

about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

002.
the ocean's roar is music to the soul.
sailor ettenberg & zoey mctavish
{outfit}
sailor ettenberg & zoey mctavish
{outfit}
Gdy dzięki pomocy nawigacji dotarła na autobus, który powiódł ją autostradą do Port Douglas, a następnie na malownicza plaże, której widok znacznie poprawił jej nastrój. Zbyt rzadko opuszczała sypialnie w Carnelian Land - potrzebowała kontaktu ze światem. wodą i l u d ź m i, którzy nie wiedzieli w jak wielkim bagnie ugrzęzła. Gdy dotarła do piaszczystego brzegu, wypuściła z dłoni klapki i torbę z której po chwili wyciągnęła większy ręcznik oraz książkę. Zdjęła też z siebie zwiewną sukienkę, którą niedbale wrzuciła do torby i poprawiła okulary na nosie, rozglądając się po ludziach. Zanim zacznie wylegiwać się w słońcu, planowała schłodzić się w lśniącej, lazurowej wodzie.
Spędziła tam kilka minut, uważnie zerkając w stronę swego koczowiska i zdecydowała się na małą przerwę by poświęcić się lekturze. Zdążyła jedynie rozsiąść się na ręczniku, w który wytarła w dłonie i jej uwagę przykuła dziewczyna, która wyszła z wody zaraz po niej. Znała jej twarz, choć dawno jej nie widziała.
— Zoey? — spytała niepewnie, zsuwając niżej okulary, a gdy nabrała wystarczającej pewności, podniosła się energicznie i wyciągnęła ramiona w stronę dziewczyny. Nie była w stanie powstrzymać entuzjazmu, który wynikał z przydługiej samotności i faktu, że zwyczajnie brakowało jej rodziny i przyjaciół.
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

046.
{outfit}
Uśmiechnęła się od razu szeroko. – Sailor! – Powiedziała z ekscytacją i wpadła w ramionach dawnej znajomej. Nie mogła uwierzyć, że po tylu latach spotykają się akurat tutaj, a nie gdzieś w Sydney. – Co Ty tu robisz? Już nie miałaś gdzie przyjeżdżać tylko do takiej dziury? – Zapytała, ale wtedy sobie uzmysłwiła, że jest cała mokra, bo nie zdążyła się wytrzeć więc zrobiła jednak krok w tył, spróbowała chociaz lekko przeczesać włosy palcami, żeby zaczeły jej schnąć w tym słońcu.
sailor ettenberg


about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

Blondynka lubiła swoją pracę, studentów i spędzanie czasu z przyjaciółmi, jednak od czasu do czasu i jej marzył się mały urlop oraz odrobina odpoczynku. Doszukując się plusów tej wymiany małżeńskiej, dopatrzyła się jedynie okazji do tego by móc wyciszyć się w spokoju i wyjechać z Sydney, bo minusów było zdecydowanie w i ę c e j. Tutaj jednak zaczęła szybko tęsknić za ludźmi, których na pewno mocno zaskoczył jej nagły wyjazd bez małżonka; zastanawiała się co będzie, jeśli ktoś odkryje, że w jej domu mieszkała inna kobieta i zadzwoni do niej z nowinką, której wyjaśnić nie potrafiła.
Przynajmniej w obecności Zoey nie musiała udawać, że jej małżeństwo przechodziło przez kryzys, któremu nie potrafiła zaradzić. McTavish nie znała Joela i łudzącą wierzyła, że Otisa także nie miała okazji skojarzyć przez wgląd na jego wyjazdy ale musiała uważać, gdy nagle zdecyduje się wyjść z blondynem do ludzi.
— Odwiedzam krewnych — skłamała na poczekaniu, równie mocno zaskoczona widokiem dawnej koleżanki, którą poznała, gdy ta studiowała na uczelni w Sydney - tej samej na której obecnie Sailor trenowała studencką drużyną pływacką. Na dobrą sprawę, nie pamiętała skąd Zoey pochodziła, a nazwa tak małego miasteczka wcale nie zapadała w pamięci. — Ciebie też nie spodziewałam się tu spotkać. Pochodzisz z tych stron? — spytała na wstępie,uznając, że dobrze jest mieć takie rzeczy na uwadze. Była pewna, że po drugiej stronie kontynentu nie musiała martwić się n i k i m. Odsunęła się by móc zlustrować ją wzrokiem i uśmiechnęła się. — Jeju, wciąż wyglądasz jak szczypiorek — skomentowała pół żartem, pół serio. Pamiętała, że Zoey zawsze była bardzo szczupła i była pod wrażeniem tego, że wciąż potrafiła utrzymać linie. Gdyby nie basen, Sailor najpewniej przypominałaby donuta.
Zoey McTavish
Przynajmniej w obecności Zoey nie musiała udawać, że jej małżeństwo przechodziło przez kryzys, któremu nie potrafiła zaradzić. McTavish nie znała Joela i łudzącą wierzyła, że Otisa także nie miała okazji skojarzyć przez wgląd na jego wyjazdy ale musiała uważać, gdy nagle zdecyduje się wyjść z blondynem do ludzi.
— Odwiedzam krewnych — skłamała na poczekaniu, równie mocno zaskoczona widokiem dawnej koleżanki, którą poznała, gdy ta studiowała na uczelni w Sydney - tej samej na której obecnie Sailor trenowała studencką drużyną pływacką. Na dobrą sprawę, nie pamiętała skąd Zoey pochodziła, a nazwa tak małego miasteczka wcale nie zapadała w pamięci. — Ciebie też nie spodziewałam się tu spotkać. Pochodzisz z tych stron? — spytała na wstępie,uznając, że dobrze jest mieć takie rzeczy na uwadze. Była pewna, że po drugiej stronie kontynentu nie musiała martwić się n i k i m. Odsunęła się by móc zlustrować ją wzrokiem i uśmiechnęła się. — Jeju, wciąż wyglądasz jak szczypiorek — skomentowała pół żartem, pół serio. Pamiętała, że Zoey zawsze była bardzo szczupła i była pod wrażeniem tego, że wciąż potrafiła utrzymać linie. Gdyby nie basen, Sailor najpewniej przypominałaby donuta.
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

