

★ crown the witch ★

all the pretties in your bed escape your hands and make
you sad and all of the things you wish you had, you lose
Jedynym sposobem na uporanie się z tym wszystkim było zajęcie czymś głowy. Dlatego w sobotę przybyła do szopy, która stała na posesji Adama, o bladym świcie i nie wychyliła poza nią nosa aż do wieczora, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi. Była z a j ę t a - co uwielbiała deklarować, gdy po prostu chciała, żeby wszyscy dali jej wreszcie święty spokój. Miłym byłoby powiedzieć, że przez te całe, długie godziny, skończyła w pełni co najmniej jeden projekt i to z rodzaju tych bardziej wymagających, ale prawda była taka, że papuga, którą miała umieścić w kolorowej aranżacji, jakoś niespecjalnie oddawała jej bieżący nastrój i wprawdzie samego ptaka zdążyła spreparować, ale całej tej otoczki - która była przecież w przypadku jej prac najważniejsza i najbardziej rozpoznawalna - już zupełnie nie.
Zamiast tego pochylała się nad Księgą Cieni - tą samą, którą zgubiła na Halloween i po którą potem wróciła w to samo miejsce, kląć na braci i Caspra - i to wcale nie z powodu przygotowywania w niej planów na kolejną pełnię księżyca, która zbliżała się wielkimi krokami. Od dłuższego czasu traktowała ją w sumie bardziej jako osobisty dziennik, a może nawet pamiętnik (choć to słowo było tak nasączone sentymentalizmem, że w życiu nie sięgnęłaby po nie z własnej woli), wyrzucając z siebie wszystkie niepokojące myśli, które miała ochotę wykrzyczeć na głos, ale nie była w stanie.
O tym, jak Happy zasugerował, że mogą się macać tylko do anime, przez co poczuła się niewystarczająca i zaczęła jeść jeszcze mniej, żeby mieć pod kontrolą chociaż tę jedną rzecz i tym samym stać się dla niego bardziej atrakcyjna (chociaż trochę).
O tym, jak Zeke żartował sobie ciągle z jej przemiany, nowego stylu, zaimków i wszystkiego, co się z tym wiązało, co tylko potęgowało w niej przekonanie, że wszyscy myśleli o niej, jak o kompletnym odklejeńcu - wszyscy, a nie tylko stare baby w markecie.
I o tym, że przez te rzeczy czuła, że zapada się w sobie coraz bardziej i ma ochotę tylko krzyczeć; krzyczeć tak głośno, żeby wypadły jej płuca, ale to i tak nic by nie dało, bo jej krzyk nie zwraca na siebie niczyjej uwagi. Rzygać jej się chciało od tego wszystkiego. Głównie chyba od Zeke’a, który wyrastał jak spod ziemi, kiedy akurat była na to najbardziej wrażliwa i najmniej tego potrzebowała. Nadal uparcie zrzucała to swoje rozchwianie na hormony i fakt, że nie potrafiła zupełnie otworzyć się jeszcze przed tym terapeutą, którego sama przecież wybrała, a powiedzenie o tym Samuelowi nie wchodziło w grę, bo przecież wyszłoby wtedy na jaw, że podjęła zupełnie nietrafioną decyzję.
Cóż, tak naprawdę to nie tak, że nie wychyliła nosa poza szopę przez ten cały czas, bo choć wodę miała pod ręką, pozostawała jeszcze kwestia toalety. Wracała właśnie z tej misji, odrobinę mniej nabuzowana po zrzuceniu z siebie na pismo tego ciężaru, który za nią latał, wykorzystując przy okazji fakt, że Adama gdzieś wywiało z domu, żeby rozejrzeć się po tych wszystkich zakamarkach, do których zwykle jej nie dopuszczał. Trochę obawiała się, że może tam znaleźć coś obrzydliwego - na przykład dildo - ale na szczęście żaden taki obiekt nie przykuł jej uwagi, więc po chwili krążenia po włościach brata, skierowała się znowu do szopy.
Szopy, w której zastała nikogo innego niż właśnie jego, miętolącego w rękach jej ukochaną Księgę Cieni, którą musiała przez ogólne rozgoryczenie zostawić otwartą. Stał odwrócony do niej tyłem, więc była duża szansa, że jeszcze nie zorientował się, że wróciła - może jakby zdzielić go teraz łopatą i pozbyć się jedynego świadka...
- Łapy precz od tego! - warknęła, zamiast uciekać się do ostatecznej formy przemocy, zaraz ruszając w jego stronę, żeby wyrwać mu notes z rąk.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Ostateczne postanowienie dotyczące usytuowania szopy miało za sobą drugie dno, jak zwykle. Poza logistyką przewożenia drewnianego kantorka przez pół Lorne Bay, liczyło się również zmuszenie Viper do wyjścia poza teren domu. W porozumieniu ze starszym bratem, Adam zadecydował o wymuszeniu na dziewczynie krótkiej podróży przez australijskie miasteczko, zaznanie odrobiny świeżego powietrza i wyrwanie się z ciemni, aby Samuel mógł wywietrzyć jej pieczarę pod nieobecność. Nie oszukujmy się, nastolatki śmierdziały hormonami, a podczas cieplejszych dni takie komory gazowe były nie do zniesienia.
Starał się monitorować jej aktywności w eksperymentalnej szopie, jednak nie zachodził tam zbyt często. Wiedział, że siostra ceni sobie prywatność i przeszkadzanie jej podczas zabawy wyprowadzałoby z równowagi, może niszczyło jakiś twórczy amok albo po prostu podnosiło ciśnienie, a Monroe nie miał ochoty na niepotrzebne kłótnie. Głównie bawił się na podwórku z psami, pozwalając dziewczynie pracować w spokoju. Przypominał jej o piciu wody, o jedzeniu przynajmniej kawałka kromki chleba i odpoczynku, bo nie dało się ukryć, że miała silne tendencje autodestrukcyjne.
Widząc z daleka, że czarownica opuszcza magiczną grotę postanowił zajrzeć do środka i upewnić się, że nie będzie musiał ukrywać przed policją jakichś bliżej nieokreślonych zwłok sąsiadów. Wszedł ostrożnie, niezwłocznie rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu pułapek, a następnie podszedł do drewnianego blatu będącego głównym miejscem robót. Na samym jego środku leżała książka, a raczej notatnik siostry. Cóż, nie został zamknięty na cztery spusty, więc ciekawski mężczyzna postanowił podejrzeć zawartość, przygotowany na strony zapisane głupimi, dziecinnymi zaklęciami uprzykrzającymi życie niewinnym mieszkańcom. Ku jego zaskoczeniu, trafił na bardzo osobisty pamiętnik wypełniony strachem, nienawiścią i ogromem smutku. Jedna za drugą wertował strony, zapamiętując imiona oraz niepokojące sytuacje. Happy był do odstrzału, co zdążył zauważyć. Drugim problemem był Zeke, którego jeszcze nie miał okazji poznać i miał nadzieję, że siostra nie leci na dwa fronty jak jakieś bohaterki książek dla małolatów.
