyba bolało ją najbardziej. Wiedziała jednak, że sprzedać nieruchomości była kluczowa i musiała zrobić to jak najszybciej. Zanim jednak znajdzie dla siebie jakiś skromny kąt zamieszka u ojca. Nie uważała siebie za problemowego lokatora, spędzając większą część dnia w pracowni. Mężczyzna nie powinien więc na nią narzekać, jeśli zdecydowałaby się zajmować swój dawny pokój przez kilka miesięcy. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Aktualnie jednak wolała skupić się na zapominaniu. Musiała przyznać, że szło jej całkiem nieźle jak na kogoś, kto swoje wszystkie problemy lubił wyolbrzymić. Może chodziło o to, że tych już się nie dało? Brodziła już w błocie po same uszy, po co więc miałaby dokopywać się jeszcze bardziej? Wystarczyła świadomość, że nazajutrz, gdy tylko otworzy oczy pożałuje każdej dzisiejszej decyzji a pulsujący ból głowy skutecznie odsunie ją ją spożywania alkoholu na długie tygodnie.
Biorąc pod uwagę to, jak dobrze bawił się Lance w towarzystwie jej koleżanki, nie zakładała, że do niej podejdzie. Nie miałaby mu tego za złe, bo przecież i ona nie zaczepiała każdego znajomego, którego spotykała w klubie. Inna kwestią jest, że może zależałoby jej na krótkiej rozmowie gdyby taka osoba wisiała jej całkiem niezłą sumę pieniędzy. O tym raczej szybko się nie przekona, bo gdy tylko uda się jej spłacić dług, nie będzie mogła zbytnio szastać pieniędzmi.
Naprawdę rozbawił ją żart, który już na wejściu zaserwował jej brunet. Z uznaniem nawet kiwnęła głową zanim uśmiechnęła się szeroko. - Tylko imprezy i alkohol. Koks sponsoruje inny pożyczkodawca. - bezpieczniej było brnąć w ten żart niż użalać się nad kieliszkiem z drinkiem. Nie było to ani miejsce ani czas na takie rozmowy, z drugiej jednak strony Ella nie uważała, aby kiedykolwiek nadeszła odpowiednia pora.
Było jej po prostu nadzwyczajnie w świecie w s t y d.
I choć miała świadomość, że to nie ona narobiła całego zamieszania, czuła się za to współodpowiedzialna. Może gdyby dokładała się do leczenia matki, zamiast trwonić kasę na studiach, teraz nie musiałaby chwytać się brzytwy. - Ale chyba tak do końca nie udało mi się Ciebie wykorzystać, skoro masz jeszcze parę groszy na zabawę w klubie. - chyba, że tak jak ona korzystał z otwartego rachunku i zacznie się martwić kosztami dopiero jutro.
Odebrała swojego drinka, upijając sporą jego część przez słomkę. - Miałam zadzwonić. Jutro. - teraz rozpoczęła swój stały cykl usprawiedliwiania się wobec całego świata. Tak, jakby nie dawała sobie możliwości do posiadania przestrzeni. W zasadzie to nawet nie wiedziała czy Lance wymagał od niej tego kontaktu, jednak intuicja podpowiadała jej, że jako tak duży pożyczkobiorca powinna utrzymywać z nim odpowiednie relacje.
Lance Howell
Aktualnie jednak wolała skupić się na zapominaniu. Musiała przyznać, że szło jej całkiem nieźle jak na kogoś, kto swoje wszystkie problemy lubił wyolbrzymić. Może chodziło o to, że tych już się nie dało? Brodziła już w błocie po same uszy, po co więc miałaby dokopywać się jeszcze bardziej? Wystarczyła świadomość, że nazajutrz, gdy tylko otworzy oczy pożałuje każdej dzisiejszej decyzji a pulsujący ból głowy skutecznie odsunie ją ją spożywania alkoholu na długie tygodnie.
Biorąc pod uwagę to, jak dobrze bawił się Lance w towarzystwie jej koleżanki, nie zakładała, że do niej podejdzie. Nie miałaby mu tego za złe, bo przecież i ona nie zaczepiała każdego znajomego, którego spotykała w klubie. Inna kwestią jest, że może zależałoby jej na krótkiej rozmowie gdyby taka osoba wisiała jej całkiem niezłą sumę pieniędzy. O tym raczej szybko się nie przekona, bo gdy tylko uda się jej spłacić dług, nie będzie mogła zbytnio szastać pieniędzmi.
Naprawdę rozbawił ją żart, który już na wejściu zaserwował jej brunet. Z uznaniem nawet kiwnęła głową zanim uśmiechnęła się szeroko. - Tylko imprezy i alkohol. Koks sponsoruje inny pożyczkodawca. - bezpieczniej było brnąć w ten żart niż użalać się nad kieliszkiem z drinkiem. Nie było to ani miejsce ani czas na takie rozmowy, z drugiej jednak strony Ella nie uważała, aby kiedykolwiek nadeszła odpowiednia pora.
Było jej po prostu nadzwyczajnie w świecie w s t y d.
I choć miała świadomość, że to nie ona narobiła całego zamieszania, czuła się za to współodpowiedzialna. Może gdyby dokładała się do leczenia matki, zamiast trwonić kasę na studiach, teraz nie musiałaby chwytać się brzytwy. - Ale chyba tak do końca nie udało mi się Ciebie wykorzystać, skoro masz jeszcze parę groszy na zabawę w klubie. - chyba, że tak jak ona korzystał z otwartego rachunku i zacznie się martwić kosztami dopiero jutro.
Odebrała swojego drinka, upijając sporą jego część przez słomkę. - Miałam zadzwonić. Jutro. - teraz rozpoczęła swój stały cykl usprawiedliwiania się wobec całego świata. Tak, jakby nie dawała sobie możliwości do posiadania przestrzeni. W zasadzie to nawet nie wiedziała czy Lance wymagał od niej tego kontaktu, jednak intuicja podpowiadała jej, że jako tak duży pożyczkobiorca powinna utrzymywać z nim odpowiednie relacje.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chyba nie sądziła, że skoro już się wypatrzyli w tłumie nawet by do niej nie podszedł. Do tej pory przecież nawet nie miał pojęcia, że jest w ogóle częścią tej imprezy. Nie miała na sobie żadnej gustownej szarfy ani innych dodatków, które krzyczałyby - wieczór panieński. Całkiem podobała mu się cała uwaga, którą poświęcały mu dwie kobiety, które zaciągnęły go do loży, ale on miał z blondynką pewne niezałatwione sprawy. Zawsze lubił się z nią drażnić, już od samego początku doprowadzał ją czasami do białej furii swoimi zagrywkami. To się niestety po dziś dzień nie zmieniło. Nie potrafił sobie tak od razu odpuścić, tym bardziej, że miał całkiem dobry pretekst żeby do niej zagaić. To nie mogło się rozwinąć w żaden inny sposób.
- To dobrze, że rozdzielasz te dwie sprawy. Inaczej pewnie musiałbym poprosić mojego uroczego kompana... - tutaj musiał się rozejrzeć po sali by wyłapać go w tłumie i miał z tym pewne problemy - Który gdzieś tutaj na pewno jest i ma błyszczącą odznakę... - uśmiechnął się zaraz rozbrajająco zaniechawszy swoich poszukiwań by powrócić do niej wzrokiem - Żeby Cię przymknął. Ale nie, nie byłabyś pierwszą florystką, która ma wyrok za posiadanie narkotyków. - uprzedził takie przechwałki cicho się śmiejąc.
Takie były uroki pracy w wielkim mieście. Natrafiało się na najróżniejsze sprawy. Ludzie potrafili chować dragi w najdziwniejszych miejscach i nie zawsze były to te oczywiste, które sprawdzają na lotnisku. Widział już takie chowane w kokosach, avokado i właśnie skrzyniach z kwiatami. Wśród kryminalistów trafiali się prawdziwi geniusze, a jemu przyszło wsadzić wielu za kratki. Miał pewnie setki historii do opowiedzenia.
- Oh... więc chciałaś mnie wykorzystać? - zaśmiał się wyraźnie pomysłem tego, że byłaby do czegoś takiego zdolna, rozbawiony - Słyszałem, że najlepszy sposób żeby zrujnować faceta to wyjść za niego, a później wziąć rozwód. Przynajmniej połowa majątku gwarantowana, czasami można ugrać jeszcze więcej. - stuknął się z nią swoim drinkiem puszczając jej oczko.
Wziął sporego łyka pozwalając sobie na chwilę relaksu po pracy. Może nadal miał przy sobie swój laminat i nie powinien zalewać się w trupa, więc trzymał fason. Nigdy nie mógł sobie tak naprawdę odpuścić. Przynajmniej w Melbourne. Zaraz wylądowałby na jakimś portalu, a stamtąd już niedaleka droga do utraty rządowego pracodawcy. Z resztą praktycznie miał to już za sobą. Nie chciał tego powtarzać również w tym mieście.
- Jutro, co? - spojrzał na nią unosząc lekko brew bo nie wyglądała teraz na taką, która myślała o dniu jutrzejszym i jego katuszach - W takim razie powiedźmy, że oszczędzam Ci impulsów i możesz mi powiedzieć wszystko dzisiaj. - wyszczerzył się do niej zadziornie czekając na to co było takie ważne.
Ella Laidman
- To dobrze, że rozdzielasz te dwie sprawy. Inaczej pewnie musiałbym poprosić mojego uroczego kompana... - tutaj musiał się rozejrzeć po sali by wyłapać go w tłumie i miał z tym pewne problemy - Który gdzieś tutaj na pewno jest i ma błyszczącą odznakę... - uśmiechnął się zaraz rozbrajająco zaniechawszy swoich poszukiwań by powrócić do niej wzrokiem - Żeby Cię przymknął. Ale nie, nie byłabyś pierwszą florystką, która ma wyrok za posiadanie narkotyków. - uprzedził takie przechwałki cicho się śmiejąc.