Zoey to mało kogo w tym mieście znała. Jej życie było głownie w Cairns, tam spędzała większość dnia, a jeżeli nie, to siedziała zamknięta we własnym apartamencie próbując skończyć projekty. Była straszną pracoholiczką i zaczynała się zastanawiać czy to kiedyś będzie się odbijać na jej zdrowiu. Pewnie tak, ale póki co nic wielkiego się nie działo. No może poza tym, że czasem ją bolał brzuch z nerów i bywały dni, gdy miała spore problemy ze spaniem. Ale tak poza tym? Nic. Pracowała więc na wysokich obrotach wiedząc, że jeżeli da z siebie 300 procent, to kiedyś przyniesie to efekt i rzeczywiście zostanie najpopularniejsza panią architekt w Australii. Wierzyła, że jej się to uda.
- Ohh, to dobrze. Zanudziłabyś się gdybyś miała tu mieszkać na stałe. Możesz mi zaufać na słowo. – Zoey była introwertyczną osobą, nie potrzebowała zbyt wielu rozrywek, ale wiedziała, że dla większości ludzi to mogło być problematyczne, szczególnie, że w tym mieście to było może z trzy ciekawe miejsca na krzyż. Oczywiście dla niej, bo pewnie turyści myśleli o tym zupełnie inaczej i bawili się w mieście całkiem nieźle. Ale no McTavish nie chodziła za bardzo po klubach czy barach więc takie atrakcje jej nie interesowały. Zdecydowanie wolała plaże. – Tak, to moje rodzinne miasteczko. Mieszkam tu teraz, ale pracuje niedaleko w Cairns – wyjaśniła, bo pewnie byłoby jej łatwiej, gdyby po studiach została w Sydney albo wyjechała do jakiegoś innego dużego miasta. Miała na to środki. Jej rodzina była bogata, nawet nie musiałaby za bardzo pracować. Wróciła jednak do Lorne Bay, bo chciała pomagać ojcu przy kampanii i tak już została. Chociaż mogła żałować, bo przez to związała się z nieodpowiednimi mężczyznami, którzy zjebali jej samoocenę tak, że teraz ledwo mogła patrzeć w lustro. – Taaaak wiem – westchnęła, bo dla niej nie było to nic dobrego. Wolałaby nabrać trochę ciała i mieć bardziej kobiece kształty. – Moja mama ciągle mi mówi, że powinnam skorzystać z jej kliniki i zrobić sobie nowe cycki i te.. brazylijskie pośladki. To podobno teraz modne. – Ona jednak jakoś nie chciała ingerować w swoje ciało aż tak drastycznie, chociaż na punkcie cycków miała spory kompleks, więc kto wie, może kiedyś się w końcu złamie. – Za to Ty wyglądasz jakbyś dalej miała 20 lat. Nic się nie zmieniłaś. – Powiedziała posyłając jej szeroki uśmiech. – Usiądziemy sobie? Tam niedaleko jest taki bar na plaży, możemy się czegoś napić, tylko będę musiała zabrać rzeczy. – Zaproponowała i kiwnęła głową w stronę miejsca gdzie taki bar, a bardziej to budka, się znajdował. – Mam nadzieję, że już nie uciekasz... – w końcu dopiero co zobaczyły się po długiej przerwie, chciała się dowiedzieć co u niej słychać.
sailor ettenberg
- Ohh, to dobrze. Zanudziłabyś się gdybyś miała tu mieszkać na stałe. Możesz mi zaufać na słowo. – Zoey była introwertyczną osobą, nie potrzebowała zbyt wielu rozrywek, ale wiedziała, że dla większości ludzi to mogło być problematyczne, szczególnie, że w tym mieście to było może z trzy ciekawe miejsca na krzyż. Oczywiście dla niej, bo pewnie turyści myśleli o tym zupełnie inaczej i bawili się w mieście całkiem nieźle. Ale no McTavish nie chodziła za bardzo po klubach czy barach więc takie atrakcje jej nie interesowały. Zdecydowanie wolała plaże. – Tak, to moje rodzinne miasteczko. Mieszkam tu teraz, ale pracuje niedaleko w Cairns – wyjaśniła, bo pewnie byłoby jej łatwiej, gdyby po studiach została w Sydney albo wyjechała do jakiegoś innego dużego miasta. Miała na to środki. Jej rodzina była bogata, nawet nie musiałaby za bardzo pracować. Wróciła jednak do Lorne Bay, bo chciała pomagać ojcu przy kampanii i tak już została. Chociaż mogła żałować, bo przez to związała się z nieodpowiednimi mężczyznami, którzy zjebali jej samoocenę tak, że teraz ledwo mogła patrzeć w lustro. – Taaaak wiem – westchnęła, bo dla niej nie było to nic dobrego. Wolałaby nabrać trochę ciała i mieć bardziej kobiece kształty. – Moja mama ciągle mi mówi, że powinnam skorzystać z jej kliniki i zrobić sobie nowe cycki i te.. brazylijskie pośladki. To podobno teraz modne. – Ona jednak jakoś nie chciała ingerować w swoje ciało aż tak drastycznie, chociaż na punkcie cycków miała spory kompleks, więc kto wie, może kiedyś się w końcu złamie. – Za to Ty wyglądasz jakbyś dalej miała 20 lat. Nic się nie zmieniłaś. – Powiedziała posyłając jej szeroki uśmiech. – Usiądziemy sobie? Tam niedaleko jest taki bar na plaży, możemy się czegoś napić, tylko będę musiała zabrać rzeczy. – Zaproponowała i kiwnęła głową w stronę miejsca gdzie taki bar, a bardziej to budka, się znajdował. – Mam nadzieję, że już nie uciekasz... – w końcu dopiero co zobaczyły się po długiej przerwie, chciała się dowiedzieć co u niej słychać.
sailor ettenberg


about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

Czy pracoholikiem można było nazwać kogoś, kto spędzał w swej pracy całe dnie i faktycznie to k o c h a ł? Pływanie było jej pasją od najmłodszych lat, a dzielenie się z nią z młodymi, pełnymi planów i ambicji studentami, dodatkowo ją motywowało do tego by każdego dnia wygrzebywać się z łóżka o nieludzkich porach. Nie czuła się jednak nadmiernie przemęczona i dbała o to by znajdować w tym wszystkim czas dla męża, przyjaciół i domostwa, którym się zajmowała jako wzorowa gospodyni. Lubiła bowiem czas na kampusie, jak i ten spędzany we własnym, pięknym domu.
— Dlaczego? Małomiasteczkowe życie z dala od centrum brzmi naprawdę przyjemnie. Całe życie spędziłam w dużych miastach i często rozważam kupno domu gdzieś na obrzeżach — machnęła ręką, bo choć śmiertelnie nudziła się na farmie, to nie czuła by była to wina samej lokalizacji. Nie miała nikogo z kim mogłaby spędzić czas ani miejsca by realizować się w tym, co kochała najbardziej.
— Nie zostałaś w Sydney? Kurczę, chciałam kiedyś zadzwonić ale nie byłam pewna czy powinnam zawracać ci głowę po tylu latach. Teraz już wiem, że wypad na drinka nie wchodziłby w grę — posmutniała, jednak po chwili jej twarz rozchmurzyła się, bo cieszył ja fakt, że przynajmniej tutaj miały okazje się spotkać. Być może, mogła wykorzystać ten czas na spotkaniach z Zoey? Na pewno byłoby jej łatwiej nie myśleć o tym, co działo się w jej sypialnianym łóżku w Sydney.
— Twoja mama ma klinikę? Nie jestem zwolenniczką igieł ale czuje, że w końcu skusiłaby mnie chęć poprawy kilku rzeczy. Cycków bym jednak nie ruszyła, lubię je — roześmiała się, czując, że nawet gdyby miała okazje, nie poddałaby się żadnym operacją. Nie była zwolenniczką takich nienaturalnych zmian, aczkolwiek musiała przyznać, że niekiedy subtelne efekty robiły nawet na niej niemałe wrażenie. — Mnie całkiem nieźle konserwuje woda — dodała żartobliwie i przeczesała palcami mokre włosy z których krople ściekały jej po ramionach.
Z wielką chęcią przystała na propozycje dziewczyny i także zaczęła zbierać swoje rzeczy, które jeszcze nie tak dawno rozłożyła. Gdy wcisnęła pełną torbę pod pachę i pochwyciła w dłoń klapki, ruszyła za nią w stronę baru, gdzie rozsiadły się przy ladzie i odłożyły toboły.
— Przyjechałam tu niecałe pół godziny temu, więc spokojnie. W Lorne też chwilę pobędę, także będzie jeszcze okazja do spotkania — odparła i zamówiła kolorowego drinka, uśmiechając się ciepło do przystojnego i stanowczo zbyt m ł o d e g o barmana.
Zoey McTavish
— Dlaczego? Małomiasteczkowe życie z dala od centrum brzmi naprawdę przyjemnie. Całe życie spędziłam w dużych miastach i często rozważam kupno domu gdzieś na obrzeżach — machnęła ręką, bo choć śmiertelnie nudziła się na farmie, to nie czuła by była to wina samej lokalizacji. Nie miała nikogo z kim mogłaby spędzić czas ani miejsca by realizować się w tym, co kochała najbardziej.
— Nie zostałaś w Sydney? Kurczę, chciałam kiedyś zadzwonić ale nie byłam pewna czy powinnam zawracać ci głowę po tylu latach. Teraz już wiem, że wypad na drinka nie wchodziłby w grę — posmutniała, jednak po chwili jej twarz rozchmurzyła się, bo cieszył ja fakt, że przynajmniej tutaj miały okazje się spotkać. Być może, mogła wykorzystać ten czas na spotkaniach z Zoey? Na pewno byłoby jej łatwiej nie myśleć o tym, co działo się w jej sypialnianym łóżku w Sydney.
— Twoja mama ma klinikę? Nie jestem zwolenniczką igieł ale czuje, że w końcu skusiłaby mnie chęć poprawy kilku rzeczy. Cycków bym jednak nie ruszyła, lubię je — roześmiała się, czując, że nawet gdyby miała okazje, nie poddałaby się żadnym operacją. Nie była zwolenniczką takich nienaturalnych zmian, aczkolwiek musiała przyznać, że niekiedy subtelne efekty robiły nawet na niej niemałe wrażenie. — Mnie całkiem nieźle konserwuje woda — dodała żartobliwie i przeczesała palcami mokre włosy z których krople ściekały jej po ramionach.
Z wielką chęcią przystała na propozycje dziewczyny i także zaczęła zbierać swoje rzeczy, które jeszcze nie tak dawno rozłożyła. Gdy wcisnęła pełną torbę pod pachę i pochwyciła w dłoń klapki, ruszyła za nią w stronę baru, gdzie rozsiadły się przy ladzie i odłożyły toboły.
— Przyjechałam tu niecałe pół godziny temu, więc spokojnie. W Lorne też chwilę pobędę, także będzie jeszcze okazja do spotkania — odparła i zamówiła kolorowego drinka, uśmiechając się ciepło do przystojnego i stanowczo zbyt m ł o d e g o barmana.
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