Mimo zaabsorbowania lekturą, słyszał jej kroki. Jako wyszkolony żołnierz gotów był na reakcję, jeśli zdecydowałaby się go zaatakować, jednak w ogólnym rozrachunku była marnym, słabym zagrożeniem. Skrzek wydany przez Viper zmusił weterana do obrotu, a później uniesienia pamiętnika wysoko, daleko od niej.
— Uspokój się i siadaj. Porozmawiamy o twoich kolegach — powiedział poważnie, jedną ręką popychając ją za klatkę piersiową w tył, w stronę taboretu.
viper monroe


★ crown the witch ★

Taksydermia była jej ucieczką od rzeczywistości. Prawdopodobnie jednocześnie stanowiła jedyną pozytywną rzecz, jaką wniósł do jej życia ojciec, próbując wpoić jej jakieś - w jego mniemaniu - typowo „męskie” hobby. Choć z początku była do tego nastawiona sceptycznie (tak jak do wszystkiego), dość szybko zafascynowało ją to, co ludzie bez wyczucia i krztyny wiedzy określali mianem babrania się w zwierzęcych szczątkach. To było jak hipnoza. Chirurgiczna precyzja, dokładność, stabilna ręka, skupienie - idealny dystraktor, idealne ukojenie. Ta jedna rzecz, którą można było mieć pod pełną kontrolą; ta jedna rzecz, która zależała w całości od jej woli; ta jedna rzecz, którą mogła naginać pod swoją wizję bez żadnego skrępowania (dopóki nie zaczęła przyjmować płatnych zleceń, bądźmy jednak szczerzy - do każdego z nich dodawała odrobinę własnej fantazji, niezainteresowana zupełnie tym pozbawionych inwencji, pospolitym wypychaniem, którym parało się wielu półgłówków).
Dla niej, to było jak rytuał. Wszystkie drobne nacięcia, usuwanie wnętrzności, przygotowywanie wypełnienia, utrwalanie pozy, dodawanie wszystkich tych subtelnych akcentów, które czyniły jej prace wyjątkowymi. Wiedziała dobrze, że w starożytności niektóre ludy zajmowały się haruspicją i często wyobrażała sobie, że ona sama robiła właśnie to samo - w pewien zindywidualizowany, dostosowany do siebie, swoich warunków i możliwości sposób. Rozkrawanie zwierząt było jak wodzenie palcem po mapie nieba - trzeba było jedynie połączyć ze sobą odpowiednie punkty. Czasem frustrowało ją, kiedy niczego nie dostrzegała, częściej - że dostrzegła być może zbyt dużo.
Pewnym było jedno: nawet jeśli czasem dostrzegała pewne znaki, to tym razem nic nie wskazywało na to, że jej durny brat postanowi wtargnąć do jej świętego zakątka, burząc jej spokój i w realny sposób naruszając prywatność. Ciśnienie podskoczyło jej natychmiastowo, kiedy tylko zdała sobie sprawę z tego, że ten idiota skończony wciskał nos w jej Księgę Cieni, więc bardzo możliwe, że była o krok od wydrapania mu oczu. Ten jednak, zamiast poddać się i uciec w popłochu, jak to zwykle miało miejsce, kiedy wkraczała do akcji, uniósł notes do góry, a jakby tego było mało, ośmielił się jej d o t k n ą ć i jeszcze dyktować jakieś rozkazy. Choć zachwiała się lekko, kiedy Adam przechylił ją w stronę taboretu, nie miała zamiaru siadać i dawać mu jakiego poczucia władzy, więc zamiast dostosować się do jego przebrzydłej dyktatury, w dalszym ciągu próbowała wyrwać mu zeszyt z rąk.
- Nie mam żadnych kolegów, idioto skończony! - warknęła na niego w formie samoobrony i choć ktoś inny mógł uznać to za żałosne przyznanie się do własnej porażki, dla Viper przecież to był właśnie niepodważalny dowód jej samowystarczalności. - Oddawaj! Słyszysz, zjebie? Oddawaj w tej chwili! I dotknij mnie jeszcze raz, to cię oskóruję! - zagroziła, poddając się w końcu w próbach wyrwania mu notatnika i zamiast tego łypiąc na niego spode łba. Już zaczynała powoli zastanawiać się, jak powalić tego kretyna na ziemię, choć nie była chyba na tyle naiwna, żeby wierzyć, że realnie miała szansę na zwycięstwo w fizycznym starciu z tym półgłówkiem. Na pewno jednak nie miała zamiaru tak po prostu zacząć opowiadać mu o swoim życiu - zwłaszcza, że solidnie sobie teraz u niej nagrabił.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Okres nastoletni był prawdopodobnie najgorszym, czego mógł doświadczyć człowiek. Burza hormonalna połączona z ledwo budowanym poczuciem własnej wartości, autonomią oraz potrzebą wspólnoty tworzyła mieszankę wybuchową, często prowadzącą do wielu załamań u młodzieży. Adam wiedział po sobie, że był to czas pełen niepewności i najgorszych decyzji, jakie człowiek mógł popełnić z własnej głupoty oraz impulsywności, która towarzyszyła nastolatkom dopóki nie osiągnęli dwudziestego roku życia. Nawet wtedy wiele osób nie potrafiło panować nad emocjami, a osobowość kształtowała się dopiero około dwudziestu pięciu przekroczonych wiosen. Plastyczność umysłu młodej osoby była niebezpieczna, a każde negatywne doświadczenie odciskało silne piętno na budowaniu zaufania czy własnego charakteru. To doprowadzało do wyrzeczeń, podporządkowywania się silniejszym osobnikom oraz utracie godności - niestety.
Nie winił dziewczyny za jej agresję, jednak nawet Adam miał swoje granice cierpliwości. Jeśli decydowała się nie panować nad emocjami, powinna dostać życiową lekcję słownie lub fizycznie, w zależności od drastyczności jej zachowania. Jeden ruch, a cała chęć pomocy mogła prysnąć jak za sprawą magicznej różdżki.
— Nie działają na mnie twoje chamskie odzywki, Viper — stwierdził spokojnie, słysząc kolejne wiązanki kierowane w jego osobę. Zajrzenie do notatnika - znaczy się Księgi Cieni - siostry nie było najmądrzejsze ani najbardziej uczciwe, jednak przez jej małomówność rzadko kiedy ktokolwiek z rodzeństwa wiedział, co tak naprawdę kotłowało się w umyśle nastolatki. Wątpił, że Amalia prowadziła z nią głębokie rozmowy siostrzane, szczególnie w okresie ćpuńsko-żałobnym. Zresztą, znowu gdzieś zniknęła i nie odbierała telefonów, dlatego Adam tylko modlił się o jej powrót w jednym kawałku.