Takie były uroki pracy w wielkim mieście. Natrafiało się na najróżniejsze sprawy. Ludzie potrafili chować dragi w najdziwniejszych miejscach i nie zawsze były to te oczywiste, które sprawdzają na lotnisku. Widział już takie chowane w kokosach, avokado i właśnie skrzyniach z kwiatami. Wśród kryminalistów trafiali się prawdziwi geniusze, a jemu przyszło wsadzić wielu za kratki. Miał pewnie setki historii do opowiedzenia.
- Oh... więc chciałaś mnie wykorzystać? - zaśmiał się wyraźnie pomysłem tego, że byłaby do czegoś takiego zdolna, rozbawiony - Słyszałem, że najlepszy sposób żeby zrujnować faceta to wyjść za niego, a później wziąć rozwód. Przynajmniej połowa majątku gwarantowana, czasami można ugrać jeszcze więcej. - stuknął się z nią swoim drinkiem puszczając jej oczko.
Wziął sporego łyka pozwalając sobie na chwilę relaksu po pracy. Może nadal miał przy sobie swój laminat i nie powinien zalewać się w trupa, więc trzymał fason. Nigdy nie mógł sobie tak naprawdę odpuścić. Przynajmniej w Melbourne. Zaraz wylądowałby na jakimś portalu, a stamtąd już niedaleka droga do utraty rządowego pracodawcy. Z resztą praktycznie miał to już za sobą. Nie chciał tego powtarzać również w tym mieście.
- Jutro, co? - spojrzał na nią unosząc lekko brew bo nie wyglądała teraz na taką, która myślała o dniu jutrzejszym i jego katuszach - W takim razie powiedźmy, że oszczędzam Ci impulsów i możesz mi powiedzieć wszystko dzisiaj. - wyszczerzył się do niej zadziornie czekając na to co było takie ważne.
Ella Laidman
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Jeśli chciał doprowadzić ją do furii, mógł zostać na loży wśród jej koleżanek. Wtedy jej zazdrosna część, której tak bardzo przecież się wypierała, zrobiłaby coś nieoczekiwanego. Może wylałaby drinka na którąś z pań? Albo ochoczo oświadczyła, że koleżanka po jego prawej trzy miesiące temu się rozwiodła, teraz bierze co popadnie i może go zarazić jakimś świństwem. Aktualnie jednak mogła palnąć jedynie jakąś głupotę czy przyznać się po prostu do długów.
Zaciekawił ją jednak wątek towarzysza Howella. Nawet stanęła na palcach i wraz z nim zaczęła rozglądać się, chociaż zupełnie nie wiedziała kogo szuka. - Jak bardzo uroczy jest ten kompan? - a nóż może i jej się poszczęści, a skoro on już polował na jej koleżanki, to nie powinien mieć za złe tego, że ona wyszłaby stąd z jego kolegą. W ten sposób poszerzyliby grona swoich znajomych. Same plusy! - I jak bardzo ta odznaka mu się błyszczy? - dopytywała, chociaż nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. W zasadzie to pewnie gdyby nie miał jednego oka, trzech palców i mówiłby po niderlandzku też by uznała, że udawanie zainteresowania jego osobą jest na tyle fajne, że warto ciągnąć ten żart.
Westchnęła teatralnie. Naprawdę zawiodła się tym, że nie zajęłaby pierwszego miejsca w konkursie na florystkę, zajmującą się nielegalną dystrybucją. Może przynajmniej w tej profesji by się jej powiodło i odniosłaby ciekawe sukcesy. Zaliczając w to nawet trafienie w więzieniu do celi z tymi wszystkimi cwaniakami.
- Miałam taki plan ale wyślizgnąłeś mi się na ostatniej prostej. Teraz zamiast balować za pieniądze z podziału majątku musiałam po prostu się zapożyczyć. - wzruszyła ramionami. Cóż, może właśnie celebrowaliby imprezę rozwodową zamiast panieńskiego? Podobno było to teraz w modzie, a Ella lubiła być na czasie z takimi nowinkami. Tylko czy wtedy ubierało się na czarno a tandetne rogi, wianki czy inne kapelusze zamieniało się na atrybuty związane z żałobą? Biorąc jednak pod uwagę wiedzę i doświadczenie Howella, pewnie puściłby ja z torbami i nie mrugnąłby nawet okiem. I w sumie to wcale mu się nie dziwiła.
Musiała wymyślać na poczekaniu. Do jutra pewnie wymyśliłaby jakiś temat do rozmów, jednak teraz było to dość trudne. Głośna muzyka, alkohol i ostre światła nie sprzyjały skupieniu. - Jasne, po prostu nie chcesz żebym Ci jutro zawracała głowę. - upiła kolejne łyki alkoholu, rzucając kątem oka na sfrustrowane koleżanki. Były widocznie zawiedzione tym, że ich ofiara właśnie stała przy barze w jej obecności, co zdradzały ich spojrzenia w tym kierunku. - Zapytałabym jak ci mija dzień? Jak praca? Czy nie zapomniałeś wziąć ze sobą lunchu. - teoretyzowała, wymyślając co rusz to nowy powód. Mogła zapytać też jak minęły mu ostatnie dni, jednak jej bystre oko spostrzegło na jego szyi ślady, które wskazywały na intensywność ostatniego czasu. Albo raczej nocy. Może się zapomniał? Jednak nie powinien tak ochoczo rozpinać ostatnich guzików swojej koszuli. Orientując się, że zbyt długo i badawczo mu się przygląda, ocknęła się i odwróciła wzrok na parkiet, ponownie pociągając odrobinę alkoholu ze słomki. - Oddam Ci pieniądze w tym tygodniu, najprawdopodobniej pod koniec. - obiecała, chociaż wiedziała, że graniczy to z cudem. Za dwa dni dopiero pierwszy potencjalny kupiec przyjedzie oglądać jej dom.
Lance Howell
Zaciekawił ją jednak wątek towarzysza Howella. Nawet stanęła na palcach i wraz z nim zaczęła rozglądać się, chociaż zupełnie nie wiedziała kogo szuka. - Jak bardzo uroczy jest ten kompan? - a nóż może i jej się poszczęści, a skoro on już polował na jej koleżanki, to nie powinien mieć za złe tego, że ona wyszłaby stąd z jego kolegą. W ten sposób poszerzyliby grona swoich znajomych. Same plusy! - I jak bardzo ta odznaka mu się błyszczy? - dopytywała, chociaż nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. W zasadzie to pewnie gdyby nie miał jednego oka, trzech palców i mówiłby po niderlandzku też by uznała, że udawanie zainteresowania jego osobą jest na tyle fajne, że warto ciągnąć ten żart.
Westchnęła teatralnie. Naprawdę zawiodła się tym, że nie zajęłaby pierwszego miejsca w konkursie na florystkę, zajmującą się nielegalną dystrybucją. Może przynajmniej w tej profesji by się jej powiodło i odniosłaby ciekawe sukcesy. Zaliczając w to nawet trafienie w więzieniu do celi z tymi wszystkimi cwaniakami.
- Miałam taki plan ale wyślizgnąłeś mi się na ostatniej prostej. Teraz zamiast balować za pieniądze z podziału majątku musiałam po prostu się zapożyczyć. - wzruszyła ramionami. Cóż, może właśnie celebrowaliby imprezę rozwodową zamiast panieńskiego? Podobno było to teraz w modzie, a Ella lubiła być na czasie z takimi nowinkami. Tylko czy wtedy ubierało się na czarno a tandetne rogi, wianki czy inne kapelusze zamieniało się na atrybuty związane z żałobą? Biorąc jednak pod uwagę wiedzę i doświadczenie Howella, pewnie puściłby ja z torbami i nie mrugnąłby nawet okiem. I w sumie to wcale mu się nie dziwiła.
Musiała wymyślać na poczekaniu. Do jutra pewnie wymyśliłaby jakiś temat do rozmów, jednak teraz było to dość trudne. Głośna muzyka, alkohol i ostre światła nie sprzyjały skupieniu. - Jasne, po prostu nie chcesz żebym Ci jutro zawracała głowę. - upiła kolejne łyki alkoholu, rzucając kątem oka na sfrustrowane koleżanki. Były widocznie zawiedzione tym, że ich ofiara właśnie stała przy barze w jej obecności, co zdradzały ich spojrzenia w tym kierunku. - Zapytałabym jak ci mija dzień? Jak praca? Czy nie zapomniałeś wziąć ze sobą lunchu. - teoretyzowała, wymyślając co rusz to nowy powód. Mogła zapytać też jak minęły mu ostatnie dni, jednak jej bystre oko spostrzegło na jego szyi ślady, które wskazywały na intensywność ostatniego czasu. Albo raczej nocy. Może się zapomniał? Jednak nie powinien tak ochoczo rozpinać ostatnich guzików swojej koszuli. Orientując się, że zbyt długo i badawczo mu się przygląda, ocknęła się i odwróciła wzrok na parkiet, ponownie pociągając odrobinę alkoholu ze słomki. - Oddam Ci pieniądze w tym tygodniu, najprawdopodobniej pod koniec. - obiecała, chociaż wiedziała, że graniczy to z cudem. Za dwa dni dopiero pierwszy potencjalny kupiec przyjedzie oglądać jej dom.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Jeśli miałbym oceniać... Pewnie tak 6 na 10? Może siedem w tym oświetleniu. - zdawał się być niewzruszony jej zainteresowaniem w innym mężczyźnie - A za to już nie mogę poświadczyć. Spotkaliśmy się dzisiaj w sumie pierwszy raz. Miałem robić za straszaka. - wzruszył ramionami nie mając zamiaru zdradzać reszty szczegółów swojej dzisiejszej misji oraz tego dlaczego w ogóle się tutaj pojawił.