Pokręciła głową. - Jest fajnie, ale tylko na chwilę. Pomyśl, że nie daj boże coś Ci się stanie, a do najbliższego szpitala jest pół godziny drogi - czy ile tam jest z Lorne Bay di Cairns. Oczywiście oni mieli przychodnie, ale jednak w wielu przypadkach hospitalizacja była konieczna. - Po miesięcu czasu spędzonym tutaj znasz już wszystkie miasteczkowe sekrety i zdajesz sobie sprawę, że naprawdę nic tu się nie dzieje. - No może poza powodziami czy atakami krokodyli. Te się akurat działy. - Ale chyba to jest cena życia w czymś bardziej spokojniejszym niż takie szalone miasto jak Sydney - chociaż ona akurat z tamtym miastem miała wiele miłych wpsomnień. W końcu to tam poznała Gaie i jej życie nagle się odmieniło.
- Nie... wróciłam do domu żeby pomóc ojcu. Jest politykiem i startował akurat z nową kampanią do sejmu... wiesz, ktoś musi roznosić ulotki - tak naprawdę nigdy żadnych nie roznosiła, ale musiała ładnie wyglądac na wiecach wyborczych. Jej ojciec był dość znanym czlonkiem rządzącej partii i pewnie miał w planach kiedyś zostać nowym premierem. McTavish życzyła mu powodzenia, chociaż wolałaby, żeby to nigdy się nie wydarzyło. Byłaby wtedy bardziej na świeczniku, a tego raczej nie chciała. - Mogłaś dzwonić, zawsze mogłyśmy spotkać się gdzies w połowie drogi - zaśmiała się, ale czy to byłby taki zły pomysł? Babski wypad gdzieś... nie wiem co tam jest pomiędzy Sydney, a Cairns, a nie chce mi się sprawdzać. Samoloty i samochody istniały więc to nie byłby aż taki problem.
- Taaa... pewnie kiedyś mi wstrzyknie botoks jak będe spać - przesadzała teraz oczywiście, bo matka jej nigdy do takich zabiegów nie zmuszała, ale czasem dawała jej do zrozumienia, że może nie byłoby to takie tragiczne. - Nie dziewię się, masz dobre cycki. Zazdroszczę! - Ona to, by chciała mieć takie, a nie swoje dwie cytryny. Kiedyś był chyba taki napój. Zbyszko, dwie cytryny. Zoey mogła go reklamować swoim niewielkim biustem.
No i poszły do baru to Zoey się rozsiadła przypatrując dawnej przyjaciółce. - Cieszę się, zdecydowanie brakuje mi teraz miłych osób w otoczeniu. Poza tym Lorne Bay nie będzie nagle takie nudne, skoro przyjechałaś - powiedziała i nawet złapała ją zadowolona za rękę, a póżniej przyszedł barman więc mogły zamówić coś dla siebie. Zoey pomyślała, że pływac to już raczej nie będzie więc postanowiła na coś z alkoholem, pewnie wzięła jakieś mojito, bo była basic white bitch. - Opowiadaj, co u ciebie. Jak Ci się życie ułożyło po studiach. - No była ciekawa! Tyle się nie widziały, pewnie wiele się wydarzyło!
sailor ettenberg
- Nie... wróciłam do domu żeby pomóc ojcu. Jest politykiem i startował akurat z nową kampanią do sejmu... wiesz, ktoś musi roznosić ulotki - tak naprawdę nigdy żadnych nie roznosiła, ale musiała ładnie wyglądac na wiecach wyborczych. Jej ojciec był dość znanym czlonkiem rządzącej partii i pewnie miał w planach kiedyś zostać nowym premierem. McTavish życzyła mu powodzenia, chociaż wolałaby, żeby to nigdy się nie wydarzyło. Byłaby wtedy bardziej na świeczniku, a tego raczej nie chciała. - Mogłaś dzwonić, zawsze mogłyśmy spotkać się gdzies w połowie drogi - zaśmiała się, ale czy to byłby taki zły pomysł? Babski wypad gdzieś... nie wiem co tam jest pomiędzy Sydney, a Cairns, a nie chce mi się sprawdzać. Samoloty i samochody istniały więc to nie byłby aż taki problem.
- Taaa... pewnie kiedyś mi wstrzyknie botoks jak będe spać - przesadzała teraz oczywiście, bo matka jej nigdy do takich zabiegów nie zmuszała, ale czasem dawała jej do zrozumienia, że może nie byłoby to takie tragiczne. - Nie dziewię się, masz dobre cycki. Zazdroszczę! - Ona to, by chciała mieć takie, a nie swoje dwie cytryny. Kiedyś był chyba taki napój. Zbyszko, dwie cytryny. Zoey mogła go reklamować swoim niewielkim biustem.
No i poszły do baru to Zoey się rozsiadła przypatrując dawnej przyjaciółce. - Cieszę się, zdecydowanie brakuje mi teraz miłych osób w otoczeniu. Poza tym Lorne Bay nie będzie nagle takie nudne, skoro przyjechałaś - powiedziała i nawet złapała ją zadowolona za rękę, a póżniej przyszedł barman więc mogły zamówić coś dla siebie. Zoey pomyślała, że pływac to już raczej nie będzie więc postanowiła na coś z alkoholem, pewnie wzięła jakieś mojito, bo była basic white bitch. - Opowiadaj, co u ciebie. Jak Ci się życie ułożyło po studiach. - No była ciekawa! Tyle się nie widziały, pewnie wiele się wydarzyło!
sailor ettenberg