Włożył trzymaną książkę w tylną część spodni, dokładnie za dość elastyczny pas i podchodząc bliżej Viper strzelił jej jednego, prostego liścia na uspokojenie. Miał dosyć warczenia. Jeżeli chciała zachowywać się jak jebane zwierzę, to będzie traktowana w ten sposób.
— Możesz drzeć na mnie mordę i grozić oskórowaniem, ale prawda jest taka, że nie masz na sumieniu nawet jednego ciała. Ja mam ich na koncie pięćdziesiąt dwa, więc zamknij mordę i posłuchaj mnie uważnie — powiedział ostro, wystawiając ostrzegawczo palec. Może miała ambicje na nowego Hannibala Lectera, ale daleko jej było doświadczeniem oraz siłą do jakichkolwiek akcji buntowniczych. Starszy Monroe mógł rzucić nią o pobliską ścianę szopy, doprowadzając tym samym do urazu kręgosłupa...ale było to aktualnie bardzo nieopłacalne. Zamiast tego oparł się o stół rzemieślniczy, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Powiesz mi teraz grzecznie, kto cię gnębi w szkole i poza nią. Jeśli nie, znajdę i zabiję każdego, kogo wymieniłaś w swoim słodkim pamiętniczku. Łącznie z Happym — stwierdził obojętnie, zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie albo kolejnej działce wciąganej przez Saula w ciemnym zaułku. Naciskał na delikatną sferę miłosną Viper imieniem jej wybranka tylko dlatego, by nieco stłamsić jej bunt albo wywołać jeszcze większy huragan, który złapie na lasso i przyciągnie do gruntu. Tak czy inaczej, oczekiwał informacji.
viper monroe


★ crown the witch ★

Adam wybrał sobie zatem naprawdę chujowy moment na to, żeby wpieprzać się w jej życie. Ta banda kretynów, z którymi była spokrewniona ostatnio działała jej na nerwy coraz bardziej - najpierw Saul, który nagle zaniechał wszelkich kontaktów, potem najebany Zahariel, którego znalazła pod płotem, żebrzącego o pocieszenie, a teraz jeszcze on. Najbardziej drażnił ją fakt, że miała wrażenie, że to wszystko było udawane i na pokaz. Nie była w stanie uwierzyć, że nagle zaczęła brata obchodzić - jego bieżące zachowanie postrzegała raczej w kategoriach szukania jakiejś afery, bo najwidoczniej miał tak nudne życie, że musiał przyczepić się do kogoś innego. Miała tylko nadzieję, że nie rozdmucha tej sytuacji jeszcze bardziej, wciągając w nią innych, jak na przykład Samuela, z którym dopiero zaczęła budować jakiekolwiek porozumienie. Nic rewolucyjnego, ale na tyle mocne, żeby pozwalał jej robić swoje rzeczy w świętym spokoju, którego Adam najwyraźniej nie potrafił uszanować.
Dlatego przewróciła tylko oczami, słysząc, że rzekomo nie działały na niego jej odzywki. Jasne, każdy tak gadał, a potem zachowywał się w sposób, który świadczył o czymś zupełnie innym. Podobnie zresztą uczynił sam Adam, doskakując do niej znowu z łapskami. Kłamstwem jednak byłoby stwierdzenie, że to uderzenie nie zbiło jej z tropu - całkiem dosłownie, bo zachwiała się lekko, z rozdziawionymi ustami i dłonią automatycznie wędrującą do palącego policzka. Przez krótki moment nie mogła zupełnie złapać oddechu, co bynajmniej nie było spowodowane siłą uderzenia, ale raczej samym faktem, że ono nastąpiło, pozostawiając ją w głuchym szoku. Do tej pory nie podniósł na nią ręki nikt, kto nie był Bartem i choć pewnie mogła spodziewać się, że jego agresja pulsowała nie tylko w jej żyłach, chyba nie przypuszczała, że stanie się jej obiektem.
Cóż, to jedno Adamowi się udało: faktycznie zamilkła. Przemoc fizyczna, jeszcze wymierzana pięścią ojca, zawsze zupełnie ją paraliżowała i chyba nie spodziewała się, że brat wyciągnie przeciwko niej taką amunicję. Właśnie odkryła kolejny argument przemawiający za tym, żeby nie trzymać żadnego z tej bandy na dystans krótszy niż absolutnie wymagany, zatem odsunęła się natychmiast pod samą ścianę, wpadając plecami na ramkę z zawieszonymi ozdobnie na szopie spreparowanymi owadami. Pozwalała jego słowom wpadać jednym uchem i natychmiast ulatywać drugim, zajęta przesadnie wpatrywaniem się w niego zabójczym spojrzeniem, jakby rozważała całkiem realnie, czy to nie najwyższa pora na podjęcie ofensywy, skoro sam zaczął.
- Będziesz moim pierwszym ciałem, sukinsynu, jeśli zrobisz to jeszcze raz - warknęła w końcu, odrobinę prowokacyjnie, bo powoli wzrastał w niej rozpaczliwy żal, że nie podjęła od razu kontrataku - przecież z pozbyciem się starego to miał być k o n i e c takiego pieprzonego traktowania; powtarzała to sobie codziennie przed zaśnięciem: k o n i e c, już nikt nigdy nie odważy się podnieść na ciebie ręki. Do tego zmierzała uparcie, izolując się od ludzi i ograniczając do minimum grono osób, które było w stanie ją skrzywdzić. I tak w ostatnim czasie rozszerzyła je zanadto, co uświadomiła sobie z goryczą. Żałowała, że nie mogła unieść tej cholernej szopy na własnych barkach, żeby przenieść ją w jakieś miejsce, gdzie nie musiałaby patrzeć na zdradziecką, zakłamaną mordę brata.
Słysząc jego groźbę, pokręciła tylko głową, z cynicznym uśmiechem na ustach. Naprawdę kretyn myślał, że takim zastraszaniem cokolwiek z niej wydobędzie? I - co ważniejsze - że byłby w stanie zrobić takie rzeczy, jakimi się odgrażał? Była więcej niż przekonana, że w tym wojsku obierał tylko kartofle, a teraz wygadywał jakieś bzdury, żeby podbić sobie ego, łudząc się, że w ten sposób nabierze w jej oczach jakiegokolwiek poważania. Prawda była taka, że Viper zupełnie nie znała Adama, a on zupełnie nie znał Viper. Frustrowało ją, że próbował zachowywać się, jakby było zupełnie inaczej, ale nie miała zamiaru pozostawać mu dłużna.