To musiało pozostać już jego tajemnicą służbową. Nie miał zbyt wiele okazji do odpoczynku, więc postanowił przekuć tę okazję w chwilę dla siebie. Prawda była taka, że jej koleżankami był mocno średnio zainteresowany. Miał w ostatnim czasie bardzo udaną przygodę na jeden wieczór i nie czuł potrzeby żeby powtarzać ją z inną kobietą. Tym bardziej, że jego ostatnia partnerka biła je na głowę pod względem samej urody. Nie był tak zdesperowany by oddawać się pierwszej lepszej. Trzeba było mieć swoje standardy. A skoro już o takich mowa to całkiem ciekawe, że Ella rozglądała się za jego kompanem. Przecież jeszcze do niedawana była w całkiem szczęśliwym związku. A przynajmniej tak to z boku wyglądało. Czyżby jakieś problemy w raju? Może ta relacja nie przetrwała próby ich rejsu z czym pewnie powinien czuć się źle, ale tak w sumie nie było. Niektóre rzeczy po prostu nie mają przyszłości. Im szybciej się o tym człowiek przekona tym lepiej,
- Oh, w takim razie chyba miałem szczęście. - uśmiechnął się do niej zadziornie - Chociaż powiem Ci, że chyba aż tak byś się wtedy nie dorobiła. Wątpię czy starczyłoby na kilka lat balowania. Optymalny czas na taką zagrywkę byłby jakieś pięć lat temu z datą rozwodu gdzieś rok w tył. Wtedy miałem największe aktywa. - zaśmiał się cicho robiąc mały rachunek sumienia względem swojej kariery.
Na rządowym stanowisku czasami da się dorobić, jednak niekoniecznie na tym prokuratorskim. Dlatego inwestował w jakieś mniejsze akcje, od czasu do czasu korzystając ze znajomości by sięgnąć po coś pokroju swojego jachtu. Daleko mu do gwiazdy sportu, którą miał być gdy jeszcze się spotykali. Może miała o nim zbyt duże wyobrażenie po ich wycieczce.
- Nie wiem czy przebiłabyś się przez moją asystentkę. - uśmiechnął się do niej łobuzersko bo miał swojego cerbera, który stał na straży jego czasu pracy - Wyglądam Ci na faceta, który przygotowuje sobie lunch do pracy? - spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony bo jeszcze chyba nikt go nie widział z jakimś pojemniczkiem - Wiesz, że takie pytania zadaje zazwyczaj żona albo partnerka. Nadal masz mnie na celowniku? - uśmiechnął się do niej łobuzersko ponad szklanką drinka, którego powoli już kończył.
Wiedział, że pewnie ją tym trochę zakłopocze, ale nie potrafił inaczej. Pomimo biegu lat pewne rzeczy po prostu się nie zmieniały. Tym bardziej, że widział, jak na niego patrzyła. Zastanowił się przez chwilę co mogła widzieć przy jego rozpiętym kołnierzyku, ale chyba nie ślady, które zostawiła mu Gage? Było mimo wszystko dość ciemno, a ona była po kilku drinkach. A nawet jeśli to przecież nie byli sobie nic winni. Byli dorośli i mogli spotykać się z kim chcieli.
- Nie musisz się spieszyć, mam jeszcze za co żyć. To nie była jakaś przeogromna suma. Oddaj mi jak będziesz w stanie. Nie poganiam. - uśmiechnął się do niej ciepło i szczerze.
Ella Laidman
To musiało pozostać już jego tajemnicą służbową. Nie miał zbyt wiele okazji do odpoczynku, więc postanowił przekuć tę okazję w chwilę dla siebie. Prawda była taka, że jej koleżankami był mocno średnio zainteresowany. Miał w ostatnim czasie bardzo udaną przygodę na jeden wieczór i nie czuł potrzeby żeby powtarzać ją z inną kobietą. Tym bardziej, że jego ostatnia partnerka biła je na głowę pod względem samej urody. Nie był tak zdesperowany by oddawać się pierwszej lepszej. Trzeba było mieć swoje standardy. A skoro już o takich mowa to całkiem ciekawe, że Ella rozglądała się za jego kompanem. Przecież jeszcze do niedawana była w całkiem szczęśliwym związku. A przynajmniej tak to z boku wyglądało. Czyżby jakieś problemy w raju? Może ta relacja nie przetrwała próby ich rejsu z czym pewnie powinien czuć się źle, ale tak w sumie nie było. Niektóre rzeczy po prostu nie mają przyszłości. Im szybciej się o tym człowiek przekona tym lepiej,
- Oh, w takim razie chyba miałem szczęście. - uśmiechnął się do niej zadziornie - Chociaż powiem Ci, że chyba aż tak byś się wtedy nie dorobiła. Wątpię czy starczyłoby na kilka lat balowania. Optymalny czas na taką zagrywkę byłby jakieś pięć lat temu z datą rozwodu gdzieś rok w tył. Wtedy miałem największe aktywa. - zaśmiał się cicho robiąc mały rachunek sumienia względem swojej kariery.
Na rządowym stanowisku czasami da się dorobić, jednak niekoniecznie na tym prokuratorskim. Dlatego inwestował w jakieś mniejsze akcje, od czasu do czasu korzystając ze znajomości by sięgnąć po coś pokroju swojego jachtu. Daleko mu do gwiazdy sportu, którą miał być gdy jeszcze się spotykali. Może miała o nim zbyt duże wyobrażenie po ich wycieczce.
- Nie wiem czy przebiłabyś się przez moją asystentkę. - uśmiechnął się do niej łobuzersko bo miał swojego cerbera, który stał na straży jego czasu pracy - Wyglądam Ci na faceta, który przygotowuje sobie lunch do pracy? - spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony bo jeszcze chyba nikt go nie widział z jakimś pojemniczkiem - Wiesz, że takie pytania zadaje zazwyczaj żona albo partnerka. Nadal masz mnie na celowniku? - uśmiechnął się do niej łobuzersko ponad szklanką drinka, którego powoli już kończył.
Wiedział, że pewnie ją tym trochę zakłopocze, ale nie potrafił inaczej. Pomimo biegu lat pewne rzeczy po prostu się nie zmieniały. Tym bardziej, że widział, jak na niego patrzyła. Zastanowił się przez chwilę co mogła widzieć przy jego rozpiętym kołnierzyku, ale chyba nie ślady, które zostawiła mu Gage? Było mimo wszystko dość ciemno, a ona była po kilku drinkach. A nawet jeśli to przecież nie byli sobie nic winni. Byli dorośli i mogli spotykać się z kim chcieli.
- Nie musisz się spieszyć, mam jeszcze za co żyć. To nie była jakaś przeogromna suma. Oddaj mi jak będziesz w stanie. Nie poganiam. - uśmiechnął się do niej ciepło i szczerze.
Ella Laidman
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Ciekawa była kryteriów jakimi kierował się podczas oceny innych mężczyzn. Anthony był jego zdaniem w średniej lidze, dzisiejszy nieznajomy był niezłą szóstką. Czy na dziewiątkę zasługiwał jedynie jakiś znany celebryta z nieskazitelną kartoteką i pięknym uśmiechem? Wydawało jej się, że nawet ona była bardziej łaskawa w ocenie innych. - To nie. Potrzebuję minimum solidnej ósemki. Dziś nie opłaca mi się schodzić niżej. - wzruszyła ramionami. Szybko zmieniała zdanie, jednak działo się to za sprawą tylko i wyłącznie wypitego alkoholu. Do końca ich spotkania możliwym było, że jeszcze z trzy razy poprosi o przedstawienie jej znajomego, aby później zrezygnować zniesmaczona swoją decyzją.
Podjęła nawet próbę obliczeń co do tego kiedy powinna wziąć z nim ślub, a kiedy złożyć papiery rozwodowe. Wypity aperol nie był jednak najlepszym kompanem w matematycznych potyczkach, toteż przeniosła wzrok z tańczących na parkiecie ludzi na twarz mężczyzny. - Czyli może to i dobrze, że tak się stało? Los zadbał o moją przyszłość i dał mi szansę na znalezienie kogoś bardziej zamożnego. Mam jeszcze czas na śluby, rozwody i zabawę za cudze pieniądze. - uśmiechnęła się. Mogła tylko domyślać się jak wysoki był jego majątek. Niestety nie orientowała się w zarobkach ludzi na jego stanowisku, bo ogólnie niewiele obchodziły ją cudze portfele. Założyła jednak, że jego praca przynosi mu więcej zysku niż jej, a to już było dla niej naprawdę imponujące. Jednak nadal nie skłaniało do oszustw finansowych. Bo może i była totalnie spłukana, ale honor miała nadal.
- Przebijanie się przez asystentkę wskazuje, że dostąpiłam zaszczytu posiadania jedynie Twojego służbowego numeru? Cóż ... i tak lepsze to, niż wysyłanie gołębi z wiadomością. - nie sądziła, aby i prywatnym numerem zarządzała jego asystentka. Aktualnie nie miała też o to żalu, bo kim była, aby domagać się z nim bliższego kontaktu. Wpadali na siebie od czasu do czasu, czy urządzali spotkania, których wymagało dobre wychowanie i utrzymywanie pozorów przyjaźni , której się podjęli. Więc możliwość skontaktowania się z nim nawet poprzez mur asystentki powinno być dla niej zaszczytem. - Nie wiem, może codziennie rano przygotowujesz sobie pojemniczki z jedzeniem, później zjadasz je na stołówce w pracy, przeglądając instagram? - czyli zupełnie jak bardzo duża część osób, które znała. Ona sama przygotowywała wcześniej posiłki, często nie mając czasu na wyskoczenie na lunch. Zresztą, w jej branży nie było to raczej modne.