about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

— Gdybym rozumowała w ten sposób, mieszkałabym obok szpitala, straży pożarnej i policji — zaśmiała się, nie popadając tym samym w paranoje. Nie była kobietą, która lubiła wycieczki do centrum miast, przez wgląd na zatłoczenie, hałas i p r z e b o d ź c o w a n i e, które ogarniało ją gdy tylko opuszczała swe osiedle mieszkalne. Tutejsze centrum znacznie różniło się od Sydney, które tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy i pomimo aktu, że czuła się tu wyobcowana, samotna i rozdrażniona, samo Lorne wydawało jej się by idealnym miejscem do życia. — To źle? Przynajmniej życie donikąd nie pędzi, a ty masz czas na to by cieszyć się własnym kawałkiem ziemi na uboczu. Jak dla mnie, brzmi to i d e a l n i e — odparła, choć doskonale rozumiała punkt widzenia McTavish. Człowiek łaknął tego, czego nie miał na co dzień i to normalne, że Sailor doceni uroki życia w małym miasteczku, a Zoey najlepiej czułaby się w dużym, pełnym perspektyw mieście. Nie zamierzała się jednak z a m i e n i a ć, bo wystarczyło, że wymieniła się z koleżanką mężami i płaciła za to ogromną, niewartą zachodu cenę.
— Rozumiem. Też poszłaś w politykę? Pamiętam, że chyba studiowałaś architekturę — ściągnęła brwi i wróciła pamięcią do czasów studenckich. Wiele osób kończących studia, finalnie decydowało się na zupełnie odmienną ścieżkę kariery i było to całkiem zrozumiałe. Gdy przychodził czas na to by decydować o swym życiu, człowiek nie do końca wiedział czego pragnął i decydował się na to, co odpowiadało mu w danym czasie. Potem dojrzewał, a jego plany i marzenia znacznie odbiegały od tych pierwotnie układanych.
— Przestań, masz idealną figurę i niczego nie musisz poprawiać. Dzisiejsze kanony piękna są mocno zakrzywione przez medycynę estetyczną i instagrama — westchnęła, bo przecież sama nie raz ubolewała nad sobą, oglądając te wszystkie piękne kobiety. Przyszedł jednak czas, gdy przestała zwracać uwagę na internet i skupiła się na tym co miała. Przede wszystkim była z d r o w a i wierzyła, że to było najważniejsze.
— Wierz lub nie ale pomimo rodziny, też nie mam tu nikogo z im mogłabym spędzić czas. Odwiedziłam siostrę mojej mamy, to starsza i dość schorowana kobieta — skłamała ponownie, bo przecież nie powie, że mieszka pod jednym dachem z facetem, którego żona korzysta z dobrodziejstw j e j domu. To wszystko było tak bardzo pogmatwane, że nie umiała tego logicznie wytłumaczyć nawet sobie. — Po studiach, tak jak zapowiadałam, starałam się dostać do reprezentacji krajowej i pływać na prawdziwych olimpiadach ale niestety, los miał inne plany. Pracowałam trochę w zakładzie krawieckim ciotki i pojawiła się okazja by trenować studencką drużynę pływacką na tym samym uniwersytecie, na którym studiowałaś ty — uśmiechnęła się i gdy dostała swojego kolorowego drinka (którego nazwy nie znała, bo poprosiła barmana o przygotowanie czegoś specjalnego z poza karty), pochwyciła słomkę w usta i pociągnęła z niej kilka łyków alkoholowego napoju. — Wyszłam też za mąż i właściwie to tyle. A ty? — spytała i zaczęła bawić się obrączką, która zdobiła jej palec.
Zoey McTavish
— Rozumiem. Też poszłaś w politykę? Pamiętam, że chyba studiowałaś architekturę — ściągnęła brwi i wróciła pamięcią do czasów studenckich. Wiele osób kończących studia, finalnie decydowało się na zupełnie odmienną ścieżkę kariery i było to całkiem zrozumiałe. Gdy przychodził czas na to by decydować o swym życiu, człowiek nie do końca wiedział czego pragnął i decydował się na to, co odpowiadało mu w danym czasie. Potem dojrzewał, a jego plany i marzenia znacznie odbiegały od tych pierwotnie układanych.
— Przestań, masz idealną figurę i niczego nie musisz poprawiać. Dzisiejsze kanony piękna są mocno zakrzywione przez medycynę estetyczną i instagrama — westchnęła, bo przecież sama nie raz ubolewała nad sobą, oglądając te wszystkie piękne kobiety. Przyszedł jednak czas, gdy przestała zwracać uwagę na internet i skupiła się na tym co miała. Przede wszystkim była z d r o w a i wierzyła, że to było najważniejsze.
— Wierz lub nie ale pomimo rodziny, też nie mam tu nikogo z im mogłabym spędzić czas. Odwiedziłam siostrę mojej mamy, to starsza i dość schorowana kobieta — skłamała ponownie, bo przecież nie powie, że mieszka pod jednym dachem z facetem, którego żona korzysta z dobrodziejstw j e j domu. To wszystko było tak bardzo pogmatwane, że nie umiała tego logicznie wytłumaczyć nawet sobie. — Po studiach, tak jak zapowiadałam, starałam się dostać do reprezentacji krajowej i pływać na prawdziwych olimpiadach ale niestety, los miał inne plany. Pracowałam trochę w zakładzie krawieckim ciotki i pojawiła się okazja by trenować studencką drużynę pływacką na tym samym uniwersytecie, na którym studiowałaś ty — uśmiechnęła się i gdy dostała swojego kolorowego drinka (którego nazwy nie znała, bo poprosiła barmana o przygotowanie czegoś specjalnego z poza karty), pochwyciła słomkę w usta i pociągnęła z niej kilka łyków alkoholowego napoju. — Wyszłam też za mąż i właściwie to tyle. A ty? — spytała i zaczęła bawić się obrączką, która zdobiła jej palec.
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