- Nie masz czasem jakichś chłopców do wyruchania? Jestem prawie pewna, że Samuel kręci z kimś nowym, to tak akurat w twoim typie - nie możesz sobie znaleźć własnego, to bierzesz się za zajętych. Co na to twoja Bozia? - fuknęła w jego stronę, patrząc mu prowokacyjnie prosto w oczy. Tak, miała zamiar teraz odwracać kota ogonem tak długo, aż Adam zapomni zupełnie, co właśnie przeczytał i o co ją pytał.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Viper budziła w nim dziwne żądze, które odczuwał dawno temu za czasów wojska, gdy pierwszy raz smakował krwi rozbryzgującej się z czaszki po oddaniu strzału. Była to dziwna fantazja zakrawająca o bardzo drastyczne opisy scen, w których ofiara cierpiała katusze przed punktem kulminacyjnym. Jej agresja, nieufność, jej lekceważenie pomocnej dłoni sprawiały, że starszy Monroe bardzo chciał uciszyć ją na stałe - metalowym kneblem, zaszytymi ustami, czymkolwiek.
Jak planował, ignorował jej bezczelne zaczepki. Była jak dzikie zwierzę, którego nikt nie potrafił nauczyć egzystencji w społeczeństwie. Nie dziwił się, że była gnębiona w szkole przez jakiegoś potężnego Zeke'a, a gdyby uszanowała chociaż trochę pozycję starszego brata, to pomógłby jej rozwiązać ten męczący od wielu miesięcy problem. Nie, ona była samodzielna. Ona nie potrzebowała rodziny, nie potrzebowała nikogo poza psychotropami, które powinna dostawać w gardło i jedzeniem omijanym na kilometry. Dziwiło go, że nikt nie zauważał potężnej utraty wagi, zapewne uważając to za patologiczną normę w ich nienormalnej rodzinie.
Naciągnęła bardzo niebezpieczną strunę, poruszając temat orientacji seksualnej Adama. Wciąż nie był pewien siebie, poszukując pewnych wygód psychicznych za pomocą wykupowania usług męskich prostytutek. Był to krok milowy ku lepszemu zrozumieniu własnej natury oraz akceptacji, którą przez ostatnie trzydzieści lat odsuwał daleko poza widnokrąg. Wiedział, że widmo wigilijnej kolacji będzie ciągnęło się za nim jak swąd końskiego gówna, ale nie sądził, że Viper użyje tego jak bomby atomowej spuszczanej na Nagasaki w czterdziestym piątym. Niestety, zrobiła to. Gula urosła w gardle mężczyzny, gdy ponownie wyciągał jej notatnik. Wyszukał parę ulubionych fragmentów, gotowy rozpętać prawdziwe piekło na ziemi cytatami, które mogłyby poruszyć tę chudą skamielinę.
— Nie wiem, co się dzieje z Happym, ale coraz mniej mi się to podoba. Znowu pierdolnął jakąś głupotę, a potem udawał, że nie rozumie o co chodzi. Coś o tym, że możemy macać się tylko do anime; mam wrażenie, że bardziej ekscytują go te anime dziewczynki niż ja. Zupełnie jakby były dla niego bardziej prawdziwymi dziewczynami ode mnie, chociaż one są rysunkowe, a ja prawdziwa — przeczytał pierwsze i prawdopodobnie najbardziej wstydliwe wyzwanie, jakie Viper kiedykolwiek napisała. Nie zatrzymywał się, wertując kolejne parę stron.
— Zjebany Zeke znowu cały dzień nie dawał mi spokoju. Już wie, o czym mówić, żeby jakoś mnie to tknęło, z każdym dniem robię się coraz słabsza...— czytał dalej, wybierając ten fragment ze względu na wspomnianego chłopaka, który gnębił jego młodszą siostrę. Viper wielokrotnie pisała o samotności, na żywo odrzucając jakąkolwiek próbę nawiązania z nią kontaktu oraz pomocy, co Adamowi wydawało się cholernie nielogiczne.
— Zeke jest moją najgorszą zmorą. Za każdym razem, kiedy muszę wyjść do szkoły, wymiotuję, chociaż nie mam czym. Nie potrafię już cieszyć się na biologię ani chemię, bo widzę przed oczami tylko jego parszywą mordę, wykrzywioną w cynicznym uśmiechu. Kiedy idę korytarzem, ciągle zerkam za siebie, żeby sprawdzić, czy przypadkiem za mną nie idzie i nie gada jakichś głupot do tej swojej świty — wypowiadając ostatnie słowo zamknął dziennik, a następnie spojrzał na siostrę wymownie. — Mam kontynuować? Bo najwidoczniej z tego myślowego pierdolnika dowiem się więcej, niż od ciebie kiedykolwiek.
viper monroe


★ crown the witch ★

Nienawidziła bycia ofiarą. Nienawidziła sposobu, w jaki Adam teraz na nią patrzył, bo choć w jego spojrzeniu na próżno było doszukiwać się jakiegokolwiek współczucia, czuła, że traktował ją przedmiotowo, jako kogoś zupełnie sobie podległego, skoro tak słabego, że nie potrafił sam poradzić sobie z durnymi ludźmi w szkole. Nic dziwnego zatem, że na jakiego nieudolne próby konfrontacji reagowała agresją - w końcu miała to we krwi. Pragnienie przemocy buzowało w jej żyłach, przypominając o sobie w każdym chwiejnym momencie, kłując trzewia głodem rozładowania, na które nie pozwalała sobie nigdy w sposób wykraczający poza słowne pyskówki. Trochę dlatego, że gardziła fizyczną agresją. Trochę dlatego, że obawiała się, że gdyby raz jej posmakowała, to okazałoby się, że jest wyzwalająca i nie minęłoby dużo czasu, a stałaby się dokładnie taka jak znienawidzony ojciec, a to byłby przecież jej ostateczny upadek.
Dlatego w odpowiedzi na zachowanie Adama nie miała innego wyjścia niż sięgnięcie po swoją najlepiej zachowaną broń: ostry język. Wiedziała przecież doskonale, że naruszała teraz bardzo wrażliwą strefę, ale uważała, że brat w pełni sobie na to zasłużył. Raczej nie była aż tak naiwna, żeby nie spodziewać się, że posunie się do jakiegoś kontrataku, ale i tak, kiedy zobaczyła, jak otwiera na powrót jej pamiętnik, poczuła jak zamiera. Słysząc pierwsze czytane przez niego słowa, zacisnęła ręce w pięści, ale nie była w stanie zupełnie niczego wykrztusić, więc tylko wpatrywała się w niego nienawistnie, czując jak jej policzki stopniowo nabierają wstydliwych rumieńców, bo kiedy słyszała te słowa wypowiadane w głos, brzmiały kompletnie żałosne. Brzmiały, jakby pisał je ktoś słaby, a ona przecież nie była słaba, nie mogła być.