Westchnęła głośno, przymykając na moment oczy nie tylko z powodu alkoholu, ale przede wszystkim dla zebrania myśli. Faktycznie, zakłopotał ją swoim żartem, na który nie od razu potrafiła znaleźć odpowiedź. - Nie. - zaczęła krótko, uśmiechając się lekko. - Odpowiednio dobitnie dałeś mi do rozumienia, że nic między nami nie będzie. A ja jestem już duża i bystra, więc bez problemu zrozumiałam. - albo przynajmniej chciała, aby tak myślał, mając nadzieję, że ton jej głosu był wystarczająco beznamiętny. I że to spojrzenie w okolice kołnierzyka jego koszuli nie było zbyt przeciągnięte.
Dopiła drinka do końca, a puste naczynie odstawiła za siebie na bar. Tym razem zamówiła po prostu wodę, nie chcąc stracić świadomości przy kolejnej porcji alkoholu, a jednak nadal mając ochotę coś sączyć. - Super, w takim razie oddam jak najszybciej będę w stanie. Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu, jak wszystko pójdzie zgodnie z planem. - zabawnym było to, że dla niego ta suma nie była niczym znaczącym, a jej pozwoli uwolnić się od problemów.
Lance Howell
Podjęła nawet próbę obliczeń co do tego kiedy powinna wziąć z nim ślub, a kiedy złożyć papiery rozwodowe. Wypity aperol nie był jednak najlepszym kompanem w matematycznych potyczkach, toteż przeniosła wzrok z tańczących na parkiecie ludzi na twarz mężczyzny. - Czyli może to i dobrze, że tak się stało? Los zadbał o moją przyszłość i dał mi szansę na znalezienie kogoś bardziej zamożnego. Mam jeszcze czas na śluby, rozwody i zabawę za cudze pieniądze. - uśmiechnęła się. Mogła tylko domyślać się jak wysoki był jego majątek. Niestety nie orientowała się w zarobkach ludzi na jego stanowisku, bo ogólnie niewiele obchodziły ją cudze portfele. Założyła jednak, że jego praca przynosi mu więcej zysku niż jej, a to już było dla niej naprawdę imponujące. Jednak nadal nie skłaniało do oszustw finansowych. Bo może i była totalnie spłukana, ale honor miała nadal.
- Przebijanie się przez asystentkę wskazuje, że dostąpiłam zaszczytu posiadania jedynie Twojego służbowego numeru? Cóż ... i tak lepsze to, niż wysyłanie gołębi z wiadomością. - nie sądziła, aby i prywatnym numerem zarządzała jego asystentka. Aktualnie nie miała też o to żalu, bo kim była, aby domagać się z nim bliższego kontaktu. Wpadali na siebie od czasu do czasu, czy urządzali spotkania, których wymagało dobre wychowanie i utrzymywanie pozorów przyjaźni , której się podjęli. Więc możliwość skontaktowania się z nim nawet poprzez mur asystentki powinno być dla niej zaszczytem. - Nie wiem, może codziennie rano przygotowujesz sobie pojemniczki z jedzeniem, później zjadasz je na stołówce w pracy, przeglądając instagram? - czyli zupełnie jak bardzo duża część osób, które znała. Ona sama przygotowywała wcześniej posiłki, często nie mając czasu na wyskoczenie na lunch. Zresztą, w jej branży nie było to raczej modne.
Westchnęła głośno, przymykając na moment oczy nie tylko z powodu alkoholu, ale przede wszystkim dla zebrania myśli. Faktycznie, zakłopotał ją swoim żartem, na który nie od razu potrafiła znaleźć odpowiedź. - Nie. - zaczęła krótko, uśmiechając się lekko. - Odpowiednio dobitnie dałeś mi do rozumienia, że nic między nami nie będzie. A ja jestem już duża i bystra, więc bez problemu zrozumiałam. - albo przynajmniej chciała, aby tak myślał, mając nadzieję, że ton jej głosu był wystarczająco beznamiętny. I że to spojrzenie w okolice kołnierzyka jego koszuli nie było zbyt przeciągnięte.
Dopiła drinka do końca, a puste naczynie odstawiła za siebie na bar. Tym razem zamówiła po prostu wodę, nie chcąc stracić świadomości przy kolejnej porcji alkoholu, a jednak nadal mając ochotę coś sączyć. - Super, w takim razie oddam jak najszybciej będę w stanie. Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu, jak wszystko pójdzie zgodnie z planem. - zabawnym było to, że dla niego ta suma nie była niczym znaczącym, a jej pozwoli uwolnić się od problemów.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Myślę, że powinnaś zawsze mierzyć przynajmniej w solidne ósemki, nie tylko dzisiaj. - odpowiedział z wesołym uśmiechem jakby był jej przyjacielem gejem i mieli zaraz razem udać się na łowy odpowiedniego kandydata - W takim razie on odpada. Na parkiecie też nie widzę nikogo, kto byłby solidną ósemką. - obrócił się by przyjrzeć się bliżej tańczącym przed nimi osobami - Przynajmniej wśród facetów. - puścił jej jeszcze oczko z zadziorną miną nie zamierzając przestać się z nią drażnić.
Małe kłamstewko jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Tym bardziej jeśli było w dobrej wierze. Nie zauważył żadnej kobiety na parkiecie, która wpadłaby mu w oko bardziej niż Ella, ale nie musiała tego wiedzieć. Ani tego, że jej koleżanki też ledwo były rejestrowane gdzieś tam na jego radarze. Można powiedzieć, że Lance był dość wybredny jeśli chodziło o przygody łóżkowe. Związki, jak widać, nigdy mu nie wychodziły. Był sam już tak długo, że przestało mu brakować tej zwykłej, kobiecej bliskości. Nie musiał sypiać z kim popadnie co kilka dni. Ta część jego zachcianek trochę po prostu wygasła. Więc jak już z kimś sypiał to zazwyczaj z kimś, kto obiektywnie będzie przynajmniej dziewiątką. Mógł zaczekać aż znajdzie odpowiednią kandydatkę. Nigdzie mu się nie spieszyło.
- Słusznie, słusznie. - przytaknął z pewnym uznaniem - Powinnaś mierzyć wyżej niż prokurator w miasteczku wielkości Cairns. Nawet jeśli ma jacht. - puścił jej oczko z zaczepnym uśmiechem.
Dlatego był tak mocno przeciwny jej spotykaniu się z aplikantem. Był po prostu poniżej jej poziomu. Jak ma już sobie kogoś znaleźć to musiał być lepszy nawet od Lance'a. A jak wiemy ten ma o sobie całkiem wysokie mniemanie. Więc to musiałby być ktoś pokroju Bruce Wayne'a. Mógł być po prostu obrzydliwie bogaty bez obijania mord przestępcom wieczorami. W końcu balans pomiędzy pracą, a życiem osobistym jest bardzo ważny. O czym on sam zdążył się już przekonać.
- To zależy... Odwróciłaś kiedyś wizytówkę, którą ode mnie dostałaś? - spojrzał na nią nieco wyzywająco.
Właśnie tam ukrył swój prywatny numer, którego tak, do tej pory jeszcze nie użyła. Co właśnie mogło świadczyć o tym, że jakimś cudem nie wpadła na to by sprawdzić rewers. Wtedy nie musiałaby przebijać się przez jego uroczą asystentkę za każdym razem gdy wybierała jego numer. Nie mogła go winić za to, że nie dopisał prywatnego numeru na froncie. Jak by to wyglądało? Nie było na to miejsca. A tam miał go dużo, nawet załączył mały emotikonowy uśmieszek.
- Nie mam instagrama. W mojej pracy trochę nie przystoi chwalić się nowym jachtem. - wzruszył ramionami - I lunche zdecydowanie nie są moją mocną stroną. Zazwyczaj jem coś na mieście albo zamawiam do biura, czy tam komisariatu. Nigdy do końca nie wiem gdzie i kiedy będę. Z resztą wiesz, że jedyne, co potrafię usmażyć to steka. - przewrócił żartobliwie oczami bo nie można było być we wszystkim najlepszym.
- Ja Ci dałem do zrozumienia? - spojrzał na nią z lekkim wyrzutem - Przypomnę Ci, że przy pierwszym spotkaniu po latach to TY dobitnie dałaś mi do zrozumienia, że jesteś już zajęta i szczęśliwa. Ja byłem gotów dać temu szansę. - oparł się o bar dopijając swojego drinka i przynajmniej udając niewzruszonego.
Dwa drinki to stanowczo za mało by zdradził jej, że przyjęcie pracy tutaj wcale nie było zupełnym przypadkiem ani tym bardziej przymusem. Wymigiwał się cały czas chorobą ojca, ale miał też pewne inne plany. To nie on postawił zasieki już pierwszego dnia.
- Mówię Ci, że naprawdę nie musisz. Wszystko w swoim czasie. Mi się nie spieszy. W końcu naliczam Ci procenty. - zaśmiał się za chwilę uśmiechając się do niej zaczepnie.