- Ja się nad tym szczerze zaczynam zastanawiać – powiedziała i zasmiała się, bo oczywiście tak nie było. Policji nie potrzebowała, miała Sameen, która bardzo dobrze ochraniała jej tyłek. Nikt nie mógł się z nią mierzyć. Zoey czuła się bardzo bezpiecznie wiedząc, że jej przyjaciółka, seryjna morderczyni jest w mieście. Dobrze, że wróciła. – Może i nie pędzi, ale każdy dzień jest praktycznie taki sam. Zresztą sama się może przekonasz, chociaz nie życzę Ci tego. – Zoey chyba tęskniła tochę za Sydney czy Melbourne. Może piwinna wybrać się tam na jakiś weekend. Odwiedzi swoją ulubioną restaurację, gdzie serwują przepyszne owoce morza.
- Oj nie – pokręciła stanowczo głową – nie nadaje się do tego absolutnie. To zdecydowanie fach mojego ojca. Ja i bracia się trzymamy od takich pomysłów z daleka, ale staramy się mu pomagać i przynajmniej ładnie się prezentowac na wiecach wyborczych – wyjaśniła z uśmiechem, ale prawda była taka, że musieli też jakoś względnie dobrze się prowadzać. Ojciec nie chciał żeby później wytknięto mu, że jego własne dzieci odwalają jakieś chore akcje. Cóż... Zoey pod tym względem miała trochę problem, bo po pierwsze jako młoda dziewczyna przespała się ze sławnym, żonatym piłkarzem, wylądowali na pierwszych stronach plotkarskich magazynów przez co rozpadło się jego małżeństwo. Po drugie nie tak dawno hajtnęła się po pijaku i ojciec też to wszystko starał się uciszyć... w końcu Zoey musiała wziąć sprawy w swoje ręce i poprosiła Sameen, by ta załatwiła tą sprawę raz, a dobrze. – Dobrze pamiętasz. Pracuje jako architekt. Mam swoje biuro i kilka otwartych projektów więc nie mogę narzekać na brak pracy. – Mogła narzekać na za dużo roboty, ale szczerze? Lubiła pracować. Lubiła być zajęta i mieć dużo na głowie. Przynajmniej wtedy nie miała za dużo czasu na rozmyślanie o swoim życiu osobistym.
- Dziękuję – powiedziała z lekkim uśmiechem i rumieńcem na policzkach. Ludzie mogli jej tak mówić, a ona i tak nie czuła się do końca komfortowo w swoim ciele. Wątpiła w to, by ktoś ją uważał za seksowną. Może za uroczą, bo była taka malutka, ale sex bombą raczej nie była. Co trochę ją smuciło, bo jednak czasem chciałaby być postrzegana w ten sposób.
- Teraz już masz – rozłożyła ramiona i zasmiała się pod nosem. Mogła zawsze przyjść do Zoey, która stęskniła się za starymi, dobrymi, studenckimi czasami, o ktorych Sailor jej teraz przypominała swoją obecnością. – Mam nadzieję, że skoro tu jesteś to będziemy się częściej spotykać i trochę nadrobimy stare czasy – kto wie, może nagle Zoey odkryje w sobie spore pokłądy ekstrawertyzmu i będzie się codziennie spotykać ze znajomymi! Pewnie nie, ale nigdy niczego nie można tak w stu procentach wykluczyć. – Los jest powalony, że nie pozwolił na to, by Cię wzięli do drużyny. Może chociaż raz Australia, by coś wygrała. – Chociaż nie wiem jak to wygląda z pływaniem, czy wygrywają coś czy nie. Zoey najwyraźniej też nie wiedziała i strzelała w ciemno, byle tylko podnieść koleżankę na duchu. – Oh... i jak idzie tej drużynie? Pamiętam, że za moich czasów, był tam taki jeden chłopak, na którego wszystkie laski miały crusha... jak on się nazywał... kurde, nie pamiętam – machnęła ręką, bo widac, nie był az tak cudowny, żeby po tych paru latach o nim pamiętać. – O kurde, to moje gratulacje! – Powiedziała uśmiechając się do niej szczerze. Kto nie chciałby znaleźć miłości i związać się z kimś na zawsze! Ale tak naprawde, a nie pod wpływem alkoholu. – Jaki jest ten twój mąż? Jak się nazywa? Masz zdjęcie? – Oczywiście była wszystkiego ciekawa! – Ja... – podrapała się nerwow za uchem – wyszłam za mąż, ale niestety mój mąż zmarł w nieszczęśliwym wypadku – popchnięty przez seryjną zabójczynię tak, że spadł ze schodów w domu na Kajmanach, gdzie gził się z kochankami nie chcąc dac Zoey rozwodu. Takie wypadki się czasem zdarzają. – Ale już powoli się wszystko układa więc jestem dobrej myśli – ważne, że uwolniła się od tego toksycznego człowieka, odegrała partię zasmuconej wdowy i teraz mogła być wolna.
sailor ettenberg
- Oj nie – pokręciła stanowczo głową – nie nadaje się do tego absolutnie. To zdecydowanie fach mojego ojca. Ja i bracia się trzymamy od takich pomysłów z daleka, ale staramy się mu pomagać i przynajmniej ładnie się prezentowac na wiecach wyborczych – wyjaśniła z uśmiechem, ale prawda była taka, że musieli też jakoś względnie dobrze się prowadzać. Ojciec nie chciał żeby później wytknięto mu, że jego własne dzieci odwalają jakieś chore akcje. Cóż... Zoey pod tym względem miała trochę problem, bo po pierwsze jako młoda dziewczyna przespała się ze sławnym, żonatym piłkarzem, wylądowali na pierwszych stronach plotkarskich magazynów przez co rozpadło się jego małżeństwo. Po drugie nie tak dawno hajtnęła się po pijaku i ojciec też to wszystko starał się uciszyć... w końcu Zoey musiała wziąć sprawy w swoje ręce i poprosiła Sameen, by ta załatwiła tą sprawę raz, a dobrze. – Dobrze pamiętasz. Pracuje jako architekt. Mam swoje biuro i kilka otwartych projektów więc nie mogę narzekać na brak pracy. – Mogła narzekać na za dużo roboty, ale szczerze? Lubiła pracować. Lubiła być zajęta i mieć dużo na głowie. Przynajmniej wtedy nie miała za dużo czasu na rozmyślanie o swoim życiu osobistym.
- Dziękuję – powiedziała z lekkim uśmiechem i rumieńcem na policzkach. Ludzie mogli jej tak mówić, a ona i tak nie czuła się do końca komfortowo w swoim ciele. Wątpiła w to, by ktoś ją uważał za seksowną. Może za uroczą, bo była taka malutka, ale sex bombą raczej nie była. Co trochę ją smuciło, bo jednak czasem chciałaby być postrzegana w ten sposób.
- Teraz już masz – rozłożyła ramiona i zasmiała się pod nosem. Mogła zawsze przyjść do Zoey, która stęskniła się za starymi, dobrymi, studenckimi czasami, o ktorych Sailor jej teraz przypominała swoją obecnością. – Mam nadzieję, że skoro tu jesteś to będziemy się częściej spotykać i trochę nadrobimy stare czasy – kto wie, może nagle Zoey odkryje w sobie spore pokłądy ekstrawertyzmu i będzie się codziennie spotykać ze znajomymi! Pewnie nie, ale nigdy niczego nie można tak w stu procentach wykluczyć. – Los jest powalony, że nie pozwolił na to, by Cię wzięli do drużyny. Może chociaż raz Australia, by coś wygrała. – Chociaż nie wiem jak to wygląda z pływaniem, czy wygrywają coś czy nie. Zoey najwyraźniej też nie wiedziała i strzelała w ciemno, byle tylko podnieść koleżankę na duchu. – Oh... i jak idzie tej drużynie? Pamiętam, że za moich czasów, był tam taki jeden chłopak, na którego wszystkie laski miały crusha... jak on się nazywał... kurde, nie pamiętam – machnęła ręką, bo widac, nie był az tak cudowny, żeby po tych paru latach o nim pamiętać. – O kurde, to moje gratulacje! – Powiedziała uśmiechając się do niej szczerze. Kto nie chciałby znaleźć miłości i związać się z kimś na zawsze! Ale tak naprawde, a nie pod wpływem alkoholu. – Jaki jest ten twój mąż? Jak się nazywa? Masz zdjęcie? – Oczywiście była wszystkiego ciekawa! – Ja... – podrapała się nerwow za uchem – wyszłam za mąż, ale niestety mój mąż zmarł w nieszczęśliwym wypadku – popchnięty przez seryjną zabójczynię tak, że spadł ze schodów w domu na Kajmanach, gdzie gził się z kochankami nie chcąc dac Zoey rozwodu. Takie wypadki się czasem zdarzają. – Ale już powoli się wszystko układa więc jestem dobrej myśli – ważne, że uwolniła się od tego toksycznego człowieka, odegrała partię zasmuconej wdowy i teraz mogła być wolna.
sailor ettenberg