- Wystarczy - warknęła w pewnym momencie, ale ten skurwysyn kontynuował, zaraz od Happy’ego przechodząc do Zeke’a i Viper realnie nie potrafiła stwierdzić, który z tych tematów był gorszy. Miała w tym momencie ochotę zwyczajnie wydrapać mu oczy, żeby nie mógł już śledzić spojrzeniem kolejnych wersów, ale powstrzymywała się przed tym zawzięcie, zagryzając wewnętrzną stronę policzka i wbijając paznokcie pod skórę własnych dłoni, z upartym postanowieniem, że nie może być taka jak Bart. Uznała, że to przetrwa, oczywiście, że tak. Przetrwa i nie okaże wcale, jak bardzo ją to ruszało, nie wypuści tych żałosnych łez, które domagały się tak uparcie uwolnienia. Ale na razie jej przetrwaniem było tylko przeczekanie tego żałosnego pokazu siły, który prezentował jej Adam. W końcu jednak mężczyzna zatrzymał się, a ona z całej siły powstrzymywała się, żeby nie odetchnąć z ulgą, ciągle też pilnując trzymania rąk blisko ciała.
- Oddawaj mi to - zażądała niewzruszenie, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. Zaraz jednak zaczerpnęła nosem sporą dozę powietrza i przełknęła głośno ślinę. - Podaj mi jeden powód, dla którego miałabym ci powiedzieć o rzeczach, o których pisałam tutaj. Jeden - fuknęła na niego prowokacyjnie, dobrze wiedząc, że nie będzie w stanie wymienić czegokolwiek. - Nie ma zupełnie żadnego powodu, żebyś wpierdalał się teraz w moje życie. Zajmij się lepiej sobą, a ode mnie wara - warknęła, uznając, że przytaczanie mu argumentów, dlaczego tak uważała, nie miało najmniejszego sensu, bo i tak by do niego nie dotarły.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Zdecydowanie nie nadawał się na osobę, która miałaby wystarczająco cierpliwości i empatii, by przeboleć teatrzyk agresji słownej Viper, pogłaskać ją po głowie i dać lizaka na pocieszenie. Wybrał drogę wojny, a raczej krótkiej bitwy prowadzącej do prawie niemożliwego rozejmu na placu boju. Czytał na głos kolejne teksty, dopóki młodsza siostra stanowczo nie fuknęła i zażądała oddania pamiętnika. Nie zrobił tego, jednak zamknął notatnik, spoglądając na dziewczynę poważniej.
— Jeden? Dajesz mi fory, siostrzyczko — przewrócił oczami, chociaż był w pewien sposób zdziwiony, że nie został zaatakowany przez ostre pazury wydrapujące oczy. Najwidoczniej obrała inną taktykę, może bardziej cwaną, czekając aż Adam zsunie gardę. Musiał być uważny, czujny, gotowy na skok w każdej chwili.
— Istnieją przynajmniej dwa powody, w tym jeden jest dla ciebie bardziej korzystny, niż dla mnie. Przestań na mnie warczeć i posłuchaj — zaczął, wzdychając po chwili ciężko. Żarty się skończyły, teraz musiał wyjaśnić powód swojego nietypowego zaangażowania w życie prywatne młodszego rodzeństwa.
— Raz, jeśli opowiesz mi o Zeke'u, mogę skopać mu dupę tak bardzo, że będzie moczył się w nocy przynajmniej przez następny rok — wymienił, gotowy na przedstawienie gówniarzowi czwartego kręgu piekła z bliska. Nastoletnie przekomarzania miały granicę, a jeżeli Viper po powrocie ze szkoły czuła się jak gówno, a w szkole nie potrafiła cieszyć się ulubionymi przedmiotami to główny prowodyr zasługiwał na dosadne upomnienie w kwestii szacunku do drugiego człowieka - w tym wypadku pijąc wodę z kałuży.
— Dwa, ledwo przechodzi mi to przez gardło, ale jesteśmy do siebie podobni, Viper — powiedział z trudem, mentalnie przygotowując się na wypowiedzenie bardzo ważnych, odsłaniających wrażliwość słów. Wiedział, że może jej to nie interesować i zapewne tak będzie, był przygotowany na klasyczne wyśmianie.
— Uwierz, że wiem jak to jest być słabym i samotnym. Możesz mówić o mnie co chcesz, ale w tej rodzinie wiara była moim mechanizmem obronnym od lat. Dobrze wiesz, co wydało się na wigilii, a co ukrywam odkąd skończyłem szesnaście lat, bo nie jesteś głupia — oparł się tyłem o drewniany stół do praktyk taksydermicznych, wzrokiem lawirując pomiędzy narzędziami i pustymi słoikami ułożonymi na szafce obok.
— Uciekałem bardzo długo przed prawdą, bo się bałem. I nie chcę, żebyś przechodziła przez to samo następne dwadzieścia lat. Wiem, jak ciężko jest żyć i nienawidzić każdego dnia w skórze, która jest tylko tarczą. Zrozum, że robię to bezinteresownie. Nie potrzebuję twojego uznania, nie potrzebuję oklasków i orderu najlepszego brata. Chcę, żebyś weszła w dorosłe życie bez strachu o siebie, o swoją wrażliwość oraz to kim jesteś, bo później będzie tylko ciężej — wyznał niechętnie. Nie potrzebował "rozumieć" jej sytuacji, bo bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z kotłujących się wewnątrz dziewczyny emocji. Nie był debilem, który odcięty od rzeczywistości prawił morały na prawo i lewo, samemu mając wiele za uszami. Nie, Adam jako osoba doświadczona życiem chciał być podporą dla dzieciaka wkraczającego w dojrzałe życie, a nie niepotrzebnym mentorem.
viper monroe


★ crown the witch ★

W całej tej podłej sytuacji z Walshem, Happym i resztą kretynów, starała się zatem skupiać raczej na celu niż na drodze. Jasne, ostatnio szło jej to wybitnie topornie i czasem sama z przekąsem trawiła własne, jakieś w jej mniemaniu nagle przesadnie optymistyczne myśli o tym, że nieważne jak wyboista będzie droga, dotrze przecież w końcu do celu. Teraz celem było dotrwanie do końca liceum i nie rozstrzelanie tej pieprzonej budy w pył. Już kilka razy rozważała różne metody eksterminacji swojej nieznośnej grupy rówieśniczej, ale wszystkie wydawały jej się jakieś przesadnie prymitywne. Choć jak mało kto znała się na szkolnych strzelcach, zdążyła już naczytać się tyle psychologicznych opinii na ich temat, że zupełnie nie podobała jej się myśl, że ktoś miałby odebrać ją w tak żałosny sposób jak ich. Musiała więc wymyślić coś bardziej kreatywnego albo... albo właśnie - przeboleć jakoś to pieprzone pasmo udręki i konieczność obcowania na co dzień z całymi hordami idiotów.