Ella Laidman
Małe kłamstewko jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Tym bardziej jeśli było w dobrej wierze. Nie zauważył żadnej kobiety na parkiecie, która wpadłaby mu w oko bardziej niż Ella, ale nie musiała tego wiedzieć. Ani tego, że jej koleżanki też ledwo były rejestrowane gdzieś tam na jego radarze. Można powiedzieć, że Lance był dość wybredny jeśli chodziło o przygody łóżkowe. Związki, jak widać, nigdy mu nie wychodziły. Był sam już tak długo, że przestało mu brakować tej zwykłej, kobiecej bliskości. Nie musiał sypiać z kim popadnie co kilka dni. Ta część jego zachcianek trochę po prostu wygasła. Więc jak już z kimś sypiał to zazwyczaj z kimś, kto obiektywnie będzie przynajmniej dziewiątką. Mógł zaczekać aż znajdzie odpowiednią kandydatkę. Nigdzie mu się nie spieszyło.
- Słusznie, słusznie. - przytaknął z pewnym uznaniem - Powinnaś mierzyć wyżej niż prokurator w miasteczku wielkości Cairns. Nawet jeśli ma jacht. - puścił jej oczko z zaczepnym uśmiechem.
Dlatego był tak mocno przeciwny jej spotykaniu się z aplikantem. Był po prostu poniżej jej poziomu. Jak ma już sobie kogoś znaleźć to musiał być lepszy nawet od Lance'a. A jak wiemy ten ma o sobie całkiem wysokie mniemanie. Więc to musiałby być ktoś pokroju Bruce Wayne'a. Mógł być po prostu obrzydliwie bogaty bez obijania mord przestępcom wieczorami. W końcu balans pomiędzy pracą, a życiem osobistym jest bardzo ważny. O czym on sam zdążył się już przekonać.
- To zależy... Odwróciłaś kiedyś wizytówkę, którą ode mnie dostałaś? - spojrzał na nią nieco wyzywająco.
Właśnie tam ukrył swój prywatny numer, którego tak, do tej pory jeszcze nie użyła. Co właśnie mogło świadczyć o tym, że jakimś cudem nie wpadła na to by sprawdzić rewers. Wtedy nie musiałaby przebijać się przez jego uroczą asystentkę za każdym razem gdy wybierała jego numer. Nie mogła go winić za to, że nie dopisał prywatnego numeru na froncie. Jak by to wyglądało? Nie było na to miejsca. A tam miał go dużo, nawet załączył mały emotikonowy uśmieszek.
- Nie mam instagrama. W mojej pracy trochę nie przystoi chwalić się nowym jachtem. - wzruszył ramionami - I lunche zdecydowanie nie są moją mocną stroną. Zazwyczaj jem coś na mieście albo zamawiam do biura, czy tam komisariatu. Nigdy do końca nie wiem gdzie i kiedy będę. Z resztą wiesz, że jedyne, co potrafię usmażyć to steka. - przewrócił żartobliwie oczami bo nie można było być we wszystkim najlepszym.
- Ja Ci dałem do zrozumienia? - spojrzał na nią z lekkim wyrzutem - Przypomnę Ci, że przy pierwszym spotkaniu po latach to TY dobitnie dałaś mi do zrozumienia, że jesteś już zajęta i szczęśliwa. Ja byłem gotów dać temu szansę. - oparł się o bar dopijając swojego drinka i przynajmniej udając niewzruszonego.
Dwa drinki to stanowczo za mało by zdradził jej, że przyjęcie pracy tutaj wcale nie było zupełnym przypadkiem ani tym bardziej przymusem. Wymigiwał się cały czas chorobą ojca, ale miał też pewne inne plany. To nie on postawił zasieki już pierwszego dnia.
- Mówię Ci, że naprawdę nie musisz. Wszystko w swoim czasie. Mi się nie spieszy. W końcu naliczam Ci procenty. - zaśmiał się za chwilę uśmiechając się do niej zaczepnie.
Ella Laidman
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Była mu ogromnie wdzięczna za wszystkie rady, których aktualnie zupełnie nie potrzebowała. W geście teatralnym ułożyła więc skrzyżowane dłonie na klatce piersiowej i ukłoniła się delikatnie. - Doceniam to, jak bardzo dbasz o odpowiednią osobę u mego boku. Już wiem dlaczego przez ostatnie dziesięć lat wybierałam samych patałachów. Bo Ciebie nie było obok! - ciekawa była tylko z kim spotykał się on. Jej ustawił całkiem wysoką poprzeczkę, krytykując nawet Anthony'ego, który poza tym, że był od niej po prostu młodszy nie był najgorszą partią. Dbał o siebie, miał niezłą pracę, swój kąt i niezły żart. Tylko te zamiłowanie do przemocy, o którym nie każdy musiał wiedzieć, mogło wiele mu odebrać.
Może ona miała zaniżone standardy, bo naprawdę udało jej się dostrzec na parkiecie dwóch, może trzech całkiem niezłych mężczyzn. A może jednak to alkohol zaburzał jej odpowiednią ocenę i w słowach Lance'a było sporo racji?
- A nie mogłeś po prostu powiedzieć, że na drugiej stronie jest Twój numer prywatny? Co, pod ultrafioletem pojawi się też Twoje nagie zdjęcie? Co to w ogóle za zagadki? - racja, niedokładnie obejrzała wizytówkę, którą od niego dostała. Może dlatego, że nie szukała niczego szczególnego, a otrzymanie od niego numeru służbowego uznała za normalne. Nie musiał mieć ochoty dawać jej swojego numeru. Z przebiciem się przez jego asystentkę też nie miała większych problemów dotychczas. Zazwyczaj udawało się jej wymyślić jakąś historię, bądź po prostu przegadać kobietę. Albo po prostu tak jej się wydawało, bo praca z ludźmi uodporniła ją na wiele zachowań.
- Widzisz, odpowiedziałeś już dziś na wiele z moich pytań! Więc jutrzejszą rozmowę mamy odhaczoną, nie muszę przebijać się przez asystentkę! - z radości nawet klasnęła w dłonie, a następnie upiła dwa łyki wody, którą dostarczył jej przed nos barman. Wiedziała jednak, że jeśli ich rozmowa poszybuje w tym mniej bezpiecznym kierunku, to będzie musiała ponownie zamienić wodę na alkohol.
- Powiedziałam, że jestem bezpieczna, nie szczęśliwa. - teraz jednak wiedziała, że nazwanie jej relacji z aplikantem bezpieczną było niezłym żartem. Czuła się bezpieczna, dopóki była posłuszna, a ona nie miała zamiaru żyć pod czyjeś dyktando. - Później gdy chciałam COKOLWIEK zainicjować, to w Tobie obudziły się szlachetne, rycerskie cechy i stwierdziłeś, że nie ma mowy. - bo chociaż wtedy na jachcie udawała, że wcale jego odtrącenie nie zrobiło na niej wrażenia, czuła się tak naprawdę źle. Zapewne gdyby nie ten wypity wcześniej alkohol, nigdy by się o tym nie dowiedział. Była mistrzynią w trzymaniu w sobie emocji. - A teraz gdy ja jestem sama, a na Ciebie na loży czekają moje koleżanki, w domu całkiem prawdopodobnie jakaś kobieta, która zaznaczyła terytorium zostawiając ślady na Twojej szyi, to ja stwierdzam, że nie ma mowy. - na potwierdzenie swoich słów machnęła przecząco głową. Tak bardzo chciała udawać silną, niezależną i pewną swoich słów. - Jeśli chcesz możemy to ułożyć na osi czasu. - zakpiła, ponownie przystawiając butelkę z wodą do ust. Jej zdaniem rozsądnym było udawać, że aktualnie łączy ich jedynie dług. I to wcale nie ten emocjonalny. - Procenty? Jakie procenty? Nie mam grosza przy duszy, a Ty mi naliczasz odsetki? - zbuntowała się, nawiązując do jego komentarza odnośnie długu. Jeszcze tego jej brakowało - wpakowania się w kolejny problemy finansowe przez własną głupotę.
- Więc wracasz na lożę, do domu, zamawiasz drinka czy pójdziemy tańczyć aby zawyżyć średnią na parkiecie? - zaproponowała z lekkim uśmiechem.
Lance Howell
Może ona miała zaniżone standardy, bo naprawdę udało jej się dostrzec na parkiecie dwóch, może trzech całkiem niezłych mężczyzn. A może jednak to alkohol zaburzał jej odpowiednią ocenę i w słowach Lance'a było sporo racji?
- A nie mogłeś po prostu powiedzieć, że na drugiej stronie jest Twój numer prywatny? Co, pod ultrafioletem pojawi się też Twoje nagie zdjęcie? Co to w ogóle za zagadki? - racja, niedokładnie obejrzała wizytówkę, którą od niego dostała. Może dlatego, że nie szukała niczego szczególnego, a otrzymanie od niego numeru służbowego uznała za normalne. Nie musiał mieć ochoty dawać jej swojego numeru. Z przebiciem się przez jego asystentkę też nie miała większych problemów dotychczas. Zazwyczaj udawało się jej wymyślić jakąś historię, bądź po prostu przegadać kobietę. Albo po prostu tak jej się wydawało, bo praca z ludźmi uodporniła ją na wiele zachowań.
- Widzisz, odpowiedziałeś już dziś na wiele z moich pytań! Więc jutrzejszą rozmowę mamy odhaczoną, nie muszę przebijać się przez asystentkę! - z radości nawet klasnęła w dłonie, a następnie upiła dwa łyki wody, którą dostarczył jej przed nos barman. Wiedziała jednak, że jeśli ich rozmowa poszybuje w tym mniej bezpiecznym kierunku, to będzie musiała ponownie zamienić wodę na alkohol.