about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

— A w dużym mieście nie? Niezaleznie od tego gdzie mieszkasz, twoje życie jest monotonne, jeśli jedyne na czym się skupiasz to praca i dom. Tu i tu, możesz jednak gdzieś wyjść i sprawić, że dzień, wcale nie będzie taki sam jak ten poprzedni — niestety, człowiekowi często nie chciało się nic zmieniać, bo przytłoczony był obowiązkami, piętrzącymi się na barkach. Prawda było, że w większym mieście można było skakać po klubach, wyjść na większe zakupy czy nawet kręgle ale mieszkanie na obrzeżach oferowało za to przeróżne szlaki, sporty wodne i to wszystko było za d a r m o. Mo.ze inaczej - najlepiej mieć wszystkiego pod dostatkiem i zachować balans. — Na ten moment, planuje wrócić do Sydney ale kto wie, może kiedyś będzie okazja by się przekonać — dodała, wzruszając ramionami. Nie miała pojęcia co przyniesie przyszłość - żyła z dnia na dzień, nie wiedząc na czym stało jej małżeństwo i czy po powrocie, wciąż będzie miała dom.
Cieszyła się, że koleżanka wciąż podążała obraną na studiach ścieżką kariery. Nie miała zaufania do polityków i twierdziła, że nikt przy zdrowych zmysłach, nie pchał się tam z własnej woli. — Własne biuro? Brzmi nieźle — przyznała widocznie zdumiona sukcesami dziewczyny. Samo ukończenie studiów nie gwarantowało im niczego; jedynie otwierało kolejne drzwi. O ile nie pomagał jej w tym ojciec, Zoey sama zapracowała na swój sukces i cholernie ją za to szanowała. Będzie też miała to na uwadze, gdy okaże się, że kupi w tej okolicy jakiś dom do remontu.
— Tak, też na to liczę. Nie znam jeszcze daty powrotu ale na pewno dam ci wcześniej znać — bo ile właściwie miała trwać ta małżeństwa wymiana? Przecież nie chciała to zostać nawet do końca wakacji! Miała z Joelem wykupioną wycieczkę do Nowej Zelandii i teraz, sama nie była pewna czy brano ją w ogóle pod uwagę. Przynajmniej tę kwestię, małżonek mógłby z nią przedyskutować ale wychodził z założenia, że jakikolwiek kontakt między nimi, kłócił się z ideą w y m i a n y. Ile jeszcze sygnałów potrzebowała by pojąć, że jej miejsce dawno temu zajęła inna kobieta? — No trudno, nie było łatwo ale w końcu się z tym pogodziłam. Uwielbiam pracę na kampusie, choć nie ukrywam, że chętnie zamieniłabym się z jakimś studentem miejscem. Lepiej pracuje mi się w wodzie niż na lądzie — zażartowała i pociągając kolejnego łyka alkoholu — W tym ci nie pomogę. Studiując w Brisbane, nie znałam wszystkich studentów z JCU. Większość z nich to osoby z którymi chodziłam jeszcze do liceum ale reszta pochodziła z różnych stron świata — pokręciła głową i żałowała, że nie miały okazji studiować na jednej uczelni. Cieszyła się jednak, że podczas jej pobytu w Sydney, miały okazje poznać się przez wspólne towarzystwo.
Wcale nie chciała chwalić się zdjęciami małżonka, bo nie chciała by przez przypadek ktoś, zobaczył ją na farmie Otisa i zadawał niewygodne pytania. Nie zdarzyła się nawet z tego wykręcić, bo McTavish wspomniała bo śmierci swojego męża, na co blondynka zareagowała ze smutkiem. — Jeju, Zoey.. bardzo mi przykro — odparła i wygięła usta w podkówkę, szczerze współczując jej przykrych doświadczeń. Żałowała, że po latach rozłąki, nie miały więcej pozytywnych historii do dzielenia się przy drinku ale przynajmniej uświadomiła sobie, że niektórzy mieli gorzej niż ona - pomimo cierpienia, które wyrządzał jej Joel, cieszyła się, że ż y ł. — Mogę sobie jedynie wyobrazić przez co przeszłaś ale ciesze się, że sobie radzisz i sie nie poddałaś. Czas leczy rany, a nam nie pozostaje nic innego jak żyć dalej — dodała mało entuzjastycznie i westchnęła ciężko.
Zoey McTavish
Cieszyła się, że koleżanka wciąż podążała obraną na studiach ścieżką kariery. Nie miała zaufania do polityków i twierdziła, że nikt przy zdrowych zmysłach, nie pchał się tam z własnej woli. — Własne biuro? Brzmi nieźle — przyznała widocznie zdumiona sukcesami dziewczyny. Samo ukończenie studiów nie gwarantowało im niczego; jedynie otwierało kolejne drzwi. O ile nie pomagał jej w tym ojciec, Zoey sama zapracowała na swój sukces i cholernie ją za to szanowała. Będzie też miała to na uwadze, gdy okaże się, że kupi w tej okolicy jakiś dom do remontu.
— Tak, też na to liczę. Nie znam jeszcze daty powrotu ale na pewno dam ci wcześniej znać — bo ile właściwie miała trwać ta małżeństwa wymiana? Przecież nie chciała to zostać nawet do końca wakacji! Miała z Joelem wykupioną wycieczkę do Nowej Zelandii i teraz, sama nie była pewna czy brano ją w ogóle pod uwagę. Przynajmniej tę kwestię, małżonek mógłby z nią przedyskutować ale wychodził z założenia, że jakikolwiek kontakt między nimi, kłócił się z ideą w y m i a n y. Ile jeszcze sygnałów potrzebowała by pojąć, że jej miejsce dawno temu zajęła inna kobieta? — No trudno, nie było łatwo ale w końcu się z tym pogodziłam. Uwielbiam pracę na kampusie, choć nie ukrywam, że chętnie zamieniłabym się z jakimś studentem miejscem. Lepiej pracuje mi się w wodzie niż na lądzie — zażartowała i pociągając kolejnego łyka alkoholu — W tym ci nie pomogę. Studiując w Brisbane, nie znałam wszystkich studentów z JCU. Większość z nich to osoby z którymi chodziłam jeszcze do liceum ale reszta pochodziła z różnych stron świata — pokręciła głową i żałowała, że nie miały okazji studiować na jednej uczelni. Cieszyła się jednak, że podczas jej pobytu w Sydney, miały okazje poznać się przez wspólne towarzystwo.
Wcale nie chciała chwalić się zdjęciami małżonka, bo nie chciała by przez przypadek ktoś, zobaczył ją na farmie Otisa i zadawał niewygodne pytania. Nie zdarzyła się nawet z tego wykręcić, bo McTavish wspomniała bo śmierci swojego męża, na co blondynka zareagowała ze smutkiem. — Jeju, Zoey.. bardzo mi przykro — odparła i wygięła usta w podkówkę, szczerze współczując jej przykrych doświadczeń. Żałowała, że po latach rozłąki, nie miały więcej pozytywnych historii do dzielenia się przy drinku ale przynajmniej uświadomiła sobie, że niektórzy mieli gorzej niż ona - pomimo cierpienia, które wyrządzał jej Joel, cieszyła się, że ż y ł. — Mogę sobie jedynie wyobrazić przez co przeszłaś ale ciesze się, że sobie radzisz i sie nie poddałaś. Czas leczy rany, a nam nie pozostaje nic innego jak żyć dalej — dodała mało entuzjastycznie i westchnęła ciężko.
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