Teraz, mierząc się na spojrzenia z Adamem (choć prawdę mówiąc, zezowała co chwilę na Księgę Cieni, wciąż bezbożnie wetkniętą w jego dłoń), miała ochotę wyrzygać mu tę całą swoją pokrętną filozofię, żeby raczył się wreszcie łaskawie odpierdolić i może przy okazji wystraszył tego jadu, który ją napędzał i nie potrafił przetrzymać dnia, nie rozlewając się na zewnątrz. Powstrzymywała się jednak, dochodząc do wniosku, że to pora najwyższa, żeby pokazać mu jak bardzo dojrzała i dorosła była - a zatem pozwolić skończyć mówić o tym, co tam miał do powiedzenia. Wprawdzie nie potrafiła powstrzymać się od okazjonalnego przewracania oczami, ale słuchała cierpliwie i chyba nawet - ewenement! - nie wyrzucała z głowy w trybie natychmiastowym wszystkiego, co dopiero usłyszała.
Prychnęła krótko, słysząc tę jakże subtelną propozycję spuszczenia Zeke’owi wpierdolu, ale przygryzła wargę, żeby powstrzymać się na razie od jakiegokolwiek komentarza. Niech mówi - może akurat powie wystarczająco dużo, żeby sam doszedł do wniosku, że właśnie się ośmiesza? Zaraz jednak do jej uszu dotarło stwierdzenie, że byli p o d o b n i, na co pokręciła lekko głową. Nie w wyrazie zaprzeczenia, ale raczej rozczarowania rzetelnością tego stwierdzenia, bo przecież to była prawda, a ona nie była na tyle ignorancka, żeby tego nie dostrzegać. To był problem całej tej pieprzonej rodziny - wszyscy byli do siebie przesadnie podobni, kotłując się tylko w tym swoim wrodzonym zjebaniu i rozpychając łokciami, żeby tylko udowodnić całemu światu, że było inaczej; że on albo ona akurat byli wyjątkowi. To była bzdura, bo przecież każdy wiedział, że wyjątkowa była tylko i wyłącznie Viper.
Przetrzymała jakoś do końca tej tyrady, choć przecież miała ochotę przerwać mu co najmniej parokrotnie - najbardziej wtedy, kiedy zasugerował, że była s ł a b a, bo to było przecież jedno z tych (licznych) określeń, na stosowanie których wobec siebie zupełnie się nie godziła.
- Po pierwsze: nie jestem słaba - uznała, że od tego wypadało zacząć. - Po drugie: jeśli myślisz, że skopanie Zeke’owi dupy pomoże mi jakkolwiek, a nie tylko bardziej mnie pogrąży, to chyba już niepodważalny dowód na to, że jesteś za stary, żeby pamiętać, jak było w szkole. - Przewróciła oczami, z całej siły starając się brzmieć jak najbardziej zuchwale i arogancko, miażdżąc wszystkie przebłyski emocji, które wprawiały jej ciało w drgania, kiedy na głos musiała przyznać, że jakiś problem faktycznie istniał. - A po trzecie: jeśli naprawdę sądzisz, że masz jakąkolwiek moc, żeby mnie przed tym ochronić, to chyba masz wyjątkowo wybujałe mniemanie o sobie. Już za późno na to wszystko, dorosłość mi się nie zacznie w dniu osiemnastych urodzin. Wiesz, kiedy się zaczęła? Jak wszyscy po kolei wyjebaliście z domu, zostawiając mnie z Isaakiem i Felixem, których ciągle trzeba było pilnować jak zaszczanych gówniarzy, którymi byli. Więc teraz nie zachowuj się tak, jakby twoja jedna - powtarzam: j e d n a - interwencja miała zmienić cokolwiek w tym, jak funkcjonuję, bo funkcjonuję tak jak sama się nauczyłam, kiedy obok nie było, kurwa, nikogo, kogo można by było o to spytać. I wychodzi mi to zajebiście - zakończyła, z niezadowoleniem zauważając, że nie udało jej się zupełnie odciąć do emocji; dolna warga lekko jej drgała, głos był zabarwiony mieszaniną gniewu i pretensji, a dłonie zaciskała w pięści tak mocno, że pobielały jej knykcie.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Chociaż jego młodsza siostra za wszelką cenę próbowała udowodnić światu swoją wyjątkowość, w oczach Adama należała co najwyżej do klasy "średniej", gdy mówiło się o inteligencji oraz zaradności. Plasowała się gdzieś pośrodku, pomiędzy totalnymi ofermami bez przyszłości oraz złotymi dziećmi, które mimo przeciwności potrafiły znaleźć rozwiązania bez niczyjej pomocy. Viper nie była wybitna, bo sama blokowała się najgorszymi cechami charakteru wybieranymi z szerokiego katalogu możliwości. Cóż, zawsze mogła zostać drugim Isaacem, ale wtedy rozmowa między nimi nie miałaby najmniejszego sensu.
— Jesteś słaba. Nie ukryjesz tego żadnym chamstwem, żadną agresją i udawaniem wyższości. Słaba, przestraszona i smutna. Twój pamiętnik powiedział mi wszystko — jeśli wcześniej tylko sugerował, że była podatna na bodźce z otoczenia, teraz powiedział to prosto i dosadnie. Nie winił jej za usilne próby kreowania się na kogoś, kim nie była. Adam za czasów młodzieńczych robił to samo. Właściwie do teraz zakrywał prawdziwe Ja pod przykrywką wierzącego w zabobony katolika, choć kariera wojskowego wyprała z niego każdą możliwą naukę zasłyszaną na ambonie. Gdy pojawiał się w kościelnej ławie, nikt nie dopytywał o jego stan. Nie interesowali się jego życiem, planami na przyszłość, niczym. I tak powinno zostać
— Wszystko odbierasz jako atak. Ja cię nie chcę chronić, bo spotka cię w życiu jeszcze wiele złego. Chcę żebyś wiedziała, że nie jesteś sama — westchnął ciężko, naprawdę zmęczony tłumaczeniem jak krowie na rowie, gdzie leżał problem i rozwiązanie. Nie chciał jej na nowo wychowywać, a jakoś wspomóc w dorastaniu. Wesprzeć w szukaniu siebie, motywować do doskonalenia osobowości. Każdy potrzebował bezpiecznej przystani i można ją było znaleźć nawet w najbardziej traumatyzującej patologii rodzinnej.
— "Radzenie sobie" wychodzi ci chujowo, bo nie wiesz jak to robić. Jesteś dzieckiem, Viper. Możesz kreować się na wielce inteligentną, ale brakuje ci doświadczenia i przeżytych lat. Nie wspominając o charakterze, którego nie zabetonujesz przynajmniej do dwudziestki — zmęczony rozmasował skroń, powoli przegrywając walkę z własnym znudzeniem. Jej schematyczność była bardzo bolesna dla oka, nie wspominając o pulsującym, parującym umyśle, który przypominał starszemu Monroe, że rozmawiał z nastolatką, a nie pełnowartościowym człowiekiem. Widział jej hamowane reakcje, zaciskane dłonie, drżący podbródek ledwo powstrzymujący ryk i coś bardzo mocno parło na to, by doprowadzić dziewczynę do uwolnienia tych uczuć.