- Powiedziałam, że jestem bezpieczna, nie szczęśliwa. - teraz jednak wiedziała, że nazwanie jej relacji z aplikantem bezpieczną było niezłym żartem. Czuła się bezpieczna, dopóki była posłuszna, a ona nie miała zamiaru żyć pod czyjeś dyktando. - Później gdy chciałam COKOLWIEK zainicjować, to w Tobie obudziły się szlachetne, rycerskie cechy i stwierdziłeś, że nie ma mowy. - bo chociaż wtedy na jachcie udawała, że wcale jego odtrącenie nie zrobiło na niej wrażenia, czuła się tak naprawdę źle. Zapewne gdyby nie ten wypity wcześniej alkohol, nigdy by się o tym nie dowiedział. Była mistrzynią w trzymaniu w sobie emocji. - A teraz gdy ja jestem sama, a na Ciebie na loży czekają moje koleżanki, w domu całkiem prawdopodobnie jakaś kobieta, która zaznaczyła terytorium zostawiając ślady na Twojej szyi, to ja stwierdzam, że nie ma mowy. - na potwierdzenie swoich słów machnęła przecząco głową. Tak bardzo chciała udawać silną, niezależną i pewną swoich słów. - Jeśli chcesz możemy to ułożyć na osi czasu. - zakpiła, ponownie przystawiając butelkę z wodą do ust. Jej zdaniem rozsądnym było udawać, że aktualnie łączy ich jedynie dług. I to wcale nie ten emocjonalny. - Procenty? Jakie procenty? Nie mam grosza przy duszy, a Ty mi naliczasz odsetki? - zbuntowała się, nawiązując do jego komentarza odnośnie długu. Jeszcze tego jej brakowało - wpakowania się w kolejny problemy finansowe przez własną głupotę.
- Więc wracasz na lożę, do domu, zamawiasz drinka czy pójdziemy tańczyć aby zawyżyć średnią na parkiecie? - zaproponowała z lekkim uśmiechem.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Zagadka rozwiązana. - puścił jej oczko z szerokim uśmiechem strzelając przy okazji palcami - Twój prywatny kupid powrócił i będzie trzymał rękę na pulsie żebyś nie schodziła poniżej pewnego poziomu. - przytaknął sam sobie i starał się przy tym wszystkim wyglądać jak naprawdę szanujący się swat.
Co prawda ostatnie czego chciał to oglądać jak jego pierwsza miłość znajduje sobie dzięki niemu jakiegoś dobrego faceta, ale nadal mu na niej zależało. Więc jeśli już miała się z kimś spotykać to mógł chociaż zadbać o to by facet miał pewien poziom i odpowiednio ją traktował. Czy właśnie nie takie rzeczy robią dla siebie dobrzy byli partnerzy? Tak mu się wydawało. Tylko jeśli mają podejść do tego poważnie to muszą zmienić lokal, bo tutaj naprawdę nie widział żadnych potencjalnych kandydatów. Chyba wszystkie dyszki pochowały się gdy jedenastka weszła do pomieszczenia. Czytaj Lance.
- Pod ultrafioletem nie, jak potrzymasz ją nad świecą pokaże się pierwsza poszlaka do mojego tajnego projektu. Jestem starej daty. - uśmiechnął się do niej rozbrajająco bo nie mogła mu mieć tego za złe, a przynajmniej on nie wierzył, że mogłaby.
Zawsze twierdził, że życie nie tyle trzeba sobie utrudniać, co trochę urozmaicać. Chociaż nie nazwałby wypisaniem swojego numeru na odwrocie wizytówki czymś szczególnie zagadkowym. Po prostu gdyby kiedyś przyszło jej wyciągnąć tę wizytówkę przy osobie trzeciej, nie musiało się tak od razu rzucać w oczy, że otrzymuje specjalne traktowanie od jednego z tutejszych prokuratorów. To mogło być różnie odczytane, a wtedy przecież nie łączyło ich nic, nawet przyjaźń, bo przecież tego też od niego nie chciała. Przynajmniej wtedy. Sprawy zdawały się już trochę zmienić.
- Nigdy nie musiałaś. - dodał zaczepnie bo po prostu nie mógł się powstrzymać.
Takie przekomarzanki były silniejsze od niego. Często podnosił jej ciśnienie. To w ramach tego urozmaicania sobie życia. Kiedyś radziła sobie z tym całkiem dobrze. Dzisiaj po prostu postanowił sprawdzić czy to się zmieniło. Na wszelki wypadek przygotował się na jakiś unik gdyby przyszło mu oberwać wodą z butelki czy samą butelką. Brał poprawkę na to, że pewne rzeczy jednak się przez tę dekadę zmieniły.
- O nie, nie... Pamiętam jak dobitnie powiedziałaś, że jesteś tam z kimś i tak Ci dobrze. Nawet do kolegowania się musiałem Cię namawiać. - miał ochotę prychnąć, ale jednak się powstrzymał - Hej, nie zrzucaj tego na mnie. Byłaś nadal z Anthonym. Nie mówiłaś w ogóle, że z nim zerwałaś. Uwierz mi, nie chcesz być tą osobą, która zdradza w związku, nawet jeśli się kończy. - teraz już nie ukrywał swojego niezadowolenia.
Może znała historię z jego ojcem, a może nie. W każdym razie Lance na pewno nie chciał pakować się w tego typu relację. Jeśli mieli coś budować to po tym jak jej związek się skończy. Nie przed. Może nawet gdyby do czegoś doszło nie byłby do końca jak swój ojciec, lecz nie chciał być nawet trochę jak on. Trzymał się od takich układów z daleka.
- Nikt na mnie nie czeka, a to, że zostawiła mi ślady... Wiesz jak lubię się bawić. - wzruszył ramionami nie mając zamiaru spowiadać się z tego, że z kimś się przespał.
- A jak myślisz, że dorobiłem się takiego majątku? - zaśmiał się cicho brnąć w zaparte i nie dając po sobie poznać, że po prostu się z niej z tymi procentami nabijał.
- Wiesz, że potrafię się ruszać, grać w kosza, czy boksować, ale taniec... - uśmiechnął się nieco krzywo patrząc na parkiet - To jedna z tych rzeczy, których po dzień dzisiejszy nie opanowałem. - pokręcił głową patrząc na nią przepraszająco - Ale ty się nie krępuj. Koleżanki pewnie chętnie do Ciebie dołączą. A ja nie wiem... Może rzeczywiście pora wracać do domu. - spojrzał na zegarek mając na uwadze, że jutro jednak wstaje do pracy i ma kilka spotkań z rana.
Ella Laidman
Co prawda ostatnie czego chciał to oglądać jak jego pierwsza miłość znajduje sobie dzięki niemu jakiegoś dobrego faceta, ale nadal mu na niej zależało. Więc jeśli już miała się z kimś spotykać to mógł chociaż zadbać o to by facet miał pewien poziom i odpowiednio ją traktował. Czy właśnie nie takie rzeczy robią dla siebie dobrzy byli partnerzy? Tak mu się wydawało. Tylko jeśli mają podejść do tego poważnie to muszą zmienić lokal, bo tutaj naprawdę nie widział żadnych potencjalnych kandydatów. Chyba wszystkie dyszki pochowały się gdy jedenastka weszła do pomieszczenia. Czytaj Lance.
- Pod ultrafioletem nie, jak potrzymasz ją nad świecą pokaże się pierwsza poszlaka do mojego tajnego projektu. Jestem starej daty. - uśmiechnął się do niej rozbrajająco bo nie mogła mu mieć tego za złe, a przynajmniej on nie wierzył, że mogłaby.
Zawsze twierdził, że życie nie tyle trzeba sobie utrudniać, co trochę urozmaicać. Chociaż nie nazwałby wypisaniem swojego numeru na odwrocie wizytówki czymś szczególnie zagadkowym. Po prostu gdyby kiedyś przyszło jej wyciągnąć tę wizytówkę przy osobie trzeciej, nie musiało się tak od razu rzucać w oczy, że otrzymuje specjalne traktowanie od jednego z tutejszych prokuratorów. To mogło być różnie odczytane, a wtedy przecież nie łączyło ich nic, nawet przyjaźń, bo przecież tego też od niego nie chciała. Przynajmniej wtedy. Sprawy zdawały się już trochę zmienić.
- Nigdy nie musiałaś. - dodał zaczepnie bo po prostu nie mógł się powstrzymać.
Takie przekomarzanki były silniejsze od niego. Często podnosił jej ciśnienie. To w ramach tego urozmaicania sobie życia. Kiedyś radziła sobie z tym całkiem dobrze. Dzisiaj po prostu postanowił sprawdzić czy to się zmieniło. Na wszelki wypadek przygotował się na jakiś unik gdyby przyszło mu oberwać wodą z butelki czy samą butelką. Brał poprawkę na to, że pewne rzeczy jednak się przez tę dekadę zmieniły.
- O nie, nie... Pamiętam jak dobitnie powiedziałaś, że jesteś tam z kimś i tak Ci dobrze. Nawet do kolegowania się musiałem Cię namawiać. - miał ochotę prychnąć, ale jednak się powstrzymał - Hej, nie zrzucaj tego na mnie. Byłaś nadal z Anthonym. Nie mówiłaś w ogóle, że z nim zerwałaś. Uwierz mi, nie chcesz być tą osobą, która zdradza w związku, nawet jeśli się kończy. - teraz już nie ukrywał swojego niezadowolenia.
Może znała historię z jego ojcem, a może nie. W każdym razie Lance na pewno nie chciał pakować się w tego typu relację. Jeśli mieli coś budować to po tym jak jej związek się skończy. Nie przed. Może nawet gdyby do czegoś doszło nie byłby do końca jak swój ojciec, lecz nie chciał być nawet trochę jak on. Trzymał się od takich układów z daleka.
- Nikt na mnie nie czeka, a to, że zostawiła mi ślady... Wiesz jak lubię się bawić. - wzruszył ramionami nie mając zamiaru spowiadać się z tego, że z kimś się przespał.