-Niby tak, ale duże miasto, więcej możliwości, żeby to robić. U nas masz jedną siłownie i dwa bary i wielki las. Nic czego nie byłoby w innym mieście. – W większym mieście, nawet w takim Cairns miało się do wyboru pierdyliad miejsc, do których można było pójść jak się już człowiek nudził. Tutaj? Chodziło się w koło do tych samych punktów, bo nic innego nie było. – Jak jeszcze chwilę tu zostaniesz to będę mogła Cię zaprosić na otwarcie mojej restauracji w Cairns – nawet restauracje bardziej opłacało się otworzyć w Cairns niż tutaj. Napływ turystów i ludzi był większy więc na wstępie można było wyczekiwać liczniejszej liczby gości. – No i żeby nie było, możesz być spokojna, to nie ja będę gotować – powiedziała posyłając blondynce uśmiech. McTavish miała już tyle lat na karku, że doskonale znała swoje ograniczenia i niestety, ale gotowanie było jednym z nich. Miała jednak w planach nauczyć się robić chociaż kilka prostych dań. Jedyne co potrafiła na ten moment ugotować to parę potrwaw prosto ze Szkocji, których uczyła ją babcia, gdy bywała u niej w odwiedzinach. Niedługo planowała przygotować te rzeczy dla Gai i się tym stresowała pewna, że wyjdą obrzydliwie.
Pokiwała głową. – Owszem, niewiele rzeczy w życiu mi wyszło, ale tym się mogę pochwalić. – Zaśmiała się pod nosem z własnej głupoty, ale taka już była ta smutna prawda. Dopiero się rozkręcała, wybitne osiągnięcia jeszcze przed nią. Była pewna, że jej się uda osiągnąć sukces jak się po prostu mocno postara. No i to miała w planach robić. Starać się tak, jak jeszcze nikt się nigdy nie starał. – Super – kiwnęła głową i pewnie Zoey jej dała swoją wizytówkę żeby Sailor mogła się do niej odezwać jak będzie miała ochotę. McTavish na pewno będzie czekać z niecierpliwością. Potrzebowała jakiejś odskoczni od swojego typowego życia.
- Nie dziwię się, zawsze byłaś taką syrenką -rzuciła z uśmiechem – i swojego księcia Erica też już chyba znalazłaś więc wszystko się udało – oczywiście, że nie znalazła, bo książę Eric pracował w szpitalu w Cairns, a inny książe Eric był barmanem w Shadow. Zdecydowanie źle jej się trafiło. Później jednak postanowiła podzielić się newsami ze swojego życia i mogła się spodziewać, że na moment znowu będzie musiałą grać smutną wdowę. Była na to gotowa. – Dziękuję – odpowiedziała ponownie posyłając jej uśmiech, tym razem już delikatniejszy. – Nie byliśmy ze sobą blisko przez te ostatnie miesiące więc nawet nie odczuwam za bardzo tego, że go nie ma – co akurat bylo prawdą. – Jak się o tym dowiedziałam to myślałam, że będzie mi bardziej smutno i źle, ale... było tylko dziwnie. – To też było prawdą. Sądziła, że będzie mieć wielkie wyrzuty sumienia, ale nic takiego się nie pojawiło. Była wtedy zestresowana i było jej smutno, bardziej ze względu na jego mamę. – Myślisz, że coś jest ze mną nie tak? – Zapytała, bo była ciekawa jej zdania na ten temat. Może powinna się zgłosić do jakiegoś specjalisty!
sailor ettenberg
Pokiwała głową. – Owszem, niewiele rzeczy w życiu mi wyszło, ale tym się mogę pochwalić. – Zaśmiała się pod nosem z własnej głupoty, ale taka już była ta smutna prawda. Dopiero się rozkręcała, wybitne osiągnięcia jeszcze przed nią. Była pewna, że jej się uda osiągnąć sukces jak się po prostu mocno postara. No i to miała w planach robić. Starać się tak, jak jeszcze nikt się nigdy nie starał. – Super – kiwnęła głową i pewnie Zoey jej dała swoją wizytówkę żeby Sailor mogła się do niej odezwać jak będzie miała ochotę. McTavish na pewno będzie czekać z niecierpliwością. Potrzebowała jakiejś odskoczni od swojego typowego życia.
- Nie dziwię się, zawsze byłaś taką syrenką -rzuciła z uśmiechem – i swojego księcia Erica też już chyba znalazłaś więc wszystko się udało – oczywiście, że nie znalazła, bo książę Eric pracował w szpitalu w Cairns, a inny książe Eric był barmanem w Shadow. Zdecydowanie źle jej się trafiło. Później jednak postanowiła podzielić się newsami ze swojego życia i mogła się spodziewać, że na moment znowu będzie musiałą grać smutną wdowę. Była na to gotowa. – Dziękuję – odpowiedziała ponownie posyłając jej uśmiech, tym razem już delikatniejszy. – Nie byliśmy ze sobą blisko przez te ostatnie miesiące więc nawet nie odczuwam za bardzo tego, że go nie ma – co akurat bylo prawdą. – Jak się o tym dowiedziałam to myślałam, że będzie mi bardziej smutno i źle, ale... było tylko dziwnie. – To też było prawdą. Sądziła, że będzie mieć wielkie wyrzuty sumienia, ale nic takiego się nie pojawiło. Była wtedy zestresowana i było jej smutno, bardziej ze względu na jego mamę. – Myślisz, że coś jest ze mną nie tak? – Zapytała, bo była ciekawa jej zdania na ten temat. Może powinna się zgłosić do jakiegoś specjalisty!
sailor ettenberg


about me
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).