— To jest dla ciebie ostatni dzwonek, dlatego próbuję do ciebie dotrzeć. Jeśli nie teraz, to później nie uwolnisz się od kumulującego się syfu. Wciąż będziesz zamkniętą na emocje, łatwą do wyprowadzenia z równowagi pizdą. Myślisz, że my byliśmy inni? Wszyscy woleliśmy uciekać, zamiast stanąć i powalczyć o siebie, o ciebie i chłopaków. Ty możesz to zmienić, bo dorastasz w środku zmian, nie widzisz tego? Zawsze znajdzie się taki Zeke, który będzie żywił się twoim nieszczęściem i możesz wybrać, czy wolisz przyjmować to z pokorą pisząc w pamiętniczku o szukaniu liny albo przypierdolić typowi na środku korytarza tak mocno, że trafi do higienistki ze złamanym nosem — mówiąc to, podszedł bliżej siostry i pochylił się nad nią, zakładając ręce na biodra. — Wyrzuć to z siebie w końcu i ryknij na mnie, zamiast obrażona tupać nóżką. Chyba, że jesteś taka sama, jak inni nastolatkowie z twojej szkoły. Głupia, dziecinna i nijaka.
viper monroe


★ crown the witch ★

Viper kompletnie nie akceptowała takiej możliwości, żeby mogła być jakimkolwiek „średniakiem”. Ta wyszukana potrzeba bycia postrzeganą jako jednostka wybitna, która znajdowała zaspokojenie w kolejnych szkolnych osiągnięciach, nie pozwalała jej na w jakimkolwiek stopniu uczciwy ogląd sytuacji. Doskonale wiedziała, że miała w życiu przesrane, wiedziała, że mierzyła się z rzeczami, o których większość jej rówieśników nie miała bladego pojęcia i wiedziała, że sam fakt, że dotrwała jakoś do tego miejsca, w którym była teraz, był godny podziwu - i nie miała zamiaru reflektować głębiej nad tym, co mogła zrobić inaczej. Grunt, że osiągała swoje cele: jeden za drugim; grunt, że trzymała się sztywno swoich ideałów i nie ulegała żadnej presji społecznej (a przynajmniej tak uważała, zażarcie i w pewnym sensie ignorancko, bo przecież to zwyczajnie nie było możliwe), że prosperowała na wartościową jednostkę, w przeciwieństwie do lwiej części swojej rodziny, że parła uparcie do przodu, choćby i po trupach. Ten cały utylitaryzm i makiawelizm rujnowały ją w niezwykle subtelny sposób - taki, że zdawała się zupełnie tego nie zauważać, a wręcz odwracać kota ogonem i postrzegać te przymioty jako czysto pozytywne idee, które należało pielęgnować. Nie miała zamiaru odwrócić się od nich, stając się jakimś parszywym renegatem.
Nikt nie lubił, kiedy poddawało się jego idee w wątpliwość. Dlatego właśnie Viper, słysząc słowa Adama, które brzmiały dokładnie tak jak te, które wypowiadała do własnego odbicia w lustrze, kiedy chciała się dobić, pogrążyć lub zmobilizować, zagotowała się wewnętrznie, ale nie w taki sam sposób, jak zwykle. Zazwyczaj bowiem, kiedy ktoś ją atakował czy obrażał, przyjmowała nieco kpiącą postawę, sugerującą, że ta osoba nie miała bladego pojęcia o czym mówi, a tym samym nie może w żaden sposób poprzeć swoich słów, co czyniło je bezwartościowymi. Ale z Adamem było zupełnie inaczej. Trzymał w swojej obrzydliwej dłoni nic innego, jak właśnie dowód na to, że Viper była dokładnie taka, jak mówił: słaba, przestraszona i smutna. A jednak, pomimo faktu, że te słowa brzmiały uczciwie, pomimo tego, że palące ich uzasadnienie było nieomal w zasięgu jej palców, pomimo dogłębnego, wewnętrznego przekonania, że były prawdą - Monroe nie miała zamiaru dać bratu przeświadczenia, że właśnie ją rozgryzł. W dodatku w taki żałosny sposób: przez przeczytanie bzdurnego pamiętnika.
- Przeczytałeś parę stron i uważasz nagle, że znasz mnie jak nikt inny - prychnęła, w dalszym ciągu zaciskając dłonie w pięści. - Byłby idealnie, gdyby to było takie proste, co nie? Parę durnych stron - żachnęła się, uważnie mierząc go spojrzeniem. - Ale prawda jest taka, że zupełnie mnie nie rozumiesz i nie masz w ogóle takich zdolności, żeby mnie zrozumieć. A znasz mnie w tym momencie równie bardzo, jak znałbyś przypadkową osobę z miasta, której pamiętnik znalazłeś na przystanku. Czyli wcale - oznajmiła, na wypadek, gdyby umknął mu ten dość oczywisty wniosek, który płynąć miał z jej wypowiedzi.
Nie rozumiała, jak Adam wyobrażał sobie to wszystko - czy miała tak jak słynny australijski bandzior, Ned Kelly przemierzać w siodle pustynię, chwytać wrogów na lasso i ze swoją bandą napadać na banki, mierząc do ludzi z rewolweru, tylko po to, żeby dać upust negatywnym emocjom? Chociaż podobnie jak on była ofiarą systemu, szczerze wątpiła, żeby podczas wymierzania jej kary pojawiły się jakiekolwiek osoby, które by przeciwko temu protestowały, tak jak to miało miejsce w jego przypadku. Nie, przemoc fizyczna była żałosna, była przywarą ludzi słabych jak jej ojciec, a przecież nie miała zamiaru być taka jak on i - najwyraźniej - także Adam. Chociaż jego słowa kaleczyły ją jak wystrzelone z broni naboje, starała się tego po sobie nie pokazywać (choć wychodziło to dość marnie).
- Gówno jest warte takie doświadczenie, nie muszę jechać na wojnę, żeby wiedzieć, na czym polega życie - fuknęła na niego tylko, bo dostrzegła te desperackie próby określenia swojej wyższości, które podejmował jej brat. Ten tekst o betonowaniu charakteru za to zupełnie zignorowała, przekierowując swoją uwagę znowu na Księgę Cieni, bo miała wrażenie, że każda kolejna sekunda, w której jej okładka stykała się z Adamem, była niszczycielska dla jej energii. Rozejrzała się pospiesznie, próbując namierzyć jakiś przedmiot, którym mogłaby go ogłuszyć. Kapelusz z frędzlami, spoczywający na jednej z półek niespecjalnie się do tego nadawał, ale zawieszona na jednej ze ścian podkowa już jak najbardziej. Niestety, żeby do niej dotrzeć musiałaby ominąć jakoś brata, który wielkim cielskiem odgradzał jej skutecznie dostęp do wszystkich potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów.