- A jak myślisz, że dorobiłem się takiego majątku? - zaśmiał się cicho brnąć w zaparte i nie dając po sobie poznać, że po prostu się z niej z tymi procentami nabijał.
- Wiesz, że potrafię się ruszać, grać w kosza, czy boksować, ale taniec... - uśmiechnął się nieco krzywo patrząc na parkiet - To jedna z tych rzeczy, których po dzień dzisiejszy nie opanowałem. - pokręcił głową patrząc na nią przepraszająco - Ale ty się nie krępuj. Koleżanki pewnie chętnie do Ciebie dołączą. A ja nie wiem... Może rzeczywiście pora wracać do domu. - spojrzał na zegarek mając na uwadze, że jutro jednak wstaje do pracy i ma kilka spotkań z rana.
Ella Laidman
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Podejrzliwie zmierzyła go wzrokiem. Nie wierzyła, że był osobą, której zależało na znalezieniu odpowiedniego partnera, albo raczej na znalezieniu go w ogóle. Na własnym przykładzie mogła przecież stwierdzić, że na samą myśl o innej kobiecie u jego boku, skręcało ją w żołądku. Czy coś u niego się jednak zmieniło? Może on z ich dwójki poradził sobie lepiej i szybciej i rzeczywiście będzie w stanie zadbać o to, aby u jej boku pojawił się ktoś wartościowy. - Aż nie mogę się doczekać, kogo mi zarekomendujesz. - widziała przecież w jego miejscu pracy kilku, całkiem niezłych mężczyzn. Jednak czy był sens pchać się w tę branżę? Może powinna poszukać wśród sportowców, nauczycieli albo urzędników? Albo po prostu dać sobie spokój i pozwolić losowi się tym zająć.
Jak bardzo Lance testował jej cierpliwość, wiedziała tylko ona. Najgorszym było to, że te kilkanaście lat temu, wpadła na głupi pomysł pokazania mu swoich wszystkich słabości, co mógł teraz wykorzystywać. Bo może i zmieniła się przez ten czas gdy się nie widzieli, jednak niektóre sprawy pozostawały niezmienne. Jak ten jego irytujący uśmieszek. - Ja chyba zacznę trenować zdjęcia do kartoteki kryminalnej, bo jak tak dalej pójdzie to zamknął mnie w końcu za uduszenie Ciebie. - przewróciła oczami, po czym upiła kolejną porcję wody. Przez myśl by jej nawet nie przeszło, że otrzymanie od niego prywatnego numeru może być powodem do problemów, jednak mogło to wskazywać jedynie jej niewiedzę. Może znajomość z brunetem wcale nie należała do tych bezpiecznych i powinna się przestać z nim widywać? Albo w końcu przejrzeć te wszystkie strony internetowe i dowiedzieć się co nieco o przeszłości prokuratora. Życie w takiej niewiedzy wcale nie było dobre, skoro nie znało się potencjalnych zagrożeń.
- Masz rację, nigdy nie musiałam w ogóle dzwonić. - ale chciała. Bo marynarkę mogła przekazać Anthony'emu, jego ojca odwieźć po prostu pod odpowiedni adres, o pożyczkę poprosić kogoś z rodziny. Utrzymywanie z nim kontaktu, choćby nikłego, było silniejsze od niej. Szukanie pretekstów do otrzymania wiadomości, albo usłyszenia w słuchawce jego głosu, było czymś ekscytującym. Wypierała to jednak przed samą sobą, więc nie sądziła, że kiedykolwiek nadszedłby czas, aby powiedziała o tym też jemu. Lubiła takie bezpieczeństwo, nawet jeśli w pewnym stopniu było to po prostu bolesne.
Nie sądziła też, że dzisiejszego wieczora wezmą na warsztat analizę odbudowywania ich znajomości i zarzucania sobie tego co kto komu powiedział i kto jak co zrozumiał. Okoliczności nie sprzyjały takim rozmowom, jednak wypity alkohol dodawał odwagi, z czego Ella niewątpliwie skorzystała. - No bo byłam z kimś! A czego oczekiwałeś? Że będę na Ciebie czekała, nie wiedząc nawet czy wrócisz? Że z ochotę przyjmę propozycję przyjaźni po tym, jak złamałeś mi serce umawiając się z tamtą dziewczyną? Czego ode mnie oczekiwałeś? Jak sobie wyobrażałeś nasze spotkanie? Że powiem, że tęskniłam? - powody dla których mężczyzna nie chciał się pakować w tę skomplikowaną sytuację były logiczne. Ona sama nie potrafiłaby zdradzić, a do osób zdradzających nie miała już serca. Uważała to za najgorsze świństwo, chociaż jakby nie patrzeć to co sama zainicjowała podczas ich rejsu, jednak zahaczało o jej możliwość.
Przewróciła oczami na komentarz odnośnie zamiłowań do łóżkowych zabaw prokuratora. Nawet nie wiedziała jak to skomentować, bo nieszczególnie też chciała o tym myśleć. Było jej z tym nadzwyczajnej ... źle?
- Przecież jeszcze przed chwilą mówiłeś, że wcale nie masz dużego majątku. Plączesz się w zeznaniach, kochany. - uniosła podejrzliwie brew, wskazując na niego badawczo palcem. Może i była pijana, ale jednak jakieś ostatnie komórki w jej głowie pracowały, za co była im wdzięczna bo powinna jeszcze wrócić całkiem świadomie do domu.
Jego odmowa spowodowała, że na jej twarzy pojawił się grymas. Zupełnie nie rozumiała jego uzasadnienia, więc logicznym było też to, że w łatwo nie odpuści. - Co ty pieprzysz, Lance? Przetańczyłeś ze mną setki piosenek, na bankiecie też wspólnie tańczyliśmy. Może nie wygrałbyś kryształowej kuli w Tańcu z Gwiazdami , ale też nie jesteś najgorszy. - mógł po prostu powiedzieć, że nie ma ochoty z nią tańczyć, a nie układać całą historię wokół jej propozycji.
Lance Howell
Jak bardzo Lance testował jej cierpliwość, wiedziała tylko ona. Najgorszym było to, że te kilkanaście lat temu, wpadła na głupi pomysł pokazania mu swoich wszystkich słabości, co mógł teraz wykorzystywać. Bo może i zmieniła się przez ten czas gdy się nie widzieli, jednak niektóre sprawy pozostawały niezmienne. Jak ten jego irytujący uśmieszek. - Ja chyba zacznę trenować zdjęcia do kartoteki kryminalnej, bo jak tak dalej pójdzie to zamknął mnie w końcu za uduszenie Ciebie. - przewróciła oczami, po czym upiła kolejną porcję wody. Przez myśl by jej nawet nie przeszło, że otrzymanie od niego prywatnego numeru może być powodem do problemów, jednak mogło to wskazywać jedynie jej niewiedzę. Może znajomość z brunetem wcale nie należała do tych bezpiecznych i powinna się przestać z nim widywać? Albo w końcu przejrzeć te wszystkie strony internetowe i dowiedzieć się co nieco o przeszłości prokuratora. Życie w takiej niewiedzy wcale nie było dobre, skoro nie znało się potencjalnych zagrożeń.
- Masz rację, nigdy nie musiałam w ogóle dzwonić. - ale chciała. Bo marynarkę mogła przekazać Anthony'emu, jego ojca odwieźć po prostu pod odpowiedni adres, o pożyczkę poprosić kogoś z rodziny. Utrzymywanie z nim kontaktu, choćby nikłego, było silniejsze od niej. Szukanie pretekstów do otrzymania wiadomości, albo usłyszenia w słuchawce jego głosu, było czymś ekscytującym. Wypierała to jednak przed samą sobą, więc nie sądziła, że kiedykolwiek nadszedłby czas, aby powiedziała o tym też jemu. Lubiła takie bezpieczeństwo, nawet jeśli w pewnym stopniu było to po prostu bolesne.
Nie sądziła też, że dzisiejszego wieczora wezmą na warsztat analizę odbudowywania ich znajomości i zarzucania sobie tego co kto komu powiedział i kto jak co zrozumiał. Okoliczności nie sprzyjały takim rozmowom, jednak wypity alkohol dodawał odwagi, z czego Ella niewątpliwie skorzystała. - No bo byłam z kimś! A czego oczekiwałeś? Że będę na Ciebie czekała, nie wiedząc nawet czy wrócisz? Że z ochotę przyjmę propozycję przyjaźni po tym, jak złamałeś mi serce umawiając się z tamtą dziewczyną? Czego ode mnie oczekiwałeś? Jak sobie wyobrażałeś nasze spotkanie? Że powiem, że tęskniłam? - powody dla których mężczyzna nie chciał się pakować w tę skomplikowaną sytuację były logiczne. Ona sama nie potrafiłaby zdradzić, a do osób zdradzających nie miała już serca. Uważała to za najgorsze świństwo, chociaż jakby nie patrzeć to co sama zainicjowała podczas ich rejsu, jednak zahaczało o jej możliwość.
Przewróciła oczami na komentarz odnośnie zamiłowań do łóżkowych zabaw prokuratora. Nawet nie wiedziała jak to skomentować, bo nieszczególnie też chciała o tym myśleć. Było jej z tym nadzwyczajnej ... źle?
- Przecież jeszcze przed chwilą mówiłeś, że wcale nie masz dużego majątku. Plączesz się w zeznaniach, kochany. - uniosła podejrzliwie brew, wskazując na niego badawczo palcem. Może i była pijana, ale jednak jakieś ostatnie komórki w jej głowie pracowały, za co była im wdzięczna bo powinna jeszcze wrócić całkiem świadomie do domu.