— E tam, mi by to wystarczyło, o ile jest w jakimś pobliskim mieście basen — machnęła ręką, dbając jedynie o to by mieć nie tyle dostęp do morza, co do zamkniętych basenów, które idealnie nadawały się do treningów pływackich. Nie była zawodowcem i pokonywała długości basenowe tylko dla własnej przyjemności ale wciąż przecież dbała o swoje ciało i formę; czuła też, że przez pobyt w Lorne, przybędzie jej kilka dodatkowych kilogramów, a kondycja znacznie się pogorszy. — Otwierasz restauracje? Ile ty masz talentów? — spytała zaskoczona i musiała przyznać, że bardzo cieszył ją rozwój koleżanki. Nawet troszeczkę jej zazdrościła tej zaradności i odwagi, by otwierać nowe działalności. — Kiedy otwarcie? Bardzo chętnie wpadnę — dodała z aprobatą, ciesząc się na kolejną okazje do tego by wyjść z domu i tym samym wesprzeć przyjaciółkę z dawnych lat. Przed krótką chwilę, zastanawiała się jak wyglądałoby obecnie jej życie, gdyby zaryzykowała i postawiła na krawiectwo. Miała w planach otwarcie własnego, małego zakładu ale finalnie, to pływanie było jej największa pasją i to z nim wiązała swa przyszłość. Obecnie, mogła jedynie nauczać innych, a na robienie kariery było stanowczo za późno.
— Czy księcia to nie wiem. W ostatnim czasie nie jest za kolorowo, a nasz związek przechodzi jakiś k r y z y s — przyznała szczerze, choć nie miała odwagi wtajemniczyć ją w szczegóły swego pobytu w Lorne Bay. Nie musiała jednak udawać, że wiodła szczęśliwe życie w małżeństwie, bo obecnie nawet nie wiedziała czy wciąż miała męża; Otis niezależnie od układu i wszelkich ustaleń, nie był i nigdy nie będzie jej małżonkiem. — Rozumiem. Zaczynam się zastanawiać czy szczęśliwe związki nie istnieją przypadkiem wyłącznie na ekranach telewizorów — skwitowała i westchnęła, doskonale ją rozumiejąc. Sama mocno oddaliła się od Joela ale w przeciwieństwie do McTavish, Sailor pragnęła o tę relacje walczyć. Najpewniej był to błąd, bo jeśli mąż zdradził ją raz, to zrobi to kolejny - i pewnie dokonywał tego w chwili obecnej z jej koleżanką, Sally.
— Z tobą? Wiesz mi, istnieją bardziej pokręceni ludzie — zaśmiała się wymuszenie, mając na myśli siebie. Bo kto normalny pozwalał na swinging, chcąc ratować swe małżeństwo? Kto walczył o faceta, który odważył się dopuścić zdrady?
Zoey McTavish
— Czy księcia to nie wiem. W ostatnim czasie nie jest za kolorowo, a nasz związek przechodzi jakiś k r y z y s — przyznała szczerze, choć nie miała odwagi wtajemniczyć ją w szczegóły swego pobytu w Lorne Bay. Nie musiała jednak udawać, że wiodła szczęśliwe życie w małżeństwie, bo obecnie nawet nie wiedziała czy wciąż miała męża; Otis niezależnie od układu i wszelkich ustaleń, nie był i nigdy nie będzie jej małżonkiem. — Rozumiem. Zaczynam się zastanawiać czy szczęśliwe związki nie istnieją przypadkiem wyłącznie na ekranach telewizorów — skwitowała i westchnęła, doskonale ją rozumiejąc. Sama mocno oddaliła się od Joela ale w przeciwieństwie do McTavish, Sailor pragnęła o tę relacje walczyć. Najpewniej był to błąd, bo jeśli mąż zdradził ją raz, to zrobi to kolejny - i pewnie dokonywał tego w chwili obecnej z jej koleżanką, Sally.
— Z tobą? Wiesz mi, istnieją bardziej pokręceni ludzie — zaśmiała się wymuszenie, mając na myśli siebie. Bo kto normalny pozwalał na swinging, chcąc ratować swe małżeństwo? Kto walczył o faceta, który odważył się dopuścić zdrady?
Zoey McTavish


about me
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.

-To nie jest talent, bardziej zdolność finansowa. Jestem tragiczna w gotowanie, ale tym zajmie się moja biznesowa partnerka. Ja zorbię remont, zaprojektuje to i owo, a resztę zostwię jej. – Gdyby ona miała stanąć w kuchni to bardzo szybko ta restauracja, by zniknęła z google maps. Nikt, by tam nie chciał przychodzić i Zoey nawet się nie łudziła, że będzie inaczej. – Jeszcze nie mamy ustalonej konkretnej daty, na razie musimy znaleźć odpowiednie miejsce, więc pewnie dopiero za jakieś dwa miesiące – Zoey nie mogła się doczekac. Jeszcze nigdy nie projektowała wystroju restauracji więc była tym trochę podjarana. Chciała żeby wszystko miało jakiś fajny i ciekawy klimat, ale nie miała jeszcze konkretnego pomysłu. Pewnie jak znajdą odpowiednią lokalizację to nagle wszystko stanie się jasne i w jej głowie narodzi się wizja idealnego miejsca. Oby tak było!
- Przykro mi to słyszeć – powiedziała przyglądając się koleżance – chcesz o tym pogadać? Wiem trochę o kryzysach w związkach. – Bardziej w sumie o byciu zdradzaną i porzucaną, miala w tym pewne doświadczenie co było smutne i tragiczne. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie i zawsze dawała sto procent siebie w takich relacjach. Najwyraźniej nie tego ludzie oczekiwali. Zaangażowanie nie było tak ważne? McTavish nie miała pojęcia jaki był złoty środek do tego, żeby nie być zdradzaną. Może wybieranie odpowiednich ludzi na swoich partnerów? Całkiem prawdopodobne. – Oby nie, to byłoby tragiczne, chyba trzeba mieć jednak chociaż odrobinę wiary, że kiedyś się znajdzie tą właściwą osobę i będzie warto trochę pocierpieć – Zoey chciała wierzyć w to, że dla niej tą właściwą osobą będzie Gaia. Ich związek był dość świeży, a dla McTavish to był pierwszy raz kiedy rzeczywiście spotykała się z kobietą. Pokonały jednak już dość sporo przeszkód, by być w tym miejscu, w którym obecnie są, więc to chyba wróżyło raczej dobrze. Żadna z nich się nie poddała, gdy pojawiły się przeciwności losu.
- Uff to dobrze – uśmiechnęła się, bo była trochę zmartiowna czy Sailor nie weźmie jej za jakąś psycholkę, która nie czula nic po śmierci faceta, z ktorym kiedyś była blisko. Całe szczęście, że tak nie było. – To co się dzieje z Twoim małżeństwem? – Spytała nieco ciszej i już z poważnym wyrazem twarzy.
sailor ettenberg
- Przykro mi to słyszeć – powiedziała przyglądając się koleżance – chcesz o tym pogadać? Wiem trochę o kryzysach w związkach. – Bardziej w sumie o byciu zdradzaną i porzucaną, miala w tym pewne doświadczenie co było smutne i tragiczne. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie i zawsze dawała sto procent siebie w takich relacjach. Najwyraźniej nie tego ludzie oczekiwali. Zaangażowanie nie było tak ważne? McTavish nie miała pojęcia jaki był złoty środek do tego, żeby nie być zdradzaną. Może wybieranie odpowiednich ludzi na swoich partnerów? Całkiem prawdopodobne. – Oby nie, to byłoby tragiczne, chyba trzeba mieć jednak chociaż odrobinę wiary, że kiedyś się znajdzie tą właściwą osobę i będzie warto trochę pocierpieć – Zoey chciała wierzyć w to, że dla niej tą właściwą osobą będzie Gaia. Ich związek był dość świeży, a dla McTavish to był pierwszy raz kiedy rzeczywiście spotykała się z kobietą. Pokonały jednak już dość sporo przeszkód, by być w tym miejscu, w którym obecnie są, więc to chyba wróżyło raczej dobrze. Żadna z nich się nie poddała, gdy pojawiły się przeciwności losu.
- Uff to dobrze – uśmiechnęła się, bo była trochę zmartiowna czy Sailor nie weźmie jej za jakąś psycholkę, która nie czula nic po śmierci faceta, z ktorym kiedyś była blisko. Całe szczęście, że tak nie było. – To co się dzieje z Twoim małżeństwem? – Spytała nieco ciszej i już z poważnym wyrazem twarzy.
sailor ettenberg