Mężczyzna mówił dalej, a ona tylko przewracała oczami, próbując odgrodzić się jakoś emocjonalnie od tych słów. Nie była przyzwyczajona do podobnych wychowawczych pogadanek (bo tak to chyba można było określić), a zatem nie miała pojęcia, jak powinna na to wszystko reagować, więc stała tylko jak święta krowa, co chwilę uciekając od niego spojrzeniem, żeby zaraz strofować się za to i powrócić znowu wzrokiem do jego oczu, żeby nie myślał sobie, że wymięka pod wpływem tego pierdolenia, które wlewał jej do ucha.
W końcu jednak z jego ust padło słowo, którego nie mogła tak po prostu zignorować. Widząc, że Adam do niej podchodzi, miała ochotę się cofnąć ale została z miejscu, czując jak jej frustracja urasta do horrendalnych rozmiarów. N i j a k a? Nie, to nie było słowo dla niej. Ale wyczuwając prowokację i słysząc jego nakaz, nie mogła przecież zrobić tego, na co faktycznie miała ochotę, czyli rzeczywiście ryknąć. Jeszcze poczułby, że ma nad nią jakąkolwiek sprawczość, a do tego nie miała zamiaru dopuścić. Przez chwilę więc po prostu mierzyła się z nim na spojrzenia, czując jak drga jej powieka, a paznokcie wbijają się pod jej własną skórę.
- Nie mam zamiaru zrobić tego tylko dlatego, że mi każesz - syknęła w końcu. Z chęcią zrobiłaby z tego wieśniaka banitę, wyrzucając go na dobre ze swojego życia, ale to chyba nie było takie proste. - Oddawaj moją własność - nakazała, z trudem kontrolując złość sprawiającą, że miała ochotę wydłubać mu oczy. - A jeśli chodzi o Zeke’a, to nie obchodzi mnie, czy znajdzie się żywy, czy martwy, Dziki Zachód rządzi się swoimi prawami. Tymczasem zabierz mnie na rodeo, durniu - zażądała, nieco gubiąc się w tej metaforze, bo sama nie była pewna, o co chodziło jej z tym całym rodeo. Możliwe, że mózg już przegrzewał jej się od gniewu, ale to nie było ważne. Musiała zachować klasę i nie dać się sprowokować.
adam monroe


Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Rozmowa rodzeństwa zaczynała zmierzać na bliżej niezrozumiałe dla Adama tory absurdu, przez co zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem jego siostra nie dostała jakiegoś ataku. Oczywiście pomijając fakt jej długiego monologu, który prowadził donikąd oraz udowadniał, że Viper miała problemy ze słuchaniem ze zrozumieniem. Nie miał więc powodu, dla którego powinien traktować ją lepiej, niżeli głupie dziecko w okresie dojrzewania, udające alfę i omegę, kiedy w rzeczywistości przeczytała zaledwie parę książek więcej od rówieśników. Myślała, że jest młodym geniuszem, ale zdobywanie lepszych wyników od bandy australijskich surferów było osiągnięciem na miarę nie uwalenia sobie białej sukienki podczas jedzenia zupy pomidorowej.
Z paru stron było można bardzo wiele wyczytać o człowieku. Gdyby miał do czynienia z jej notatkami taksydermicznymi, mógłby mówić o błędnym postrzeganiu Viper, jednak zagłębianie się w pamiętnik - część ludzkiej duszy, czyściec na największe obawy - leżało na kompletnie innym poziomie wtajemniczenia. W pewnym sensie żałował tak odważnego kroku, bowiem czytanie o smutku związanym z dotykaniem chłopaka podczas oglądania chińskich bajek nie było szczytem marzeń dotyczących fabuły literatury młodzieżowej. Pocieszało go, że dziewczyna mimo wszystko posiadała problemy typowo nastoletnie, związane z upierdliwym kolegą z klasy albo pierwszą miłością, zamiast nieokreślonych przez filozofów zbliżeń pomiędzy rodzeństwem, co wychodziło na światło dzienne w przypadku Ewy. Wciąż nie docierało do niego, jak można było w bezczelny sposób wykorzystać młodszą, niewinną w tamtym momencie istotę i sprawiać jej przez lata naprawdę wiele cierpień na psychice.
— Kurwa, dziewczyno, tu nie chodzi o jakieś pierdolone wojsko — westchnął zrezygnowany, bo cały sens jego poprzedniej wypowiedzi został sprowadzony do najbardziej prostej, głupiej konkluzji wszechczasów. Jej odpowiedzi posiadały fundamenty głównie w uprzedzeniach do starszego brata, zamiast skupiać się na jakiejkolwiek refleksji jego słów, na chęci pomocy, na szukaniu tej cienkiej nici porozumienia. Im dłużej rozmawiali, tym bardziej niechętny był Adam na jakiekolwiek marnowanie cennego czasu, ale nie mógł pozwolić na to, by dziecko lat siedemnaście skupiało się na próbach zakończenia żywota. Można powiedzieć, że drzemało w nim coś z chrześcijanina, który wyzwalał mężczyznę z totalnego zobojętnienia.
— Myślisz, że znasz każdego, tak naprawdę nawet z nim nie rozmawiając. Patrzysz na wszystko przez pryzmat swojej obrażonej dupy i udajesz nie wiadomo jak mądrą, chociaż w teście inteligencji pokonałby cię zwykły wieśniak z australijskiej prowincji — prychnął, kręcąc głową Ani myślał oddawać jej bardzo cenne źródło informacji, przynajmniej przez następną godzinę. Postanowił przestudiować więcej fragmentów, skoro te parę wyczytanych na głos były niewystarczające, a sama młodsza siostra nie należała do osób wylewnych.
— Nie wiem, o jakim rodeo pierdolisz i dlaczego oglądasz tyle filmów z Clintem Eastwoodem, ale uznam to za przyzwolenie do obicia typowi ryja. A to — tutaj wskazał na Księgę Cieni — Idzie ze mną do domu. Ja i twój słodki pamiętnik zjemy razem michę lodów, które ostatnio kupiłem, bo ty ewidentnie nie masz ochoty — stwierdził i przepchnął się do wyjścia przez miniaturowe chuchro. Musiała się bardziej postarać, żeby odzyskać swoją własność. Mogłaby na przykład rzucić kostką na dyplomację albo być po prostu milsza. Postanowił dać Viper jeszcze jedną szansę na rozejm albo chociaż bardziej inteligentną kłótnię, po której notesik wróci do niej cały i zdrów.
viper monroe