Jego odmowa spowodowała, że na jej twarzy pojawił się grymas. Zupełnie nie rozumiała jego uzasadnienia, więc logicznym było też to, że w łatwo nie odpuści. - Co ty pieprzysz, Lance? Przetańczyłeś ze mną setki piosenek, na bankiecie też wspólnie tańczyliśmy. Może nie wygrałbyś kryształowej kuli w Tańcu z Gwiazdami , ale też nie jesteś najgorszy. - mógł po prostu powiedzieć, że nie ma ochoty z nią tańczyć, a nie układać całą historię wokół jej propozycji.
Lance Howell
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Niestety będziesz musiała poczekać przynajmniej dwa tygodnie. Proces wetowania kandydatów trwa tydzień, później przychodzi czas na rozmowy jeden na jeden. Czasami się przedłuża. Zalecane jest nie poznawanie mężczyzn na własną rękę podczas całego procesu. - uśmiechnął się wesoło brzmiąc przynajmniej tak dobrze jak jakaś broszurka apek do randkowania.
Kto, jak kto, ale prokurator miał wystarczająco duże doświadczenie do przeprowadzenia takiego procesu. Musiał potrafić poznać się na ludziach już na pierwszy rzut oka, inaczej byłby cholernie kiepski w swojej pracy, a tego nie można było o nim powiedzieć już w Melbourne. Był cholernie skuteczny. Może niekoniecznie wpisywał się we wszystkie polityczne kryteria przez co stracił swoją pozycję, ale same wyniki miał właściwie nieskazitelne. Mógłby spokojnie podpisać się pod takim wetowaniem kandydatów na partnera. To w sumie nie był najgłupszy pomysł na biznes. Bezpieczna aplikacja randkowa, gdzie obie strony są sprawdzane przez stróży prawa i prokuratorów? Chyba właśnie znalazł pomysł na swoją emeryturę.
- To chyba jeszcze popracuj nad techniką duszenia, bo nie będziesz pierwszą osobą, która próbowała, a ja nadal tu stoję. - wyszczerzył się do niej bez cienia pokory.
Tym razem nie mówił nawet o swoich fetyszach łóżkowych, a po prostu o niebezpieczeństwie płynącym z jego pracy. Z resztą zdążyła się już przekonać o jednym z zagrożeń z posiadania go w swoim życiu. Czasami ktoś do niego strzelał. Czasami próbował udusić. Raz zdarzyło się nawet otruć. Dlatego musiał być zawsze w najwyższej gotowości. Na razie jednak nie miał żadnych spraw związanych z przestępczością zorganizowaną, więc mógł oddychać w miarę spokojnie. Chociaż nigdy nie wiadomo co komu do łba strzeli. Może właśnie dlatego żył dość frywolnie do tej pory?
- Cóż... Pewnie nie byłbym rozczarowany, gdybyś powiedziała, że tęskniłaś. Ja trochę tęskniłem. - w swoim stylu zaczął od lekkiego żartu, ale szybko spoważniał - Nie myślałem, że będziesz na mnie czekać. To normalne, że nasze życia toczyły się dalej i każdy miał jakichś partnerów. Wiem, że nie rozwiązałem tego najlepiej te wszystkie lata temu, za co przepraszam. - spojrzał jej w oczy mówiąc to absolutnie szczerze.
Zawsze mówił, że nie będzie swoim ojcem. Może nie do końca nim był, bo jednak skończył relację z Ellą zanim na dobre zaczął umawiać się z inną dziewczyną, ale był mały, szary obszar, kilku dni kiedy teoretycznie do niczego nie doszło, ale było to na bardzo nieprzyjemnej granicy. Chciałby być wtedy doroślejszy. Porozmawiać o ich problemach, ale nie było powrotu do tych zamierzchłych czasów. Teraz mógł po prostu przeprosić i to właśnie zrobił. Coś, czego po dziś dzień od niego nie usłyszała, a powinna.
- Wtedy zrobiłem to źle, dlatego nie pozwoliłem nam ponownie zacząć źle. - uśmiechnął się lekko jakby to miało być dla nich jakimś pocieszeniem.
To nie był jednak czas ani miejsce na tę rozmowę. Z resztą Ella może nawet jej jutro nie pamiętać patrząc na jej dzisiejszy stan. Nigdy nie miała mocnej głowy do alkoholu. Może też dlatego łatwiej było mu z nią o tym porozmawiać? Miał nadzieję, że chociaż te przeprosiny utkną w jej wspomnieniach.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie mam dużego majątku. Mówiłem, że mam za co żyć. - uśmiechnął się zadziornie.
Z prawnikiem nie wygrasz, nie takie potyczki słowne i nie po pijaku.
- Taaaak, przetańczyliśmy kilka piosenek, ale nigdy nie tańczyliśmy w klubach, nie do takiej muzyki. - spojrzał na gibiących się w tańcu ludzi z pewnym niesmakiem - Coś tam z tańców towarzyskim ogarniam, jak na tym bankiecie, ale po koszykówce i boksie mam kontuzję zarówno kolan, jak i łokcia. Mam w sobie co najwyżej kilka piosenek, a później niestety zaczynam wysiadać. - przyznał z pewnym niezadowoleniem - Ale na następnym bankiecie chętnie poproszę cię do tańca. Masz jakiś na oku? - zagaił beztrosko podpierając się o bar i nachylając nieco bliżej.
Ella Laidman
Kto, jak kto, ale prokurator miał wystarczająco duże doświadczenie do przeprowadzenia takiego procesu. Musiał potrafić poznać się na ludziach już na pierwszy rzut oka, inaczej byłby cholernie kiepski w swojej pracy, a tego nie można było o nim powiedzieć już w Melbourne. Był cholernie skuteczny. Może niekoniecznie wpisywał się we wszystkie polityczne kryteria przez co stracił swoją pozycję, ale same wyniki miał właściwie nieskazitelne. Mógłby spokojnie podpisać się pod takim wetowaniem kandydatów na partnera. To w sumie nie był najgłupszy pomysł na biznes. Bezpieczna aplikacja randkowa, gdzie obie strony są sprawdzane przez stróży prawa i prokuratorów? Chyba właśnie znalazł pomysł na swoją emeryturę.
- To chyba jeszcze popracuj nad techniką duszenia, bo nie będziesz pierwszą osobą, która próbowała, a ja nadal tu stoję. - wyszczerzył się do niej bez cienia pokory.
Tym razem nie mówił nawet o swoich fetyszach łóżkowych, a po prostu o niebezpieczeństwie płynącym z jego pracy. Z resztą zdążyła się już przekonać o jednym z zagrożeń z posiadania go w swoim życiu. Czasami ktoś do niego strzelał. Czasami próbował udusić. Raz zdarzyło się nawet otruć. Dlatego musiał być zawsze w najwyższej gotowości. Na razie jednak nie miał żadnych spraw związanych z przestępczością zorganizowaną, więc mógł oddychać w miarę spokojnie. Chociaż nigdy nie wiadomo co komu do łba strzeli. Może właśnie dlatego żył dość frywolnie do tej pory?
- Cóż... Pewnie nie byłbym rozczarowany, gdybyś powiedziała, że tęskniłaś. Ja trochę tęskniłem. - w swoim stylu zaczął od lekkiego żartu, ale szybko spoważniał - Nie myślałem, że będziesz na mnie czekać. To normalne, że nasze życia toczyły się dalej i każdy miał jakichś partnerów. Wiem, że nie rozwiązałem tego najlepiej te wszystkie lata temu, za co przepraszam. - spojrzał jej w oczy mówiąc to absolutnie szczerze.
Zawsze mówił, że nie będzie swoim ojcem. Może nie do końca nim był, bo jednak skończył relację z Ellą zanim na dobre zaczął umawiać się z inną dziewczyną, ale był mały, szary obszar, kilku dni kiedy teoretycznie do niczego nie doszło, ale było to na bardzo nieprzyjemnej granicy. Chciałby być wtedy doroślejszy. Porozmawiać o ich problemach, ale nie było powrotu do tych zamierzchłych czasów. Teraz mógł po prostu przeprosić i to właśnie zrobił. Coś, czego po dziś dzień od niego nie usłyszała, a powinna.
- Wtedy zrobiłem to źle, dlatego nie pozwoliłem nam ponownie zacząć źle. - uśmiechnął się lekko jakby to miało być dla nich jakimś pocieszeniem.
To nie był jednak czas ani miejsce na tę rozmowę. Z resztą Ella może nawet jej jutro nie pamiętać patrząc na jej dzisiejszy stan. Nigdy nie miała mocnej głowy do alkoholu. Może też dlatego łatwiej było mu z nią o tym porozmawiać? Miał nadzieję, że chociaż te przeprosiny utkną w jej wspomnieniach.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie mam dużego majątku. Mówiłem, że mam za co żyć. - uśmiechnął się zadziornie.
Z prawnikiem nie wygrasz, nie takie potyczki słowne i nie po pijaku.
- Taaaak, przetańczyliśmy kilka piosenek, ale nigdy nie tańczyliśmy w klubach, nie do takiej muzyki. - spojrzał na gibiących się w tańcu ludzi z pewnym niesmakiem - Coś tam z tańców towarzyskim ogarniam, jak na tym bankiecie, ale po koszykówce i boksie mam kontuzję zarówno kolan, jak i łokcia. Mam w sobie co najwyżej kilka piosenek, a później niestety zaczynam wysiadać. - przyznał z pewnym niezadowoleniem - Ale na następnym bankiecie chętnie poproszę cię do tańca. Masz jakiś na oku? - zagaił beztrosko podpierając się o bar i nachylając nieco bliżej.
Ella Laidman